A jednak się kręci

A jednak się kręci: drużyna, która zaledwie tydzień temu poniosła upokarzającą porażkę ze Stoke, wcześniej zaś dała sobie odebrać zwycięstwo w derbach północnego Londynu, podniosła się i po znakomitym meczu pokonała Manchester United. W jakimś sensie przyjąłem ten wynik z ulgą, bo widok przegrywającego Arsene’a Wengera do przyjemnych nie należy. I nie mówię nawet o tym, że – jak ujawnił współpracujący przed laty z menedżerem Arsenalu niedawny dyrektor sportowy Tottenhamu Damien Comolli – Francuz po przegranym meczu nie śpi, nie je i nie rozmawia ze współpracownikami. Zdecydowanie gorsze są jego wypowiedzi publiczne, choćby właśnie po przegranej ze Stoke, kiedy oskarżył zespół gospodarzy o nadmiernie brutalną grę. Przyganiał kocioł garnkowi: odkąd w pierwszym sezonie pod wodzą Wengera jego piłkarze otrzymali 83 żółte i 5 czerwonych kartek, Arsenal słynie z gry tyleż oszałamiająco pięknej, co ostrej. Nawet w meczu ze Stoke najgroźniejsze faule były dziełem Adebayora i najsłuszniej w świecie wyrzuconego z boiska Van Persiego, a wczorajszy faul Clichy’ego na Cristiano Ronaldo mógł być przyczyną groźnego urazu Portugalczyka.

Dajmy jednak spokój Wengerowi i cieszmy się jakością trwającego blisko sto minut widowiska. Od błędu Almunii w pierwszej minucie po udane wyjście Fabiańskiego do górnej piłki w minucie ostatniej, działo się na Emirates naprawdę sporo, a co szczególnie cieszy: działo się za sprawą niezwykle otwartej gry z obu stron. O ile niedawny pojedynek Chelsea z Liverpoolem był rozgrywką strategów, wyczekujących na potknięcie przeciwnika, tu można było odnieść wrażenie, że obie drużyny wyszły na boisko z jednym tylko przykazaniem: grajcie to, co potraficie najlepiej. Oglądaliśmy więc atak za atakiem i przykłady wspaniałej gry zespołowej na zmianę z przebłyskami indywidualnego geniuszu – jedyne, do czego można się przyczepić, to nieskuteczność Czerwonych Diabłów. Gdyby w 19 minucie po akcji Andersona, Berbatowa i Ronaldo Rooney nie spudłował, gdyby minutę po drugim golu dla gospodarzy Ronaldo wykorzystał świetne podanie Parka (niech mi jeszcze ktoś raz zacznie narzekać na Koreańczyka…), krytycy Wengera znów mieliby używanie.

W ostatnich dniach miałem ochotę postawić tezę, że kłopoty Arsenalu to nie tylko nieumiejętność podjęcia walki z drużynami lepiej przygotowanymi fizycznie i nie tylko brak boiskowego przywódcy, ale także słabsza forma Cesca Fabregasa. Wczoraj jednak Hiszpan grał znakomicie, a jego podanie do Nasriego, które – wraz ze świetnym manewrem Walcotta, odciągającego Vidicia w prawo i robiącego Francuzowi miejsce w środku – pozwoliło Arsenalowi strzelić drugą bramkę, do tytułu „asysty tygodnia” może rywalizować jedynie z podaniem Reida do Cisse w meczu Sunderland-Portsmouth.

Bolączki Arsenalu nie znikają: do już wymienionych dodajmy względnie krótką ławkę i chroniczną nieumiejętność wykorzystywania znakomitych okazji strzeleckich (zamiast dobić rywala, wciąż szukają jeszcze jednego podania albo pudłują – jak wczoraj Bendtner). Ale mówiąc o nich, i naśmiewając się z Wengera, zachowujmy proporcje: pojawiające się tu i ówdzie głosy o możliwej dymisji menedżera Arsenalu to czyste szaleństwo.

Za nami niemal jedna trzecia sezonu. Z charakterystyczną dla siebie skłonnością do przedwczesnych podsumowań powiem, że podoba mi się on bardziej niż kilka poprzednich. Wyścig o mistrzostwo – jak widać – wyjątkowo wyrównany, choć wygląda na to, że znów ograniczony do czterech koni. Walka o utrzymanie dotyczyć może z kolei jakichś… czternastu zespołów – między siódmym Evertonem a dwudziestym West Bromwich mamy zaledwie 7 punktów różnicy. Spisywani na straty (wczoraj Bolton, dziś Fulham) się nie poddają, ciułając punkty, gdzie mogą. Manchester City, który podczas zimowego okienka transferowego ma kupić wszystko, co się rusza, na razie powiększa stratę do czołówki. Frank Arnesen ujawnił, że w związku z kryzysem finansowym Roman Abramowicz postanowił zakręcić kurek dla Chelsea. Co muszą czuć kibice West Hamu (właściciel tego klubu jest Islandczykiem), nie próbuję sobie nawet wyobrażać.

Mecz Manchesteru City z Tottenhamem znużył mnie jak mało który: jeśli spotkanie Arsenal-MU było świetną reklamą Premier League, to ten stanowił antyreklamę, niestety. Emocje skończyły się na dobre jeszcze w pierwszej połowie, po czerwonej kartce dla Fernandesa, a kiedy Tottenham już prowadził, jego jedynym pomysłem na dotrwanie do końca była gra w dziada. Tyle czerwonych kartek na jedno spotkanie to również zdecydowana przesada; wprawdzie wyrzucanie z boiska piłkarzy trenowanych przez Marka Hughesa to żadna nowość, ale tym razem sędzia rzeczywiście mógł wziąć pod uwagę lejący deszcz i nie karać tak ostro za każdy nieudany wślizg. Żal mi Walijczyka, bo porażce MC z trybun przyglądali się wysłannicy właściciela, a sam Hughes wybiera się jutro do Abu Dabi na rozmowy o przyszłości. Ponieważ doktor Al-Fahim domagał się natychmiastowego awansu do Ligi Mistrzów, a ostatnia seria porażek realność takiego celu minimalizuje, w zimowym okienku może kupować nie tylko piłkarzy, ale i trenera… Jakby co, Juande Ramos jest do wzięcia 🙂

13 komentarzy do “A jednak się kręci

  1. ~kurek79

    A jednak się kręci? Oczywiście, że się kręci i to jak! Mecz na Emirates był rzeczywiście kapitalny, chylę głowę przed Arsenalem bo po pierwszych nerwowych chwilach zaczęli grac jak z nut. Na całe szczęście MU podjął rękawicę i zrobiło nam się święto ofensywnej piłki. Mimo całej miłości do MU muszę przyznać że szybkość i precyzja podań były zdecydowanie po stronie Arsenalu (zupełnie nie rozumiem dlaczego Diabły tak często podnosiły piłkę tym samym ją zwalniając zamiast konsekwentnie kulać ją po śliskiej nawierzchni jak robił to Arsenal). Był to jeden z tych meczy, który mimo przegranej United zostanie mi w pamięci jako rzeczywiście piłkarskie święto. Arsenalowi oczywiście gratuluję, a do Fergusona apeluję: CHUCHAĆ I DMUCHAĆ NA RAFAELA DA SILVĘ 🙂

    Odpowiedz
  2. ~http://muragoonner.bloog.pl

    wengerowi zdarza się wygadywać bzdury, ale akurat w przypadku meczu ze stoke zaczął od złożenia gratulacji zwycięzcom. dopiero po stwierdzeniach przeciwników, że arsenalowi brakuje odwagi stwierdził, że odwaga nie polega na kopaniu od tyłu, ale raczej na graniu w piłkę z takimi właśnie kopaczami.

    Odpowiedz
    1. ~Clasher

      Czyli jest usprawiedliwiony? Bo akurat nikt z drużyny Stoke nie zajmował się tym czy zawodnicy Arsenalu mają tyle a tyle odwagi. A jakoś wielki Arsene Wenger konkretnie wskazał (po dwóch dniach od meczu, tak to w nim siedziało!), że rywale w piłkę grać tak naprawdę nie chcieli, po prostu kopać w nogi jego biednych piłkarzy. Tych biednych, z których Van Persie się zachował w sposób chamski.Co do ligi.. Tą kolejkę, można tak ogólnie powiedzieć, sponsorowała typowa, angielska pogoda;) I to również miało swoje odzwierciedlenie na grę, wyniki i dramaturgię spotkań.. i bardzo dobrze!

      Odpowiedz
      1. ~http://muragoonner.bloog.pl

        owszem, według mnie trochę jest. wenger zaczął od stwierdzenia, że porażka była zasłużona, a arsenal nic nie grał. kiedy jednak słyszy później, że jego ekipa nie ma jaj i kręgosłupa – nawet jeśli takie stwierdzenie w dużej mierze odzwierciedla rzeczywistość – to najgłupsze co mógłby zrobić przed nadchodzącymi meczami w lm i z mu, to przytaknąć. jego obowiązkiem jest utwierdzać swoich piłkarzy, że sposób, w jaki grają jest słuszny. przy okazji zdejmuje presję z zawodników i skupia ją na sobie. oczywiście – przyznaję tu rację – przeszarżował nazywając piłkarzy stoke tchórzami i stwierdzając, że umyślnie starali się skrzywdzić jego zawodników. tyle, że bycie zmanierowanym i pretensjonalnym jest częścią natury każdego francuza. taki lajf 🙁

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Moją intencją nie było atakowanie Wengera – podziwiam go za styl, w jakim gra jego drużyna i za to, w jaki podnosi się i odbudowuje ją po kolejnej wyprzedaży. Liga angielska bez jego innowacji (także tych dotyczących diety, odnowy biologicznej, dbania o zdrowie piłkarzy przy pomocy osteopatów czy specjalistów od akupresury) wyglądałaby inaczej. A że nie umie przegrywać? Pamiętam, jak kiedyś mówił wprost, że ktoś, kto potrafi pogodzić się z porażką, potrafi przegrać „pięknie” czy „z klasą”, nie nadaje się do tej pracy. „Przegrasz pięknie czy brzydko – tak czy inaczej przegrasz”, brzmiała mniej więcej jego wypowiedź. Oczywiście lepiej, żeby darował sobie wypowiedź na temat brutalnej gry Stoke, ale i tak przy wczorajszym ataku Joe Kinneara na sędziego Atkinsona (nazwał go „Mickey Mouse ref”) wypadł umiarkowanie; o różnych tyradach Mourinho czy Fergusona wspominał nie będę. To zresztą osobny temat: co presja potrafi zrobić z tymi ludźmi, jakie instynkty z nich wyzwala. Ot, jeden z powodów, dla których czasem bywam tym wszystkim zmęczony…

          Odpowiedz
          1. ~http://muragoonner.bloog.pl/

            nie mam nic przeciwko atakowaniu wengera, nie jest w końcu świętą krową – nawet dla mnie kibica chwały londynu. tyle, że w sezonie zdarzy się jeszcze pięćdziesiąt zdecydowanie bardziej adekwatnych okazji do wytykania mu bufandy.

  3. ~kkogut

    O Tottenhamie: nudny czy nie, mecz wydźwignął Koguty ze strefy spadkowej, a Harry Redknapp ma z tym klubem 3 zwycięstwa i remis (wyjazdowy z Arsenalem) w czterech meczach (Ramos w ośmiu 2 remisy i 6 porażek). Znowu realne są europejskie puchary, strata do 6 miejsca jest naprawdę niewielka. A Bent spłaca tych 16,5 miliona – ma już 11 goli w sezonie, oba wczorajsze pierwsza klasa.Też współczuję Hughesowi, tu nie ma sentymentów, a jego kosztowni Brazylijczycy przegrywają teraz mecz za meczem, to, co robi Richard Dunne w środku obrony daje się porównać tylko z Titusem Bramblem 🙂

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Oj jak mi był potrzebny taki mecz jak ten z City. Nie mozna kazdego meczu grac jak z Arsenalem. Przy okazji meczu ze Stoke pan Michał pytał „czy ta drużyna nie moze po prostu przegrać?”, mecz z City wprowadził troche spokoju i był z serii „po porstu wygrać” choć oczywiście 3 czerwonych kartkek ukryc się nie da. A mecz Arsenal-MU był świetny. Mnie też podobał sie Park, podobnie jak Anderson. Może powinienem zobaczyć spotkanie jeszcze raz, ale inne mam odczucia co do Fabregasa, raczej jest w dołku ostatnio. Ciekawe, że przy tak otwartym meczu najgorzej w obu drużynach zagrali napastnicy.

      Odpowiedz
  4. ~Max

    Moim zdaniem szczególne pochwalenie za ten mecz wyłącznie Fabregasa jest nie do końca sprawiedliwe, bo prawdziwą gwiazdą meczu okazał się Nasri i to wcale nie tylko z powodu dwóch bramek, ale dlatego, że przez cały mecz grał fantastycznie, był niemal wszędzie, przeprowadzał rajdy, wspaniale podawał, a na dodatek wielokrotnie na własnej połowie grał niczym rasowy DM odbierając piłkarzom MU piłkę. Byłem naprawdę zachwycony tym, co pokazał. Pokazuje zresztą od początku sezonu, że jego problemy aklimatyzacyjne nie dotyczą, że nie trzeba będzie do niego cierpliwości jak do Hleba swego czasu. Być może już w tym sezonie to nie RVP, nie Adebayor, nie Cesc, ani nawet nie Theo, lecz właśnie Nasri będzie największą gwiazdą Kanonierów?Mam też takie pytanie do autora bloga jako znawcy ligi angielskiej. Czy zdarzyło się kiedykolwiek w Premiership, by cała formacja obronna albo pomocy składała sie z piłkarzy jednej narodowości, ale nieangielskiej? Bo jak pewnie wiele osób zauważyło (choć nikt tego w mediach pisanych nie podkreślał), w sobotnim meczu Arsenal zagrał czwórką obrońców francuskich. W ogóle bylo Francuzów sześciu, czyli większość całego wyjściowego składu, ale akurat taka sytuacja chyba mogła się już kiedyś zdarzyć (ale też pewny nie jestem).

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      No tak, o Nasrim nie pisałem – w końcu swoje strzelił 🙂 A z braku miejsca nie wspomniałem również o Diabym. Nie byłoby akcji Fabregasa, i w ogóle dominacji Arsenalu na początku drugiej połowy, gdyby nie jego obecność przed czwórką obrońców.Fajna obserwacja z tymi czterema Francuzami. Tak, ja sobie podobnego pozabrytyjskiego przypadku również nie przypominam. Ale czy da się z tego wyprowadzić jakieś uogólnienie, wątpię. Każdy z nich z inną biografią, z innymi korzeniami (Sagna ma je w Senegalu), z inną długością pobytu w Anglii i w Arsenalu, wciąż jeszcze nie tworzą monolitu – co MU pokazał, ale nie potrafił wykorzystać. Minęły zresztą chyba czasy takich żelaznych formacji, jak kiedyś Dixon, Adams, Keown (Bould), Winterburn. Jest Kolo Toure, w ubiegłym roku pewny miejsca w składzie, są Hoyte i Djourou…

      Odpowiedz
  5. ~darek638

    Witam!Zajmowanie się tym co powiedział Wenger jest według mnie niegrzeczne. Genialny, zasłużonydla Premiership trener ma prawo do własnego zdania, dodam że jest znakomitym wychowawcąmłodych ludzi.Ciekawą informacją jest podany przez Pana Michała fakt, że Arsenal jest najbrutalniesządruzyną Ligi i jest to wina trenera(?!). Mecz był zacięty faule Vidica też do miękkich nienależały. Od kilku dni mam ogromny TV i w zwiazku z tym „nieco szersze spojrzenie naligę”. MU w całości prezentował się lepiej, lepsza technika użytkowa, wspaniałe szybkie20,30 metrowe podania po ziemi, ciekawy atak pozycyjny i jedna dziura w składzie GaryNeville. Na nim skoncetrowała się uwaga drużyny Wengera, to właśnie po tej stronie Nasristarał się ogrywać starzejącego się kapitana. Mówiąc otwarcie nie wiem jakim cudem natak wazny mecz sir Alex wypuścił Garego w pierwszym składzie?! Czy W.Brown J.Osheasą kontuzjowani? Poziom ligi moim zdaniem jest zblizony do poprzednich sezonów. Liverpool jest mocniejszy,Arsenal słabszy z tyłu tabeli może troszeczkę lepiej. Tottenham zdobył kolejną trójkę aleto jeszcze za mało dla Pana Michała, bo do radości ze zwycięstwa potrzebny jest Panu styl.Z Ramosem to oczywiście żart, jego przygoda z Premiership skończyła się definitywnie.Zwróciłbym uwagę na kolejne beznadziejne zachowanie Robinsona przy pierwszym golu,taki bramkarz to koszmar, do jego poziomu zbliżają się Green i Carson(choć go nigdy nie dogonią!), biedny Rysio Dunn kolejny kiks, rozkleja się co piszę ze smutkiem Aston Villa.Z pozytywnych wydarzeń wielką radość sprawił mi styl w jakim zdobył gola Arbolea.Swobody i perfekcji mogą mu pozazdrościć najlepsi napastnicy. Prawy obrońca ścina do srodka i nie wali na oślep z prawej jak 99% bocznych obrońców, tylko przerzuca na lewąi plasowanym, podkreconym rogalem pewnie umieszcza piłkę w długim rogu, poezja.K.Richardson kolejny atomowy strzał z ok. 30 metrów ale znowu słupek(?). W tej kolejcemoim zdaniem najlepszą asystą było brazylijskie podanie 8-ki z WHU przy pierwszymgolu. Nie mogę już patrzeć na nieudolne wolne Ch.Ronaldo ile jeszcze mozna? Sir Alexchce mu nieba uchylić żeby tylko do Realu nie odszedł. I tak można o każdym bez końca.Najwspanialsze sportowe widowisko Świata, Premiership! Kto tego nie ogląda, niech żałuje.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      No to jeszcze raz o trenerze Arsenalu: nikt z nas, jak rozumiem, nie kwestionuje jego nadzwyczajnych talentów trenerskich. Po meczu z MU Cesc Fabregas mówił, jak wiele zawdzięczają mu piłkarze, których wyszukał gdzieś w młodzieżówkach i na głębokich zapleczach innych klubów: „poza Silvestrem i Gallasem żaden z nas nie miałby pewnie szansy grać w piłkę na takim poziomie”. Powiedzieć, że Francuz odmienił nie tylko Arsenal, ale całą angielską piłkę, to banał. Po pierwszych sukcesach Wengera w Premiership wszyscy zaczęli kopiować jego metody treningu, wszyscy zmienili sposób żywienia piłkarzy, wszędzie zaczęli się pojawiać specjaliści od masażu, osteopatii, akupresury… „Ludzie widzieli, że w 80. minucie meczu wciąż gramy na pełnych obrotach – wspominał David Seaman – więc na zgrupowaniach reprezentacji pytali, jak my to do cholery robimy”.Natomiast zupełnie inna kwestia to biblijne szukanie źdźbła w oku bliźniego i niedostrzeganie belki w swoim: kiedy Arsene Wenger narzeka na to, jak ostro grają rywale, jest – darujcie mocne słowo – hipokrytą.Trafna uwaga na temat najsłabszego ogniwa MU – polecam w związku z tym wpis Łukasza Anczyka „Czas na zmianę warty” (podpoprzeczke.blox.pl), wychwalającego młodziutkiego Rafaela da Silvę. A Paula Robinsona bronię: szedł w dobrą stronę, tylko rykoszet od obrońcy był ogromny.

      Odpowiedz
    2. ~Max

      „MU w całości prezentował się lepiej, lepsza technika użytkowa, wspaniałe szybkie 20,30 metrowe podania po ziemi, ciekawy atak pozycyjny i jedna dziura w składzie Gary Neville”. Nie bardzo się zgadzam z tą laurką nad wspaniałą grą MU, w której jedyną łyżką dziegciu był Neville. Przede wszystkim chwalenie ataku pozycyjnego Diabłów w tym meczu jest bardzo dziwne. Chciałem zwrócić uwagę na fakt, że w okresie gdy MU posiadał inicjatywę i grał tym swoim atakiem pozycyjnym, czyli od kiedy stracił drugą bramkę (oprócz natychmiastowej superokazji CR) nie stworzył aż do gola Rafaela żadnej rzeczywiście groźnej sytuacji strzeleckiej. Jedynie można by wspomnieć główkę Rooneya w środek bramki po dośrodkowaniu Berbatowa. Atak pozycyjny MU był właśnie przykładem bezradności, impotencji, kompletnego braku koncepcji, co zrobić. Zwykle akcje kończyły się albo strzałem a la rugby z kilkudziesięciu metrów albo podaniem w pole karne do nikogo, gdzie obrońcy Arsenalu z łatwością przejmowali piłkę. W tym czasie większe zagrożenie stwarzali swoimi kontrami Kanonierzy. A MU było znacznie groźniejsze w pierwszej połowie, gdy Arsenal inicjatywy jeszcze nie oddał (z wyjątkiem pierwszych minut, gdzie Diabły lekko na nich siadły). Przeczytałem gdzieś, że SAF stwierdził, iż jego drużyna miała w tym meczu 21 okazji do zdobycia bramki. Przyznam, że dawno się tak nie uśmiałem. Nie wiem, w jaki sposób on to liczył. Każde zbliżenie się pod pole karne Arsenalu? Każda wrzutka do obrońców przeciwnika?

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *