Weekend straconych tematów

Znów wpadam na chwilę, znów złożony jakąś grypoanginą, z nadzieją, że do jutra poprawi się na tyle, by móc napisać parę zdań więcej po meczu Arsenalu z Aston Villą. Tymczasem sygnalizuję jedynie parę tematów, które zaprzątały mi głowę, gdy nie całkiem przytomny oglądałem kolejne mecze Premier League, a i Atletico-Barcelona zdołałem przy okazji wcisnąć.

 

Pierwszy dotyczy Chelsea. A właściwie tego, że w prawdomówność słów Jose Mourinho przestałem wierzyć wkrótce po jego pierwszym zatrudnieniu przez ten klub, czyli niemal dziesięć lat temu, podstawę teoretyczną dla swojej nieufności znajdując wkrótce u jego biografa, Patricka Barclaya. „Musi pan zrozumieć – mówił mu znajomy psychoanalityk – że niemal każda wypowiedź publiczna Mourinho jest częścią jego pracy i jej celem nadrzędnym nie jest komunikowanie się, ale zwiększenie szans swojej drużyny na zwycięstwo. Podczas konferencji prasowych nie rozmawia z dziennikarzami, tylko ze swoimi zawodnikami, innymi menedżerami, federacją piłkarską itd. Moja rada to przeniesienie w świat sportu pytania, które nieustannie powinien sobie zadawać każdy dziennikarz polityczny: »Dlaczego ten fałszywy sukinsyn mnie okłamuje?«”.

Oto dlaczego nie zaprzątają mnie już analizy, co Mourinho miał na myśli, zapowiadając wkrótce po powrocie do Chelsea zmianę stylu gry tej drużyny. Oto dlaczego, gdy rozważał kwestie dotyczące przyszłości w klubie Juana Maty, skłonny byłem raczej wierzyć tym dziennikarzom, którzy od chwili powrotu Wyjątkowego na Stamford Bridge wróżyli klubowemu piłkarzowi roku koniec kariery w Chelsea, niż zaprzeczeniom Portugalczyka. Oto dlaczego nie zdziwiłem się, kolejny raz widząc Davida Luiza w środku pomocy, choć miał to być jeden z tych błędów przeszłości, których wyplenienie Jose Mourinho obiecywał.

Zadaniem drużyny jest wygrywanie. Zadaniem trenera: ciułanie kolejnych punktów, żeby na koniec roku wystarczyło do mistrzostwa. Nie mówimy w końcu o Tottenhamie, gdzie prezes i kibice przyznają najwyraźniej jakieś dodatkowe punkty za styl. Mówimy o klubie Jose Mourinho, który, jak to zwykle on, znajduje swoje formuły do wygrywania, nawet jeśli za cenę trwającej osiemdziesiąt minut nudy. Jeden błysk geniuszu Hazarda w morzu przeciętności, symbolizowanej przez długie piłki do Torresa (zobaczcie obrazek), jak niegdyś do Drogby – że to niby nie tak miało wyglądać? Ojtam, ojtam, znajdźcie sobie lepiej inne sprawy do przedyskutowania. Albo chytrze podsunie je wam Jose Mourinho, tak jak po meczu z Liverpoolem, kiedy ni stąd, ni zowąd przypiął się do Suareza.

 

Temat drugi to właściwie cała plejada tematów, które domagałyby się rozwinięcia, gdyby dopisywało zdrowie. Jednym z nich mogłoby być oczywiście sędziowanie. Nieuznany gol Tiote dla Newcastle w meczu z Manchesterem City albo karny dla Liverpoolu w spotkaniu ze Stoke. Tyle że pastwienie się nad sędziami jest jałowe.

Inne wątki wytrącili nam ich potencjalni bohaterowie: David Moyes i Sam Allardyce, wygrywając swoje mecze (tematy poboczne przy Moyesie to, rzecz jasna, Adnan Januzaj: czy nie zostanie zajeżdżony w tak młodym wieku, czy nie nazbyt wielką odpowiedzialność składa się na jego barki, oraz powracający do drużyny Darren Fletcher). Można by oczywiście napisać o odbiciu Sunderlandu, który od paru już tygodni nie wygląda na drużynę z końca tabeli, i o coraz mocniej pogrążającym się Fulham (za wcześnie na samodzielność w przypadku Rene Meulensteena?). Albo nawet o wracającym do bramki Southampton Borucu, niewątpliwie ratującym swojej drużynie zwycięstwo nad WBA. O tym, jak korzystnie wyglądał na tle błędów innych bramkarzy, z Simonem Mignoletem na czele.

Co pozwoliłoby otworzyć temat meczu Stoke-Liverpool, z hokejowym wynikiem, fatalnymi błędami z tyłu i genialną grą z przodu, duetu (znów te duety…) Suarez-Sturridge zwłaszcza, a także z heretyckim pytaniem, czy goście nie wyglądaliby lepiej z Gerrardem na ławce. Ktoś na Twitterze określił ten mecz mianem najgorszego i najbardziej rozrywkowego zarazem spotkania sezonu – zaiste można by poświęcić tej jeździe bez trzymanki osobny kawałek. Może się złoży kiedyś na tekst „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”, zawierający wstydliwe wyzwanie, że lubiłem organizację gry defensywnej, nawet jeśli ceną za jej podziwianie były czasem mecze zakończone bezbramkowo.

