Do listy najbardziej irytujących słów mundialu, obok jabulani i wuwuzeli, dopisuję ośmiornicę. Do jasnej cholery: piszą o niej w każdej gazecie i na każdym portalu, niezależnie od tego, jak bardzo poważne są to nieraz tytuły. Dodajmy historyjkę o pewnej pani, która postanowiła rozebrać się do rosołu na cześć piłkarzy godnie reprezentujących jej rodzinne strony, dywagacje o seksie podczas turnieju, najprzystoniejszych piłkarzach czy kibickach, a z innej beczki np. o czarnoksiężnikach wspomagających afrykańskie drużyny, i dostaniemy zjawisko dla futbolu bodaj równie niebezpieczne jak komercjalizacja: zagarnianie tej dyscypliny sportu przez narrację pasującą do najpodlejszych dziedzin popkultury. Wiele się mówi o tym, że w następnym mundialu sędziowie będą korzystać z powtórek wideo, ale ja drżę, że będą musieli również przerywać mecze już nie tylko na reklamy, ale np. na fristajlowe akrobacje z piłką w stylu Billy’ego Wingrove’a, by zapewnić rozrywkę oglądającej je gawiedzi, której samo 90 minut meczu piłkarskiego najwyraźniej przestaje wystarczać.
Tym razem nie irytują mnie natomiast polscy komentatorzy (jeden mnie usypia, ale wciąż zapominam jego nazwiska). Być może dlatego, że nie ma w RPA naszej reprezentacji i że rodzimi sprawozdawcy nie zaliczają się akurat do frakcji zwalczającej jej aktualnego trenera, ale może również dlatego, że oglądam mistrzostwa nie tylko w TVP – i że porównanie między nią, a np. BBC czy ITV, pod pewnymi względami wcale nie wygląda drastycznie. Kilka angielskich gazet zdążyło już napisać o szokującej niekompetencji tak lubianych przeze mnie na codzień ekspertów Match of the Day, kiedy przychodziło im komentować spotkanie drużyn, z których żaden zawodnik nie występuje lub nie występował w Premier League. Najmocniejsze zdanie na ten temat wyraził Ian MacIntosh, pisząc, że faceci, którzy z brytyjskich podatków odbywają niebywale kosztowną podróż na inny kontynent w zamian nie są w stanie spędzić pięciu minut w kiblu nad egzemplarzem „World Soccera”. Wiele w tych dniach mówiło się o związkach Dariusza Szpakowskiego z „Tygodnikiem Kibica”, ale naprawdę: Szpakowski robi chociaż tyle…
Polscy komentatorzy nie irytują mnie także dlatego, że pomeczowe relacje i analizy Rafała Steca nie odbiegają do tych, które piszą np. Richard Williams czy Jonathan Wilson. Wymieniam dwa ostatnie nazwiska, bo akurat w dniu dzisiejszym obaj opublikowali teksty o zjawisku, które i mnie – jeśli spojrzycie na poprzednie wpisy – frapuje niemal od początku mundialu, a mianowicie o fenomenie formacji 4-2-3-1, która zrobiła furorę w RPA, i którą posługują się trzy z czterech zespołów pozostających jeszcze na turnieju. W dzisiejszych czasach jeden defensywny pomocnik już nie wystarcza, pisze Williams (ta kwestia rozszerza zresztą temat na całą czwórkę, bo obok Busquetsa i Xabiego Alonso, de Jonga i van Bommela, Schweinsteigera i Khediry każe wymienić Gargano i Arevalo), po czym arcyciekawie rozwija temat różnic między poszczególnymi piłkarzami występującymi na tej pozycji. Wilson z kolei rozważa możliwe (dobre i złe) konsekwencje stosowania tej taktyki przez poszczególne zespoły – z pełnym przekonaniem, że przede wszystkim Anglia ma tu ważną lekcję do odrobienia.
Co z kolei kieruje mnie w ulubione strony północnego Londynu: mundial mundialem, a Tottenham już od poniedziałku przygotowuje się do nowego sezonu, który po raz pierwszy ma upłynąć także pod znakiem Ligi Mistrzów. O taktycznym nosie Harry’ego Redknappa nigdy nie byłem przesadnie wysokiego mniemania – raczej wydawało mi się, że jest mistrzem znajdowania wspólnego języka z piłkarzami i robienia dobrych interesów na rynku transferowym (za ile sprzeda Giovaniego dos Santosa, w RPA nominowanego do tytułu najlepszego młodego zawodnika mundialu?). A przecież nawet Redknapp, mimo iż zdołał zająć czwarte miejsce w Premier League konsekwentnie używając ortodoksyjnego 4-4-2, powiada teraz, że przeciwko drużynom europejskim, zwłaszcza takim, które doskonale operują piłką i zwłaszcza na wyjazdach, trzeba będzie sięgnąć po inne rozwiązania, w tym przede wszystkim po to okrzyczane 4-2-3-1. Co to oznacza np. dla napastników i skrzydłowych Tottenhamu – czy tym wysuniętym może być np. Jermain Defoe, i co wtedy z Crouchem i Pawluczenką (że trenujący znów w klubie Robbie Keane poradziłby sobie grając za tym najbardziej wysuniętym, jestem akurat przekonany), to już temat na zupełnie inny moment – szczęśliwie jednak nieodległy.
System ten był również stosowany w minionych latach przez sir Alexa na spotkanie europejskie i co niektóre spotkania w angli z silnymi zespołami. Często Carrick i Fletcher mieli sprzatać i dac troche więcej czasu na rozegranie Scholesowi. System bezpieczny dający duże zabezpieczenie, idealny do kontrataków. W ataku pozycyjnym wymaga jednak graczy o wysokich umiejętnościach takich jak ma właśnie Hiszpania. Aragones co ciekawe silnie krytykuje to ustawienie mówiac ze za jego czasów 1 senna wystarczał.Pewnie nie powinienem tego pisać, ale co do osmiornicy, razem z kolega gramy u bukmachera 2 ostatnie spotkanie tak jak ośmiornica uważa 😀
A ja mam takie małe wrażenie, czego nie da się uściślić patrząc w tv, że Hiszpanie, dzięki Ramosowi, grają dwojako albo 4-2-3-1 jak obronią, albo 3-5-2 jak atakują. Ciekawe czy jutro też się tak odważ z Robbenem i van der Wielem
Fakt zespoły grające 4-2-3-1 święcą triumfy jest tylko jedno ale co rozumiemy przez defensywnych pomocników bo dla mnie Schweinsteiger czy Alonso to nie są typowi defensywni pomocnicy jasne świetnie potrafią grać w obronie ale nawet lepiej radzą sobie w ofensywie. Według mnie zmienia się profil defensywnego pomocnika z boiskowego wymiatacza w gracza który często kończy akcją, rozgrywa i ustala tempo gry zespołu i jest właściwie liderem.
Co do komentatorów, to uważam, że jest Pan niezwykle łaskawy. Dariusz Szpakowski ma bardzo niewielką wiedzę (to porównanie z toaletą idealnie pasuje do jego poziomu), a dodatkowo uprawia odczytywanie nazwisk jakby się nawdychał oparów kleju . Jest w stanie jednego faceta nazwać na 5 sposobów w czasie jednego meczu (del Buske, del Boske, Wincent del Boske, Puziol, Pujol, Pudżol, itd.). Poza tym niektóre nazwiska bezlitośnie przekręca („Czerulondo”). Dodając do tego jego wyraźne faworyzowanie niektórych drużyn i bardzo dziwne postrzeganie tego, co dzieje się na boisku, to uważam, że pan Dariusz, przy całym uroku tembru jego głosu, nie nadaje się na komentatora na mundialu.Jeśli chodzi o 4-2-3-1, to dziś o 3 w nocy kończyłem kilkugodzinną partię Pro Evolution Soccer z kumplem i muszę przyznać, że Bayern ustawiony w ten sposób w wirtualnym środowisku daje radę :).
pamietam jak parenascie lat temu szpakowski podczas meczow united w LM serwowal nam wymowe „małnszester” (tak fajnie z francuskiego to brzmialo) i „szols”… pomijam juz oslawionego, ponadczasowego „szire” czy 'gerharrda’…
Parę razy już o tym pisałem: szczęście komentatora polega na tym, że jego głos na zawsze wiąże się w naszej pamięci z chwilami, które stały się dla nas może najpiękniejszymi w życiiu. Wiele jestem w stanie Dariuszowi Szpakowskiemu wybaczyć za niekłamane emocje, które wkłada w to, co robi. I nie stawiam mu poprzeczki tak wysoko jak ekspertom MotD: stąd moja wczorajsza irytacja.
Jestem wielkim krytykiem pana Szpakowskiego, ale to co tu opowiada jest naprawdę fantastyczne. http://www.sport.pl/MS2010/12,105478,8125489,Dziewiaty_final_Szpakowskiego___Ten_mundial_byl_wyjatkowy__.html
coz, pamietajmy, ze na kazde ustawienie znajdzie sie jakas recepta, dlatego nie bylbym az tak hurraoptymistyczny w stosunku do genialnosci 4-2-3-1. pamietajmy, ze druzyny, ktore je stosuja maja bardzo specyficznych zawodnikow. schweini czy alonso, to nie sa typowi defensywni pomocnicy (hah, zreszta schweinsteiger to przeciez gosc, ktory prawie cale pilkarskie zycie spedzil jako skrzydlowy) zajmujacy sie rozrobka jak deschampes, keane, viera, makalele czy dunga. to raczej gracze ofensywni, ktorzy posiadaja wystarczajaco wysokie atrybuty zarowno mentalne, taktyczne jak i techniczne do gry w defensywie. w dodatku jest potrzebny drugi zawodnik, ktory bedzie wlasnie takim typowym defensywnym pomocnikiem stanowiacym klasyczna sciane ognia chroniaca defensywe ustawiona w lini.zreszta to ustawienie jak dla mnie jest po prostu zmodyfikowanym 4-3-3 – tak popularnym odkad mourinho zaczal je stosowac z sukcesem w chelsea (nie pamietam jak bylo w porto, chociaz przypuszczam, ze podobnie), badz – jak kto woli – jego ewolucja.jestem zdania, ze klasyczne 4-4-2 z wystarczajaco dobrymi wykonawcami i odpowiednim poziomem zgrania byloby w stanie rozmontowac owe oslawione 4-2-3-1 (czy to hiszpanskie czy niemieckie).sek w tym, ze jakosc druzyn narodowych caly czas spada w porownaniu do np. mudialu we francji(poza hiszpania majaca najlepiej zgrana i funkcjonujaca reprezentacje w historii), gdzie kazda druzyna byla przepelniona gwiazdami, a jesli nawet sa druzyny potencjalem zblizone do tamtych jak angila czy francja, to bezndziejna praca trenera skutecznie rujnuje wszystko.ale owa 'kiepskosc’ druzyn narodowych to juz temat na zupelnie osobna debate.reprezentacje w dzisiejszych czasach staja sie coraz bardziej anonimowe…