Środowy wieczór z Ligą Mistrzów: mniej bramek i emocji niż we wtorek, skromniejsze niż się spodziewano zwycięstwo Chelsea, tylko remis Liverpoolu, kiedy można było wygrać, a ja przede wszystkim myślę o Cluj. A myślę dlatego, że zamierzam wreszcie napisać o Hull City. Zarówno o „Tygrysach” w Premiership, jak o Rumunach, robiących do dzisiejszego dnia furorę w Champions League, mówi się wyłącznie w kategoriach historii o Kopciuszku. Przecież jeśli świat ma mieć jakiś porządek, takie rzeczy nie powinny się w nim zdarzać…
Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy eksperci, których teksty czytałem w lipcu i sierpniu, obstawiali, że Hull spadnie w tym sezonie z Premiership (debatowano tylko nad tym, czy polecą również pozostali beniaminkowie, Stoke i West Bromwich Albion, czy np. Bolton albo Fulham). Argumentów przeciw tej tezie nie było. Menedżer? Jedynym osiągnięciem Phila Browna przed zatrudnieniem w Hull było zwolnienie z pracy po zaledwie siedmiu miesiącach pobytu w Derby. Kadra? Dość powiedzieć, że najdroższym piłkarzem w historii klubu jest kupiony tego lata za… 2,5 miliona funtów Anthony Gardner (niechciany w Tottenhamie, spędził wcześniej pół roku w Evertonie, by nie zagrać tam ani minuty). Poza tym to przecież typowy skład na Championship: kończący karierę weterani (Barmby, Giannakopoulos, Boateng, Windass…), gromada zawodników wypożyczonych, w zasadzie tylko Geovanni, który w pierwszych miesiącach pobytu w Manchesterze City zagrał kilka naprawdę dobrych spotkań, wybija się ponad pierwszoligową przeciętność. Z pewnością trudno po tej zbieraninie ściąganej nieco rozpaczliwie (ilu trafiło tu tylko dlatego, że inni instruowali agentów, by nie odbierali telefonów z Hull?) spodziewać się rzeczy wielkich.
Kiedy w sierpniu pisałem swój „Przewodnik po Premiership” zadeklarowałem jednak, że spróbuję obejrzeć tyle meczów Hull, ile się da: po ich występie w finale play-off i pamiętnym golu Windassa (życie zaczyna się po czterdziestce…) byłem przekonany, że to oni będą walczyć najambitniej. I właśnie ambicja, poczucie, że nie będziemy tylko podawaczami piłek dla piękniejszych i bogatszych – wydaje mi się kluczem do ich dzisiejszych sukcesów. Jak słusznie zauważył zwz, w Hull nie ma miejsca na gwiazdy, a porównanie z Boltonem za czasów Sama Allardyce’a narzuca się automatycznie – zwłaszcza że Phil Brown grał przed laty w tamtym zespole. I Allardyce, i wybrany menedżerem września Brown, są agresywnie głodni sukcesu i niezwykle wymagający. Ich drużyny – choć w Boltonie więcej było długiej piłki, a w Hull więcej jest prób gry kombinacyjnej – nie różnią się, jeżeli idzie o poziom zaangażowania, nieustające bieganie dookoła rywala, gryzienie trawy. Nikt nie lubi przeciwko takim grać.
Cóż poza tym? U beniaminka mogą się podobać obaj napastnicy, King i Cousin, choć oczywiście pierwsze skrzypce w ofensywie odgrywa mający całkowitą swobodę taktyczną Geovanni. Na asekurującej Brazylijczyka trójce Boateng-Marney-Ashbee rozbijały się linie pomocy Arsenalu, Tottenhamu, West Hamu, Newcastle i Fulham, a nogi Michaela Turnera (powtórzę z wpisu poprzedniego: dla mnie jedno z objawień sezonu) zablokowały już niejednego napastnika wartego tyle, co pół jego drużyny razem wziętej. Wymieniam te nazwiska nieco perwersyjnie, z przekonaniem, że niejeden z Was nie wie, o kim właściwie piszę. A przecież po ośmiu spotkaniach to oni zajmują trzecie miejsce w tabeli…
Oczywiście zbliżające się mecze z Chelsea i MU mogą to wszystko zweryfikować, chociaż wyjazdowa wygrana Hull z Arsenalem stanowi przestrogę i dla Scolariego, i dla Fergusona. Powtórzę więc jeszcze raz: zamierzam się cieszyć każdym ich meczem, bo jak nikt inny pokazują, że czasem zamiast wielkich pieniędzy i wielkich gwiazd wystarczy wielka ambicja. Nie ja jeden zresztą tak uważam. Jeśli to bajka, niech będzie opowiadana jak najdłużej.
PS Dobra, powiem jeszcze i to: poprzednim razem, kiedy Tottenhamowi szło tak, jak obecnie, zacząłem pilnie śledzić mecze Charltonu, ze Scottem Parkerem w składzie i Alanem Curbishleyem na ławce trenerskiej. Skoro najwyraźniej taki los, że moi nie wygrywają, niechże przynajmniej wygrywa Kopciuszek.
Wszystko dobrze, jakiś przyzwoity mecz wypada obejrzeć, nawet jak nie gra Tottenham, ale tak to jeszcze nigdy nie szło. Początek sezonu a od razu koniec.
Wygląda więc na to, że nie liczą się umiejętności piłkarskie, technika albo celność strzału, szybkość, tylko liczy się psychika i odporność psychiczna, którą walczaki z Hull posiedli, w odróżnieniu od neurotycznych wrażliwców z Tottenhamu albo także z Arsenalu, który też z Hull przegrał? Podobałaby mi się ta teoria, bo dawałaby nadzieję także Polakom, jeśli przepracowali by coś w swoich głowach. Nie musisz umieć, wystarczy, że bardzo chcesz…
Jednak bez przesady: Geovanni nie wypadł sroce spod ogona, a np. Marneya pamiętamy z Tottenhamu, gdzie zapowiadał się fantastycznie, a Jol wynosił go pod niebiosa – przydałby się teraz taki „walczak” bo jeden O’Hara to za mało. Ale nie o Tottenhamie mamy mówić tylko o Hull. To grupa niezłych piłkarzy, jeszcze z Cousinem, i bardzo ciekawym bramkarzem. Czyli nie tylko ambicja, no i nie przypadek…
w tej kolejce Hull City zostanie sprowadzone na ziemie przez WBA, osobiście postawiłem u buka na WBA ponieważ każdy sen ma swój koniec. WBA zdaje sobie sprawe że jedyne punkty jakie mogą ugrać będą na swoim stadionie i z drużynami swojego pokroju. Co więcej uważam, jestem w 100% pewien że Tottenham pokona dziś Udinese, a w weekend wygra 1 mecz w lidze, bo przecież koszmar nie może trwać wiecznie!!!W ogóle ta kolejka jest na prawde ciekawa – reality check dla Sir Alexa Fergusona i Arsene Wengera, gra na wyjeździe z dobrymi drużynami ale bez formy.No i mamy mecz ostatniej szansy dla Hughes`a – postawiłem na City ;)))) bo Stoke jest typowym workiem treningowym, który raczej nie oddaje ciosów ;)Panie Ramos i spółka, nie zawiedźcie mnie!!!
Szira, daj jakis dowód, że Twoje przepowiednie sie sprawdzają. Trzymam za słowo, to Ty nie zawiedź nas z przepowiednią 🙂
ehh….wiara czyni cuda, ale nie dziś.Tottenham jest żałosny
Spurs have approached Richard Branson for sponsorship. When asked if he would consider this, he replied „Why would Spurs want to wear „Virgin” on their tops when they get fucked every weekend ?”
jeszcze o tym jak to Cracovia opisuje Tottenham i odwrotnie. Świtna zapowiedź meczu Pasów na zczuba. Nawet Janusz i Juande jakieś takie podobne. http://www.zczuba.pl/zczuba/1,90957,5845692,Ligowy_Seans_Filmowy_czyli_zapowiedz_X_kolejki_Ekstraklasy.html
Witam pana i wszystkich dookoła,niedawno „wyczaiłem” tego bloga i chce cos tam bazgrnąć od siebie niekoniecznie nawet na temat tego wpisu.Przedewszystkim mam tak samo jak Wy(z tego co czytam),kocham futbol całym sercem od urodzenia i jestem w tym wzgledzie romantykiem(zapewne czesto niepoprawnym)…moja wielka miłoscia jest futbol argentynski(choc nie tylko oczywiscie),a jego uosobieniem reprezentacja Albiceleste która jest dla mnie czyms czego nie da sie opisac słowami i która jednoczesnie doprowadza mnie nierzadko do frustracji(to tez jest urok piłki :).Chyba tym co najwieksze me cierpienia wywołuje z tego tytułu jest fakt iz Argentyna nie lezy w Europie ;),a co za tym idzie jest nieco na uboczu wsród europejskiego społeczenstwa jej liga która w dodatku jest co 5 minut „okradana” z wielkich talentów które produkuje europejskim ligom,klubom itd.Drugim wielkim cierpieniem jest to ze gdy tylko zblizaja sie ME z wielkim bólem przypominam sobie ze Albiceleste na nich nie wystapia(cykliczna sprawa mimo ogólnej swiadomosci tego faktu;)…oczywiscie to wszystko nie wywołuje u mnie piany na pysku i tym podobnych zachowan ktore moga doprowadzic do kompleksów i chorej nienawisci i pisze to z duzym dystansem oraz lekka ironia,ale jednak…? :D.Cieszy mnie ze moge co tydzien ogladac wspaniałych argentynskich zawodników w kazdej z najlepszych lig europejskich i ze dzieki temu ich gra stabilizuje sie na wysokim stałym poziomie…Juz za jedynie niespełna 2 lata(fajnie to brzmi prawda) MŚ w których znowu nadzieja na piekna i porywajaca a jednoczesnie madra,rozwazana i z charakterem gre oraz troche(wiecej?) szczescia która zaowocuje mistrzowskim tytułem po 24 latach…o ile chłopaki nie popelnia harakiri nie mieszczac sie w gronie 5 narodowych reprezentacji z Ameryki Płd które awans uzyskują(w co jednak nie wierze-tutaj brak Europy jest bardzo przydatny 🙂
@ DamianNo cóż, witamy na pokładzie 🙂 Tematów do rozmowy nie zabraknie, a konteksty argentyńskie z pewnością będa mile widziane. Nie tylko z powodu Teveza czy Mascherano, Ardilesa czy Villi, bo czasem jednak zdarza się nam wystawiać głowę poza Anglię.@ mewstg.blox.plDla mnie to „oczywista oczywistość”, jak by powiedział któryś z naszych polityków: od lat nie wychodzę ze zdziwienia, że gdziekolwiek na świecie wiążę swoje uczucia z jakąś drużyną, okazuje się, że jest to Cracovia. Zasłużona, z chwalebną przeszłością i wiecznie rozczarowującą teraźniejszością, a jakby poskrobać nieco głębiej… uchodząca za żydowską.
Wiem wiem, tak się podlizywałem .Mnie, za wszelkie cierpienia, wystarcza Tottenham.
Spoko,spoko Michale(przechodze na ty bo…tak jest wygodniej:)…,jak juz napisałem kocham futbol ogólnie, wszystko co z nim pieknego zwiazane mnie raduje, wiec jak najbardziej moge pisac takze na temat Tottenhamu ;)-(który zreszta jest zaraz po West Hamie najwspanialszym londyńskim klubem) i całej futbolowej reszty świata( gdy widze taki klub chociazby jak Espanyol Barcelona który ku rozkoszy swych wiernych fanów pokonuje kolejne szczeble we wspaniałym stylu ,grajac praktycznie tylko swoimi rodzimymi zawodnikami i po raz drugi w historii wchodzi do finału P.Uefa(który to puchra tak samo jak Puchar Króla(Hiszpani) jest wielkim wyczynem i wspaniałym marzeniem,czyms wyjatkowym dla kibiców takiego klubu (a w przypadku Manchesteru United czy Realu Madryt byłby tylko dodatkiem) gdzie jednak powraca koszmar z przeszłosci w postaci ponownej porażki w rzutach karnych(w 1988 z Bayerem Leverkusen) i widać dramat chwili w twarzach fanów połaczony mimo wszystko z duma bycia kibicem druzyny walczacej ,która grajac w 10 potrafiła doprowadzic do wyrówania to naprawde nie można uważac piłki noznej tylko za sport.)
Hull City jest jednka wielkie!!!!odszczekuje moje przepowiednie :)kasa poszłaaaaa
Typowa gadka dziennikarza, pan oczywiście wiedział, że Hull będzie ambitne i zagra serię świetnych spotkań, pan to na pewno wiedział już dawno, a po obejrzeniu Play-off to się tylko utrwaliło. Trochę dopowiedziałem, włożyłem to w pana usta, ale wydaje mi się, że tak właśnie pan myśli, a to jest czynienie z siebie Boga, a co najmniej jasnowidza. Denerwują mnie takie teksty, jak ten pana, wiadomo, że jest pan znawcą Ligi Angielskiej, ale jest wielce prawdopodobne, że wiedział pan, że Hull spisze się tak rewelacyjnie.Z ogromną chęcią i uwagą przeczytam, to co pan napisze o przyszłych beniaminkach Premiership przed sezonem i czy znów po udanym starcie jednego z nich napisze pan „Ja wiedziałem”.
Kłopot w tym, że ani się za jasnowidza nie uważam, ani nie przewidywałem takiej serii Hull. Odsyłam do wpisu z 16 sierpnia, zatytułowanego „Przewodnik po Premiership” (http://okonski.blog.onet.pl/2,ID336674030,index.html). Napisałem tam tylko tyle, że mam wielką ochotę ich oglądać, bo myślę, że będą walczyli najambitniej… A w kolejnych wpisach – także w tym, pod którym się teraz spieramy – po prostu dawałem wyraz swojej frajdzie, że takie rzeczy są wciąż możliwe: że ambicja i wola walki mogą znaczyć więcej niż umiejętności i pieniądze. To spojrzenie kogoś, kto od angielskiej piłki czuje się uzależniony, ale nie uważa się za eksperta.