 

Temat trzeci: Tottenham przekroczył magiczną barierę czterdziestu punktów, nie muszę się więc obawiać o spadek z Premier League w tym sezonie. A w pierwszej połowie meczu z Crystal Palace obawiałem się bardzo, bo tak fatalnie grającej drużyny nie widziałem od dawna. Owszem, Tottenham prowadzony jeszcze przez Andre Villas-Boasa sprały w tym sezonie West Ham, Liverpool i MC, ale w każdym z tych meczów widać było jakiś trenerski zamysł, jakąś koncepcję, której nie udało się zrealizować, np. na skutek fatalnego zbiegu okoliczności, jak kuriozalny błąd bramkarza w 14. sekundzie. Tim Sherwood wciąż ma więcej szczęścia niż rozumu: gdyby nie najgorzej strzelony karny, jaki widzieliśmy w tym sezonie, i gdyby nie seria kiepskich ostatnich podań w wykonaniu gości, słowem: gdyby rywal był silniejszy, piłkarze Tottenhamu schodziliby na przerwę przegrywając trzema bramkami. Przy całym tym mówieniu o pierwszym porządnym tygodniu wspólnych treningów, drużyna robiła wrażenie kompletnie się nierozumiejącej: to, jak się ustawiał Chiriches, przerażało równie mocno, jak celność podań Walkera, monotonia zwodów Dembele (zawsze na tę samą, lewą nogę) czy organizacja obrony przy rzutach rożnych (sam Lloris, wychodząc do dośrodkowań, w końcówce trzykrotnie mijał się z piłką). Gol, który przesądził o losach pojedynku z kiepskim przeciwnikiem padł po długiej piłce do Adebayora i jego zgraniu – jakbym oglądał West Ham, bez urazy. Jeden młody Bentaleb, wprowadzony do drużyny przez Sherwooda, bliski swojej pierwszej bramki po uderzeniu w spojenie słupka z poprzeczką i mimo kilku strat dobrze radzący sobie w środku pola (106 podań, to brzmi jak u Xaviego…), nie czyni wiosny.

„Nie podobało mi się, jak grała w ostatnich dwóch latach Chelsea”, mówił Jose Mourinho. No więc mnie się nie podoba, jak gra Tottenham. Której drużynie wolelibyście kibicować?

56 komentarzy do “Weekend straconych tematów

  1. ~juras

    Chelsea nie musi grać ładnie,w końcu od czasu 1 sezonu Ancelottiego poważnie walczą o mistrza, a to nie było wczoraj. Po sezonie nastąpi kilka zmian, myślę że Roo pojawi się na SB. United w tamtym sezonie też byli bezczelnie nudni ale na koniec liczą się i tak 3 pkt. Tottenham beznadziejnie rozwalił 100 mln na zawodników z których tylko Ericsen i może Paulinho do czegokolwiek się nadaje, reszta to nie ta liga lub nie ten poziom.

    Odpowiedz
    1. ~Krzysiek

      W MU musieliby pracować skończeni idioci, żeby puścić Rooneya do Chelsea. Ostatnio im trochę nie idzie, ale nie są aż takimi laikami w dziedzinie zarządzania klubem (no, chyba, że Chelsea zaproponuje Hazarda w zamian :)). Jeszcze niedawno można było przeczytać o pomyśle zamiany Rooney – Mata, ale zdaje się, że nawet angielskie brukowce nie dowierzają temu.

      Odpowiedz
      1. ~juras

        Nie muszą sprzedawać:] w 2015 kontrakt mu się kończy. Z resztą 2 razy formalnie prosił o odejście,także do 3..

        Odpowiedz
        1. ~Krzysiek

          W (czerwcu) 2015, czyli jeszcze nie po tym sezonie. Nie wiem skąd masz informacje o „2 formalnych prośbach”, ale z tego co mi wiadomo, nawet jednej nie było. Co prawda, Ferguson wspomniał o tym, że Rooney poprosił o odejście, ale:
          – była to nieformalna prośba (do klubu nie wpłynęło żadne podanie),
          – Rooney sam temu zaprzeczył,
          – managerem był wtedy Ferguson, z którym piłkarz miał konflikt.
          WR podobno dostał nowy kontrakt do podpisania. Na razie nie odrzucił, ale i nie zaakceptował. Pewnie czeka do końca sezonu.

          Odpowiedz
        2. ~Stefan

          Nie prosił o odejście formalnie ani razu i na 99.9% nie poprosi, ma podobno w kontrakcie klauzulę z której wynika, że w przypadku złożenia formalnej prośby o transfer musi zwrócić klubowi kwotę za podpis – zdaje się, że chodzi o 5 milionów funtów.

          Wogóle piłkarze w United mają bardzo ciekawe klauzule w kontraktach często – np. ostatnio wypłynęła gdzieś informacja, że wszyscy piłkarze którzy podpisywali/przedłużali kontrakty w ciągu trzech ostatnich lat mają w kontraktach klauzulę w myśl której w przypadku zakończenia ligi na miejscu niższym niż czwarte ich kontrakty zostaną obcięte o 25%. Mówimy o gigantycznych oszczędnościach. Zdaje się, że ktoś bardzo trzeźwo przeanalizował co może oznaczać dla tego klubu odejście Fergusona na emeryturę.

          Odpowiedz
  2. ~pk

    Z tym zajechaniem Januzaja, to raczej mu to nie grozi. Poki co rozegral 5 pelnych spotkan w lidze. Reszte albo zaczynal z lawki albo schodzil w ~60 minucie. To juz w rezerwach gral wiecej. Moyes poki co bardzo ladnie wprowadza go do skladu. To tyle jesli chodzi o zajezdzanie fizyczne. A co do zajezdzania psychicznego – polecam obejrzec sobie jak odbieral nagrode za najlepszego gracza rezerw MU w tamtym sezonie. Gosc jest po prostu mega profesjonalny juz w takim wieku. Jak sam mowi, rodzice nie pozwalaja mu na zadne glupoty. Po prostu trenuje, daje z siebie wszystko, w szatni ma Giggsa, ktory jak Januzaj mowi duzo go uczy. A Ryan wprowadzal w ten klub Ronaldo czy Rooneya. Teraz Belg (?) musi troche pociagnac klub, ale wroci Rooney i RVP i presja z Adnana zejdzie. Chociaz i tak nie widac, jakby w jakikolwiek sposob mu ciazyla, chlopak az sie pali do gry, chce dostawac pilke caly czas. Ogladalem Ronaldo od pierwszego dnia w MU, i Adnan wyglada o niebo lepiej od Portugalczyka w swoim debiutanckim sezonie. Niech Januzaj dojdzie do chociaz 1/4 poziomu jaki prezentuje obecnie Ronaldo i bedzie swietnie.
    A powrot Fletchera przypomina troche powrot Scholesa w zimowym okienku 2 lata temu. Jesli Darren wroci do formy sprzed kontuzji, to do lata jakos sie dociagnie bez transferu pomocnika. Chociaz dzis Moyes byl na meczu Juve, Neville na meczu Valencii, moze cos tam kombinuja. Ale ja dalej w zaden transfer zima nie wierze. Swoja droga troche smutne, ze Darren ledwo wrocil do sportu, a juz gra lepiej od Cleverley’a.

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Pozostaje mi się pod tym podpisać. Ronaldo, czy Fabregas w jego wieku grali ponad 40 meczy w sezonie, Rooney blisko 40. Adnan rozegrał dotychczas 21 spotkań z czego tylko kilka spotkań w całości. Wg. mnie Moyes optymalnie wprowadza go do składu i należy mu się za to pochwała. Inną kwestią oczywiście jest presja psychiczna, ale z tą zdaje się radzić sobie bardzo dobrze.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński Autor wpisu

        Dużo się od niego oczekuje. Tak to widzę.
        A przy okazji z tematów: widzę, że zapomniałem o Barrym. I o Evertonie, który jakoś nie chce zwolnić tempa.

        Odpowiedz
        1. ~Tomas_h

          Majkel
          Chyba tez o Suarezie i powrocie Sturridgea. Jestem pod wrazeniem, wielkim, szcegolnie gry Urugwajczyka.
          To juz zupelnie inny pilkarz niz w zeszlym sezonie – na szczescie ….

          Odpowiedz
  3. ~Michał

    Chyba Chelsea. Zaczynałem kibicować Bayernowi pod koniec lat 90 – gdy grali zupełnie inaczej niż teraz, zdecydowanie mniej efektownie – za to z nastawieniem na wynik. Nie mieć największych i najlepszych klocków, a zbudować stabilną i wysoką wieżę – to sztuka. Dlatego nie będę krytykował stylu Mourinho.

    Odpowiedz
  4. ~zliv

    Steve G na ławie? Brzmi równie obrazoburczo, jak Francesco Totti na ławie..Steve popełniał błędy, po jednym z nich LFC stracili nawet gola. Ale jego znaczenie dla klubu tkwi chyba gdzieś indziej, mianowicie w sferze mentalnej.. Poza tym Brendan chyba go troszkę przestawia – Gerrard ma więcej zadań defensywnych, tych zdefiniowanych, a nie wynikających tylko z ambicji i zaangażowania.
    Kwestia karnego – był moim zdaniem niepodważalny.

    Odpowiedz
    1. ~Klemson

      A moim zdaniem, w kwestii karnego, przynajmniej wątpliwy. Gracze Liverpoolu albo są niedożywieni albo uczą się tego co najgorsze od Suareza, bo lekko dotknięci robią jaskółki a la Klinsmann.

      Odpowiedz
      1. ~zliv

        Można się kłócić, spierać. Nie rozstrzygniemy, ponieważ żaden z nas nie wpadał nigdy na pełnej prędkości w pole karne i nie był w takiej sytuacji dziabnięty przez przypakowanego obrońcę. Za słaby jestem z fizyki, żeby wiedzieć, jak w takiej sytuacji zachowuje się ludzkie ciało. Kamera z przodu, na powtórkach, pokazywała jednak kontakt obrońcy Stokę z udem Sterlinga i jego łapę leżącą na plecach pomocnika LFC. Tak się w polu karnym nie należy zachowywać, bo jeśli się zachowuje, to ponosi się karę. A Suarez dawno już nie nurkował.Przeszłość niestety pokutuje.

        Odpowiedz
        1. ~Polaś

          Tak karny ewidentny, ale za faul Skrtela na Shawcrossie. 🙂

          Można się spierać, czy karny był, czy nie, bo to ciężko określić. Jakiś kontakt był, ale dużo od siebie na pewno dodał Sterling.
          Ważniejszą sprawą jest to, że wcześniej pomógł sobie ręką, czyli do sytuacji w polu karnym nie powinno nawet dojść.

          Tak samo jak w meczu City z Newcastle. Taki błąd sędziów…

          Pan Michał pisał kiedyś, że w sezonie błędy sędziowskie się mniej więcej wyrównują. Patrząc na City, póki co, widzę że są zdecydowanie na plusie w błędach.

          Odpowiedz
        2. ~Klemson

          Kontakt był, może i wystarczający do upadku Sterlinga, trudno ocenić, ale mam jedynie wrażenie,że „podrasował” trochę ten upadek. Sędzie gwizdnął to jest karny.

          Odpowiedz
  5. ~KrólJulian

    Ja z przyjemnością kibicowałbym T’hamowi prowadzonemu przez Mourinho. Ciekawe o czym moglibyśmy wtedy tu przeczytać…

    Odpowiedz
    1. ~KrólJulian

      Co do tych długich podań na Torresa to naliczyłem ich raptem 5, w tym jedno od Cecha, zaś w całym meczu Chelsea miała 11,2 % długich podań… Wątpię więc, by porównanie do Chelsea z czasów pierwszego pobytu Mourinho było takie oczywiste, przynajmniej liczby zdają się tego nie potwierdzać.
      Co do Davida Luiza to przesunięcie go do środka pola skutkuje poprawą gry w obronie, nie chcę się nad nim pastwić, ale miał niedawno serię błędów zakończonych bramkami, więc im dalej od wspomnianej bramki Chelsea się znajduje tym lepiej dla zespołu.

      Odpowiedz
    2. ~hazz2

      To prawda i ja jeszcze jestem ciekaw kiedy skończy sie to gdybanie autora ? Gdyby nie 14 sekunda gdyby nie spartolony karny i temu podobne truizmy, komunały czy inne oczywiste oczywistość. Ja doskonale rozumiem, że autorowi styl Tott za tima się nie musi podobać ale to przynajmniej jest jakiś styl bo za avb go najzwyczajniej w świecie nie było. Pan Michał już oczywiście zapomnial jak wygladały w zeszlym sezonie mecze na WHL z Fulham czy Wigan np. W obu Tott grał dokładnie tak jak w 1 połowie meczu z CP tyle, że Tim z orłami wygrał a geniusz z Portugalii oba przewalił z kretesem . Krótka pamięć czy zaślepienie ? Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że niestety to drugie
      Co do Mourinho i gry Chelsea to autora już kompletnie poniosło .

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        Oj święte słowa! W oku Mourinho to nawet źdźbło się dostrzeże, a w oku Boasa to i belkę się przeoczy…
        A tę 14 sekundę to Autor będzie chyba latami wypominał…

        Odpowiedz
        1. ~hazz2

          I ten styl, który u Boasa był nieważny , bo wynik sie liczył heh widzę, że u tima nie liczy sie ani jedno ani drugie a wiosnę a nawet lato czynili Naughton na prawej obronie, Paulinho na 10 i Adebayor poza składem. Cały czas czytam o projekcie na lata i stworzeniu systemu tylko ani razu fani Boasa nie odpowiedzieli jak ta gra Tott miała wygladać. Komunały w stylu wysoki presing, gra po ziemi i takie tam do mnie nie trafiają bo to w tych czasach norma tym bardziej, ze mieliśmy brak skrzydeł, dziurę miedzy napadem a druga linia i absolutny brak wpływu managera na swoja ekipę. Jak Tim wejdzie do TOP4 to i tak pewnie sie dowiemy, ze sie nie liczy bo nie ma projektu na lata i ten mityczny system nie został stworzony a większym sukcesem są stojace w gablocie u Levyego…72 pkt !

          Odpowiedz
  6. ~juras

    United oberwą w następną weekend na SB, skończy się to zapewne małą katastrofą na koniec sezonu. Myślę koło miejsca 6-7
    (City,Chelsea,Arsenal,Liverpool,Everton no i tu Tot albo Utd).
    W końcu wyszło że wszystko sprowadzało się do SAFa, drużyna jest przeciętna i odzwierciedla to jej aktualne miejsce w szeregu.

    Odpowiedz
  7. ~Maciej

    Oj Panie Michale, znów Pan zaczyna …

    Więc tak, Chelsea nie będzie przekonywała na wyjazdach dopóki nie będzie środkowych pomocników. Ten mecz z Hull jak na dłoni pokazał gdzie Chelsea ma ewidentne braki i leżą one właśnie w środku pola. Hull nałożyło ogromny, wysoki pressing szczególnie na środkowych pomocników, czyli Ramiresa i Davida Luiza i ci zawodnicy słabo sobie radzą z grą pod pressingiem. Ramires to kompletna 'porażka’ pod tym względem i jego ograniczenia czysto techniczne nie pozwalają na wychodzenie mając na plecach 2óch rywali, David Luiz jest elektryczny i w meczu z Hull zawodnikiem który rozgrywał był Gary Cahill – najgorzej radzący sobie piłkarz w tym elemencie w jedenastce niebieskich. Co by nie mówić świetny plan Hull, który działał. Do czasu … Eden Hazard mówił po mecz, że Jose Mourinho w przerwie im powiedział aby nie panikowali, grali swoje, bez pośpiechu. No bo w końcu rywal się zmęczy. I się zmęczył, bo w drugiej połowie było więcej miejsca. Z pewnością gdyby spotkanie trwało jeszcze dłużej to Chelsea mogłaby strzelić jeszcze więcej bramek. Rywal był zmęczony i już nie dawał rady tak pressować. To było ryzyko od Steve’a Bruce’a które mogło się opłacić, wszak jeden taki błąd JT mógł wykorzystać Sagbo. Ale na końcu zwycięstwo Chelsea było komfortowe i tyle. Takie były warunki spotkania i dopóki Chelsea nie skompletuje pary technicznych środkowych pomocników to będzie podatna na pressing rywala, szczególnie na wyjazdach właśnie. Już jednak ktoś tam myśli i zamiast kupować 10tego ofensywnego pomocnika to bardzo prawdopodobny jest transfer Matica, który rozwiąże kilka spraw.

    Co do Davida Luiza w pomocy. Wystąpił dwa razy tam i oba przypadki można rozpatrzeć. Poza tym Mourinho kategorycznie nie zaprzeczył, że nie MOŻE tam grać. Jak mówił po meczu z Liverpoolem, jak będzie potrzebował wysokiego pomocnika w środku, który będzie zgarniał wszystkie górne piłki to i Marka Schwarzera umieści w pomocy. Kwestia potrzeb po prostu. W tym jedynym meczu z Liverpoolem zawieszenie miał Ramires, który mimo swoich dużych ograniczeń technicznych jest bardzo wartościowy, gdyż daję mobilność i energię. I żeby odzyskać utraconą energię jedynym mobilnym piłkarzem z doładowaniem jest właśnie David Luiz i dlatego zagrał za zawieszonego Ramiresa w pomocy. Ostatni mecz z Hull ? Mikel był w czwartek wieczorem na gali w Nigerii i podobno nie był świeży na ten mecz żeby grać od początku. Nie wierzę, że Mourinho nie umieściłby w składzie jedynego pomocnika który potrafi utrzymywać się pod pressingiem przy piłce …

    Odpowiedz
    1. ~Maciej

      No i przez brak środkowego pomocnika który potrafi działać pod pressingiem, otoczony przez kilku rywali piłkę najczęściej dystrybuował Cahill, który nie radzi sobie w tym. Stąd te długie 'lagi’ na Torresa.

      „Oto dlaczego, gdy rozważał kwestie dotyczące przyszłości w klubie Juana Maty, skłonny byłem raczej wierzyć tym dziennikarzom, którzy od chwili powrotu Wyjątkowego na Stamford Bridge wróżyli klubowemu piłkarzowi roku koniec kariery w Chelsea, niż zaprzeczeniom Portugalczyka. ”

      Mam nadzieję, że analiza w najmniejszym stopniu nie jest Panu obca, wszak Willian, Oscar i Hazard idealnie pasują do tego co Mourinho oczekuje od swoich ofensywnych pomocników. Mata tego nie potrafi, póki co na pewno nie ma żadnych podstaw żeby wskoczył za kogoś z tej trójki.

      Co by nie mówić, od kiedy wykrystalizowała się ta trójka to gra Chelsea w defensywie imponuje, ta trójka wraz z napastnikiem stosują taki pressing na rywalach, że oni grają później długie piłki które obrońcy Chelsea, grając świetnie na wyprzedzenia, zgarniają z łatwością. Ostatnio było trochę słabiej w pierwszej połowie meczu z Southampton, akurat kiedy Mata był w składzie.

      „Może się złoży kiedyś na tekst „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”, zawierający wstydliwe wyzwanie, że lubiłem organizację gry defensywnej, nawet jeśli ceną za jej podziwianie były czasem mecze zakończone bezbramkowo.”

      Mam nadzieję, że jest Pan uczciwy z Nami i jeśli podobała się Panu organizacja gry Atletico w meczu z Barcą zakończonego bez bramek to także podobała się Panu organizacja Chelsea w meczu z Arsenalem.

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        wszystko prawda, ale jeśli coś zorganizował Mou to musi być to z założenie be, pfuj, zepsute do szpiku kości, a w najlepszym razie boring…

        Odpowiedz
  8. ~pioremkibica.blogspot.com

    Te karne dla Liverpoolu dyktowane/niedyktowane to jakiś symbol. Mądrze ktoś mówił, że sędziowie nieświadomie sprzyjają silniejszym, bogatszym, etc, bo tak to jest, niestety, w życiu, że przychylniej spojrzysz na ładnego i bogatego, a ten brzydszy i biedniejszy, to nie do końca można mu ufać. Dlatego Liverpool swoich karnych (chyba niesłusznie) nie dostał w meczach z tuzami, a dostał (też chyba niesłusznie) w meczu ze środkiem tabeli. Czyli już blisko czołówki jest, ale jednak nią nie jest. Jestem święcie przekonany, że gdyby to był mecz z Chelsea, czy City to ten karny nie zostałby odgwizdany.

    Odpowiedz
  9. ~Małgorzata

    Hm… a ja odpowiem na postawione w finale pytanie, jak tylko dowiem się, w której drużynie mniej spluwają na murawę i więcej czytają klasyków eseju filozoficznego.
    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
    1. ~Klemson

      Ten problem od lat nurtuje wielu badaczy przedmiotu, ale nie liczyłbym na jego szybkie i ostateczne rozwiązanie. Obawiam się, że w kategorii „spluwanie” obie ekipy idą łeb w łeb, zaś w kategorii „czytania klasyków eseju filozoficznego” jest bezbramkowy remis, stąd należy przyjąć inne kryterium, a może nawet kryteria, wyboru, aniżeli te zaproponowane przez Panią.

      Odpowiedz
      1. ~Małgorzata

        Jako domorosły psycholog sportowy i znawca tematu (bo kupuję synom karty piłkarskie i naklejki) uważam, że istnieje niezdiagnozowana dotąd korelacja między spluwaniem a skutecznością bojową. Złość sportowa okazywana tym niehigienicznym i nagłym wyzbyciem się płynów ustrojowych ze ślinianek jest dowodem pokrewieństwa futbolistów ze światem drapieżców typu lama czy wielbłąd, które jak wiadomo pluciem chcą zdezorientować napastnika. Stąd owszem, ma Pan rację -kryterium spluwania nie jest wystarczającym do oceny drużyn, jednakże wiele wnosi w kwestii wizerunku a nawet pewnej filozofii życiowej piłkarzy, wyraźnie polemizujących z kartezjańską potęgą rozumu, na korzyść twierdzenia : „Spluwam więc jestem” i czekam na odpowiednie podanie…
        (Ale nabajałam, przepraszam)

        Odpowiedz
        1. ~KrólJulian

          Problem zakupu kart i naklejek dla naszych pociech nie jest mi obcy. Być może faktycznie warto zbadać głębiej problem zależności pomiędzy częstotliwością i obfitością spluwania a wzrostem gotowości bojowej zawodnika. Z tego co zauważyłem oni jednak spluwają najczęściej po nieudanych zagraniach, które wyraźnie odbiegają od standardowych splunięć (dla zabicia czasu w oczekiwaniu na podanie) wspominanymi przez Panią.
          Jako zoolog śmiem nadmienić, że wielbłąd i lama nie są jednak drapieżcami, zarówno w znaczeniu taksonomicznym, jak i potocznym (mają kopyta, więc dość trudno jest nimi drapać, choć wiadomo-wielbłąd potrafi…)
          Poza tym składy płynów, którym pluje piłkarz i przedstawiciele rodziny wielbłądowatych bardzo się różnią, pozwolę sobie jednak pominąć szczegóły.
          Faktem jest, że plują najczęściej samce wspomnianych gatunków zwierząt (podobnie jak w przypadku ludzi), ale nie kierują się one chęcią zdezorientowania przeciwnika, a raczej wyrządzenia mu pewnej krzywdy (biorąc pod uwagę skład tego czym plują). Gdyby piłkarze postępowali w analogiczny sposób (choć znane są przecież takie przypadki) musieliby uzupełniać płyny o wiele częściej niż obecnie:)

          Odpowiedz
          1. ~Małgorzata

            No pięknie…Że też musiałam trafić na wybitnego znawcę tematu. W każdym razie- uszanowanie. Historyczne chwile w sporcie mają jednak wiele wspólnego ze światem parzystokopytnych. Kiedy Zidane wszedł w czołowe zwarcie z Materazim to przecież wyglądali jak jelonki czy też łosie co się łbem (porożem) chcą wzajemnie zaciukać. Co do plujek z naszej reprezentacji mam jednak nadzieję, że w tym geście jest jednak jakiś rachunek sumienia lub kompleks typu: „A mogłem pisać eseje o futbolu jak Pilch, Bieńczyk, Okoński… niestety przyszło mi kopać w jednej drużynie z takimi ofermami, fuj”.

          2. ~KrólJulian

            W rzeczy samej o parzystokopytnych mowa! Kto wie, może faktycznie wspomniany gest jest wyrazem kompleksu bądź elementem rachunku sumienia, w każdym razie, przynajmniej jeśli chodzi o naszą reprezentację, to może byłoby faktycznie lepiej, gdyby niektórzy gracze pomyśleli poważnie właśnie o pisaniu esejów lub realizowaniu się jakiś alternatywny do futbolu sposób, bo może wtedy wyglądałoby to trochę lepiej. Nie wiem na ile zyskałaby na tym literatura, ale piłka zapewne sporo…

          3. ~DawidSz

            Tylko, że oni mają większy problem z mówieniem niż graniem najczęściej, toteż wolałbym aby już grali niż pisali, bo czytać zdania jak dryblingi Peszki, dialogi przypominające wystąpienia Rybusa, to obawiam się, że nawet papier nie jest na tyle cierpliwy.

          4. ~KrólJulian

            To fakt, ja pamiętam Rybusa głównie z tej wypowiedzi:
            Reporter: „Wróciliście z dalekiej podróży”
            Rybus: „Nie, z Warszawy nad morze nie jest aż tak daleko.”
            Lepiej niech już kopie tę piłkę.

          5. ~Małgorzata

            Nie bardzo wiem, jak tu wcisnąć swoje finalne 3 grosze, ale na koniec dodam, że niestety i tak nas czeka wysyp wspomnień rzeczonych piłkarzy gdy osiągną wiek emerytalny. Zobaczycie, że ktoś się kiedyś pokusi o Trzech Muszkieterów z Dortmundu, albo „Kwiatki Nieświętego Franciszka” z aforyzmami typu „Nie rób tego rucha”itd

  10. ~saulgoodman

    „Może się złoży kiedyś na tekst „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca”, zawierający wstydliwe wyzwanie, że lubiłem organizację gry defensywnej, nawet jeśli ceną za jej podziwianie były czasem mecze zakończone bezbramkowo” – ale dlaczego wstydliwe? Bo wahadło jest teraz wychylone w drugą stronę? Mnie tęskno do takich pojedynków, gdzie goli mało albo wcale, ale pot leje się strumieniami od emocji.

    Odpowiedz
  11. ~Radeba

    Mecz Stoke-Liverpool to kwintesencja Premier League. Milo bylo popatrzec na zawzietosc garncarzy, ktorzy nie uklekli przed (znowu) aspirujacym do minionej slawy i chwaly Liverpoolem, grajac praktycznie samymi rzemieslnikami ale fachowcami w swoich branzach (zwlaszcza w linii srodkowej).
    Bede kibicowal Hughesowi, bo moim zdaniem zasluguje na prowadzenie bardziej „topowej” druzyny.
    http://radeba.manifo.com/

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Topową już prowadził co z tego wyszło wszyscy wiemy. Może nie było najgorzej, ale zarówno Mancini jak i Pellegrini radzą sobie zwyczajnie lepiej

      Odpowiedz
    2. ~DawidSz

      Może i kwintesencja, mogło się podobać jako dodatek do kumpli i piwa, postronni obserwatorzy również na pewno na dłużej wzrok zawiesili, kogoś kto nie jest kibicem i zapewne wciągnąć mogło, w końcu bramki były i walka była, ale co z tego, jak od patrzenia zęby aż czasami bolały. Liczba błędów i chaosu po obydwu stronach była przerażająca; ja osobiście nie chcę takich meczów w wykonaniu Liverpoolu oglądać. Jednak najważniejsze, że na Britannia wygrać się udało i wrócić z nogami całymi.
      Problem Rodgers jednak ma wielki: co zrobić z Gerrardem? Na każdej pozycji, której go ustawia, kapitan gra przeciętnie i nie potrafi odnaleźć się na boisku. W połączeniu z Lucasem z kolei zachowują się nieporadnie i bez pomysły. Ciężko na to patrzeć.

      Odpowiedz
  12. ~hazz2

    Tim może i ma więcej szczęścia niż rozumu ale to i tak lepiej niż AVB w zeszłym sezonie, który nie mial ani szczęścia ani rozumu ale miał… Garetha. No i jakos fani AVB nic nie wspominają o jego kryminalnej polityce transferowej w wyniku, której na lewej obronie gra tak przypadkowy koleś jak Rose

    Odpowiedz
  13. ~airborell

    „No i jakos fani AVB nic nie wspominają o jego kryminalnej polityce transferowej w wyniku, której na lewej obronie gra tak przypadkowy koleś jak Rose”

    Pytanie, na ile to była jego polityka transferowa.

    Odpowiedz
    1. ~hazz2

      A czyją decyzja było pozbycie sie jedynego lewego obrońcy z prawdziwego zdarzenia czyli BAE ? Już w zeszłym sezonie nawet jak Ekotto nie miał kontuzji to szarlatan stawial na Naughtona , który lewym obrońca nigdy nie był a raczej prawym i to bardzo przeciętnym. Doskonale rozumiem, że kolega Airborell jako fan innej ekipy takich rzeczy wiedziec nie musi ale jak juz zabiera głos to proponuje zaznajomic się z tematem chociaż w stopniu podstawowym.

      Odpowiedz
        1. ~KrólJulian

          Już powoli zaczynam rozumieć, AVB miał gotowy plan, system, itd., ale niestety miał ograniczony wpływu na to kogo mu za te 100 milionów do drużyny kupią… Skończyło się na zbieraninie przypadkowych graczy, z którymi nie mógł zrealizować swojej wizji…
          Ciekawe czemu o tym głośno nie mówił, bo z krytykowaniem tych, których z ekipy się pozbywał większych oporów nie miał? Boas ma jednak pecha do ludzi, bo już 2 raz w krótkim odstępie czasu źli ludzie podrzucają mu złe klocki do jego układanki…
          Osobiście cały czas wierzę w talent Boasa i uważam, że to jeden z nielicznych menedżerów, który byłby w stanie rozmontować ekipę Bayernu tak, byśmy zobaczyli ich na kolanach… Oczywiście uczynić mógłby to wyłącznie w jeden sposób-zostając ich trenerem.

          Odpowiedz
          1. ~hazz2

            Heh szkoda, że nie poszedł do tego PSG 🙂 już widzę oczami wyobrazni współpracę Zlatana i tego szarlatana tylko, ze z tym PSG to pewnie kit byl niemiłosierny i tyle

        2. ~hazz2

          Rozumiem, że kolega Airborel ma info prosto z klubu i wie za co i za ktore transfery Boas odpowiadał ale jesli tylko za wywalenie BAE to tym bardziej nie powinien byc trenerem Tott ani żadnej innej profesjonalnej w miarę ekipy. Mega manager, który nie ma wplywu na polityke transferową klubu ? W koncu sam autor tego bloga opisywał jak przed sezonem spotkali się we 3 Lewis, Levy i Boas na Karaibach w celu radzenia kto i na jaką pozycję jest potrzebny.To w koncu podobno AVB zglosił potrzebę zatrudnienia dyrektora sportowego a potem wychwalał działania Baldiniego pod niebiosa w mediach. Z tego co Air pisze wynika w takim razie, ze AVB nie mial w zasadzie wpływuna to co sie w klubie dzialo co pokazuje, że nie nadawał sie na managera, bo kopacze szybko wwyczuli kto karty rozdaje i permanętnie go zlewali co by sie zreszta zgadzalo z tym co widzielismy na boisku.
          Kolego Air więc albo masz wiadomosci z 1 ręki albo kolejny raz walnąłeś tzw kulą w plot

          Odpowiedz
    1. ~me262schwalbe

      Za pozycję MU to ja akurat najmniej winiłbym Moyesa. Dostał za namaszczeniem lukratywną posadę. Materiał, z którego miał coś uszyć był bardzo średniej jakości (jego jakości nie zmienią dwie złote nitki w szarej osnowie).

      Odpowiedz
      1. ~DawidSz

        Po pierwsze: widzę w tych słowach widmo stwierdzenia Bońka, kiedy ten zatrudniał Nawałkę i mówił, że trener to tylko kilka procent do zwycięstwa (chyba mówił o 10 czy 20%). Są tacy, którzy przejmą manufakturę po ojcu i ją pogrążą, są też tacy, którzy odważnie ruszą w przyszłość. Ja Moyesa bardzo długi okres czasu broniłem i nadal zamierzam w pewnym sensie bronić, ale wychodzi to z mojego przekonania, że trenerom warto dać więcej czasu. Jednak słabej jakości gry United trudno nie zauważyć. Ale chyba co gorsze, żadnej poprawy też nie ma. Nie mówiąc o pomyśle.
        A po drugie: w zakładzie szewskim może dwie złote nitki pozostały po ojcu, ale sejf ukryty za obrazem podobno jest pełny, ale syn uparł się na pojedynczo produkowane mankiety, które sprowadzić jest szalenie trudno iberyjskich szlakiem. Koniec końców więc kupił archaiczne wrzeciono.

        Odpowiedz
    2. ~Ron_Obvious

      @adipetre
      „MU Moyesa pol roku gra bez zamyslu i koncecji”

      O nie, nie. MU od pół roku gra z zamysłem i koncepcją. „Podaj do boku i wrzucaj na oślep” się owo coś nazywa i IMHO jest bezpośrednim potomkiem legendarnego konceptu „Dobra panowie, kiełbasy do góry i golimy frajerów!” asa Polskiej Myśli Szkoleniowej Janusza W.

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        widać w tym też rękę Antka Piechniczka w odniesieniu do wykonywania stałych fragmentów:
        „Graliśmy jak równy z równym, wykonywaliśmy więcej rzutów rożnych. Pan (dziennikarz) jest oczywiście nastawiony negatywnie. Nie wykorzystaliśmy żadnego rzutu rożnego, ale trzeba zwrócić uwagę, że każdy miał jakąś myśl przewodnią i był bity inaczej.”

        Odpowiedz
        1. ~Klemson

          Jak już czytam, że mourinho stwierdza, że Moyes to dobry wybór i trzeba dać mu więcej czasu, to myślę sobie, że on już poczuł, że z tej mąki chleba nie będzie, no ale oczywiście trzyma kciuki za to żeby aktualny stan trwał jak najdłużej.

          Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *