Na szczycie

Są jednakowoż takie mecze, które mają wszystko, nawet jeśli zabrakło w nich haniebnego incydentu, alias głupoty, alias dziecinady, alias żenady (por. Nick Hornby, „Siedem bramek i awantura”). Ten dzisiejszy, między MC i Liverpoolem, miał niestety również wyjątkowo fatalne decyzje sędziowskie (por. Nick Hornby op. cit.): pierwszą związaną ze spalonym przy nieuznanym golu Sterlinga, drugą zaś przy incydencie w polu karnym City, gdy Lescott ciągnął za koszulkę Suareza; inna rzecz, że i Skrtel o mało nie rozerwał stroju Kompany’ego podczas jednego ze starć w polu karnym Liverpoolu.

Szkoda, bo poza tym był to prawdziwy mecz na szczycie, w którym zdarzające się, owszem, pomyłki, brały się nie tyle z technicznej niedoskonałości, co z tempa, w którym poszczególni zawodnicy starali się realizować swoje pomysły, lub z pressingu, z jakim musieli sobie radzić. Mecz z kapitalnymi akcjami (kontratak City przed drugim golem, z podaniami do i od Nasriego, o centymetry mijającymi buty rywali), z jednym czy drugim zgraniem Suareza do kolegów, niemal od niechcenia, a przecież zawsze znajdującym cel, podobnie zresztą jak w przypadku zgrań Davida Silvy. Z nieprawdopodobną pracą wykonywaną przez Urugwajczyka w poszukiwaniu wolnej przestrzeni – zbieganiem do boków i wyciąganiem za sobą obrońców City – i z wyjściami z drugiej linii Yayi Toure.

A także – co zasługuje na osobny akapit – ze świetną postawą Joe Harta w bramce Manchesteru City. Kiedy Manuel Pellegrini sadzał go na ławce, pisałem, że niejeden świetny bramkarz miał w karierze takiego doła i że prawdziwą wielkość osiągał dopiero dzięki wyjściu z niego. Po dzisiejszym występie Harta można z pewnością powiedzieć, że pierwszy krok został zrobiony: jego interwencja z pierwszej połowy, po wymianie Suarez-Henderson-Coutinho, odebrała Liverpoolowi szansę na jedną z piękniejszych zespołowych bramek w tym sezonie.

Goście kolejny raz grali bez Gerrarda i kolejny raz nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ta nieobecność im służy. Trójka pomocników biegała jak szalona, sytuacje stwarzały się jedna za drugą – problemem było jedynie wykończenie. To w pewnym sensie charakterystyczne: z Tottenhamem Flanaganowi wyszedł strzał życia, z City Johnson spudłował; Henderson tam trafił, tu nie – choć i tak największe pudło stało się udziałem Sterlinga, już przy stanie 2:1. Ale nawet przy tej nieskuteczności Liverpool zrobił wrażenie drużyny, która miejsca w pierwszej czwórce łatwo nie odda; drużyny, o której obliczu nie stanowi bynajmniej jedynie Luis Suarez. Wiem, że wszyscy piszą teraz, ile jest wart i jaką ma średnią bramek w tym sezonie, ale ileż jego gra zawdzięczała dziś Coutinho i Sterlingowi, a ile holującym piłkę z głębi Allenowi i Hendersonowi? Pamiętamy zresztą, że kiedy jeszcze był zdyskwalifikowany, Liverpool szedł jak burza dzięki grze duetu Coutinho-Sturridge.

Można oczywiście żałować, że nie dane nam było obejrzeć w jednym meczu dwóch najlepszych obecnie piłkarzy Premier League, Suareza i Aguero. Ale w MC również, pomimo świecącej arcyjasno gwiazdy Argentyńczyka, o zespole wypada mówić w pierwszej kolejności. O podstawie, jaką dają kolegom, Fernardinho i Toure. O geniuszu Silvy i coraz lepszym pod okiem Pellegriniego Nasrim. O Navasie, momentami tłamszącym Cissokho po lewej stronie Liverpoolu. O Negredo i Zabalecie. O rezerwowych, których może rzucać do gry chilijski szkoleniowiec City, i z których każdy lepszy jest od takiego Mosesa, wprowadzonego przez Brendana Rodgersa w miejsce Coutinho. Gdzieś tam, na koniec sezonu, ten punkt – siła ławek rezerwowych – może okazać się ważniejszy niż to, że na Etihad Stadium przyjechała drużyna, która wcale nie była gorsza od gospodarzy, a punkty odebrało jej sędziowanie.

29 komentarzy do “Na szczycie

  1. ~Stefan

    Chciałbym kiedyś po którymś z kolei hicie w BPL nie musieć czuć zażenowania pracą sędziów. Prawda jest taka, że piłka jest coraz szybsza i sędziowie po prostu nie nadążają, przecież dzisiejsza decyzja o spalonym przy bramce Sterlinga była po prostu skandaliczna i naprawdę niczym tego nie można wytłumaczyć. Kiedy wreszcie ktoś pójdzie po rozum do głowy i wprowadzi powtórki video żeby nie niszczyć tego sportu?

    Przecież ten mecz najprawdopodobniej wyglądałby zupełnie inaczej gdyby Liverpool prowadził 2:0. Podobnie jak przynajmniej jeszcze ze dwa dzisiejsze mecze na których przebieg wpłynęły pomyłki sędziów. Chcę oglądać czystą grę i mam serdecznie powyżej uszu wysłuchiwania, że pomyłki się sumują, że w dłuższej perspektywie się zerują, że to, lub że tamto.

    Na boisko na Etihad Stadium wyszły dziś dwie świetne drużyny i ja jako bezstronny kibic chciałbym wiedzieć która dzisiaj była lepsza, a nie wiem, bo wynik został wypaczony.

    Odpowiedz
    1. ~m

      A ja chcę pizzę do każdego meczu. 🙂

      Powtórka w momentach trudnych do oceny? A kto decyduje? Sędzia wstrzymuje grę, czy może pozwala grać dalej i ewentualnie za chwilę przerwie grę, żeby ustawić piłkę na środku? A może trenerzy? Mind games weszłyby na nowy level. 🙂

      Odpowiedz
      1. ~Asdasadas

        Trenerzy powinni mieć możliwość zgłoszenia sędziemu technicznemu potrzeby obejrzenia powtórek. Powiedzmy, że limitem byłyby 2 powtórki na spotkanie. Wcale by to gry nie zabiło.

        Odpowiedz
        1. ~Polaś

          To byłoby nawet dobre, ale co ze spalonymi? Przecież liniowy machnął, sędzia gwizdnął, trener wziąłby powtórkę i okazałoby się, że spalonego nie było. I co wtedy?

          Żeby wyeliminować błędy trzeba by było usunąć sędziów z boiska i podejmowali by oni decyzje siedząc sobie w boxie i oglądając 100 ekranów. Ale to na tą chwilę raczej jest niemożliwe.

          Odpowiedz
      2. ~Stefan

        To zamów sobie – ja tak robię. Jeśli mieszkasz niedaleko mogę nawet polecić pizzerię;)

        A tak całkiem serio, już kilka razy opisywałem jak można rozwiązać system powtórek tak żeby nikt na tym nie ucierpiał. Specjalnie dla Ciebie raz jeszcze.

        Dodatkowy sędzia techniczny siedziałby przed monitorami do powtórek i przerywał grę kiedy ma pewność, że pomimo tego że trójka sędziowska puściła grę powinna być przerwana, trójka sędziowska pod żadnym pozorem nie przerywałaby gry nie mając 100% pewności, że powinna to zrobić.

        I tak spalony, ale minimalny gra idzie dalej, gość za monitorem to widzi przekazuje głównemu swoje uwagi, główny przerywa grę. Jeżeli padnie bramka tak jak wczoraj w meczu City – Liverpool to wszystko jest ok, jest uznana, gdyby się okazało że jednak był spalony, nie zostaje uznana. Przecież to banalne. Kolejny przykład Suarez pociągany za koszulkę w polu karnym – sędzia główny nie widzi tego jak na tacy, więc puszcza grę dalej, gość przy monitorze ma powtórki, widzi, kwalifikuje jako karnego, przekazuje uwagi głównemu.

        Naprawdę to jest bardzo proste i praktycznie nie ingeruje w to co się dzieje na boisku. Do tego piłkarze mając świadomość, że wielki brat przy monitorze czuwa przestaliby nurkować, wymuszać karne (bo i tak na nic by się to zdało), w zapomnienie odeszłyby jakieś zaczepki, czy wślizgi kiedy główny nie widzi, bo zobaczy to gość przy monitorze, brutalne zachowania, itp, itd. Oczyściłoby to piłkę z tych większości godnych politowania zachowań i błędów, a sama rozgrywka nie straciłaby płynności, ba wręcz zyskałaby na płynności – niepewna trójka sędziowska nie reaguje i gra idzie dalej, dopiero jeżeli coś zostanie zakwalifikowane jako faul przez wielkiego brata przerywany grę. Serio czasami aż się śmieję, jak arbitrzy, szczególnie w LM gwiżdżą każdy kontakt pomiędzy zawodnikami bojąc się najwyraźniej że przeoczą faul – to nie jest płynna gra, jeżeli arbiter w meczu gwiżdże 100 krotnie…

        Odpowiedz
        1. ~KrólJulian

          Dokładnie tak, to prosty i relatywnie tani system, ale opór leśnych dziadków z FIFA, UEFA, itd. jest tak duży, że wprowadzą kolejnych 5 darmozjadów/sędziów i będzie jak zwykle. Przecież, przynajmniej w PL, sędziowie komunikują się ze sobą, więc komunikacja z odpowiednikiem koszykarskiego „stolika” nie powinna stanowić problemu, a przy spalonym oczywiście pewne opóźnienie w reakcji sędziego będzie, ale najwyżej akcja pójdzie, a potencjalny gol nie będzie uznany, teraz też się to zdarza… Oczywiście może to powodować niezdrowe emocje na trybunach, ale na pewno znacznie mniej krótkotrwałe aniżeli te doświadczane przez Nas obecnie. Obawiam się jednak, że omawiane zmiany będą możliwe dopiero, gdy do władzy dojdzie nowe, młode pokolenie działaczy, a zanim to nastąpi zmienią się nieco problemy, no i młodzi prężni staną się starzy i nie tak chętni do wprowadzania innowacji… Z drugiej strony takie spalone jak ten we wczorajszym meczu widać z samolotu…

          Odpowiedz
          1. ~michal77

            myślę, że to nie tylko opór Leśnych Dziadków z FIFY czy UEFY, to sami piłkarze mieliby pewien problem, gdyż od video-weryfikacji przy spalonych tylko krok do video-weryfikacji przy faulach -> np. przypomnijMY sobie Sergio Busquetsa łypiącego spomiędzy palców na sędziego, a Ashly Cole? co biedak pocznie? karierę zakończy? 😉

        2. ~Baandzior

          No to teraz wyobraź sobie, że Twoja drużyna gra z, powiedzmy Barceloną-bardzo popularna jeśli chodzi o zarzuty pomocy od sędziów- i zawodnik Twojej drużyny pada w polu karnym. Sytuacja jest niejednoznaczna, taka 50-50 (dla Ciebie oczywisty karny rzecz jasna 😉 ale szara eminencja meczu uznała, że to jednak karny nie był. Idzie kontra i Pedro być może końcem buta wystawał bliżej bramki od ostatniego obrońcy i strzelił gola. „Wielki Brat” idzie z duchem gry (przepisów) i sytuację tak nieoczywistą rozstrzygnął na korzyść drużyny atakującej. Przecież zaraz połowa kibicowskiej braci uznałaby, że to kolejny sposób na wpływanie przez UEFA/FIFA na wyniki spotkań. Za chwile sytuacja odwrotna i wszyscy by tak uważali. Po co ci sędziowie na boisku skoro sami nie podejmą żadnej decyzji? Byliby jak ci zabramkowi teraz-niby jest, niby widzi, ale nic kompletnie nie robi. Równie dobrze gwizdać może speaker stadionowy… Challenge z tenisa przeniesiony mógłby mieć sens, sprawa do wypróbowania.

          Odpowiedz
          1. ~Stefan

            Teraz wyobraź sobie, że to o czym piszesz czasami potrafi się zdarzyć pięć razy w trakcie jednego meczu. Chyba lepiej żeby kontrowersyjne sytuacje były dwie, a nie pięć, prawda? Czy w imię jakiejś niewytłumaczalnej wyższej idei stwierdzimy, że lepiej jest jak jest gorzej? Duch gry, te sprawy – niech będzie więcej pomyłek…

            Wszystkich pomyłek w tak złożonej grze jak futbol nie da się wyeliminować, ale jeżeli udałoby się wyeliminować 95%* z nich za sprawą powtórek to na pewno nie ucierpi na tym duch gry, wręcz przeciwnie. Nie wiem jak Ty, ja nie mam ochoty oglądać tak kuriozalnych sytuacji jak wczorajszy „spalony” Sterlinga.

            * – bo ile jest sytuacji stykowych, takich w których mimo pięciu powtórek nie wiadomo jak gwizdnąć? Tylko szczerze – jedna w meczu średnio? Czasami nawet tej jednej nie ma…

          2. ~KrólJulian

            Kiedyś już dyskutowaliśmy tu na temat tych nowinek rodem z tenisa. lekkiej atletyki, itd. Ważne żeby choć zaczęto próbować coś wprowadzać w życie, a zaraz usłyszymy głosy, że piłka jest najbardziej popularną dyscypliną, bo ma proste i ujednolicone przepisy, a w takiej Afryce nie ma szans na zastosowanie powtórek w meczach 5 ligi kongijskiej. Z drugiej strony w tenisie taki challenge rozwiewa wątpliwości, a zbliżenie rzucone na telebim w wielu krajach doprowadziłoby do regularnej bitwy na stadionie, bo połowa widziałaby faul czy spalonego, a połowa nie… To truizm, ale wiadomo, że obecna piłka stała się szybsza, bardziej atletyczna,niż 50 lat temu i ciężko żeby jakiś 40 letni facet z gwizdkiem nadążył za tym wszystkim i do tego z 20-30 metrów wyłapał drobne przewinienie…

    2. ~evertonian

      Akurat wynik i to kto był lepszy często nie idą ze sobą w parze vide choćby wczoraj Everton i Sunderland.

      Odpowiedz
      1. ~Ron Obvious

        Ależ oczywiście, że idą w parze. Sędzia nie popełnił żadnej grubszej pomyłki, więc wynik jest jak najbardziej sprawiedliwy – wygrała drużyna ze skutecznością 8%, która pokonała rywala ze skutecznością 0%, nie wiem jak można uważać, że drużyna z zerową skutecznością była lepsza.

        Odpowiedz
          1. ~Ron Obvious

            No ale dla jednych jest Bach, dla innych Led Zeppelin, lub Sex Pistols, lub Slayer, a nawet Bayer Full. Nikt mi nie wmówi, że Sunderland nie był lepszy skoro dostał punkty za wrażenia artystyczne w postaci interwencji bramkarza i kunktatorstwa w wersji hard:)

          2. ~KrólJulian

            żartowałem tylko, są gusta i guściki, sunderland był lepszy, bo wygrał-Poyet ma taki skład personalny i taką sytuację w tabeli, że wrażenie artystyczne schodzi co najmniej na drugi plan. Przyznam szczerze, że w młodości rozczarowałem się wielokrotnie różnymi Brazyliami i innymi Argentynami, którym człowiek kibicował z uwagi na piękną grę, na tyle, że nawet polubiłem nawet ten rodzaj futbolu… no może nie na tyle żeby śledzić mecze Hull-Stoke, ale już taki Hull-MU oglądało się całkiem przyjemnie. A samego Poyeta to chętnie zobaczyłbym w jakimś silniejszym zespole za sterami, zakładając, że poradzi sobie w tym sunderlandzie-chwilowo idzie mu całkiem nieźle.

    3. ~Tur

      Wszystko pięknie, powtórki. Tylko czy sędzia ma przerywać grę jak jest spalony? Czy wszystkie akcje puszczać i dopiero po strzelonym golu odgwizdywać spalonego?

      Odpowiedz
    4. ~wk

      Zgadzam się, że sędziowie popełnili ogromny błąd przy spalonym Sterlinga, i w zasadzie z całością wypowiedzi się zgadzam… ale mimo wszystko założenie, że gdyby nie błąd sędziego byłoby 2-0 dla Liverpoolu jest bardzo daleko idące.
      – Po pierwsze nie wiadomo czy Sterling strzeliłby bramkę, bo póki co miałby doskonałą sytuację, co akurat biorąc pod uwagę skuteczność Liverpoolu w tym dniu jak i formę Harta o niczym nie świadczyło… dałbym tak pół na pół 🙂
      – po drugie, City ewidentnie doszło do siebie po stracie gola… po pierwszych 15 minutach można było z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że jednak Liverpool wyjdzie na prowadzenie a później grę przejmie City. Także wątpię czy Liverpool stworzyłby następne sytuacje… co nie zmienia faktu, że mecz generalnie wyglądałby inaczej a jak… tego już się niestety nie dowiemy 🙂

      Odpowiedz
      1. ~Stefan

        No właśnie, nie dowiemy się – a ja chciałbym się dowiedzieć jak wyglądałby ten mecz bez ingerencji arbitrów w wynik…

        Odpowiedz
  2. ~pajacyk

    Temat powtórek wraca jak bumerang, szczególnie po takich meczach, jak wczorajszy. Ja jestem przeciwny. Choćby z tego powodu, że czasami są takie spalone/niespalone, że 10 powtórek obejrzysz i nie wiesz na pewno, czy był centymetrowy spalony, czy nie. I co wtedy? Podobnie z faulami i rękami. Czasami oglądam kilka powtórek jakiejś stykowej sytuacji w polu karnym i sam nie wiem, czy był faul, czy nie. Poza tym są takie faule, które na środku boiska są odgwizdywane, ale w polu karnym już nie (tzw. sędziowanie z duchem gry). Wszystko to opiera się na subiektywizmie sędziego i wprzęganie w to technologii zabiłoby ten sport.

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Jeżeli mimo 10 powtórek nie jesteś pewny, że był spalony to chyba oczywistym jest, że grę powinieneś puścić. Tak mówią przepisy przecież, jeśli nie jesteś pewny że był spalony to spalonego nie ma. Forujemy ofensywną grę. To są wytyczne FIFA.

      Więc w takim przypadku oczywistym jest, że spalonego nie ma. Nie wiem co wg. Ciebie wciąż nie jest klarowne.

      Oczywiście, że są pewne sytuacje stykowe, które zawsze będą rodzić problemy, ale jeżeli ilość błędów w meczu/meczach możesz ograniczyć o 95% to należy to zrobić i tyle. To chyba też logiczne. Nie wiem jak Ty, ja wolałbym tylko w 5% szlagierów mieć wątpliwości, czy wygrała lepsza drużyna, a mam praktycznie po każdym jakieś wątpliwości, a to nieprawidłowa czerwień, a to niepokazana czerwień, a to odgwizdany brak spalonego, a to nieodgwizdany spalony, a to karny za nurka, a to brak karnego, itd…

      Odpowiedz
  3. ~DawidSz

    Wczorajszego meczu obejrzeć nie mogłem, jednak niepokoiłem teściów in spe ciągłym zerkaniem na telefon. Widząc przegraną 2:1 nie byłem oczywiście zadowolony, ale z drugiej strony wiadomo gdzie się pojechało, z kim się grało, toteż spokojnie wynik przyjąłem i nawet trochę byłem zadowolony, bo 2:1 to nie 3:0, to wynik mogący mówić o wyrównanej walce albo chociaż odważnym przeciwstawieniu się nawałnicy na Etihad.
    Właśnie jednak wróciłem do siebie, rzuciłem się na komputer, aby obejrzeć MOTD i powiem wprost: jestem zły strasznie. Mason wykazał się niekompetencją i formą niczym Glen Johnson. A boczny nie mam pojęcia skąd wytrzasnął tego spalonego. A najgorsze jest to, że spokojnie można było jakieś punkty wywieźć, niestety – skuteczność Sterlinga i Coutinho oraz ich nieudane próby kiwania pozostawiają wiele do życzenia. Nic, teraz wyjazd na SB i trzeba liczyć na wygraną.

    Odpowiedz
  4. ~hulus

    Przede wszystkim ta piękna akcja niewykończona przez Coutinho to była sprawka Suareza i Sterlinga(nie Hendersona).

    Myślę, że o powtórkach video nie ma co mówić po tym błędzie, bo tak jak ktoś wyżej zauważył jak miałyby one pomóc przy spalonym? Puścić grę a potem sprawdzić powtórkę i ewentualnie nie uznać bramki przy spalonym? To nie były cm, sędzia liniowy(asystent czy jakkolwiek ma wypełnioną wizytówkę) totalnie się pomylił będąc prawidłowo ustawionym. Skrzywdził ten mecz, ale upiecze mu się, bo wskakuje pod płaszczyk ochronny federacji, trener się najeżył i powiedział kilka słów za dużo, więc jedynym ukaranym będzie on.

    Prawda jest taka, że nie wiemy czy ten nieuznany gol(bo raczej byłby to gol) oznaczałby 2:2. Nie będę tu rozprawiał o efekcie motyla i tym podobnych, ale byłoby wtedy po prostu 0:1 i reakcja City mogła być wtedy inna, co uniemożliwiłoby Liverpoolowi strzelenie bramki na 0:2. Mignolet, Sterling, Johnson, Coutinho mieli wczoraj wynik w swoich rękach(nogach) a popełniali błędy. Etihad czegoś takiego nie wybacza. Nie można dwa razy być przed pustą bramką i nie trafiać, nie można rozklepać na finezji rywala, żeby zakończyć to słabym strzałem, nie można piłki lecącej w rękawicę wrzucić sobie samemu do bramki. A jednak przy takiej ilości indywidualnych błędów Liverpool był imponujący, grający z polotem i na równi z drużyną, która jest budowana znacznie dłużej i z bardziej ekskluzywnych elementów. Osiągnięcie tego w półtora roku przez Rodgersa to sukces. Zwłaszcza, że nikt przy jego zatrudnieniu nie uwierzyłby, że można grać tak dobrze i kreatywnie mając w składzie „przepłaconego” Hendersona, drobnego Allena, juniora z rezerw i odrzutka z Interu.

    City jest kolosalne. Tytuł jest ich i jedynym ich przeciwnikiem są oni sami. Są tak dobrzy jak pierwsza Chelsea Mourinho, tylko nie mają alergii na piękną grę. Nawet przeciętna obrona im nie powinna przeszkodzić ze względu na obecność w niej Kompanego oraz ilość strzelanych bramek. Fajnie, że czołowy zespół stara się grać tak, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika a nie żeby przeciwnik nie strzelił żadnej. Lubię bardzo dobrą organizację gry w defensywie, popisy DM’ów, ale to obecne nastawienie na atak podoba mi się. Szczególnie, że w przypadkach City Arsenalu i Liverpoolu okazuje się także skuteczne punktowo.

    Jeśli po tej kolejce ktoś z czołówki może się martwić to raczej nie Liverpool. Żałować trzeba braku choćby punktu, ale wyjeżdżamy stamtąd mocniejsi niż Arsenal czy United. Teraz trzeba się szybko odbić, ale jak skoro trzeba jechać do Mourinho? Chelsea nie zachwyca, ale punktuje a przebiegły Jose będzie chciał sprowokować pewnie swojego byłego ucznia, Rodgersa, do jakieś głupoty jak choćby wystawienie Gerrarda.

    Everton miał pecha. Tak to jest czasem jak zespół przestawia się z gry długą piłką na krótsze podania. W końcu któryś obrońca źle poda do bramkarza albo ten wybierze ryzykowne zagranie, przy którym jego kolega spanikuje. Przegrali, Howard wyleciał i teraz odpocznie chwilę. Brawa należą się Sunderlandowi. Mieli szczęście, bo do karnego byli nieco stłamszeni, ale grali dobrze a jak na swoje standardy z początku sezonu rewelacyjnie. Byli dobrze zorganizowani, spokojni przy piłce a Ki był reżyserem każdej akcji. Bardzo opanowany piłkarz. Everton naciskał, Lukaku czy Barkley bardzo chcieli odrobić straty, ale zabrakło im cierpliwości. Stać ich na więcej a duża większość ich akcji to były strzały z dystansu. Niektóre świetne, ale żaden z takich, przy których bramkarz nie miałby szans. No i świąteczna wpadka Mirallasa powinna też być wspomniana. Drużyna przegrywa, gra w osłabieniu a nagle na boisku zostaje dziewiątka, bo jeden musiał biec do toalety(prawdopodobnie). Kilkanaście minut później już na drugą połowę nie wyszedł.

    Odpowiedz
  5. ~Piotr Hamedinger

    „Pamiętamy zresztą, że kiedy jeszcze był zdyskwalifikowany, Liverpool szedł jak burza dzięki grze duetu Coutinho-Sturridge.” – lubię jak pan pisze, ale nie lubię naginania rzeczywistości do teorii, co u pana jest nagminne – Coutinho był na początku sezonu kontuzjowany.

    Odpowiedz
    1. ~DawidSz

      Nie był. Kontuzji nabawił się w meczu z Łabędziami, a chwilę później, w meczu z Sunderlandem, wrócił Suarez.

      Odpowiedz
  6. ~erictheking87

    Ja pragnąłbym tylko zwrócić uwagę, na rozwój gry Hendersona w tym sezonie (a szczególnie w okresie od kontuzji Gerrarda do teraz, z uwagi na to, że ma więcej wszystkiego – przestrzeni, możliwości poruszania się i wykorzystania kreatywności).
    Z jednego z najbardziej wyśmiewanych transferów ostatnich lat przeistacza się w gracza nie tylko ciężko harującego, ale i dodającego jakości drużynie.

    Mecz sam w sobie świetny – oglądałem co prawda tylko MOTD, ale i tak emocje były ogromne.

    A nawiasem mówią, działo się także dużo w meczu Newcastle ze Stoke – tam na pewno miał Pan Panie Michale kontrowersji pod dostatkiem (chociaż dwie czerwone akurat moim zdaniem w pełni zasłużone).

    I jak tu nie kochać Premier League?

    Odpowiedz
    1. ~DawidSz

      Henderson pewnie nigdy nie będzie piłkarzem wybitnym, ale ma szansę zostać dużym wzmocnieniem w środku pola każdej drużyny, ponieważ swoje braki nadrabia pracowitością. Wszyscy trenerzy, którzy z nim współpracowali wspominają jego profesjonalizm. Na Melwood zachowuje się niczym kapitan, kiedy zaczyna rozstawiać piłkarzy, podobnie było w reprezentacji U-21. Na szczęście schodzi z niego też cena, jaka dostała się Sunderlandowi, zaczyna się czuć pewniej w drużynie, więc raczej tylko kontuzja sroga mogłaby przeszkodzić w jego rozwoju.

      Odpowiedz
  7. ~Mike

    Z Hendersonem to tak jak z tymi wszystkimi Carrickami, Cleverleyami, Jonesami. Co tylko dodaje kolejny plus na konto Rodgersa. Naprawdę fajną piłkę gra ten Liverpool.

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Mi to szkoda ich z zupełnie innego powodu – kadra im się sypie. Ten chłopaczek który dzisiaj wszedł na końcówkę – albo zjadła go kompletnie presja, albo jest słaby jak onuca. Jeżeli Rodgers przegrywając w cholernie ważnym meczu z Chelsea na SB musi wpuszczać na boisko debiutanta, bo nie ma kim zastąpić piłkarza podstawowego składu to kiepsko to wróży. Szczególnie, że dziś kontuzje złapali i Allen i Sakho, a i Suareza rywale (jak zwykle zresztą) nie oszczędzali.

      Wcale się nie zdziwię jeżeli świetnie grający Liverpool skończy ligę na miejscu poniżej czwartego właśnie dlatego, że ma bardzo wąską i niezbilansowaną kadrę. Rywale mają po prostu znacznie szerszą kadrę. A w takim maratonie jak rozgrywki ligowe może to mieć pierwszorzędne znaczenie.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *