Dziś nawet Alex Ferguson nie miał wątpliwości: Liverpool wygrał zasłużenie, a Rafa Benitez zyskał wreszcie kilka dni spokoju. Szkoda tylko, że sam mecz rozczarował – co nie znaczy, że nie dostarczył emocji. Tych było może nawet za dużo, od marszu kibiców gospodarzy, protestujących przeciwko polityce amerykańskich właścicieli, i balonowego szaleństwa kibiców gości, przez dyskusyjne, ale dające się obronić decyzje młodego sędziego, dwóch piłkarzy usuniętych z boiska, kontrowersyjny powrót na Anfield Road Michaela Owena…
Do momentu strzelenia przez Liverpool pierwszej bramki działo się jednak niewiele: lepsze okazje stwarzali gospodarze, ale albo je psuli, albo zamiast strzelać oddawali piłkę kolegom – jeśli gdzieś było widać ślady kryzysu Liverpoolu, to właśnie w tej niepewności przed bramką. MU zagrażał przede wszystkim ze stałych fragmentów; w pierwszej połowie za dużo miejsca po prawej stronie miał Valencia, ale w przerwie Benitez najwyraźniej nakazał podwoić krycie, bo w drugich 45 minutach byłego skrzydłowego Wigan widzieliśmy zdecydowanie rzadziej. W środku pola odczuwalny był brak Fletchera – Carrick i Scholes ruszali się jednak zbyt dostojnie, albo raczej zbyt intensywny jak na mozliwości tej dwójki był pressing duetu Lucas-Mascherano.
Przełomowym momentem meczu był chyba faul Carraghera na wychodzącym na czystą pozycję Owenie: kapitan gospodarzy dostał tylko żółtą kartkę, a gdyby sędzia Marriner zdecydował się pokazać mu czerwoną, być może MU doczekałby się wyrównującego gola (Marriner był zresztą konsekwentny: również Vidić, faulujący wychodzącego sam na sam z van der Sarem Kuyta, otrzymał tylko żółtą kartkę – w jego przypadku była to jednak druga żółta; skądinąd Vidić wyleciał z boiska w trzecim kolejnym meczu z Liverpoolem). Wszystko to jednak właśnie „być może” – pewna jest natomiast obniżka formy Rio Ferdinanda, który zawalił kolejną bramkę, źle oceniając możliwości biegowe Fernando Torresa.
Kryzys? Jaki kryzys? Najpierw Christian Purslow, dyrektor wykonawczy Liverpoolu, daje mocne wotum zaufania Rafie Benitezowi. Później piłkarze tej drużyny, nawet bez Stevena Gerrarda, przekonująco odprawiają mistrza Anglii, a dobry występ odnotowują nawet zawodnicy ostatnio krytykowani, zwłaszcza Lucas, asystujący przy golu Davida Ngoga. Młody Francuz to kolejny piłkarz Liverpoolu, na którym nie zostawiano suchej nitki: czy gol w meczu tej rangi, po akcji, w której musiał wykazać się odpornością psychiczną (zanim uderzył, biegł na bramkę dobrych kilka chwil), będzie w jego karierze momentem przełomowym? Mnie jednak podobał się przede wszystkim Youssi Benayoun, od którego rozpoczynała się większość groźnych ataków Liverpoolu i który kapitalnie asystował przy golu Torresa. Doprawdy, dziś nie brakowało Stevena Gerrarda.
Kibice MU mogą się zastanawiać, co by było, gdyby Michael Owen wystąpił od pierwszej minuty. On również nie spalił się psychicznie, a kiedy kilka razy znalazł się w polu karnym swojej dawnej drużyny – robiło się bardzo groźnie. To raczej Dymitar Berbatow wciąż nie może się przełamać; owszem: wspaniale przyjmuje piłkę, cudownie odgrywa ją piętą czy zewnętrzną częścią buta, ale poza przyjemnością estetyczną niewiele z tego wynika (a ciągnąc Kuyta za koszulkę, mógł spowodować karnego). Tak, najlepszym piłkarzem MU był Edwin van der Sar…
Wydarzeniem tygodnia był jednak powrót do pierwszego składu Chelsea Joe Cole’a: trapiony kontuzjami Anglik po dziesięciomiesięcznej przerwie pokazał reprezentacyjną formę, a jego obecność w wyjściowej jedenastce odrodziła również Franka Lamparda, który w „diamentowym” ustawieniu wreszcie przestał być izolowany. Cole’a ustawiono za napastnikami, a przecież równie dobrze odnalazłby się bliżej lewej strony; możliwości żonglowania składem przez Carlo Ancelottiego robią się fantastyczne, zwłaszcza w kontekście wyjazdu kilku piłkarzy na Puchar Narodów Afryki.
Po meczu menedżer Chelsea nazwał Cole’a „geniuszem”, a ja natychmiast zastanowiłem się nad dwoma kwestiami: nowym kontraktem dla piłkarza oraz jego miejscem w samolocie do RPA (a wcześniej, już za kilka tygodni, w kadrze na mecz towarzyski z Brazylią). No, myślałem też o Paulu Robinsonie, widniejącym w winiecie tego bloga: kolejny raz nie grał źle i kolejny raz pięć razy wyciągał piłkę z siatki…
Co do Tottenhamu i jego porażki w meczu ze Stoke, najchętniej poprzestałbym na frazie Harry’ego Redknappa, „It was one of those days”. Przewaga Kogutów była ogromna, a okazje – wyborne; goście rozpaczliwie wybijali piłkę z własnej bramki albo ratował ich słupek, ale im dłużej to trwało, tym bardziej fatalistyczni robili się aż nadto doświadczeni przez los kibice. Kiedy bramka dla Tottenhamu nie padła ani w pierwszej połowie, ani w pierwszym kwadransie drugiej, kiedy Redknapp wykorzystał limit zmian, a wkrótce potem kontuzję odniósł Aaron Lennon i trzeba było kontynuować w dziesiątkę, na zaprzyjaźnionym forum kibicowskim niejeden uczestnik dyskusji pogrążył się w oczekiwaniu na ten jeden jedyny celny strzał gości. Cóż, taką przebodli nas drużyną (z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że w takim akurat meczu – kiedy rywale „parkują autobus” we własnym polu karnym – kreatywność kontuzjowanego Modricia i strzelecki instynkt odsuniętego za czerwoną kartkę Defoe’a byłyby wyjątkowo potrzebne; przykro się patrzy na pomocników Tottenhamu, którzy zamiast rozegrać piłkę po ziemi usiłują trafić nią w głowę Petera Croucha)…
Za nami fantastyczna niedziela. Nawet jeśli danie główne rozczarowało, to przystawka (zacięty mecz Boltonu z Evertonem), a zwłaszcza desery smakowały nadzwyczajnie. „I love this game”, pisałem dwukrotnie na twitterze: kiedy Fulham odrobił dwubramkową stratę w wyjazdowym meczu z MC, i kiedy kilkadziesiąt minut później to samo zrobił West Ham, podejmujący w derbach Londynu Arsenal. „The Game”… Tak o meczu z Liverpoolem mówił Alex Ferguson. Mecze przez duże „m” rozegrano tym razem gdzie indziej.
To trochę o Chelsea, a o reszcie meczów jak obejrzę skróty, choć w sumie 'hit’ widziałem cały… Fakt – Joe Cole jest geniuszem. Jednak Frank Lampard nie odrodził się w sobotę, on to zrobił już w środę gdy bawił się z zawodnikami z Madrytu i strzelił piękną, typową dla niego bramkę. W sobotę tylko dodał do tej formy wyższą skuteczność i jeszcze więcej cudownych, wirtuozerskich zagrań, któych nie powstydziłby się Joe Cole. Zresztą Lamps po meczu, w wywiadzie dla Sky, przyznał, że Joey to techniczny geniusz, któremu nikt na Cobham nie jest w stanie dorównać (Cole stał obok niego i cieszył się na myśl o butelce szampana dla Man of the Match:) pod względem takich umiejętności. Pokazał to na meczu z Blackburn nie raz, nie dwa i nie trzy, ale z dwa tuziny gdy wkręcał w ziemie kolejnego rywala nagłą zmianą kierunku czy jakimś finezyjnym zagraniem. Give the man a contract, he ……. fully deserves that!, krzyknął ktoś przede mną, nie bez racji.Co do Robinsona – w pierwszej połowie po kilku świetnych paradach (uratował Rovers przed 'piątką’ do przerwy) kibice gości zaczęli skandować 'He’s England no 1′, ale w drugiej części meczu tak wesoło już nie było. Może tylko bramka Essiena obciąża jego konto jednak wiele interwencji miał niepewnych, wypuszczał piłkę przed siebie, a nawet dośrodkowanie Joe Cole’a nożycami sprawiło mu problemy! Całe Balckburn zagrało słabo, ale to bramkarz się wyróżniał, stety czy niestety.Liverpool wygrał, a United nie mieli argumentów w ataku (jedna czysta sytuacja Valencii to za mało!). Hit był jednak słaby i chaotyczny, rwany, a przez pewien czas nawet brutalny jak na możliwości i standardy wyznaczane przez takich profesjonalistów. Zgodzę się, że u gospodarzy najlepszy był Benayoun, natomaist w United najlepiej grał Vidić. Co też trochę pokazuje jak słabo zagrały dzisiaj Diabły skoro ich najlepszy piłkarz musiał zejść z boiska za dwie żółte kartki…
Joe Cole to piłkarz który potrafi oczarować połączeniem efektowności z efektywnością-technicznie wspaniały-cóż uwielbiam go oglądać i jak najbardziej jeżeli tylko nie złapie kolejnych kontuzji powinien mieć miejsce w podstawowej 11 Anglików-bo w istocie dla mnie jest magiem.Wogóle to ostrzę sobie zęby na ofensywnie piekny pojedynek Anglia-Hiszpania na MŚ właśnie(w drużynie „La Furja Roja” strasznie licze na grę duetu: Juan Mata ,Pablo Hernandez z Valenci który wspaniale „hasa” po obu stronach pomocy(jednak tam konkurencja jest chyba nawet wieksza anizeli u „Synów Albionu”).Co do Robinsona to jak dla mnie jest to bardzo niepewny przecietniak i tyle-ile razy go ogladałem w akcji czy to w drużynach czy reprezentacji to pokazywał ze ma ogromne problemy z łapaniem piłki i tendencje do głupich pomyłek z tego wynikających-ogólnie ze sie powtórze nie daje spokoju,pewności(mimo ze oprócz tego potrafi tez konkretnie pobronić)-jak dla mnie lepszy byłby bardziej doświadczony James(też nikt wyjatkowy,ale…lepszych nie maja i dlatego ta cała jazda presja nagonka wirtualne wyszukiwanie kolejnych”zbawców” i „wielkich talentów” które tylko szkodzi i przeszkadza)
Teraz już na pewno Chelsea Cole’a nie odda – bo Harry się na niego zaczajał (w końcu wychował go w Młotach) i liczył na ten kończący się kontrakt. Podziwiam tego piłkarza, który nie zawodził też na dużych imprezach (mundial), będzie Chelsea miała z niego pociechę tak jak ma po kontuzji z Essiena. A Koguty muszą liczyć na szybkie wyzdrowienie Modricia, bo bez niego to nie jest nawet top six, o top four nie ma co mówić.
> dyskusyjne, ale dające się obronić decyzje młodego sędziego,Niektórych decyzji nie podejmowałbym sie bronić. Np Carra powinien wylecieć na 100% – Vidic też powinien dostać czerwień a nie drugą żółć.Z drugiej strony chyba dałbym też czerwień Evrze za faul na Benayounie – czekam na powtórke meczu na stronie LFC żeby sie upewnić (moze pokażą to też na MotD, ale wyglądało to paskudnie. Może sie mylę, może Evra atakował piłkę a nie celowo walił z glówki w tył głowy Yossiego, ale dla mnie to wyglądało na działanie z premedytacją.Pozdrawiam
Sedzia chyba specjalnie dal Vidicowi zoltko, zeby wlasnie mogl sie tlumaczyc tak, jak wytlumaczyl go pan Michal (Carragerowi dalem zolta ale Vidicowi tez! – doskonale wiedzial, ze w konsekwencji bedzie czerwona). Nie powinien byl zlych decyzji naprawiac gorszymi i przychylam sie do opini Rogera – dwie czerwone. Na moj gust tez dwa karne (na Kuycie i Carricku). Jak znajdziesz w jakims skrocie sytuacje z Evra o ktorej piszesz daj znac gdzie to bylo.
> Jak znajdziesz w jakims skrocie> sytuacje z Evra o ktorej piszesz daj znac gdzie to bylo.Druga część pierwszej połowy. Skróty z oficjalnej strony LFC maja jedna zasadniczą wadę: nie ma tam rzeczywistego czasu gry. Będę zatem w stanie powiedzieć tylko miedzy jakimi wydarzeniami miało miejsce to zagranie. Niemniej dziś w nocy będą powtarzać cały mecz – może nie zasnę :-)Pozdrawiam
Zderzenie z Benayounem miało miejsce w okolicach 40 minuty, ale nie wydaje mi się by to było coś wymagającego specjalnej uwagi. Ja tam się przyjrzałem powtórkom, bo przez chwilę miałem głupie wrażenie, że Izraelczyk oślepł. Uderzenie w tył głowy było niebezpieczne, ale na pewno nie celowe, bo też sam Evra niewiele przy tym widział.Mnie poza wszelkie pojęcie irytowały nurki El Nino, szczególnie przy dwóch czy trzech „faulach” Evry. Wydaje mi się nawet, że kartka też niesłusznie została Francuzowi pokazana, a to w konsekwencji przyczyniło się do smutnego zakończenia weekendu ;P
> Mnie poza wszelkie pojęcie irytowały nurki El Nino,> szczególnie przy dwóch czy trzech „faulach” Evry.Ja tam jestem zwolennikiem kodu van Piersiego: 'dives – no!, foul exagerrations – why not?’Obejrzę sobie te 'faule’ jeszcze raz- ale juz nie dziś bo wymiękam. Idę spać – dawno nie szedłem spać w tak dobrym humorze.Pozdrawiam
OK, zaczekajmy więc do powtórek i analiz. Sam napisałem o wychodzącym na czystą pozycję Owenie, ale potem zacząłem się zastanawiać, czy ktoś (Agger?) nie zdążyłby zaasekurować Carraghera – stąd to moje poczucie, że jednak żółta.
Obejrzałem powtórki obu 'drugich żółtych kartek’.Podtrzymuje zdanie: to powinny być czerwienie. Masz rację: ani Carra ani Vidic nie byli ostatnimi zawodnikami przed bramką. Niemniej z tego co wiem przepisy mówią, że czerwień sie należy za faul, który normalnie zakończyłby się bezpośrednim rzutem wolnym, ale zostal popełniony z premedytacja i był 'denying an obvious goal-scoring opportunity’. W obydwu przypadkach ten warunek jest spełniony: zarówno Owen jak i Kuyt wychodzili na pozycje strzeleckie i obydwu uniemożliwiono kontynuowanie akcji. Jesli dobrze pamiętam to w przepisach nic nie ma na ten temat, ze faulowany zawodnik musi mieć przed sobą tylko bramkarza.
Przepis dokładnie brzmi tak:”A player, substitute or substituted player is sent off if he commits any of thefollowing seven offences: (…) (5) denying an obvious goal-scoring opportunity to an opponent movingtowards the player’s goal by an offence punishable by a free kick or apenalty kick”Pozdrawiam
Jak świetnie wiesz, przepis jest różnie interpretowany przez różnych sędziów – zwłaszcza w Anglii, gdzie oprócz przepisów, sędziowie biorą pod uwagę tzw. ducha gry. Wiadomo, że ciągnąć za koszulkę nie wolno i jeśli ktoś za coś takiego dyktuje karnego (Webb w meczu Polska-Austria na Euro), postępuje zgodnie z przepisami. Nie ma co narzekać, jest o czym rozmawiać 🙂 Ja też w pierwszej chwili miałem poczucie, że powinna być czerwona kartka dla Carraghera, ale później w duchu odczułem jakiś rodzaj uznania dla sędziego, że w meczu o taką stawkę nie starał się tymi kartkami epatować i znalazł jakieś okoliczności łagodzące. Może Owen schodził do boku (zastrzegam, wciąż jestem przed powtórką), może sędzia widział ustawienie pozostałych obrońców? Napisałem, że jego decyzje były dyskusyjne, ale dające się obronić… Poczekajmy dzień-dwa, z pewnością wypowiedzą się sędziowie, np. Jeff Winter.
Piszesz Michał dziwne rzeczy -bo w meczu Austria Polska w tej sytuacji w której Webb podyktował karnego za…trzymanie koszulki przeciwnika przez Lewandowskiego(przeciwnik zaś usiadł sobie symulując w ten sposób) to samo robiło też kilku innych piłkarzy obu drużyn(w tym kilku austriaków)- -do tego zawodnik austriacki sprowadził do parteru Jacka Bąka kładąc sie na nim ciężarem ciała i mając obie ręce na jego koszulce co było faulem o wiele bardziej prawdziwym i bezpośrednim-karny się absolutnie nie należał(tak samo jak uznanie bramki Rogera),ale ze to byli gospodarze w trudnej sytuacji to wiadomo jak to jest.
No przecież mówię: nie wolno ciągnąć za koszulkę i jak sędzia w takiej sytuacji dyktuje karnego, to się nie dziwię (kiedy Webb zagwizdał, również się nie zdziwiłem). To powiedziawszy, zdaję sobie sprawę, że nie gwiżdże się w każdej tego typu sytuacji i że w każdym meczu zdarza się ich co najmniej kilka. To dlatego mamy o czym rozmawiać… Przepisy są jasne, ale sędziowie mają pole do ich interpretacji. Jakkolwiek to zabrzmi, to oni są ostateczną instancją.
Lewandowski jedynie przez 2 sekundy trzymał(nie wykonawszy zadnego ruchu) austriaka gdy w tym samym czasie sprowadzany do parteru był Bąk oraz bodaj dwóch austriaków tak samo trzymało polskich zawodników jak Lewandowski swojego rywala o czym pisałem więc niby dlaczego ten karny?…jak dla mnie tylko i wyłącznie dlatego,że to gospodarze którzy potrzebowali pomocy i tylko o to mnie sie rozchodzi ze Webb nie miał prawa w takiej sytuacji odgwizdać karnego-jeżeli już to wolny dla Polski
> Jak świetnie wiesz, przepis jest różnie interpretowany> przez różnych sędziów – zwłaszcza w Anglii, gdzie oprócz> przepisów, sędziowie biorą pod uwagę tzw. ducha gry.No wiem. Co nie przeszkadza mi zauważyc, że ten angielski obyczaj jest sprzeczny z przepisami gry w piłkę nożną ( z duchem gry zresztą też)Czytam przepisy, patrzę na akcję i oceniam: udaremnił faulujący z premedytacją zawodnik szansę wyjścia na bardzo dobrą pozycję strzelecką czy nie udaremnił?Jako konserwatysta z przekonania jestem wielkim fanem obyczaju jako takiego – ale przecież nie każdego. W Indiach był (i nadal bywa praktykowany), obyczaj palenia na stosie pogrzebowym nie tylko trupa hinduisty ale też żywej jego małżonki. No nie wiem czy bym się odważył tego obyczaju bronic.’Duch gry’ powiadasz – no ja rozumiem. Ale odnoszenie kardynalnej korzyści z faulu jest właśnie sprzeczne z tym co ja rozumiem, przez ducha gry. Co innego taka dajmy na to koszykówka – tam faul jest częścią gry.Tak sobie myślę, że Duch Gry bardzo by się ucieszył, gdyby przestano nań zwalac profesjonalne faule. I ciągnięcie za koszulki też:-)Pozdrawiam
Akurat w tej kwestii również jestem konserwatystą: faul to faul, przepisy trzeba szanować, łapanie się za koszulki jest okropne, podobnie jak nurkowanie w polu karnym itp. Wyżej napisałem, że nie dziwię się, kiedy w takich sytuacjach daje się karne; podobnie jak nie zdziwiłbym się, gdyby Carragher jednak z boiska wyleciał. Owszem, faulujący zawodnik udaremnił szansę wyjścia na dobrą pozycję… Ale rozumiem sędziego, który poprzestał na żółtej i myślę, że jako „ostatnia instancja” miał do tego prawo. Pamiętam też sytuacje „sam na sam”, w których bramkarze faulują napastników: jest rzut karny i, najczęściej, tylko żółta kartka…Sędziowanie Marrinera zostało dobrze ocenione przez jego zwierzchników. Panuje przekonanie, że zdał egzamin i można mu powierzać mecze podwyższonego ryzyka także w przyszłości. Na łamach prasy chwalił go w swojej rubryce Graham Poll, pewnie podobnie będzie mówił Jeff Winter, kiedy przyjdzie czas na publikację jego rubryki. Myślę, że to nie kwestia lojalności grupowej, bo na ogół są bezlitośni.
Hm…. Właśnie przeczytałem tłumaczenie dwóch sędziów w Guardianie. Szczególnie do myślenia dał mi ten fragment:”Ferguson clearly doesn’t understand the law about the denial of an obvious goal-scoring opportunity,” he said. „The fouled player has to have full control of the ball and has to be moving towards the goal but Michael Owen did not fulfil either condition”http://www.guardian.co.uk/football/2009/oct/26/alex-ferguson-referees-manchester-unitedObejrzałem powtórki po raz kolejny… Wcale juz nie jestem taki pewien, wcale.Pozdrawiam
I znów, jak w Rzymie, mam ochotę wymazać to spotkanie z pamięci. To wprawdzie początek sezonu, nie zaś, jak w maju, szansa na zwieńczenie jednego z najwspanialszych lat w historii klubu, ale analogia jest prosta, włącznie z brakiem Fletchera. Chciałoby się zapomnieć nie ze względu na wynik czy nieuniknione docinki fanów LFC, ale ze względu na poziom gry.Daliśmy się zdominować i to, odważę się to stwierdzić, na życzenie Fergiego, który postawił na niewyobrażalnie wolną dwójkę Scholes-Carrick w środku pola. W takiej sytuacji spodziewałem się spokojnej gry pozycyjnej, szanowania piłki, zmuszenia Lucasa i Masche do jałowej pogoni za piłką. Liczyłem na asekurację dla Giggsa, który w pierwszych minutach wraz z Evrą stworzył niezłą przewagę na skrzydle. Carrick i Scholesy mają opinię graczy, którzy potrafią dobrze kontrolować tempo gry, nie było więc sensu powielać pomysłu na grę Liverpoolu i wprowadzać Andersona, który goniłby łaciatą z wywalonym jęzorem.W rzeczywistości zagraliśmy klasyczne kick and rush w którym zdecydowanie lepiej odnaleźli się gracze Beniteza. Zresztą i oni przez długi czas odpłacali nam tym samym (ponownie świetna praca Reiny) i sprawiali mnóstwo kłopotów mało mobilnym Vidicowi i Rio. Torres naszej dwójce stoperów niestety odjechał, w ciągu dwóch lat dorósł do pojedynków siłowych i dołożył do tego swoje przyspieszenie. Strach pomyśleć co będzie z Drogbą.Na chwilę obecną wciąż dużym problemem pozostaje nasza niechęć do strzelania na bramkę. Było to doskonale widać w statystykach. Mimo że czystych sytuacji żadna ze stron nie miała wielu, to Liverpool zrobił wszystko by spróbować przekuć je na gola. W szeregach Diabłów brakowało kogoś kto zamknąłby newralgiczną przestrzeń w okolicach 20. metra. Kilka lat temu czaiłby się tam Paul Scholes. Dzisiaj miał tylko jedną dobrą okazję, jednak Carrick, Nani czy Rooney łącznie mieli ich kilka, szczególnie w końcówce meczu. Dlaczego żaden nie odważył się przetestować Reiny? Anglicy mają na to fajne określenie 'sense of urgency’. Niestety nie wykazała się nim ani drużyna, ani Ferguson, który tradycyjnie pożonglował składem i jak gdyby nigdy nic zwlekał ze zmianami.Uderzyło mnie też jak bardzo odizolowane były skrzydła. W pierwszej połowie Valencia ustawiał się szeroko więc był oczywistym celem dla crossów. Jednak ta uliczka okazywała się ślepa, bo w polu karnym było raptem dwóch graczy, a Ekwadorczyk przez większość meczu nie otrzymywał żadnej pomocy ze strony O’Shea, mało kto też pokazywał się do odegrania na środek. Wraz z przerwą i ta możliwość się zamknęła, a prawa flanka skurczyła się do tej białej linii umazanej wapnem. Po przeciwległej stronie wszystko załamało się wraz z żółtą kartką dla Pata Evry. Francuz stracił po niej koncentrację, zaczął grać niefrasobliwie, a Torres i Benayoun skrzętnie z tego zakłopotania korzystali.Najbardziej boli to, że ten mecz, jak każdy, był do wygrania. Spotkanie w 70% składało się z potwornie emocjonującej, generującej mnóstwo decybeli, ostrej walki o każdą piłkę, ale przez 70% czasu obu stronom brakowało dyscypliny taktycznej (vide 70%, a jakże, celności podań). „Cholernej maszynce do wygrywania” zabrakło dziś największego trybiku z wygrawerowanym słówkiem „determinacja”. A to rzecz w derbach nie do pomyślenia.
@ Golden_guyNo bo oni niestety nie kopią na bramkę. Nie mam pojęcia co się dzieje z tą ekipą, ale od czasu zniknięcia C-Rona skutecznośc poleciała na łeb na szyję. Może imponowac Rooney walecznością, szaleństwem w oczach, krzykami dookoła na wszystkich i nawoływaniem do większego zaangażowania – no może. Może robić wrażenie Berbatov pięknymi zgraniami, techniczną finezją, przeglądem pola, klejem w bucie – no może. Ale co z tego wszystkiego, jak efekt wg statystyk jest masakryczny – 5 oddanych strzałów w całym meczu (przez cały zespół, a nie wspomnianą dwójkę), z czego zreszta tylko 2 celne!!! No można sobie w kolano strzelić, oj można…Załamujący środek pola, koszmarny – znowu – Scholes i jego ustawienie przodem do van der Saara, jakiś takiś niemrawyś Ferdinand, chyba zbytnio nabuzowany Vidic. Manie, wkurzasz straszliwie – grasz momentami cudowny futbol, wytwarzając presję nieziemską, ale jak dochodzi co do czego, to albo wygrywasz jedną bramką (przygotowując się do derby of England lub innego kluczowego spotkania), a potem w nim p o prostu zawodzisz. No zróbta coś, po prostu, bo tak pasywnie grającą drużynę ciężko podziwiać z koparą na kolanach 🙂 Nawet moja baba się na was zdenerwowała ………….
Apollo-Berbatow i Marsjasz-Torres (noga absolutna kontra ogromna pasja), pierwszy z lutnią w stopie, podbijającej piłkę dowolną częścią, i drugi, pod którego stopą murawa siwieje. Przypomniał mi się mecz Hiszpania-Niemcy na ME, gdzie poglądowo odcykany został, młodszy i szybszy od Ferdinanda, Lahm i pomyślałem o „szumiące lasach płuc i zimowym wietrze kości”. Że to coś innego niż bajeczna technika i dany od Niebios piłkarski talent. Zresztą, czy Joe Cole’a (meczu Chelsea nie widziałem, opieram się na tych sprzed kontuzji) albo Franka Lamparda kochamy za technikę i geniusz, czy za to coś więcej? Co sytuuje się jakby obok fizycznych atutów atlety (taki mentalny joker?). Za to, że grają jak odarci ze skóry, w klubowych koszulkach bezpośrednio na wątrobie i mięśniach.
Czy to znaczy, że na końcu wygra Apollo-Berbatow? Byłaby to wielka pociecha dla smutnego kibica MU…
Pokłon biję przed intertekstualnym kunsztem przedpiścy 🙂 Gdzie w tej poetyce znalazłoby się miejsce dla Benayouna? Dla mnie on był bohaterem, płucem i sercem Liverpoolu w tym meczu. Grał naprawdę znakomicie!
Jak dla mnie najlepiej mecz opisął sam alex ferguson. przegrali zasłuzenie, ale irytacja na sedziego w pełni sprawiedliwa, wogóle nie była. Pomijam zółta kartke evry przy nurku torresa, co dobitnie widac n powtórce, ale taki taki berbatov biegnie z piłka, mija jednego rywala, ciagniety za koszulke sam zaczyna ciagnac, dostaje żółć, nie mam pytan. Kuyt szarpie berbatovem niemal na niego wskakuje i jeszcze domaga sie karnego. Statystyki z meczu, 20 fauli liverpoolu i 2 zółte!! http://www.lfc.pl/index.php?id=33397&PHPSESSID=cc0e0528feb091c44c3aa868f236ff9c gracze United absolutnie zasłuzenie dawali ironiczne oklaski. Sam Rafał nahorny którego cenie niezwykle podkreslał stronniczosc, był tez pewien ze taki vidic wyleciałby za faul podobny do carraghera. To ze dał zółta? zeby bronic idiotycznej decyzji. Bynajmniej podziwiam determinacje poolu i ganie ta MU, ale sam grałem w piłke i wiem jak sie gra gdy sedzia kazda sporna dyktuje przeciwo tobie. Pool wygrał bo był lepszy, w pełni zasłuzenie, ale obraz gry moim zdaniem byłby inny gdyby pozwolono grac dwum druzynom a nie jednej. Tak czy siak 3 porazki z rzedu z poolem trzeba wyciagnac wnioski bo tak dłuzej byc nie moze, powrót do tradycji sprzed dwóch sezonów mile widziany. Scholes nie nadazał za gra, ferdinand nie był skupiony na meczu, berbatov chociaz sie starał , gorzej z rooneyem. Valencia in plus.
Rozumiem że źółtko dla Lucasa za nurka Rooneya(zetkneli sie ledwo ciałami(słaby mały Lucas i potezny Rooney) a Wyne padł jakby go Pudzian rąbną i taki sam trick Carricka przed polem karnym Liverpoolu także pomijasz…
W tym przypadku pomijamy fakt, że w opisanej sytuacji sędzia nie sięgnął po kartonik 😉 Natomiast to, o czym mówisz to już efekt nieustannej ostrej gry Lucasa – Diabły wykorzystały to, że sędzia miał Leivę na oku ze względu na jego powtarzające się faule i może był trochę „uprzedzony”. Dziwne jest jednak to, że arbiter upomniał go jeszcze w pierwszej połowie, a trzy faule później nie zrobił nic by go ostatecznie przytemperować.
Pomijając już to wszystko-strasznie mnie denerwuje i nie podoba mi się to,że piłkarze(np.Rooney,Gerrard) paplają coś publicznie o uczciwej grze,obrzydzeniu nurkowaniem samemu wielokrotnie to robiąc-a ten który wydaje osądy zawsze bedzie najbardziej obserwowany i rozliczany z takich kłamstw(wiadomo ze każdy praktycznie nurkuje gdy widzi korzyść bo taka jest niestety piłka-ale większość przynajmniej nie jest cynicznymi kłamcami)
Stało się to, co miało się stać. L’pool wygrał, bo był lepszy. Widać było determinację The Reds. Musieli ten mecz wygrać, żeby nie stracić sezonu. ManU trafił na zespół, który się przed nim nie położył i… poległ. Kto się nie kładzie przed ManU przed meczem, ten nie przegrywa (vide przykład Sunderland). Niestety najbliższy mecz w P’ship ManU zagrają przeciwko Blackburn, a ci przegrywają z każdym, z kim mają przegrać. Prawo serii raczej nie zadziała. Stoke w tym sezonie na ofiarę wybrało sobie Tottenham. W ubiegłym sezonie dwa razy ukłuli L’pool, choć przynajmniej raz niezasłużenie. I tych czterech punktów rok temu zabrakło… Cudowna jest ta liga.
Ciekawa kolejka ale wielkich meczów nie było. Zacznę od Arsenalu. Młodzi chłopcy w tej lidze na stojaka chcieli wygrać mecz?! Jeden z grupy coraz słabszych(Nahorny chyba?) komentatorów Canal+powiedział, że zabrakło chociaż jednego Anglika w składzie Arsenalu aby tę słabość im uzmysłowił.Po takim meczu nie było mi ich żal. Cieszyłem się z Zolą, jego WHU zagrało z niezwykłą ambicją i w nagrodę dostali karnego, za co? Nie wiem ale wynik „sprawiedliwy”. Chelsea powinna wygrać 10:0. Zaprezentowali koszmarną indolencję. Sam Anelka powinien strzelić 3,4gole. Co do Colea, to ja dawnego Joe Colea najlepszego skrzydłowego ligii jeszcze nie widziałem.Ten Cole, to był klon Deco(przypominam, że dla mnie to gracz, który w ogóle nie pasuje do PL), leniwy drepczący za wysunietym napastnikiem, szukającym efektownego zagrania. Oczywiście z tej łatwej roli Joe wywiązał się znakomicie ale gdzie fantastyczne rajdy na skrzydle, gdzie nękanie obrońców i rekordowa ilość przechwytów, podań ostatniego obrońcy(o próby chodzi oczywiście). J.Cole to na razie nieźle rokujący rekonwalescent. Byłbym wdzięczny, gdyby Pan Michał zdefiniował nowe ustawienie Lamparda, bo ja ślepy nic nowego nie widzę…Zagrał lepiej ale to był normalny stary Lampard, chyba?!Mecz Liverpool-MU najsłabszy jaki pamiętam. W pamięci pozostanie mi, niesamowita ilość nieporozumień między Benayounem a Kuytem i to prawie zawsze w kilkumetrowej odległości???Jakby pisali to samo wypracowanie, jeden po europejsku czyli w prawo, drugi w swoim jezyku czyli w prawo. Znakomita gra Mascherano i niezła ale tylko w destrukcji ciągle podążającego za nim Lucasa.To podwajanie wcale nie było błędem, gdyż ospały MU w ogóle tego nie widział? Liverpool wygrał bo zaprezentował zwykłą jak zawsze ambicję, jest to chyba ostatnia drużyna, która zawsze stara się grać wyczerpującym pressingiem. Z Lyonem mimo, że przegrali grali podobnie. Taka jest piłka.W sprawie decyzji sędziowskich dyskutować jest coraz trudniej, bo realizatorzy transmisji dają ograniczają ilość powtórek. Można się domyślać dlaczego?! W podsumowaniu kolejki w Canal+ nie ma od pewnego czasu skrótów wszystkich meczów, teraz nie było np.Evertonu, Andrzej Twarowski nie komentuje, bieda się robi. Inna liga stanie się priorytetem? Kiedy nieprawdopodobnie, nieskuteczny Portsmouth zacznie strzelać? Może ktoś wie czy absencja R.Hutha w ostatnim meczu Stoke spowodowana była karą za chamskie, prowokacyjne zachowanie, kiedy w poprzedniej kolejce w zamieszaniu przy stałym fragmencie złapał za twarz rywala? Sędzia tego nie zauważył.Pzdr.:
Dwie odpowiedzi: Huth został odsunięty na trzy mecze właśnie za tamto, niezauważone przez sędziego, zachowanie. Lampard w poprzednich meczach był, jak dla mnie, ustawiony zbyt szeroko i zbyt głęboko równocześnie: rzadziej oglądał piłkę, nie mówiąc o jej uderzaniu. Teraz oglądaliśmy go bliżej pola karnego rywali – z efektem…
> Co do Cole’a, to ja dawnego Joe Colea najlepszego skrzydłowego> ligii jeszcze nie widziałem.> Ten Cole, to był klon Deco(przypominam, że dla mnie to> gracz, który w ogóle nie pasuje do PL), leniwy drepczący> za wysunietym napastnikiem, szukającym efektownego> zagrania. Oczywiście z tej łatwej roli> Joe wywiązał się znakomicie ale gdzie fantastyczne rajdy> na skrzydle, gdzie nękanie obrońców i rekordowa ilość> przechwytów, podań ostatniego obrońcy(o próby chodzi> oczywiście). J.Cole to na razie nieźle rokujący> rekonwalescent. Oj, tutaj muszę zareagować. Nawet odejmując mój cały entuzjazm jaki wybuchł po powrocie Joe Cole’a do Premier League jestem zmuszony gorąco zaprzeczyć doniesieniom o sklonowaniu jego i Deco. Choć na tym też Chelsea najgorzej by nie wyszła;)Przede wszystkim, co do rajdów na skrzydle – ich nie było (tak wiele) bo być nie powinno! Chelsea potrafi grać skrzydłami, z pomocą bocznych obrońców i środkowych pomocników ustawionych w diamencie, ale kluczem do zwycięstw jest nie tyle gra środkiem co rozrywanie ekip rywali wieloma podaniami, przyspieszeniami, klepkami, pojedynkami 1 na 1, technicznymi finezjami i tak dalej…! Do tego Joe Cole, ustawiony na środku, za napastnikami, pasuje idealnie! Już w pierwszej połowie kilka razy pokazał, że nawet mając obrońcę na plecach potrafi skutecznie odegrać do wbiegającego kolegi, potrafi też obrócić się i pokonać nawet dwóch rywali by stworzyć zagrożenie pod bramką rywali.Pomyśl jeszcze tak – to był pierwszy tak długi występ w lidze Joe Cole’a po kontuzji. Co to dopiero będzie się działo jak jego forma będzie stuprocentowa!;)Pozdrawiam
Michale jesteś z pewnością wielkim fanem Chelsea w zwiazku z tym rozumiem oczekiwaniena nowy impuls, nowy system gry po prostu na dobre wiadomości o ulubionym klubie.Dobre wiadomości będą ale nie od razu. System gry , który opisałeś stosuje Barcelona.Chelsea nigdy do tej pory nie grała długo piłką, nie posiada nadzwyczajnych dryblerów,rzadko prowadzi koronkowe akcje. Bo to wszystko nie jest Chelsea potrzebne. Chelsea tofantastyczny, jedyny na planecie prawdziwie gwiazdorski, nieco zuchwały ale tak po sportowemuteam. Dla tych graczy znalezienie się w teamie Chelsea jest zaszczytem samym w sobie,to prawdziwi generałowie dla, których słaba gra w ogóle nie wchodzi w kalkulację. Dlategoniemłodzi zawodnicy, wielkie gwiazdy Droggba, Anelka, A.Cole, Ballack, Frank Lamparddokładnie wszyscy uwielbiają futbol, to widać. Stary Frank nie byłby sobą gdyby 3,4 razyw ciagu jednej połowy nie przebiegłby 30 metrów z piłką, podobnie jego koledzy, jakieto archaiczne ale jakie przyjemne dla nich. Szczerze mówiąc jak patrzę na Chelsea tonie widzę ,żadnego konkretnego systemu gry. Oni zakładają zuchwale właśnie, że są takdobrzy tak utalentowani, że to samo wyjdzie…improwizacja tak grają. Na siłę jakbymmiał coś konkretnego wskazać, to ostatnio Essien gra przed obroną na pozycji dawnegoMakelele, no i pojawił się ten archaiczny „pamietajacy” lata 60-te łącznik w postaci Cola.Od razu mówię, we wspólczesnym futbolu nie ma miejsca dla tak wąsko zadaniowanychgraczy, tak można przez fragment meczu ale gra skrzydłami jeśli się nie jest Barceloną,to ciągle najwydajniejszy system gry. Jak było w ostatnim meczu 2 bramki ze skrzydeł2 po stałych 1 gol z dystansu. Chelsea ma faktycznie inklinacje, trochę wymuszone przezkontuzje Colea do gry środkiem i nie ma się czemu dziwić. Czy jest, jakaś innadrużyna na Globie, która rusza w bój z takim przytupem 6,7 zawodników o wzrościew pobliżu 190 solidnej budowie, stojąc na obronie można sie takiej szarży przestraszyć iczesto cała to generalicja biegnie razem a ile armat nigdy nie wiadomo, kto bedzie zwolnego strzelał. Nudno nigdy z Chelsea nie jest, Mourinho zbudował prawdziweimperium. Kolejni trenerzy mają jedno ważne zadanie, nie przeszkadzać. Taki maciepotencjał, tylko wyniki trochę… słabsze. Za wiele gwiazd? Za wiele swobody twórczej?W tym sezonie z zespołów PL tylko Chelsea ma szanse na wygranie LM ale MistrzostwoAnglii to trudniejsze do typowania zadanie. Zobaczymy, oby jak nalpóźniej.Pzdr.
Gratuluje fanom Liverpoolu dobrego nastroju. Ciekawi mnie tylko jedno, nikt nie pisał o tym że na Carricku był ewidentny faul, przynajmniej bardziej faul niż na Torresie przez Evrę. Czy tylko ja tam widziałem ewidentny karny?
Chyba tylko Ty:) Najpierw uderzenie w piłkę, potem w nogi Carricka. Zagranie czyściutkie jak łza. Sam Carrick nie protestował. Podobnie, jak i pozostali gracze ManU – ani drgnęli w kierunku sędziego. Jeden strzał Valencii w końcówce meczu to tym razem było za mało. Bo trudno za bramkową sytuację uznać główkę Rooney’a. I jeszcze jedno mnie zastanawia. Podejście do Fernando Torresa. Gdy nie strzela bramek pisze się o braku umiejętności gry przeciwko klasowym obrońcom, gdy strzela – wówczas ci obrońcy grają „wyjątkowo słaby mecz”. Vidić i Ferdinand są klasowymi obrońcami, czy nie? W związku z tym strzelanie bramek ManU przez Torresa świadczy o jego klasie, czy strachu, który pęta nogi najlepszym środkowym obrońcom P’ship? …at the end of the storm is a golden sky…
Ramosowi coś nie idzie od czasu przygody z Tottenhamem.. Już w realu był tylko tymczasowcem, teraz wyleciał z CSKA. Szkoda, bo jego Sevilla grała naprawdę świetną piłkę. Powinien się odbudować w jakimś średniaku w Hiszpanii koniecznie.
Bariera językowa… Gdyby nie ona, myślę, że dałby radę i w Tottenhamie, i w CSKA. Przygodę z Realem oceniam w sumie pozytywnie – jak na tamten skład, skalę wcześniejszej demoralizacji itd. Powinien się odbudować, ale – na Boga – niech więcej nie podróżuje.
Chłop powinien wrócic do hiszpani, znales spokojna prace, gdzie zostanie obdazony zaufaniem bo to szkoleniowiec który buduje, nie jest cudotwórca, z tego tez wzgledu odradzam mu atletico, gdzie zapewne zaraz wyladuje. Nie moge spac po meczu z poolem, jak mogli zagrac tak bez jajecznie? Gdyby był fletcher…Nawet rooney nie poderwał kolegów…Roger sie teraz wysypia, wiec jego złe sny przeszły na mnie. 3 Porazka z rzedu, a było tak dobrze, lalismy pool co mecz…
Gdy jeszcze w Tottenhamie, to życzliwi miłośnicy wyższości myśli hiszpańskiej widzieli w nim i mieli go za skałę. Kto jednak obserwował go dokładnie podczas meczów nie mógł nie zadawać sobie pytań. Ale byli i są, i tacy, którzy do dziś wierzą i posługują się argumentem jak to właśnie nie kto inny tylko on sam – świetnie zarobił na Berbatovie i Keano. Oczami swej wyobraźni widzą go przy stole negocjacji, manewrującego prezesami i managerami takich Manchesterów i Liverpooli. A to prawdopodobnie tylko genialny trener i przeciętny manager. Wierzę, że piękna Hiszpania jeszcze go wyleczy i ogrzeje.
Tylko,że niczego nie da się tłumaczyć tak prosto-najlepszym przykładem jest bardzo dobry trener jakim jest Ernesto Velverde(finał P.Uefa z Espanyolem+wysokie miejsce w lidze ,wcześniej też bardzo dobrze z Athleticiem Bilbao a ostatnio dublet z Olympiakosem w Grecji a teraz poszedł do nie osłabionego ani trochę Villarreal (a wzmocnionego jeszcze ) który miał być w pierwszej czwórce od początku,a tu klops i dopiero w ostanią sobotę wygrał pierwszy mecz w lidze opuszczając ostatnie miejsce w tabeli które zajmowali po 7 kolejkach na rzecz Malagi z którą to właśnie zwyciężyli-a klub ma kadrowo bardzo mocny i lige oraz język zna perfekt-pewnie się trochę odbije ale i tak walczyć może jedynie o utrzymanie.Tak pobocznie zaś -Najlepszym napastnikiem świata jest dla mnie bezwzględnie David VIlla! 🙂
Gdy Ramos przychodził do Spurs, to pojawiły się, co prawda nieliczne, głosy, że to przeciętniak. Cała ciężka robota, czyli sukcesy Sevilli, miał zawdzięczać swojemu asystentowi. Zaczynam się powoli do tego przekonywać. Głównie z tego powodu, że Sevilla po jego odejściu nic nie straciła, a może nawet jest lepsza.
„The fouled player has to have full control of the ball and has to be moving towards the goal but Michael Owen did not fulfil either condition” – te conditions sa gdzies zapisane, czy po prostu jest to poglad tego pana? Rozumiem ze jest sedzia, ale moze jest tak, ze wg. niego warunki musza byc takie, a wg. innego inne… Chyba, ze to oficjalny przepis, to rozumiem.
W samych przepisach nie ma wyjaśnienia czym jest ta 'obvious goal scoring oportunity’. Domyślam się, że 'conditions’ są opisane w 'rulingach’ FIFA – szczegółowych wyjaśnieniach i zaleceniach dla sędziów. Każde prawo – nie tylko piłkarskie – ma jakąś tradycję jesli chodzi o wykładnię i tu akurat wyjaśnienia tego sędziego są całkiem sensowne. Tym bardziej, że sędziowie wyglądaja na dość zgodnych i bronią decyzji Marrinera… Intuicja nadal podpowiada mi, że właściwą karą byłaby czerwień, no ale teraz nie ufam jej już bezwarunkowo.Pozdrawiam
Takie dwie, trzy interwencje Paula Robinsona, jak w pierwszej połowie, zawsze przyjemnie mi się ogląda, bo jakoś kibicuję bramkarzowi z obrazka. Jednak potem, w drugiej połowie, często już znów pada deszcz. Czy raczej grad. Tych już nie obronionych przed Chelsea bramek.Że na taktyce się nie znam, to nie wierzę nawet w jej istnienie. To znaczy… w praktyce na murawie, bo w notatniku Chrisa Hughtona… to czemu nie. A w sobotnie popołudnia to na mecze patrzę raczej bezmyślnie – taki relaks po robocie.Gdy zatem przeczytałem, że mecz Tottenham ze Stoke pokazał, że Redknapp nie ma pomysłu na taktykę, to nagle poczułem się nieswojo. Bo wydało mi się, że nagle zacząłem coś z tej taktycznej tematyki kumać. Ale tylko tak mi się wydało, bo przyszło mi nawet jeszcze dodatkowo podejrzewać, że rzecz taktyczna musi być w gruncie rzeczą pospolitą i wyjątkowo prostą. To tylko starszyzna ją komplikuje, by nie dopuścić młodych do dyskusji i całej tej tajemnicy. Bo jeśli ta taktyczna nędza u Redknappa doprowadza do stworzenia kilku sytuacji, gdzie o niestrzeleniu goli decyduje już…, bo ja wiem co? Tylko jakiś nieziemski wysiłek piłkarzy drużyny przeciwnej lub niedokładność wymiarowa lokalnego zakładu prefabrykacji konstrukcji metalowych, który wykonał bramkę przed trybuną Park Lane, to… … no w skrócie to po chwili powinno być 3:0 i gdyby Tottenham nie grał do końca już nic, a nawet jeszcze gorzej, i Whelan strzeliłby tego swojego pięknego gola, to fatalnej taktyki HRappa nikt by już ostro nie komentował, a może i nie zauważył. Ale powtarzam: w obronie Stoke zaistniały zjawiska nieziemskie. A że w piłce liczy się ostatecznie tylko to, żeby te bramki jednak strzelać? No oczywiście, nie ma sprawy. Te 3 punkty dopisano właśnie Stoke.