Wracam z długiego weekendu, otwieram „Gazetę Wyborczą”, patrzę i oczom nie wierzę. W półfinale Ligi Mistrzów Chelsea Avrama Granta zasłużenie wygrała z Liverpoolem, a udział trenera w tym zwycięstwie wydał mi się oczywisty. Widziałem ten mecz, podobnie jak dziennikarze „Gazety” – po tym, co tu napisałem przed paroma dniami, musiałem go przecież obejrzeć. Widziałem więc, że kiedy w drugiej połowie Liverpool przejął inicjatywę, ławka Londyńczyków zareagowała w porę: na boisku pojawili się Malouda i Anelka, a ten drugi, wprowadzony w miejsce mniej efektywnego niż zazwyczaj Joe Cole’a po kilkunastu minutach przeprowadził rozstrzygającą akcję.
Potem przeczytałem komentarze angielskich dziennikarzy, które upewniły mnie w przekonaniu, że wzrok mnie nie mylił. „Grant był słusznie krytykowany za taktyczną inercję w przegranym finale Pucharu Ligi z Tottenhamem, ale od tamtej pory dorósł do sytuacji i nadszedł czas, gdy dano mu należny kredyt zaufania. Pośród dzikich plotek o buncie graczy i twierdzeń o tym, jakoby nie miał wsparcia w zarządzie, Grant po prostu radzi sobie ze swoją robotą” – pisał choćby Phil McNulty z BBC, ale cytatów w podobnym duchu znalazłoby się więcej.
Izraelczyka wspierał także kapitan drużyny: „Osiągnąć to, co my i dalej słyszeć krytyczne opinie na jego temat jest czymś niebywałym – mówił John Terry. – Pierwszy raz w historii zagramy w finale Ligi Mistrzów; nie osiągnął tego żaden inny menedżer ani żadna inna grupa piłkarzy. Wyniki nie kłamią: przeanalizujcie ligową tabelę od czasu, kiedy Grant objął stanowisko…”.
Ale „Gazeta” wie swoje. „Błędy, które popełniają gracze Chelsea (jak ten z sobotniego meczu z MU, gdy Ferreira wyłożył piłkę Rooneyowi), sprawiają, że tezę, jakoby Chelsea grała w tym sezonie bez trenera, ciągle da się obronić” – piszą Michał Szadkowski i Dariusz Wołowski. Wygląda to jednak na obronę rozpaczliwą. Pomijam już fakt, że błędu nie popełnił Ferreira, tylko Carvalho: czy dokładnie w ten sam sposób nie dałoby się skwitować wybryku Naniego z wczorajszego meczu United z West Hamem? Przecież sir Alex nie uczy na treningach walenia przeciwników „z byka”…
Idźmy dalej: „Grant dostał to, czego Mourinho domagał się na długo przed zwolnieniem: wartościowe uzupełnienie składu w obronie (Juliano Belletti, Alex i Tal Ben Haim) i w ataku (Nicolas Anelka, Claudio Pizarro)”. Kłopot w tym, że tylko Anelkę kupował Grant: transfer Ben Haima ogłoszono w czerwcu 2007, Pizarro w lipcu, Beletti i Alex przyszli w sierpniu, zaś Grant zastąpił Mourinho pod koniec września.
A jeszcze zdanie o tym, że Chelsea ma dziś najsilniejszą kadrę na świecie, że w związku z tym nikt poza Joe Cole’m nie zagra więcej niż 50 meczy w sezonie i że MU o takim bogactwie może tylko pomarzyć. Do licha, czy naprawdę mówimy o tych samych drużynach? Przecież także skład „Czerwonych Diabłów” prezentuje się imponująco, Alex Ferguson od lat stosuje rotację, a jego największe gwiazdy – poza Ferdinandem i Brownem – również nie przekroczą liczby 50 spotkań. No tak, wiem, że dziennikarze „Gazety” nie cenią Fletchera albo Park Ji-Sunga, ale przecież w drugiej linii MU grywają jeszcze Hargreaves, Carrick, Scholes, Giggs, Anderson albo wspomniany już Nani. Z drugiej strony i w kadrze Chelsea (wciąż węższej niż w przypadku mistrzów Anglii) znalazłoby się paru przeciętniaków, że wspomnę kompletnie nieudane transfery Sidwella czy Pizarro.
Napisałem wcześniej, że ławka Londyńczyków zareagowała w porę – bo Avram Grant nie zasiada na niej samodzielnie. Jak słusznie zauważył Kubson, Izraelczyka wspiera Henk Ten Cate, a nie sposób nie docenić również pracy Steve’a Clarke’a. Tyle że i Alex Ferguson wiele zawdzięcza Carlosowi Queirozowi, a niegdyś Brianowi Kiddowi albo Steve’owi McClarenowi.
Ja wciąż nie twierdzę, że Avram Grant jest najlepszym trenerem w Premiership. Po prostu myślę, że po tym, jak jego drużyna poradziła sobie kolejno z Arsenalem Wengera, Manchesterem Fergusona i Liverpoolem Beniteza należy mu się od nas trochę więcej szacunku. Nawet jeśli – powtórzę to jeszcze raz – nie zdobędzie mistrzostwa, nie wygra Ligi Mistrzów i odejdzie po sezonie.
Bo tez to obciach, co pisze Gazeta – zadnej analizy meczu, same opinie i mnostwo bledow (Fereira zamiast Carvalho, idzie sie pokroic). Chociaz zarzuty nie dotycza Michala Pola: http://michalpol.blox.pl/2008/05/Witamy-w-finale-panie-GrantI-witamy-w-Polsce.htmlktory pisze niezle o meczu i o Grancie
A Chelsea znow dzis wygrala. Czy ktos przeprosi?
Mam dokładnie taka sama teorię, się okazało, na temat Granta. Kibice Chelsea i media nie mają dla niego litości z jednej prostej przyczyny: Grant zabrał im Murinho. Choćby wygrał wszystko, nigdy mu tego nie wybaczą. Idąc dalej to myślę (ku własnej zgubie), że Grant wygra LM i zostanie, ale odejdzie kilku piłkarzy.
Wspaniale, zgadzam się i podpisuję po wszystkim co pan tu napisał. Nie tylko to angielscy komentatorzy i analitycy piłki brytyjskiej podkreślają mądrość Granta, który po odejściu Mourinho nie zmienił taktyki i stylu gry piłkarzy Chelsea. Kontynuaował pracę i bazę wypracowaną przez poprzednika i efekty były celujące. Wszystkim zdarzają się wpadki jak ta z Wigan. Pamiętam jakie cuda potrafią się dziać w ostatnich kolejkach. Wszyscy podkreślają, że Manchester Utd wygra Premiership, ale z Wigan nie będzie łatwo. Wigan gra ostatni mecz ssezonu przed własną publicznością i moim zdaniem zrobią wszystko, żeby możliwa sensacja stała się rzeczywistością. Mądrości Granta przeciwstawia się rozpaczliwe kroki znienianych jak rękawiczki trenerów Boltonu, Birmingham.A już szczytem wszystkiego jest pozbycie się Ericksona przez „władców” – Manchester City.W każdym razie niedziela 11 maja zapowiada się arcy dramatycznie i ciekawie tak no „górze” (Wigan – ManUTD ; Chelsea – Bolton) jak i na dole (wspomniany Bolton, Derby – Reading ; Portsmouth – Fulham)
Cóż, zabawnie jest obserwować, jak teorie dziennikarzy sportowych są rewidowane przez życie i jak zaczynają oni lawirować, żeby te teorie uratować. Tak jest w przypadku „Chelsea – drużyna bez trenera”. Oczywiście taki mają zawód, że muszą pisać, ale czasem przydałoby się trochę obiektywnego spojrzenia. A zresztą, czasami jeden głupi samobój, strzał życia czy inny ghost goal sprawiają, że w zasadzie słuszne tezy można sobie wyrzucić do śmieci. Nawiasem mówiąc, with all respect za „Z Czuba”, Michał Szadkowski wypisuje ostatnio mnóstwo opinii, które mnie irytują i świadczą o wiedzy o sporcie na poziomie, powiedzmy, średnio zaawansowanego kibica.
Pozwolę sobie nie zgodzić się z opinia Tomka G i Szadkowskim, zy w ogóle o mediach. Można uogólnić i powiedzić, ze najlepsze serwisy, czy najlepsi dziennikarze sportowi, nie robia nic innego tylko się mylą. Nie wynika to z ich niewiedzy zy stronniczości. Po prostu i na całe szczęście piłka jest jeszcze trochę nieprzywidywalna. Słusznie, chyba Rafał Stec, napisał, że „komputer się zawiesił” mając na myśli samobójczą bramkę Risse. Kto umiał to przewidzieć? Wyborcza jest o tyle w porzadku, że np. w poniedziałkowym numerze sama przyznała, że nie wierzyła w Granta. Co prawda dalej twierdzi, że jego umiejętności uzależnione są od piłkarzy, ale jakiego trenera nie są. Nie jechałbym więc po mediach, bo to zupełnie naturalna rzecz, ze się mylą. Co by to było, gdyby media opisały wszystko dokładnie przed meczem i pozniej wszystko by się sprawdziło? Nie byłoby sensu tego oglądać.
aapa:OK, racja, dlatego napisałem, że „zabawnie jest obserwować…”, a nie, że dziennikarze Wyborczej (najlepszy dział sportowy w Polsce wg mnie) są totalnymi ciemniakami, bo ich przewidywania się nie sprawdziły. Najczęściej jednak to właśnie dziennikarze zapominają o tym, że zajmują się sportem, w którym na szczęście jest miejsce na przypadek (szczęście czy błąd jak kto chce). Każdy z nas czytał wiele razy o nastaniu epoki futbolu ofensywnego (jak w LM dobrze grały kluby z Hiszpanii), defensywnego (kluby włoskie) i generalnie opinie „dziś w futbolu jest tak a tak”, „zmierzch tego, nastanie tamtego” – sformułowane nieco na wyrost, na podstawie wyników, które przy przeciwnym wietrze byłyby zupełnie inne. Co do „stronniczości”, o której piszesz, to mnie ona w zasadzie nie przeszkadza, bo nie jestem fanatykiem (wyjątkiem są drażniący komentatorzy telewizyjni, którzy z reguły kibicują lepszym). Chodziło mi raczej o krytyczne podejście do opisanych wyżej uogólniających opinii. Dowody na poparcie naszej tezy zawsze jakieś znajdziemy, fajnie byłoby pamiętać o faktach, które do niej nie pasują. Zresztą większość obiegowych tzw. teorii piłkarskich jest kompletnie niefalsyfikowalna. No ale oczywiście to dziennikarstwo, a nie działalność naukowa, więc bez przesady.Co do kompetencji, nic nie poradzę, że czasem wydaje mi się, że dziennikarz błędnie interpretuje wydarzenia na boisku.A że potrafią przyznać się do błędu – no, przecież nie są idiotami, którzy zawsze idą w zaparte, jak politycy.
Drogi Panie.Porównywanie składu Chelsea z dowolną drużyną na tym globie nawet z MU nie ma sensu.Tylko Chelsea ma 23 znakomitych na międzynarodowym poziomie zawodników i to takdobranych, że jest 3 bramkarzy i po dwóch na każdej pozycji. Owszem bywa wedługoceny Granta(może słusznie?), że w ważnych meczach na prawej obronie gra niezmordowany”bizon” M.Essien nominalny pomocnik, który wydaje się być lepszy niż Ferreira i Belletti.Natomiast proszę zwrócić uwagę na MU co by było gdyby nie mógł grać Ronaldo i Rooneyi to przez jakiś czas? A gdzie jest wartościowy nie mówię o 4-tym ale 3-ci stoper?Czy najlepszy prawy obrońca ligii W.Brown, przymuszany do gry na stoperze jest równiedobry? A zastępujący go Heagraves, świetny pomocnik a prawy obrońca jaki? Nie żartujmy.Czy nie widać, że cała drużyna MU jest przemęczona? Ja to widzę.Jedenastka MU jest równie dobra jak Chelsea, a nawet jak jest w gazie gra szybszy, ładniejszyfutbol ale ławka jest nieporównywalna.Pzdr.PS. Sidwell jest gdzieś 25-ty. Czytałem Pana wypowiedź na blogu Steca była bardziej przekonująca niż ten felieton.
No i zrobiła się fajna rozmowa. Nie chciałbym mieć w niej ostatniego słowa, więc zamiast mocnych tez będę stawiał pytania. Czy MU bez Rooneya i Ronaldo byłby gorszy od Chelsea bez, powiedzmy, Drogby i Joe Cole’a? Pewnie tak, bo zamiast Drogby mógłby grać Anelka, a zamiast Cole’a Kalou, Malouda czy Wright-Philips… Ale czy Chelsea bez Cecha i Terry’ego byłaby tym samym, co MU bez van der Sara i Ferdinanda? Tu już można polemizować – inaczej niż Darek638 twierdzę, że Brown na stoperze prezentuje się lepiej niż Ben Haim, a może nawet Carvalho (błąd w meczu z Manchesterem nie był jedyną wpadką Portugalczyka w tym sezonie). W dyskusji na blogu Rafała Steca wspomniałem, że Alan Hansen w kolejnych Match of the Day powtarzał jak mantrę, że gorsze wyniki Chelsea biorą się właśnie z absencji Terry’ego i Cecha.Trzecie pytanie brzmiałoby tak: czy tegoroczne sukcesy Manchesteru United w Premier League i Lidze Mistrzów nie biorą się właśnie stąd, że ławka Czerwonych Diabłów jest mocniejsza niż przed rokiem? A naprawdę pokłócić się miałbym ochotę o odpowiedź na pytanie czwarte: kto jest bardziej zmęczony? Sobotni mecz MU z West Hamem był popisem drużyny Fergusona; grali na pełnym gazie, rozluźnieni, strzelali piękne bramki. W poniedziałek Chelsea raczej męczyła się z Newcastle. Tak, wiem, że inaczej wyglądały półfinały Ligi Mistrzów. Tam jednak dwumecz MU z Barceloną przypominał bardziej partię szachów. W każdym razie: nawet grające w dziesiątkę United nie robiło w sobotę wrażenia drużyny zmęczonej sezonem.A co do wymiany zdań między Tomkiem G i aapa: ja również nie chciałbym przesadzać z krytyką mediów, a zwłaszcza „Gazety”. Patrzę na to z zewnątrz, ale myślę, że nie jest łatwo łączyć tylu ról naraz: sprawozdawcy, wywiadowcy, komentatora, felietonisty, satyryka, blogera… To wszystko są jednak trochę inne gatunki, w przypadku sprawozdawcy nadużywanie pierwszej osoby i eksponowanie własnych poglądów jest wątpliwe, w pozostałych – jak najbardziej na miejscu. Mnie zirytował tekst, który miał być chyba relacją z meczu, a okazał się swobodną i zawierającą błędy rzeczowe prezentacją opinii autorów. Ale tu również nie powinienem być nadmiernie surowy. Sam piszę we względnym komforcie, mam czas na sprawdzenie faktów, nie mówiąc o wstawieniu przecinków, nie stoi nade mną redaktor wydania, informując, że do terminu zesłania kolumny został kwadrans. Więc na koniec: pozdrowienia dla działu sportowego „Gazety Wyborczej” 🙂
To ja jeszcze do tego kto jest bardziej zmęczony. Moim zdaniem bezwzględnie Chelsea. Widać było nawet w meczu z Liverpoolem, a odżyli dopiero po strzeleniu drugiej bramki. Nie mieli wyjścia, bo w takim momencie paść to byłaby tragedia. Zresztą trwa to już jakiś czas, bo np. w meczu ligowym z Tottenhamem (4:4) też pod koniec włuczyli nogami. Charakterystyczna była akcja tuż przed wyrównujacą bramką dla Spurs, kiedy Drogba dostał podanie, może trochę przydługie, ale nawet do niego nie ruszył, a jego mina zdradzała że po prostu nie da rady.
Kolejna wypowiedź nie znającego się na piłce dzieciaka-fana Chelsea. obejrzyj choć jeden mecz z udzialem MU czy CFC w lidze to pogadamy, teraz wróć do piaskownicy, siostrzyczka woła
Zgadzam się z autorem tekstu jak najbardziej. Razi mnie tylko błąd: meczy – powinno być meczów.
Moja wypowiedź była oczywiście do Darek63, czy jakos tak ;)Wpis jak zwykle na bardzo wysokim poziomie, pozdrawiam.
Super blog oczekuje dalszej aktywnosci i jeżeli chcesz znaleźć kursy jezyka angielskiego w londynie
odsylam na okazika 🙂
Super artykul czekam na dalsza aktywnosc i jeżeli szukasz badania techniczne pojazdu
zapraszam na okazika 🙂