Wszystkie nasze samobójstwa

To było jak powrót do przeszłości. Kupiłem bilet do Starego na Klatę i nagle znalazłem się w Bagateli, w dodatku na sztuce, którą widziałem w liceum i której poprzysiągłem sobie już nigdy nie oglądać. Spektakl przygotowany przez wyraźnie zagubionego reżysera, ze scenarzystą nadużywającym prostych efektów komicznych i ze zdolnymi podobno aktorami, od pewnego momentu sprawiającymi jednak wrażenie nieobecnych myślami, znudzonych i wyraźnie wyglądających finału. W następnym sezonie, kto wie, może przeniosą się do jakichś lepszych teatrów, albo przynajmniej znajdą angaż w serialu i zarobią więcej pieniędzy niż tutaj?

Powrót do przeszłości, bo jako kibic Tottenhamu widziałem to dziesiątki razy. Nawet w trakcie tegorocznych rozgrywek: pierwsza minuta meczu z Manchesterem City i wykop Llorisa pod nogi Aguero, strzał Argentyńczyka dobity przez Navasa. Podczas rozgrywek poprzednich: fatalne podanie nienaciskanego przez rywali Kyle’a Walkera, i gol Downinga, a potem błąd Jermaina Defoe’a w przyjęciu piłki, który Benoit Assou-Ekotto usiłował naprawić faulując Suareza – w efekcie mecz z Liverpoolem, w którym zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, zakończył się porażką, a w jej z kolei efekcie oddaliła się perspektywa zakończenia sezonu w pierwszej czwórce. Przykłady mogę mnożyć, bo podobne historie powtarzają się, odkąd sięgam pamięcią. Błędy bramkarzy (przed Llorisem był Heurelho Gomes, jeszcze dawniej np. Paul Robinson albo Ian Walker, wpuszczający daleki strzał w meczu z Manchesterem United po tym, jak piłka podskoczyła przed nim na kępce trawy). Gapiostwo obrońców, zbyt krótkie wybicia, zbyt ostre wejścia, spóźnione wślizgi – młody Younes Kaboul miałby tu niejedno na sumieniu, ale i tak daleko mu do Ramona Vegi albo Mauricio Taricco. Podania pomocników w poprzek boiska, umożliwiające rywalom wyjście z kontrą (nawet Carrickowi się zdarzało). Ten moment z innych derbów Londynu, z 2009 roku, kiedy po okresie świetnej gry Tottenhamu Arsenal strzela bramkę, podłamani piłkarze Harry’ego Redknappa zaczynają grę od środka, w tym momencie piłkę przejmuje Fabregas, pędzi na bramkę i wszystko się kończy jak zwykle.

Nie chcę przy tej okazji otwierać tematu pudeł w doskonałych sytuacjach (Milenko Acimović!), ani sędziowskich błędów, wielokrotnie podcinających skrzydła Tottenhamu w meczach z wielkimi rywalami (Webb dający karnego za rzekomy faul Gomesa na Carricku, przy dwubramkowym prowadzeniu gości na Old Trafford albo nieuznany przez Clattenburga gol Mendesa na tym samym stadionie; uznany, a jakże gol Lamparda dla Chelsea w Pucharze Anglii na Stamford Bridge, choć piłka nie przekroczyła linii bramkowej po błędzie Gomesa – skądinąd w tamtym meczu drugi gol dla gospodarzy padł ze spalonego, a w kolejnym spotkaniu FA Cup między tymi drużynami, tym razem w półfinale na Wembley, sędzia uznał „bramkę” Juana Maty, choć King z Assou-Ekotto zdołali zablokować piłkę kilkanaście centymetrów przed linią bramkową): nawet jeśli sędzia Michael Olivier nie musiał wczoraj dyktować karnego i wyrzucać Kaboula z boiska po incydencie z Eto’o, historia Tottenhamu pokazuje, że największymi wrogami tego klubu bywają sami piłkarze. Taką przebodli mnie drużyną: ze skłonnością do samobójstw.

Tim Sherwood ma oczywiście rację, mówiąc do kamery to, co w pubach powtarzają między sobą kibice: nie chcemy piłkarzy, którzy załamują się po pierwszym niepowodzeniu, chcemy drużyny, którzy walczą do końca. Którzy, jak był uprzejmy wyrazić się menedżer Tottenhamu, „mają jaja” i z których taka klęska jak wczorajsza nie spływa z prędkością mydła jeszcze w trakcie pomeczowego prysznicu. Rzeczywiście klub nie za to im płaci, żeby miło się do siebie uśmiechali, podobnie jak nie za to płaci trenerowi.

Rzecz w tym, że takich rzeczy trener nie może mówić publicznie – przynajmniej do czasu, gdy nie osiągnął statusu Aleksa Fergusona. Nawet jeśli Sherwood miał rację, w ciągu tych kilku minut przed kamerami Sky Sports, przegrał wszystko. To nie był starannie wyreżyserowany występ, obliczony na potrząśnięcie zawodnikami – takie rzeczy, jeśli już, robi się w szatni. To było raczej szukanie alibi dla własnego niepowodzenia i rozdawanie ciosów na ślepo: nie tylko pod adresem piłkarzy, o których usłyszeliśmy także, że „nie na wszystkich może polegać”, ale i pod adresem klubowych władz, które powinny „obudzić się z marzeń o miejscu w pierwszej czwórce”. Jedyny pożytek z tego jest taki, że wszyscy wiedzą już, iż ten reżyser po sezonie odejdzie z teatru – o ile w ostatnich tygodniach plotki o jego holenderskim następcy można było jeszcze opatrywać delikatnym znakiem zapytania, teraz sprawa stała się oczywista. Tim Sherwood, z iście północnolondyńską fantazją, dołączył do grona samobójców.

Na jakimś poziomie jest mi go żal, bo akurat na mecz z Chelsea miał dobry pomysł. Cokolwiek Jose Mourinho mówiłby, że dla niego ustawienie Kyle’a Walkera na prawym skrzydle było wygodne, a w ciągu 55. minut Tottenham nie był w stanie go nastraszyć – strzał Eto’o, będący owocem kuriozalnego błędu Veronghena, był pierwszym celnym uderzeniem na bramkę Llorisa. To goście byli w pierwszej połowie spotkania częściej przy piłce, to szybkość Lennona (inteligentnie odnajdywał się między linią obrony i pomocy Chelsea) i Walkera były źródłem problemów gospodarzy, podobnie jak ryzykowna, ale generalnie działająca wysoka linia obrony, wraz z cofającym się Adebayorem dodatkowa pozbawiająca gospodarzy przestrzeni do gry. Do czasu oczywiście – a z resztkami obiektywizmu przyznam, że skłonności do samobójstwa ukochana ma drużyna ujawniła już w pierwszej minucie, kiedy po złym zagraniu Dawsona Eto’o znalazł się sam na sam z Llorisem i tylko (błędnie podniesiona) chorągiewka uratowała Tottenham przed kolejną czerwoną kartką dla bramkarza.

O psychopatologii kibicowania Tottenhamowi mógłbym o tym jeszcze długo – dając np. obszerny akapit o Vertonghenie, któremu najwyraźniej plotki o zainteresowaniu Barcelony zawróciły w głowie, bo kompletnie nie przypomina zawodnika jeszcze niedawno uznawanego za jednego z najlepszych obrońców angielskiej ekstraklasy. Albo o Sandro – będącym od czasu debiutu w tej drużynie symbolem serca i solidności, a na Stamford Bridge równie komicznego, jak Vertonghen. Mógłbym, ale przecież wypada jeszcze zauważyć świetny mecz Özila i Arsenalu, oraz równie dobry Fellainiego i Manchesteru United. Albo pozachwycać się tegorocznymi rozgrywkami Pucharu Anglii, gdzie do półfinału awansował trzecioligowy Sheffield United, nie mówiąc o drugoligowym Wigan, które pokonało Manchester City. Może zrobię to w osobnym tekście, na razie idę czytać „Samobójstwo, jako doświadczenie wyobraźni”.

23 komentarze do “Wszystkie nasze samobójstwa

  1. ~michal77

    Kiepsko mi się w życiu wiedzie i tak sobie pomyślałem by zacząć kibicować klubowi, który dostarcza więcej zadowolenia. Jednak to nie takie proste i pozytywnych bodźców będę musiał poszukać w innych dziedzinach.

    Kiedyś nadejdzie dzień gdy radość będzie największa. Ehhhh:)

    Odpowiedz
  2. ~KrólJulian

    Reakcja Glenna Hoddlea na słowa Sherwooda w pomeczowym wywiadzie była identyczna.
    Co do samego meczu to Chelsea od pewnego czasu przyzwyczaiła Nas do tego, że w pierwszej połowie w zasadzie śpi, więc nic dziwnego, że w sobotę było podobnie…

    Odpowiedz
  3. ~oleq

    Co do Vertonghena – WRESZCIE dostal to, na co zasluzyl. Az milo bylo popatrzec na to poczucie winy zmieszane z niedowierzaniem na jego twarzy. Tak jak prowokowal Torresa w poprzednim spotkaniu (co poskutkowalo niezasluzona czerwona kartka tylko dla jednego z nich), tak i tym razem ewidentnie szukał guza, przyczepiajac sie do Ivanovica i w koncu musial popelnic błąd. Nie bylo co prawda czerwonej kartki, ale przegrana Tottenhamu 4-0 ja rekompensuje. Nie jestem w stanie scierpiec jego zachowania na boisku i jest mi zal zwlaszcza Dnipro po meczu EL.

    Odpowiedz
    1. ~Pralnia brudnych pieniędzy

      Człowieku podłączyłeś się pod klub, który zaczął odnosić sukcesy i zgrywasz kozaka na blogach których cię nikt nie chce. Kibicuj sobie tej Chelsea skoro tak bardzo lubisz wygrywać, ale daj innym spokój, bo takie zachowanie jest żałosne, sranie komuś na wycieraczkę.

      Odpowiedz
  4. ~Alek

    Faul na Suarezie w meczu w którym zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki… W mojej ocenie to zwycięstwo nie było na wyciagnięcie ręki, chyba, ze byłaby ona bardzo długa… Ps. Panie Michale prosze sie nie załamywać, rzut oka na table PL i okazuje sie , ze sytuacja kogotow nie jest tak dramatyczna. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  5. ~tommyGunner

    No tylu baboli w meczu dawno nie widzialem a kibicuje klubowi, ktory pokazal w tej materii to i owo:-) z racji pracy mam duza wyrwe w ogladaniu ale po wynikach ostatnich, bo moze byc rollercoster, chelsea na mistrza, a arsenal na FA cup. I skonczy tykac licznik wiadomo ktory:-)

    Odpowiedz
  6. ~Klata

    Panie Michale!
    Zaiste, byłem zagubiony, ale na szczęście odnalazłem się na Pana blogu 🙂
    Analogie pomiędzy mną a Timem chybione – gdzież mi do tak bogatej kariery zawodniczej koguciego trenera. A jeśli chodzi o moich znudzonych graczy, to każdy wie, że marzą o transferach choćby i do Bagateli, w rozpaczliwej pogoni za prawdziwym, poważnym strategiem… Proszę się nie zrażać i kibicować dalej! Grzebyk w górę!
    Klata
    P.S. Przynajmniej bilans bramkowy mamy w Starym niezły. Mała rzecz, a cieszy.

    Odpowiedz
  7. ~Marseyciderman

    Juz tylko parę dni pozostało do jakże ważnego meczu. To będzie odpowiedź czy idziemy po mistrza, czy tylko ligę mistrzów. Już od ładnych paru lat przewidywałem że united się stoczy. Nie wiem tylko jakim cudem dziadek wygrał mistrza w zeszłym sezonie, wróć oczywiście że wiem, przecież drukowali mu na potęgę, nawet ślepy chyba widział. Dziadek odszedł w swoim stylu, nie zostawił następcy, a przyprowadził wybrańca, żeby tym bardziej pokazać jaki to nie był wielki. Oby Moyes został tam jak najdłużej. Uwielbiam oglądać jak kelnerzy leją united, zwłaszcza w lidze mistrzów. Trzeba jednak oddać cesarzowi co cesarskie, zawsze się dziwiłem jakim cudem dziadek tak dobrze potrafił grać tą zbieraniną przeciętniaków. Brendan przełamuje w tym roku chyba wszystkie złe passę, wiec mam nadzieje że złamie i tą. I can’t wait.

    Odpowiedz
    1. ~Klemson

      Mam nadzieję, że choć trochę ulżyło, gdy wyrzuciłeś to już z siebie…
      Może i Brendan przełamuje jakąś złą passę, ale „tę”, a nie „tą” jeśli już…. Liverpool mistrzem-teoretycznie jest to możliwe, ale jakoś trudno jest mi to sobie wyobrazić 🙂

      Odpowiedz
    2. ~ksav

      Wyczuwa się w Twoim tonie tyle pogardy do SAFa, że aż zęby bolą. Można pałać niechęcią do kogoś…ale chyba zdobycie przez niego największej liczby topowych tytułów w historii powinno być małą wskazówką do wykazania odrobiny szacunku i nie rzucania pogardliwym „Dziadkiem”?
      Na tym blogu staramy się trzymać poziom wypowiedzi, szacunek wobec siebie i kulturę. Wierzę, że potrafisz tak jak większość z nas kochać swój klub, ale i szanować zdanie innych.

      Odpowiedz
  8. ~Marseyciderman

    Nauczyciel się znalazł od siedmiu boleści. Idź lepiej popracuj trochę nad wyobraźnią, bo Liverpool gra najlepszą piłkę w całej lidze i żebyś się nie musiał dziwić jak ją wygrają. Uwielbiam słuchać kibiców united ze zobaczymy w maju. Właśnie zobaczymy jak skończą ligę na siódmym miejscu 🙂

    Odpowiedz
    1. ~Maciek

      Może skończą na 7. może i nie, zobaczymy w maju, natomiast mówienie, że Liverpool gra lepszą piłkę niż np. ostatnio Chelsea to pachnie trochę zaślepieniem

      Odpowiedz
      1. ~płakałem po Mourinho

        Ciężko się chłopakowi dziwić, bo pewnie za swego życia wygrania PL przez Liverpool nie uświadczył, a tyle lat dominacji MU wywarło trwały ślad na jego psychice.

        Odpowiedz
  9. ~Marseyciderman

    Cisne beke z united, a tu kibice Chelsea się odzywają, to tylko świadczy o tym że obawiają się Liverpoolu. Powiedz mi jaką lepszą piłkę gra Chelsea, bo to że mają więcej punktów wcale jeszcze o tym nie świadczy. Prawda jest taka że postronni wolą oglądać Liverpool. PL nie, ale jak wygrywali ligę dobrze pamiętam, choć nie byłem z nimi tak blisko. Dobrze pamiętam jak sędziowie doprowadzali mnie do szewskiej furii gdy gwizdali dla dziadka. Może i byli dobrzy ale raczej tylko w Anglii ze względu na to że byli traktowani jak święte krowy. W Europie są ciągle jeszcze daleko mimo dwóch fuksiarskich wygranych dziadka. A o moją psychikę się nie martw, lubię czasami być spicy. I tak jestem bardzo pobłażliwy dla kibiców united, bo w tym sezonie okazji trochę było. God save Moyes.

    Odpowiedz
  10. ~alek

    ~Marseyciderman — Proszę zachowaj pewien poziom. Autor tego bloga go zachowuje, komentujący również , więc wypadałoby się dostosować lub zamilknąć.

    Sam jestem wieloletnim kibicem LFC, i to nie takim kanapowym. ale nie mogę czytać tego co piszesz. Jako kibic LFC nie akceptuje takiej buty, pewności siebie i arogancji, wspartej kpiącym podejściem do innych drużyn.

    Co to znaczy ” cisne beke”? przecież przez lata z Nas można tak było się śmiać….. Szanuj inne drużyny, nie musisz ich lubić. Ponadto futbol bywa strasznie okrutny… i oby nie był w tym roku taki dla LFC, ale do zakończenia ligi jeszcze 10 kolejek. Ostatnią kolejkę oglądał będę na Anfield i wniebowzięty byłbym miejscem w top 4. Jednak do tego jeszcze daleka droga. Więc ochłoń trochę kolego.

    Ps. LFC gra ładniejszy futbol od Chelse, ale to niebiescy grają lepszy futbol aniżeli LFC.

    Odpowiedz
  11. ~Marseyciderman

    Oj śmiali się śmiali, zwłaszcza diabełki. Alek- uwierz mi że dużo gorsze komentarze czytałem na tym blogu pod adresem Liverpoolu. O ligę mistrzów możesz być spokojny. Słyszałem to z ust kibiców united że Liverpool gra the best football in the league. Ale pewnie masz racje,że tylko ładniejszy, wiadomo że oni się nie znają. Ja raczej zamilknę, a Tobie życzę żebyś na Anfield świętował mistrzostwo.

    Odpowiedz
    1. ~płakałem po Mourinho

      istotnie tak było, ale wyznawcy i kibice sukcesu MU zniknęli w tajemniczych okolicznościach, podobnie jak i sukcesy, więc jest spokój. Przyznać trzeba, że obecni tu fani MU „cisną bekę” w wystarczający sposób i szcuneczek, bo oznacza to, że mają do tego wszystkiego zdrowy dystans, a nie zawsze tak bywa. MU jest w tym roku beznadziejne, a Moyes już dobitnie udowodnił jaki z niego fachowiec, ale co to za odkrycie? Każdy to widzi, więc po co o tym pisać? Jakby jeszcze ktoś tu śpiewał piosenki o tym, że MU jest wielkie i niezwyciężone to rozumiem, ale w takiej sytuacji? Osobiście znacznie mi bliżej do Liverpoolu niż MU, ale kopanie leżącego nie ma sensu, bo tylko się spocisz, a nic w ten sposób nie osiągniesz. A co do piękna gry to wyobraźmy sobie, że np. Sunderland nagle zaczyna grać kosmiczną piłkę, po prostu poezję, jest sobota 16.00 kilka meczów rozgrywanych równolegle, w tym mecz Liverpoolu, oglądasz transmisję z meczu Liverpoolu i nagle przechodzi ci przez głowę myśl-zmienię kanał na mecz Sunderlandu, bo grają piękną piłkę 🙂
      Nie ma się co obrażać, pisz sobie tam co chcesz, tylko pamiętaj, że Liverpool też nie ma łatwego terminarza-żeby ktoś się później nie zrewanżował 🙂 A co do Chelsea, to nigdy nie grała sexy futbolu, więc zdążyłem przywyknąć, na szczęście za wrażenie artystyczne dodatkowych punktów tu nie przyznają.

      Odpowiedz
      1. ~DawidSz

        Liverpool ma bardzo trudny terminarz, toteż wiara w zdobycie przez nich mistrzostwa jest stanowczo dużym optymizmem. Oczywiście wygrana w niedzielę przybliży ich do tego, ale nie zapominajmy, że są to derby, a te rządzą się swoimi prawami i Liverpool nie musi wcale tego meczu wygrać, jak niektórym się tutaj wydaje.
        Po drugie, Chelsea jednak może nie gra efektownie, ale gra efektywnie, co widzieliśmy już kilka razy w tym sezonie, gdzie Mourinho celnymi zmianami potrafi nadać nowy sens przebiegowi meczu. Chelsea przyjeżdża na Anfield, City przyjeżdża na Anfield, ciężko będzie o punkty w tych pojedynkach. Na szczęście o kwestię bycia w TOP4 jestem coraz bardziej spokojniejszy, choć nie jest tak, że nocą śpię spokojnie, kiedy o tym myślę. 10 kolejek to całkiem sporo, szczególnie z terminarzem, który wygląda jak wygląda. Mecze więc rozstrzygną się w dużej mierze w głowach piłkarzy.

        Odpowiedz
  12. ~Marseyciderman

    Zdaje się że przesadziłem trochę z ciderkami i potem słoma z butów wychodzi. Ale jeśli o diabły się rozchodzi, to było przecież w ich stylu. Cóż dużo bym mógł tutaj napisać, ale zwyczajnie mi się nie chce, albo i nie mam na to czasu. Ferguson managerem był wielkim, na pewno jednym z największych jakich widziałem. Ale jak to mawiają what a pr…k he was. This is not Liverpool way. Pisałem bodajże w 12roku że to już jego ostatnie podrygi. Dużo się nie pomyliłem, a jakże to też tutaj byłem wyśmiewany. Wiem wygrał kolejne mistrzostwo, odszedł we chwalę, ale co zostawił, to właśnie to co już dużo wcześniej widać było. Pracował na własne nazwisko, odszedł zostawiając drużynę w rozsypce, i co najważniejsze nie zostawiając swojego następcy. This is not Liverpool way. W Liverpoolu wielcy odchodzili inaczej. Wiem że nie ukryje historii ale przecież bynajmniej się staram 🙂 Każdy ogląda swoich, wiadomo, ale każdy ogląda też ligę, albo bynajmniej skróty. Mając na myśli że ktoś gra dobrze, mam chyba prawo twierdzić że mogą wygrać ligę. Dobrze też wiem, co to za mecz będzie w niedzielę i wcale nie twierdzę że Liverpool go wygra. U booków to united jest favourite. I kto jak kto, ale ja dobrze wiem jak nasi kiepsko tam grają. Wiem też że confidence w drużynie jest wysoka, a gdyby udało się wygrać, to tym bardziej ona wzrośnie. O City jestem spokojny, oni już wygrali co mieli wygrać w tym sezonie. Zresztą oni mają najtrudniej 12meczów do rozegrania w tym samym czasie co reszta 10 lub 9. Obawiam się Chelsea, wiadomo Special One, co tu dużo mówić, jest najlepszy. Żeby nie było. Brendan to jeszcze student, i pieśni mu jeszcze nie śpiewam, ale widać już, że raczej to bystry student i ja tam w niego wierzę. Nikt nie powiedział że będzie łatwo. Go on the Reds ! We are Liverpool !

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *