Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea

Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea zaczął się jak każdy inny dzień i nic nie wskazywało na to, że skończy się nadzwyczajnie. Wstałem rano i zanim zabrałem dzieci do muzeum (co wbrew pozorom ma dla piłkarskiej opowieści znaczenie, bo muzeum leży niedaleko stadionu i dzieci po raz pierwszy w życiu usłyszały, w jakim narzeczu mogą witać ich miasto przyjeżdżający ze stolicy sympatycy sportu, na naszych oczach konwojowani przez kilkanaście wozów policyjnych), obejrzałem powtórkę meczu Aston Villi z Arsenalem. Obejrzałem i pomyślałem, że gdybym nie pisał o tym w kółko (ostatnio po meczu Ligi Mistrzów w Dortmundzie), kolejny raz rozpisałbym się pewnie o Özilu: o tym, ile daje Arsenalowi zarezerwowanie niemieckiemu rozgrywającemu centralnej pozycji i jak fajnie wygląda wtedy jego współpraca ze schodzącym do skrzydeł Welbeckiem. Czy Arsene Wenger odkrył wreszcie Amerykę, czy zmiana spowodowana była wyłącznie tym, że dać odpocząć Jackowi Wilshere’owi, zobaczymy, ale pierwszy w tym sezonie gol i asysta dostarczają mocnych argumentów, żeby nie marnować Niemca przy linii bocznej. „On woli grać w środku, ale potrafię wymienić pewnie z dziesięciu moich piłkarzy, którzy mogliby powiedzieć to samo” – mówi o Özilu Arsene Wenger, a ja słuchając tych słów jeszcze raz zastanawiam się nad sensem kupowania ofensywnych środkowych pomocników, żeby wystawiać ich na skrzydle (przy niekupowaniu defensywnych pomocników…). Inna sprawa, że i podczas meczu z AV zobaczyliśmy tę twarz Arsenalu, która w ostatecznym rozrachunku przeszkadza Kanonierom osiągać sukcesy na miarę rzeczywistych ambicji fanów. Bezsensowne kilkudziesięciometrowe podanie Ramseya w tył i w poprzek boiska, w zamierzeniu zapewne efektowne i dowodzące technicznego kunsztu, było dramatycznie niecelne i przyniosło Aston Villi aut w pobliżu pola karnego gości. Podobnie jeden z wykopów Szczęsnego, prosto pod nogi Delpha: niemal identyczne przypadki analizowali przed tygodniem Jamie Carragher i Gary Neville w „Monday Night Football”, i za każdym razem chodziło o koncentrację.

Oczywiście jako kibic innej drużyny z północnego Londynu słabe mam w ten niedzielny wieczór papiery do krytykowania Arsenalu. Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea, był bowiem dniem jednego z najgorszych występów Tottenhamu od czasów schyłkowego Villas-Boasa (za Sherwooda również spuszczano nam lanie, ale wówczas grzeszyliśmy głównie taktyczną naiwnością, nie brakiem pasji). Intensywny, wysoki pressing? Błyskawiczne tempo rozgrywania akcji? Raczą państwo żartować: raczej przekonanie, że w starciu z drużyną zamykającą tabelę bramki strzelą się same, a im dalej w mecz, tym mniej pomysłów na rozmontowanie szyków stacjonującego na własnej połowie rywala. Tylko jeden celny strzał na bramkę w trakcie całego spotkania, gol stracony ze stałego fragmentu gry, rozkojarzony Chiriches w obronie, mnóstwo niedokładności i trybuny letargiczne równie przerażająco jak piłkarze – doprawdy, wolałbym już, żeby mój klub przegrywał tak jak Everton z Crystal Palace (kolejne niespodziewane zdarzenie dnia, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea…), owszem – nawet jeśli, jak Tim Howard i nieasekurujący go obrońcy, popełniając proste błędy, to przynajmniej wkładając wiele serca w próbę odrobienia strat, a w pierwszej połowie pokazując dużo więcej ochoty do gry, niż Tottenham w trakcie całych 90 minut.

Klęsk i nadzwyczajnych zdarzeń podczas dnia, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea, było dużo więcej. Zaraz jak tylko wyszliśmy z muzeum, a sympatycy sportu ze stolicy gramolili się już do przydzielonego im sektora, w Leicester zaczynał się mecz gospodarzy z Manchesterem United. To, co wydarzyło się w trakcie pierwszej połowy – asysta Falcao przy bramce van Persiego, cudowne, porównywalne jakością z wczorajszym trafieniem Jelavicia dla Hull, uderzenie di Marii – zdawało się mówić, że Czerwone Diabły są już we właściwym rytmie, jednak nie: podczas drugiej połowy ujrzeliśmy znów Moyesowskie upiory, niezdolne do bronienia, ale też do utrzymania się przy piłce. To pierwsze można jakoś zrozumieć, w kontekście kontuzji Evansa i czerwonej kartki Blacketta, drugie – znacznie trudniej, zwłaszcza gdy się pamięta, że przed czwartą bramką dla Leicester piłkę na rzecz de Laeta stracił Juan Mata. W tym sensie Louis van Gaal ma rację, uchylając się od rozmowy na temat sędziowskich błędów: Rojo czy Rafael dawali się ogrywać także bez nich.

Zaiste: dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea, był to dziwny dzień. Jeżeli istniał sposób na rozmontowanie maszyny Jose Mourinho, wcześniej tak konsekwentnie uniemożliwiającej grę mistrzów Anglii, że na myśl przychodził jedynie popis taktycznego kunsztu trenera Chelsea, zademonstrowany na tym stadionie przed rokiem, to musiał on mieć charakter – jak powiedział po meczu Mourinho – nie taktyczny, tylko „emocjonalny”. Mógł sobie Manuel Pellegrini mówić o „mentalności małej drużyny” i zestawiać defensywną postawę Chelsea z postawą Stoke, ale dowodzi to raczej jego bezradności. Wyjątkowemu lepiej się tak łatwo nie podkładać: przekręcanie imienia czy nazwiska jest wprawdzie metodą, którą już stosował we Włoszech czy w Hiszpanii, można więc powiedzieć, że się powtarza, ale z „pana Pellegrino” niewątpliwie śmiał się ostatni.

Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea, pozwala wyobrazić sobie rzeczy niewyobrażalne. Nawet taką, że Steven Gerrard, legenda, ikona i kapitan Liverpoolu, przestaje grać w wyjściowej jedenastce. Szukając sposobów na poprawę gry tej drużyny (poza ogarnięciem omylnej i słabo się komunikującej defensywy) i analizując statystyki meczu z West Hamem (liczby wślizgów, dryblingów, wykreowanych sytuacji), ławka dla Gerrarda wydaje się oczywistym rozwiązaniem.

Co poza tym? W osobnym tekście o Newcastle nie byłoby postulatu zwolnienia Pardew. Ulloa jako nowy Michu – oby ta eksplozja trwała dłużej niż jeden sezon. Niko Krajnczar, czyli u Redknappa starzejesz się wolniej. Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea, był w gruncie rzeczy normalnym dniem w Premier League: wydarzyły się same rzeczy niepoczytalne i niespodziewane.

14 komentarzy do “Dzień, w którym Frank Lampard strzelił przeciwko Chelsea

  1. ~me262schwalbe

    Rzeczywiście dzień, w którym Lamps strzelił gola przeciwko CFC zapamiętam na długo. Zaraz wyjaśnię dlaczego>
    W przerwie meczu Lisów i MU oraz Tot-WBA miałem wątpliwą przyjemność pasjonować się, niestety, drugim z nich, ale rzecz dotyczyła pierwszego. Na wspólnym kuponie z kumplem postawiłem na Lisów. W przerwie kumpel przyszedł do mnie i śmieje się, że spaliłem nasz wspólny kupon. Ja mu na to, że spoko, jest jeszcze druga połowa, że Lisom należy dać szansę, że mecz spokojnie jeszcze może się skończyć np. 5-3 (sic!). On mi na to, dobra: „Daję ci 10 euro już teraz, a po meczu jeśli MU wygra, to ja mam mu oddać 20 euro”. Ja mu na to: „Słuchaj stary, jeśli będę chciał zarobić, to postawię u booka 1 euro i jeśli rzeczywiście Lisy wygrają to wtedy zarobię 17 euro” – taki wtedy był kurs. Żeby nie być gołosłownym, to dla zabawy już przy stanie 1-3 postawiłem 1 złoty polski na Lisy (kurs 70:1). Wszystko możesz wygrać u boka, ale mina kumpla wtedy była bezcenna :):):). Najlepiej w życiu zainwestowane pieniądze 7000% w pół godziny.

    Odpowiedz
  2. ~Michał Bocian

    Szanowny Panie

    Bardzo fajnie czyta się Pański 'Dzień, w którym…’. Koncept zacny, gdyż zaiste jest to dzień szczególny kiedy kibice przyjezdni oklaskują nowego lokalnego bohatera, nowego Obywatela.

    Proszę mi jednak wybaczyć, ale to co Pan piszę o Ozilu wydaję się mijać z prawdą. To nie Wenger odkrył Amerykę, tylko Ozil odnalazł się w takiej konfiguracji zespołu z takim konkretnie przeciwnikiem. Nikt mu nie rezerwował centralnej pozycji. Jest Pan fanem Spurs i Pana rozgoryczenie cieniem rzuca się na Pana zdolnościach analitycznych. Wenger daje swoim zawodnikom ofensywnym luz na boisku – oni sami muszą odnaleźć siebie w zespole. Nie można też przecież powiedzieć, że grał tylko w centralnej części boiska. Proszę spojrzeć na heatmaps na squawce. Słusznie Pan zauważa że zrobiło się dla Ozila więcej miejsca w środku pod nieobecność Wilshere’a. Ale w meczu z Villą zagrał przecież Cazorla, który też gra z lewej schodząc do środka, co naturalnie dało więcej swobody Mesutowi, by grać w środku wymieniając się z Santim. Ten drugi osłaniał też Gibbsa bardziej, chociaż tak naprawdę nie było przed czym.

    Proszę się nie martwić. Lilywhites się podniosą…może nie za tydzień, ale z pewnością tak się stanie. Tylko the Blues, Święci i Villains mogą być zadowoleni z pierwszych pięciu kolejek tak naprawdę.

    Pozdrawiam serdecznie

    MB

    Odpowiedz
  3. ~michal77

    Polska Mistrzem Świata 🙂 !
    A co do Gerrard’a, to bałem się pisać o tym tydzień i dwa temu, ale wydaje mi się, że to On może być/bywać powodem kłopotów w defensywie TheReds. Przecież całą karierę był graczem ofensywnym.
    Ale nie chodzi mi o to, że teraz nie ma już dawnej szybkości i dynamiki, lecz o to, że ma inną mentalność (ofensywną). Oczywiście jego serce do gry zawsze pomagało drużynie bronić w ważnych momentach, ale pozycja defensywnego pomocnika wymaga odpowiedniej postawy przez dłuższy – długi – cały czas.
    Pozdrawiam:)!

    Odpowiedz
    1. ~DawidSz

      Problemem defensywy i ofensywy Liverpoolu jest środkowa linia, o tym tu już ględziłem na początku zeszłego sezonu. Z jednej strony – jest ona za mało mobilna (sam Henderson nie rozwiązuje problemu), więc pressingiem nie gra najlepszym, a po drugie – za mało kreatywna, aby stwarzać zagrożenie na połowie przeciwnika, a przy tym antycypować jego akcje. Allen niestety boryka się z kontuzjami, Lucas w ogóle nie nadaje się do takiego trybu gry, Gerrard zaś podlega wielkich wahaniom formy. Ratunkiem może być Can, ale o tym się dopiero przekonamy za parę miesięcy. W poprzednim sezonie siła ofensywna skrywała braki z tyłu, a trójka SSS grała na tyle nieprzewidywalnie rozrywając najlepsze obrony, że Coutinho mógł nawet grać w pomocy, bo miał dużo miejsca dla siebie i na podania. Teraz nic z tego i szczerze mówiąc nie wiem, jak Rodgers chce rozwiązać ten problem. Kiedy Gerrard i Coutinho sam tak bardzo bez formy, Allen leczy się, każde ustawienie będzie złe. Przeciwnik zaś, jakikolwiek by nie był w dzisiejszej lidze, będzie miał lepiej zbilansowaną i zdyscyplinowaną linię środkową. Widać to było bardzo dobrze na poprzednich 3 meczach: z ekipą z Birmingham, z mistrzem Bułgarii i Londynie. Przez większość czasu Liverpool posiadał piłkę, ale było to posiadanie, które nic nie przynosi, bo żaden piłkarz nie dysponował jakąkolwiek umiejętnością kreacji akcji, ani też żaden nie potrafił asekurować linii obrony – przerywać akcji, umiejętnie podbiegać pod przeciwników. Z fatalnym kryciem przy stałych fragmentach gry, to spokojnie można stawiać duże pieniądze na każdego przeciwnika. Gerrard wychodzi bowiem często wysoko i ma problemy z powrotem, zaś Henderson jest wolnym elektronem, który jednak nie może być wszędzie. O Lucasie nawet nie ma co gadać, bo grając wyżej nie daje zespołowi nic, zaś niżej już się nie odnajduje. Ogólnie więc – nie jest dobrze i Rodgers musi mocno pogłówkować, jak to naprawić, bo każdy zespół grający mocnym pressingiem, może liczyć na łatwe zdominowane środka pola, a od tego już krok do przegranej. Inna sprawa, że kiedy Liverpool pierwszy strzela, wtedy może odpuścić środek i grać z kontry, co mu najlepiej wychodzi, mimo że Rodgers jest zwolennikiem posiadania piłki, ot cały paradoks. A kiedy muszą cierpliwie rozgrywać akcje polegają na całej linii, z tychże właśnie braków, o których pisałem.

      Odpowiedz
  4. ~KrólJulian

    Reakcja kibiców Chelsea oraz Lamparda po meczu-bezcenna. Można było odnieść wrażenie, że strzelił tę wyrównującą bramkę właśnie dla Chelsea, a nie Chelsea… Na polskich stadionach podobny obrazek zobaczą najwcześniej dzieci naszych dzieci 🙂

    Odpowiedz
  5. ~de

    tak jak pisałem w poprzednim felietonie jak i Pan słusznie zauważył (jak chyba każdy kibic !) Ozil to pierwsza trójka rozgrywających na świecie, dlaczego w poprzednich meczach Wenegr ustawiał go na skrzydle ? a skrzydłowym Ozil jest fatalnym, ale nie ma w tym nic dziwnego skoro piłkarz uczy się całe życie pwnych schematów na środku pola to one nie zadziałają na skrzydle, kupować zawodnika za grube miliony i marnować jego potencjał ? hmm to do profesora nie podobne i myślę, że Ozil bedzie już zawsze grał na środku, co meczu City z Chelsea ,Mou jak to u niego bywa przekalkulował wszystko i przyjechał na City nie przegrać i taką chłodną kalkulacją Jose może być znów mistrzem Anglii, ale w lidze mistrzów to taką kalkulacją to mu nie wróże zbyt dużo

    Odpowiedz
    1. ~przecinek

      Ja bym Mou wróżył przynajmniej, tradycyjnie, półfinał. Ile razy odpadał wcześniej, dwa?

      To nie Wenger marnuje Ozila, to Mesut marnuje się sam, od lat już postępu nie zrobił najmniejszego. Na wrodzone lenistwo nie ma leku.

      Rozumiem, że facet notuje sporo asyst, ale zachwyt nad nim jest wyraźnie przesadzony. I chyba tylko kibice mogą się temu zachwytowi oddawać, ktoś patrzący chłodno, powinien zobaczyć, że wypadkowa potencjału/wpływu na grę/umiejętności/osiągnięć wypada zaskakująco słabo, a na pewno nie na top3 czegokolwiek.

      Talent to wielki, tylko co z tego?

      Odpowiedz
  6. ~Krzysiek

    Lampard to klasa sama w sobie choć jak go kilka lat temu w Londyńskim barze „The Bonds” widziałem obściskującego się z blond lalą przy toaletach, pod schodami (na pewno nie była to Christine Bleakley) to szacunek do niego pozostał ale tylko ten na boisku. Kibice pięknie się zachowali bo po 13 latach w Chelsea nie można było inaczej zareagować i go nienawidzić z dnia na dzień. O 5 kolejce pozwoliłem sobie coś wspomnieć u siebie na blogu http://www.mateball.com/p/466/najlepszy-spektakl-w-innym-teatrze natomiast sprawę Ozila rozpatrzył dość ciekawie Klaus Bellstedt też o tym wspomniałem kilka dni temu w krótkim podsumowaniu „Mesut Ozil odizolowany w Arsenalu”.

    Odpowiedz
  7. ~orlik

    Szkoda, że tego nie oglądałem, przynajmniej drugiej połowy. Czy faktycznie Lampard nie cieszył się zbytnio zewnętrznie, bo miał dylemat lojalnościowy? Ale teraz słyszę, że kibice obu drużyn docenili i sztukę gry i pamięć o nich.
    Dzięki za interesującą relację.

    Odpowiedz
  8. ~Skorson

    Gerrard na ławkę…lol…no to pan redaktor się pospieszył…jak zawsze miliony ekspertów, każdy może palnąć co mu ślina na pysk przyniesie, bo się nie ponosi odpowiedzialności za to co się pisze…co za robota!!! Gerrard…i 1-0 z rzutu wolnego w derbach Liverpoolu…no ale zawsze można powiedzieć, że jakby siedział na ławce to by było 2-1 dla Liverpoolu

    Odpowiedz
    1. ~DawidSz

      Gerrard od zawsze starał się i wyróżniał w meczach derbowych, natomiast w innych potrafił przejść obok, co doskonale często widać ostatnimi czasy i faktycznie ławka by mu nie zaszkodziła, bo na pewno zagra świetne mecze jeszcze choćby z United, ale zbyt czesto stanowi najsłabsze ogniwo. Inna sprawa, że wczoraj Henderson zagrał wyśmienity mecz i chyba faktycznie celuje w opaskę kapitańską, bo wie co znaczą debry.

      Odpowiedz
    2. ~Maciek

      wolny jak wolny…. Howard nie bez winy bo strzal przy slupku nie szedl… niemniej gerrard spowalnia gre Liverpoolu a z przodu nie ma juz Suareza zeby ja przyspieszyc. Mnie to pasuje – im slabszy Liverpool tym lepiej wiec niech on wychodzi w pierwszym skladzie przez najblizsze 25 lat jeszcze:)

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *