Pamiętacie jeszcze pierwszy mecz? Gol Shabalali wciąż może ubiegać się o tytuł najpiękniejszej bramki turnieju, obok rzutu wolnego Hondy, drugiego gola Teveza z Meksykiem, strzału Suareza z Koreą Południową, uderzenia Luisa Fabiano po akcji z Robinho i Kaką, piłki zagranej przez Maicona niemal z linii końcowej w meczu z Koreą Północną, a przede wszystkim: obok bramki Franka Lamparda w meczu z Niemcami.
Pamiętacie kuriozalne wydarzenia we francuskim obozie, farsę niemającą sobie równych w burzliwej przecież historii mundiali? Pamiętacie stłumiony bunt w reprezentacji Anglii albo odpadnięcie Włochów po sensacyjnej porażce ze Słowakami? A pudło Yakubu w jednym z klasyków tych mistrzostw – meczu Nigerii z Koreą Południową? Messiego-wciąż-bez-gola? Reklamę Nike’a, której bohaterowie na mundialu gremialnie zawiedli? Dzielnych i niepokonanych ostatecznie Nowozelandczyków? Koreańczyków z Północy, opierających się Brazylijczykom i kapitulujących w meczu z Portugalią? Zagranie ręką Vidicia, o którym Marek Bieńczyk napisał w „Tygodniku”, że był „wyciągnięty w powietrzu jak Nurejew, w cudnej pozie tancerza-ptaka”?
Przepowiadam sobie to wszystko, próbując odpowiedzieć na pytanie, jaki właściwie jest ten mundial. Postawioną tu pierwszego dnia tezę o zmęczonej Europie potwierdzają zarówno statystyki (tylko trzy drużyny ze Starego Kontynentu zagrają w ćwierćfinałach), jak i to, co widzimy gołym okiem: z tych trzech zespołów, które bronią jeszcze europejskiego honoru, tylko multietniczne Niemcy grają z fantazją i rozpędem, Holandia i Hiszpania zaś żądlą swoich rywali z rzadka, pasożytując przede wszystkim na cudzych błędach oraz na błyskach geniuszu Villi i Sneijdera. Objawieniem mistrzostw jest Urugwaj: nie do przejścia w obronie, z kapitalną trójką Forlan-Suarez-Cavani z przodu. Brazylia w każdej formacji ma to, co najlepsze, ale budzi uznanie zwłaszcza postawą defensywy – oby na ćwierćfinał wrócił Elano. Dziury w obronie imponującej poza tym Argentyny przetestują Niemcy: mam przeczucie, że to, co zrobili Terry’emu było zaledwie przystawką przed Demichelisem; ale zwycięzcy tego meczu ćwierćfinału nie sposób odpowiedzialnie wytypować.
Gwiazdy mundialu, oprócz Diego Maradony oczywiście? Najpierw najlepsi statystycznie: po 4 gole mają Higuain, Villa i Vittek, a po 3: Donovan, Gyan, Luis Fabiano, Müller i Suarez. Najczęściej strzelali: Messi (23 razy), Ronaldo (22) i Gyan (21). Najwięcej dośrodkowywali: Navas (39), Geremi i Donovan (po 30) oraz Forlan (27). Najczęściej podawali: Xavi (333), Xabi Alonso (281), Busquets (276), Schweinsteiger (272) i Messi (242). Najwięcej wślizgów zaliczyli: van Bommel (26), Alexis Sanchez i Riveros (po 25) i Arvelado (24). Za strzały obronione biliśmy brawo Eneyamie (20), Eduardo (19), Kawashimie (18) i Kingsonowi (16).
Wśród bramkarzy, jak dotąd, chwalono Julio Cesara i Sketelenburga. Z obrońców imponowali Coentrao, Lucio, Annan, ven der Viel i Maicon. W drugiej linii nie sposób pominąć Özila i Sneijdera, ale także Iniesty, Messiego czy Robinho, a cóż powiedzieć o całej plejadzie rewelacyjnych defensywnych pomocników, których listę otwierają van Bommel, Schweinsteiger i Mascherano. Atak to Villa, Forlan, Suarez…
Taktyka? Rzecz jasna 4-2-3-1, którą grają Niemcy, ale także – choć z modyfikacjami – Hiszpanie, Holendrzy, Brazylijczycy i reprezentanci Ghany, a z właśnie wyeliminowanych również Słowacy (szczegóły, dotyczące ustawienia poszczególnych ćwierćfinalistów tutaj).
Sędziowanie? Nie ma zarzutów o stronniczość, jak przed ośmioma laty, ale kumulacja dwóch spektakularnych pomyłek w ciągu jednego dnia (nieuznany gol dla Anglii, bramka Argentyny z wyraźnego spalonego) spowodowała deklarację Seppa Blattera, że na najbliższym spotkaniu IFAB – organizacji decydującej o zmianach przepisów w futbolu – wróci temat „technicznego wspomagania”. Krytykom FIFA warto przy okazji przypomnieć, że w tej kwestii dzieli ona odpowiedzialność z „ojcami założycielami” piłki nożnej, a więc piłkarskimi federacjami Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, i że na ostatnim posiedzeniu IFAB przeciwko zmianom była nie tylko FIFA, ale także Walijczycy i Irlandczycy z Północy; ponury paradoks tej sytuacji (albo kontekst, pokazujący problem z wprowadzeniem zmian nie tylko na najwyższym szczeblu mistrzostw świata czy kontynentu, Ligi Mistrzów etc.) polega na tym, że w Irlandii Północnej i Walii właściwie nie ma zawodowych rozgrywek piłkarskich. Tak czy inaczej, jeśli do zmian w przepisach dojdzie (muszą zapaść przewagą co najmniej 6:2, w IFAB 4 głosy ma FIFA, każda z federacji po jednym), dla historii futbolu może to mieć znaczenie o wiele większe niż to, kto w RPA zostanie mistrzem świata.
Transfery? Wciąż nie ma spodziewanych wieści na temat Fabregasa (Barcelona zastanawia się ponoć, czy nie lepiej sprowadzić Özila), ale pomimo mundialu Manchester City potwierdził właśnie kupno innego Hiszpana, Davida Silvy, i ma to być dopiero początek transferowej inwazji (na City of Manchester Stadium chcą m.in. Yaya Toure, Milnera i Dzeko). Real już sprowadził Angela di Marię, a Jose Mourinho przymierza się ponoć także do kupna Stevena Gerrarda i Ashleya Cole’a. Michael Ballack wrócił do Bayeru Leverkusen. Joe Cole rozważy oferty Arsenalu i Tottenhamu po powrocie z wakacji, kiedy rzecz jasna wieści transferowych będzie co niemiara.
Ale tak naprawdę zastanawiam się, co by było, gdyby Green obronił… Czy rozpędzeni Anglicy przeszliby przez grupę jak burza, zdobywając 9 punktów, w kolejnej rundzie naładowani pozytywną energią bez problemów uporaliby się z Ghaną, a w ćwierćfinale wyeliminowali Urugwaj, który akurat zaliczyłby tego słabszy dzień? Nie, tak naprawdę w ogóle się nad tym nie zastanawiam… W RPA nie ma Anglików i nie ja jeden w ogóle za nimi nie tęsknię.