Wigan wróci

Tylko absolutna narrracyjna nieprzewidywalność futbolu mogła być powodem, dla którego oglądaliśmy ten mecz. Na papierze, na boisku, na trybunach i na kontach Arsenal i Wigan dzieli przepaść – dokładnie taka, jaka uwidoczniła się w ciągu pierwszych minut spotkania, kiedy gospodarze uruchomili karuzelę podań, spychając gości do bardzo głębokiej defensywy. A przecież Arsenal schodził na przerwę zaledwie remisując. A przecież tuż po rozpoczęciu drugiej połowy to Wigan miało przewagę, Szczęsny świetnie zatrzymał strzał Kone, potem wyjmował piłkę z siatki po „golu” ze spalonego, zaprzyjaźnieni kibice Kanonierów zaś obgryzali paznokcie na widok stojącego już przy linii bocznej i nie w pełni zdrowego Wilshere’a…

Niby niemożliwe, a przecież oglądaliśmy, przeżywając skrajne emocje: fani Arsenalu, rywalizującego z nim o czwarte miejsce Tottenhamu, Wigan oraz tzw. niezależni, choć ze skłonnością do snucia romantycznych fantzazji. Jakież by to było przecież piękne, gdyby ten maleńki klub z małego miasta, gdzie króluje rugby; klub niemal bez kibicowskiego zaplecza, za to z menedżerem wierzącym w sens gry piłką i prezesem potrafiącym sklecić drużynę pomimo znikomego budżetu, zdołał po raz ósmy urwać się spod szubienicy?

Żadnych marzeń. Arsenal ma Cazorlę, piłkarza, który w tym meczu asystował przy wszystkich czterech bramkach (przy drugiej – bajecznie); piłkarza, którego nieobecność w jedenastce roku wydaje mi się krzyczącą niesprawiedliwością, a który dziś nie tylko wypracowywał, ale świetnie angażował się w walkę o piłkę (7 przechwytów). Wigan z kolei nie ma organizacji gry obronnej (z Arsenalem zawalał Scharner, dramatycznie za wolny przy Walcotcie, zagapiający się przy pułapkach ofsajdowych i rogach), Wigan miało i ma kłopoty ze zdrowiem kluczowych zawodników tej formacji (Stam, Figueroa, Ramis, Caldwell…), Wigan wreszcie padło ofiarą własnego sukcesu…

Zdumiewająca zaiste i kompletnie nieuzasadniona jest decyzja władz angielskiej piłki, przenoszących finał FA Cup na przedostatnią sobotę sezonu. Powiedzmy, że można ją jeszcze tłumaczyć w latach parzystych, kiedy każdy tydzień się liczy w związku z mundialem czy Euro, ale teraz, w 2013 roku? Piłkarze Martineza grali przed trzema dniami z Manchesterem City i naprawdę zostawili płuca na Wembley; najlepszy wówczas McManaman dziś został zniesiony na noszach. Arsenal odpoczywał przez 10 dni. Tę różnicę naprawdę było widać.

Zostawmy jednak dzisiejszy mecz i powiedzmy bardzo po prostu: to była fajna historia. Wielkich ucieczek. Udanych transferów, zwłaszcza z niewyeksploatowanych przez wielkie kluby Hondurasu, Ekwadoru czy Kolumbii. Wzajemnej lojalności prezesa i menedżera. Pucharu Anglii wyrwanego z rąk największych i najbogatszych.

Czy historia zakończona raz na zawsze, jak to widzi wielu ekspertów? Mimo wszystko nie sądzę. Wigan nie jest przykładem klubu żyjącego ponad stan: wielkich pieniędzy nie było tu nigdy, to, czego zabraknie dzięki transmisjom meczów z Premier League, może zresztą w jakiejś części zrekompensować dochód z Ligi Europejskiej, ostatni rok był finansowo wyjątkowo udany, przez kilka kolejnych Premier League będzie wypłacała spadkowiczowi tzw. „spadochronowe”. Z odejściami kluczowych piłkarzy nauczono sobie tu radzić. Filozofia i styl gry drużyny nie są nierozerwalnie związane z nazwiskiem Roberto Martineza, a i jego odejście nie jest nadal przesądzone. DW Stadium, jak było, tak i pozostanie fajnym miejscem na futbolowej ziemi. Whelan wie. Wigan wróci.

9 komentarzy do “Wigan wróci

  1. ~Paweł Milecki

    Szkoda. Wynik do przewidzenia, a jednak obejrzałem z nadzieją na niespodziankę. Poniekąd też ze względu na Tottenham.

    Ciekawe co z tym Balem w takim razie, na pewno pójdzie za LM ale dokąd? Ktoś w Anglii? Wydaje mi się, że tak..

    Dla mnie też bzdurne było rozgrywanie finały FA Cup w takim terminie.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. ~Paweł Milecki

    PS: Czyżby w przyszłym sezonie Arsenal W KOŃCU włączy się do gry o mistrzostwo? Wydaje mi się, że przyszły sezon może być przełomowy do Arsenalu jeśli nikt nie odejdzie, a Wenger jeszcze kogoś sprowadzi.

    Mimo wszystko jeśli Mourinho wróci, to Chelsea będzie kandydatem nr 1 do mistrzostwa w przyszłym sezonie. Potem United (jestem bardzo dobrej myśli jako kibic United jeśli chodzi o Moyesa… nawet bez Rooneya), a na 3 miejscu właśnie Arsenal i City.

    Odpowiedz
  3. ~Kuba

    Zgadzam się Wigan wróci i to za niedługo, w tej drużynie jest ogromny potencjał do gry , a przede wszystkim do sprawiania niespodzianek. Fajny klub, szkoda że spada. Napewno z trójki Wigan,QPR i Reading ten klub najbardziej zasługiwał na utrzymanie.

    Odpowiedz
  4. ~Zet

    Martinez udzielił właśnie genialnej wypowiedzi na temat spadku i ewentualnego rozpadu drużyny – stwierdził że Wigan ma zapewniony finansowy spokój i nie musi na gwałt przeprowadzać wyprzedaży.

    Ciekawi mnie tylko czy ich system 3-4-3, obliczony na walkę z ekstraklasowymi zespołami, sprawdzi się z bardziej siermiężną kopaniną zespołów z Championship

    Odpowiedz
  5. ~taxi_rock

    Ja bym nie był taki pewien, czy szybko wrócą. Championship to nie jest łatwa liga. Martinez raczej odejdzie do Evertonu, Whelan i tak długo go trzymał u siebie i myślę, ze nie będzie stał mu na drodze do takiego awansu sportowego. Jakby nie było sporo mu zawdzięcza (pomimo spadku).
    W Championship masa spotkań i do tego dojdą puchary. Będą grali częściej co trzy dni, więc kadra musi być szeroka, bo teraz, co było widać choćby wczoraj, niekoniecznie byli przygotowani na czeste granie. Na jakieś pieniądze z Ligi Europy też bym nie liczył. Tam płacą grosze, dlatego malo kto chce tam grać.

    Odpowiedz
    1. ~Tomas_h

      nie zebym sie nie zgadzal z Autorem bloga, ale tez tak twierdze jak taxi rock
      Martinez na pewno pojdzie gdzies indziej,byle zostac w Premier League – co zreszta normalne
      kadra sie sypnie, nie ma cudow – na kilku z nich na pewno znajda sie chetni
      prezes tez sie w koncu podda
      i Championship to sorry, niby mocne zaplecze, ale tylko zaplecze….
      nie wroca tak szybko, nie ma bata

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński Autor wpisu

        Zweryfikuje się za rok 😉 Kadra sypała się co roku i co roku umieli ją odbudowywać. Zawodnikom z Hondurasu, Kolumbii, Ekwadoru, którzy tak dobrze się tu promowali, nie będzie – myślę – robiło wielkiej różnicy, czy zaczynają w Premier League czy Championship, tak czy inaczej Wigan to przystanek. A prezes co roku szykował się na spadek; to nie jest szok, w jak przypadku takiego QPR.

        Odpowiedz
  6. ~Wojtek

    Miło, że biedny i mały klub wygrał FA. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że odkąd pamiętamy a oni grają w Premiership- zawsze desperacko walczą o utrzymanie. Pora by ich miejsce zajął ktoś bardziej ambitny i mający troszkę więcej do powiedzenia. Dziękuję im jednak za kilka iskierek w tym sezonie:)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *