PONIEDZIAŁEK, 22.45
Za mniej więcej 24 godziny poznamy pierwszą odpowiedź, drugą – za mniej więcej 48 godzin (mniej więcej, bo przecież w obu przypadkach może być dogrywka i karne…). Fajnie być Londyńczykiem – to chyba pierwszy przypadek w historii, kiedy w tym samym mieście dzień po dniu odbywają się półfinały Ligi Mistrzów… Piłkarze Manchesteru United są już na miejscu, za kilkanaście godzin przyleci ekipa Barcelony: przed nimi męczące oczekiwanie, przerywane przez ostatnie treningi (także na murawie Stamford Bridge i Emirates), ostatnie narady w sztabach szkoleniowych i ostatnie, podejmowane po konsultacji z lekarzem, decyzje co do obsady poszczególnych miejsc na boisku – bo przecież nie co do taktyki; rozstrzygnięcia w sprawie tej ostatniej zapadły już dawno.
Idąc śladami najlepszych, choć przecież po swojemu, postanowiłem w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin blogować do upadłego – z niewielkimi przerwami na sen, posiłki, kolegium redakcyjne i redagowanie tekstów do kolejnego numeru „Tygodnika Powszechnego”. Obiecuję nasłuch i przegląd prasy oraz porcję spekulacji, komentarzy i prognoz, które tym razem zostaną zweryfikowane w sposób boleśnie szybki. Alex Ferguson mówił dziś na konferencji prasowej, że wie o Arsenalu wszystko, podobnie jak Arsene Wenger wie wszystko o Manchesterze: grają przeciwko sobie od tylu lat, obserwują kolejne mecze, mają tak rozbudowane zaplecze informatyczne, że – inaczej niż w przypadku rywalizacji Chelsea z Barceloną – trudno o jakiekolwiek zaskoczenia. Szkot odkrył już zresztą karty: Manchester ma zagrać z kontrataku, zależy mu na strzeleniu bramki, ale nie zamierza dążyć do jej zdobycia atakując większą liczbą zawodników. Wiadomo, że zagrają Rio Ferdinand i Vidić, do pierwszego składu wrócą także odpoczywający w sobotę van der Sar, Ronaldo czy Carrick. W Arsenalu może wystąpić – choć nie wiadomo, czy od pierwszej minuty – Robin van Persie, składy więc mogą wyglądać np. tak:
Arsenal: Almunia – Sagna, Toure, Silvestre, Gibbs – Walcott, Diaby, Fabregas, Nasri – van Persie, Adebayor.
Manchester United: van der Sar – O’Shea, Ferdinand, Vidić, Evra – Fletcher, Carrick, Anderson – Ronaldo, Tevez, Rooney.
Jak wiadomo takie mecze w ogromnej mierze odbywają się pomiędzy menedżerami, próbującymi trafić do głów piłkarzy, przekonać ich, że niemożliwe jest, owszem, prawdopodobne. Tu pierwszy punkt Arsene Wenger zdobył, deklarując dziś, że zamierza pozostać w Arsenalu („moim klubie, jedynym klubie”) na dobre i złe: że nie czuje się wypalony, ma ogromną ochotę na wygranie Ligi Mistrzów i kolejne sukcesy w lidze. Takie zdania należy wygłaszać przez wielkimi meczami, dając piłkarzom niezbędny spokój i oparcie. W listopadzie na tym stadionie wygrał Arsenal, choć gdyby jutrzejszy mecz zakończył się podobnym wynikiem co tamto spotkanie, do Rzymu pojechałyby Czerwone Diabły.
Wtedy, w listopadzie, stawiałem tezę, że czas Wengera dopiero nadchodzi: Arsenal uporał się z budową stadionu, wpływy z biletów pozwalają stopniowo spłacać długi, kolejni młodziankowie zaczynają spełniać pokładane w nich nadzieje, no i doszedł Arszawin. Problemem pozostaje defensywa: w dniu jutrzejszym, jak przed tygodniem, najsłabsze ogniwo, zwłaszcza jeśli idzie o obsadzenie pozycji drugiego, obok Toure, środkowego obrońcy (do Gibbsa przekonuję się z meczu na mecz, Sagna przekonał mnie już w poprzednim sezonie). Oczywiście za ich plecami stoi „Hiszpan też Anglik”…
Ale uwagi o obronie pozostają niejako na marginesie. Jutro trzeba będzie przede wszystkim strzelać bramki: coś, co w kontekście pojedynku na Old Trafford wydaje się kompletnie nierealne. Wtedy MU zagrał futbol absolutny: widać, że kryzys, jaki przez kilka tygodni trapił mistrzów Anglii, przeszedł do historii w drugiej połowie meczu z Tottenhamem.
Tyle że – darujcie banał – teraz wszystko zaczyna się od nowa. Ci, którzy mówią, że wiedzą o sobie nawzajem wszystko, równie dobrze mogą powiedzieć, że nic nie wiedzą. Ostateczną odpowiedź mamy poznać mniej więcej za 24 godziny, ale kolejne przymiarki do niej: już wkrótce. Blogujemy do upadłego.
PONIEDZIAŁEK, 23.50
Pięć sposobów na zatrzymanie Arsenalu, zdaniem „Timesa” (pod tym linkiem znajdziecie stosowną grafikę):
Wyłączyć z gry Fabregasa, zostawiając w drugiej linii MU trójkę środkowych pomocników – ze statystyk wynika, że na Old Trafford rozgrywający Kanonierów tylko raz miał piłkę w polu karnym gospodarzy (uwaga o tyle do weryfikacji, że tam Fabregas miał grać za plecami Adebayora; tu Adebayora w ataku ma wspierać van Persie, a Fabregas będzie operował w środku pola).
Umożliwić Ronaldo strzały z dystansu (pamiętamy piekielnie groźne próby z meczów z Tottenhamem, Arsenalem i, oczywiście, Porto).
Podwoić krycie Walcotta (świetny manewr z przesunięciem na lewe skrzydło Rooneya, który wsparł Evrę, praktycznie wyłączył młodego Anglika z gry w pierwszym meczu).
Skorzystać z Berbatowa (wbrew stereotypowi „leniucha”, kiedy wszedł za Teveza, biegał równie dużo, a wygrywał więcej pojedynków jeden na jeden).
Nie odpuszczać (statystyki z przegranego w listopadzie meczu na Emirates pokazują, że Manchester miał przewagę zarówno w liczbie strzałów, jak w rzutach rożnych i w posiadaniu piłki).
Jeden ze sposobów na przetrwanie maratonu z Ligą Mistrzów, zdaniem autora bloga: jeść szparagi, póki są (pamiętam, że podczas ubiegłorocznych półfinałów były). Np. skropione oliwą i białym octem winnym, posypane parmezanem i świeżo zmielonym białym pieprzem.
WTOREK, 7.15
Aż sześciu piłkarzy MU wybrano do jedenastki roku, ale wśród tej szóstki zabrakło Wayne’a Rooneya i Michaela Carricka. Zbyteczne dodawać, że w jedenastce roku nie ma ani jednego piłkarza Arsenalu. To jeden z licznych przesłanek tego, że przewaga Czerwonych Diabłów powinna być w tym meczu miażdżąca. A zarazem przestroga, że wszystkie papierowe wyliczenia, statystyki, porównania poszczególnych piłkarzy itd., biorą w końcu w łeb…
Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Chociaż przed takimi meczami dobry sen bywa kluczowy. Nick Littlehales, trener snu, pracował już dla obu drużyn, a Ryanowi Giggsowi kazał zmienić stare, odziedziczone jeszcze po siostrze łóżko. Ciekawe, czy ma dziś poczucie, że tytuł piłkarza roku jest także jego zasługą…
WTOREK, 10.30
Taktyka taktyką, a kibic romantyczny, który przecież siedzi w każdym z nas, swoje wie. Wizja Michała Zachodnego, w której po wyeliminowaniu Barcelony i Arsenalu Chelsea i Manchester powtarzają scenariusz sprzed roku do chwili, gdy John Terry znów wykonuje rzut karny i… trafia, ujęła mnie właśnie romantyzmem. Przypomniałem sobie Stuarta Pearce’a i traumę trwającą w jego przypadku znacznie dłużej – krótki film powie o tym wszystko.
Kibic każdego z półfinalistów pieści w sobie podobną narrację: w Manchesterze Berbatow zmazuje winę z półfinału Pucharu Anglii, w Arsenalu mecz życia rozgrywa Nicklas Bendtner, często wyśmiewany przez kibiców na Wyspach za swoją nieskuteczność albo o wyniku przesądza niechciany w Manchesterze Silvestre. Każdemu wolno marzyć.
WTOREK, 12.15
Jeszcze o taktyce, a właściwie o Carricku. Jeśli United ma kontratakować, jego (jak by powiedział przedstawiciel polskiej myśli szkoleniowej) przegląd sytuacji, umiejętność uruchomienia długim podaniem wychodzącego na pozycję napastnika albo skrzydłowego, będą bezcenne. Czy zagra lepiej niż we środę, kiedy wiele jego wizjonerskich podań nie docierało do celu?
I drugi wątek: czy gwiazdorzy MU są zmęczeni? Rafał Stec podaje, że ludzie Aleksa Fergusona rozegrają dziś 60. oficjalny mecz w sezonie, a jeśli awansują, uzbierają tych meczów 65 – absolutny rekord czołowych lig europejskich („Żaden klub nie przeżył dotąd tak pracochłonnego roku” – pisze autor „A jednak się kręci”). Statystyki pokazują jednak, że w rzeczywistości piłkarze MU rozegrali tych spotkań znacznie mniej: Vidić 47 plus 3 jako rezerwowy, van der Sar 44, Ronaldo 43 plus 5 z ławki, Ferdinand 41, Rooney 35 + 9, Berbatow 34 + 5… Owszem, sir Alex wyjątkowo umiejętnie gospodaruje ich siłami – to jedno, ale teraz, kiedy koniec jest już tak blisko i adrenalina buzuje we wszystkich głowach, o zmęczeniu chyba nie może być mowy – a przynajmniej nie było go widać w ciągu ostatnich trzech spotkań.
WTOREK, 15.20
Im bliżej meczu, tym więcej spekulacji, wypowiedzi i liczb. Cesc Fabregas mówi, że świat futbolu jest w pewnym sensie winien Arsenalowi (a zwłaszcza Arsene’owi Wengerowi) triumf w Champions League. Piękna idea nagrody za całokształt, nie do zrealizowania w tej postaci, ale słowa o Wengerze warte zacytowania: „Wierzy w młodych piłkarzy i widowiskowy futbol – już samo to zasługuje na wdzięczność. Byłoby nie fair, gdyby w historii futbolu zabrakło triumfu Arsenalu w Lidze Mistrzów, zwłaszcza że jesteśmy już tak blisko i zwłaszcza jak się porówna naszą siłę z potęgą MU, Chelsea, Barcelony, Realu, Milanu czy Liverpoolu. Przecież to my zawsze graliśmy otwarty, oparty na technice futbol, i nigdy nie baliśmy się ryzyka”. Przy okazji pada jeszcze jedna informacja o pierwszym meczu: w jego trakcie Fabregas przebiegł 13,5 kilometra. Imponujące, choć przecież niewiele z tego biegania wynikło, bo Hiszpan rzadko kiedy miał piłkę przy nodze.
Przed nami 39. starcie między Fergusonem i Wengerem – do tej pory obaj godni siebie rywale zwyciężali po 15 razy. Sky Sports prezentuje przy okazji antologię cytatów, a jest co prezentować, bo obaj panowie nieraz ostro się ścierali. Czy dziś dojdzie do kolejnego zwarcia? Z jednej strony w kończącym się powoli sezonie obserwujemy uprzejme zawieszenie broni: Ferguson wojuje przede wszystkim z Benitezem, a Arsenalu – przynajmniej w lidze – nie zalicza do najgroźniejszych rywali, więc łatwiej o kurtuazję. Z drugiej strony i Szkot, i Francuz kompletnie nie umieją przegrywać – to Wenger powiedział kiedyś, że ci, którzy potrafią pięknie przegrać, przeważnie tracą pracę: „Show me a good loser and I’ll show you a loser”… A dziś ktoś przegrać przecież musi.
WTOREK, 18.05
I jeszcze o taktyce: ciekawostka z zaprzyjaźnionego Redloga. Zobaczcie, jak wyglądało ustawienie kwartetu ofensywnego Manchesteru United w drugiej połowie meczu z Tottenhamem, kiedy na boisku byli razem Rooney, Ronaldo, Berbatow i Tevez. Na reprodukowanym obrazku widać, jak wyglądała „średnia pozycja” wspomnianej czwórki: Berbatow cofnięty, jako łącznik z drugą linią, Ronaldo najbardziej z przodu, Tevez i Rooney ciężko pracujący na skrzydłach. Tysiąc pierwszy powód, dla którego tak trudno gra się przeciwko tej drużynie: tu każdy zawodnik przednich formacji potrafi grać jako skrzydłowy, ofensywny pomocnik albo snajper, i każdy – tak, tak, z Berbatowem włącznie (patrz wczorajszy wpis z 23.50) potrafi ciężko pracować dla drużyny.
WTOREK, 20.05
W treningu Barcelony na Stamford Bridge bierze udział Thierry Henry. Przyspieszamy blogowanie, zwłaszcza, że mamy już składy z Emirates.
Arsenal: Almunia – Sagna, Toure, Djourou, Gibbs – Nasri, Song, Fabregas, Walcott – Van Persie, Adebayor
Manchester United: Van der Sar – O’Shea, Vidić, Ferdinand, Evra – Anderson, Carrick, Fletcher, Park – Rooney, Ronaldo
Czyli niespodzianki, zwłaszcza w przypadku Manchesteru, gdzie na ławce posadzono Teveza i Berbatowa… Przynajmniej na początku Ferguson stawia na ludzi ciężkiej pracy: do trójki, która tak nadzwyczajnie pracowała w pierwszym półfinale dokłada jeszcze Parka. Zobaczymy za pół godziny, jak to będzie wyglądało, ale wydaje się, że najbardziej wysunięty i najmniej obciążony zadaniem przeszkadzania rywalowi będzie Ronaldo, a Rooney i tym razem może schodzić na boki. Do kamery Szkot mówi, że Ronaldo wykonał świetną robotę w meczu wyjazdowym z Porto i że liczy na powtórkę, a Park ma dodać nieco energii i balansu w drugiej linii. Cokolwiek to znaczy… W Arsenalu zdrowy van Persie, Silvestre tylko na ławce.
W dyskusji poniżej kilka osób zastanawia się, jak to jest z żółtymi i czerwonymi kartkami. Wedle mojej wiedzy druga żółta kartka otrzymana podczas tego spotkania eliminuje z gry w finale. Lista zagrożonych wcale pokaźna: van Persie, Nasri, Song i Diaby z jednej strony, Rooney, Tevez i Evra z drugiej.
WTOREK, 20.48
No to mamy jasność: Ronaldo sam z przodu, Rooney jak ostatnio po lewej, Park z prawej. Przynajmniej na razie.
I Arsenal rusza z kopyta.
WTOREK, 21.25
A jednak, jak mawiał niezapomniany ks. Andrzej Bardecki, którego miałem szczęście spotykać w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, „zawsze jest inaczej”. Arsenal, owszem, zaczął z kopyta, ale skończył po ośmiu minutach: tym razem w roli Carricka, prostopadle podającego do Ronaldo, wystąpił Anderson, potem pomylił się Gibbs, tak udanie prezentujący się w ostatnich meczach Arsenalu (a przy drugim golu nie popisał się Almunia…). Zawsze jest inaczej, bo wszystkie prognozy natychmiast biorą w łeb, tezy o kryzysie czy zmęczeniu Manchesteru trzeba odłożyć do lamusa, podobnie jak zapowiedzi Arsene’a Wengera o „wielkim meczu” jego drużyny. Żal patrzeć na Francuza: realizatorzy transmisji są doprawdy okrutni. Ale o ileż spokojniej ogląda się taki mecz będąc kibicem niezaangażowanym. Wiem, że została jeszcze druga połowa, ale Manchester United nie jest jednak Tottenhamem, nie da sobie wbić czterech goli. Porozmawiamy o Barcelonie i Chelsea?
WTOREK, 23.05
Spróbujmy uporządkować:
Manchester United w świetnej formie, zwłaszcza (mówię to z pełnym przekonaniem chyba pierwszy raz w tym sezonie) Cristiano Ronaldo i (mówię to po raz nie wiadomo który w tym sezonie, z niedowierzaniem, że nie zmieścił się wśród nominowanych do piłkarza roku) Wayne Rooney. Decyzja o wstawieniu do składu Parka uzasadniła się sama.
O formie Arsenalu trudno cokolwiek powiedzieć odpowiedzialnie. Tak, wiem: nie istnieli, ale była to konsekwencja trzech fatalnych minut po siedmiu bardzo dobrych. Wiadomo: piłka nożna jest grą błędów, ale po niektórych błędach nie sposób się już podnieść. Biedny Gibbs…
Zabawne, jak różne i jak podobne okazały się oba półfinały. Różne, bo tam Manchester ciężko się napracował, żeby strzelić zaledwie jedną bramkę, a tu błyskawicznie zdobył dwie i na tym nie poprzestał. Podobne, bo wyższość piłkarzy Fergusona okazała się nie do zakwestionowania.
Dużo mówiło się o żółtych kartkach i groźbie odsunięcia od gry w finale. Przeżyli to swego czasu Roy Keane i Paul Scholes, będzie musiał przeżyć Darren Fletcher – UEFA już powiedziała, że o żadnym odwołaniu i zmianie decyzji sędziego nie może być mowy.
Dużo mówiło się również o grze z kontry Manchesteru i obejrzeliśmy ją w wydaniu zabójczym. Gol numer trzy, po akcji rozpoczętej piętą Ronaldo, stanowił wisienkę na torcie.
Polecam lekturę tekstu Henry’ego Wintera. Jak on to, do cholery, robi? Dziesięć minut po meczu publikuje literacko nienaganne, a zarazem piłkarsko kompetentne sprawozdanie.
O tym, czy Thierry Henry wystąpi w meczu z Chelsea, decyzja zapadnie jutro rano. A my blogujemy dalej.
ŚRODA, 00.40
Powiada Bartek S.: „Szanuję bardziej umiejętne murowanie Chelsea niż naiwne ataki kończone szybkimi kontrami przeciwnika. To, co dziś pokazał Manchester, jest niemal ideałem – spokojnie poczekali, aż się dzieciaki wyszumią i zrobili swoje. I chyba o to w piłce chodzi”. Czyli mamy wielki, niekończący się temat mankamentów koncepcji Wengera, przedstawionej we wpisie z 15.20 przez Fabregasa. Ale co by było, gdyby mógł wystąpić Arszawin i gdyby na obronie zagrali Clichy i Gallas? Co będzie w przyszłym sezonie, kiedy rozwiną się Vela i Ramsey, tak jak w sezonie minionym dojrzeli Walcott i Denilson, a w poprzednim Fabregas? Czytam, co piszą inni, ale mimo wszystko wierzę, że projekt Wengera ma szanse realizacji i nie sądzę, żeby jego nowi chłopcy byli gorsi od poprzednich. W ćwierćfinale z Romą nie można im było odmówić charakteru i dojrzałości. Problem w tym, że tym razem wpadli na Manchester United…
Manchester United, który teraz przez kilkanaście dni może skoncentrować się na lidze i który w kolejnym meczu znów przebuduje gruntownie skład, zostawiając pewnie ze trzech obrońców, dwóch pomocników i napastnika, pozostałym zaś dając odpocząć. Koniec końców – wracam do swojej ulubionej tezy – to szerokość kadry MU i uniwersalność tworzących ją piłkarzy powoduje, że dotarli oni tu, gdzie dotarli. Dziś komplementujemy Rooneya czy Ronaldo, ale zwycięstwo Czerwonych Diabłów, podobnie jak w pierwszym półfinale, oparte jest na bardzo solidnym kręgosłupie, tworzonym przez piłkarzy mniejszego formatu (marketingowego przynajmniej). Fletcher, Park, O’Shea, Anderson wchodzą do pierwszej jedenastki na mecz-dwa, potem z niej wypadają. Nie pisze się o nich wielkich tekstów, nie drukuje ich podobizn w kolorowych gazetach, nie proponuje występów w reklamach, nie spekuluje na temat zainteresowania Milanu czy Realu. W pierwszej jedenastce Arsenalu z pewnością by się nie zmieścili. Może szkoda.