Jest parę minut po dwudziestej trzeciej, więc właściwie mógłbym już wyznać, jaki rodzaj ekscytacji budzi we mnie oglądanie Iniesty; patrzenie, jak delikatnie rozchyla szeregi obronne rywali, jak następnie wślizguje się w utworzoną tam lukę i jak potem oddaje strzał lub powstrzymuje się przed nim, wzmagając doznania niespodziewanym odegraniem do kolegi. Albo mógłbym wyznać, jakie uczucie nieoczekiwanej ekstazy przyniosło mi dziś pierwsze trafienie Fernando Torresa. Z jakim rodzajem rozkoszy skojarzyło mi się subtelne, wręcz czułe muśnięcie piłki przez Davida Silvę przy drugim golu. O jakiej intensywnej penetracji myślałem, gdy Fabregas wdarł się w pole karne, strzelając czwartą bramkę. O jakim odwlekaniu przyjemności fantazjowałem, przyglądając się, jak Hiszpanie konstruują swój atak (894 podania, pardon: 894 pieszczoty, w tym 133 w wykonaniu Xaviego…). Mógłbym, ale nie zrobię tego. Powiem tylko, że dzień, w którym mogłem obejrzeć najpierw Modricia i Pirlo, a potem Xaviego i Iniestę, dostarczył mi tylu zmysłowych przeżyć, że kompletnie wyczerpany, chciałbym się już położyć. Przy dźwiękach irlandzkiej ballady.
Króciutko więc, zwłaszcza że dzienną normę wyrobiłem wcześniejszym wpisem o Redknappie, o klasie Pirlo rozpisywałem się już po pierwszym meczu Włochów, zaś o Modriciu przez ostatnich kilka lat, choć na poziomie piłki klubowej. W reprezentacji widywałem go rzadko, głównie w konfrontacjach z Anglikami – i nie mając tak naprawdę sposobności do sprawdzenia, czy Slaven Bilić trenerem jest choć trochę lepszym niż był przed laty piłkarzem (a wspomnień piłkarskich nie mam o nim zbyt pięknych…). Wiedziałem, owszem, że potrafi piłkarzy motywować, że ma z nimi świetną relację, ale dziś zobaczyłem wreszcie, że daje radę także jako strateg. Zmiana ustawienia, jakiej dokonał w przerwie – na 4-2-3-1, z przesunięciem wyżej Modricia i odsunięciem Mandżukicia od Pirlo, podziałała. To już nie były wyłącznie dośrodkowania (choć nadal było ich mnóstwo i to po jednym z nich padł gol dla Chorwatów), ale także podania przez odwojowany środek, zwłaszcza te przedostatnie podania, będące znakiem firmowym pomocnika (wciąż jeszcze) Tottenhamu.
Zabawne skądinąd: po tym, jak wczorajszy dzień zdominował temat główek, dziś można było mówić o podaniach prostopadłych. W sumie nic dziwnego, skoro grała Hiszpania. Irlandii żal, oczywiście, jak w każdym turnieju. Żal, że potrafiła jedynie statystować przy gierce treningowej Hiszpanów. Żal, bo „Fields of Athenry” w wykonaniu jej fanów przy stanie 4:0 dostarczyło mi może najpiękniejszych przeżyć, związanych podczas tego turnieju z kibicowaniem (gdybym mógł poprawić swój tekst o pięknej piłce, pisany na parę dni przed Euro, z pewnością dałbym w nim ten obrazek z ostatnich minut spotkania w Gdańsku, przy których niech się schowa „You’ll never walk alone”).
Sytuacja w grupie C układa się tak, że do ćwierćfinałów może nie awansować drużyna z pięcioma punktami (przypomnijmy, że w grupie B do awansu wystarczyć mogą trzy punkty). I wciąż nie potrafię powiedzieć, czy tą odpadającą nie będzie Hiszpania. Brzmi to jak herezja, wiem, ale nie takie herezje zapisano w historii Mistrzostw Europy.
Aż chciałoby się wsiąść do pociągu i pojechać do Gdańska żeby przeżyć tę noc z kibicami Irlandii.
Pieszczenia? To tak na powaznie? To był jeden z najnudniejszych meczu Euro. Co z tego, że klepali bezbłędnie, skoro Irlandczycy byli zupełnie bezradni? Dla mnie esencją turnieju są emocje. Emocje. Esencją są takie mecze, jak Portugalia – Dania(Włochy – Hiszpania!!), jak kulawa pogoń Holendrów za Niemcami; jak gole Szewczenki ze Szwecją albo nawet boje Naszych. A tu… zachwyt nad zwykłym pogromem, bez walki, bez rywalizacji? To nie może się podobać… Po tysiąckroć bardziej wolę oglądać zespoły w chwilach próby. Jak City z QPR po tym, jak Balotelli nie trafił w 89. minucie. Jak United w 99. Jak Chelsea w tym sezonie, kiedy wszystkie argumenty były po stronie Napoli, Barcelony i Bayernu. To jest futbol, to jest jego esencja. Klepanie z bezradnymi? NigdyDawno się tak nie oburzyłem! 😉
OK. Rozumiem i przyjmuję Twoje argumenty. Choć bezradni dali przecież z siebie wszystko, Given bronił, co nie mógł, zaangażowanie było pełne. Gra treningowa, owszem, ale zastanawiałem się też w trakcie, ilu defensywnych pomocników musiałby wystawić na Hiszpanów Smuda i czy cokolwiek by to pomogło. Jak gromiło City słabeuszy wszak też się zachwycałeś…
Niezła obrona(lepsza niż Irlandii wczoraj, hehe)! Żeby daleko nie odchodzić od Euro, na szybko o moim zachwycaniu się pogrmoami City – jak dla mnie więcej było w tym emocji(pomijając fakt iż wiadomo, komu kibicuję, to był jednak pierwszy taki sezon, gdzie pytań jest więcej niż odpowiedzi), wyczekiwania na gole(które przecież w kontekście zywcięstwa w lidze okazały się bardzo istotne), a wczoraj było od początku do końca jasne, kto wygra, Hiszpanie grali wolno zwłaszcza w pierwszej połowie i miałem wrażenie, że lekceważą Irlandczyków, oszczędzają siły(ich prawo rzecz jasna). I wydało mi się to trochę obrzydliwe. Nie pasujące do turnieju.Jasne, City też rozegrali kilka takich spotkań. I chyba najgorzej ze wszystkich zaprezentowało się Stoke na Etihad. Dostali trzy gole, grając w ustawieniu 6-4-0, bez krztyny ambicji(taka postawa u rywali daje zespołom mistrzoswkim lekko kilkanaście punktów w sezonie), a po meczu Pulis wypalił, że nie mają *wstaw dowolną kwotę setek milionów* i dlatego przegral(tak na marginesie wnioskuję z tego, że Sunderland nagle wydal tyle kasy, skoro na City zdobył 4 punkty:))! Na szczęście kilku menadżerów miało odwagę skrytkować swoich zawodników, którzy zbyt bojaźliwie wychodzili na Etihad Stadium i przegrywali broniąc się jak Irlandia. Wiem, że gra The Citizens momentami próbuje imitować tą barcelońsko-hiszpaśnką, ale na szczęście wciąż jest daleko od tak kolosalnej różnicy jaka jest pomiędzy Barcą(Realem), a resztą ligi. Do tego zmierzam(tzn. krytyki takiego stanu piłki nożnej): futbol oparty na totalnej dominacji, w którym wyniki jest znany po kilku podaniach, to nie futbol. Nie neguję techniki zawodników i ich maestri, ale to emocje trzymają mnie przy tym sporcie. Wczoraj mi ich zabrakło 🙂
Czyli Hiszpanie powinni być słabsi czy Irlandczycy mocniejsi? Może UEFA powinna wprowadzić „zakaz dominacji boiskowej”? Osobiście podzielam fascynację grą Hiszpanów Pana Michała: mają najlepszy okres w historii jeśli chodzi o jakość piłkarzy, mają swój niepowtarzalny styl gry oparty w na technice, koordynacji, zrozumieniu, idei gry zespołowej przeciągniętej do maksimum; mają wreszcie mentalność zwycięzców i stan ducha wzięty chyba od Alexa Fergusona czyli „wieczne nienasycenie”. Coś wspaniałego… Fanem Iniesty jestem już od lat, choć nie kibicuje jego Barcelonie. Gość jest niski, chuderlawy, blady, zaczyna łysieć i nie ma szybkości, ale gdy ma piłkę staje się bogiem; wielu ludzi nie potrafi rękami złapać piłki tak jak on przyjmuje nogą; jego przegląd pola i podania są fantastyczne i lepsze z roku na rok; i wreszcie TE gole… Może nie bije ich 60-70 na sezon, ale strzelił jedną z ważniejszych bramek w historii klubu, która zaczęła erę Guardioli (gol z Czelsi do dzisiaj śni mi się po nocach, niesamowity…) oraz najważniejszego gola w historii Hiszpanii. I pozostał przy tym skromnym chłopakiem, który zawsze gra dla drużyny… Czy naprawdę trzeba krytykować Hiszpanów?…
Panie Piotr też pełna zgoda, gdyby tak Anglicy zdominowali gre to kolega Angamos szalałby z zachwytu
Niby skąd ten wniosek? Nie kibicuję Anglikom na Euro. Mają słabą reprezentację, która nie jest w żadnym wypadku w stanie zagrać tak jak Hiszpania. Bardzo im daleko do stworzenia kolektywu gotowego walczyć o trofea. I niewiele jest argumentów przemawiających za tym, że to się zmieni
Bo tak czuje hehe i dlatego taki wniosek
I tu nie chodzi o kolektyw ale o indywidualne umiejętności Anglików. Dla mnie mega nudne było własnie oglądanie zmagań Angoli z brakami w zasadzie we wszystkim. Bazują tylko na fizyce bo taktycznie i technicznie są beznadziejni ale rozumiem, że to jest ciekawe bo to… Anglicy heh dramat
Co kto lubi, ja mimo miliarda Hiszpańskich podań, wolę oglądać Irlandczyków z ich techniczną mizerią, wolą walki i cudownymi kibicami
Ujmę to tak – i powtórzę – nie krytykuję Hiszpanów jako piłkarzy, nie jesteś slpey i widzę, jaką mają technikę, przegląd pola i te wszystkie cechy, o których się mówi. Zwyczajnie odczuwam przesyt tą fascynacją. Jestem zwolennikiem ruchu w piłce, tzn. nie w samym meczu, ale w sensie ogólnym – dla mnie mniej interesujący jest okres dominacji zespołu/koncepcji, ale jego wschód i zachód. Innymi słowy – moment w ktorym Barcelona zaczęła przegrywać mistrzostwo i LM uważam za zywczajnie ciekawszy, niż te x spotkań wygranych pięc i więcej do zera. Czekam na system gry/piłkarzy/menadżerów którzy wymyślą sposób na efektywne wygrywanie ze stylem Barcy. Dla mnie perfekcja prezentowana non stop jest na dłuższą metę nudna.A odpowiadając na Twoje pytanie: nie ma na nie odpowiedzi 🙂 moje zdanie w tym temacie wymagało by dluższej wypowiedzi: marzy mi się, aby różnice w piłce były nie tak drastyczne, aby emocji było jeszcze więcej. Mówiąc o tym konkretnym meczu, chyba chciałbym, aby Irlandczycy byli nieco lepsi, a Hiszpanie nieco słabsi, ale to tylko pobożne życzenie, prawda? I odpowiedź na Twoje pytanie wydaje się strasznie głupie 🙂
Za dużo w tej Twojej wypowiedzi filozofii a prawda jest o wiele prostsza ale ok .. moje pytanie było głupie i na tym zakończmy
Hehe rozumiem, że masz pretensje do Hiszpanów, że dobrze zagrali. Co za brednie…. Panie Michale pełna zgoda !
Ha, nie mam pretensji o to, że dobrze zagrali. Mam 'pretensje’ o to, że taka dominacja była dla mnie pozbawiona emocji i nie pozwoliła mi się cieszyć spotkaniem. I że fascynacja tym na dłuższą metę mnie nudzi. Nie neguję niczyich umiejętności.
Tak jest pełna zgoda tylko powiem tak – dla kogoś kto trochę o piłce wie oglądanie Hiszpanów to przyjemność
Lol to brzmi jak argument w stylu: 'Co z tego, że całe życie słuchasz rapu, jeśli znasz się na muzyce to słuchanie Led Zeppelin to dla Ciebie przyjemność i koniec’. Z tego co wiem, to są ludzie, którzy wielbią taktyczną grę w obronie i tacy nie znaleźliby raczej niczego zachwycającego we wczorajszym meczu. Dla innych najważniejsze są emocje, walka do końca, nieprzewidywalność… Dla tych wczorajszy mecz to w ogóle był nudny :d Mnie osobiście wczorajszy mecz się podobał, ale rozumiem doskonale czemu ktoś może uznać, go za nudne spotkanie. I hejtowanie Hiszpanii nie ma tutaj nic do rzeczy, bo ja akurat bardzo nie lubię tej reprezentacji, a zwłaszcza zawodników Barcy. Nie przeszkadza mi to jednak ich doceniać 😉
Chodzi mi kolego o to co juz tu kiedys napisałem ale ok jeszcze raz – ludzie generalnie znajacy się troche na piłce przez to, ze np. kiedys w nia grali doceniaja Hiszpanów, Barce itd a zaslepieńcy dla których doskonały marketingowo produkt o nazwie – Angielska Piłka zawsze znajda w grze Iniesty i jegfo kolegów wiecej minusów niz plusów. Dlatego nie mamy o czym gadać i tyle. Ja docenie jak Anglicy rozegraja fajny mecz ale zaślepieńcy zawsze znajdą powód by dowalic innym a w tym przypadku Hiszpanom, którzy przez zaślepieńców są wprost znienawidzeni.
Odpowiem Ci tutaj w jednym komentarzu co by się nie rozbijać.Dalej nie wiem skąd wyciągnałeś, że kibicuję Anglikom. Że to naród świetnie czujący się gdy wokół nich grają zdolni obcokrajowcy mówię nie od dziś. Reprezentacją są przeciętną, od dawna są na samym końcu czołówki europejskiej, jedyne co ich odróżnia od zespołów o klasę niżej to fakt, że się kwalifikują na wszystkie imprezy. Na Ukrainie też się słabo prezentują(swoją drogą też nudnie, ale i adekwatnie do umiejętności na tę chwilę) i chętnie zobaczę Ukrainców w dalszej fazie zmiast nich. Słabo ci idzie wytykanie mi jakiejś stronniczości w tym kierunku. To, że wolę oglądać ligę angielską od hiszpańskiej(oglądam też na zywo polską, czy to ma znaczenie?:)) w żadnym wypadku nie znaczy, że uważam reprezentację Anglii za lepszą. Powiem więcej: w 2008 roku, kiedy Nasi już odpadli, trzymałem kciuki(emocjonowałem się!) za Hiszpanię i za ich pierwszy wielki triumf. Mógłbyś mnie 'znanawidzić’ gdybym powiedział, że Hiszpanie są kiepscy technicznie, przereklamowanie, a ich taktyka jest prosta i łatwa do bólu. Nie uważam tak. Doceniam ich umiejętności(piszę to już po raz setny, ehh), pracę wykonaną przez dekady, która doprowadziła do triumfów. Ale dominacja mnie nudzi. Wszędzie. I w lidze angielskiej, gdzie poza Big4 przez kilka lat nikt nie miał prawa wejść do Ligi Mistrzów. Powtórzę znów: kieruję się w piłce emocjami generowanymi przez rywalizację. Bez nich sport, choćby najdoskonalszy, nie ma żadnego sensu.Rozumiem, że masz odrębne zdanie i fascynuje Cię od kilku lat Barcelona czy Hiszpania. Twoje prawo. Ja mam inne odczucia w tej materii.
Ok jeszcze raz ale tak łopatologicznie – chodzi mi o to, że gdyby tak jak wczoraj Hiszpanie zagrali i wygrali Anglicy to dla Ciebie i wielu innych fanów angielskiej kopanej mecz nie byłby nudny a Irlandczycy byliby świetna ekipą pokonana przez genialnych synów abionu i na ty m zakończmy ok ?
Skąd takie wnioski, nie potrafię tego zrozumieć… Mecz by był ciekawszy jakby odwrócić ten wynik, tj. Jakby Irlandia wygrala 4-0 z Hiszpanią 😛 I nie byłby ciekawy przez dominację Irlandczyków, tylko przez niespodziankę, nieprzewidywalność footballu i w ogóle. Nie powiesz mi, że to nie byłaby sensacja. Pełna dominacja na boisku jednej drużyny nad drugą, zwykle jest mało interesująca. Oczywiście możemy pominąć przykłady gdzie dominuje czyjś ukochany klub, no, ale dla nas to każdy mecz naszego klubu jest ciekawy. Koniec 😛
Jeszcze nie kumam czemu łączysz bycie fanem angielskiej ligi z kibicowaniem angielskiej reprezentacji 😛 Zwłaszcza, że w PL masa klubów zupełnie nie opiera swojej siły na krajowych zawodnikach…
„delikatnie rozchyla szeregi obronne rywali, jak następnie wślizguje się w utworzoną tam lukę i jak potem oddaje strzał lub powstrzymuje się przed nim”Michale, powinieneś pisać erotyki :DCiekawe, czy Hiszpania-Chorwacja skończy się 2-2. Wtedy po Włochach. Deja vu?
Pięć ostatnich minut meczu Hiszpanów z Irlandczykami to chyba w ogóle najbardziej dotychczas podniosły moment tego turnieju (oczywiście jeśli przez chwilę zapomnimy o Polakach) – Mistrzostwa nie byłyby tym samym bez śpiewu Irlandczyków. Szkoda drużyny Trapattoniego, jak szkoda wszystkich tych, którzy nie mając żadnych szans, mimo wszystko się nie poddają. Choćby z tego powodu fraza „You’ll never beat the Irish” wcale nie brzmi ironicznie, nawet po takiej klęsce. No i trzeba będzie zapamiętać z tego meczu obronę Givena – absolutnie fantastyczną, jak na razie bez konkurencji.A jeśli chodzi o Tottenham – Moyes czy Martinez? I jeden, i drugi musieli się dotychczas borykać z budżetowymi ograniczeniami prowadzonych przez nich klubów, Moyes to w Evertonie instytucja, zadziwiające, że mimo kłopotów i permanentnej wyprzedaży wciąż utrzymuje zespół w górnej połowie tabeli. Ale ja mimo wszystko widziałbym na miejscu Redknappa raczej Martineza – Wigan w tym roku grało nadzwyczajnie, z polotem i rozmachem, zupełnie w stylu Tottenhamu z pierwszej połówki sezonu 🙂 A Pan, Panie Michale, kogo widziałby chętniej na ławce?
Given to taki typ bramkarza który wyciągnie niemożliwy strzał,ale jednocześnie puści coś prostego-nie był na pewno pewnym punktem Irlandii(z Chorwacją dość lekka główka bodaj zza szesnastki w krótki róg,wczoraj mocny,ale między rekami strzał Torresa) choć na pewno jest jej dobrym duchem,a nawet ” z twarzy” wygląda na szalenie sympatycznego człowieka ;](podobny do Travolty przy tym)Mi także(ktoś już wspominał o tym) bardzo imponuje Marcin Wasilewski-takie masakryczne złamanie i wielki powrót,a teraz jest liderem środka obrony mimo iż to boczny ofensywny na codzień-to dzięki temu jak Marcin kieruje Damian Perquis może zbierać piłki co czyni dobrze.Jeszcze napisze,że najbardziej mnie Smuda(którego bardzo cenie i szanuje jako trenera bo jest fachowcem rzeczywistym) zdenerwował odrzuceniem Kamila Glika który prezentuje dobry poziomi ciągle się rozwija w Torino z którym wywalczył awans do Serie A-idealny zmiennik dla Perquisa w razie czego
Welbeck strzelił chyba najpiękniejszą dotychczas bramkę na turnieju, wogóle mam wrażenie że ten chłopak z każdą chwilą robi postępy. Przecież on praktycznie wogóle nie traci piłek…
Chciałbym zwrócić uwagę, że pierwszy akapit tej notki jest bardzo niezręczny. Warto poważnie zastanowić się nad jego usunięciem.