Zastanawiałem się przed finałem Ligi Mistrzów, jak będą motywować swoich piłkarzy Ferguson i Guardiola. Dziś już wiem, co zrobił ten drugi: dwadzieścia kilka minut przed rozpoczęciem meczu zdecydował o zakończeniu rozgrzewki. Wezwał piłkarzy do szatni. Zamknął drzwi. Zgasił światło.
Chwilę później rozpoczął się pokaz siedmiominutowego filmu – kompilacji najlepszych momentów kończącego się sezonu z fragmentami „Gladiatora”, podlanej muzyką Pucciniego („Nessun dorma”, a jakże…). Zobaczcie sami ten obraz pasji i kunsztu, mobilizacji i wysiłku, radości i wyciszenia, a nade wszystko jedności grupy ludzi, która za chwilę miała grać najważniejszy mecz w sezonie; zwróćcie uwagę na te dłonie na herbie, Puyola całującego kapitańską opaskę i Russela Crowe idącego wśród zbóż, a w końcu na gladiatorów i piłkarzy stojących jeszcze w tunelu przed wyjściem na arenę; posłuchajcie brzęku mieczy i tenora śpiewającego „Vincerò! Vincerò!” (zwyciężę!).
Że kicz? Że nieznośny patos? Że Jerzy Engel też puszczał swoim piłkarzom filmy i nie podziałało? Na piłkarzy Barcelony podziałało. Co istotne, każdy z nich zobaczył na filmie swoją twarz, nawet niegrający od roku z powodu ciężkiej kontuzji Milito (podobno zresztą Argentyńczyk rozpłakał się, podobno nie on jeden, choć część piłkarzy krzyczała w uniesieniu). W istocie: bycie menedżerem wymaga czegoś więcej niż tylko wiedzy taktycznej. Czasem trzeba zabawić się w montażystę.
Nie ma nigdzie Pepa, jego osobę symbolizuje zapewne Russel Crowe. Ukazani zostali chyba wszyscy zawodnicy i to nawet ci drugoplanowi dokonujący rzeczy, których raczej się po nich nie spodziewamy (Hleb wspaniale dryblujący, wręcz ośmieszający rywali, Pinto broniący rzut karny, Yaya Toure strzelający bramkę po cudownym dryblingu itd). Rozbawiła mnie paralele z Gran Derbi: Cesarz Komodus/Real Madryt vs. Maximus/F.C. Barcelona. Że trochę w tym kiczu, że trochę patosu na amerykańską modłę? Zadziałało, ukłony dla Pepa Guardioli, który nie pojawił się na żadnym z ujęć z filmiku. Szkoleniowiec Barcelony bardzo mi imponuje swoją skromnością i umiarem.
Ma chłop charyzmę. Choć to dopiero początek, to nie wykluczone iż był to najważniejszy mecz jego trenerskiej kariery. Wydaje mi się, że jego charakter, miłość do klubu i status legendy wśród kibiców(co jest olbrzymim plusem biorąc pod uwagę ile do powiedzenia mają oni w Barcelonie) może pozostać tam na wiele lat. Ryzyko dostrzegam jedno, które dotyczy chyba absolutnie każdego trenera na świecie-czy, kiedy przyjdzie pora, będzie potrafił regularnie sadzać na ławie Puyola czy Xaviego.
Bardzo mnie ciekawi, czy takie filmy motywacyjne są normą w tym świecie, czy regułą. Ile się ich pokazuje, gdyby dużo to by pewnie nie działały, ale skoro Engel pokazywał? Chyba że to polska myśl szkoleniowa przoduje jak zwykle… Ktoś coś wie?
Z moich fiszek wynika, że przynajmniej menedżerowie na Wyspach korzystają z tej metody stale – sądzę więc, że nie są wyjątkiem. Harry Redknapp puszczał film motywacyjny piłkarzom Tottenhamu przed finałem Pucharu Ligi z MU, Ricky Sbragia piłkarzom Sunderlandu przed kończącym ten sezon meczem z Chelsea (a mówił, że nauczył się tego w Boltonie u Sama Allardyce’a, gdzie takie filmy były na porządku dziennym). Przed rokiem broniącemu się przed spadkiem Reading taki film nakręcił sam Vinny Jones. Pięć lat temu kaseta wideo pomogła wygrać pierwszy mecz w sezonie Norwich, słyszałem o podobnym przypadku w Southampton – tyle wyciekło do prasy, pewnie jest tego dużo więcej.A tu znajdziecie materiały do motywującego przemówienia Arsene’a Wengera z września 2008:http://www.guardian.co.uk/football/2008/sep/23/arsenal.premierleague3
Straszny kicz! No, ale piłkarze to w sumie proste chłopaki, a stadion to nie biblioteka. Zresztą gdy się weźmie hymny klubowe na tapetę, to żeby pieśń miała jakąś wartość wręcz musi być kiczowata. Hymn Barcy, You`ll never walk alone, Jak długo na Wawelu, to mistrzostwo wiejskiej przyspiewki. Widać piłka trochę takiego wiejskiego patosu potrzebuje. Ja np. lubię hymn Cracovii (choć wcale kibicem Craxy nie jestem), gdyby nie jedna fraza byłby wręcz idealny.
Panie Michale, w Kalwarii turniej kibiców drużyn zagranicznych, Tottenham również, a gdzie Pan był :)?
Przeczytałem relację na Spursmanii dopiero po fakcie. Szkoda. Może mógłbym być rezerwowym bramkarzem?
A bramkarza mieliśmy…naszym skromnym zdaniem najlepszego na turnieju, choć nagrodę indywidualną zgarnął golkiper Arsenalu.
15 czerwca w Szwecji rozpoczną się ME U-21 (finał 29 czerwca) zagra 8 reprezentacji które przeszły niełatwe eliminacje( 51 wystąpiło w nich): Anglia,Hiszpania,Włochy,Niemcy,Szwecja,Serbia,Finlandia,Białoruś(transmisje w Eurosporcie)-myślę ze warto w tym „ogórkowym” czasie przyjrzeć się nieco młodszym reprezentantom poszczególnych narodów i napisać co nieco na blogu o takim wydarzeniu-taka prośba do Michała 😉 ktory potrafi pisać(a to sztuka)
Futbol to trochę takie przekuwanie mieczy na piłkarskie korki, lemiesze orzące murawę. Przenoszenie patriotyzmów narodowych i plemiennych na inny grunt. Z całym kiczem patriotycznej propagandy (ha, Barca naprawdę nie oddała MU nawet golika) czy intratnym (i jak należy amoralnym) przemysłem zbrojeniowym (np. przewidywane krocie za czołg typu Kaka z laserowym celownikiem w wieżyczce, ale też porażka myśliwca Szewczenko na zbyt pochmurnym niebie Anglii). Wielu zawdzięcza tak wiele tak nielicznym (nawet biorąc pod uwagę cień plemiennego kibolstwa i „wojen futbolowych” w rozmaitej skali), że gdyby istniał jakiś Psychoterapeuta Ludzkości to całkiem możliwe, że w ramach terapii po ciągnących się stuleciami traumach zaleciłby Ligę Mistrzów. Historia zatacza koło i daje się zauważyć renesans starożytnych państw-miast: drużyny z Londynu, Manchesteru, Barcelony czy Mediolanu pokonałyby w otwartej bitwie większość narodowych reprezentacji. Eposy odnotowują lotniczą piętę Achillesa-Bergkampa, który nie mógł brać udziału w desantach na kolejne Troje, niedawna porażka londyńskiego Hektora-Hiddinka wstrzasnęłaby Homerem, a Guardiola przy Aleksandrze Macedońskim to jest nobliwy starszy pan. Przed oczyma duszy mojej widzę, jak w przypływie futbolowej pasji Szymborska tuninguje swój stary wiersz: „Ledwie ruszysz nogą, zaraz jak spod ziemi Tottenhamowie, Arseniuszu Wengeriuszu. W sam środek Evertonów już ci grzęźnie pięta. W Hullów, Wiganów wpadasz po kolana. Już po pas, po szyję, już po dziurki w nosie Barcelonów masz i Liverpoolów, Guusie Hiddinkiuszu. (…) Na to ja, Josepiusz Pepiusz Guardiolusz, Alexusie Fergusoniuszu, powiadam tobie: Naprzód. Gdzieś wreszcie jest koniec świata.”
w sumie racja, ale Szymborska, odkąd Szombierki Bytom spadły z ligi piłka się nie zajmuje 🙂
Jak to? Przecież „GW” opublikowała po finale LM wiersz Noblistki dedykowany Fergusonowi. „Nic dwa razy się nie zdarza, sir Alexie. Z tej przyczyny fajnie widzieć na murawach bramki dwie i dwie drużyny.” 😀
Wątpię. Weźmy inny tekst:Nie być piłkarzem, być poetą, mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy, z braku muskulatury demonstrować światu przyszłą lekturę szkolną – w najszczęśliwszym razie
Z ostatniej chwili – W.Sz. dla „TP”:Alex, nie być poetą to jest nie być wcale.Skupionej publiczności poskąpiłaś nam.Ze sto tysięcy jest na Old Traffordgdy się potykasz z Benitezem Rafą.Połowa o Keatsie nie pogada,reszta Chaucera nie zna. Alex.Kobiety chętne w ten wiosenny ranekzrobią to tylko, gdy błyśniesz Lacanem.Gdy w sokratejski wpadniesz stan, nie w dryblowanie. Nie być poetą, być piłkarzem,mieć wyrok skazujący na ciężkie rooneyei z braku intelektu demonstrować światuto co złapią ripleje – spalone i kiksy -o Alex. O marne sixtythousand pounds per week.Na trybunach petardy, dzikie śpiewy, krzyk,tak Europę niesie podniecony byk,któremu plastikowe sieje się murawy.Na plecach mam nazwisko i ten numer, którynie zastąpi literatury. Alex.