Najlepsza jesień Ligi Mistrzów

Gdyby na chwilę przyjąć ryzykowne skądinąd założenie, że piłka nożna służy naszej rozrywce, obecny sezon Ligi Mistrzów przebiłby najlepsze sezony „Med Mena”, „Californication”, „Boardwalk Empire”, „The Killing” czy co tam jeszcze oglądamy. Oczywiście piszę te słowa z pozycji widza niezaangażowanego, który będzie obgryzał paznokcie dopiero dzisiejszego wieczora, kiedy Tottenham zmierzy się z Mariborem w pożałowania godnej z tej perspektywy Lidze Europejskiej: gdybym był kibicem Manchesteru United, gdy gasło światło na portugalskim stadionie, kibicem Chelsea, gdy Juan Mata ustawiał piłkę w narożniku podczas ostatniej akcji meczu, kibicem Barcelony przez całe spotkanie z Celtikiem, kibicem Arsenalu, patrzącym jak jego drużyna obejmuje, a następnie traci prowadzenie w meczu z Schalke, kibicem Manchesteru City wreszcie, przyjmującym do wiadomości fakt, że jego drużyna odpada z najważniejszych rozgrywek w Europie – z pewnością nie nazwałbym tego rozrywką. Ponad trzy gole na mecz. Obłędne akcje. Polskie akcenty. Kłamstwo statystyk: zobaczcie, jak to wyglądało w Glasgow i posłuchajcie menedżera gospodarzy, przekonującego, że w piłce najważniejsi są piłkarze, a nie jakieś tam posiadanie piłki czy taktyka). Nowe nazwiska, których natychmiast trzeba się nauczyć. Męczarnie Realu Madryt. Płaczący Rod Stewart. Magia haendlowskiego „Zadok the Priest”: nie dziwię się odchodzącym z mojego klubu piłkarzom, że chcą tego słuchać jak najczęściej. Barcelona, składająca za pośrednictwem swojego oficjalnego profilu na Twitterze gratulacje grającemu skądinąd bez kilku podstawowych zawodników Celticowi, i Tito Vilanova, mówiący na konferencji, że nienawidzi przegrywać, ale jeśli już musi, to w takich okolicznościach i z taką drużyną (Celtic, pamiętamy, obchodził właśnie 125-lecie). Gol Oscara (pal licho błędy obu defensyw w meczu na Stamford Bridge – to ligomistrzowa norma, pewnie zresztą nie bez związku z kwestią naszej rozrywki). Determinacja Chelsea i klasa jej ofensywnego kwartetu, ale też cudowna gra piłką Szachtara w starciu drużyn oligarchów (jak to ujął sprawozdawca „Daily Telegraph”, były w tym meczu momenty, w których drużyna należąca do Rinata Achmetowa monopolizowała grę, jak jego firmy – ukraiński rynek energetyczny i górniczy). Główka niewysokiego Mosesa. John Terry na ławce, spekulacje prasy i enigmatyczne wypowiedzi pomeczowe Roberto di Matteo. Interwencje powoływanego już do reprezentacji Anglii, niechcianego w Newcastle i sprowadzonego za grosze przez Szkotów Forstera. Bramka debiutującego w Lidze Mistrzów osiemnastolatka, kupionego za 50 tys. funtów z Airdrie Tony’ego Watta. Życiowy sukces Neila Lennona, przed rokiem bliskiego zakończenia kariery z powodu ataków nienawiści kiboli innych szkockich klubów (w maju 2011 rzucił się na niego jeden z widzów na stadionie Hearts, wcześniej w listach do klubu przychodziły pistoletowe kule, na poczcie zatrzymano nawet paczkę z ładunkiem wybuchowym). Życiowa klęska Roberto Manciniego, od którego z pewnością oczekiwano więcej, nawet w „grupie śmierci” – niezależnie od klasy przeciwników, gole w meczu z Ajaxem tracono po absolutnie elementarnych błędach w kryciu przy rzutach rożnych. Życiowa norma Alexa Fergusona, budzącego swoją drużynę z letargu i pchającego do kolejnego zwycięstwa w końcówce (ok, w piłce najważniejsi są piłkarze, nie jakaś tam taktyka, ale ustawienie Rooneya za dwójką napastników i kolejna próba gry w „diamencie” wciąż nie przychodzi gładko…).

No dobra, ja również miałem wczoraj swoje dobre chwile. Zanim jeszcze Celtic zmierzył się z dorosłą drużyną Barcelony, młodzieżówka Tottenhamu zwyciężyła katalońską drużynę U-19 w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Na Mini Estadi wydarzenia przebiegały podobnie jak na Celtic Park: totalna dominacja Wiadomo Kogo, przetrwanie nawałnicy, szybka kontra, potem heroizm w defensywie, kolejna kontra… Fani Football Managera wiedzą, że gwiazdą przyszłości ma być Souleymane Coulibaly, ale po wczorajszym doradzałbym raczej inwestowanie w Shaqa Coulthirsta, który zdobywał bramki zarówno prawą i lewą nogą, jak głową. Football Manager… to też jest jakiś sposób na rozrywkę znękanego kibica – ale o tym może innym razem.

6 komentarzy do “Najlepsza jesień Ligi Mistrzów

  1. ~karmen

    Moim zdaniem trzeba powoli się przyzwyczajać do Rooneya jako ofensywnego pomocnika, nie napastnika. W tym sezonie ustawiany za każdym razem za plecami napastników (Van Persiego bądź Chicharito). Zresztą sam Rooney za pośrednictwem twitter poinformował, że taka rola mu bardzo odpowiada, ma więcej miejsca, ciągle jest pod grą, no i przekłada się to na asysty, bo w tym sezonie jest najlepszy w MU pod tym względem.

    Jeszcze chciałbym słowem o RVP. Pamiętam zaraz po jego transferze jak wiele osób narzekało, wielu kibiców Arsenalu szydziło, że SAF przepłaca, bo i Robin ma już 29 lat, jest kontuzjogenny, że szczytowy okres formy ma już za sobą wypominając kiepskie Euro. Ale teraz patrząc z perspektywy czasu, jaki to był transfer. Myślę, że 30 bramek w tym sezonie to będzie w wydaniu Van Persiego lekko 🙂

    Odpowiedz
    1. ~GGMU

      Zgadzam się z wszystkim co napisałeś, Rooney się świetnie spisuje na nowej pozycji, van Persie był strzałem w dziesiątkę, ten sezon będzie nasz! 😉 Tylko taka mała uwaga, RvP jest podatny na kontuzje, a nie kontuzjogenny. Pozdro. 😉

      Odpowiedz
  2. ~jaydrill

    To wczoraj w meczu MU-Braga, to w żaden sposób nie był diament, przecież na boisku po stronie diabłów był jeden nominalny pomocnik i to Anderson, który z trzymaniem pozycji ma niewiele wspólnego. To było jakieś dziwne spaghetti z 3 napastnikami, 3 skrzydłowymi i 3 obrońcami i było absolutnie koszmarne do oglądania, Gole United były kuriozalne i nie miały nic wspólnego z suszarką Fergusona. To naprawdę ostatni mecz, który powinien znaleźć się w artykule o tym tytule, tym bardziej że Braga grała taką samą kupę jak United.

    Odpowiedz
    1. ~nalewacz

      Jesli wezmiemy pod uwage tylko wzgledy czysto pilkarskie – to zgoda. Ale jesli bierzemy pod uwage takze inne okolicznosci (gasnace swiatla, ktore daly okazje Fergusonowi do drugiej suszarki i kolejny comeback) to i ten mecz jak najbardziej wpisuje sie w ta edycje LM.

      Odpowiedz
  3. ~Jak

    Mancini z City potwierdza to co była z Interem tzn bardzo dobrze w lidze i bardzo źle w europejskich pucharach.On już tak ma

    Odpowiedz
    1. ~Dawid

      Dawno temu było taka gazeta komputerowa, która oceniała gry pod względem cena/jakość. Jeśliby to kryterium zastosować do drużyny Manciniego – szczególnie, że stylem gry tez ostatnio nie szokuje – to mam wrażenie, że straciłaby kilka oczek.
      Celtik wczoraj bardzo skutecznie, choć pod koniec nerwowo. Dobrze, że jeszcze takie rzeczy dzieją się na boiskach europejskich. Szczególnie druga bramka pokazała, że nie trzeba wielu podań, nawet 3, aby trafić do siatki przeciwnika. Myśl taktyczna Charlesa Reepa wiecznie żywa:)

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *