Licz się ze słowami II

Piszę o tym z dużym poczuciem daremności, ale zarazem z przekonaniem, że nie pisać nie mogę. Poczucie daremności bierze się z faktu, że nikogo nie przekonam: ci, którym nie przeszkadza to, że Grzegorz Lato deklaruje chęć kulturalnego rozstania z Leo Beenhakkerem słowami „Podamy sobie ręce jak biali ludzie”, wzruszą przecież ramionami albo będą się nabijać. Przekonanie, że nie pisać nie mogę, bierze się ze świadomości, że oto człowiek piastujący wysoką funkcję i będący w przeszłości znakomitym sportowcem, najwyraźniej nosi w sobie pokłady rasistowskich uprzedzeń. I może też z zażenowania, bo półtora roku temu krytykowałem materiał Mihira Bose o rasizmie w polskiej piłce. Trudno wyobrazić sobie lepszy argument dla dziennikarza BBC (albo dla obrońców Moniki Olejnik, która nazwała działaczy PZPN tak jak nazwała), trudno też nie zauważyć, że w świecie europejskiej piłki podobne zdania robią fatalne wrażenie.

Wiem, że gdyby zapytać go wprost, Grzegorz Lato z oburzeniem odżegnałby się od rasizmu. Ale wiem również, że z jego wypowiedzi można wyciągnąć wniosek, że np. Chińczykom się ręki nie podaje albo że mieszkańcy Indii notorycznie nie dotrzymują słowa. Pamiętam, co spotkało Glenna Hoddle’a za wypowiedź o ludziach niepełnosprawnych, i jak zareagowała brytyjska telewizja na komentarz Alana Pardew, który można było odczytać jako aprobatę przemocy seksualnej (ten ostatni temat dyskutowaliśmy zresztą na tym blogu). Przede wszystkim jednak zastanawiam się, jak odbierają takie słowa reprezentanci Polski, Emmanuel Olisadebe i Roger Guereiro – czyli ludzie, którzy dla kierowanego przez Latę związku zrobili naprawdę wiele.

Może zresztą Lato rzeczywiście nie jest rasistą. Może to wina potocznego języka, który siedzi w nas tak głęboko, że nieraz zapominamy, co znaczą wypowiadane przez nas słowa. Zakończę więc jeszcze raz zaklęciem z tekstu o Alanie Pardew: „Myślę, że nie muszę otwierać wielkiej debaty na temat politycznej poprawności, żeby sobie powiedzieć, że powinienem bardziej uważać na to, co piszę i mówię”.

PS Zadebiutowałem na twitterze i ten wpis zawdzięczam właśnie twitterowi: depeszę Wirtualnej Polski o wypowiedzi Grzegorza Laty jako pierwszy zauważył Michał Pol.

16 komentarzy do “Licz się ze słowami II

  1. ~zliv

    Czy nie mówi wszystkiego fakt, że Lato nie był nigdy zapraszany do telewizji, zanim zaczął piastować funkcję, w celu „ekspertowania”. Wiele o nim można powiedzieć, ale nie to, że jest elokwentny. Niestety ma w sobie niewiele z człowieka z klasą. Rzuca tekstami na prawo i lewo. Ma zbyt gorącą głowę, żeby zatrzymać coś dla siebie. Toczy medialne wojny, zamiast zostawić sprawy swoim prawnikom. Niestety jest go w mediach o wiele więcej (i za dużo), niż Listkiewicza. Sytuacja ta przypomina mi tę z naszej sceny politycznej, kiedy to wcale nie krystalicznego Kwaśniewskiego zastąpił Kaczyński. Jako polski kibic czuję się często zażenowany wystąpieniami prezesa Laty, tak, jak jako Polak czuję się często zażenowany wystąpieniami prezydenta Kaczyńskiego.

    Odpowiedz
  2. ~polskaGOL

    Gorszy pieniądz wypiera lepszy. Lato w regularnie się ośmiesza. Na jego miejscu powinien być ktoś kompetenty a nie celebryta o którym ma być tylko głośno. No ale w naszym kraju nie o to chodzi przecież…

    Odpowiedz
  3. ~taxi_rock

    Wydaje mi się, że Lato nie miał złych intencji, po prostu nie „dodało mu się”, że takie słowa mogą zostać źle zrozumiane. Nie posłuchał rady Bońka, który po wyborze Laty na prezesa powiedział, żeby uważał co mówi, bo od teraz jego słowa będą cytowane wszędzie, nie tylko w Polsce. Jeśli Lato pozwie Monikę Olejnik, to ona ma znakomity argument na swoją obronę, w postaci właśnie tego zdania …. Listkiewicz jaki był, taki był, ale przynajmniej swoje wypowiedzi miał przemyślane ..

    Odpowiedz
    1. ~number 9

      Intencji złych nie miał, ale słowa nie są niewinne na takim stanowisku. Hoddle się o tym przekonał dobitnie, mimo iż z kadrą szło mu dobrze i grał świetny mundial został zwolniony. Standardy nieosiągalne u nas.

      Odpowiedz
  4. ~nth

    Niestety mam wrażenie, że takimi wpisami Michał Okoński grzęźnie. Jest to wrażenie przykre. Absurdalna poprawność w imię właściwie czego? Szkoda tylko talentu Michała Okońskiego na tak niskie przedsięwzięcia. Sam zaś w zaproponowanej powyższą notką konwencji próbuję sobie przypomnieć jak to parę lat temu sam żegnałem się z pewnym Japończykiem, z którym przyszło mi przez jakiś czas pracować. Wtedy nie ukłoniliśmy się sobie głęboko jak ludzie żółci, zamieszkujący wiadome wyspy na zachodnim Pacyfiku, lecz podaliśmy sobie ręce jak ludzie biali. Rzecz działa się w Polsce. Mój pracowity Japończyk, choć dumny do bólu i całą swoją postawą dający wyraźne sygnały, iż uważa się za człowieka lepszego od nas Europejczyków, jednak zniżył się do naszego poziomu i pożegnał jak biali ludzie. Ja zaś, człowiek przeciętnie niekulturalny, nie zrobiłem wtedy z mojej strony żadnego wysiłku, aby w odpowiedzi na jego biały gest, samemu się pokolorować choć trochę na żółto i pięknie ukłonić, lecz jedynie z trudem wymamrotałem jakieś japońskie, ledwie tylko zapamiętane, słowo na do widzenia. Tak wiec ostatecznie pożegnaliśmy się nie inaczej właśnie, jak tylko biali ludzie.A Lato? A o Lacie nic. Przecież w gruncie rzeczy nawet Michał Okoński o nim nie pisze. Michał Okoński pisze o czymś zupełnie innym.

    Odpowiedz
    1. ~booch

      A ja chciałbym jeszcze wrócić do dodawania czasu dla MU. Tu już nie chodzi o ostatni mecz ale natknąłem się na taki news”Po niedzielnych derbach Manchesteru pojawia się coraz więcej głosów sugerujących pewne przywileje, jakie posiadają mistrzowie Anglii. Chodzi oczywiście o kontrowersyjne przedłużanie przez arbitrów doliczonego czasu gry w spotkaniach rozgrywanych na Old Trafford. Dziennik „The Guardian” wraz z firmą „Opta”, zajmującą się prowadzeniem sportowych statystyk, przyjrzeli się wszystkim ligowym spotkaniom Manchesteru United rozgrywanym na Old Trafford od początku sezonu 2006/2007. Wyniki okazały się dość zaskakujące – sędziowie prowadzący wspomniane mecze wydłużali doliczony czas o dodatkową minutę w przypadku, gdy „Czerwone Diabły” nie były na prowadzeniu. W 48 spotkaniach, w których podopieczni sir Alexa Fergusona prowadzili, średnia długość doliczonego czasu wynosiła 191,35 sekund. W 12 pojedynkach, w których wynik nie był korzystny dla gospodarzy, średni doliczony czas wynosił już 257,17 sekund. Co ciekawe, średni doliczony czas w zadanym okresie jest i tak krótszy niż ten, jaki sędziowie dodawali na stadionach Liverpoolu, Arsenalu i Chelsea. Gdy Michael Owen zdobywał bramkę na 4:3 z Manchesterem City, zegar pokazywał piątą minutę i 26. sekundę doliczonego czasu. W sumie Martin Atkinson, arbiter niedzielnego meczu, pozwolił na grę przez siedem minut, mimo że sędzia techniczny wskazał na tablicy jedynie cztery dodatkowe minuty. Dla przykładu, w sezonie 2006/2007 Manchester United prowadził w 15 meczach, gdy wybijała 90. minuta gry, a sędziowie w sumie doliczali średnio 194,53 sekundy. W czterech pozostałych spotkaniach tamtych rozgrywek, „Czerwone Diabły” nie były na prowadzeniu, gdy regulaminowy czas dobiegał końca. W tych pojedynkach arbitrzy doliczali średnio 217,25 sekundy. W następnym sezonie różnice były jeszcze większe.Statystyki „Opta” pokazują, że doliczano średnio 178,29 sekundy, gdy Manchester prowadził, a w przeciwnym wypadku aż 254,50 sekundy. Z kolei w sezonie 2008/2009 statystyki wynoszą odpowiednio: 187,71 sekundy i 258,6 sekundy. Trend ten obowiązuje także w obecnych rozgrywkach. W dwóch spotkaniach sezonu 2009/2010, gdy Manchester United prowadził, doliczono średnio 304 sekundy dodatkowego czasu. W niedzielę arbiter wydłużył mecz aż o 415 sekund. „A jednak MU ma pewne przywileje w EPL…

      Odpowiedz
      1. ~Golden_Guy

        … jak każdy klub wielkiej czwórki, co było wspomniane w powyższym tekście.Co do wpisu, na pewno coś jest na rzeczy, bo Lato swoją postawą bardzo utrudnia mi, człowiekowi młodszemu o dwa pokolenia, wyobrażenie sobie jego jako piłkarza. Czy również w szatni i na boisku był w podobny sposób „mało przystępny”, czy też stał się taki dopiero po tym jak rozsiadł się wygodnie w chorym układzie i na własne życzenie zaszczuły go media. Zaczęło mnie to nurtować; niedawno Rafał przypomniał nam Castellaniego z jego lat zawodniczych i, jak się okazuje, do reprezentacji siatkarzy wniósł spokój i opanowanie, którymi wyróżniał się na parkiecie. Podobnie (a nawet odwrotnie) Alex Ferguson, który od zawsze uparcie tkwił przy swoim i nie przejmował się opinią innych, a przy tym nie przebierał w słowach.Jeszcze ciekawiej się robi jeśli przewinąć stronę do wpisu z wtorku i spojrzeć na tytuł. Krewki Szkot (myśląc o SAFie te dwa słowa zlewają się w nierozłączny epitet) od lat raczy dziennikarzy anegdotami, dzieli się z nimi uwagami płynącymi z doświadczenia. Na Wyspach cieszy się respektem bodaj wszystkich ekspertów, nawet jeśli nie raz i nie dwa zdarzy mu się rzucić 'bollocks’ czy 'stupid question’.Takiego szacunku nikt nie okazuje w stosunku do Laty, bo też trudno go zbudować w oparciu o takie lapsusy czy zwyczajne chamskie wypowiedzi. „Mądrość starych ludzi” nie ma zastosowania w przypadku pana prezesa, bo w żaden sposób nie odcina się on od zgniłego, skostniałego środowiska, więc coraz częściej traktuje się go tak jak i całą znienawidzoną instytucję. I w drugą stronę: gdy redaktor Olejnik nazwie działaczy prostakami, osobiście dotknięty tym faktem będzie Grzegorz Lato. Nie człowiek z krwi i kości, który lubi wypić lampkę wina z kolegami po fachu, nie legenda polskiej piłki i król strzelców MŚ’74 ale „koleś”. Smutne jak i polska piłka.

        Odpowiedz
      2. ~alasz

        Jesli juz cytujesz tekst, podawaj całos artykułu. Zbadano tez pozostałe kluby wielkie czwórki, zarówno liverpool jak i chelsea jak i arsenal miały wyniki jeszcze bardziej rozbiezne niz te MU. Ktos powie wielka czwórka ma „fory”, a ja powiem co za idiotyczne wyliczenia, drodzy panstwo, jesli ktos remisuje, a jak wygrywa to juz wogóle, czy to na anfireld czy emirates stanford bridge czy Old Trafford to GRA NA CZAS. Zawsze. Przedłuzaja, wykopuja piłke 30 sekund, robia co tylko moga, stad tez da dysproporcja, Ponadto idiotyzm danych zwieksza srednia, dla przykładu w zesżłym sezonie MU na OT odniosło 17 zwyciestw 1 remis 1 porazke. Wynik był satysfakcjonujacy powiedzmy w 16 spotkaniach a gonili w 3. Ktos wyciaga srednia…troche powagi.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Moim zdaniem alasz wyjaśnił to najprościej jak można. Na Anfield, Old Trafford, Emirates itd przede wszystkim się bronisz. To robi i wyjaśnia różnicę.

          Odpowiedz
          1. ~darek638

            Wyjaśnił pokrętnie. Czy Wielka Czwórka gra tylko u siebie? Myślę, że równie częstogra na wyjeździe?! A na wyjazdach np. jedna z dwóch zwycięskich bramek Machedy,(bramek decydujących o tytule!) nie została czasem strzelona w solidnym „po czasie”?I od kiedy to, bo niektórzy próbują to tak tłumaczyć, zmiana w doliczonym czasiezresztą błyskawiczna powoduje, dodatkowe doliczenie i dlaczego, na ogół meczekończą się o czasie? Czyli 90+3, 90+4 a nie 90+4+3 itp. Dla mnie kibica, przejrzystośćsędziowania ma nadzwyczajne znaczenie i deklaracja sędziego ile minut dolicza jestaksjomatem i tylko nadzwyczajne okoliczności groźna kontuzja, lub niesportowa grana czas może przedłużyć mecz. Dla jasności wolę dużo bardziej MU niż MC.PS. MU u siebie w sezonie 2008/09 miał 16 zw.,2 rem. i 1 poraż.

          2. ~alasz

            Artykuł dotyczył tylko i wyłacznie meczów domowych. Macheda z sunderlandem strzelił w 77 minucie. Jako kibic MU wychowałem sie na bramkach w ostatnich sekundach, gdy strzelaja rywale nie wyzywam od farciarzy, ale podziwiam te umiejetnosc, walka i ambicja do ostatnich chwila,. Dzis, wprawdzie chelsea przegrała z wigan, ale równiez nie odpuscili do konca, strzał terrego w 94 minucie. Niejednokrotnie sie denerwowałem, ze sedzia dolicza minuty gdy mój rywal goni, bo nie chciałem zeby wyrównał, czy strrzelił zwycieska, poniekad jednak oddaje to jakim szacunkiem ich daze, nigdy nie skreslajac. Pamietam te mecz Liverpool-arsenal 4-4 w zesżłym sezonie, howad webb doliczył 4 minuty a grali do 98, dziwiło mnie to, a mój kolega, wielki kibic arsenalu, który de facto bronił sie w tych minutach, o doliczonym czasie gry powiedział: „taki mecz, az szkoda konczyc”. Zarówno BBC jak i Nahorny w canale + wszystko wyliczyli i sedzia MIAŁ RACJE dodając co dodał. Chwała MU za walke do ostatniej sekundy, głupota city, pokazana w MOTD gdy zamiast przyjac piłkekupic sekundywybijali na oslep przy kazdym dotknieciu piłki sie na nich zemsciła. Nie sedzia, który był WZOROWY, nie bład liniowego, a ambicja w połaczeniu z determinacja i głupota rywala dały zwyciestwo diabłom.

    2. Michał Okoński

      @ nth Choćby w imię tego, żeby maksymalnie wielu z nas czuło się w miarę OK. Ale, jak napisałem: nie miałem poczucia, że Cię przekonam…

      Odpowiedz
      1. ~nth

        Gdyby było tak, że wspólnie z kolegami dziennikarzami robicie jakąś tajną akcję obalania fatalnego Grzegorza Laty i dlatego chwytacie się każdego sposobu (nawet tego z domniemanym rasizmem) aby dopiąć celu, to ja ten cały Twój wpis mogę nawet na zimno docenić jako część jakiegoś genialnego super planu. Tego się nigdy oczywiście nie dowiem, bo jeśli takie rzeczy istnieją to jasne, że się o nich głośno nie mówi. Darujmy to sobie. Choć przecież nawet taka sprawa, jak ściągnięcie Juande Ramosa do Londynu, polegała w końcu na serii tajnych spotkań po hotelach, którym generalnie oczywiście zaprzeczano (że się tak utrzymam w konwencji). Natomiast, już bez żartów, jeśli motywuje cię ta polityczna poprawność, której tak ufasz, że jest instrumentem do polepszenia naszej kondycji, to ja (na chwilę oczywiście) biorę tę polityczną poprawność za dobrą monetę. Lecz wtedy zgodnie z podejściem, które prezentujesz w powyższym wpisie, jak mam traktować taki na przykład tytuł Młoty, który nadałeś artykułowi z 26 sierpnia o zamieszkach we wschodnim Londynie. Czy można na przykład założyć, że dajesz sobie i innym przywilej do analogicznego konstruowania tytułów związanych z ewentualnymi potknięciami klubów także z innych części kraju. Po owym 26 sierpnia, być może na szczęście dla zdrowia psychicznego uczestników (i to po obu stronach bloga), nikt prawdopodobnie niczego podejrzanego nawet nie zauważył i absurdalnej afery nie było. Zatem Młoty – ale o co chodzi? To tylko przetłumaczone na język polski potoczne określenie klubu West Ham United. W języku angielskim dumna nazwa o znaczeniu sugerującym siłę i moc do miażdżenia przeciwnika. Lecz po przetłumaczeniu wprost na nasz język ojczysty nie brzmi to już oczywiście tak szlachetnie, gdyż wyraz młot kojarzy się i używany jest do opisu osoby tępej i głupiej. Oczywiście nic nie przeszkadza polskim kibicom piłki, sympatyzującym z tym klubem do zaadoptowania i uczynienia z niej sympatycznego przydomka, co zresztą ma miejsce. Ale to już problem wyboru tych fanów i z drugiej strony specyfiki języka polskiego w kontraście do angielskiego, skąd pochodzi oryginał. Czyli w skrócie – Hammer to nie żaden plonker lecz force. Jednak w swym zamyśle Michał Okoński, chcąc podkreślić negatywną ocenę wydarzeń z Green Steet po meczu z Millwall, używa tego młota jak najbardziej celowo do obnażenia tych kibiców jako ludzi bezmyślnych. Autor uznaje, że ma dziennikarskie prawo wykorzystać możliwości jakie daje językowe bogactwo skojarzeń i przy ich pomocy ocenić kibiców, nazywając kogoś tępym z powodu nieracjonalności konkretnych zachowań. Nikt nawet nie protestuje. Albo nie czytają tego ludzie zainteresowani jakoś szczególnie West Hamem, albo generalnie nie ma widać powodu aby się oburzać. Czyli prawdopodobnie każdy kto podziela zdanie Michała Okońskiego faktycznie dopuszcza w sprawie z Green Street te językowe zabiegi, bo po prostu pasują jak ulał do tego co Michał Okoński chce nam przekazać o tych kibicach. A zatem ostatecznie mamy owe Młoty. Poszło. Jednak czy to co dopuszczamy my, czytelnicy, może być akceptowane w swej własnej twórczości przez samego Michała Okońskiego? Niestety po 18 marca już nic nie jest takie same i takie proste. Hiperpoprawny Michał Okoński podnosi sobie poprzeczkę poprawności politycznej do poziomu, którego sam już przeskoczyć być może nie zdoła. Podnosi ją dobrowolnie, nie naciskany przecież wcale przez opinię czy też złudzenie publiczne, które tworzą jego czytelnicy. Teraz będzie mu w życiu dziennikarskim trudniej. O ile oczywiście owa publiczna opinia czy też złudzenie, zachowają antyrewolucyjną czujność.Idźmy zatem dalej w tym wciąganiu Michała Okońskiego w coraz większą aferę. Jestem w stanie sobie jeszcze wyobrazić możliwą sytuację, że gdyby podobne zajścia wystąpiły na meczu w mieście Derby, to tytuł związanego z tym artykułu po polsku brzmiałby – Barany, choć po angielsku taki przydomek nie kojarzy się przecież z niczym co urągałoby ludziom związanym z tym klubem. Powiedzmy, że sprawa znów przechodzi bez echa.Jednak wraz z wzniesieniem się poprawności na tak wysoki poziom, także poprzeczka absurdu musi iść w górę. Zastanówmy się teraz co by było gdyby rzecz dotyczyła na przykład byłego zawodnika Crystal Palace – Johna Bostocka (znowu on). I gdyby akurat zechcieć iść na całość i wyrazić swoją dezaprobatę i sprzeciw dla rzekomo złodziejskiego interesu jaki zrobił zarząd Tottenhamu kontraktując tego zawodnika. Wtedy nie jestem już pewien czy Michał Okoński byłby tak samo lekkomyślny i skory, by na tytuł wpisu na ten temat analogicznie wybrać, tak bezpośrednie tłumaczenie na język polski, tego dumnego i akceptowanego określenia społeczności związanej z THFC czyli Yids – które, wiemy to oboje, idealnie, zdaniem wielu (być może Lato-podobnych) użytkowników potocznego języka polskiego, pasuje do opisu każdego szemranego interesu. Podobnie jak młoty pasowały Michałowi Okońskiemu do opisu ludzi, w tak głupi sposób szkodzących własnemu klubowi. A jeśli nie Michał Okoński sam, to czy gdyby na pomysł takiego tytułu wpadł inny redaktor, czy znalazłoby to aprobatę lub co najmniej wzruszenie ramionami u naszego Gospodarza? A mówimy przecież o potocznym języku, czyli czymś co zawsze mamy automatycznie w pogotowiu na końcu języka. A po raz kolejny wpisując się w konwencję stu pytań do Laty dodam, że domyślam się, że gdyby zapytać także Michała Okońskiego wprost czy sądzi, że kibice West Ham to tępe głupki to z oburzeniem odżegnałby się od podobnych posądzeń. Jeśli chcemy krytykować Latę to nic nie stoi na przeszkodzie by skupić się na rzeczywistych wadach, dotyczących działalności w Związku, a nie wyciągać sprawy w podobny sposób. W przeciwnym wypadku poprawność polityczna staje się wyłącznie orężem do niszczenia przeciwnika. Samemu zaś tak łatwo wpisać się w obrzydliwą strategię jaką obierają niektórzy w dyskusji, gdy niezależnie od tego co się dyskutuje, chcąc zdyskredytować oponenta rzucają – … a u was to biją Murzynów! Ludzie tropiący takie naciągane sprawy (Michale Okoński, to jest ten Lato w końcu rasistą czy nie?) w przypadku Grzegorza Laty, gdy daje on przecież inne, poważne powody do krytyki, stawiają się na jednym poziomie z kibicami ryczącym aby ye8@ć PZPN. A różni ich od siebie w tym konkretnym aspekcie tylko to, że jedni przyoblekają się w poprawność, a drudzy w bezczelność. Obie te zasłony są jednak tylko substytutami kultury.Całą tą powyższą argumentację oczywiście przekombinowuję i niemożliwie naciągam, choć opieram się w końcu na tym co zostało gdzieś na blogu napisane. Tak samo zresztą jak i Ty oparłeś się na tym co rzeczywiście powiedział Grzegorz Lato. Całość zbyt długa i niedorzeczna? Być może. Bo też tak i widzę całą tę aferę od samego początku. Ostatecznie to przecież nie po słowach nas wszystkich poznają.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Spisku nie ma, oczywiście. A co do meritum: jest jasne, że pisząc, wystawiam się na strzał, a Twoje akurat strzały dają mi zwykle do myślenia. Rzecz w tym, że ja naprawdę próbuję uważać na słowa – nie tylko tu, na blogu. Mam też poczucie, że w naszym języku tkwią pułapki – używając pewnych gotowych sformułowań/klisz (coś takiego zrobił Lato), możemy się w niejedną wpakować.No i teraz co do „Młotów”: wydaje mi się, że to jednak inna bajka. Owszem, na odwróceniu dumnej nazwy mi zależało. Owszem, szukałem słowa pejoratywnego. Na moje ucho to słowo jednak brzmi niewinnie, coś jak „ciołki”. Wygląda więc na to, że pozostajemy przy swoim…

          Odpowiedz
          1. ~nth

            Po pierwsze mam nadzieję, że nie zepsuło ci to weekendu. Co zaś do meritum, czyli tego zważania na słowa, to nie sądzę, że ktokolwiek z komentatorów tego bloga ma jakieś wątpliwości czy zastrzeżenia, że nie traktujesz formy swych wypowiedzi z należytą kulturą i ostrożnością. Wręcz przeciwnie. Język elegancki i wyważony. Ludzie czekają na te wpisy. Jak zauważył już niejeden z Twoich czytelników – wszystko to zachęca zarówno do czytania jak i zabierania głosu. I choć nieraz, po tym jak wymieniasz różne postaci i wydarzenia, które sam cenisz, a ja od razu już wtedy wiem, że w niektórych sprawach może niełatwo będzie się dogadać, to jednak i styl, i te słynne zdania wielokrotnie podrzędnie złożone jakoś upewniają, że i czytanie, i komentowanie warto kontynuować. Generalnie stylowo jesteś tak wysoko, że możesz sobie pozwolić na utratę tych paru metrów i gdy sytuacja tego wymaga, bez wahania użyć nawet niepoprawnego politycznie zwrotu. Bo każdy wie, ze normą na tym blogu jest rzeczowość i kultura, a sprawa polega tylko na szczerości intencji i ewentualnej samokontroli, gdy przychodzi powywracać stoły. No, świętego spokoju to już po tym oczywiście mieć nie będziesz, ale… No, tu należałoby właściwie wstawić to powiedzenie o Świętych Pańskich.Ten cały numer z Młotami, który wywlekłem to tylko taki wstrząs, który miał pokazać jak niepotrzebne moim zdaniem jest stałe uleganie modzie czy przymusowi poprawności, którą (mam poważne wątpliwości) czy dla dobra człowieka wymyślono? Przewiduję, że ta moda czy przymus szybko się zrewidują, ale prawdziwa uczciwość dziennikarska względem siebie i świata pozostanie. I to właśnie jej dalszego kultywowania życzę temu blogowi najbardziej. Przecież to było od początku jak najzupełniej czytelne skąd i dlaczego te Młoty. To tylko ja celowo doprowadziłem to do absurdu, aby pokazać, że tak się może stać w każdej sprawie, jeśli nie popatrzymy czasem poza same literki. Bo sam pewnie wiesz, że te różne „pokłady uprzedzeń” to chyba każdy gdzieś w sobie nosi. Ale pokłady te wydają się leżeć gdzieś znacznie głębiej w człowieku aby dało się je sprawiedliwie ocenić tylko na podstawie stopnia poprawności politycznej delikwenta. Komu bowiem z nas w polskich warunkach, los dał szansę tak naprawdę praktykować wyznawane wartości tego (co najmniej) szacunku dla innych ras w codziennym życiu, pracy, studiowaniu czy mieszkaniu pod jednym dachem? Przy okazji to ta sprawa z „mieszkańcami Indii, notorycznie nie dotrzymującymi słowa” w kontekście pojęcia ras to też ma zapewne drugie dno. A co do tego, że pozostajemy przy swoim, to jak często piszesz, zbyt długo już żyjesz, by zaprzeczyć, że w gruncie rzeczy żadna rozmowa nie pozostawia uczestników na tych samych idealnie pozycjach. Jak już masz coś zapisać na papierze to zawsze coś się w człowieku porusza. A jeśli raz jeszcze obudzi się potrzeba poprawności to być może znowu spotkamy się w „Licz się ze słowami III”. Nie wiem czy to powszechnie zauważono, ale w zeszłym tygodniu jeden z komentatorów telewizji YES, podczas meczu Chelsea – Tottenham, z podziwem nazwał Didiera Drogbę bestią. Nie wiem czy komentarz był odpowiedni, nie wiem też czy dzwoniło wtedy do studia z interwencją owych Trzydziestu Pięciu. Wiem, ze sam Drogba był świetny. A gdyby ten temat nie chwycił, mógłbym wspomnieć coś jeszcze o tak wysoko postawionych w Twoim poprawnościowym rankingu osobach jak Henry Winter czy Ken Loach. Ale nie chciałbym ewentualnie popsuć kolejnego weekendu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *