No to teraz trzeba tylko wygrać z Newcastle i QPR. Tylko? Są tacy, którzy mówili przed meczem, że United przegra na Etihad, ale i tak będzie mistrzem. Czy powtórzyliby swoją teorię teraz, w oparciu o to, jak zagrały obie drużyny w poniedziałkowy wieczór? Jasne: ten sezon, jak żaden w historii Premier League, obfitował w niewiarygodne zwroty akcji (sam przed miesiącem w sposób niezwykle przekonujący uzasadniałem, dlaczego piłkarze Manciniego nie sięgną po tytuł…), ale dziś wypada przyznać: jest w Manchesterze klub prezentujący mistrzowską formę. I nie jest to klub Alexa Fergusona.
To nie była tylko kwestia ostrożnej taktyki (z ukrytym założeniem gry na remis) czy doboru ludzi odpowiedzialnych za jej realizację: czemu Nani, a nie Valencia, dlaczego Park zamiast Welbecka lub zamiast Giggsa, jeśli już menedżer MU nie chciał zrezygnować ze sprawdzonego tylekroć w meczach o wielką stawkę Koreańczyka… To była także kwestia wyraźnego zmęczenia, dekoncentracji i prostych błędów – przydarzających się nawet Rooneyowi (a pamiętacie fatalne dośrodkowanie przez nikogo nieatakowanego Jonesa?). Może także kwestia pecha: generalnie bardzo dobry w tym roku Evans nie mógł wystąpić z powodu kontuzji, jego miejsce zajął niegrający od dwóch miesięcy Smalling, no i ten właśnie zawodnik zagapił się przy kryciu Kompany’ego w 46. minucie. Szybkość, siła, świetne odnajdywanie miejsca między liniami MU przez Nasriego i Silvę, rozciąganie defensywy mistrzów Anglii przez pracowitych Teveza i Aguero, Zabaleta wykorzystujący hektary wolnego pola, zostawianego po lewej stronie MU przez schodzącego do środka Giggsa – dużo atutów było dziś po stronie MC.
Zaiste: gospodarze musieli ten mecz wygrać. Ale wygrać chcieli, i wiedzieli, jak to zrobić. Trudno o większy kontrast, niż ten między nieruchawymi Scholesem i Carrickiem w drugiej linii MU a Yaya Toure, z łatwością stającym za tamtych dwóch w pomocy MC. Trudno o lepszy sposób na pokazanie krytykom, na co naprawdę ich stać, niż ten, który wybrali Samir Nasri czy Carlos Tevez. Wszyscy: od Aguero po mającego być podobno najsłabszym ogniwem w zespole gospodarzy Clichy’ego, mają swój udział w tym zwycięstwie; wszyscy poza Hartem, bo goście nie oddali na jego bramkę ani jednego celnego strzału.
Myślałem przed spotkaniem o tym, jak długo jeszcze Alex Ferguson będzie potrafił powstrzymywać „hałaśliwych sąsiadów”. Przy wszystkich jakże słusznych uwagach krytycznych na temat kosmicznych pieniędzy wpompowanych przez szejków w Manchester City, wypada zauważyć, że są to pieniądze inwestowane o niebo rozsądniej niż, powiedzmy, przez Abramowicza w Chelsea. Klub buduje supernowoczesny ośrodek treningowy, ma fachowców w zarządzie i na zapleczu pierwszej drużyny, właściciele trzymają się tego samego menedżera już dwa i pół roku, i nawet w ciągu ostatnich kilku dni potrafili wytworzyć wokół niego atmosferę względnego komfortu. Klocek do klocka, ta wielojęzyczna wieża Babel (arabscy właściciele, włoski menedżer, napastnicy z Argentyny, klub z Anglii itd.) robi się coraz wyższa: przed rokiem awans do Ligi Mistrzów, teraz co najmniej drugie miejsce… Jeśli zdobędą mistrzostwo Anglii, oznaczać to będzie przełom nie tylko psychologiczny. Za rok, z jeszcze mocniejszym składem… no dobra, nie chcę się zagalopować po raz kolejny, bo naprawdę wcześniej trzeba wygrać z Newcastle.
Być może więc rację mieli ci, co mówili, że MU przegra na Etihad, ale i tak będzie mistrzem. Być może będziemy jeszcze mówić o kunszcie szkockiego menedżera, który sięgnął po tytuł nawet w czasie tak gruntownej przebudowy drużyny. Na razie jednak widzimy jego poszarzałą twarz i po raz kolejny opędzamy się od wrażenia, jakby projekt Fergusona z wolna, ale w sposób nieodwracalny, wytracał impet. Przegrane dwa finały Ligi Mistrzów i przedwczesne odpadnięcie z tych rozgrywek w bieżącym sezonie, straszliwe baty od MC na Old Trafford, wypuszczona w końcówce meczu z Evertonem dwubramkowa przewaga, a dziś bolesne wrażenie, że cechy, którymi zwykle opisuje się jego zespół: determinacja, zaangażowanie, waleczność itd., zostały przejęte przez rywala…
Jak budowano Manchester City? “Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej,
rzekli: Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba”. Po awanturach z Tevezem czy Balotellim wydawało się, że ktoś pomieszał im języki, ale dali sobie radę.
Zostały jeszcze dwa piętra.
Kurde Panie Michale ! !!! Wszystko się zgadza tylko chciałbym podkreślić ile united zdziałało wobec obrony City hehe nic ? A zaślepieńcy szydzili z Barcy heh a City w sumie grało otwartą piłe…
A w 1 połowie to Silva nauczył rudego techniki hehe
Jedna uwaga – dla Harta też City sporo zawdzięcza i nie chodzi tylko o spokój w tyłach i rewelacyjne wykopy piłki. Przede wszystkim w być może kluczowym momencie końcówkami palców wręcz zdjął piłkę z głowy Rooneya.To naprawdę wielki bramkarz…
Mnie w tym meczu zdziwiło to, z jaką łatwością City tworzyło przewagę na skrzydłach oraz to, że zdawali się być w niektórych momentach 2 razy wolniejsi od piłkarzy United. Mam tutaj na myśli dryblingi Clichy’ego, Silvy i Aguero. A co do gry na skrzydłach to City wręcz w każdym ataku mieli przewagę 2 na jednego. Zabaleta i Clichy często dośrodkowywali w pole karne i wprowadzali zamieszanie w szeregi graczy MU, co doprowadzało do wielu rzutów rożnych, a z jednego z nich padła bramka. Gra United w ataku też była fatalna ( Scholes i Carrick w miarę radzili sobie, ale reszta zagrała słabo lub bardzo słabo). Park był zupełnie niewidoczny, Rooney mylił się przy wielu podaniach. Nani na prawym skrzydle często był kryty przez dwóch zawodników, lecz wsparcia Jones’a mimo to nie było (może dwa czy trzy razy ruszył do przodu). City w ofensywie, w przeciwieństwie do United, zagrali swoim stylem. Próbowali szybkich wymian piłek i dryblingów. Roberto Mancini i jego drużyna, moim zdaniem, zasłużyli na zwycięstwo w tym meczu oraz na tytuł mistrza Anglii.
Mnie w tym meczu zdziwiło to, z jaką łatwością City tworzyło przewagę na skrzydłach oraz to, że zdawali się być w niektórych momentach 2 razy wolniejsi od piłkarzy United. Mam tutaj na myśli dryblingi Clichy’ego, Silvy i Aguero. A co do gry na skrzydłach to City wręcz w każdym ataku mieli przewagę 2 na jednego. Zabaleta i Clichy często dośrodkowywali w pole karne i wprowadzali zamieszanie w szeregi graczy MU, co doprowadzało do wielu rzutów rożnych, a z jednego z nich padła bramka. Gra United w ataku też była fatalna ( Scholes i Carrick w miarę radzili sobie, ale reszta zagrała słabo lub bardzo słabo). Park był zupełnie niewidoczny, Rooney mylił się przy wielu podaniach. Nani na prawym skrzydle często był kryty przez dwóch zawodników, lecz wsparcia Jones’a mimo to nie było (może dwa czy trzy razy ruszył do przodu). City w ofensywie, w przeciwieństwie do United, zagrali swoim stylem. Próbowali szybkich wymian piłek i dryblingów. Roberto Mancini i jego drużyna, moim zdaniem, zasłużyli na zwycięstwo w tym meczu oraz na tytuł mistrza Anglii.
Niezrozumiałe są dla mnie decyzje Fergusona. Czy on naprawdę wierzy, że tylko doświadczenia i psychiki trzeba do zwycięstwa z poważnym rywalem?Padły słowa o „gruntownej przebudowie”. Nic takiego nie ma miejsca w ManUtd. Park (31), Giggs (38), Scholes (37) i Carrick (30) to podstawa w środku pola. Inna sprawa, że Ferguson mydli oczy i rzuca frazesami w stylu „to, co odróżnia nas od City to że my dajemy szanse młodzieży i wychowankom”, ale nabierają się na to chyba tylko ludzie, którzy się piłką nie interesują. Ferguson zdecydował się postawić na doświadczenie, niestety nie wyszło. Kluczowa faza sezonu, gdzie każdy ma o co grać i ostatnie cztery mecze:Wigan (L), Aston Villa (W), Everton (D), ManCity (L). Wychodzi w najważniejszym meczu sezonu w pierwszym składzie Park, który nie grał od połowy marca, Giggs, który co mecz zawodzi. Wychodzimy ustawieniem, które nigdy się nie sprawdza. Powiem szczerze, że jestem trochę przerażony trzonem zespołu. Ferguson sprawia wrażenie, jakby czas się zatrzymał kilka lat temu. Piłka się zmienia, z zespołami dobrze ustawionymi gra dwoma skrzydłowymi też już nie jest tak efektywna jak kiedyś. Kończą się czasy, gdy braki umiejętności, techniki, szybkości nadrabiało się doświadczeniem i pracowitością. Pokazały nam to oba mecze z ManCity, a także Athletic Bilbao, w których byliśmy zwyczajnie słabsi od rywali. Nad wieloma rzeczami trzeba popracować.Czy tak słaby sezon jak ten zdoła otworzyć oczy Fergiemu na problemy, z którymi powinien uporać się już jakiś czas temu? Jasne, można mieć jeden słabszy sezon, ale to miał być sezon przebudowy właśnie, czas na adaptacje do nowego stylu gry, do nowych zawodników.
Ferguson to już przeżytek, mógłby wreszcie gość do domu w Szkocji wrócić, w fotel i ciepłe kapcie z wnukami baraszkującymi na dywaniku przed telewizorem. A tak z tą swą smętną, czerwoną twarzą wiecznie żującą ostentacyjnie gumę siedzi na tej ławce i … nic. No może czasem wykrzyknie coś złośliwego czy bezczelnego w stronę rywala tudzież sędziego. Bardzo mi się podobała wczorajsza gra Citizens. Respect for Yaya Toure – był moim zdaniem najlepszym zawodnikiem meczu. Z MU 'nie zapamiętałam’ nikogo. Ot.
Kiedy City przegrali z Łabędziami i spojrzałem na kalendarz obu kandydatów do mistrza, powiedziałem sobie, że sprawa już przegrana. Mają za łatwych rywali, a City na pewno straci punkty z kimś z trio Chelsea, Arsenal, Stoke. I nie myliłem się, remis na tym cholernym Brittania, do tego pierwsze oddane punkty na Etihad z Sunderlandem i wieńcząca „dzieło” porażka z AFC. Koniec, nie ma szans, gratulacje Manchesterze United. Mancini tak powiedział, oddał tytuł rywalom i cześć, dograjmy sezon i skończmy go w dobrym humorze.Zdjął presję ze swoich piłkarzy, co okazało się kluczowe w budowaniu formy na derby. Nie wiem ile w tym było intencji, ile przypadku, ale podziałało i podobnie jak rok temu, zaraz po porażce z Evertonem, The Citizens wygrywają wszystko jak leci. Muszą to „tylko” podtrzymać. W tej chwili różnica goli wynosi 8 na korzyść City. Zakładając, że wygrają oba mecze, wyniesie ona +10, co oznacza, że United muszą w dwóch spotkaniach zdobyć 11 goli. Jedenaście. Mniej więcej tyle to piłkarze Manciniego mieli straty do Chelsea w zeszłym sezonie, a teraz dzięki golom wbijanym Norwich, United, Swansea czy innym mogą zdobyć mistrza.Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Kiedy City przegrali z Łabędziami i spojrzałem na kalendarz obu kandydatów do mistrza, powiedziałem sobie, że sprawa już przegrana. Mają za łatwych rywali, a City na pewno straci punkty z kimś z trio Chelsea, Arsenal, Stoke. I nie myliłem się, remis na tym cholernym Brittania, do tego pierwsze oddane punkty na Etihad z Sunderlandem i wieńcząca „dzieło” porażka z AFC. Koniec, nie ma szans, gratulacje Manchesterze United. Mancini tak powiedział, oddał tytuł rywalom i cześć, dograjmy sezon i skończmy go w dobrym humorze.Zdjął presję ze swoich piłkarzy, co okazało się kluczowe w budowaniu formy na derby. Nie wiem ile w tym było intencji, ile przypadku, ale podziałało i podobnie jak rok temu, zaraz po porażce z Evertonem, The Citizens wygrywają wszystko jak leci. Muszą to „tylko” podtrzymać. W tej chwili różnica goli wynosi 8 na korzyść City. Zakładając, że wygrają oba mecze, wyniesie ona +10, co oznacza, że United muszą w dwóch spotkaniach zdobyć 11 goli. Jedenaście. Mniej więcej tyle to piłkarze Manciniego mieli straty do Chelsea w zeszłym sezonie, a teraz dzięki golom wbijanym Norwich, United, Swansea czy innym mogą zdobyć mistrza.Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
@AlaszWiszę Ci stówkę. Jak Ci ją bezpiecznie przekazać?
wyslij maila na adres uwaganapodszywaczy@oszust.com ;]
Brawo dla Kogutów za wczoraj :] i dla Srok w sumie też, bo Cisse gola wbił niesamowitego:) Pozdrawiam Panie Michale.