Jestem piłkoholikiem

Wygląda na to, że pewne kwestie powinienem uściślić – tak przynajmniej można wnioskować z lektury komentarza Damiana, który skądinąd nie wychwycił kryjącej się w moich słowach ironii. No przecież to jasne, że futbol jest piękny i że mimo wysiłków różnych mistrzów od taktyki (i od kasy, niestety, również) wciąż nie chce się stać systemem, w którym wszystko można zaplanować. Najlepszym przykładem tegoroczne rozgrywki Pucharu Anglii, w których kolejno odpadły wszystkie drużyny Wielkiej Czwórki, z czego Liverpool i Chelsea po meczach z drugoligowcami (marzenie wciąż realne: zwycięstwo Cardiff w finale i drugoligowiec, w dodatku z Walii, wygrywający w Pucharze Anglii i zdobywający prawo do gry w Pucharze UEFA). Jasne, że bez przerwy zdarzają się sezony, mecze i akcje, które nie pozwalają o sobie zapomnieć – mam zresztą nadzieję, że nieraz będziemy tu o nich rozmawiać.
Ale czy z tego wszystkiego wynika, że lubię piłkę? Lubię? A cóż to właściwie za słowo w tym kontekście? Czy alkoholik lubi wódkę? Ja po prostu jestem człowiekiem głęboko od piłki uzależnionym, myślę o niej bodaj równie często jak mój znakomity kolega Artur Sporniak myśli o zupełnie innych rzeczach, a okresy przymusowego odwyku (od maja do lipca, kiedy sezon się zakończył, a przygotowania do następnego jeszcze się nie rozpoczęły) wypełniam oglądaniem meczów archiwalnych. Kiedy mam kłopoty z zaśnięciem przepowiadam sobie nazwiska piłkarzy z drużyny, której kibicuję, a kiedy bezsenność się przedłuża, rozszerzam listę o rezerwy i juniorów – także z lat ubiegłych. Czy lubię piłkę? Tysiące razy wolałem o niej nie myśleć. Setki razy widziałem rozczarowanych i wściekłych kibiców wychodzących ze stadionu przed ostatnim gwizdkiem (choć sam uważam, że trzeba siedzieć do końca), dziesiątki razy obmyślałem decyzję o znalezieniu sobie innego zespołu do kibicowania, raz czy drugi odchorowałem odejście z drużyny mojego ulubionego piłkarza, że o tak banalnych historiach jak niesprawiedliwie podyktowany karny albo blamaż w meczu derbowym nie wspomnę. Do licha, przypomnijcie sobie występy Polaków na dwóch ostatnich mundialach. Przypomnijcie sobie wszystkie kolejne sezony, rozpoczynane z nadzieją, że tym razem to już na pewno się uda (awansować do Ligi Mistrzów, zdobyć mistrzostwo, zakwalifikować się do Pucharu UEFA itp. – niepotrzebne skreślić) i kończone z nadzieją, że może za rok… Nie wierzę, że nie wiecie, o czym mówię.
Dość jednak o tym. Obejrzałem wreszcie program BBC o rasizmie polskich kibiców i zamierzam poświęcić mu następny wpis.

2 komentarze do “Jestem piłkoholikiem

  1. ~Craxa forever

    A ja i tak bede chodzic na Craxe, niezaleznie od Flipiaka i Majewskiego, i tego ze nie wygrywamy co tydzuen. Do zobaczenia na Kaluzy

    Odpowiedz
  2. ~Pszczola

    Pisanie bloga jest w takim razie niezłą formią terapi. A tak z drugieg strony to się zastanawiam co by było gdyby pseudokibiców kierowac na przymusowe leczenie….Taka hipotetyczna sytuacja – policja do kibicow- tych co rzucaja krzeslami, petardami itd – wysylac bedziemy na psychoterapie. Po kilku seansach odechce sie wam nie tylko rzucania, ale nawet ogladania transmisji w TV, że o meczach na żywo nie wspomnę…. Ciekawe czy by podzialalo… 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *