Lejący się z nieba upał, komiczne błędy obu linii defensywnych, ale niejako w nagrodę jedenaście goli na rzeczywiście pięknym stadionie… A wcześniej klasyczne przygody kibica Tottenhamu jadącego na mecz Arsenalu: najpierw popsuta lokomotywa, później awaria hamulców ekspresu Kraków-Warszawa, skutkujące tym, że zamiast dwóch i pół godziny podróż trwała dwa razy dłużej… No to zaczynamy.
No to zaczynamy. Przed nami czterdzieści kolejnych weekendów z angielską piłką (a przede mną czterdzieści kolejnych niedzielnych wieczorów spędzonych na pisaniu o tejże, nie licząc, obawiam się, licznych wieczorów w środku tygodnia). Czy może być lepszy początek niż przyjazd góry do Mahometa, czyli Arsenalu do Warszawy? Arsenalu, który eksperci z roku na rok usiłują wypchnąć z pierwszej czwórki Premier League, ale który z roku na rok broni swojej pozycji. Arsenalu, którego menedżer wciąż chętniej kupuje graczy ofensywnych niż obrońców czy defensywnych pomocników (także teraz wzmacnianie zaczął od Chamakha, a odejścia Silvestre’a, Campbella i Gallasa równoważy na razie jedynie Koscielnym – a przecież i po wcześniejszych sparringach, i po dzisiejszym meczu, który zaczęła teoretycznie podstawowa formacja obronna Kanonierów, widać, że to o wiele za mało), ale który wciąż prezentuje piłkę na Wyspach najpiękniejszą… Arsenalu wreszcie, który wczoraj odniósł jeden z największych sukcesów na tegorocznym rynku transferowym, a mianowicie: zdołał przekonać Cesca Fabregasa do zostania na Emirates co najmniej przez kolejny rok. Strach pomyśleć, jak wyglądałyby boiska Premiership bez katalońskiego rozgrywającego, choć niektórzy angielscy kibice Kanonierów chcieliby pewnie częściej oglądać w pierwszej jedenastce Jacka Wilshere’a, który nawet jeśli w dzisiejszym meczu udane zagrania zbyt często przetykał stratami, otrzymał od Fabio Capello powołanie na mecz z Węgrami – podobnie zresztą jak Gibbs i Walcott.
Fabregasa rzecz jasna w Warszawie nie zobaczyliśmy – podobnie jak inny finalista Mundialu Robin van Persie dopiero co wrócił z wakacji i pewnie nawet na pierwszą kolejkę nie będzie jeszcze gotowy (w środku przyszłego tygodnia czeka go jeszcze wyprawa na mecz reprezentacji z Meksykiem). Nie zobaczyliśmy też kontuzjowanych i rekonwalescentów Arszawina, Diaby’ego, Songa i Denilsona. Sądząc po atmosferze na stadionie – nikomu to nie przeszkadzało. Nawet w nieco innym składzie personalnym (gestem Arsene’a Wengera wobec polskiej publiczności było wystawienie między słupkami Fabiańskiego i Szczęsnego; podobno Francuz najchętniej widziałby na ich miejscu Reinę) był to wciąż ten sam Arsenal.
Ten sam oznacza w tym kontekście zarówno to, za co zespół Wengera podziwiamy (zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy zaczęli grać w ustawieniu 4-4-2: dużo gry z pierwszej piłki, elegancję i przegląd pola Samira Nasriego, ofensywne wejścia bocznych obrońców – w tej drugiej połowie ich dublerzy byli zresztą ustawieni jako skrzydłowi), jak i to, co wciąż przeszkadza mu w powrocie na szczyt – straszliwe błędy w defensywie, zwłaszcza przy rzutach rożnych w pierwszej połowie meczu. Kiedy widziałem młyn, jaki pod bramką Fabiańskiego robili piłkarze Macieja Skorży, miałem wrażenie, że oglądam, powiedzmy, Fulham. Ale i Wilshere łatwo dał się przepchnąć – imponującemu skądinąd – Cabralowi przy pierwszym golu dla Legii, a sposób, w jaki Lansbury wyłożył piłkę pod nogi Iwańskiego w końcówce zasługiwałoby na osobne obśmianie, gdyby nie to, że rywali do podobnego obśmiania było aż za wielu. Błędy popełniali i Fabiański, i Antolović (ten pierwszy z nadziejami na pierwszy skład może się chyba pożegnać), podobnie jak stojące przed nimi linie obrony. Szkoda, że uraz wymusił zmianę Vrdoljaka – odnosiłem wrażenie, że do czasu jego zejścia z boiska Legia kasowała wszystkie akcje Kanonierów. Niewidoczny był Walcott – nawet przy wysoko grającej obronie gospodarzy nie znalazł okazji, by się porządnie rozpędzić. Oprócz Nasriego w Arsenalu podobał mi się Chamakh, a w drugiej połowie Gibbs, Eboue i Szczęsny: gdyby nie jego podwójna interwencja z 47 minuty byłoby 4:1, a wówczas Kanonierzy nie zdołaliby pewnie odwrócić losów spotkania. Bohaterami Legii, która udowodniła Miastu i Światu, że nie wypadła sroce spod ogona, byli przydatny w ofensywie Jędrzejczyk, wszystkowidzący Cabral i biegający między oboma skrzydłami Manu.
Dopisuję ostatnie słowa w pociągu powrotnym. Lokomotywa na razie spisuje się bez zarzutu. Za tydzień z Liverpoolem/Polonią będzie zupełnie inaczej. Nie będę udawał: największe wrażenie zrobił na mnie „Sen o Warszawie” zaśpiewany przez dwadzieścia tysięcy gardeł pogodzonych z klubem kibiców. Na taki stadion chciałoby się wracać.
Wielka szkoda ze nie wiedziałem o Pańskim przybyciu na stadion. Sam oczywiście byłem i oglądałem, pozwolę sobie jednak zauważyć ze Arsenal wyszedł na to spotkanie w istnie towarzyskim nastawieniu, krycie i presja była raczej umownie narzucana legionistom, legionistom który grali na maksimum, maksimum którego nie potrafią utrzymać dłużnej niż 45 minut. W drugiej połowie zmianie uległy dwie sprawy, legia już tak nie biegała, gracze Arsenalu byli bliżej legionistów nie pozwalali na wymiane piłki, atakowali, widać było to na przykładzie obrońców którzy ustawiali sie bardzo blisko manu, tak ze gdy dostawał piłkę nie miał miejsca jak w pierwszej cześć. Nie dało sie również nie zauważyć łatwości z jaką Arsenal strzelał swoje gole, gdy tylko przycisnęli gole padały, ileż czasu miał eboue czy kieran gibbs na przymierzenie i oddanie strzału. Zwłaszcza ten drugi. o do atmosfery, przypomniały się stare dobre czasy. Sen o warszawie był zawsze moim ulubionym momentem w meczu. Stadion, a właściwie 3/4 jest piękny, bardzo akustyczny. Atmosfera jednak była najważniejsza, pozostaje czekać na kolejne spotkania, choć poziom ligi przez to nie wzrośnie (kto wie moze jednak zmobilizuje to piłkarzy do rozwoju), dzięki temu co pokazują kibice pojawił sie argument aby mecze oglądać i chodzić na stadion. Jeśli mogę spytać, na jakiej był pan trybunie?
W kwestii trybuny odpowiedź brzmi: sektor 113, rząd 10, miejsce 31. Słońce prosto w twarz, ale widok i, by tak rzec, nasłuch znakomity.
Stadion nawet w telewizji brzmiał wspaniale – świetnie, że moim zdaniem najlepsza polska publiczność (jeśli chodzi o decybele, nie poziom zachowania) wróciła z głupiego strajku – było klasowo.A będzie jeszcze lepiej jak zamkną cały stadion nową trybuną i dźwięki będą kotłowały się pod sufitem Łazienkowskiej. Ech, jakbym chciał słyszeć takie cudo regularnie za oknem:)P.S. Ruszamy EPL dwoma hitami, będzie co pisać.
Panie Michale, z polskimi kolejami jest jak widać tak, jak z polskimi klubami. Niby już zaczynają zbliżać się do poziomu europejskiego, a tu nagle bum. Oczekiwane niepowodzenie. Dobrze, że zdążył Pan na mecz. Z niecierpliwością czekam na pierwsze wpisy nowego sezonu.
ŻAŁOSNY TANIEC Z GWIAZDAMI(GWIZDAMI)!!!Wynik jak w 8 lidze na klepisku,po to ,by zadowolonym warszawiakom dostarczyć super pseudofutbolowego widowiska,jak zawsze u ITI,zero treści,tylko forma, ajeżeli do tej formy dodamy stadion sprezentowany przez partie mediom ITI,to gdzie tu można myśleć o profesjonalizmie organizatorów,ale to nie pierwszy i nie ostatni raz,wszystko było ustawione od początku do końca.kpina
Ej chłopie, skąd się urwałeś? Wenger uzgodnił wynik z panią Gronkiewicz? Widowisko było rzeczywiście super (o co nie można mieć pretensji, bo o oprawę dbają też na innych stadionach Europy), emocji wiele, a wszystko przez słusznie wytknięte błędy w obronie. Na lidze będzie lepiej, Legia nie będzie miała tak trudnych rywali (i tak umiała się postawić przez 45 minut), a Arsenal będzie się bronił uważniej. Wiele powinien zmienić powrót Songa, który uspokoi pomoc – Frimpong sobie nie radził.Naprawdę miłe zaskoczenie. Myślałem, że będzie rytualny truchcik, oszczędzanie nóg i jakis mały wynik. I uwaga: Cabral może podbić naszą ligę.
nie pisz z podpisowcem, bo obniżasz sobie rangę;-)
Najśmieszniejsze określenie w języku polskim: – „polska ekstraklasa piłkarska”
to tzw. oksymoron 😉 czyli zestawienie sprzecznych ze sobą słów 😀
Widzę, że poznański podpisowiec się nieco zagotował.
Ciekawe,ze autor nie chcial napisac dlaczego miasto wybudowalo Legii Stadion. Kto jest wlascicielem klubu, i jaka role pelni TVN w kampanii PR rzadu.
Nie jestem kibicem ani jednej drużyny. Jednak chwała im obu!. Bylo ekstra.Realia jakby nie z tego łez padołu.Cudowna pogoda.Gra całkiem interesująca.Imponujący wynik do,którego przyczyniły się obie ekipy. Powiało światem prawdziwym.Piękny stadion.Czyżbyśmy byli świadkami nowego?. Oby!!!
no wlasnie.Jestem warszawianka od pokolen /niemloda/ i ogladajac wczorajszy mecz bylam pod wrazeniem.Piekny stadion,wspaniale emocje i cudowni kobice.Dziekuje.Dziekuje Pani Hannie Gronkiewicz -Waltz za dofinansowanie odnowy stadionu.KOcham ludzi ktorzy przyczniaja sie do wnoszenia pieknych i pozytecznych rzeczy dla mojego ukochanego miasta.
Jestem warszawiakiem od pokoleń, wyborcą PO nie PiS. Kryminalne, nie znające precedensu dofinansowanie stadionu sprawia, że Pani Gronkiewicz w najbliższych wyborach podziękuję. Z mojego Żoliborza nie da się wyjechać, a tymczasem instytucja medialna dostaje prezent generujący na jej konto miliony złotych. A już krańcowo oburzające, że na trybunach stadionu miejskiego (miejski, bo wybudowany za pieniądze miasta) wisi flaga ze swastyką.
Dofinansowania to żadna nowość, we Francji grunt pod budowę stadiony państwo sprzedaje klubom (prywatnym przecież własnością) za symboliczne 1 euro. Przykładu Włoch nawet nie wypada podnosić bo tam stadiony np. Romy zostały wybudowane przez miasto. W całości. W angli natomiast dofinansowań nie ma. Pod żadna postacią.
Stadio Olimpico w Rzymie nie należy do AS Romy tylko do miasta właśnie ,a oba rzymskie kluby z niego po prostu korzystaja i dzielą się kosztami z tym zwiazanymi.Coś podobnego ma miejsce w MediolanieCo do stadionu Legii to sprawa jest przeciez taka iż jest on budowany w całości z pieniedzy wyłożonych przez miasto(ITI w tym wzgledzie nic od siebie nie daje,a bedzie dierżawić i płacić rok rocznie konkretne pieniadze do kasy miejskiej z tego tytułu przez czas trwania umowy)
ITI będzie płacić wyjątkowy atrakcyjny czynsz. Ukryta przez władze miasta ekspertyza wykazała 28 mln zysku rocznie dla operatora i to nie licząc sprzedaży przynoszących największe pieniądze miejsc w lożach. W zamian miasto dostaje 4 mln złotych i… stadion do dyspozycji na… 6 dni. Dla porównania, drugi warszawski klub płaci ponad 1 mln jedynie za prawo do rozegrania meczu i dwóch treningów tygodniowo. Układ władz miasta z ITI budzi potworne wątpliwości i nie trzeba być tu wrogiem Legii.A propos Francji, tam np. ćwierćfinalista Ligi Mistrzów z Bordeaux nie dostaje gigantycznych pieniędzy na nowy stadion tylko dokłada do niego 100mln euro.
Dodam jeszcze, że miasto przkazało konkretnie 460 milionów(!!!), żeby powiedzmy około 15 tysięcy ludzi mogło co drugi tydzień się zabawić. Za te pieniądze Warszawa miałaby most lub inną dużą inwestycję drogową, może Janki przez które co drugi mniej więcej tydzień przejeżdżam i zapewne wkrótce dostanę choroby nerwowej. W czerwcu tego roku byłem w Nadrenii Westfali czyli w najbogatszym Niemieckim Landzie gospodarze pokazywali mi ciekawe miejsca między innymi odwiedziliśmy stadion w Kolonii. Jak zobaczyłem ten stadion to myślałem, że pęknę ze śmiechu. W Polsce każdy stadion to pomnik u nich w tym bogatym kraju to po prostu miejsce do grania. Super murawa oświetlenie, skromne wygodne krzesełka na 55tysięcy (5 innych stadionów podobnej wielkości w okolicznych miastach) a cały stadion zbudowany z lekkiej metalowej kratowej konstrukcji tak lekkiej, że na każdym rogu mocowany jest grubymi stalowymi linami do betonowych kotw żeby „nie odfrunął”. Taki stadion buduje się i rozbiera dosłownie w kilka miesięcy. U nas Bizancjum. U nas nie ma dróg i miejsc do parkowania. W Westfalii ulice z parkingami pod centrami miast B A J K A ! Pozdrawiam.
Wczoraj w końcu udało mi sie znaleźć relacje z tego meczu w Internecie. Nie mogłem uwierzyć dlaczego mam błąd w matrycy mojego laptopa i po stronie Legii jest 3 a po stronie Arsenalu 0. W końcu dotarło do mnie. Tak zawodowcy budują napięcie szczególnie w przerwie meczu w swojej szatni. No i wystarczyło, że szef powiedział koniec i z 3:0 zrobiło się 4:3 a później wszystko wróciło do normy, ale nie takiej zwyczajnej normy. Przy zwyczajnej normie było by 1:6 a tutaj Legia zagrała mecz życia i stanęło na 5:6.Piękny stadion ktoś powie, no fakt 3 trybuny wyglądają fajnie podobnie jak około 30 stadionów w Anglii tylko niech mi ktoś powie po cholerę otwierać 3 trybuny teraz jak w październiku można by otworzyć cały stadion. To jest obciach którego tutaj w Niemczech nie mogę nikomu wytłumaczyć. Pozdrawiam i życzę aby polski sztab szkoleniowy otworzył wreszcie oczy i podjął walkę z tym aby nasze drużyny wreszcie zagrały w europejskich pucharach. Bo POLSKIE drużyny NIE GRAJĄ w EUROPEJSKICH PUCHARACH tylko w ELIMINACJACH do nich!!! To jest żenada.
Co do otwarcie 3/4 sprawa jest banalna. Stadion powstaje na miejscu starego, gdy budowano te 3 rozgrywki były toczone z czynna jedna trybuna. Teraz sa 3 gotowe a jedna robia. Gdzie musza w koncu grać.
Wreszcie wróciła piłka. Po miesiącach dziwnych mistrzostw, po obejrzeniu kilkunastu dziwnych sparingów o eksperymentalno-biznesowym charakterze, po kwalifikacjach do eliminacji europejskich pucharów wreszcie można popatrzeć na to, od czego jest się uzależnionym. Tarcza jak zawsze przynosi mecz przyjemny dla oka. Goli jedenastu to tutaj nie będzie, ale miło popatrzyć na starego VDS-a rzucającego się jak młodzieniec, na klepkę Lamparda, no i na Paula tak cudownie przerzucającego piłkę. I love this game.
Witam serdecznie autora! Mam nadzieję, że wypoczął Pan na urlopie i zebrał siły na nowy sezon EPL. Z niecierpliwością czekam na pańskie wpisy! Liczę, że już dziś napisze Pan co nieco o meczu o tarczę wspólnoty. pozdrawiam
Obawiam się, że Legia zamiast przeć do przodu, a ma co do tego warunki, dostosuje się do ligowej szarzyzny, gdzie łatwiej kontrolować grę, a zaangażowanie jest dużo mniejsze.Mecz był towarzyski, więc wniosków daleko idących wyciągać nie należy. Jednak żal mnie ściska, jak uświadomię sobie jak blisko bramki jest Fabiański i jak notorycznie pokazuje Wengerowi, że warto sięgnąć do skarbca po parę funtów na klasowego bramkarza. Wenger widocznie zmęczył się Almunią, ale Fabian nie ułatwia mu decyzji o postawieniu na siebie. Łukasz to dobry bramkarz, ale strasznie brakuje mu pewności przy wyjściach. Legia, Wigan, Porto, Blackburn – cały czas to samo…
No i tarcza dla MU. Z tego meczu zapamietam Paula Scholesa. Co ten gracz dzis pokazał to jest najwyzsza próba. Jakość i dokładność tych przerzutów ale i tych krótszych szybkich podań pod polem karnym jest najwyższych lotów. Mojej sympatii z nim nigdy nie kryłem i zawsze uważałem go za jednego z najlepszych graczy świata ostatnich 20 lat. Place lizać. Co do meczu, no cóz było jak zawsze miedzy MU-Chelsea. United jest szybsze i lepsze technicznie natomiast The blues sa silniejsi fizycznie. Diabły miały więcej klarownych sytuacji i miały wieksza ze tak to ujme łątwośc w konstruowaniu okazji. The blues mieli okazje głownie po kontrach i przepychankach w polu karnym. Bardzo słabo prezentuje sie John Terry, który jest wolny i jakiś taki flegmatyczny. Lige zaczynamy z hukiem, The Reds-Arsenal i koguty-kontra obywatele. Oba mecze zapowiadaja sie niezwykle ciekawie.
Chyba trochę przesadzasz. Nie powiedziałbym, że MU jest szybsze i dużo bardziej techniczne od Chelsea, a gracze The Blues – tak znowu silniejsi od Diabłów. Jedni i drudzy bywają pierońsko szybcy, w obu zespołach dużo jest finezji technicznej. A patrząc na pojedynki O’Shea, Vidica czy Fabio stwierdzam, że siły i brutalności to im nie brakuje. Dziś Scholes był klasą dla siebie. Lepszy od Valencii (gol i asysta), VDS-a, który ratował tyłek kilka razy i Essiena, który za podanie do Sturridge’a zasłużył na wielkie oklaski. Scholes jest cudowny nawet wtedy, kiedy nie biega – reguluje tempo, zmienia schematy, cudownie podaje. Fantastyczny facet. A co do Twojej zbyt pochlebnej opinii o MU wobec Chelsea – dziś to ci drudzy mieli więcej okazji. Kilka razy ratował nas Edwin, kilka razy niedokładność niebieskich. Zauważ, że w drugiej połowie MU oddało jedynie dwa strzały, oba w światło bramki i oba zamienione na gole. W tym czasie podopieczni Ancelottiego strzelali ośmiokrotnie i chyba pięć strzałów było celnych. Nie zmienia to faktu, że MU wygrał zasłużenie, bo wykorzystał momenty słabości i umiejętnie kontrolował spotkanie.
Mecz musiał być naprawdę fajnym widowiskiem. Mam wrażenie, że Fabiański wpuścił po raz kolejny tego samego gola (na 0:2). Mam zatem nadzieję, że plotki na temat przejścia Reiny to prawda, bo fanem Almunii nie jestem, a Fabiański się zupełnie nie nadaje. Inne mam odczucie jeśli chodzi o Wojtka Szczęsnego, z którego Arsenal pewnie będzie miał pociechę; ale to dość odległa przyszłość. Gra obrony Arsenalu była nieco humorystyczna i mam nadzieję, że nastąpi tu wyraźna poprawa, bo w takim stylu cudów w PL nie ugrają. Wystawienie Iwańskiemu przy golu na 5:6 piękne. Widać Silvestre, który w zeszłym sezonie perfekcyjnie Messiemu zgrał piłkę, młodszych graczy nauczył przed odejściem, jak to się robi. Poza tym bramkarz Legii – Antolović mnie zafascynował. Dwa fatalne wyjścia do dośrodkowań – 2 bramki, do tego fatalne ustawienie się przy 4 golu (nie wiem, czego szukał na 5 metrze, skoro między nim a strzelającym był obrońca, a Gibbs uderzał mniej więcej z 11 metra w krótki róg).A co do niesprzedania Fabregasa, to uważam, że jeśli Barcelona była skłonna wyłożyć dużą kasę, to Wenger popełnił kolosalny błąd. W długiej perspektywie i tak Cesca nie zatrzyma, a teraz jako mistrz świata na którego podjarała się Barcelona, mógł być sprzedany za dobrą kasę. Za rok pewnie temat wróci, a kto wie, w jakiej formie/zdrowiu Fabregas będzie.
mam nadzieję, że nie uzna Pan tego za spam, ale nie wszystkim pociągi dojechały i nie wszyscy widzieli ten piękny obiekt. Tym, którym to się nie udało, polecam wirtualną wizytę na stadionie Legii http://www.domoklik.pl/wirtualna-wizyta/stadion-legii To naprawdę super obiekt. warto zobaczyć!