Detronizacja

„Pełen nienajlepszych przeczuć wypowiadam życzenie, aby Kenny Dalglish nigdy nie szedł sam” – pisałem w styczniu 2011, kiedy uważany za zbawcę Szkot wracał na Anfield Road. Dominująca wówczas w angielskich mediach narracja była narracją o powrocie króla, i to o powrocie w godzinie największej potrzeby. Nic to, że Dalglish przestał być menedżerem Liverpoolu 20 lat wcześniej, że jego ostatnia poważna praca zakończyła się zwolnieniem, a przez następne 10 lat, kiedy to i owo się jednak w futbolu zmieniło, nie miał z tym zawodem nic wspólnego. Najważniejsze, że był klubową legendą, człowiekiem, który „ma Liverpool w sercu” i który dla pokolenia dominującego dziś na Fleet Street był idolem z czasów młodości. Chóru dziennikarzy witających go z zachwytem mogliby pozazdrościć Beatlesi w najlepszych latach.

W gruncie rzeczy i ja miałem wszelkie powody, by życzyć mu sukcesu. Ja także pamiętałem go z dzieciństwa, ja także pozostawałem w głębi duszy sentymentalnym chłopcem, układającym po cichu opowieści o powrocie do utraconej Arkadii i „dokończeniu niedokończonych spraw”. Ja także męczyłem się niewymownie, kiedy slogany o wspaniałej tradycji jednego z najwspanialszych klubów świata wypowiadali właściciele z Ameryki, szkoleniowcy z Hiszpanii czy piłkarze z Argentyny. A jednak coś mi nie pozwalało uwierzyć w realizację szczęśliwego scenariusza. Populizm, o który podejrzewałem podejmującego decyzję Johna W. Henry’ego? Zniechęcające przykłady innych „mesjaszy”, wracających po latach na stare śmieci: Keegana i Shearera w Newcastle czy Hoddle’a w Tottenhamie? „Może mój kłopot polega tak naprawdę na tym, że martwię się o wizerunek samego Dalglisha, rzucony na szalę w tak niesprzyjającym momencie i postawiony tym razem nie naprzeciwko drużyny złożonej z oldskulowych Anglików, Walijczyków i Szkotów w stylu Barnesa, Rusha czy Hansena, którym niczego nie trzeba tłumaczyć, ale gromady młodych multimilionerów z całego świata, którzy może nie wiedzą dobrze, kim byli Bob Paisley czy Joe Fagan? – pisałem wówczas. – Gdyby tak było, mielibyśmy do czynienia z zabawnym paradoksem: pozostając sentymentalnym chłopcem i z sentymentalnych powodów stawiam pod znakiem zapytania coś, co innych sentymentalnych chłopców zachwyca…”.

Darujcie obszerne autocytaty. Nie mają dowodzić mojego geniuszu, przeciwnie: mają tłumaczyć, dlaczego w sierpniu 2011 przegiąłem w drugą stronę, wróżąc Liverpoolowi wicemistrzostwo. Bo przecież wtedy, w sierpniu, wszystko wyglądało fantastycznie. Pamiętajmy, że między styczniem a majem 2011 zespół Dalglisha osiągnął formę, która – gdyby nie kiepskie pół sezonu pod Royem Hodgsonem – pozwoliłaby mu grać w Lidze Mistrzów (wśród ogranych wówczas przez Liverpool były, a jakże, najlepsze wtedy w lidze zespoły Chelsea i MU). Pamiętajmy też, że w lecie to on dokonał najgłośniejszych transferów. Piłkarzy już w Premier League sprawdzonych, będących – jak Adam, Downing czy Jose Enrique – podporami swoich poprzednich klubów lub ich wschodzącymi gwiazdami, jak Henderson. Wszyscy wiemy, jak się to skończyło, ale wtedy w sierpniu, nie tylko na mnie robiło to wrażenie.

A jak się skończyło? Kupiony za 20 milionów Downing nie strzelił gola i nie zaliczył asysty w żadnym ligowym meczu, choć walił niemiłosiernie po słupkach czy poprzeczkach. Adam i Henderson grali nierówno, Jose Enrique zgasł… Najdroższy z nich wszystkich Andy Carroll zbyt często się leczył, by móc tak naprawdę zabłysnąć, choć były mecze, w których radził sobie wyśmienicie i jego powołanie do reprezentacji Anglii na Euro wydaje mi się oczywistością. Drużyna wygrywała za rzadko i zdecydowanie za często przegrywała, Anfield przestało być twierdzą… W sumie, jak na 120 wydanych milionów, ósme miejsce w lidze trudno uznać za satysfakcjonujące, nawet jeśli klub wygrał Puchar Ligi i zagrał w finale Pucharu Anglii. Niby za transfery odpowiadał zwolniony już wcześniej Damien Comolli, ale kiedy Francuz odchodził, Dalglish nie zostawił złudzeń: Comolli wydawał pieniądze za jego wiedzą czy wręcz na jego życzenie.

Powód pierwszy detronizacji jest więc trywialny: po takich wydatkach Liverpool powinien bić się o Ligę Mistrzów, a nie tułać się w środku tabeli (powinien też, co tu kryć, grać lepszy futbol – poprawa w porównaniu z czasami Roya Hodgsona była niewielka). Powód drugi to oczywiście afera Suareza, podczas której w obronie niedobrej sprawy Dalglish rzucił na szalę nie tylko swoje dobre imię, ale i dobre imię klubu. „Kampania koszulkowa” (koledzy z drużyny i menedżer nosili T-shirty z hasłami popierającymi oskarżonego o rasizm Urugwajczyka) była błędem, a wygłoszone w porę przeprosiny pozwoliłyby zapewne uniknąć ośmiomeczowej dyskwalifikacji i Liverpool nie traciłby swojego najlepszego piłkarza na jedną piątą sezonu. Nade wszystko jednak: z amerykańskiej perspektywy, z perspektywy ludzi odpowiedzialnych za światowy wizerunek klubu, za wartość jego marki, wplątanie całej drużyny w obronę rasisty (sorry: tak to zostało odebrane) było moralną i piarowską katastrofą.

Rzecz jasna zakochani w „Królu Kennym” angielscy dziennikarze bronią go w tej kwestii, uważając – jak rozumiem – że powinien był otrzymać poradę i wsparcie od kompetentnego w kwestiach medialnej strategii przedstawiciela klubowej hierarchii, a i sami Amerykanie mogli szybciej zareagować. Piszą również, że Dalglish dostał za mało czasu i próbują (robi tak np. Martin Samuel w „Daily Mail”) zasłaniać 37 punktów straty do lidera i 17 punktów straty do czwartego miejsca Pucharem Ligi, skądinąd ledwo wygranym w starciu z pierwszoligowym Cardiff. Chóru zachwyconych nie ma już tylu, co w czasach Beatlesów, ale Dalglish wciąż może liczyć na traktowanie godne, powiedzmy, Paula McCartneya. Alan Hansen mówi nawet, że Szkot stracił pracę, bo był dla Amerykanów „zbyt wielki”. Przecież to jakaś paranoja.

Owszem, „Król Kenny” miał pecha: dyskwalifikacja Suareza, kontuzje Carrolla, Gerarda, a przede wszystkim znakomitego przed rokiem Lucasa, wydatnie zmniejszyły siłę zespołu.  Tu jednak wracamy do punktu wyjścia: po to kupował Adama czy Hendersona (a mógł przecież kupić niemal każdego innego pomocnika z Anglii i z kontynentu…), żeby nie mieć kłopotów w środku pola. Po to nie sprzedawał Maxi Rodrigueza, żeby wystawiać go, kiedy nie szło Downingowi. Po to ściągał Steve’a Clarke’a, żeby mieć się kogo poradzić. Itp., itd. Przy tej skali inwestycji, naprawdę trudno Dalglisha bronić.

