Gareth Barry do Manchesteru City, na otarcie łez wylanych za Kaką, który wybrał Real Madryt: sezon 2009/10 coraz wyraźniej przed nami, więc pora ostatni raz spojrzeć wstecz i wybrać najlepszą jedenastkę angielskiej ekstraklasy 2008/09. W porównaniu z ubiegłym rokiem zmodyfikujemy nieco ustawienie i zamiast 4-4-2 postawimy na 4-3-3, albo jak kto woli 4-2-3-1 (wiem, że to niedokładnie to samo, ale zaproponuję piłkarzy, którzy odnajdą się w obu formacjach).
W bramce zabraknie tym razem van der Sara, choć pamiętam o jego tegorocznym rekordzie minut bez straty gola, nie zdecyduję się również na mojego ulubionego Shaya Givena – wieloletniej podpory Newcastle, a ostatnio Manchesteru City. Będę zwierzęco obiektywny i zaproponuję Marka Schwarzera z Fulham: po części dlatego, że piłkarzom tej drużyny należą się jakieś indywidualne wyróżnienia, po części dlatego, że przeszedł kolosalną przemianę, jeśli pamięta się jego nierówne występy w Middlesbrough, przede wszystkim jednak dlatego, że… był najlepszy właśnie. Fulham to dobre miejsce dla bramkarzy – van der Sar powinien to wiedzieć.
Prawa obrona: Glen Johnson z Portsmouth, który wreszcie przestał się dobrze zapowiadać i jest piłkarzem pełną gębą, co docenił także Fabio Capello – pięć ostatnich meczów reprezentacji Johnson rozpoczynał w pierwszym składzie, dziś pewnie zacznie szósty. Na tej pozycji, poza może Jose Bosingwą z Chelsea, jakoś nie było konkurencji: Sagna spuścił z tonu, w MU dzielny O’Shea łatał dziurę po wiecznie kontuzjowanym i starzejącym się Neville’u, w Liverpoolu od czasów Finnana nie ma piłkarza przekonującego, w Evertonie Hibbert przegrywał pojedynki z każdym co błyskotliwszym skrzydłowym…
Środkowi obrońcy to kłopot, bo w zasadzie powinno się postawić na zawodników z tego samego klubu. I w zasadzie z pełną odpowiedzialnością można by to zrobić: powiedzieć Vidić-Ferdinand i nawet niespecjalnie uzasadniać, dlaczego (choć także para King-Woodgate miałaby niemało zwolenników). Cóż jednak począć, kiedy przynajmniej dwóch piłkarzy wybijało się zdecydowanie ponad ligowy horyzont w drużynach o mniejszej niż Wielka Czwórka marce? Pierwszy to niewątpliwe odkrycie roku: Brade Hangeland, urodzony w USA Norweg, silny jak Lundgren, ale nienaganny technicznie jak Clooney – obok Schwarzera bodaj najważniejszy powód, dla którego tak trudno grało się przeciwko Fulham. Drugi to Phil Jagielka z Evertonu – kiedy przechodził do tej drużyny z Sheffield United, wielu kręciło nosem na jego cenę i mówiło, że w ekstraklasie z pewnością sobie nie poradzi. David Moyes nie pomylił się i tym razem: również Jagielka przebił się do reprezentacji, wybierano go piłkarzem miesiąca, strzelił karnego decydującego o awansie do finału Pucharu Anglii (kosztem Manchesteru United), z meczu na mecz i z tygodnia na tydzień nie zawodził. Przyznajcie zresztą sami: z Fulham i Evertonem męczyli się wszyscy. A skoro tak, to rozbijam mistrzowską parę, i do jedenastki roku wybieram – mimo zawalonego meczu z Liverpoolem – Nemanję Vidicia, dodając mu Hangelanda.
A skoro już tak wychwalam Everton, to nominacje na lewą obronę mam od razu dwie: Leightona Bainesa i grywającego również na tej pozycji Joleona Lescotta (kolejni kadrowicze Capello…). Warto wspomnieć też o Ashleyu Cole’u z Chelsea, który ma chyba za sobą wszystkie osobiste problemy i wreszcie dobrze gra w piłkę. Wygrywa jednak Patrice Evra z MU. Może z przyzwyczajenia, a może w przekonaniu, że lepszych nie ma – wybieram bocznego obrońcę mistrzów Anglii.
Prawdziwe kontrowersje zaczną się w drugiej linii, powiem więc najpierw, kto pierwszy przyszedł mi do głowy i z kogo pierwszego zrezygnowałem: Michaela Essiena wychwalałem wiele razy od czasu jego powrotu do zdrowia, no ale właśnie: na postawie kilku miesięcy nie sposób wybierać do jedenastki sezonu. Skreśliłem także Wilsona Palaciosa, świetnego, choć momentami zbyt ostro grającego pomocnika Wigan i Tottenhamu (czy to przypadek, że po jego przejściu na White Hart Lane Londyńczycy zaczęli piąć się w górę tabeli?), z ogromnym wahaniem zrezygnowałem ze Stephena Irelanda – najjaśniejszej postaci Manchesteru City – i z Xabiego Alonso, który po początkowym okresie niełaski stał się dla Rafy Beniteza piłkarzem kluczowym. Chciałem mieć jednego defensywnego pomocnika i znalazłem go w postaci Javiera Mascherano. Zdyscyplinowany taktycznie, świetnie czytający grę, asekurujący bocznych obrońców, umiejący zarówno przerwać akcję rywala, jak rozpocząć akcję własnego zespołu; im częściej w tym sezonie krytykowałem Beniteza, tym częściej podziwiałem jego piłkarzy – a wśród nich właśnie Argentyńczyka. Podobno interesuje się nim Barcelona: ten Guardiola ma jednak głowę na karku…
Wraz z Mascherano ustawiam Ryana Giggsa. Gdzieś ustawić go przecież muszę, po tym jak został piłkarzem roku, i gdzieś ustawić go chcę. Grał mniej niż w poprzednich latach, ale kiedy już grał, jego doświadczenie, umiejętność ustawienia się, zdobywane w decydujących chwilach gole – bywały bezcenne. A że czasy, w których szalał na skrzydle są już przeszłością, wybór jest prosty: środek pomocy.
Trzecim środkowym pomocnikiem (albo zawodnikiem grającym tuż za wysuniętym napastnikiem) będzie Steven Gerrard. Mam uzasadniać czy szkoda czasu? Po jego lewej stronie ustawię Wayne’a Rooneya, co okazało się najtrudniejszą decyzją, bo oznacza brak miejsca dla znakomitego Ashleya Younga – Rooneya jednak, z jego pracowitością, poświęcaniem się dla drużyny, bieganiem od pola karnego do pola karnego, zabraknąć nie mogło. Po prawej pojawia się Cristiano Ronaldo – tu również szkoda czasu na uzasadnienia.
Jedenastkę dopełnia wysunięty napastnik – a na tej pozycji, tak jak w swoim klubie, drugi rok z rzędu występuje Fernando Torres. Wiem, że król strzelców był inny (Anelka) i że Hiszpana również nie omijały kontuzje, ale kiedy już grał, mój Boże…
Zdaję sobie sprawę, że na temat tego wyboru można dyskutować i ciekaw byłbym Waszych propozycji. Czy dałoby się tu zmieścić Lamparda, Lennona, Arszawina, Robinho, Kuyta?