Jeżeli dziś środa, to jesteśmy we Francji. A konkretnie, jakby powiedział Dariusz Szpakowski, w Lyonie. Jeżeli dziś środa, to jesteśmy w Lyonie i piszemy o kryzysie Liverpoolu.
Podejmuję ten temat po raz trzeci w ciągu ostatniego miesiąca i w ten sposób mój blog zmienia się poniekąd w kronikę oblężonego miasta. Wszystko zaczęło się od przegranej potyczki w miejscu zwanym White Hart Lane, później pod mury miasta podeszły oddziały z Birmingham, siejąc popłoch wśród mieszkańców (złą sławą cieszy się od tamtej pory zwłaszcza machina oblężnicza nazwana Ashley Young). Ale prawdziwe pasmo klęsk zaczęło się dopiero gdy na mury wdarły się kolejno pułki fioletowe, niebieskie i biało-czerwone (kolory sztandarów zmieniały się jak las na horyzoncie), te ostatnie posługując się przy tym niesioną przez wiatr straszliwą bronią wypełnioną gazem. Po biało-czerwonych nadciągnął desant z Francji i cóż z tego, że wycieczka za mury zmusiła potem do odwrotu żołnierzy marszałka Fergusona, skoro niemal natychmiast srogi rewanż wziął generał Hodgson, a jeszcze wcześniej spustoszenia w szeregach obrońców dokonała dziecięca krucjata prowadzona przez wielebnego Arsene’a. Sytuacji oblężonych nie poprawiają rany, jakie odnieśli w boju kapitan Gerrard, sierżant Riera, a także młody plutonowy Johnson oraz kaprale Aurelio i Skrtel. Ludność z trwogą nasłuchuje pogłosek o obrażeniach, jakie odniósł uwielbiany tu porucznik Torres, wiele mówi się również o nienajlepszej dyspozycji podporucznika Carraghera. Prasa w oblężonym mieście podlega cenzurze, ale na ulicach tym łatwiej rodzą się plotki: ostatnio o tym, że kupcy korzenni zamyślają zdymisjonowanie komendanta twierdzy, pułkownika Beniteza…
Zastanawiam się, czy od poprzedniego wpisu zmienił się nasz sposób widzenia sytuacji. Ale nawet jeśli nie, nawet jeśli powiedzieliśmy już wszystko np. o sensowności polityki transferowej hiszpańskiego menedżera, warto do tematu wrócić, bo zmienił się ton komentarzy: niejeden angielski dziennikarz uznawał w tych dniach odejście Beniteza za przesądzone – pytanie nie brzmiało już „czy”, tylko „kiedy”. Nawet Alan Hansen, przed laty ikona klubu, dziś ikona telewizji, tłumaczy się z przedsezonowego typowania Liverpoolu do mistrzostwa kraju, a przy okazji zadaje cios może najboleśniejszy: kwestionuje wolę walki w drużynie podczas meczu z Fulham. Morale w Liverpoolu nie może być dobre, skoro Jamie Carragher na pytanie, kim można by zastąpić kontuzjowanego Torresa, odpowiada: „Nikim”. Dziś w pierwszym składzie znów wybiegł Woronin – pokażcie mi drużynę z górnej połowy tabeli Premiership, która w tak ważnym meczu korzystałaby z piłkarza tak przeciętnego.
Jakie zresztą może być morale w drużynie, która po 83 minutach ciężkiej pracy strzela wreszcie gola, po czym – już bez swojego najlepszego napastnika (Benitez, jak w sobotę, znów postanowił oszczędzać Torresa) – ma dogodne sytuacje do podwyższenia wyniku, ale zamiast je wykorzystać, daje sobie wydrzeć zwycięstwo w ostatniej minucie po prostym błędzie defensywy? Kolejne, obok Woronina, najsłabsze ogniwo nazywa się Kyrgiakos…
Rafa Benitez nie wypada w ostatnich wywiadach przekonująco: z jednej strony odwołuje się do słów „You’ll Never Walk Alone”, z drugiej apeluje, byśmy widzieli pełny obraz. „Jestem pewien – powiada – że sytuacja zmieni się w ciągu kilku tygodni, kiedy nasi kontuzjowani piłkarze wrócą do zdrowia”. Problem w tym, że za kilka tygodni Liverpool może ostatecznie stracić szanse na awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów, o mistrzostwie Anglii nie mówiąc.
A skoro mamy widzieć pełny obraz: David Conn, dziennikarz wybitny i wybitnie znający się na ekonomii futbolu (jego książka „The Beautitful game? Searching the Soul of Football” to już klasyk) wziął kalkulator i zaczął podsumowywać. Po remisie w Lyonie i zwycięstwie Fiorentiny nad Debreczynem awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów stał się mało prawdopodobny. Liverpool, jak na standardy Wielkiej Czwórki ma stadion nie największy, a ceny biletów w tym przemysłowym mieście nie mogą być porównywalne z londyńskimi. To dlatego dochody z Ligi Mistrzów są dla klubowego budżetu tak ważne i dlatego tak ważny jest również awans do przyszłorocznych rozgrywek. Utrata kilkudziesięciu milionów funtów byłaby dla zadłużonego Liverpoolu katastrofą – również w perspektywie negocjacji z chętnym do przejęcia klubu arabskim miliarderem.
Z sobotniego Match of the Day utkwił mi w pamięci jeden przejmujący obraz: zbliżenie na twarz Rafy Beniteza, po której długo spływa pojedyncza kropla potu. Komendant twierdzy wie, że lada chwila może się załamać kolejna linia obrony?
A kto wie, czy ta linia nie będzie już ostatnią? 😉
Po pierwsze swietne odniesienie Panie Michale, trzeba przeciez napisac inaczaje, mimo ze wciaz o tym samym. Problemem jest jakosc graczy, a raczej jej brak. Kyriakos dzisiaj to jest jakas pomyłka, ngog, woronin to nie sa gracze na taki klub. Moze Pan Zachodny jako kibic chelsea powie, ilu graczy liverpoolu widziałby w swoim zespole? Ja jako przedstawiciel MU powiem ze tylko 3 mogło by grac w moim zespole. Byc moze, podkreslam byc moze, lepiej wywiesic biała flage, ale ocalic resztke długo stawianego miasta, wróg jest juz u bram, mur długo nie wytrzyma. Byc moze lepiej ocalic cokolwiek, niz starcic wszystko…Swoja droga, jakze niesamowity jest to sport, ta piłka nozna, dzis w ciagu 1 minuty!!! Liverpool z nieba do piekła, a inter mediolan w odwrotnym kierunku. Football bloody hell. Mozna ogladac całe mnóstwo spotkan, ale zawsze cie czyms zaskocza. Liverpool ma niewielka szanse, lyon z fiorentina na remis i po zawodach. Póki piłka w grze…
Myślę, że Liverpool się jeszcze otrząśnie w Premiership, ale w LM szanse nie są bardzo małe, ale wręcz iluzoryczne. Nie chce mi się wierzyć, żeby Fiorentina wypuściła z rąk taką szansę i przegrała z Lyonem. Można się jednak cieszyć z tego, że faza grupowa wreszcie jest ciekawa i wygląda na to, że jeszcze kilka wielkich drużyn odpadnie.
Pierwszy akapit to chyba efekt przedawkowania Festiwalu Conrada, choc wyszlo to calkiem zgrabnie :-)Zupelnie nie wiem czemu, ale wierze w awans Liverpoolu – nie takie cuda widziały puchary. Jesli tak sie stanie, szkoda mi bedzie odrodzonego Lyonu, ktory gra bardzo ciekawie i rozstrzelanej Violi, z miasta przeuroczego.
Errata – Lyon oczywiscie jest pewien awansu, wiec tylko Violi moze byc szkoda
Bardzo sympatycznie z Pańskiej strony, że poraz kolejny pochyla się Pan nad legendą.Jednak walka o najwyższe cele tego sezonu Liverpoolu już nie dotyczy. Nie wiem jakiebędą tego implikacje. Zmiana wielkiego trenera w wielkim klubie w środku sezonu moimzdaniem nie wchodzi w grę. Zastanawiam się czego poza brakiem szczęścia w tymsezonie Liverpoolowi zabrakło. Wydaje mi się, że doszło do zmęczenia może raczejprzesilenia związanego z niepowodzeniami poprzedniego sezonu. Liverpool gra dlamnie piekną ale niezwykle fizycznę piłkę. W kazdym meczu nawet ze słabym rywalemgrają pressing. Mimo, że trener od dawna stosuje doktrynalną rotację składu mająchyba najdłuższe absencje kluczowych graczy. Trzon się wypala, Gerrard słabnie zkażdym sezonem podobnie jak kiedyś w Arsenalu Henry. Obrona mimo wzmocnień ciagle niepewna. Odejście Alonso pogrązyło zespół, brakuje tej jakości w ostatnichminutach, brakuje klasowego zawodnika w spokojnym wykończeniu akcji. Szkoda, żedo Liverpoolu nie mógł przejść Tevez. Uważam, że to idealny zawodnik do wizjizespołu autorstwa Beniteza. Cóż, pozostało to co w angielskiej piłce najważniejszeczyli walka do upadłego w kazdym następnym meczu. Prawdopodobnie Liverpool”zdecyduje” kto zostanie mistrzem. Szkoda Beniteza wierzę, że pozostanie.Pzdr.
Jeżeli szanse są iluzoryczne, to Benitez z tego wyjdzie; jestem przekonany. W sezonie, w którym wygrali LM, gol w ostatniej minucie Gerrarda dał im dopiero awans z grupy. A poza tym bez przesady… Nie wyjść z grupy po raz pierwszy od kilku lat to naprawdę nie jest dramat. Czy Hiszpan nie rozpieścił troche kibiców Liverpoolu? A z drugiej strony: żonglowanie zdrowiem najlepszego napastnika świata oraz jednego z lepszych pomocników woła o pomstę do nieba. Ileż to razy już Gerrard grał na zastrzykach, by tylko ratować Liv i skórę Beniteza? Torres gra już 2-3 mecz z kontuzją. Czy gdyby dostarczyć klubowi większego zaplecza, gdyby mądrze zarządzać siłami graczy, nie grali by oni o wiele więcej w sezonie (patrz polityka Fergusona)? Naprawdę żal patrzeć.. Jest to też okropny przekaz dla Voroninów czy Ngogów, skoro nad nich trener woli wystawiać „rannych”.
To baardzo mocny zarzut, że Benitez lekceważy zdrowie Torresa dla doraźnych celów. Jeśli coś w chłopaku trzaśnie, będzie miał dłuższą przerwę, Hiszpan wyjdzie na tym gorzej. Z drugiej strony może liczy, że zacznie go leczyć, jak będzie miał do dyspozycji Gerrarda? W każdym bądź razie ryzykuje sporo. Wydawałoby się, że zdrowie powinno być najważniejsze, a wszyscy widzą, że Torres ledwo zipie, oszczędza się i chodzi na zastrzykach czy innych blokadach.
Czy to prawda, co powiedział wczoraj redaktor Reczel, że Torres grał z przepukliną? Czy w tym stanie można wogóle grać?
Presja wyniku jest rzeczą straszną. Tak jest, Torres ma kłopoty z przepukliną, gra na zastrzykach, grozi mu operacja. Grając przeciwko Fulham nie czuł się najlepiej, Benitez mówił, że zdawał sobie sprawę, iż w pewnym momencie będzie go musiał zmienić, ale… nie mógł sobie pozwolić na danie swojemu najlepszemu napastnikowi wolnego. Podobnie z Lyonem. Mam wielką nadzieję, że np. przerwa ligowa na mecze reprezentacji da mu czas na dojście do siebie…
> Czy to prawda, co powiedział wczoraj redaktor Reczel, że> Torres grał z przepukliną? Czy w tym stanie można wogóle> grać?Znajomy kandydat na lekarza (i fan Poolu) twierdzi, że to nie jest prawda a w każdym razie nie do końca.Kłopot z przepuklina polega na tym, że Torres ma bardzo osłabiony któryś z mięśni. Zagrożenie operacja wynika stąd, że jak ten mięsień puści to zrobi sie przepuklina i trzeba bedzie leczyc operacyjnie (taka normalna przepuklina a nie 'sportowa’). Na razie nie ma potrzeby operacji – wystarczy kilka tygodni (dziś media doniosły, że 3) odoczynku. Gdyby to była regularna przepuklina to odpoczynek by nie wystarczył.Niemniej granie zwodnikiem w tej sytuacji jest ryzykowne. Żeby zmniejszyc to ryzyko Torres nie grał w tym meczu po swojemu tylko ala Berbatov :-)Pozdrawiam
Z jednej strony widzę zapaść Liverpoolu i Bezradność Beniteza, który zapędzony (sam przez siebie) w kozi róg, nie potrafi wyrwać się z tj sytuacji. Czy Liverpool ma najgorszy początek sezonu od lat? Bez wątpliwości.Zastanawiam się tylko, jakie były poprzednie lata Beniteza. Okazuje się, że pomimo wspaniałej gry i świetnej końcówki poprzedniego sezonu – zostali z niczym. Wbrew moim własnym odczuciom, Liverpool nie jest skazany dziś (sportowo) na gorszy wynik niż przed rokiem.Myślę, że kwestią zasadniczą pozostaje jego spotkanie i rozmowa z właścicielami. Jeśli Benitez ma jakiś plan na wyjście z tego dołka, to pewnie zostanie do końca sezonu. Myślę, że cele w postaci zwycięstwa w FA Cup, zakwalifikowanie się do pierwszej czwórki w lidze i (po ew. odpadnięciu z LM) walka o zwycięstwo w Lidze Europejskiej – są na przestrzeni dłuższego okresu czasu, osiągalne dla tej drużyny.Być może szukam zbyt mało prawdopodobnych rozwiązań. Ale przecież tak łatwo jest teraz zwolnić Rafę i obarczyć go winą za wszystko – bo to oczywiste 🙂 Niesamowitym zjawiskiem byłoby podniesienie się jego drużyny i walka pod koniec sezonu o jakies trofeum. To mógłby być lepszy sezon od poprzedniego.
Umarłem, „krucjata dziecięca wielebnego Wengera”. Ja tam zawistny nie jestem, ale za dobrze to nie może się skończyć.
A propos Wengera: czy Arsenal nie sprzedał czasem przed sezonem filarów ofensywy i defensywy? A wyglądają teraz najlepiej od czasów „invincibles” (śmiem twierdzić). Nie wiem czy w czołówce istnieje lepiej zarządzany klub niż Arsenal; jako jedyni grają pozytywną piłke w PL; posiadają skład dobry na lata. A najlepsze jest to, że wcale żadne trofeum nie jest im desperacko do szczęścia potrzebne.
Jedyni pozytywna piłke? Rozumiem zadowolenie z dobrej gry swojego ukochanego zespołu, ale bez jaj. Czy sa najlepiej zarzadzana? To nie chodzi o zdobywanie trofeów? Bo chyba celem zarzadzania jest by zespół był silniejszy azeby WYGRYWAŁ. Trofea nie potrzebne? Myslisz ze fabregas nie chce czegos zdobyc? Ile jeszcze pogra bez trofeów zanim rozejzy sie za druzyna w której ma wieksze szanse?.
Załóżmy ze z wielkiej 4 jedyni grają pozytywny futbol – United stracili fajny styl z 2 lata temu, Liverpool ma kryzys, Chelsea gra bo pewien Rosjanin chce mistrzostwa :); a Arsenal jedyny się bawi meczami. Teraz najlepiej zarządzany: ma długoterminową politykę kadrową, która zaczyna przynosić świetne efekty (coraz szersza kadra, ile talentów!), zarabia na transferach, klub przynosi dochody, duży stadion stanowi świetną podporę. Inne kluby czołówki: United i Liv spłacają kredyty właścicieli, Chelsea funduje Roman, Real się właśnie zadłużył tego lata na 250 mln (i to nie na coś długoterminowego, ale na piłkarzy!), Barca też ma spory dług, Inter i Milan również zależą od funduszy Morratiego i Berlusconiego. A trofea? Owszem, są bardzo ważne. Arsenal jednak zdobywa sobie rzesze zwolenników głownie przez styl gry, filozofie wychowanków, promowania młodych, występowania w czołówce przy mniejszych nakładach na transfery itd. Brak trofeów nie oznacza więc, że kibice się odwrócą, albo spadnie sprzedaż koszulek itp., co może się zdarzyć np. Chelsea. No i trofeum się wznosi raz, 2 tyg. później trzeba już myśleć co dalej; a Arsenal się bawi grą cały rok. Fabregas? W ostatnich latach poodchodzili Vieira, Henry, Pires, Lijunberg, Cole, Hleb, Flamini, Adebayor, Toure i in. Bez Cesca Arsen też sobie poradzi (zresztą sądzę, iż sprzeda go już tego lata). I kibicuję United poza tym. Krytykowałem Arsenal w ostatnich latach, ale naszła mnie refleksja dzisiaj właśnie na ich temat.
Trofea przyjdą. Prędzej czy później (czuję, że będzie to już ten rok) uniesiemy w górę któryś z pucharów. I tak jak mawiają angielscy dziennikarze: najtrudniej zdobyć to pierwsze trofeum – później drużyna zna swoją wartość, dzięki czemu łatwiej o sukcesy
Ja równiez lubie ogladac gre arsenalu, zgoda ze MU w zesżłym sezonie zabijało gre, ale MU sprzed dwóch lat to druzyna grajaca genialnie, prezentujaca mój ulubiony styl, szybka ofensywna gra, ale z wyraźnym celem-strzeleniem, do tego dochodził duch walki i jak dla mnie idealna mieszanka. Mecze takie jak z Aston Villa zabierały dech w piersi. Zwolennikiem klepania piłii w celu jej klepania nie jestem, tak wiec ciezko mi zachwycac sie chociazby gra barcelony, próbowałem ale bez powodzenia. Brakuje mi walki, wslizgu, pokazania charakteru. Arsenal równiez ma dług zaciagniety na budowe stiadionu, dochody klubu sa nieporównywalnie nizsze od tych z Old Trafford. Warto dodac ze dług MU jest wyjatkowy, otóz gdy byli na giełdzie prosperowali fantastycznie, od wielu lat notuja najwyzsze zyski (za ostania LM to MU zgarnoł najwiecej). Dług wzioł sie z kredyty zaciagnietego na wykupienie akcji klubu. Co wiecej klub, w przeciwienstwie do liverpoolu nie ma problemu ze spłacaniem owego.Wychowankowie? Jestem tradycjonalista, i fabregasa czy innych graczy sprowadzonych w młodym wieku za wychowanka nie uznam.
otoz to. Nazywanie wychowankami takich graczy jak Fabregas, Danilson czy Clichy to profanacja.
Rozbawiłeś mnie maksymalnie-bo przy takim założeniu np. Beckham,Neville,Giggs i inni tym podobni także nie sa wychowankami United ponieważ w wieku lat kilkunastu(np.18,17,16,15,14),jako wyrózniający się i podszkoleni przez kogoś innego zawodnicy zostali wyłapani,zwerbowani przez United i dalej już tam się rozwijali,Tak samo jest z Fabregasem,Carlosem Velą i całą masą innych zawodników Arsenalu-czyli albo wszyscy sa wychowankami albo nie.
Jest róznica miedzy odebraniem gracza barcelonie, która nie mogła z przyczyn prawntch zakontraktowac chłopaka a namówienie do gry w klubie 14 letniego chłopaka. Giggs maiał 1 trening w city. 1!! Machedy wychowankiem nie nazwe bo podebrany lazio, zgodze sie ze piłkarskie wykształcenie fabregasa to 90% zasługa arsenalu, ale on nie jest stamtąd. Do tego do chodzi narodowosc, jakos tak nie moge przyjac do wiadomosci ze człowiek z poza wysp jest wychowankiem wyspiarsekiego klubu. Wychowankowie to osoby które, jak dla mnie z klubem sie utorzsamiaja, kibicuja mu od dawna. Tak było z Giggsem czy Beckhamem. W kwesti prawnej sa wychowankami, ale juz logistycznej nie.
Heh-ale to jest sprawa indywidualnego odbioru tylko i wyłacznie z ta narodowościa itd i nie ma zadnego znaczenia przy ogólnych kryteriach które musi spełniać wychowanek danego zespołu aby nim był.G.Neville czy Beckham mieli po 16 lat jak zostali skaperowani do United jako bardzo utalentowani i szkoleni wczesniej przez inne kluby zawodnicy(a jeżeli klub jest typową szkółką bez powaznego zespołu seniorów to tak samo ten własnie klub juniorski kogoś wychowal do pewnego etapu i ma takie same zasługi jak taka sama szkólka juniorów tyle ze np. Barcelony) czyli identycznie jak tenże Vela lat 16 i Fabregas(17) gdy przychodzili do Arsenalu.Ty sobie dorabiasz jakąś teorię ktora sie zgadza w twoimi poglądami itp-ale to tylko tyle i jest to kwestia tak poboczna jak i zależna od tego w czym wyrosłeś
Zresztą z tym kibicowaniem to też jakaś bzdura bo np. oni w rzeczywistości czesto kibicowali komuś innemu na początku i wywodzili sie z innych srodowisk i tak samo jak ktoś jest z wysp to lubiąc jeden klub czesto niecierpi innego z tego samego kraju albo ma go gdzieś-tyle ze z czasem jak juz byli w klubie(np.United) to sie z nim zwiazywali odnoszac wielkie sukcesy itd Nie widze różnicy z tymi z zagranicy którzy tak samo przychodzą aby sie podszkolic rozwijać i się emocjonalnie łączą(i to nawet nie bedać wychowankami zupelnie jak Henry)
Gratuluje pogladu, ze Beckham, Giggs czy Neville nie sa wychowankami Manchesteru. Czy naprawde dzis trzeba byc kontrowersyjnym aby byc dostrzezonym? Jesli ktos nie widzi roznicy miedzy Bechamem, ktorego rodzice byli fanatykami Manchesteru, jezdzil na ich mecze z Londynu, byl ich maskotka na jednym z meczow itd. a Fabregasem, ktory „od dziecka kibicował drużynie FC Barcelona; mając dziewięć miesięcy, był na swoim pierwszym meczu tego klubu, na który zabrał go dziadek. W zespole tym rozpoczął karierę. Początkowo występował na pozycji defensywnego pomocnika, zdarzało się także, że grał w ataku, czego skutkiem było zdobycie ponad 30 bramek w sezonie dla młodzieżowych drużyn klubowych” (wiki) to ja nie mam pytan. No chyba, ze ktos jest biurokrata i patrzy tylko na przepisy. Dla mnie wychowankiem jest ktos, kto jest przez ten klub wychowany nie tylko pod wzgledem pilkarskim. Utozsamia sie z tym klubem, w zyciu by z niego nie odszedl (Beckham nie mial wyboru, ale mowil wielokrotnie, ze gdyby mial wrocic do Anglii to tylko MU). Fabregas kocha piekna gre, czego nauczyl sie w Barcelonie, dlatego tak pasuje do Arsenalu. Przewazajaca wiekszosc swoich obecnych umiejetnosci pilkarskich nabyl w Londynie, ale mentalnosc gry ma po Barcelonie. Czegos takiego jak wychowanie nie da sie zamknac w przepisy, ze trzeba zagrac iles tam meczow przed ktoryms tam rokiem zycia. Ciekawy jestes co on sam mysli na ten temat, przez kogo wychowany sie czuje (mam na mysli prawdziwe odczucia a nie pijar dla kibicow). Nie chce nikogo przekonywac, ze to co ja mowie jest sluszne i prawdziwe, takie mam tylko poglady. Pozdrawiam.
Tylko ze to jest jeden Beckham-cała masa innych (w wielu klubach) nie musiała być kibicami zespołu który ich wychowywał i czesto nie byli,.Pozostałe sprawy tak jak napisalismy już to kwestia indywidualnego odbioru który wynika tak jak wszystko w zyciu z tego w czym sie wyrosło itp.Ja sam bardziej sie utożsamiam z brytyjskimi wychowankami brytyjskich klubów,hiszpańskimi hiszpańskich i tak dalej(co jest naturalne),ale jak przeczytałem coś o…profanacji to wybaczcie.
Napisałem juz ze przepisy jedno logistyka drugie. Ty nie widzisz nic złego w braku anglików w arsenalu, i nazywaniu wcyhowankami graczy podebranych z innych szkółek. Co wiecej nie widzisz róznicy miedzy Nevillami, beckhamem czy viela. Nie mam pytan.
A ja mam inne przecucie, mimo iz grą Arsenalu ostatnio się zachwycam, uważam, że symbolem tego sezonu będzie ich mecz z MU parę kolejek temu – niby pięknie grają, niby przeważają, ale w ostateczności popełnią pod koniec jakiś błąd i skończą znowu poza podium.
a powiedzcie dlaczego Liverpool grał bez reklam na koszulkach? A wpis przedni, porównanie genialne.
Dziękuję za wszystkie dobre słowa 🙂 Brak logo sponsora na koszulkach Liverpoolu wiąże się, o ile wiem, z panującym we Francji zakazem reklam alkoholu. Przy okazji: po następnym sezonie umowa klubu z Carlsbergiem wygaśnie (po, w sumie, 17 latach) i klub będzie reklamował jeden z banków.
tak a propos Carlsberga to chodzą słuchy, że przerzuci się na pewien klub z Londynu. Zresztą jest już sponsorem w tym klubie, ale nie tytularnym (czy jakoś tak).
Z tymi reklamami w LM to jest dziwna sprawa. Na początku pażdziernika Arsenal zamontował na Emirates nowe foteliki dla Wengera i rezerwowych z logo Citroena. Podczas meczu z AZ reklamy na fotelikach zostały starannie przykryte, przyznam się że nie wiem czemu.
Wydaje mi sie ze to ma zwiazek ze sponsorami tytularnymi LM. Mianowicie Heineken ford i mastercard. Rekalmy konkurentów tych firm moga byc nie dopuszczone.
Ja sobie pozwolę zmienić temat, bo może pan, jako głębiej siedzący w brytyjskiej mentalności, potrafi na to inaczej spojrzeć. Uprzedzam, że link odsyła do strony o Man Utd, ale tekst jest pisany, jak na newsa przystało, obiektywnie 😉 W przeciwieństwie do tekstów na stronie Daily Mail, który z całej Poppy Appeal czyni trochę „operację terrorystyczną”.http://mufc.pl/aktualnosci/13243/diably-nie-uczcza-dnia-pamieci/
Według mnie za obecną sytuację odpowiada Benitez ale również amerykańscy właściciele i być może najlepiej dla Liverpoolu byłoby gdyby wszyscy opóścili The Reds. Tyle, że piłkarze nie chcieliby odejścia Hiszpana. Tak przynajmniej cały czas mówią. Wydaje mi się, że Benitez ma czas do końca fazy grupowej i jeśli nie awansuje dalej, to odejdzie.
Jeżeli nie przyjdzie miliarder to zmiana menedzera nic nie da-ten klub i tak jest w ostatnich latach w najlepszej swojej sytuacji od prawie dwóch dekad-zobaczy sie co z tego wyniknie,ale niezmiernie smieszy mnie obwinianie Beniteza o jakas obecna sytuacje bo niby czego wielkiego sie spodziewaliscie?-teraz akurat jest słabo(tak jak nieraz bywało z United Fergusona),ale może znow byc dobrze(dobrze w przypadku LFC czyli miejca 2-3 w lidze i wysoko w P.Europy + P.Anglii).
To chyba odpowiednie miejsce, by przytoczyć pierwsze słowa dziennikarza SKY z wywiadu pomeczowego z Benitezem: „Rafa, sometimes football is a cruel game”. 🙂 Co racja, to racja.Ja muszę o Arsenalu. 🙂 4,3,4,2,6,3,3,4- tak strzelają Kanonierzy w spotkaniach u siebie (Premiership i LM). Średnio ponad 3,6 gola na mecz. Jeśli chłopaki Wengera utrzymają tempo, to 100 bramek w lidze pęknie przed końcem marca.Pozdrawiam :).
Michał, ależ text – jestem powalony Doskonała lekkośc pióra, gratulacjeT.PS. Drżę przed meczem Chelsea-Man. Boję się po prostu lania. Żeby wstydu tylko nie było…
A ja jestem spokojny, chociaż remis wziąłbym w ciemno. Ferguson udowadniał nie raz, że lubi grać z drużynami, które można łatwo rozpracować, które mimo iż grają z polotem, to jednak grają schematycznie. A tak właśnie gra teraz Chelsea. Ze zdrowym Fletcherem wszystko powinno być ok. A poza tym, nawet jeśli przegramy to i tak szanse na mistrzostwo ciągle mamy duże.
Szanse szansami, ale nie wkurzają cię takie przegrane – z tuzami i innymi z best of 4?Ja nie mogłem sie uspokoić po Liverpoolu, a jak patrze na siłę ataku i środka w Chelsea, to naprawdę zazdrość ogarnia. Lampard Ballack, Essien, a do tego Anelka i Drogba na szpicy. Miodzio po prostu, miodzio. Ale, może jakoś dadzą radę.Zobaczymy, poczekamy, niedziela już za 2 dni
Nie no, nie przesadzaj. W ostatnich latach dostajemy regularnie od Poolu i to boli jak cholera. Ale oprócz Barcelony, nikt inny nas nie pokonał. Z Chelsea raczej łatwo wygrywaliśmy, Arsenal też raczej ogrywamy. Ja bym nie robił z tego tragedii.
cmentarze rosną maleje liczba obrońcówale obrona trwa i będzie trwała do końca