Kto zastąpi zdetronizowanego króla? Z medialnych przecieków wysnuć można trzy scenariusze. Pierwszy, z mojej perspektywy niezwykle atrakcyjny, choć – myślę – mało prawdopodobny, to powierzenie legendarnego klubu któremuś z przedstawicieli trenerskiej „nowej fali”: Roberto Martinezowi, Paulowi Lambertowi lub Brendanowi Rodgersowi. Drugi, bardziej realistyczny, to sięgnięcie na półkę z fachowcami typu Martin O’Neill czy zwłaszcza opromieniony tytułem menedżera roku Alan Pardew. Trzeci to poszukiwanie wielkiego nazwiska z kontynentu. Paradoks polega na tym, że mimo kilku chudych lat Liverpool pozostaje śpiącym gigantem, a jego właścicieli stać na płacenie pensji interesującej nawet dla Jose Mourinho. „Wyjątkowy” pewnie skusić się nie da, podobnie jak Jurgen Klopp, ale pozostają jeszcze bezrobotni Andre Villas-Boas czy Rafa Benitez, pod którym drużyna ocierała się przecież o mistrzostwo Anglii i za którym, o dziwo, wielu kibiców zdążyło zatęsknić. Sprawą zupełnie osobną, ale przecież dla funkcjonowania klubu równie ważną, co znalezienie odpowiedniego menedżera, jest wypełnienie dziur po innych zwolnionych: dyrektorze sportowym i szefie P.R, a zapewne także znalezienie dyrektora wykonawczego silniejszego niż Ian Ayre. O sprawie nowego stadionu nie wspomnę, i tak w Liverpoolu mamy dziś jeden wielki plac budowy.

36 komentarzy do “Detronizacja

  1. ~witz

    Jak ze wszystkim się zgadzam, tak nie rozumiem, dlaczego udziela się Panu popularna wśród angielskich dziennikarzy z Tonym Evansem na czele tendencja do niedoceniania Iana Ayre’a. Człowiek zrobił kupę dobrego dla klubu. Okej, pozycja dyrektora ds handlowych bardziej pasuje do jego profilu, ale w sumie – co to za różnica? Zadaniem CEO jest dbanie o maksymalizację zysku przedsiębiorstwa, co Ayre robi bardzo dobrze. Nie nawołujmy do wiosny długich noży w ramach rozpamiętywania sprawy Suareza. Wszyscy, którzy aferę źle poprowadzili (poza prawnikiem, ale on był zdaje się wynajęty?) są już poza klubem.Ayre zostanie.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Jak rozumiem, ostatecznie to Ayre nie poradził sobie z kryzysem wokół Suareza. Większość angielskich dziennikarzy ma o nim jak najlepsze zdanie jako o człowieku, zarzuca mu jedynie niedostateczną asertywność. Jeżeli dla kogoś Dalglish był „za wielki”, to właśnie dla niego. Klubowa legenda, trudno komuś takiemu powiedzieć (z pozycji Ayre’a przynajmniej): „Kenny, puknij się w łeb i nie rób nam obciachu”.

      Odpowiedz
      1. ~witz

        Będę obstawał przy wersji, że za coś takiego powinien być odpowiedzialny człowiek od PR/komunikacji/jakkolwiek-to-nazwiemy.Natomiast nie wiem, czy Pan czytał dzisiejszą kolumnę Evansa, który pomału wyrasta na mojego ulubieńca 🙂

        Odpowiedz
  2. ~Angamoss

    Mam wrażenie, że Amerykanie potraktowali Dalglisha jak prezesa podległej spółki, który nie wykonał określonego planu i w związku z tym musi odejść. Bo gdyby chodziło o piłkarskiego menadżera, to prawdopodobnie dwa finały krajowych pucharów pozwoliłyby Kenny’emu zachować stanowisko na przekór kiepskiej pozycji w lidze.Z tego co czytam, wielu kibiców the Reds zwolnienie(to słowo-klucz) Dalglisha odbiera wręcz jak zaprzedanie duszy klubu, bo pozbyli się Szkota po 18 miesiącach, a powinni dać przynajmniej jeszcze jeden sezon.Mnie jednak coś innego zastanawia – jak piłkarze LFC odbierali Kenny’ego? Nie mówię tutaj o tych wszystkich frazesach, że to legenda klubu i tak dalej… czy uważali go za fachowca? Czy widzieli w jego taktyce i metodach pomysł na wygrywanie spotkań? Czy dawał im poczucie, że mogą wygrać wszystko, bo są dobrze przygotowani taktycznie, fizycznie i mentalnie?

    Odpowiedz
    1. ~Dubitou

      > Mam wrażenie, że Amerykanie potraktowali Dalglisha jak> prezesa podległej spółki, który nie wykonał określonego> planu i w związku z tym musi odejść. Bo gdyby chodziło o> piłkarskiego menadżera, to prawdopodobnie dwa finały> krajowych pucharów pozwoliłyby Kenny’emu zachować> stanowisko na przekór kiepskiej pozycji w lidze.No bo właśnie miał cel – TOP4. Poszła na to masa pieniędzy i miał niesamowite wsparcie od Henry`ego. Nie podołał zadaniu, nie wyglądało to jakby klub szedł w dobrą stronę – z Kennym dryfował w stronę ligowego średniaka. > Mnie jednak coś innego zastanawia – jak piłkarze LFC> odbierali Kenny’ego? Nie mówię tutaj o tych wszystkich> frazesach, że to legenda klubu i tak dalej… czy uważali> go za fachowca? Czy widzieli w jego taktyce i metodach> pomysł na wygrywanie spotkań? Czy dawał im poczucie, że> mogą wygrać wszystko, bo są dobrze przygotowani> taktycznie, fizycznie i mentalnie?Jest taki fajny gif jak Gerrard odgania Dalglisha machnięciem ręki kiedy ten chce chyba wytłumaczyć im jak mają grać.http://i.minus.com/ibwyfUI7xCRsnh.gifMyślę, że to dobre podsumowanie.

      Odpowiedz
  3. ~Dubitou

    Wielka szkoda, że Dalglish został zwolniony, z mojego punktu widzenia robił w Liverpoolu dobrą robotę. Zdobyty Puchar Ligi nie może mieć znaczenia w ocenie jego pracy – celem było TOP4. Charlie Adam ewidentnie gra o poziom wyżej niż powinien – w spadkowiczu Blackpool błyszczał, w Liverpoolu stał się pośmiewiskiem. Najlepszy transfer Dalglisha to Craig Bellamy, który przyszedł za darmo. Wyniki z zeszłego sezonu można spokojnie odłożyć do teczki z opisem przypadku „efekt nowego menadżera”. Kenny miał pomysł na zbudowanie składu, ale okazał się on okrutnie chybiony. Fajnie działało wystawienie trzech środkowych obrońców i dwóch wysuniętych bocznych – w składzie brakuje dobrych skrzydłowych, a Johnson i Kelly mają naturalne parcie do przodu. Na moje to mogło zadziałać, ale Dalglish nie poszedł tą drogą.Pozbyli się go w białych rękawiczkach, zupełnie inaczej niż Hodgsona. Przed wylaniem na zbity pysk uchroniła go tylko legenda. Gorzej od niego poradziłby sobie chyba tylko Alan Shearer, któremu nawet efekt nowego menadżera nie pomógł w Newcastle. Dla jaj czytam sobie forum fanów Liverpoolu – RAWK. Poziom absurdu porównywalny do sztucznej mgły i bomby termobarycznej.Na pewno Liverpool ma problem. Znowu trzeba pozbywać się drewna ze składu. Tylko że teraz to jest drewno, za które słono zapłacili – inaczej niż Konchesky czy Poulsen. Chociaż może inny menadżer wydobędzie z nich to co najlepsze. Sądząc po tym sezonie, będzie musiał być w tym naprawdę dobry.Na pewno przypadek Liverpoolu udowadnia, że pieniądze w piłce to nie wszystko:). Trzeba jeszcze mieć pomysł, co z nimi zrobić, inaczej nie skończyliby poniżej Evertonu, który pieniędzy nie ma, a na dodatek stracił Artetę.

    Odpowiedz
    1. ~aapa

      Jako kibic innej drużyny uważam, że to…bardzo zła decyzja. Dla innych zespołów oczywiście. Rządy KD pozwalały trzymać LFC w rezerwacie, w futbolu sprzed dwu dekad, w bezpiecznej odległości od top4. W ogóle Szkoci lecą: Eck, Dalglish, Coyle poleciał z Boltonem, Ferguson nie obronił tytułu (w ogóle nic nie zdobył). Na koniec sezonu wyszło, że tylko Moyes się obronił.

      Odpowiedz
      1. ~Michał Okoński

        Paul Lambert jest Szkotem. Poradził sobie świetnie. Moim zdaniem wśród Szkotów jest nadreprezentacja wybitnych trenerów. Zwłaszcza w porównaniu z Angolami.

        Odpowiedz
      2. Michał Okoński

        Paul Lambert jest Szkotem. Poradził sobie świetnie. Moim zdaniem wśród Szkotów jest nadreprezentacja wybitnych trenerów. Zwłaszcza w porównaniu z Angolami.

        Odpowiedz
  4. ~Eire

    Kompromitująca decyzja. Ale tak to jest, jak wpuszcza się za dużą grupę zagranicznych inwestorów. Może i przynoszą oni lidze tak potrzebne pieniądze, klasy jednak nie mają za grosz. Dla tych prymitywnych ludzi liczy się tylko natychmiastowy wynik, bez względu na okoliczności, tradycję, historię. W LFC nie pozwolili światowej legendzie futbolu na dokończenie pracy. Dopiero przyszły sezon powinien być decydujący. Tak zawsze było w Anglii. Szanowano trenerów i ich pracę. Umożliwiano im realizację wizji. Nawet jeśli trzeba było trochę poczekać. „Liverpool pozostaje śpiącym gigantem, a jego właścicieli stać na płacenie pensji interesującej nawet dla Jose Mourinho.”Futbolowa fantastyka. Mourinho w Liverpoolu razem z Guardiolą w Tottenhamie. ROTFL. Niezły odlot. Czasy kiedy w Anglii zatrudniano najlepszy trenerów świata chyba już minęły.

    Odpowiedz
  5. ~Probus

    Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić ponownie Beniteza na Anfield. Facet się zupełnie skompromitował w Interze i próba ponownego „wklejenia” go do LFC skończyłaby się podobnie jak w przypadku KG. To jest motyw myślenia magicznego. Powinna być zupełnie nowa miotła, która nieco przewietrzy szatnię i dobrze wykorzysta pieniądze które będą. Ławka jest zdecydowanie za krótka a w przyszłym sezonie oprócz rozgrywek na Wyspach dojdzie jeszcze LE czyli szarpanie się, przynajmniej jesienią niemal stale co 3 dni.

    Odpowiedz
  6. ~alasz

    To sie musiało tak skończyć.Sentymenty sentymentami, ale jak wyniki sa jakie sa to gówny odpowiedzialny musi wylecieć. trzymanie Dalglisha byłoby absolutnie irracjonalne (co swoja droga pasuje do LFC), jednakże moge śmiało przyznać że również żałuje jego odejścia. Największym problemem klubu z anfield będzie odsprzedania tego skłądu drewna który mają i odzyskanie choćby tych 30% co zainwestowali. Drugim gigantycznym problemem będzie nakłonienie kogokolwiek z talentem i i potencjałem na miare najlepszych graczy by przyszedł do klubu. Moim zdnaiem żaden utalentowany gracz tam nie przyjdzie, od dawien dawna nikt się w tym klubie nie rozwinął a i siła przyciągania jest niewielka, no bo czym klub skłoni potencjalnego gracza?Swoja droga jako że przewidziałem koleje losów i wygrałem pewien zakład z Rogerem dobrze by było gdyby uszanował umowe i wywiązał sie z niej. Trzeba powiedzieć że miałem duży margines błędu 😀

    Odpowiedz
    1. ~pk

      Roger pod jedna z notek pisal zebys odezwal sie w sprawie zakladu. couple of weeks ago. Poszukaj na blogu.

      Odpowiedz
    2. ~Roger_Kint

      Nie chcę przelać pieniędzy jakiemuś dowcipnisiowi.Zaloguj się na fantasy.premierleague, wejdź na forum naszej ligi i napisz: podaj numer konta albo email na który mam do Ciebie napisać.

      Odpowiedz
  7. ~zliv

    Kim dla fanów LFC jest Kenny Dalglish przekonałem się naocznie podczas wizyty na Anfield. Autentycznie, mówiąc o nim, nie wymienia się tam jego nazwiska. Mówi się po prostu King Kenny i wszystko pozostaje jasne. Oprowadzający po Anfield przewodnik za każdym razem po wymienieniu tych słów zawieszał na chwilę tok wypowiedzi, jakby chcąc dać czas na ułamek refleksji. Obecnie również, moi angielscy znajomi, urodzeni „czerwoni”, złego słowa o KK nie powiedzą. Przyznają jednak, że sezon LFC wybitnie nie wyszedł. Tak oni, jak i ja, mamy gdzieś, że wyprzedził nas Everton. Ważniejsze jest to, że w najważniejszym dla The Toffees meczu sezonu, półfinale FA Cup, zamknęliśmy im drogę do Europy. Najbardziej irytujące pozostawały transfery: jak można było dać 16 mln za Downinga, skoro grający lepiej w AV Young kosztował MU mniej, lub tyle samo, czy 35 mln za Carrolla nie przekonałoby Lille do sprzedania Hazarda? Albo Rennes do sprzedania M’Vili? Czy faktycznie nie do wyciągnięcia był dla LFC Cahill (zanim zrobiła to oczywiście Chelsea). Może wówczas w pierwszym składzie na najważniejsze mecze nie musieliby wychodzić Spearing, Shelvey, Coates, Kelly. Może mniej musieliby grać Kuyt, Rodriguez i, z cały należnym szacunkiem, Carra? Po wczorajszym niusie powstał w mojej głowie bałagan porównywalny z tym panującym obecnie w LFC.a mój typ na nowego treneiro? Gram va banque: Villas Boas..

    Odpowiedz
    1. ~alasz

      Trochę sektą zalatuje to co mówisz (albo innym pisem), ale nie mnie oceniać.Spójrzmy na sprawę wyłącznie racjonalnie, wydano mase pieniędzy, 120 mln funtów, ja rozumiem że sprzedano torresa za 50, ale to chyba nie oznacza że mozna wyrzucać te pieniądze w błoto? Kto decydował o wydaniu tych pieniędzy akurat w taki sposób? Kto przygotowywał drużyne i jest za nią odpowiedzialny?Dalglish, a więc jest odpowiedzialny za przebieg sezonu. Dostał spory kredyt zaufania, daleko większy niz 99% menago w innych klubach, kupiono kogo chciał, sprzedano kogo chciał, zatrudniono kogo chciał (clark), robił co chciał. Czegoś odmówiono? W czymś przeszkadzano? Nie.Od początku sezonu znany był cel–>TOP4, Dalglish musiał sie zgodzić że jest to cel do osiągnięcia skoro prowadził zespół. Teraz jesli zabrakło trochę, to można wybaczyć, ale zabrakło baaaardzo dużo.Kazdy inny menago wyleciał by w połowie takiego sezonu? Zgodzisz się?Legenda legendą, ale współpraca się nie układała, obiektywnie trzeba było ją skończyć.

      Odpowiedz
      1. ~zliv

        ..na każdym blogu jest ktoś od „wtykania”..rozumiem, że tu jesteś nim Ty..jaką sektą?..jakim pisem?..mowa była o prawdziwych kibicach..tych oddanych, rozumiesz, nie?..zaliczam się do nich..nawet jeśli KK zepsuł jeden sezon, z tym nie polemizuję, to nikt z czerwonym sercem się od niego nie odwróci..tak samo, jak po kompletnie nieudanym sezonie (z zachowaniem proporcji) nikt z ManU nie odwróci się od Sir Alexa..KK popełnił jeden zasadniczy błąd: założył, że „zbrytanizowanie” zespołu pozwoli sięgnąć po sukcesy..a tymczasem powinien założyć kilka innych rzeczy: że sporą część sezonu, jak zwykle z powodu kontuzji, stracą Agger, Skrtel, czy Gerrard..że Kuyt lepszy już był..że Maxi z pewnością lepszy nie będzie..że jedynym plusem Spearinga jest pochodzenie..a Shelvey gwiazdą jest tylko w FM-ie..itede, itepe..i to widzi każdy, nawet najbardziej oddany Mighty Red..zatem owszem, KK zepsuł sezon, głównie nieprzemyślaną polityką transferową..ale tak sobie myślę, że zauważył to, wyciągnął odpowiednie wnioski..i myślę, że gdyby został na kolejny sezon, mogąc uprzednio jeszcze raz przejść przez okres transferowy, to mogłoby być tylko lepiej..

        Odpowiedz
        1. ~alasz

          „Autentycznie, mówiąc o nim, nie wymienia się tam jego nazwiska. Mówi się po prostu King Kenny i wszystko pozostaje jasne. Oprowadzający po Anfield przewodnik za każdym razem po wymienieniu tych słów zawieszał na chwilę tok wypowiedzi, jakby chcąc dać czas na ułamek refleksji”Ten fragment tak mi ślepym kultem zajechał stad skojarzenia.Piszesz było by lepiej, jasne, bo było naprawdę źle. Jednym jest szanować legendę klubu, drugim jest nie zauważać jak fatalnie sobie radzi. Dzięki swojemu klubowemu statusowi nie wyleciał z roboty w połowie sezonu (no i pewien dlatego że nie było innych ciekawych menago na rynku którzy chcieli by objąć stery w LFC)Ja powiem brutalnie, zostawia po sobie większy bałagan niż zastał.

          Odpowiedz
          1. ~zliv

            ..widzisz, co chcesz..TO pachnie pisem..a ja wiem jedno..KK jest w LFC otaczany, nomen omen, kultem porównywalnym z tym, jakim w ManU otaczany jest Sir Alex..równie zasłużonym zostawił bajzel?..mógłbym zapytać: co by się stało, gdyby, wtedy jeszcze nie Sir, Alex F, został zwolniony po 1., 2. roku swej pracy..latach jakże pełnych sukcesów..mamy (nie)szczęście oceniać go po 25 latach..poczekajmy..może za rok inaczej będziemy mówić o transferach KK..jako się rzekło Carroll, Henderson, Adam i paru innych gorzej zagrać już nie mogą..a oceniając ten rok pracy KK, trzeba pamiętać, że jednak LFC przywrócił Europie..he willnever walk alone.. 😉

          2. ~Gary

            alasz ale ty masz tępe teksty żywcem wzięte z TVN czy Wyborczej. Sekta! PiS! i wrzeszczysz tak jak ci nakładli do głowy marny lemingu…

      2. ~hazz2

        Co do sekty czy innego pisu to, że tak powiem przyganiał kocioł garnkowi hehe ale co do oceny sytuacji w Liverpoolu to pełna zgoda .

        Odpowiedz
    2. ~ja

      te gadki o sekcie, pisie itp. to jest na prawdę żałosne. Jesteście już tak przestawieni, że nawet jakby was do kamieniołomu wywieźli na roboty to i tak bylibyście zapatrzeni w Słońce Peru. Żałosne, zmanipulowane ludziki – żal mi was.

      Odpowiedz
  8. ~alasz

    Nie chce zapeszać ale czy aby można obwieścić że blog znów działa prawidłowo? Czy tez akurat trafiłem na krótkie okno w którym działa normalnie?

    Odpowiedz
  9. ~oficjalny

    Decyzja była trudna, ale jest też jedyną właściwą, ponieważ nic nie wskazywało na to, że Król ma pomysł na zakończenie pogłębiającego się kryzysu. Stracił posadę nie za parę porażek, wpadki transferowe czy z powodu niecierpliwości Amerykanów, ale dlatego że nie udało mu się wprowadzić odpowiedniej terapii na problemy dławiące klub. Nie można zwalać winy na pośpiech właścicieli – potrafią przeliczyć popularność Kenny’ego na twardą walutę, pamiętajmy też jak długo wytrzymali z miernym Hodgsonem zanim zdecydowali się go zwolnić. Zachowali też klasę – Kenny odchodząc nie mógł nachwalić się ich podejścia.Napisałem na swoim blogu kilka słów podsumowania pozytywnej strony rządów Kinga. Nikt nie wmówi mi, że był to tylko stracony czas, a i takie głosy się niestety pojawiają. Pozwoliłem sobie również podlinkować w treści Twój artykuł, Michale 🙂 Świetna robota. W polskich mediach niestety więcej uwagi poświęcono zniknięciu herbu z przyszłorocznych koszulek (obrazki łatwiej przyswoić), niż odejściu Legendy.Król: http://passandmove.blox.pl/2012/05/Krol.html

    Odpowiedz
  10. ~oficjalny

    Decyzja była trudna, ale jest też jedyną właściwą, ponieważ nic nie wskazywało na to, że Król ma pomysł na zakończenie pogłębiającego się kryzysu. Stracił posadę nie za parę porażek, wpadki transferowe czy z powodu niecierpliwości Amerykanów, ale dlatego że nie udało mu się wprowadzić odpowiedniej terapii na problemy dławiące klub. Nie można zwalać winy na pośpiech właścicieli – potrafią przeliczyć popularność Kenny’ego na twardą walutę, pamiętajmy też jak długo wytrzymali z miernym Hodgsonem zanim zdecydowali się go zwolnić. Zachowali też klasę – Kenny odchodząc nie mógł nachwalić się ich podejścia.Napisałem na swoim blogu kilka słów podsumowania pozytywnej strony rządów Kinga. Nikt nie wmówi mi, że był to tylko stracony czas, a i takie głosy się niestety pojawiają. Pozwoliłem sobie również podlinkować w treści Twój artykuł, Michale 🙂 Świetna robota. W polskich mediach niestety więcej uwagi poświęcono zniknięciu herbu z przyszłorocznych koszulek (obrazki łatwiej przyswoić), niż odejściu Legendy.Król: http://passandmove.blox.pl/2012/05/Krol.html

    Odpowiedz
  11. ~Roger_Kint

    @MichałGeneralnie zgoda – choć ja miałem znacznie mniejsze oczekiwania niż Ty: dla mnie 3 miejsce byłoby wielkim „overachivementem”. No i nadal różnimy się w kwestii Suarez-Evra.Jestem też mniej wyrozumiały jeśli chodzi o Carrolla – nie leczył się wcale tak często (i długo) by to w ogóle brać pod uwagę. Brał udział w 35 meczach. Fakt, że 19 razy wchodził z ławki niewiele zmienia: w końcu gdyby był konkretnie kontuzjowany to by na tej ławce nie siedział. Na moje oko problem z Carrollem nie brał się z kontuzji tylko znajdował się gdzieś w głowie – gość przestał atakować piłkę. Tak po prostu. Skakał w miejscu a pojedynki główkowe wygrywali z nim zawodnicy o 20 cm niżsi. Facet grał na poziomie o dwie klasy niższym niż w Newcastle – wyglądało to tak jakby zaczął się zwijać a nie rozwijać. Zdaje się, że proces został zahamowany a nawet odwrócony, ale i tak ten sezon był w wykonaniu Carrolla fatalny.Pozdrawiam

    Odpowiedz
  12. ~erictheking87

    Chelseaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Hurra!!! Co za mecz!!!!!! Brawo!!! 😀

    Odpowiedz
  13. ~ziutek

    CHELSeaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Odpowiedz
  14. ~alasz

    To co zagrał dzis Drogba, jest nie do opisania, ten człowiek był wszędzie, robił wszystko, niby kibicowałem Chelsea od samego poczatku, ale to co on pokazał, ta wole walki, ta chęć, to prawdziwe włożenie dosłownie wszystkiego co tylko miał, a miałem wrażenie że i więcej. Mówi się że dał z siebie 110%, często to tylko slogan, ale dziś pokazął absolutnie wszystko co tylko miła i jeszcze troszke.Ten triumf Chelsea to triumf siły woli, zaangażowania, filozofii „never say die”, i prawdziwej gry zespołowej, gdzie kazdy umiera za każdego. Ashely Cole pobiegł skrzydłem, stracił, Drogba wrócił pełnym sprintem by zastapić go w defensywei. Niesamowite, czapki z głów, wielki respekt.Na drugim biegunie był Robben, który był po prostu beznadziejny, fatalny i znów spieprzył karnego. Ten człowiek nie pojmuje że to gra zespołowa, koledzy nie istnieją, i to on praktycznie samemu spartaczył ten mecz.Swoją droga Toni Kroos jest prawdopodobnie najlepszym środkowym pomcnikiem jakiego MU mogłoby sobie sprawić, kozak nie z tej ziemi. Żadne modricie nie są konkurencją, tylko Niemiec jest tym kto ma prawdziwa jakość. Tyle że jest pewnie nie do wyjęcia.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *