Z podniesioną głową

Wszyscy zadowoleni, a najbardziej Arsenal. Kanonierom wystarczy wygrać dwa umiarkowanie trudne spotkania, żeby zapewnić sobie prawo do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Chelsea jest niemalże pewna trzeciego miejsca. Tottenham zaś… no cóż, zremisował spotkanie, w którym dwukrotnie musiał gonić wynik i którego niemałe fragmenty (zwłaszcza po przerwie) nie miał wiele do powiedzenia. AVB opuszcza Stamford Bridge z podniesioną głową. Nie tych dwóch punktów zabraknie na koniec sezonu jego klubowi; zostały stracone gdzie indziej.

Dobrze się bawiliście, nieprawdaż, wy wszyscy niezaangażowani w londyńskie rywalizacje? Cóż za tempo, cóż za wymiany ciosów, cóż za piękna bramka (Adebayora) i cóż za cudowne odegranie (Adebayora). Cóż za błędy również, niestety. W przypadku Tottenhamu błędy Scotta Parkera, zarówno w kryciu przy rzucie rożnym (który to już raz w tym sezonie?), jak i w ustawieniu podczas akcji, która dała Chelsea drugą bramkę, zdobytą przez kompletnie odpuszczonego podczas biegu z głębi pola Ramiresa.

Ten ostatni piłkarz był najwyraźniejszym może symbolem różnic między gospodarzami i gośćmi: w drugiej linii Tottenhamu dramatycznie brakowało zawodnika o podobnej dynamice. Może gdyby zdrowy był Dembele, może gdyby całego sezonu nie stracił Kaboul, mający wszak w swojej karierze mecze na pozycji defensywnego pomocnika i imponujący szybkością, może gdyby (wiem, że mówię to po raz setny) przed czterema miesiącami kontuzji nie złapał Sandro, dysproporcja nie byłaby aż tak wyraźna, jak przy człapiących Parkerze i Huddlestonie oraz gasnącym w miarę upływu czasu i nieprzystosowanym jeszcze do tempa Premier League Holtbym. Rafa Benitez zaraz po objęciu Chelsea narzekał na przygotowanie fizyczne zawodników do sezonu, ale w tym meczu jego piłkarze po raz kolejny pokazali znakomitą wytrzymałość – do ostatnich sekund biegali więcej i szybciej, zupełnie jakby w ostatnich tygodniach nie przychodziło im grać w niedzielę, w czwartek, w niedzielę i czwartek…

Oczywiście różnicę robili również świetny na swojej relatywnie nowej pozycji Luiz, doskonale odnajdujący się między liniami Mata oraz Hazard, którego rajdy z piłką były o wiele groźniejsze niż te Bale’a. Prawda o ostatnich występach Walijczyka – podobnie zresztą jak Aarona Lennona – wygląda, moim zdaniem, następująco: powrót do gry nastąpił zbyt szybko, urazy nie są do końca wyleczone. Dzisiejszy pomysł na ustawienie Bale’a przy którejś z linii bocznych, z dala od chroniących czwórkę obrońców Luiza i Ramiresa, wydawał się oczywiście optymalny. Gdyby tylko Piłkarz Roku był w formie…

Co powiedziawszy muszę jednak zauważyć, że Tottenham nie jest drużyną jednego zawodnika. A jeśli już w tym meczu kogoś z gości miałbym wyróżnić, to Adebayora. Pomijając nawet fenomenalnego gola i piękną asystę: to był TEN Adebayor, znakomicie utrzymujący się przy piłce pod presją i celnie podający do kolegów. Przyznaję, że parę razy szykowałem się na najgorsze, mając w pamięci np. jego występ na Emirates i czerwoną kartkę po golu: bałem się, że biegając między obrońcami Chelsea nie wytrzyma nerwowo, wejdzie w któregoś wślizgiem, nie trafi w piłkę i wszystko weźmie w łeb. Nic podobnego się nie stało. Tak dobrze napastnik z Togo jeszcze w tym sezonie nie grał; lepiej późno niż wcale.

Presja spaliła natomiast Toma Huddlestone’a. Nie dziwię się, że dawał się nabierać albo zwyczajnie nie potrafił dogonić Maty, Oscara czy Hazarda; problem w tym, że parokrotnie zepsuł również proste podania, zarówno ze stałych fragmentów, jak i swoje „firmowe” długie przerzuty. Cudownym podaniem z tej ostatniej kategorii popisał się za to Vertonghen; szkoda, że piłka spadła Adebayorowi na piszczel zamiast na buta, choć z drugiej strony nie była to przecież najlepsza z niewykorzystanych sytuacji w tym meczu – dużo lepsze psuli Hazard, a zwłaszcza Ramires, który będąc przed bramką Llorisa potknął się i przewrócił.

Poznajdowałem sobie pracowicie powody do zadowolenia. Cieszę się np., że AVB dobrze zestawił wyjściową jedenastkę, a potem trafił ze zmianami (czego chyba nie można powiedzieć o Benitezie; rozumiem, że zejście Hazarda było wymuszone, ale czemu w końcówce pojawił się Benayoun, a nie Lampard?). Cieszę się, że nadal jeszcze nie wszystko rozstrzygnięte. Że wciąż pozostaje nadzieja. Że wszystkie te frazy o pękaniu Tottenhamu pod presją i zmarnowanych końcówkach sezonu wypada oddalić, skoro i z MC, i z Chelsea udało się odrobić straty, a i strzelanie goli w ostatnich minutach (patrz pod Southampton) stało się także specjalnością Kogutów. Innymi słowy: cieszę się, że moja drużyna walczy do końca, nawet jeśli nie robię sobie wielkich złudzeń w kwestii, jaki to będzie koniec.

PS Wpisu na blogu o emeryturze sir Alexa Fergusona nie będzie – zamiast tego będzie duży, niepiłkarski portret legendarnego menedżera MU w najbliższym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Na blogu z pewnością napiszę o następcy; nieustająco zapraszam również na profil Facebookowy, gdzie znajdziecie również komplet informacji o wydanej właśnie książce i związanych z nią wydarzeniach towarzysko-medialnych.

11 komentarzy do “Z podniesioną głową

  1. ~KrólJulian

    zmiany dokonywane w tym sezonie przez beniteza już wielokrotnie odwracały losy meczu, niestety rzadko na korzyść prowadzonej przez niego ekipy. moses i benayoun pokazali wczoraj swoją jakość 🙂 sprawiedliwy wynik, wszyscy są nadale w grze i będzie się jeszcze działo…

    Odpowiedz
  2. ~Robespierre

    A można wiedzieć w jaki dzień wyjdzie numer z artykułem o Fergusonie?

    Co do meczu to uważam, że Ivanovic i Cahil nie do końca radzą sobie wspólnie w obronie. Przy pierwszym golu Adebayor bardzo długo holował piłkę, i nikt na niego nie napierał. Zdecydowanie lepszym zestawieniem jest para Luiz-Terry. Angielski obrońca nie zagrał jakiegoś słabego meczu bo miał kilka świetnych interwencji, ale myślę że to nie jest szczyt jego możliwości. Bardzo podobał mi się Azpilicueta. Wydaje mi się że jest lepszy na prawej stronie niż Ivanovic. Hazard musi grać bardziej zespołowo, była sytuacja w drugiej połowie kiedy kończył sam trudną akcję a Torres stal lepiej ustawiony. To tak co mi się najbardziej żuciło w oczy ze strony Chelsea

    W Tottenhamie komentatorzy upatrzyli sobie Assou-Ekotto, który rzeczywiście nie nadążał za akcją i przy bramce Ramiresa to właśnie tego piłkarza brakło w obronie. Mecz się fajnie oglądało ale było w nim wiele głupich błędów i niedokładności. Z drugiej strony przy wysokim tempie łatwiej jest o błąd. Tottenham mi zaimponował bo był drużyną grającą słabiej a mimo to ugrał dobry wynik i miał w końcówce szansę na więcej.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński Autor wpisu

      We wtorki jest na czytnikach w prenumeracie elektronicznej (można zamawiać pojedyncze numery), we środy w kioskach

      Odpowiedz
    2. ~hazz2

      No właśnie upatrzyli sobie Ekotto i fakt, że w 1 polowie grał tak sobie ale Pan Twarowski przy całym szacunku dla niego plótł wczoraj takie bzdury, że… ! 1 buda to wina Parkera ale też i Dawsona a 2 to zespołowa Parker, Dawson, Ekotto w której ten ostatni zawinił akurat najmniej. W 1 połowie Ekotto byl często na swojej stronie zupełnie sam i nikt go nie kochał więc nie ma co na niego tak jechać a teksty komentatorów o Dawsonie w 11 sezonu można zaliczyć do niezłych żartów. Środek nie ogarniał bo nie mógł i wiadomo było, że w tej części boiska Chelsea będzie miała przewagę. Benitez odciął boasowi skrzydła i było po sprawie i dobrze, że Ade wystrzelił bo cała reszt nie była w stanie nic wykreować niestety.No ale gdyby może w środku grali Dembele z Sandro to Chelsea nie mogłaby rzucić wszystkich sił na Garetha. Boas nic ciekawego nie przygotował więc wynik trzeba traktować w kategoriach sukcesu ale na top4 to już raczej szans nie ma co zresztą po letnich transferach można było przewidzieć

      Odpowiedz
  3. ~techno

    Nie no, to ja od wczoraj tutaj odświeżam co 30 minut ten blog, żeby przeczytać o Fergusonie co napisał najlepszy dziennikarz sportowy tego kraju, a tu jakieś Tottenhamy a Fergiego nie będzie 🙁 Smutłem hardo 🙁

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński Autor wpisu

      Ależ będzie. Jeszcze więcej i jeszcze lepiej, zapewniam 🙂 (dzięki za miłe słowa)

      Odpowiedz
        1. ~sandinista

          Chłopie co miałeś na myśli pisząc „jakieś Tottenhamy”. Świat nie kręci się wokół United i Fergusona, zwłaszcza że wczorajszy mecz miał krytyczne znaczenie dla tabeli i kto wie czy nie układu sił w PL w najbliższych latach. Pan Michał już wielokrotnie informował o tym gdzie należy szukać tekstu o sir Aleksie Fergusonie, wystarczy czytać uważnie i darować sobie tego typu teksty.

          Odpowiedz
          1. ~duncanedwards

            Kolega chyba zestresowany brakiem kwalifikacji do LM.
            Fergie to zdecydowanie ważniejszy temat nie tylko dla fanów MU, ale rownież dla bezstronnych fanów futbolu. Dlatego rownież nie mogę się doczekać srodowego artykułu w TP.
            Jak rownież i książki. Panie Michale, rozumiem, że w Empiku będzie można kupić to cudo?!

          2. ~erictheking87

            True story. Autor jest kibicem Spursów i nie rozumiem (tzn. rozumiem, ale nie podoba mi się) trochę egoistycznego podejścia moich kolegów, kibiców United (chociaż część winy zwaliłbym na ciężki szok).

            Sam przeskoczyłem co prawda od razu do PS, pomijając opis meczu (jak to Stecu wyjątkowo, ale to wyjątkowo celnie napisał: „aż mi się zdało dziwne, że Tottenham, Chelsea oraz reszta ferajny z Premier League wyjdzie dziś na boisko” – ujmuje idealnie mój stan ducha), ale nie zapominajmy, że United nie jest całym światem, i że ogólnie ten blog jest poświęcony przede wszystkim Spursom i lidze angielskiej jako całości. United, jak wszystkie inne kluby bywa tu na gościnnych występach.

            A abstrahując od tego, jestem pewien, że Pan Michał wrzuci prędzej czy później jakiś solidny tekst o Fergim.
            I może nawet doda coś o jego nowo mianowanym następcy 😉

            pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *