Gdybym miał sto złotych, to przeznaczyłbym je na kulturę: kupiłbym nową płytę Stańki i poszedłbym do kina na „Białą wstążkę”. Gdybym natomiast miał 1500 funtów, to przyłączyłbym się do akcji „Yes We Can”, mającej na celu przejęcie przez kibiców kontroli nad Newcastle United.
Z perspektywy fanów tego klubu ostatnie półtora roku musiało być koszmarem. Najpierw zakończył się miesiąc miodowy nowego właściciela, Mike’a Ashleya, który po tym, jak zatrudnił na stanowisku menedżera uwielbianego przez kibiców Kevina Keegana, powierzył funkcje dyrektorskie podkopującym pozycję Keegana Dennisowi Wise’owi i Derekowi Lllambiasowi. Potem odszedł Keegan, oponujący przeciwko kupowaniu mu przez Wise’a piłkarzy, których sobie nie życzył. Rozpoczęły się masowe protesty kibiców. Ashley zareagował decyzją o wystawieniu klubu na sprzedaż i zatrudnieniu na stanowisku menedżera pozostającego od lat bez pracy Joe Kinneara, początkowo na 10 tygodni , potem jeszcze na miesiąc, a ostatecznie do końca sezonu. Później klub został wycofany z rynku – nie udało się znaleźć kupca za żądaną przez Ashleya kwotę. Joe Kinnear ciężko zachorował i przeszedł operację serca. Drużyna grała fatalnie. Na ostatnich osiem kolejek przyszedł Alan Shearer, ale także jemu nie udało się uratować Newcastle przed spadkiem. Po degradacji, niedogadaniu się Ashleya z Shearerem na temat zasad dalszej współpracy (Kinnear wciąż się leczy) i odejściu wielu kluczowych zawodników, klub został ponownie wystawiony na sprzedaż – i ponownie wycofany z rynku. Zważcie, że od odejścia Keegana minęło niewiele ponad rok…
Zresztą farsa pogłębiła się jeszcze w ostatnich tygodniach: najpierw sąd przyznał Keeganowi rację i 2 miliony funtów odszkodowania. Później nastąpiło trzecie już wystawienie klubu na sprzedaż i wiadomość o zmianie tradycyjnej nazwy stadionu St. James’ Park na… Sportsdirect.com @ St. James’ Park Stadium (żeby było śmieszniej, na razie klub na tym nie zarabia – wysyła jedynie sygnał gotowości potencjalnym sponsorom).
Sprawa nazwy stadionu przepełniła czarę goryczy: 10 listopada Newcastle United Supporters Trust ogłosiło rozpoczęcie akcji „Yes We Can” i wysłało do kibiców „Srok” kilkadziesiąt tysięcy maili – jest w posiadaniu pokaźnej bazy adresowej dzięki zbieraniu podpisów pod petycją w obronie St. James’ Park. Proponuje współfinansowanie przejęcia wystawionego na sprzedaż klubu i powołuje się przy tym na przykłady Realu i Barcelony, których prezesów wybierają spośród siebie kibice-członkowie klubu. Liczy na wpłaty w wysokości minimum 1500 funtów lub systematyczne odprowadzanie zadeklarowanej przez kibiców części ich poborów – a w przypadku niepowodzenia przedsięwzięcia gwarantuje zwrot pieniędzy.
Organizatorzy „Yes We Can” dają sobie 6 tygodni na zmobilizowanie odpowiedniej liczby zainteresowanych. Pierwsze reakcje są entuzjastyczne – nie tylko wśród, co zrozumiałe, kibiców, ale także wśród polityków i ludzi kultury (jednym z ambasadorów akcji jest urodzony nad rzeką Tyne Sting). Czy w razie sukcesu NUST będzie potrafiło zarządzać klubem, albo kim okaże się tutejszy Florentino Perez, to na razie pytania przedwczesne, choć warto je mieć w tyle głowy. W Anglii jest już jeden klub uratowany przez wiernych kibiców – Exeter City. Jest oczywiście także Ebbsfleet United – przejęty przez członków strony internetowej MyFootballClub – tu trudno mówić o sukcesie, bo liczba płacących składki „współwłaścicieli” po pierwszej fali entuzjazmu drastycznie zmalała. Kupowanie Ebbsfleet trudno jednak porównywać z kupowaniem Newcastle – założyciele MyFootballClub objęli kontrolę nad pierwszym lepszym klubem, na który było stać uczestników akcji, ich więzi z drużyną nie sposób więc zestawić z tą, którą odczuwają najwierniejsi fani Newcastle.
Ja akurat fanem Newcastle nie jestem. Ale gdybym miał 1500 funtów, przyłączyłbym się do „Yes We Can”. Najpierw z poczucia, że to potencjalnie dobry interes: stać się udziałowcem klubu z taką marką i tradycją, z takim stadionem, z taką bazą kibiców, a nawet z takimi piłkarzami – wygląda przecież na to, że powrót do Premiership nie będzie dla nich wielkim problemem. Potem przez pamięć Bobby’ego Robsona, który musi przewracać się w grobie widząc, co wydarzyło się w Newcastle za rządów Mike’a Ashleya. Z sympatii do obecnego menedżera „Srok” Chrisa Hughtona, którego karierę piłkarską i trenerską obserwowałem odkąd pamiętam, bo w latach 1977-2007 był związany z Tottenhamem. Z powodów romantycznych wreszcie: idea kupienia klubu przez zwykłych kibiców wydaje mi się bardzo atrakcyjna w czasach fatalnego zauroczenia angielską piłką rozmaitych milionerów, co to mają już wille, jachty, odrzutowce i wszystkie te rzeczy, które mają milionerzy, ale chcą mieć jeszcze drużynę piłkarską. Na razie nie wiem, na ile to realne, jestem świadom wielu znaków zapytania, ale podoba mi się idea powrotu do źródeł, czyli do czasów, w których kluby były dla kibiców, a nie dla ludzi od pieniędzy.
trzymam kciuki za powodzenie akcji kibicow nu. fajnie byloby znowu zobaczyc chlopakow z st. james’ park w premiership.newcastle united to jedna z najlepszych marek w angielskim futbolu i szczerze mowiac to troche dziwnie wyglada mi obecny sezon bez nich…
Jedna z najlepszych-pewnie tak,ale tylko historycznie bo ostatni jakikolwiek tytuł,,puchar,pucharek zdobyli kilkadziesiąt lat temu,a w tym samym czasie „cokolwiek” zdobywała cała masa innych także dużo mnie utytułowanych zespołów.Jednak także mam do nich sentyment duży ze względu na Bobbiego Robsona,Shearera,specyficzną jedność mieszkańców tego rejonu itp.Co do akcji zbierania funduszy przez kibiców to już było kilka takich pomysłów i sa niby realizowane(np.kibice LFC),ale to wszystko takie pomysły dla…” poprawienia samopoczucia”,”wzmocnienia dusz”
Trochę przesadził Pan z kokieterią bo i na film Pan pewnie pójdzie i płytę kupi.
Następny będzie Liverpool FC. The Spirit of Shankly group już robi swoje.Come listen to a legend madeA story that will never fadeOf how an army dressed in redHelped keep alive what all thought dead
Mnie osobiście troche dziwi brak zainteresowania NU ze strony szejków. Jest to wielki klub z tradycjami, z rzeszą fantastycznie dopingujących fanów, z wspaniałym stadionem zapełnianym po brzegi w każdy weekend i z mimo wszystko bardzo dobrymi piłkarzami. Gdybym był jakimś katarskim księciem czy kimś podobnym i spełniając wszystkie moje zachcianki zapragnąłbym sobie kupić klub piłkarski to Newcastle napewno byłoby jednym z faworytów. No nie wiadomo tylko czy zaakceptowaliby mnie kibice. Od dziecka oprócz MU kibicuje właśnie Srokom i mam nadzieję że akcja zakończy się sukcesem 😉