Futbol zwyciężył. Cokolwiek wydarzyło się przed meczem i cokolwiek jeszcze wydarzy się po – futbol zwyciężył. Nieprzewidywalny, paradoksalny, po prostu piękny. Uwielbiam ten stan, w którym można nie być kolejny raz narratorem narodowej klęski, tylko napawać się dochodzącymi z całej Europy komplementami: że to był świetny mecz, że w jego trakcie padła najpiękniejsza bramka turnieju i że – co w gruncie rzeczy cieszy mnie najbardziej – polska myśl szkoleniowa wreszcie dała radę.
W przerwie, kiedy – przypomnę – przegrywaliśmy z Rosjanami 0:1, zapisałem sobie, że taktycznie było to najlepsze 36 minut Polaków, jakie widziałem od niepamiętnych czasów. A zarazem było to 36 minut życia na krawędzi, jak zawsze w starciu z rywalem, który teoretycznie przerasta cię o głowę. To było też optymalne ustawienie reprezentacji Polski, złożonej z tych piłkarzy, których akurat mamy do dyspozycji, i grających przeciwko akurat takiemu przeciwnikowi. Trivote, trójka defensywnych pomocników przed linią obrony, choć z Polanskim obdarzonym dużą swobodą, a z przodu wspierający Lewandowskiego Błaszczykowski z Obraniakiem. Wszędzie asekuracja i stosunkowo mało miejsca dla Arszawina, zmuszonego do podawania głównie w poprzek boiska. Groźne stałe fragmenty. Wybitna kombinacja, po której Polanski trafił do siatki po minimalnym spalonym. Kapitalny wślizg Perquisa. Nawet jeśli Rosjanie byli przy piłce, to nie znajdowali sposobu na przedarcie się pod bramkę Tytonia… Nic dziwnego, że tuż przed rozpoczęciem drugiej połowy Rafał Stec pytał, czy może w „Gazecie” użyć frazy „Futbol jest okrutny”, bo rzeczywiście: jedno zagapienie się Piszczka przy kryciu Dżagojewa, dla prostej zmyły atakującego przy stałym fragmencie akurat z drugiej linii, i wydawało się, że wszystkie te komplementy trzeba odwoływać.
Nic z tych rzeczy. Niespodziewanie nawrócony na Franciszka Smudę, zaciskałem kciuki, żeby wytrzymał nerwowo: żeby wierzył w to, co wymyślił przed meczem. „Jeśli nie chcesz skończyć jak Czesi, zostaw tych piłkarzy i to ustawienie” – przemawiałem do jego gęby, kiedy pojawiła się w reklamie przed wyjściem Polaków na drugą połowę. „Nie czas na zmiany”, powtarzałem wbrew kaskadom internautów pojawiających się na wszystkich moich tajmlajnach. „Odsłonić się, to zginąć”.
Zauważcie, jak niewielka liczba podań i jak niewielu zawodników uczestniczących w akcji wystarczyło, by ucieszyć tak wielu. Udana interwencja Boenischa (skądinąd w sytuacji, gdy Rosjanie wychodzili z kontrą czterech na czterech – co się prawie w tym meczu nie zdarzało). Podciągnięcie piłki przez Dudkę. Murawski, jeszcze tyłem, jeszcze na własnej połowie, odgrywa do Obraniaka. Ten znajduje miejsce po prawej stronie: tam, gdzie miało brakować zapędzającego się do przodu Żyrkowa, biegnie kilkadziesiąt metrów, oddaje do Błaszczykowskiego, który przekłada piłkę na lewą nogę i uderza nie do obrony. W tym momencie na rosyjskiej połowie jest pięciu Polaków. Można? Można!
Pisałem już po meczu Holandia-Dania, wywołując furię niektórych z Was, że brak zmian niekoniecznie musi być dowodem niekompetencji trenera: przegrywający van Marwijk zaryzykował, zdejmując defensywnego pomocnika i wprowadzając drugiego napastnika, ale efektem było wyłącznie opanowanie środka pola przez Duńczyków (mieli od tej pory o jednego piłkarza więcej w tej strefie) i zgubienie rytmu przez dążących do wyrównania Holendrów. Uwierzyłem Smudzie, że w pierwszym meczu obawiał się zepsucia tego, w czym drużyna czuje się najlepiej, tym bardziej że dziś – przy lekko już podmęczonych Rosjanach – po wejściu Mierzejewskiego i powrocie do ustawienia 4-2-3-1, znów była w stanie kontrolować grę.
Ciekaw jestem, jak czuje się Jan Tomaszewski. Najlepsi w polskim zespole, oprócz strzelca bramki rzecz jasna, byli przecież znakomicie podający na połowie przeciwnika Obraniak i świetnie przeszkadzający Rosjanom, a poza tym równie co piłkarz Bordeaux precyzyjny Polanski. Co ważne: Polacy wytrzymali mecz kondycyjnie. Co jeszcze ważniejsze: po wyrównaniu nie uderzyła im krew do głowy, nie odsłonili się, utrzymali koncentrację i dyscyplinę. Ech, nie myślałem, że dożyję chwili, gdy zobaczę polskiego szkoleniowca rysującego rezerwowemu piłkarzowi schemat taktyczny – ale nie myślałem też, że doczekam drużyny, która będzie umiała w takim stylu odrobić straty. Nie, „gniazda na mej głowie nie uwił orzeł biały”, nie straciłem zdolności trzeźwej oceny sytuacji. Po prostu z właściwą sobie bezstronnością oddaję sprawiedliwość reprezentacji Polski za to, że potrafiła zareklamować nasz kraj lepiej, niż zrobiły to bandziory pod stadionem, trafiające właśnie na czołówki europejskich portali. Cholernie się cieszę, że zwyciężył futbol.
Dokładnie. Bardzo mi zaimponowali opanowaniem, mimo drobnych potknięć, wytrzymali. W szatni w przerwie było tak jak miało być, uwierzmy w trenera Smudę, widać, że wie co robi.
„Udana interwencja Boenischa (skądinąd w sytuacji, gdy Rosjanie wychodzili z kontrą czterech na czterech – co się prawie w tym meczu nie zdarzało). Podciągnięcie piłki przez Perquisa. Polanski, jeszcze tyłem, jeszcze na własnej połowie, odgrywa do Obraniaka”Nie! :)Boenisch – Wasilewski – Murawski – Obraniak.
Że Dudka, nie Wasilewski, jestem już pewien 🙂 Z niewielką pomocą przyjaciół…
Ja też jestem pewien, że… Wasilewski (zawodnik z numerem 13). Z niewielką pomocą powtórek… :)Zresztą to nie jest jakoś szczególnie ważne.
Mnie Smuda dziś piekielnie zaimponował (ja nie zaliczam sie do krytykujących wszystko ludzi którzy chyba niczym w życiu sie nie zajmują poza biadoleniem, ja o Smudzie mam i miałem dobra opinie jako o fighterze o człowieku którego zespoły graja w piłke lub starają sie grac, i mój pełen podziw dla tego człowieka że on żyje, wszak tyle ile przeżył dreszczowców…)Pisałem że nie ma sie co Rosjan bać, choć ekipę mają lepszą, to moim zdaniem nasza ma spory potencjał, no i mamy Lewego i Piszczka, w Rosji nie ma gracza tego formatu i potencjału. Żałuje że nie wygrano tego spotkania bo to my byliśmy dziś ekipa lepszą, mająca lepsze i więcej okazji (ach ten gol polańskiego, minimalnie a byśmy ich rozklepali jak Hiszpania, 3 zagrania z pierwszej, lewy spojrzał zagrał i te centymetry…).Jest pare mankamentów, niekiedy atakujemy na hura i jesteśmy nie przygotowani na stratę piłki, potrafimy spróbować zagrać jakąś fajną prostopadłą piłkie i po przejęciu jesteśmy otwarci.Rzadko zgadzam się z trzeciakiem, ale ma racje, że czasami nie szanujemy piłki jak trzeba.Ja sie ciesze że nie zremisowaliśmy po obronie częstochowy, a schodzimy jako bliższy triumfu, który miał więcej z gry w piłkę.PS. Od dawna mówie że rozwiązanie problemów kibolskich jest łatwe i proste. Wywieść do lasu, pozwolić sie tłuc czym chą ile chcą jak chcą, a potem oczywiście nie leczyć. No chyba że zapłacą potrójnie.PS2. We wrocławi na wieżowcu ktoś (rosjanie) powiesił wielki sierp i młot. Prowokują, prowokowali we wrocławi z Czechami, prowokowali dziś, nasi się źle zachowali, idiotów nie bronie, jednakże nie powinno być zgody na takie manifesty Rosjan. Mówiąc szczerze, nic mnie nie obchodzi jak oni sie czują względem sierpa i młota, ja tego syfu nie toleruje, przecz z komuna i całym syfem go otaczającym, nie potrafią schować tego badziewia i nie eksponować? Niech nie przyjeżdżają. Większej tragadi na tej planecie od komunizmu nie było i nie będzie.99% rosjan to rozumie i jak rozmawiałem się z tym zgadza.
Male sprostowanie, mianowicie na fladze byl przekreslony sierp i mlot. Nie wyglada to tym samym na robote 'inastrancow’.
A to jak przekreślone to cofam to co powiedziałem. Fotki nie wyraźne, tytuł mnie oszukał.Tego badziewia nie trawie najbardziej, nawet faszyzm nie budzi we mnie aż takiego obrzydzenia jak komunizm. Nic gorszego już powstać nie może. Swoją drogą dziwne jeśli nie sa to symbole zakazane prawnie w naszym kraju, wszak żniwo tej najgorszej z ideologi było największe. Swego czasu przejeżdżałem przez mińsk, pare lat temu, i w centrum miasta cała jedna ściana budynku miała ułożony z kafelków sierp z młotem na czerwonym tle. Zgroza. Żeby przejechać dalej trzeba było co rusz stawiać flaszki i ukrywać przy szosie milicjantom, choć samochód na ambasadorskich blachach. Taki kraj.
A mi się podobał Wasyl najbardziej. Super, że facet po tak ciężkiej kontuzji wraca do futbolu na takim poziomie, no i gra nie na swojej nominalnej pozycji. Myślę, że gdyby on od początku kariery postawił na środek obrony, dzisiaj byłby jeszcze lepszym obrońcą. Każdy bał się o tą obronę, ale daliśmy rady, nawet Boenish nie pozwolił rozwinąć skrzydeł Dzagoevowi. Mam nadzieję, że nie zapanuje teraz hurraoptymizm i do meczu z Czechami podejdziemy również zmotywowani i poukładani taktycznie.
I dała rada pomimo dyżurnych jęczących zwykle na wszystko jak Pan bloggerów. Proszę sobie jeszcze poklasakć w końcu przewidział Pan, ze mecz z Grecją będzie najsłabszy. Przewidział Pan też może dalszy ciąg? Nie, niechodzi o to, żeby cwaniakować po fakcie. Chodzi o to, żeby nie pluć za każdym razem gdy znajdzie to poklask. A teraz co wypada się pocieszyć. „biję sobie brawo” bo już wcześniej wiedziałem, że napisze Pan coś głupiego.
a ja jestem pod wrażeniem Tytonia, miałam do niego wielki dystans, a teraz zaczynam rozumieć opinie ,że to najlepszy bramkarz holenderskiej ligi. Bardzo przypomina mi stylem gry Dudka, jest skoncentrowany, zwinny / podobno tańczył/, można powiedzieć niewidoczny a skuteczny. A to co ważne nie gwiazdorzy co może zaszkodzić w rozwoju Szczęsnemu / różne wypowiedzi, podobno wczoraj po meczu od razu powiedział, karę odbyłem teraz moja kolej za red. Polem w TVN24/ Nie wiem na kogo postawi Smuda, czy to on zdecyduje czy presja sponsorów / Szczęsny na każdej reklamie/ wiem natomiast jedno ,że SZczęsny wracając ryzykuje swoją karierą reprezentacyjną, od jego rozwagi zależeć będzie nasz los i oby nim nie igrał. Co do Tytonia jestem pewna,że zrobi karierę i tego mu życzę.
Nie zazdroszczę Smudzie dylematu z bramkarzem. Z jednej strony – jesteśmy na turnieju, tu nie zmienia się bramkarza, jeśli nie ma nieodzownego powodu (kontuzja / kartka / wyjątkowo fatalna postawa). Tytoń żadnego powodu do odesłania na ławkę nie dał. Z drugiej strony – bądź co bądź, przed turniejem to Szczęsny został wybrany na nasz nr 1. Czy to nie ma żadnego znaczenia? Owszem, można powiedzieć, że Wojtek sam sobie zawalił – ale z drugiej strony rzeczywiście przecież przepisaną karę już odbył. Osobiście wybrałbym jednak (jak prawie wszyscy) Tytonia. Takie ciągłe żonglowanie bramkarzami może się źle odbić na drużynie. Może inaczej by sytuacja wyglądała, gdyby Tytoń był wyraźnie słabszy od Szczęsnego (coś jak u Czechów, u których nawet największa wtopa Cecha nie zagrozi jego miejscu w bramce). Ale sam nasz sztab szkoleniowy przyznawał wielokrotnie, że panowie prezentują taki sam poziom.
http://narodowcy.net/wp-content/uploads/2011/04/slask-wroclaw.jpg i tyle w temacie 🙂
No to juz wiemy kto zagra mecz o honor 😀 Boże jak dobrze że nas chłopaki wyzwolili od tego badziewia.