Mourinho i moda

Włosy ma szlachetnie przyprószone siwizną. Jeszcze kilka sezonów i za zasługi dla tutejszego sportu dostanie pewnie Order Imperium Brytyjskiego. Stroje jego od lat należą do najdoskonalszych, choć z czasem mniej wśród nich tych pięknych szarych płaszczy z wełny i kosztownych, zawsze zbyt luźno zawiązanych krawatów, a więcej zwyczajnych klubowych kurtek i dresów; w tym roku wyznacza trendy zapinanymi pod szyją na zamek błyskawiczny sweterkami. Kiedy podpisywał kontrakt z Manchesterem United, paparazzi sfotografowali go z butelką zakupioną w jednej z najlepszych londyńskich enotek. Gdy niedawno udzielał wywiadu konserwatywnemu skądinąd dziennikowi, rozmowa była możliwa dzięki jednemu z jego głównych sponsorów, producentowi luksusowych zegarków (innym jest producent równie luksusowych samochodów…). Trochę dziwne, że wciąż udaje mu się zachować nobliwy wizerunek, mówimy przecież o jednym z największych przypadków knajactwa w świecie piłki nożnej.

Tak, oczywiście, macie rację. Czytacie tysiąc sto dwudziesty pierwszy tekst o tym, jak fatalny wpływ na dzisiejszy futbol ma José Mário dos Santos Félix Mourinho; nawet zdążyłem się już kiedyś przyznać, że zawsze, gdy chcę napisać coś nieprzyjemnego pod adresem trenera MU, używam wszystkich jego imion. Po jednym z ostatnich felietonów Barneya Ronaya, poświęconym w gruncie rzeczy sztuce powtórzenia, czuję się jednak zwolniony z konieczności tłumaczenia się z faktu, że znów mam zamiar o tym pisać. Zamiast tego chciałbym wyznać, iż wyobrażam go sobie czasem w remake’u „Niebezpiecznych związków”, obsadzonego w roli do cna zepsutego i kończącego marnie wicehrabiego de Valmonta, albo lepiej jeszcze – w jakimś filmie o podstarzałym Don Juanie, którego dawny urok się wyczerpał, wszystkie dotychczasowe sztuczki przestały działać i pozostaje mu jedynie coraz bardziej wściekłe podgryzanie młodszych i sprawniejszych rywali.

Czym, oprócz niedającego się opanować resentymentu („To silniejsze ode mnie”, powtarzał Valmont), wytłumaczyć zdanie o, uwaga, niepotrafiących się opanować klaunach przy linii bocznej? Jakie akapity w kodeksach trenerskich zachowań Football Association czy Premier League pozwalają usprawiedliwić aluzję do ustawiania meczów (zarzut, z którego Antonio Conte został, rzecz jasna, oczyszczony)? Jak pogodzić je z frazami o najwyższych możliwych standardach, profesjonalnym podejściu, bezgranicznej rzetelności, niezachwianie dobrej wierze, powstrzymywaniu się od niesprawiedliwej krytyki i paroma jeszcze innymi pojęciami, które zawiera otwierająca ponad sześćsetstronicowy podręcznik wydany przed sezonem przez Premier League, wspólna deklaracja klubowych prezesów?

To nie jest tylko tak, że mam zwyczajnie dość przeglądania portali i gazet, rozpisujących się o jego kolejnych tyradach. Przed przypadającym za miesiąc meczem Manchester United-Chelsea zastanawiam się także, czy przy linii bocznej Old Trafford nie skoczy na Antonio Conte z pięściami. Jedyna pociecha, że w innej rywalizacji oddał chyba pole, a słynne siedem punktów z książki Diego Torresa (moje ulubione są dwa ostatnie: kto jest przy piłce, ten się boi; kto nie jest przy piłce, jest tak naprawdę silniejszy…) jako metoda grania w piłkę okazuje się przy tegorocznych propozycjach Pepa Guardioli całkowicie démodé.

7 komentarzy do “Mourinho i moda

  1. er

    tacy trenerzy jak Guardiola, Klopp. czy Conte oni nie tylko kupują piłkarzy oni ich jeszcze rozwijają, Dżoże bazuje tylko na gotowych piłkarzach,taki Mchitarjan jest cieniem samego siebie dobry trener wyciągnął by z niego coś więcej, Mou gra z kontry i parkowanie autobusu, lige ciężko tak wygrać aczkolwiek system pucharowy może mu się fuksnąć

    Odpowiedz
    1. Tom

      Ormianin nawet w takiej lidze niemieckiej potrzebował 3 sezonow zeby sie zaadaptowac. Rozumiem,ze Bailly wyciagniety z ligi hiszpanskiej o ktorym nikt wczesniej nie slyszal,a ktory to teraz jest jednym z lepszych obroncow w lidze,tez nalezy do grona pilkarzy juz gotowych? No i podsumowujac Jose to slaby trener, a kiedy cos wygrywa to tylko na farcie.

      Odpowiedz
      1. er

        mówimy tu o chłopaku co ma 28 lat , styl Mourinho to nie styl ofensywnej piłki, a w takiej Ormianin by się odnalazł, bo to kapitalny zawodnik, Mou przynosi wstyd dla takiego klubu jak United ktore gra z kontry i parkuje autobus, Bailly to więcej jest kontuzjowany jak gra, bez przesady z tym jednym z lepszych skoro wiecej siedzi w gabinetach niz gra

        Odpowiedz
    2. michal77

      Od momentu gdy reprezentacja Nawałki zaczęła robić dobre wyniki zacząłem z większym szacunkiem patrzeć na Mourinho.

      Odpowiedz
  2. stanislaw414

    Nie wiem, jakiego Don Juana, Michał Okoński miał na myśli pisząc komentowany artykuł, ale godzi się podnieść – podróżując jakby w przeciwnym kierunku niż autor, poprzez Formana (a jakże), następnie „Amadeusza”, i lądując znienacka Don Giovannim na Mourinho a nie Mourunho na klasycznym Don Juanie – , że Don Giovanni jest postacią złożoną, wiedzioną na zatracenie nie tylko poprzez swoje popędy i ambicje, ale również (a może przede nawet wszystkim?) przez zrządzenia Losu, jak bramkarz broniący rzutu karnego w ostatniej minucie spotkania. Potężny bohater powołany do życia przez artystę, aby publiczność mogła się zachwycać piękną muzyką i dramatyczną historią, chłostać się emocjami. Protagonista, niepotrafiący – ku swojej zgubie – w finałowej części drugiego aktu zaprzysiąc poprawy przed Komandorem, tak jak Gazza nie potrafił zrezygnować z hamburgerów i frytek. Di Matkobosko (!) A jeśli tekst redaktora „Tygodnika Powszechnego” jest Komandorem w tej opowieści (?) Zamiast wołać do Mou: „démodé!”, wolę w tej chwili jednak trzymać kciuki, żeby nie podawał ręki diabelstwu, krzyczę parafrazując Gandalfa: „schodami w górę! Nie patrz w dół na swoje demony!”

    Odpowiedz
  3. stanislaw414

    Czas na kolejny chytry plan. Koguty przegrywają z Evertonem, Chelsea z Lisami, Liverpool z Guardiolą, wygrywamy z bramkarzem wyklętym pół świętym, przeskakujemy Tottenham i jesteśmy na wyciągnięcie ręki do ukochanej.

    Jak myślicie?

    Odpowiedz
  4. Król Julian

    Scenariusz marzeń, patrząc aktualnie na Chelsea to kto wie, chwilowo pachnie remisem, ale może 1:0 wymęczą, bo drugą połowę miewają lepszą, ale w wygraną Evertonu i Liverpoolu nie wierzę… No i jeszcze musicie wygrać z B’mouth, a to wcale nie jest takie oczywiste – żeby tylko ta droga po tej kolejce się Arsenalowi nie wydłużyła 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *