Pocałunki na herbie

Pamiętacie jeszcze, że w lecie władze Premier League rozważały propozycję rozgrywania na innych kontynentach trzydziestej dziewiątej, „promocyjnej” kolejki? Większość komentatorów nie zostawiła na tym pomyśle suchej nitki. Padały zastrzeżenia rozmaitej natury, od równościowych po etosowe, ale nikt nie użył argumentu być może najprostszego: to, co w każdy weekend dzieje się w angielskiej ekstraklasie, nie wymaga dodatkowej promocji. Weźmy wydarzenia wczorajsze i dzisiejsze: dramatyczne zwroty akcji, sensacyjne rozstrzygnięcia, szalone pościgi, bramki w ostatnich sekundach, a wreszcie niespotykane gdzie indziej asysty, o których wypadałoby wreszcie napisać parę zdań.

Mam oczywiście na myśli auty Rory’ego Delapa. Osiem z trzynastu bramek Stoke, zdobytych do tej pory w Premiership, padło w wyniku zamieszania, powstającego po kilkudziesięciometrowym wyrzucie piłki zza linii bocznej. Niby rozgrywki trwają już parę miesięcy i był czas na zaopatrzenie się w DVD z materiałem szkoleniowym, ale Delap wciąż straszy, a sposób, w jaki dwukrotnie nabrał wczoraj Arsenal, był wręcz humorystyczny: skłócony po środowym remisie z Tottenhamem zespół Wengera kolejny raz pokazał, że nie radzi sobie z ligowymi „walczakami” i że brakuje mu prawdziwego przywódcy, w stylu Tony’ego Adamsa czy Patricka Viery. Czyżby rozmowę o mistrzostwie dla Arsenalu znów trzeba było odłożyć? A przecież potrafią grać tak pięknie…

Z pretendentów do tytułu mistrzowskiego najlepiej wypadła Chelsea – powrót Drogby do składu podziałał korzystnie na Anelkę, nie tylko skutecznego, ale ciężko pracującego dla zespołu. Manchester United z kolei pokonał wprawdzie Hull, ale Alex Ferguson mógł mieć powody do irytacji. Gdyby skuteczniejszy był Ronaldo, gdyby koledzy wykorzystali kilka genialnych zagrań Berbatowa, Czerwone Diabły mogły przecież strzelić z dziesięć bramek i nie martwić się pościgiem gości (w 82. minucie z 4:1 zrobiło się 4:3). Kibice niezaangażowani musieli być zachwyceni, bo Kopciuszek na Old Trafford tanio skóry nie sprzedał, a wygrali ci, co powinni. Odnotujmy dla porządku, że to ósme zwycięstwo MU w ostatnich dziewięciu meczach, a i tabela wygląda dla nich coraz bardziej obiecująco – zupełnie inaczej niż dla tej drugiej drużyny z miasta.

Na miejscu Marka Hughesa zacząłbym się poważnie bać o posadę. Nie po to nowy właściciel sprowadzał do klubu Robinho, żeby teraz przegrywać z jakimś Boltonem czy z jakimś Middlesbrough. Czy doktor Al-Fahim w ogóle wie, gdzie leżą takie miejscowości? I co to ma znaczyć: dziesiąte miejsce w tabeli? Miała być Liga Mistrzów, do licha!

O Liverpoolu powiem tyle, że wciąż nie mogę pojąć, jak mógł przegrać na White Hart Lane. Albo inaczej: jak Tottenhamowi udało się coś, co nie powiodło się Chelsea przed tygodniem. Zarówno lider, jak zespół zamykający tabelę, postawiły na tę samą formację (z obdarzonymi dużą swobodą taktyczną Gerardem i Modriciem za wysuniętymi Keanem i Bentem), ale zwłaszcza w drugiej linii różnice między wykonawcami założeń menedżerów były dramatyczne. Mascherano i Xabi Alonso przez ponad godzinę odbierali ochotę do gry nie tylko ustawionym naprzeciwko Huddlestone’owi i Zokorze, ale praktycznie całemu zespołowi gospodarzy. Doprawdy: jedynymi piłkarzami Tottenhamu zdolnymi do wymienienia między sobą kilku podań byli środkowi obrońcy – kilkanaście metrów dalej ustawiono zaporę nie do przejścia.

Ale ten blog nie na darmo nazywa się „Futbol jest okrutny” – tym razem piłka okazała się bezlitosna dla piłkarzy i kibiców The Reds. Przecież byli zdecydowanie lepsi, przecież mogli prowadzić nawet 0:4, przecież do chwili dającego wyrównanie samobójczego gola Carraghera Tottenham oddał na bramkę Reiny bodaj jeden celny strzał… „Efekt Harry’ego” działa: choć przed gospodarzami jeszcze długa walka o utrzymanie, to przecież przed tygodniem nikt nie postawiłby na to, że w meczach z Arsenalem i Liverpoolem zdobędą cztery punkty, rozstrzygające bramki zdobywając już po upływie 90 minut. Piłkarze są zachwyceni, że wreszcie ktoś ich rozumie – może poza Pawliuczenką, którego angielszczyzna jest dramatyczna, ale do którego również Redknapp potrafi jakoś dotrzeć (w przerwie meczu z Liverpoolem przekazał Rosjaninowi przez tłumacza, żeby… po prostu trochę pobiegał; w okolicy pola karnego, I presume).

Przyjemnie patrzy się na taką ligę, prawda? A przecież nie wspomniałem jeszcze o rozstrzygnięciu meczu Portsmouth-Wigan (tu również zwycięski gol dla gości padł w doliczonym czasie gry) i o grającym w dziesiątkę Blackburn, ratującym w końcówce remis z West Bromwich. Po jedenastu kolejkach Wielka Czwórka obsadziła wprawdzie przypisane jej miejsca, ale niewykluczone że w poniedziałkowy wieczór Aston Villa zburzy ten porządek. A poniżej zrobiło się naprawdę ciasno: siódmy Everton od dwudziestego Newcastle oddziela zaledwie sześć punktów. Tu wszystko może się jeszcze zdarzyć – i zapewne się zdarzy. Nawet bez trzydziestej dziewiątej kolejki.

***

Ale właściwie chciałem pisać o czymś innym – i zaproponować równocześnie temat do rozmowy. W ostatnich dniach spore zamieszanie wywołało całowanie przez piłkarzy klubowych herbów na koszulkach. Zarówno gest Joeya Bartona w meczu z Sunderlandem, jak zachowanie Wayne’a Rooneya w meczu z Evertonem powszechnie odebrano jako prowokację (a przypomnijmy jeszcze Gary’ego Neville’a sprzed kilku lat w meczu z Liverpoolem…). Tylko czy należy za coś takiego karać, podobnie jak np. za zdejmowanie koszulki czy za wpadanie w ramiona kibiców po strzelonym golu?

Czy taki Rooney grając przeciwko dawnemu klubowi nie zachowałby się znacznie lepiej naśladując Robbiego Keane’a, który – choć na White Hart Lane przyjmowany wrogo przez większość fanów Tottenhamu (byli na szczęście tacy, co klaskali) – nie cieszył się po golu Kuyta? Retoryczne pytanie, wiem. Ale zastanawiam się: czy za każdy przejaw prymitywizmu można karać? Gdzie leży granica między przywiązaniem do barw klubowych a szukaniem rozróby? I wreszcie (spróbujmy wrócić do kwestii, którą w jednej z poprzednich dyskusji postawił poniekąd nth, i ująć ją nieco szerzej) fair play wymuszone to jeszcze fair play?

26 komentarzy do “Pocałunki na herbie

  1. ~w

    Emocje,emocje i jeszcze raz emocje-to dla mnie główna przyczyna wszelkich awantur i rozrób.Nie posuwałbym się tak daleko,żeby przyczyn szukać w medialnej agitacji nt.:tolerancji itd.Osobiście nie mam nic przeciwko ciągłemu przypominaniu o obowiązkowej kulturze dopingu i „wykopaniu rasizmu ze stadionów”.Według mnie prasa i TV spełniają w tym przypadku bardzo ważną misję.W końcu „..gdy rozum śpi…”Pisze o emocjach-ale ktoś zapyta:Jakie mam argumenty?Jak mogę to potwierdzić?Otóż przykładem jestem…ja sam.Nie tak dawno temu moja ukochana drużyna z Polski*** przegrała mecz wyjazdowy 0-5.Sędziowanie katastrofalne.Panie Michale,to czego nasłuchali się ode mnie sędziowie wołało o pomstę do nieba.Po meczu było mi tak głupio,że nie umiałem znaleźć odpowiedzi jak to sie stało,że dopuściłem się zachowania,które na codzień piętnuję i które nie powinno mieć nigdy miejsca.The answer is:emocje.Brak opanowania.Dałem się ponieść chwili.To samo dzieje się na milionach spotkań na całym świecie.Problem jest natomiast taki,że kibolandia z dreslandią traktują to jak chleb powszedni,a ja się wstydze swojego zachowania i pilnuję się,aby więcej to nie miało miejsca.—–***klub z Polski.Zakładając,że „..z Wysp Brytyjskich do Euro 2008 awansowała tylko Polska…” nie powinienem tak pisać heheNa szczęście Londyn do Polski włączony nie został(jeszcze!heheh) więc chyba można wprowadzić podział na ukochane drużyny z kraju i zagranicy :)Pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. ~Michał Zachodny

    Po pierwsze, najlepiej postawić sprawę jasno: za całowanie herbu nie należy karać. Teraz czas na tłumaczenie się.Jak już ktoś słusznie wspomniał, to wszystko wychodzi z emocji; tych pozytywnych, po strzelonej bramce gdy człowiek czasami nie wie co robi, po prostu oszalały biegnie i chwyta za skrawek koszulki albo go szarpiąc lub też całując (tak samo jest w przypadku podnoszenia koszulek ponad tzw. 'linię sutków’ – to nie mój wymysł, ta nazwa!;) lub też z tych negatywnych – jak już było to opisane, by sprowokować publikę. Jeśli rzeczywiście takie zachowanie zawodnika wpłynie na sytuację na trybunach, na boisku to należy liczyć na reakcję sędziego, trenera (Ferguson szybko zdjął Rooneya któremu zagotowała się głowa) lub też, w późniejszym czasie, na komisję dyscyplinarną która ma możliwości by takie sytuacje wyłapywać. Tak samo ma się to z pokazywaniem środkowego palca do 'wrogiej’ publiczności i gestem 'tak się zgina dziub pingwina’. Głupotą byłoby karanie na tej samej zasadzie kapitana drużyny który jest w niej na dobre i na złe, że po bramce dającej awans/zwycięstwo biegnie oszalały i całuje herb ukochanego klubu. Nie wyobrażam sobie by sędziowie mieli kiedykolwiek prawo potraktować tą sytuację na równi z wściekłym ze swojej nieudolności piłkarzem, który do złych kibiców idzie i wymachuje herbem na swojej piersi. To nie jest naruszenie zasady Fair Play tylko dobrych manier bo tak naprawdę najgorzej wpływa to na osobę, która taki (negatywny oczywiście) gest wykonuje. Co do ligi.. Jakże cudowna ona jest i co by światek kibiców bez niej zrobił? Już nawet nie chodzi o piękne bramki czy też nadmiar (a jest jakiś limit w ogóle?) emocji ale o to, że ja jako kibic nie mogę sobie wyobrazić weekendu bez dawki angielskiego futbolu. Po prostu to działa jak otępiający narkotyk na następne kilka dni, do następnej kolejki. Nie chcę by ktoś potraktował tą deklarację, że cały okres pomiędzy meczami chodze otępiały czy coś podobnego. Ale nie sposób nie dyskutować, nie czytać i nie interesować się gdy już zaczęło się swoją przygodę z ligą angielską czy też jednym z zespołów tam występującym. Dlatego choć pomysł 39 kolejki nadal uważam (i uważać będę) za bezmyślny to czasem przez głowę przejdzie myśl, że to jeden tydzień więcej tego wszystkiego co jest tak w Premier League magiczne.Podziękowania dla Tottenhamu za przywrócenie Chelsea pozycji lidera, autentycznie wykrzyknąłem 'Jest!’ gdy Pawljuczenko zdobył decydującą bramkę a moja Matka zdziwiła się i powiedziała: 'przecież to nie gra Chelsea?!’;) Liverpool, mimo dominacji, pokazał to o czym wspominałem już kilka razy, że zawodników mogących zadecydować o losie meczu jest tam zbyt mała liczba. Co więcej, gdy jeden z nich nawali (Carragher) to lawina nieszczęść narasta a zawodnicy średni nie dają sobie rady z presją. Raz całość funkcjonuje idealnie (mecz z Chelsea) a raz w ogóle (kilka razy się ratowali golami w końcówkach po problemach ze sredniakami). Przyjemnie było patrzeć jaki popłoch sieją rzuty z autu Rory’ego Delapy. Ta panika w oczach Toure, Almunii i pozostałych zaangażowanych.. nawet sam Arsene był blady jak ściana gdy nadlatywał kolejny pocisk z boku boiska. Arsenal, mimo że jest zbyt wcześnie by to mówić, nie wygra mistrzostwa, po prostu nie wygra. A szczytem wszystkiego jest już to, że nawet na BBC 606 krytykowali Wengera kibice Arsenalu i domagali się (już ciszej) zmiany. Chelsea komfortowo więc nawet nie wspominam;)ktbffh.blox.pl

    Odpowiedz
  3. ~kurek79

    Jako kibic MU byłem po prostu zachwycony gestem Rooneya na Goodison Park. Tak, tak, zachwycony. Bo czy może być coś piękniejszego dla kibica niż świadomość że tego formatu pilkarz kocha ten klub tak samo jak my, że nie myśli o Realu Madryt (swoją drogą nie chciałbym zobaczyć w takiej sytuacji Ronaldo, nikt by w to nie uwierzył), że ten klub to nie tylko pieniądze, reklamy, marketing ale też np. lojalność i szacunek dla fanów! To wszystko nie znaczy jednak, że nie rozczulają mnie sytuacje odwrotne – do dziś pamiętam, jak mi świece w oczach stanęły, gdy Tevez będąc już piłkarzem MU stanął na środku Upton Park i skrzyżował ręce jako dwa młoty za co otrzymał owację na stojąco. Wszyscy pamiętali, że kilka miesięcy wcześniej dzięki niemu utrzymali się w Premiership. Futbol jest okrutny, na szczęście potrafi być również tak po ludzku piękny…

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      No tak, tylko co czuli w tym czasie kibice Evertonu? „Respect” to słowo-klucz dla tego tematu, a Rooney pokazał przede wszystkim, że nie szanuje rywala, nie że kocha Manchester. Dlaczego co tydzień nie całuje badga, jak jest tak przywiązany? Czemu zrobił to właśnie w meczu z Evertonem? Myślę, że chciał dowalić Moyesowi i kibicom, którzy nie witali go zbyt ciepło. Innymi słowy, że chodziło mu o bycie przeciw, nie za.Czy za coś takiego karać, decyzję powinien podejmować sędzia. On jest na boisku i czuje najlepiej, czy to miało wpływ negatywny na trybuny, czy rywali, czy nie.Jest przykład Bentleya, który jak strzelił Arsenalowi popędził do kibiców Tottenhamu i cieszył się z nimi jak wariat – ale nie wykonywał żadnych demonstracyjnych gestów. No i Robbie Keane, który wiele razy zmieniał kluby, ale nigdy nie cieszył sie po golach strzelonych np. Wolves czy Leeds – a przecież zawsze dawał z siebie 100 procent. Respect, respect…

      Odpowiedz
      1. ~kurek79

        Czyli będziemy teraz płakać nad kibicami Evertonu, zapominając, że nie dbają o to, żeby Rooney na Goodison czuł się jak w domu. Powinni pokazać, że ciepło go wspominają a dopiero potem czegoś oczekiwać, jakoś dziwnie kibiców Evertonu nie dotyczy „respect”…

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          A nie jest tak, że od aktorów tego widowiska wymagamy więcej niż od widzów? Mówię o sędziach, menedżerach i trenerach, a także piłkarzach oczywiście. To oni mają wpływ na postawy kibiców, kształtują je – na dobre albo złe. Od kibiców oczywiście też się wymaga, tylko możliwości egzekwowania są gorsze. Niedawno fani Aston Villi rzucali monetami w trenera Portsmouth, ale mimo skrupulatnego dochodzenia, przeanalizowania zapisu telewizji wewnętrznej itd., winnych nie udało się znaleźć – a otrzymaliby dożywotni zakaz stadionowy.Powtórzę to, co już się tu mówi: w przepisy pewnie ująć się tego nie da, a gdyby nawet się dało, nie wiem, czy byłoby to zdrowe (piłka bez emocji, brr…), nie jest to więc kwestia karania Rooneya kartką, ale kwestia mówienia i pisania o tym, że podobne zachowania profesjonaliście nie uchodzą. Są tysiące sposobów wyrażenia przywiązania do klubu – niekoniecznie prowokowanie kibiców przeciwnika.

          Odpowiedz
        2. ~kkogut

          Wśród kibiców Spurs się długo zastanawiano, jak przywitać Keane’a, pewnie podobnie jak wśród kibiców Evertonu z Rooneyem. Głośniej słychać buczenie niż oklaski, więc nie wiemy do konca, jak wyglądało rozłożenie proporcji, ale Keanowi klaskano gdy schodził. Ale nie miałbym złudzeń, że trybuny kiedykolwiek wychowają piłkarzy i nie oczekiwałbym, że one zrobią do kogokolwiek gest jako pierwszy. Problem ma Rooney…Ale fajny przykład z Tevezem, nie znałem 🙂

          Odpowiedz
          1. ~nth

            Ja też nie mam takich złudzeń. Ostatecznie uwaga na stadionie skoncentrowana jest przede wszystkim na zawodnikach i to od ich postawy zależy najwięcej. A jeżeli już ktokolwiek, to raczej sami piłkarze szybciej mają szansę 'wychować’ starych kiboli (choć sami często mają po dwadzieścia lat) albo przynajmniej ich zawstydzić przez swoją nieudawaną grę fair w stosunku do najbardziej znienawidzonego nawet przeciwnika. I jeszcze na chwilę o tej sytuacji z meczu Spurs-Liverpool. Stadion niby jest jeden, ale jak widać, ostatecznie to tysiące pojedynczych ludzi reagujących indywidualnie. Na początku transmisja dała mi wrażenie, że na każde zagranie Keano reagowano tylko buczeniem. Potem (jeszcze zdaje się w pierwszej połowie) poniosła się pieśń zarezerwowana tylko dla ulubieńców publiczności, że 'KTOŚ TAM jest yido’. Nie byłem oczywiście w stanie usłyszeć z tv dokładnie KTO, więc się już chyba nie dowiem ale pierwszą moją myślą i oczywiście zdziwieniem było, że 'wierni’ śpiewają o Keano (tylko zgaduję i może srodze się mylę). Potem coraz mniej dokuczania, aż przyszła zmiana w drugiej połowie i buczenie z wolna ucichło, a kamera pokazała klaszczące tłumy. Chyba większość? A następnego dnia w gazecie znajduję zdjęcie zchodzacego z murawy Robbiego na tle jednego z sektorów. A tam akurat twarze najczęściej wykrzywione (wydaje się) z dezaprobaty i ten jeden człowieczek w dolnym prawym rogu fotografii z dłońmi składającymi się do braw. I podpis, że przynajmniej jeden wciąż mu dobrze życzy. Ten człowiek dał mi nadzieje, bo ja jestem drugi. Ale przeciez nie ostatni…?

          2. ~mewstg.blox.pl

            Eeee zdjęcie można zrobić jak się chce właściwie. Bylo wyraźnie widać i słychac, ze wstała duża część kibiców Spurs, nieważne wiekszośc czy nie, ale napewno nie jeden. Ja też dobrze życze Keano, ale to buczenie mu się należało. Na drugi raz, o ile taki będzie, wcześniej ugryzie sie w języka zanim coś powie. O te szumne deklaracje byłego kapitana kibice mają pretensje. Cieszy jednak, że sami potrafią się zastanowić i zbyt pamiętliwi nie są. Po co to jednak Irlandczykowi było? Na WHL zostałby legendą, a w L`poolu 100 bramek już nie strzeli. Nie da się w życiu mieć wszystkiego. Swoja drogą czy kibice L`poolu przebaczyli już Owenowi?

          3. Michał Okoński

            Ja bym nie buczał, oczywiście. I większość tych, których wypowiedzi czytałem na zaprzyjaźnionym forum kibiców Tottenhamu, również deklarowała, że buczeć nie będzie. Na szczęście jest tak, że głos z telewizyjnego głośnika fałszuje nieco rzeczywistość: na boisku piłkarze nie tylko słyszą siebie nawzajem, ale potrafią również rozróżnić, czy obraża ich garstka „ultrasów”, czy cały stadion. W tym sensie nie sądzę, żeby Keane czuł się specjalnie pokrzywdzony: niczego innego się pewnie nie spodziewał, a sam dał dowód dojrzałości i profesjonalizmu: po golu, który w końcu padł dzięki jego akcji, nie uczestniczył w zbiorowej celebracji.Rozmowa o tym, czy jego transfer do Liverpoolu się udał, czy nie, gdzie lepiej by mu się grało – czy w Tottenhamie w parze z Pawliuczenką, czy w Liverpoolu jako boczny pomocnik albo samotny, wysunięty napastnik (tak to wygląda kiedy Torres może grać albo leczy kontuzję), to zupełnie inna kwestia. Wybrał klub, któremu kibicował od dziecka (Keanowi akurat wierzę), więc pewnie czuje się spełniony i na swoim miejscu. Niechże mu będzie.

  4. ~kurek79

    Może rzeczywiście podszedłem do tego zbyt emocjonalnie, akurat na tym blogu będzie to chyba wybaczone 🙂 Zgoda, że są inne sposoby na okazywanie miłości do klubu, ale coś mi się wydaje, że wymagamy zbyt wiele. Prowokacje były, są i będą.

    Odpowiedz
  5. ~Damian

    Tak,Rooney na pewno kocha United-kibicje im od dziecka i wogóle :DUczynił taki gest aby pokazac ze ma kibiców Evertonu i ich gwizdy w d..ie najogledniej mówiac,zadziałały emocje,syndrom chwili czy cos w tym stylu-bo przeciez wieksza czesc jego rodziny tak jak i on sam od urodzenia kibicuje The Toffes własnie,tyle tylko ze teraz swietnie sie czuje w United,tutaj jest gwiazda i tutaj bedzie grał przez bardzo długi czas bo odnalazł dla siebie idealne warunki.Smieszy mnie gdy kurek79 pisze ze Rooney nie marzy o transferze do Realu Madryt i ze z tego wzgledu jest lepszy jako człowiek(tzn. cos w tym stylu) od C.Ronaldo-przeciez Wyne jest chłopakiem z północy Anglii,tutaj jest jego srodowisko i aby byc wielki wiedział ze musi przejsc do wielkiego klubu gdzie bedzie mógł walczyc o wszystkie najwazniejsze trofea,bedzie miał status gwiazdy i wielkie pieniądze,a ze taki klub miał „na miejscu” to jest w swoim ideale teraz.Natomiast Ronaldo jest chłopakiem z południa,słonca i innej kultury wiec naturalne jest ze tam sie czuje najlepiej i w takich warunkach byłby jego prywatny ideał,wiec z tad zrozumiałe rozmyslania o Realu Madryt który jest takim samym klubem jak Manchester United tylko z jego srodowiska i stylu zycia.Pozatym Rooney jeszcze na chwile przed przejsciem zapewniał wszystkich w Evertonie ze zostaje,a za 5 dwunasta zwiał mimo ze tamten klub go wychował i wprowadził w swiat wielkiej piłki,dał szanse-pisze to zeby pokazac ze jak taki C.Ronaldo odejdzie do tego Realu M. czy Barcelony chociazby to bedzie taka sama sytuacja( człowiek zmienia klub bo myśli o sobie przedewszystkim i ma do tego prawo,tak jak prawem kibica jest nie zgadzac sie z tym i byc wsciekłym)

    Odpowiedz
    1. ~kurek79

      Relacje Rooney-Everton mnie nie interesują, niech się martwią zainteresowani. Nie wiem dlaczego bronisz Ronaldo skoro ja go nie atakuję, mówię tylko że całując herb MU po tym co było latem wyglądał by groteskowo.

      Odpowiedz
      1. ~Damian

        Tylko ze ja nie bronie C.Ronaldo,a pokazuje ze Rooney nie jest zadnym kibicem M.Untd kochajacym ten klub miłoscia z serca płynaca bo ostro sie podpaliłes tym calowaniem i cała otoczka wnioskujac po twoim pierwszym poscie w tym temacie,Amen.

        Odpowiedz
  6. ~Runi

    Na przypadek Rooneya trzeba spojrzeć z trochę innej perspektywy. Szanuję go za niesamowitą ambicję, wolę walki itp. Ale ten chłopak raz na jakiś czas udowadnia, że proporcję tego co ma w nogach, a tego co w głowie, są wyraźnie zachwiane.Mimo że jestem fanem Diabłów, to moim zdaniem wyskok na Goodison Park był prymitywnym gestem, którego sam piłkarz powinien się wstydzić. Nie po raz po raz pierwszy zagotowało mu się w głowie. Widzieliście jego zachowanie w ostatnią sobotę, kiedy sędzia wznawiał grę rzutem sędziowskim. Rooney najpierw potraktował rywala kopniakiem w piszczel, a za chwilę brutalnie wyciął kolejnego gracza Hull. Powinien dostać czerwoną kartkę. Klaskanie Kimowi Miltonowi Nielsenowi w LM z Villarreal, czy kopnięcie w krocze Carvahlo na MŚ to już „klasyki”. Na moje, zachowanie Rooneya na Goodison Park nie wynikało z przywiązania do czerwonych barw. Znając jego poprzednie wyskoki, był to tylko kolejny wygłup. Ale co tam, w sobotę jak zwykle będę trzymał za niego kciuki:)

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      To zamyka temat Rooneya, który jest wielkim piłkarzem i wielkim bachorem równocześnie. Chciałbym go mieć w swojej drużynie, ale równocześnie wiem, że co chwilę musiałbym się za niego potwornie wstydzić. Kolejny paradoks, nieprawdaż: wiele grzeszków jesteśmy w stanie wybaczyć piłkarzom czy trenerom, byle tylko dobrze robili swoją robotę (oczywiście ci, którzy grają u nas). Kryminalista Joey Barton, biorący łapówki przy transferach George Graham – a ile smakowitych przykładów byłoby na polskim gruncie.

      Odpowiedz
  7. ~kurek79

    Jak czytam że „podpaliłem się tym całowaniem” to w tym momencie kończę ten dyskurs bo widzę że zabrnęliśmy donikąd. Zgadzam się z Runim, że Wayne może nie jest intelektualistą, ale takich na boisku próżno szukać. Rooney jaki jest – każdy widzi i ocenia po swojemu. Dla mnie to prawdziwy Czerwony Diabeł!!! I na dodatek jak całuje…:)

    Odpowiedz
  8. ~kurek79

    Jeszcze jedna historyjka – w zeszłym sezonie dane mi było być na Old Trafford na MU – Arsenal. Po ostatnim gwizdku wszyscy schodzący do szatni piłkarze Arsenalu byli wygwizdywani, daleko za nimi jako ostatni szedł Fabregas, któremu podczas meczu kibice nie szczędzili złośliwości. Jednak gdy schodził wszyscy pożegnali go brawami (odpowiedział zresztą tym samym). Myślę że inteligentna publiczność, podobnie jak inteligentny piłkarz potrafią rozdzielić typową boiskową prowokację od tego co w piłce naprawdę ważne. Temat Rooneya powinien się skończyć zaraz po ostatnim gwizdku bo zupełnie nie jest wart szerszej dyskusji. Kibice MU mogą sobie o tym między sobą porozmawiać, ale żeby od razu robić z tego taki gorący temat?

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      to o czym wspomniał kurek79 robi mała róznicę miedzy publicznością, która zna się na piłce i ta drugą, która przychodzi na stadion w innym celu. W Polsce np. strzelec trzech bramek powiedzmy w meczu Legia -Wisła zostanie niemiłosiernie zwyzywany i wygwizdany. W Anglii, jeszcze, zauwazyłem, że można gwizdac i buczeć na niego buczeć cały mecz, ale kiedy opuszcza boisko to publicznośc kopie sie w czoło i żegna gościa owacją na stojaco (np. Ronaldo strzelajac hat trica MU w Lidze Mistrzów). A Bentley owszem po golu nie prowokował, ale w 89 minucie, jescze przy 4:2, jasno dał znać, dla kogo obecnie gra. Odbieram te wszystkie całowania i poklepywanie się po sercu jako pewien gest obronny. To nie może być zbyt przyjemne słyszeć pod swoim adresem ciągłe bluzgi i absolutnie nic z tym nie robić. Gdyby akcja działa sie na ulicy prawdopodobnie delikwent dostałby w twarz. Zresztą zdarzało się, że pikarze nie wytrzymywali i jeszcze przyznano im później rację (Cantona). Zostawmy więc im taką chociaż możliwośc dyskusji.

      Odpowiedz
  9. ~number 9

    Z innej beczki: zabawne są te auty Delapa. Tylko dlaczego tak się trudno przed nimi bronić nie rozumiem. Przecież w prawie każdej drużynie są boczni obrońcy, którzy wyrzucają daleko, nawet w pole karne. Riise, żeby daleko nie odchodzić z Anglii: pamiętam, jak przed każdym autem wycierał ręce i piłkę w koszulkę, a potem rzuuucał (tylko goli z tego było mniej). Czym się od nich różni piłkarz Stoke. A może sztuka obrony w narodzie zanika – nie on jest taki dobry, tylko reszta gorsza i bardziej skupiona na ataku niż obronie? W pułapkę wpadł przecież mistrzowsko ofensywny Arsenal

    Odpowiedz
  10. ~kurek79

    Ja myślę, że z każdym następnym autem mogą mieć jeszcze łatwiej bo zaczyna już działać jakiś „syndrom Delapa”, widać to było w meczu z Arsenalem, że obrońcy czują jakiś irracjonalny niepokój przed tymi wyrzutami. Choć z drugiej strony jeśli przez najbliższe 3-4 mecze żadna bramka w ten sposób nie padnie to szybko zapomnimy, że Stoke ma taką specjalizację.

    Odpowiedz
    1. ~Clasher

      Dokładnie. Stoke wyszły dwie, trzy takie 'akcje bramkowe’ po wyrzutach z autu i zrobiło się głośno o Delapie w zasadzie wszędzie. W TV, w gazetach, internecie.. to przedostaje się do zawodników, do ich głów i z każdym kolejnym podjeściem Anglika/Irlandczyka do wyrzutu narasta w nich niepokój, czasem nieświadomie ale cofają się głębiej w pole karne, bardziej asekurancko, spinają się i popełniają błędy. Bo można strzelić bramkę po wrzucie z autu, gdy przeciwnik teoretycznie błędu nie popełnia. Ale większość tych wrzutów (i w konsekwencji bramek) opiera się na tym, że ktoś jednak się pomylił, w końcu. Czy syndrom zniknie wraz z zanikiem skuteczności? W tej lidze nigdy niczego nie wiadomo;]ktbffh.blox.pl

      Odpowiedz
  11. ~darek638

    Witam!Słów kilka o Delapie. Rozśmieszają mnie opinie, że auty w wykonaniu Delapa to prozacodzienność, że to słaba odporność psychiczna(?!), że siedzi w głowach…, że wielupodobnych było.Koledzy Premiership to nie liga amatorska. Nikt nigdy tak nie wykonywał rzutów z autu.Z taką siłą, na tak optymalnej wysokośći dokładnie na 5 niedostepny dla bramkarza metr.To rewolucja, zobaczycie, że za rok dwa, każda drużyna w Premiership będzie miała”Delapa”.Panie Michale, Arsenal jeśli chodzi o potencjał nie jest żadną potęgą, jest Fabregas jestAdebayor reszta solidna tylko(?) jest za to genialny trener ale przecież nie cudotwórca.Arsenal jest druzyną nieobliczalną ale w żadnej mierze nie jest to potęga. KoncepcjaWengera o budowaniu wielkiej druzyny niskobudżetowej, zbankrutowała. Są niebezpieczniale nie mają żadnych szans na wygranie ligii. Taka jest smutna prawda.W dniu derbów Tottenham-Arsenal kanał ESPN pokazał mecz powtórkowy z 2004 roku,gdzie Arsenal wygrał 5:4 cudowne widowisko. Widać jak zmienił się Arsenal wtedygrali Viera, Hendry, Ljundberg, Cole, Campbell, Pires grał już Fabregas i jeszcze Bergkampchyba niezły składzik a teraz co? Nie ma cudów, będzie srednio.Przeraża mnie beznadziejna gra R.Keana w Liverpoolu. Taki zawodnik, tyle sezonówrewelacyjnej gry a teraz go nie ma, jest niewidoczny. Bardzo smutne.Mało wiary w Panu co do siły Tottenhamu. Widzę konsolidację i radość gry, wizja spadkumoim zdaniem oddalona w najbliższej kolejce grają z MC na wyjeździe. Moim zdaniem3 punkty, MC jest wywraźnym dołku.Pozdrawiam.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      W sprawie autów Delapa myślę podobnie jak darek 638: wkrótce takich jak on będzie więcej. Ostatecznie przekonał mnie Lee Dixon (http://news.bbc.co.uk/sport2/hi/football/eng_prem/7705772.stm), który sam odpowiadał przed laty za auty w Arsenalu, więc można przyjąć, że wie, co mówi. Po piersze, po aucie nie ma spalonego, więc napastnicy mogą swobodnie gromadzić się jak nabliżej bramki. Po drugie, w odróżnieniu od bitych z ziemi rzutów wolnych czy rogów, piłka po wyrzucie z autu od razu jest na wysokości blisko dwóch metrów: inna, trudniejsza dla obrońców, jest trajketoria lotu. Po trzecie, niebagatelna jest siła wyrzutu: do zdobycia gola wystarczy lekkie muśnięcie, strącenie, delikatna zmiana toru, po którym podąża piłka. Nie chcę przepisywać Dixona – zachęcam do lektury jego analizy, tym bardziej, że mówi on także, jak się przed takimi autami bronić.

      Odpowiedz
  12. ~Damian

    EEE tam,Tomek Hajto był przed Delapem ;),a w Tottenhamie auty powinien wykonywac chyba…Gomes(tylko ciekawe czy potrafi dwoma rekami na raz 😉

    Odpowiedz
  13. ~Denatus

    Panie Michale, widział Pan bloga Jacka Gmocha? Zupełnie, zupelnie inne wrażenie, niż na codzień w telewizji. Jacekgmoch.republikafutbolu.pl 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *