Ci, którzy zaglądali do tych zapisków już przed rokiem, być może pamiętają: moja ulubiona data to pierwszy weekend stycznia, trzecia runda Pucharu Anglii. Przed rokiem jednak składałem tę deklarację nieco na wyrost, wspominając przede wszystkim wydarzenia z lat poprzednich, kiedy do trzeciej rundy dochodziły zespoły w pełni amatorskie, które potem stawiały tak dzielny opór klubom z Premiership, że doprawdy chwilami nie można było się zorientować, kto tu jest zawodowcem. Nuneaton Borough, Burton Albion czy Tamworth – każdą z tych drużyn zachowuję we wdzięcznej pamięci, szczególną estymę zachowując jednak dla Havant & Waterlooville, która w rozgrywkach sprzed dwóch lat napędziła potężnego stracha Liverpoolowi, w czwartej (sic!) rundzie dwukrotnie obejmując prowadzenie na Anfield Road. Zresztą w tamtym sezonie nie była to jedyna sensacja: wśród półfinalistów zabrakło drużyn Wielkiej Czwórki, Liverpool i Chelsea odpadały z drugoligowym Barnsley, a w finale Portsmouth Harry’ego Redknappa wygrało z Cardiff…
Ubiegły rok spragnionych sensacji rozczarował, a tu i ówdzie pisało się o kryzysie rozgrywek, traktowanych przez największe zespoły nieco bardziej ulgowo niż Liga Mistrzów i Premiership (moim zdaniem kryzys dotyczył przede wszystkim telewizji, która przejęła od BBC pokazywanie Pucharu Anglii – i robiła to fatalnie). Sceptyczne głosy słychać było i przed tegoroczną trzecią rundą, a nawet w jej trakcie, skoro jedynym prawdziwie zaskakującym wynikiem z soboty był remis Liverpoolu na boisku w Reading.
Fot. AFP/Onet.pl
Dziś jednak, po tym jak występujące dwie ligi niżej Leeds w pełni zasłużenie wygrało na Old Trafford, nikt nie będzie rozczarowany. To był pucharowy klasyk w każdym sensie tego słowa: mistrz na deskach, pobity przez ambitnego słabeusza, który od pierwszej do ostatniej minuty chciał bardziej, pracował ciężej, biegał szybciej. W dodatku słabeusz ten kiedyś nie był wcale taki słaby: przeciwnie, rywalizacja Leeds z MU ma historię długą i nieoczywistą. W półfinale FA Cup w 1965 r. piłkarze obu drużyn pobili się na boisku, w 1970 o awansie do finału musiał zdecydować trzeci mecz (w obu tamtych sezonach wygrywało Leeds), w 1994 r. wracający na swoje niedawne śmieci już jako piłkarz MU Eric Cantona schodził z boiska jako pokonany, w 2002 r. w meczu na Elland Road padło 7 goli…
Tamtego sezonu kibice Leeds woleliby pewnie nie pamiętać. Jeszcze rok wcześniej Pawie grały w półfinale Ligi Mistrzów, ale po tym, jak nie udało się ponownie zakwalifikować do tych rozgrywek (ergo: zarobić), nastąpiło bolesne przebudzenie: w ciągu kilkunastu miesięcy zadłużony klub rozpaczliwie wyprzedawał swoich najlepszych piłkarzy, później spadł z Premiership, a następnie także z Championship, ogłosił bankructwo i popadł w zarząd komisaryczny, za co zgodnie z regulaminem rozgrywek odbierano mu punkty…
Przez cały ten czas trudno było nie myśleć ze współczuciem o fantastycznych kibicach Pawi. Dziś do Manchesteru przyjechało ich 9 tysięcy, ale – jak mówi młody menedżer Simon Grayson, mogłoby i 30 tysięcy; we wtorek na mecz z Bristol Rovers wybrały się 4 tysiące – tyle, ile gospodarze przeznaczyli miejsc dla gości. Nie zostawili swej drużyny w tarapatach i teraz otrzymali jedną z najwspanialszych nagród, jakie można sobie wymarzyć w angielskiej piłce: wygraną na Old Trafford.
Wściekły Alex Ferguson obwiniał sędziego, że doliczył tylko pięć minut (wiecie, że na doliczony czas gry w Anglii zaczęto mówić „Fergie time”?), ale zdecydowanie ostrzej mówił o piłkarzach. Nikt, jego zdaniem, nie może uważać, że zagrał dobre zawody (ja bym bronił Rooneya), nikt nie może twierdzić, że Leeds czymkolwiek go zaskoczyło – nawet na ten rodzaj rozegrania akcji, z piłką do szybkiego Beckforda, trenerzy MU zwracali przed meczem uwagę, nikt wreszcie nie może być pewien występu w półfinale Pucharu Ligi za kilka dni (derby Manchesteru…), a przeciwnie: niejeden z dzisiejszych antybohaterów powinien się spodziewać odsunięcia na ławkę. Pisałem tu niedawno o prawdziwym końcu Wielkiej Czwórki – właśnie pękła kolejna bariera, bo sir Alex jako menedżer MU nigdy jeszcze nie przegrał pucharowego meczu z drużyną grającą na co dzień w niższej lidze.
Widzę, że i tym razem grozi mi długie pisanie. Bo wypada jeszcze kilka zdań powiedzieć o rewelacyjnej postawie dwóch angielskich bramkarzy: Joe Harta w Birmingham i Joe Lewisa w Peterborough. Ten ostatni po występie na White Hart Lane stał się niespodziewanym kandydatem do wyjazdu na mundial: niespodziewanym, bo czy Fabio Capello ogląda mecze ostatniej drużyny Championship? Z drugiej strony Harry Redknapp wygadał się, że dyrektor Peterborough Barry Fry powiedział mu, że Lewisa chcą kupić MU, Arsenal i Liverpool, ale on gotów jest po starej przyjaźni dać Tottenhamowi prawo pierwokupu. Redknappowi, po kontuzji Cudiciniego, brakuje mocnego rywala dla Gomesa, może więc Capello nie będzie musiał daleko jeździć…
Lewis bronił jak natchniony, ale i Tottenham zagrał bardzo dobry mecz – zwłaszcza dwaj Chorwaci na bokach pomocy (po kontuzji Lennona Modrić wystąpił na prawej stronie, lewą oddając Krajnczarowi). Czego nie można powiedzieć o Liverpoolu, który umęczył się z Reading i będzie musiał męczyć się z tym zespołem ponownie. Rafa Benitez traktuje Puchar Anglii bardzo serio, nie tylko ze względu na pamięć o nie tak dawnym fantastycznym finale z West Hamem, ale przede wszystkim ze względu na to, że powinien się wykazać choć jednym sukcesem w tym nieudanym, jak dotąd, sezonie.
Patrząc na Grzegorza Rasiaka zastanawiałem się, czy jego kariera mogłaby się potoczyć inaczej, gdyby we wrześniu 2005 zaliczono mu gola, zdobytego po kapitalnym uderzeniu piłki głową (to był mecz Tottenhamu z Liverpoolem właśnie, debiut Rasiaka, a sędzia uznał, że po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Carricka piłka na moment opuściła boisko). O tym, jak wiele daje piłkarzowi pewność siebie, poczucie dobrego startu, wsparcia kolegów itp., przekonujemy się praktycznie co tydzień… Tak czy inaczej, miło było znów zobaczyć Rasiaka i dopisać mu asystę przy golu dla Reading. Dzięki niej Polak otrzyma prawdopodobnie jeszcze jedną szansę pokonania Reiny – podczas powtórki na Anfield. Może tym razem się uda.
Moją ulubioną drużyną amatorską, która ostro namieszała w Pucharze Anglii w ostatnich latach są Blyth Spartans z Blue Square North. Rok temu dopiero Blackburn ich zatrzymało wygrywając tylko 1-0, a i tak mając w końcówce meczu wiele szczęścia, ze gospodarze nie wyrównali. Świetnie pamiętam ten mecz, mimo że zmuszony byłem go oglądać na kiepskiej jakość przekazie internetowym:) A wyniki Spartan i wydarzenia w klubie ślędzę na bieżąco.Co do Rasiaka pełna zgoda – gol z Liverpoolem dałby mu zupełnie inne otwarcie do kariery w Londynie, ale nie ukrywajmy, może Premier League nie podbił jednak swoją renomę Grzegorz na Wyspach ma, zupełnie odwrotną do tej w kraju. Życzę mu wszystkiego najlepszego bo za każdym razem jak go widze w meczach w Championship czy Fa Cup to gra dobrze, walczy za dwóch, a wczorajszy mecz z Liveproolem jest tego najlepszym przykładem. The Reds byli beznadziejni, zwłaszcza w obronie. Torres nie miał żadnej pomocy ze strony kolegów, Gerrard (mimo bramki!) przeszedł obok większej cześci meczu, a Ngog pewnie irytował fanów Liverpoolu swoimi stratami.Dobrze, że Ferguson w ogóle do dziennikarzy wyszedł. Przed ostatnim gwizdkiem szalał przy linii bocznej, a część drugiej połowy spędził siedząc i wyglądając na głęboko obrażonego na swoich piłkarzy. Prawda jest taka, że nie dali z siebie wszystkiego. Po raz kolejny najsłabszy był Berbatow (to tak w nawiązaniu do jednego z ostatnich tekstów na Pana blogu) i można się zastanawiać czy te trzydzieści milionów ciąży mu tak, że w trakcie meczu biega naprawdę niewiele. Zresztą jak większość składu United tego dnia i nawet Rooneya bym nie bronił – kilka strat miał dziecinnych, a trudno uwierzyć by był rozkojarzony. A ile było sytuacji które zmarnował… Magia pucharu, a ci kibice Leeds – fenomenalny doping przez pełne 90 minut, fanów obu drużyn.Warto by napisać trochę o wydarzeniach w Stoke – znów dały o sobie znać potężne wyrzuty z autu Rory’ego Delapa, a przecież goście z York sensacyjnie prowadzili – nie przeszkodziło im to, że przebierali się w autokarze stojącym w korku kilkanaście kilometrów od stadionu. Dopiero policja ich odeskortowała i po minimalnej rozgrzewce przystąpili do meczu. Coś niesamowitego. Zabrakło też słowa o drugim z Polaków, Radosławie Majewskim. Jemu to można by poświęcić cały jeden wpis, o tym jak się zmienił (mentalnie przede wszystkim) od czasu wyjazdu na Wyspy i spotkania z Billym Daviesem. Wczoraj zagrał 90 minut z Birmingham City i był jednym z lepszych aktorów tego widowiska. Bezbramkowy remis pozwoli Forest na rewanż już na stadionie drużyny z Premier League. Tam drużyna McLeisha nie zwykła przegrywać nawet z potęgami więc rewanż w następny wtorkowy wieczór będzie koniecznie do obejrzenia.No i trochę przykrych spraw: Portsmouth po raz kolejny nie zapłaciło piłkarzom na czas, a ratować się zamierza kolejną, krótkoterminową pożyczką. Po meczu z Coventry (1-1) kibice protestowali przed klubem domagając się zwolnienia zarządu. Do tego doszły zarzuty, brzydkie i obelśne, brukowców o Avramie Grancie – miał on ponoć odwiedzać jeden z pobliskich Portsmouth domów towarzyskich. Kopią leżącego, żałosne.
Stoke, o którym piszesz, zagra w IV rundzie u siebie z Arsenalem – i tu można upatrywać kolejnej niespodzianki: to będzie przeciwnik o wiele bardziej niewygodny niż West Ham, który zresztą też zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko (świetny mecz, obejrzałem z opóźnieniem, a bodaj najlepszy w tej rundzie).Chelsea zwyciężyła gładko. Jak rozumiem jej kibiców musi cieszyć przede wszystkim występ Sturridge’a, bo przecież podczas Pucharu Narodów większe możliwości manewru w ataku są nie do przecenienia.Okropna historia z Portsmouth. Przymierzałem się, żeby do finansowych historii wokół tego klubu wrócić, ale walczę z jakimś choróbskiem i pisze mi się jeszcze wolniej niż zwykle, więc nie wiem, jak będzie…
Myślę, że kibiców Chelsea cieszy przede wszystkim to, że Ancelotti pokazał swoj Plan B. O ile ciężko uważać, że jest on równie dobry co diament (bo przecież przeciwnik był dość słaby) to jednak tylko zapowiedź odważnych zmian Włocha dala drużynie, za przeproszeniem, 'kopa’. Dobra wiadomość jest też taka, że Watford został pokonany… bez Anelki. Francuz po kontuzji ma jeszcze tydzień by dojść do wysokiej formy jaką imponował przed kontuzją. Zgadzam się, mecz Arsenalu z West Hamem najciekawszy w tej rundzie, świetne zmiany Wengera. Tak jak z Fabregasem jakiś czas temu – Francuz idealnie wyczuł moment w ktorym jego zespół potrzebował pomocy.To ja jeszcze tylko ogólnie zdrowia życzę, także do pisania, bo jak nie przykry temat Portsmouth to przecież kolejne derby Manchesteru się zbliżają, a Roberta Mancini ma już na oku jakieś transfery…
Jeszcze tylko zapraszam do przeczytania mojego tekstu na iGolu dotyczącego FA Cup, o kryzysie jaki ponoć dotyka te rozgrywki:) http://www.igol.pl/article,17424.html
Na White Hart Lane też był komplet. Co się zaś tyczy dorocznych krytyk Pucharu Anglii: Gary Lineker, który te rozgrywki uwielbia (zdobył Puchar z Tottenhamem, a jako dziewięciolatek przepłakał cały wieczór po klęsce Leicester), rzuca pomysł oddania jednego miejsca w Lidze Mistrzów właśnie zwycięzcy FA Cup. Skoro dla wszystkich menedżerów to właśnie jest święty Graal (nie kryją tego Redknapp, Benitez czy Wenger). Pomysł, oczywiście, nierealny…Z drugiej strony Sam Wallace w Independencie twierdzi, że FA Cup ma się całkiem nieźle, choć i jego szokuje liczba kibiców meczu Wigan-Hull (nieco ponad 5 tys.). Podaję link do jego tekstu:http://www.independent.co.uk/sport/football/news-and-comment/sam-wallace-stop-worrying-about-the-future-of-the-cup-ndash-it-gets-the-respect-it-deserves-1856820.html
Jednak tutaj chodzi o to ,że czołowe zespoły traktuja teraz te rozgrywki jako tylko dodatek czesto wystawiając pół lub nawet całkiem rezerwowe składy które w dodatku nie wykazują sie wielkim zaangazowaniem gdy grają z ambitnymi słabiakami(dlatego te fajne niespodzianki czy sensacje się zdarzają) ,a sam poziom sportowy nie jest wcale zbyt wysoki.Zresztą w tamtym roku zdarzyło sie tak,że Ferguson wystawił rezerwowych w…półfinale przeciw Evertonowi co z wielką goryczą podkreślał David Moyes mimo iż dzieki temu awansował (po karnych zdaje się) do finału.I raczej z tych powodów w UK narzeka się na FA Cup,że to juz nie to co kiedyś.
Fakt, ale to moim zdaniem nie wynika z tego, że olewają puchar, po prostu mają inne priorytety. Olewają Puchar Ligi – tu jak najbardziej chodzi głównie o sprawdzanie młodzieży i coraz więcej ekip tak robi. Wenger nigdy nie zdobył CC, Puchar Anglii zdobył, bo mu zależało, a wystawia czasem bardziej rezerwowy skład, bo ma masę kontuzjowanych graczy i najlepszych musi czasem oszczędzić.
Gdyby triumfator grał w LM, to cały smaczek by zniknął, bo już kopciuszki by nie dochodziły do 1/4 finału. Portsmouth by nie zdobyło w 2008 trofeum, etc. etc. Najlepsi by nie oszczędzali piłkarzy.
Masz rację bo i ja w sumie pisałem o tym samym tylko chyba jakoś inaczej heh ;).Właśnie o to mi sie też rozchodzi,że kiedyś był to puchar poważany max. tak ze każdy chciał go zdobyć za wszelką cenę niczym Puchar Europy i nie było mowy o jakichś rezerwowych,większych priorytetach -teraz zaś jest to kwestia drugorzędna dla najlepszych i to niektórych boli.Masz jednak racje też z tym,że dzieki temu jest ciekawiej i czesciej zdarzaja sie fajne niespodzianki.
Będzie ciężko i owszem, tym bardziej że Arsenal kilka dni później ma grać na Villa Park i Wenger znów do boju pośle rezerwowych (choć jeszcze ktoś może wrócić: Clichy, Bendtner i mogą potrzebować gier), a Pulis przecież na York u siebie wystawiło najsilniejszą jedenastkę, to na Arsenal też raczej wyjdą podobnie.
http://publicysta.blogspot.com/BLOG POLITYCZNO-SPOŁECZNO-GOSPODARCZYKomentarze i artykuły na tematy aktualne jak i ponadczasowe.ZAPRASZAM!!!
140 mln funtów za Torresa… Realne?
Można powiedzieć, że przerwę świąteczno – noworoczną daje się przeżyć jedynie dzięki angielskiemu systemowi rozgrywek. Osobiście obejrzałem kilka meczów ligowych no i 3,5 pucharowych. Uwielbiam oglądać zimowe puchary przede wszystkim dla związanego z nimi klimatu (surowe warunki, klepisko, twarda walka, zawodnicy niższych lig przypominający sylwetkami rugbystów). Tottenham i MC pokazały klasę, a Kanonierzy waleczność i ambicję. Na tle wszystkich drużyn, które widziałem w FA Cup, to właśnie Arsenal wybijał się ponad Kick and rush, ale o tym, że tak jest wszyscy wiemy od dawna. Cieszy mnie też postawa ulubinych kanarków z Norwich w L1, może przynajmniej wrócą do CHL, bo o powrocie do czasów świetności z początku lat 90. na razie nie ma mowy.
Nie da się ukryć, że Puchar Anglii ma wpisaną w siebie niezwykłą magię. To, że pół-amatorzy zagrażają tuzom Premier League to jedno, ale dla mnie najpiękniejsze w tej kolejce był powrót na pierwsze strony gazet Leeds United. Drużyny, która bezpośrednio związana jest z moimi początkami z Premier League, a która, podobnie jak Newcastle, popadła w głęboki marazm. Beckford już nie po raz pierwszy pokazuje, że ma papiery na porządne granie w lidze. Leeds dobrze radziło sobie z Liverpoolem w Pucharze Ligi. Widać pamiętają w tym mieście wielkie czasy i na spotkania z gigantami mobilizują się specjalnie.”Fergie time” funkcjonuje już od meczu derbowego z City, gdzie minuty dziwnie się wydłużały. Często wspomina o tym Rafał Nahorny w Canal+Tottenham ma szczęście do Chorwatów. Dzisiaj na stronie Premier League widać, że Harry Redknapp pieje z zachwytu nad możliwościami Nico i Lucy. (Modric spłaca swój kredyt zaufania – wybrałem go w końcu do jedenastki półsezonu).
Zwycięstwo Leeds jakoś dziwnie cieszy nawet fana MU. Heroicznie wyglądała ich obrona (zwłaszcza w końcówce, gdy przy dużym szczęściu Diabły mogły wpakować ze cztery gole, a jednego wręcz musiały). Ale ten mecz, będący zdecydowanie największym zaskoczeniem Pucharu, pokazał, że Diabły naprawdę mają kłopoty. Nani i Obertan mają syndrom kiwania się z samymi sobą, gra Gibbsona zostawia bardzo wiele do życzenia, Anderson gra nierówno, Park nie złapał formy, do tego średni Giggs, zmienni Scholes i Carrick. Zostaje jedynie dwóch pomocników w dobrej formie – Fletch i Valencia. Może czas, by SAF porzucił swoją tegoroczną strategię, wystawiał w ataku Berbę i Owena, a Rooneya przesunął na lewe skrzydło. Myślę, że drużynie dałoby to wiele korzyści, bo poprzedni sezon pokazał, że współpraca Evry z Waynem daje efekty (i w ataku i w asekuracji).
berbatow i owen w ataku united to może być kolejny strzał w kolano. dawno nie widziałem tak leniwej i mało kreatywnej pary. ferguson po prostu powinien kupic dobrego pomocnika i napastnika.
Z jednej strony: widziały gały co brały. Z drugiej: trudno czepiać się podań Berbatowa jeśli partnerzy ich nie wykorzystują. Poza tym: Brawo Leeds, a FA Cup to najfajniejsze rozgrywki świata, Liga Mistrzów może się schować.
Dla mnie osobiście najfajniejszymi rozgrywkami zawsze były puchary międzynarodowe(cudowny PZP który gdy został zlikwidowany bół w sercu długo nosiłem),a teraz zdecydowanie Liga Europejska pozostaje no i kibicuje z całego serca Zyrondystom z Bordeaux w LM którzy pokazują cudowną piłkę i grają na nosie potęgom).Poszczególne rozgrywki krajowe moze i są czy moga byc fajne,ale dla mnie ma w tym tego sensu rywalizacji(po prostu tego nie czuje-wychowałem się innym klimacie ) poszczególnych narodów,lig(mam tak ze wszystkim w sumie ;).Leeds najpiękniej wspominam-pamietam gdy grało w 1/2 LM i P.Uefa(pamietne boje z Galatą )
ktoś napisał, że znajdą sie kibice united, którzy zadowoleni są z porażki z leeds. nie znam powodów ich radości. pod tym linkiem… przedstawiam swoje http://podpoprzeczke.blox.pl/2010/01/Z-rozmyslan-na-poczatek-roku-czyli-czemu-kibic.html
> sir Alex jako menedżer MU nigdy jeszcze nie> przegrał pucharowego meczu z drużyną grającą na co dzień w> niższej lidze.O ile dobrze pamiętam, to ze 3 lata temu przegrali z Coventry 0:2, które jak wiadomo nie gra w Premier League
Słusznie, to było w Pucharze Ligi, a Coventry grało w Championship. Tyle że wtedy MU grał na wyjeździe.
Mecz z Coventry był na Old Trafford a ze strony Mu pełne rezerwy z tego co pamietam.
To ja przepraszam. Rzeczywiście tak było, a ja palnąłem głupstwo…
Ale rekord Fergiego w FA Cup pozostaje nadal nie naruszony. A nie wróć… ;)Cholibka, ominęło mnie jak widzę, naprawdę sporo emocji, szkoda, że nie tylko tych pozytywnych. Na pojedynek z Leeds dość mocno się nastawiałem, mimo że niezbyt dobrze już pamiętam klasyczne konfrontacje. No ale jak się nie sprawdza godziny przed wyjazdem… ;)Co boli fana United to kolejny przegrana w starciu z odwiecznym rywalem i kolejny mecz z cyklu „to po prostu nie był nasz dzień”. Zbyt wiele ich się trafia w tym sezonie, bo jeszcze dwa lata wstecz Diabły łapały rywali za gardło wraz z ich pierwszym krokiem na murawę Old Trafford. Aura mistrzów się rozwiewa… Nowy Rok miał być punktem zwrotnym i odskocznią do mistrzostwa. Teraz do takiej rangi (nie formalnie, ale mentalnie) może urosnąć środowy pojedynek z City. Oj, będzie wrzało.
Bo w tej statystyce zdaje się tylko Puchar Anglii wzięto pod uwagę. CC chyba nawet statystycy nie lubią 😛 Wychodzi z tego, że w FA Cup Ferguson nie przegrał z ekipą z niższej ligi.
O ile się nie mylę, United przegrali 1:0 swój mecz w Pucharze Ligi z Southend, grającym wtedy w Championship. Było to bodaj w 2006 roku, piękną bramkę z wolnego zdobył Eastwood, Kuszczak nie miał szans na skuteczną interwencję.
A propos angielskich drużyn z niższych lig: http://trelik.blox.pl/2010/01/Zabawka-celebryty.html Gorąco polecam tekst o świetnej, niepowtarzalnej, choć czwartoligowej angielskiej drużynie Port Vale, lokalnym rywalu Stoke City. Celebryta głównym udziałowcem, aresztant, człowiek, który wygrał walkę z rakiem, wnuk gangstera i wielu wielu innych wyjątkowych ludzi. A wszystko to w jednej drużynie: http://trelik.blox.pl/2010/01/Zabawka-celebryty.html
Mam pytanie – może ktoś mądrzejszy ode mnie i bardziej interesujący się losem NUFC mi odpowie. Co się dzieje z „Yes we can”?
Landon Donovan w Evertonie.
jeżeli oprócz oglądania lubisz także obstawiać mecze to zapraszam do siebie http://www.onlytip.blogspot.com