Myślałem już, że nie dam rady nic napisać. Byłem wczoraj tak zły, że nawet zaprzestanie na kilka godzin wszelkiej okołopiłkarskiej aktywności i poświęcenie się robieniu gazpacho nie poprawiło mi nastroju. „Wszystko jest kwestią profesjonalizmu”, myślałem, i ostatecznie to zdanie zdecydowało o niebraniu sobie wolnego na dzisiejszy wieczór.
Nic nie usprawiedliwia piłkarzy Tottenhamu: ani to, że im dłużej trwał ich mecz z Wigan, tym większą liczbą piłkarzy bronili się goście na własnej połowie, ani to, że zabrakło dwóch-trzech kontuzjowanych zawodników (Harry Redknapp żałował nieobecności Modricia, który w takich meczach potrafi poderwać kolegów zarówno niebanalnym zagraniem, jak – ach, jakże wczoraj tego brakowało… – skutecznym odbiorem; inni pewnie żałowali braku Gomesa, bo strzał Rodallegi, który dał punkty Wigan, był łatwy do obrony). Kac po Lidze Mistrzów – oto czego kibice Tottenhamu powinni się obawiać: że po spektakularnych pojedynkach toczonych przy brzmieniu adaptacji Haendlowskiego „Zadok the Priest”, piłkarzom Harry’ego Redknappa trudno będzie schodzić na ziemię, żeby użerać się z angielskimi przeciętniakami – zwłaszcza przeciętniakami zagęszczającymi środek pola… Z Wigan grali wolno, podawali niecelnie, tracili piłkę przed własnym polem karnym (Assou-Ekotto!), wślizgów próbowali bez przekonania, słowem: zachowywali się nieprofesjonalnie, jakby myśleli, że mecz z drużyną, która w dwóch poprzednich spotkaniach straciła dziesięć bramek, którą przed rokiem pokonali 9:1, i której podczas meczu w Londynie towarzyszyło… 60 kibiców, wygra się sam. A przecież to Premier League, gdzie mecze same nie wygrywają się nigdy…
No nic, szkoda czasu na Tottenham. Kiedy mówimy o kwestii profesonalizmu, musimy mówić o zajmujących już pierwsze trzy miejsca w tabeli Chelsea, Manchesterze United i Arsenalu – przede wszystkim o Arsenalu. Jeśli chce się serio walczyć o mistrzostwo, nie można tracić punktów w takich meczach jak ten z Blackburn, gdzie rywal robi wszystko, żeby drużynę grającą w piłkę zadeptać (przed rokiem czy dwoma porażki w podobnych starciach zdarzały się Kanonierom, niestety…). Jeszcze w piątek Arsene Wenger mówił na konferencji prasowej o tym, jak brutalnie piłkarze Stoke traktowali przed tygodniem Gomesa; zdaniem zaprzyjaźnionego blogera-kibica Arsenalu była to forma prewencji, mająca dać do myślenia sędziemu spotkania z Blackburn. I słusznie: przy zespole Allardyce’a zawodnicy Pulisa, niebędący przecież aniołkami, wydają się absolwentami szkółki niedzielnej. Na twitterze spotkałem się nawet z porównaniem Blackburn do Wimbledonu z lat 80., a ponieważ tak się składa, że pamiętam tamten Wimbledon, porównanie wydało mi się wyjątkowo trafne – wyjąwszy może pozaboiskowe zachowania, bo o tychże w wydaniu chłopaków z Blackburn nic nie wiem.
Było więc to spotkanie pięknej i bestii, spotkanie – jak przypomniał Gary Lineker w MotD – najlepiej podającego z najgorzej podającym zespołem ekstraklasy. Zespołu, którego pomysłem na wygrywanie meczu jest szybka wymiana piłki i nieustanny ruch zawodników w poszukiwaniu wolnego pola (po angielsku całe to długie zdanie mógłbym zastąpić dwoma słowami: pass and move…), z zespołem, który do strzelenia bramki dąży za pomocą długich piłek (często od świetnie grającego nogami Paula Robinsona) w pole karne rywala i stałych fragmentów gry – wczoraj największe zamieszanie w szesnastce Almunii miało miejsce po wyrzutach piłki z autu. Prawdziwe powitanie w Premier League miał Laurent Koscielny, przepchnięty przez El Hadji Dioufa przed golem dla gospodarzy i kilkakrotnie sponiewierany przez innych piłkarzy Blackburn. A w omawianym tu przed tygodniem sporze Alana Hansena ze zwolennikami Theo Walcotta przewagę osiągnęli ci drudzy (komicznie wyglądało to zwłaszcza w studio BBC, gdy z poglądami Hansena polemizował Alan Shearer, ale w taki sposób, by nie zwrócić się wprost do siedzącego obok kolegi-eksperta).
Jako się rzekło, profesonalnie zachowali się także piłkarze MU, choć aż do rzutu karnego rozgrywali piłkę zaskakująco powoli (piękne gole Naniego i Berbatowa, kiedy już grali na luzie, kilka fenomenalnych piłek Scholesa, który dla mnie jest piłkarzem miesiąca, no a przede wszystkim: odblokowanie Rooneya, cóż z tego, że z karnego…), a także zawodnicy Chelsea. Pozostałe mecze sobotnie – zwłaszcza grającego po raz pierwszy w tym sezonie na własnym stadionie Blackpool z Fulham, ale też Wolverhampton z Newcastle były typowymi dla tej ligi, czytaj: pełnymi emocji, kartek i niespodziewanych rozstrzygnięć. Zwłaszcza w tym pierwszym zaimponował skazywany przez wielu (także przeze mnie) na pożarcie beniaminek ekstraklasy; zaimponował nie tylko determinacją i zaangażowaniem – to przecież banał, ale także stylem gry. „Mandarynkowi” nie wykopują na oślep, nie rozpychają się i nie faulują: Ian Holloway, podobnie jak przed rokiem Roberto Martinez czy Owen Coyle, a teraz także Roberto di Matteo, chce, żeby jego drużyna grała ładną piłkę. I rzeczywiście, akcja na 2:1 była przedniej urody. Holloway mówił wprawdzie po meczu, że cztery punkty w pierwszych trzech meczach to może być wszystko, co uda się wywalczyć do maja, i że przed zamknięciem okienka transferowego potrzebuje co najmniej ośmiu piłkarzy, ale był to typowy pokaz humoru tego menedżera: Anglik wie, że jak na razie jest nieźle…
A dziś? Dziś ciąg dalszy europejskiego kaca: drużyny grające w środku tygodnia mecze Ligi Europejskiej męczyły się, nawet jeśli dwie z nich ostatecznie wygrywały. Na wszystkie trzy spotkania popatrywałem przerzucając się z kanału na kanał. Z całą pewnością coś mi umknęło, bo nie rozumiem, jak bardzo przyzwoicie grający Everton może wciąż pozostawać bez zwycięstwa…
Wczorajszy zły humor poprawił mi się nieco, kiedy Manchester City stracił punkty z Sunderlandem. Nie żeby piłkarze Manciniego grali źle (nawet Tevez, mimo fatalnego pudła z pierwszej połowy) i nie żeby on sam nie umiał wyciągnąć wniosków, kiedy przyzwoita gra zespołu nie przynosiła efektów (ciekawa zmiana ustawienia po wejściu na boisko Adebayora, kiedy Gareth Barry wrócił na lewą obronę; pozycję, od której kiedyś zaczynała się jego kariera w Aston Villi). Nie wiem też, czy gol z karnego tak naprawdę zdołał na dobre odczarować bramkę Joe Harta – faktem jest jednak, że rewelacyjny młodzian musiał wreszcie wyjąć piłkę z siatki.
A propos odczarowywania: po wczorajszym odblokowaniu Rooneya, mamy dziś odblokowanie Torresa. Poza tym jednym błyskiem klasy Hiszpana mecz Liverpoolu był jednak zwyczajnie nudny, West Bromwich broniło się rezolutnie, a dwukrotnie w sposób uzasadniony dopominało się o karnego. Roy Hodgson stopniowo przebudowuje zespół i chyba też zmienia styl jego gry: z nie za ładnego (za czasów Beniteza) na jeszcze brzydszy. Co zmieni odejście Mascherano i przyjście Raula Meirelesa? To pytanie zatrąca o kwestie tegorocznych transferów – z odpowiedzią zaczekajmy do wtorku, kiedy, jak to zwykle przy zamykaniu okienka transferowego, będziemy blogować na żywo. Przede wszystkim dzięki Tottenhamowi (zobaczycie, może być transferowa bomba…) i West Hamowi, a pewnie też Liverpoolowi i Newcastle, nudno nie będzie.
Warto zauwazyć ze Chelsea, jako ze nie grała juz z niewidomymi, podajacymi do rywala, a w przypływie formy nie robiacymi absolutnie nic na boisku, juz tak dobrze sie nie prezentowała. Obstawiam przy swoim, ten sezon bedzie dla nich gorszy. WBA, wigan, stoke, west ham-ciezko byłoby nie miec kompletu punktów z tkaiwgo terminarza…
Jak tam ALASZ Twój kupon po kursie 2.2 na więcej niż 3.5 bramki w meczu Spurs-Latics :):):). Ja już dawno postanowiłem, że nie będę obstawiał meczów z udziałem Tottenhamu, a już zwłaszcza wtedy gdy jest absolutnym pewniakiem. Przykładów oszczędzę sobie :(:(
Nie obstawiłem, juz byłem ale zrezygnowałe, pomyslałem ze harry wystawi rezerwy i pukna ich mniejsza iloscia bramek. W tym sezonie narazie jednak do przodu. Tak czy siak kupon w plecy, Real zremisował…
Ta poprawa nastroju, spowodowana porażką Man City wynika z tego, że zawsze miło jest widzieć rozbijanie krezusa? Czy może to „osobista sprawa” wynikająca z ew. bezpośredniej rywalizacji MC z Tottenhamem o miejsce gwarantujące udział w przyszłym roku LM? :-)A odnośnie Arsenalu… Kto oglądał mecz, ten wie jak ważne to było zwycięstwo dla Kanonierów. Jest nadzieja, że z innymi Stołkami też sobie poradzimy 😉
Z tego pierwszego oczywiście. Czy gdybym nie był zwierzęco obiektywny wobec bezpośrednich rywali, pisywałbym z taką sympatią o Arsenalu? 🙂
Tottenham bezapelacyjnie zawiódł na całej linii. Patrząc na poprzednie wyniki Wigan i come- back Tottenhamu w dwumeczu z Young Boys trudno nie mieć do swoich ulubieńców najzwyczajniej żalu… Jednak na pocieszenie wydaje mi się, że w Liverpoolu i City nastroje mizerniejsze. Pierwsi prezentują się osowiale a ich gra jest uparcie przewidywalna (po Gerrardzie chyba widać, że złote czasy Liverpoolu, szczególnie w LM długo nie powrócą i on ma tego świadomość) a na drugich każde niepowodzenie będzie działało destabilizacyjnie. Manciniemu wróżę pierwsze wypowiedzenie prosto z rąk prezesa. Na kogo Pan liczy w kontekście transferu do Tottenhamu i czy myślicie, że pomimo obiecującego początku Arsenalu Wenger znów obudzi się, mówiąc kolokwialnie z ręką w nocniku w okresie najważniejszych meczy, że jednak nie kupił klasowego bramkarza? (pytam bo po meczu z Blackburn Wenger zarzekał się że okienko dla Arsenalu mogłoby być zamknięte)
Ciezko oczekiwać zeby almunia, czy fabianski nagle stali sie pewnym punktem druzyny. Ten pierwszy moze miec sezon zycia, w tedy nie bedzie źle, ale jesli by fabianski stął sie nagle pewnym punktem, to byłaby to najwiksza sensacja w historii ludzkości, to jeszcze nie jegeo sezon. W ogóle chłopak mógłby sie przeprosic z siłownią, nie moze dac sie tak przestawiać, jak on wogóle moze sie miezyc z takim sambą?
Arsenal w końcu zdobył się na coś, czego jakoś ostatnio im brakowało. Mam na myśli fakt, że nie szło im za dobrze w meczu z Blackburn i równie dobrze mógł być przegrany, ale ostatecznie udało się przejąc inicjatywę, wyjść powtórnie na prowadzenie i zgarnąć komplet punktów. Ważna wygrana, na nieprzyjemnym terenie. To cechuje największe zespoły, ze nawet jak nie idzie, to jednak udaje się znaleźć sposób żeby zwyciężyć. Jako kibica United nie ukrywam jednak dumy, że gola zapakował wam Mame Biram Diouf. Ma ten chłopak w sobie coś niezwykłego, kiedy wchodził na boisku z ławki w koszulce Untied zawsze mi się podobał. Potrafi znaleźć sobie miejsce, piłka go szuka. Ciekawy zawodnik.
ale umówmy się, w tej akcji bramkowej, to większa zasługa drugiego Dioufa, no i jednak obrony Arsenalu, po kolei – Sagna (który poza tym miał świetny mecz!), Koscielny, Vermaelen i Clichy, cała czwórka zawaliła, a Almunia, dla odmiany nie miał nic do powiedzenia.Co do Spurs, to spodziewałem się podobnej gry. Wygrana w LM, historyczny awans, pewnie spora premia i podejrzewam, ze niektórzy mogli sobie popić, jak przed sezonem przed meczem z Wolves – wtedy zdaje się pili z okazji świąt, choć Harry im zabronił. Tak wyglądało, jakby na kacu grali, wolno, niedokładnie, ślamazarnie, na stojąco. Nawet Bale, który zazwyczaj wchodzi przebojem w obronę rywali, tym razem – na własnym boisku, z najgorszą obroną ligi – nie potrafił minąć rywali i wejść w pole karne, a zatrzymywał się na wysokosci 16 i wycofywał piłkę.
Nic nie będę marudził, nic a nic :-))) W końcu MU mi się naprawdę podobał, grali swoje, spokojnie dążyli do zdobycia bramek i to było widać. Rozkręcanie, rozklepywanie, rozciąganie … Tak jak napisał Majkel, Scholes absolutnie nie z tej ziemi, Nani fantazyjnie i z elegancją, nawet o Berbie trudno coś złego powiedzieć (ta asysta piętą, no bajka). Odrobinę zastanawia mnie cały czas to wielkie trąbienie na odblokowanie Rooneya, który cały czas wydaje się być myślami w RPA, no i snucie się Owena. Pewnie waszym zdaniem on coś tam robi na boisku, ale jak na moje amatorskie oko …..Niemniej jednak, jest o wiele lepiej, cieszę się bardzo że tak poszło. A 18 września coraz bliżej ….Będzie prawdziwa jazda.
Przynac musisz, ze Berba zagrał 4 bardzo dobre mecze w tym sezonie. Na 4 mozliwe 😀 Porównaj sobie teraz co zrobi tevez z sunderlandem. Kazdy by to trafił.
Kontuzja Gomesa – czy zna ktoś jakieś prognozy na ile jest ona poważna i jak długo potrwa? Dziękuję z góry za odpowiedź!
United zagrało swoje. Na wyróżnienie na pewno zasługuje Vidic, Scholes, Giggs, Nani i Berbatov – szczególnie cieszy mnie świetna forma tego ostatniego. Wygląda na boisku znacznie pewniej niż w poprzednim sezonie. Nie gubi się, nie traci piłek – i jak finezyjnie zagrywa… Martwi mnie tylko na jak długo starczy sił rudzielcowi – i czy jeśli usiądzie na ławce to znajdzie się ktoś kto będzie w stanie rzucić chociaż w połowie tak dokładnego kilkudziesięciometrowego crossa – wczoraj Giggs pokazał, że on też potrafi. Co gorsze oprócz weteranów nie widzę nikogo z takim przeglądem pola.Pojawiły się informacje (między innymi wiarygodny Guardian) jakoby Fergie chciał ściągnąć Rodwell’a – nie ukrywam, że bardzo liczę na ten transfer
Trzeba tylko pamiętać, że plotka wyszła od The Sun*, a Rodwell całkiem niedawno przedłużył kontrakt do sezonu 2013/14. Jack jest oczywiście jednym z najjaśniejszych talentów na Wyspach, ale nie wierzę, że 19-latek zdołałby z marszu wejść do drużyny. Mówimy przecież o wzmocnieniach „na teraz”, póki do siebie nie dojdą Hargreaves i Anderson. Fergie sam mówił, że ma zgryz przy ustaleniu 25-osobowej kadry, a Rodwell na tej liście by dodatkowo namieszał. W takiej sytuacji lepiej jednak pomęczyć się z tym nieszczęsnym, ale mimo wszystko sprawdzonym Carrickiem.Przynajmniej do stycznia, bo ostatnio pojawiła się też taka wersja.* do prawdy, siedzę w tym „biznesie” już jakiś czas, ale dociekanie, która gazeta jest tą najmniej wiarygodną to wciąż mnie bawi jak cholera 😉
Pierwsze zwycięstwo Liverpoolu na Anfield jest pierwszym ligowym triumfem na tym obiekcie od 19 kwietnia ! I co prawda niedzielny mecz z West Bromwich był okropnie nudny, z perspektywy czasu zadaję sobie pytanie, czy nie mogłem tych dwóch godzin inaczej zagospodarować, to jednak nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Roy Hodgson chce zmienić styl gry Liverpoolu na jeszcze brzydszy niż za Beniteza.Musimy przede wszystkim pamiętać, że Liverpool jest w trakcie ogromnej przebudowy i taki prawdziwy, „dotarty” Liverpool zobaczymy dopiero gdzieś w październiku. Do składu powskakują nowi piłkarze, bardzo kreatywni Meireles (świetne MŚ w RPA) i Cole, w końcu na lewej obronie przestanie grać Daniel Agger a Hodgson szykuje zakup napastnika. Wszystkich kandydatów wspominanych przez prasę (C.Cole’a, Llorente, Croucha) łączy jedno- warunki fizyczne i dobra gra głową. Zatem nieco archaiczne już 4-4-2 ?A swoją drogą – zwycięstwo takie jak wczoraj jest cenne, zwłaszcza w obliczu porażek Tottenhamu (przepraszam Panie Michale 🙂 ) i Manchesteru City. Za Beniteza pewnie mielibyśmy 70 % posiadania piłki a i tak nic z tego. Wystarczy wspomnieć mecze z Birmingham (2007) czy Stoke (2008) które były beniaminkami a wywoziły z Anfield korzystne rezultaty.Pozdrawiam !PS. Pierwszy transfer już mamy – Ben Arfa na wypożyczeniu z Olympqiue do Newcastle. Ciekawie to wygląda. Nawet bardzo 🙂
extra bloog , zapraszam na moj :aliccce.blog.onet.plzostaw po SB komętarz . ^____^
Javier Hernandez was the player we had planned should any spot kicks come our way, but of course he had been substituted – Boss o tym kto mial strzelac karnego z Fulham. Ciekawe czy mlody by sie nie spalil i trafil…
A pytanie z innej beczki – czy ktoś się wybiera na Citizens do Poznania???