Zanim odpalę tegoroczny przewodnik po Premier League (a chciałbym go odpalić jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, oczywiście), kilka zdań o Fabregasie – kilka, bo też w ciągu ostatnich lat sprawa została przemiędlona na każdą stronę.
Zdanie pierwsze i najbardziej podstawowe: Cesc Fabregas, którego Arsenal sprzedaje dziś do Barcelony, nie jest Fabregasem, którego Arsenal zatrzymał w klubie przed rokiem. W piłkę nie grał od kwietnia, sezon 2010/11 nie był dla niego udany, czego symbolicznym skrótem może być ten wieczór z początku marca, kiedy będący nie w pełni sił kapitan Kanonierów niepotrzebnym zagraniem piętą sprezentował gola swojemu przyszłemu pracodawcy. Doprawdy: Barcelona – w której przy Inieście, Xavim, także Thiago – będzie zapewne rezerwowym, wcale nie musi robić dobrego interesu.
Zdanie drugie: Fabregas bardzo chce odejść, a utrzymywanie takiego piłkarza w drużynie jest jak – by użyć porównania Gary’ego Neville’a – utrzymywanie w organizmie nowotworu. Nie każdy jest Modriciem, który – choć marzy o przejściu do Chelsea – nie zatruwa atmosfery w szatni, przykłada się do treningów, a podczas meczów daje z siebie wszystko.
Zdanie trzecie: podczas ubiegłorocznych nieobecności Katalończyka fantastycznie rozwinął się Jack Wilshere, a w klubie jest także Aaron Ramsey, który podczas ostatnich tygodni sprawiał wrażenie, jakby właśnie został kupiony przez Wengera za 20 milionów funtów. Mając Ramseya, Wilshere’a i Walcotta Wenger wciąż ma swoich Xaviego, Iniestę i Messiego, tyle że dużo młodszych – napisał niedawno Jeremy Wilson. Doprawdy, kreatywność nigdy nie była problemem tej drużyny.
Zdanie czwarte: spodziewane transfery Fabregasa i Nasriego to jakieś 50-60 milionów funtów do ponownego zainwestowania. Z tym ostatnim może być kłopot, bo czasu do zamknięcia okienka tak naprawdę nie zostało wiele – choć nie wykluczam, że menedżer Arsenalu od dawna wie, kogo chciałby kupić i czeka tylko na niezbędne środki. Może wreszcie sięgnie po obrońców…
Wszystko, co tu piszę, nie unieważnia kwestii, którą postawiłem na blogu przed miesiącem. „Przed Wengerem być może największe wyzwanie w karierze: przekonać cały świat, od grupy trzydziestu chłopaków zaczynając, że jego Wielki Projekt ma jeszcze sens…”. Jeśli nawet odejście Nasriego i Fabregasa nie jest wielkim ciosem sportowym, to jest wielkim ciosem psychologicznym (sam Wenger podczas tournee w Azji mówił, że klub, który pozbywa się ich obu, nie może być już nazywany wielkim). Na zmianę obrazu, w którym najlepsi nie chcą już grać dla Arsenalu, zostały niecałe trzy tygodnie (zważmy, że van Persie, Walcott i Song mają kontrakty obowiązujące jeszcze dwa lata – wypadałoby je przedłużyć, żeby za rok nie było jak z Nasrim). Biorąc pod uwagę kalendarz rozgrywanych w tym czasie meczów, to mogą być najtrudniejsze trzy tygodnie w karierze Wengera. Pytanie, czy ten sezon będzie jego ostatnim w Arsenalu, rozwinę w przewodniku po Premier League – wracam więc do jego pisania.