Daruję sobie kibicowskie wykrzykniki – aż za dużo usłyszeli ich dzisiaj moi redakcyjni koledzy, kiedy de Gea bronił nogami strzały Bale’a i Dempseya, albo kiedy Ferdinand blokował uderzenia Dempseya i Defoe’a. Daruję sobie również wyliczenia bramek traconych przez Tottenham i zdobywanych przez Manchester United w doliczonym czasie gry tego sezonu. Zostawię na boku wywód o tym, jak ten wywalczony w ostatnich sekundach punkt może wpłynąć na walkę o czwarte miejsce – nie tyle nawet z arytmetycznego, co z psychologicznego punktu widzenia. Jeśli o tej mniej więcej porze przed rokiem zaczął się dołek Tottenhamu, tym razem o dołku nie może być mowy, ba: drużyna wchodzi w ważny fragment sezonu podbudowana świadomością czterech punktów zdobytych na – prawdopodobnie – przyszłym mistrzu Anglii.
Ten ubiegłoroczny dołek zapewne nieprzypadkowo zbiegł się nie tylko ze spekulacjami o rychłym objęciu przez Harry’ego Redknappa posady trenera reprezentacji Anglii, ale także z kontuzją i nieobecnością Aarona Lennona. Dziś prawoskrzydłowy Tottenhamu znów zagrał świetnie, kreując dla kolegów sześć dobrych lub bardzo dobrych sytuacji (tę najlepszą zmarnował kilkanaście minut przed końcem Defoe, zablokowany przez Ferdinanda) i samemu próbując szczęścia po kilku zejściach do środka. To w ofensywie – a przecież ile razy, zwłaszcza w trakcie pierwszej połowy Lennon angażował się w pressing, wracając także, kiedy było trzeba, przed własne pole karne (StatsZone pokazuje, że miał trzy udane przejęcia piłki i wślig). Pamiętam taki moment, bodaj z 89. minuty, w którym piłka wyszła na aut, a Lennon nie miał już siły, by po nią podejść – jak dobrze, że zerwał się jeszcze raz, trzy minuty później.
Świetna gra prawego pomocnika – Evra nie radził sobie z nim nie po raz pierwszy w historii spotkań tych dwóch drużyn – była potrzebna tym bardziej, że mniej widoczny (może raczej należałoby powiedzieć: lepiej pilnowany) był Bale. W pierwszej połowie Walijczyka w zasadzie nie było, w drugiej dostał kilka piłek, ale zamiast prób dośrodkowań wybierał strzały – głównie blokowane. Statystyki Dembele i Parkera wskazują na niezły występ; moim zdaniem jednak obaj środkowi pomocnicy zbyt często zwalniali grę – może czekając na niewłączających się w ataki bocznych obrońców. Defoe jako jedyny napastnik zbyt rzadko oglądał piłkę. Kłopot z grającym na lewej obronie prawonożnym Naughtonem był oczywisty: schodził do środka, żeby przełożyć sobie piłkę na lepszą nogę i okazje na dośrodkowanie ze skrzydła brały w łeb. W tym sensie dobrą zmianę zrobił Villas-Boas, wprowadzając na końcówkę Assou-Ekotto: nawet jeśli Kameruńczyk nie jest jeszcze w pełni sił, potrafił przecież zagrać tę kluczową piłkę, po której za krótko piąstkował niewątpliwy do tego momentu bohater meczu, czyli David de Gea.
No dobra, mieliśmy sobie darować kibicowskie wykrzykniki. Bez nich należałoby powiedzieć, że gospodarze po prostu nie mieli pomysłu na rozmontowanie zdyscyplinowanego i bardziej dojrzałego taktycznie Manchesteru United, który raz morderczo zaatakował w pierwszej połowie, a potem – schowany za podwójną gardą – czyhał na kolejną okazję. Należałoby pochwalić Carricka (sześć wślizgów, czery przejęcia; zobaczcie na załączonym obrazku podsumowanie jego gry defensywnej) i Jonesa, o których rozbijali się wspomniani już środkowi Tottenhamu, zauważyć podwojone krycie Bale’a, docenić inteligentne wypady Wellbecka i fantastyczną skuteczność murowanego już obok Michu kandydata na piłkarza roku, czyli Robina van Persiego (Defoe miał przecież czystsze sytuacje niż Holender, a skończył mecz bez gola; inna sprawa, że nikt nie przeszkadzał dośrodkowującemu Cleverleyowi, a i Walker zagapił się przy kryciu napastnika), ale nade wszystko skomplementować świetną grę środkowych obrońców. Rio Ferdinand i Nemanja Vidić… przecież dwa-trzy sezony temu to była najlepsza para stoperów nie tylko na Wyspach. Może należałoby powiedzieć, że przypominało to rozgrzewkę przed wyjazdem do Madrytu; że tak właśnie ustawione Czerwone Diabły mają szansę na przetrwanie w Lidze Mistrzów – oddające inicjatywę, cofnięte głęboko i wyczekujące na możliwość szybkiego ataku. Gdyby tylko mecz zakończył się minutę wcześniej, ten tekst byłby zapewne analizą odzyskanej wreszcie pewności MU w defensywie i zawierałby zdanie, że nawet de Gea dobrze wyłapuje dośrodkowania…
Tak, nie byłem zachwycony, patrząc, jak szukający wyrównania Tottenham próbuje wrzucać kolejne piłki w pole karne MU (w końcówce Caulker na zmianę z Dawsonem przesuwali się do przodu, by wesprzeć niewysokich kolegów – to Caulker absorbował uwagę Vidicia, gdy de Gea wychodził do feralnego piąstkowania). Z drugiej strony: czy pamiętacie mecz, w którym Czerwone Diabły stworzyłyby tak niewiele sytuacji bramkowych? Czy pamiętacie mecz, w którym rywale byliby przy piłce 61 proc. czasu gry? Czy pamiętacie mecz, w którym sir Alex nie trafiłby ze zmianami? Valencia – wprowadzony, jak rozumiem, po to, żeby udało się wreszcie wyprowadzić jakąś kontrę, niemal nie dotknął piłki. Rooneya widzieliśmy mniej niż się można było spodziewać: jak Tottenham atakował przed jego wejściem na boisko, tak atakował po nim; Anglik w żaden sposób nie odciążył zmęczonych kolegów.
Zgoda: możemy i powinniśmy rozmawiać o niepodyktowanym faulu za zderzenie Rooneya z Caulkerem; zderzenie – jak sądzę, nie tyle niezauważone przez liniowego, co uznane za przypadkowe. Możemy i powinniśmy rozmawiać, bo w świetle przepisów Manchesterowi United należał się karny. Zapewne: podobnych karnych w każdym meczu należałoby dyktować po kilka (pamiętacie sponiewieranego Oscara w pierwszych sekundach meczu Chelsea-Arsenal?); zapewne: na podobnie przypadkowy wyglądał incydent Ramires-Szczęsny… Konsekwencja sędziów z pewnością ułatwiłaby nam komentowanie tego sportu. Konsekwencja i mniejsza liczba pomyłek – dziś mieliśmy również szereg niepodyktowanych rzutów wolnych dla Tottenhamu, zwłaszcza po faulach na Parkerze i Dembelem, i niesłusznie odgwizdanego spalonego, kiedy strzelał Bale, a dobijał Defoe, i w końcu pociągającego za koszulkę Parkera Shinjiego Kagawę – w polu karnym, a jakże… Decyzją Dempseya była walka do końca o powodzenie akcji w 51. minucie – gdyby faulowany przez Evrę wywrócił się na linii pola karnego, Francuz wyleciałby z boiska z drugą żółtą kartką…
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że z punktu widzenia zranionej dumy kibica MU faul Caulkera na Rooneyu był kluczowym momentem meczu, nie kwestionuję tego – proponuję jednak przywrócenie proporcji. Sam Rio Ferdinand, pisząc na Twitterze o karnym, który należał się MU, użył go jako argumentu, że oto proszę: nie wszystkie decyzje sędziów są po myśli Czerwonych Diabłów. To, że dodał przy okazji, iż przed meczem brał remis w ciemno, niech to posłuży za komentarz do sporu, jaki wybuchł pod jednym z poprzednich wpisów. Spieraliśmy się, przypomnę, na temat, czy fakt, że ktoś jest najlepszy w lidze, oznacza automatycznie, że ten ktoś jest znakomity…
Zostawmy to na razie i zajmijmy się meczem wcześniejszym. Rzecz w tym, że nie mogę się zdecydować, czy pisanie o Arsenalu należy do najprostszych, czy najtrudniejszych zadań dziennikarskich. Czy korzystanie z zatrważająco dużej bazy gotowych cytatów, zdań dawno napisanych, żartów przechodzonych jak kurtka Arsene’a Wengera, ułatwia, czy utrudnia życie zawodowe. Czy przybieranie po raz nie wiadomo który tonu znużenia, przypominanie o cierpieniu menedżera Kanonierów, zastanawianie się, dlaczego nie wydaje pieniędzy itd., itp., posuwa nas w jakimkolwiek sensownym kierunku. Mamy oto mecz z Chelsea i jego drugą minutę. Mającą własne problemy drużynę gospodarzy, wzgardzoną przez Guardiolę, po ostatnich występach głośno kwestionowaną przez własnych kibiców, udaje się otworzyć jednym podaniem Theo Walcotta. Olivier Giroud jest sam na sam z Czechem. Oczywiście nie trafia, a kibice Arsenalu myślą po raz nie wiadomo który, że van Persie by to strzelił. Minutę później Ramires nadeptuje na stopę Coquelina, rusza szybki atak i jest gol numer jeden. Parę minut później mający mnóstwo miejsca Ramires przewraca się w polu karnym o nogę Szczęsnego, jest rzut karny i gol numer dwa.
Przez następne trzydzieści kilka minut oglądamy zawstydzające – z punktu widzenia kibica Arsenalu – widowisko. Diaby wolniejszy od wszystkich pozostałych piłkarzy (czy zdolny do gry?), Coquelin onieśmielony, Szczęsny niepewny, Sagna biegający bez sensu i celu, Cazorla odcinany od podań, podobnie jak Walcott, Giroud niewidoczny… Mnóstwo miejsca nie tylko dla pomocników Chelsea, ale także dla podłączającego się do akcji ofensywnych Azplicuety, wspierającego po prawej stronie Hazarda. Czemu nikt za nim nie wracał, czemu nikt do niego nie schodził, kiedy asystował przy golu Maty? Czemu, aby zacząć grać z Chelsea – mającą, powtórzmy, swoje kłopoty – trzeba było pięnastominutowej rozmowy z trenerami w przerwie, a nie przed rozpoczęciem spotkania?
Pytania można oczywiście mnożyć, odnosząc je również do drugiej strony – i znów mając wrażenie, że nie są to pytania nowe. Czemu Chelsea stanęła? Czemu Torres, a nie Demba Ba w wyjściowej jedenastce (Hiszpan grał, jak nie przymierzając Giroud w Arsenalu)? Czemu obrońcy okazali się tak niepewni przy niehuraganowych przecież atakach Kanonierów? Dlaczego Arsenal nie rozpoczął tak, jak zakończył? Co to znaczy, że Arsene Wenger otwartym tekstem mówi, iż problem jego drużyny jest problemem psychologicznym? Nie lepiej byłoby, gdyby popracował nad sprowadzeniem do drużyny jakiegoś prawdziwego wojownika środka pola, takiego Vieiry?
Miałem nie korzystać ze zdań dawno napisanych. To była fajna niedziela. Remis Tottenhamu zasłużony. A kto był najlepszy na boisku? Moim zdaniem Darren Baldwin, od lat dbający o murawę White Hart Lane i czyniący ją jedną z najlepiej zadbanych w Anglii. W ataku śnieżycy o cichych bohaterach takich meczów powinniśmy również pamiętać.
Zabawne, że głośni tu zwykle fani MU tak nagle przycichli. Nieprzyjemnie chyba poczuć się tak zdominowanym jak ich piłkarze. Nieprzyjemnie czytać, że trudny teren albo że wzięliby remis przed meczem. Spoko ten Tottenham Villas-Boasa. Niepostrzeżenie, bez Redknappowych fajerwerków, robią swoje. Szacun
Część przycichła bo, sądząc po komentarzach „na gorąco” do poprzedniego artykułu, sądzą, że należało im się zwycięstwo i zostali z niego okradzeni przez sędziego, który nie podyktował karnego dla MU i jeszcze nie mogą dojść do siebie z tego oburzenia… Inni przyznali, że był to słaby mecz MU i faktycznie należy im się szacunek.
Z tym „karnym” to oczywiście jakiś żart, różne rzeczy są gwizdane, ale bez przesady, czyste, wręcz podręcznikowe wejście obrońcy…
Ja na miejscu fanów MU byłbym zadowolony, że udało się zdobyć punkt, ale z taką grą to ta ekipa nie ma czego szukać w LM.
A City już dwa punkciki odrobiło i to cieszy!
Możesz nawet nienawidzić United, Twoja sprawa, jednak albo jesteś ślepy, albo po prostu jesteś blagierem jeżeli twierdzisz, że nie widzisz tam karnego. Faul na Rooneyu to 100% karny. Foy w tym sezonie już raz w meczu Manchester – Tottenham się popisał nie odgwizdując co najmniej dwóch karnych dla United. Dzisiaj nie popisał się znowu i o czym tu pisać? Nie chce mi się tu wszczynać dyskusji, bo do niczego to nie prowadzi, konkluzja jest znana, więc możecie sobie w spokoju poutyskiwać jakie to United jest słabe i jak niezasłużenie i z pomocą sędziów lideruje tabeli
Nie napisałem, że MU jest słabe, ale jedynie, że ten konkretny meczy w im nie wyszedł… A liderem tabeli MU jest zasłużenie.
Co do karnego to oczywiście go nie było.
To co napisałeś to nadinterpretacja. Możesz uwielbiać MU, nawet bezkrytycznie, Twoja sprawa, ja niczego nie zabraniam…
nie, no bez jaj… ja od końca lat 90-tych kibicuje wiernie City, co wyniknęło z faktu, iż od początku mojej przygody z piłką bardzo nie lubiłem Utd, jak również z wrodzonej sympatii do słabszych… ale też nie wygadujmy głupot, karny dla utd w meczu z Tottenhamem należał się bez dwóch zdań. Co nie zmienia faktu, że kibice MU nie mają co narzekać, remis to niezły wynik, a kilka błędnych decyzji w drugą stronę też się zdarzyło i nie jest powiedziane czy 2-3 groźne wolne z okolicy pola karnego dla Spurs nie przełożyłyby się na bramkę… tak to już w piłce jest raz sędzia zaszkodzi, raz pomoże i tyle… przy prawie 40 meczach to jest nieuniknione i chyba już dawno wyrosłem z bicia piany o każdego niepodyktowanego karnego… inna sprawa to fakt, że w tym sezonie PL jest zdecydowanie za dużo błędnych decyzji sędziowskich, ale chyba nie uderzają one specjalnie w którąś konkretną drużynę, przynajmniej tak mi się wydaje.
No to są jednak dwa zdania, bo ja uważam, że o żadnym karnym nie może być mowy, również bez dwóch zdań. Pięknie się różnimy, choć ja nie jestem ani kibicem City ani Utd.
http://i.minus.com/ibsCbO04YM9NNs.gif
Naprawdę uważasz, że prawa noga Caulkera nie zahaczyła o lewą Rooneya? Przecież to na tym gifie widać ewidentnie. Nie jest to jakieś lekkie muśnięcie, a po prostu zablokowoanie ruchu lewej nogi Anglika. Może to nie jest celowe, ale według przepisów karny powinien być.
@zwz
Ale powiedz o co chodzi, a nie sypiesz jakąś pasywną agresją. Pewnie strasznie boli, że United jest na pierwszym miejscu.
@mef
widziałem to, na meczyki.pl masz to samo zagranie ale w ujęciu od strony Rooneya, też warto zerknąć, ale na tym filmiku widać to nawet lepiej. Z tego co widzę to obrońca wybił piłkę a napastnik (już po interwencji, choć były to ułamki sekund) przewraca się o jego nogę. Pamiętam bardzo agresywne wejścia na piłkę, gdzie po jej wybiciu np. obrońca „wjeżdżał” w atakującego zawodnika powodując, że ten „wywijał orła” i gwizdek milczał… Roo trochę „przyaktorzył”, ale miał prawo się położyć i nieco podrasować ten upadek…
Nie upieram się, ale dla mnie to żaden karny, piłka to nie jest sport kontaktowy, jak np. taniec, to jest sport zderzeniowy, a Roo do ułomków nie należy. Według mnie kontakt był ale po wybiciu piłki, stąd uważam, że karny się nie należał MU, a nie dlatego, że chcę podgrzać atmosferę, albo coś mi się tam przywidziało.
Zastanawiam się co Borsuk sądzi o tej sytuacji, on potrafi zachować obiektywizm. Gwizdnąłbyś czy nie?
To Rooney kopnal pilke. Lepiej to widac na normalnym filmie, nie gifie. Tak tylko mowie, karny snu z powiek mi nie spedza 😉
Na filmie z ujęcia od strony Rooney trudno ocenić jednoznacznie kto ją kopie (http://www.meczyki.pl/image_upload/image/2410.gif), ale na tym gifie podanym ostatnio przez mefa dostrzegam, że ewidentnie piłkę kopie, tylko i wyłącznie, caulker … Mnie też ten karny snu z oczu nie spędza, ale nie nazwałbym go najbardziej ewidentną 11 sezonu, 100% karnym, itd., jak to co niektórzy krzyknęli, w przypływie emocji jak mniemam, bo nie sądzisz chyba, że tę sytuację można właśnie w ten sposób określić? Do 100% jedenastki to chyba jeszcze daleka droga…
Ja rozumiem, że można mięc wątpliwości co do podyktowania karnego za zdarzenie w tym miejscu pola karnego, w tej sytuacji boiskowej (gdy Rooney oddala się od bramki), można odnosić się do przypadkowości (jak w tekście), lub powoływać się na to, że Rooney niepotrzebnie nurkował, ale wmawianie wszystkim, że Caulker kopnął piłkę mimo, że wyraźnie nie był nawet tego blisko? Wmawianie, że stało się coś innego niż widać na każdym filmie lub gifie?
Nienawiść do MU nienawiścią, ale faktów nie ma co zakłamywać. Piłki nie kopnął. Co zresztą jak pk napisał, nie spędza snu z powiek- tak po prostu bywa.
Ciekawostka- Foy w tym sezonie nie podyktował żadnego karnego, nie pokazał żadnej czerwonej kartki, a ilość fauli potrzebnych do pokazania przez niego żółtej kartki wzrosła dwukrotnie względem zeszłego sezonu (6 fauli do 12). Poll w swojej rubryce zwraca uwagę na te statystyki, sugeruje Mike’owi Rileyowi porozmawianie ze swoim arbitrem, by jego styl (albo brak odwagi?) nie różnił się aż tak drastycznie od innych arbitrów w Anglii.
na wspomnianym gifie widać, że jednak kopnął. nie wmawiam nic nikomu, piszę jedynie co widzę, a na wzrok nie narzeka, uprzedzając kolejne zarzuty. Kontakt między nimi był,ale w momencie dotknięcia piłki lub już po jej wybiciu przez obrońcę. jeśli widzisz, że nie dotknął to chyba nie ma sensu się dalej o to spierać, bo do niczego to nie doprowadzi. jak już wielokrotnie wspominałem, ale warto to powtórzyć, nie żywię do MU nienawiści, nie jest to moja ulubiona ekipa i tyle. lubię ich bądź nie lubię tak samo jak s’to, qpr, AV, itd. jeśli na podstawie jednej sytuacji można wyciągnąć takie wnioski to pogratulować, ale niestety są one nietrafione…Poza czernią i bielą jest jeszcze trochę innych kolorów…
A mi z kolei nie zależy na udowadnianiu, że był karny, bo to nie ma żadnego znaczenia, ale kontaktu Caulkera z piłką nie było absolutnie żadnego. Pokazuje to gif (oba ujęcia!) bardzo wyraźnie. Najpierw trąca ją Rooney trochę w prawo, a później Caulker stawia nogę o którą zahacza napastnik (jeszcze wyraźniej widać to na tym gifie z meczyki.pl gdzie widać przerwę między piłką a nogą już po kopnięciu piłki przez Rooneya) .Tu nawet nie ma co dyskutować, to oczywiste i przykro, ale jednak ze zwrokiem coś nie tak ;).
O karnym można się spierać, ale na pewno nie o tym, kto pierwszy kopnął piłkę. Jesteś chyba jedyną osobą, która twierdzi inaczej.
@mef
Z ciekawości pokazałem gif kilku osobom nie związanych z piłką w celu prostej oceny, który z zawodników kopnął piłkę (nie jesteśmy w żaden sposób spokrewnieni, nie łączy nas również nienawiść do MU), w pierwszym ujęciu wszystkie osoby 5/5 jednoznacznie stwierdziły, że piłkę dotknął zawodnik w białym stroju, na ujęciu z tyłu nikt tego ocenić nie potrafił.
Jeśli masz lepsze ujęcie na którym widać kopnięcie Roo to chętnie zobaczę, bo na tym piłkę kopie obrońca…
Z ciekawości pokazałem tę sytuację dziesięciu znajomym. Wszyscy twierdzili, że ewidentnie piłki piłkarz Tottenhamu nie dotknął.
Tyle z rzeczowych argumentów, które w internecie nie mają absolutnie żadnej wartości.
Niech wypowiedzą się inni czytelnicy, bywalcy bloga. Zaznaczam, że nie chodzi o to, czy był karny, tylko czy Caulker dotknął piłkę, bo o tym mowa.
A co do filmów- powiększ sobie gifa z widokiem z tyłu. Nogę Caulkera widać zza sędziego Foya dopiero po ruchu prawą nogą Roonea, który zmienił tor ruchu piłki. Fizycznie niemożliwe jest, by noga Caulkera ją trąciła, skoro dopiero zza sędziego ją widać…
http://www.101greatgoals.com/gvideos/gif-wayne-rooney-penalty-shout-or-dive-v-spurs/
tutaj to zresztą widać dokładnie. najpierw zagarnięcie piłki w prawo przez rooneya, a dopiero potem kontakt uda caulkera z napastnikiem.
Ktoś inny się wypowie?
do oceny kto kopnął piłkę potrzebny jest dobry wzrok, znajomość futbolu ma chyba mniejsze znaczenie, przynajmniej w tej sytuacji…
Oczywiście, że to żaden dowód, to był przykład.
polecam ten gif: http://i.minus.com/ibsCbO04YM9NNs.gif
wybicie piłki przez obrońcę i „podrasowany” przez Rooneya kontakt jak na dłoni (pierwsze ujęcie) o co tu się spierać?
oczywiście chodzi o to kto dotknął piłkę, nie o sam fakt przyznania karnego bądź nie…
Nie musisz nawoływać, z pamięci wymienić można kilka osób, które potwierdzą wersję o dotknięciu piłki przez Rooneya, a pierwszy będzie niejaki 'stelma”. Pozwolisz, że posłużę się cytatem z Ciebie:
„Tyle z rzeczowych argumentów, które w internecie nie mają absolutnie żadnej wartości.”
Skoro to nie ma wartości merytorycznej to po co prośba o wsparcie?
Patrząc na twoją „działalność” pod poprzednimi notkami i różne teksty o United, twoja opinia jest równie obiektywna jak ta stelmy.
Gdyby rzeczywiście trafił w piłkę, to o karnym nie byłoby mowy nawet w mediach, a tymczasem jeśli szukało się argumentów przeciwko jego podyktowaniu, to były zdecydowanie inne niż „trafił w piłkę”.
Kończę dyskusje, bo wiesz swoje. Jest to sprzeczne z tym co widział każdy, sprzeczne z fizyką, ruchami zawodników, ruchem i kierunkiem piłki, ale niech będzie. Można i udawać głupiego kłamiąc w żywe oczy.
Witam, jako sympatykowi United bardzo szkoda mi tych straconych 2pkt, gdyż brakował niewiele, ale Spurs byli lepsi i należała im się ta bramka. Teraz kilka łatwiejszych meczy przed United, także będzie dobrze, a Tottenham moim skromnym zdaniem spokojnie powinien być na upragnionym 4 miejscu.
PS. Co jest z Welbeckiem? Gość gra świetnie, klepie, kiwa, a jak już jest przy bramce to zawsze coś spartoli… chyba brak zimnej głowy
Welbeck za bardzo chce. Widzi, ze mimo iz w lidze zagral o 200 minut wiecej od Hernandeza, strzelil o 7 bramek mniej. Anglik zdaje sobie pewnie sprawe, ze nie gra jako napastnik itd, ale gdzies to w glowie siedzi. Energia Dannyego i tak jest przydatna zespolowi (swietny pressing z Liverpoolem), ale tych bramek mu brakuje. Na szczescie sa inni. Do calego wpisu i meczu odniose sie po zajeciach.
Idealnie przewidziałem, że Pan Okoński oczywiście zbagatelizuje karnego, że wyglądało to na przypadkowy incydent, jakich wiele…
Zacytujmy najpierw Jacoba Steinberga „Caulker’s foul on Rooney is one of the clearer penalties you will ever see.” i jeszcze Daniela Taylora „They were entitled to be aggrieved that the referee, Chris Foy, did not award them a penalty just after the hour, when Steven Caulker clearly brought down the substitute Wayne Rooney.”
Dodajmy jeszcze, że Kagawa Parkera pociągał we wspomnianej przez Pana sytuacji przed polem karnym i oczywiście powinien być w tym momencie podyktowany rzut wolny. W związku z tym Pana absurdalna wiara w Jing i Jang futbolu po raz kolejny nie znajduje żadnych dowodów na swoje istnienie.
Ja wolałbym remis z Chelsea i zwycięstwo dzisiaj, najzabawniejsze jest to, iż to takie proste. Dzisiaj 6-latek siedzący w swoim salonie w Tokio czy w Cape Town potrafi dzięki technice mającej już ponad 50 lat lepiej dostrzegać kluczowe momenty spotkania niż sędzia z 20 letnim doświadczeniem. Czemu nie posadzić piątego sędziego przed monitorem i niech przekazuje głównemu na bieżąco co widzi na ekranie. Tyle ewidentnych pomyłek wyeliminowanych przy pomocy jednego prostego ruchu. I to nawet nie jest wyjątkowo kosztowna zmiana w przepisach, przecież i tak większość I i II lig na świecie rozgrywa się przy kamerach telewizyjnych… Nie potrafię zrozumieć tego uwielbienia dla błędów sędziowskich i udawania, że nic się nie da z tym zrobić.
Co do taktyki obranej na ten mecz – wyraźnie wpłynął na taką pierwszy mecz na Old Trafford. Ferguson słusznie chyba uznał, że ma zwyczajnie wolniejszych zawodników od Kogutów i postanowił zniwelować groźbę Lennona i Bale’a poprzez głęboko ustawioną defensywę. To przez większą część meczu działało i gdyby karny został podyktowany, to zapewne mecz byłby wygrany. Nie byłaby to „barcelońska” wygrana, ale na tym właśnie polega piłka, gra defensywna nie jest w niej przestępstwem. Inaczej należałoby odebrać wszystkie tytuły Chelsea z czasów Mourinho i każdy Puchar LM z góry oddawać Barcelonie.
Ech… Doradzam ponowną lekturę tego, co napisałem. Obejrzę powtórkę – jeśli incydent Kagawa-Parker miał miejsce przed polem karnym, chętnie się wycofam (choć widzę np., że – cytat na cytat – Henry Winter pisze „Spurs also had grounds for grievances, not least when Scott Parker felt fouled in the box by Shinji Kagawa”). W dyskusję na temat – jak Pan to elegancko nazwał – „absurdalnej wiary w Jing i Jang futbolu” wciągnąć się nie dam. Mnóstwo razy czytałem, że sędziowie faworyzują United i wydawało mi się to tak samo jałowe, jak dowodzenie, że ich krzywdzą. Wiarę w piątego sędziego z kolei podważają sytuacje nieoczywiste mimo wielu powtórek. Błędów sędziowskich nie uwielbiam – chyba, że to nie było o mnie. Ech…
Chodziło o to, że stwierdził Pan, iż takich zdarzeń można dyktować po kilka, podczas gdy nie jest to byle odepchnięcie i walka bark w bark, Caulker wpada swoimi nogami w nogi Rooney’a, który chwilę wcześniej zagrał piłkę. Tak często tak oczywiste faule się w meczach nie zdarzają.
Absolutnie nie wierze w żaden spisek przeciwko United ani za United – uważam, że niemal wszystkie pomyłki sędziowskie wynikają z prostego faktu, że przy obecnym tempie gry nie da się zwyczajnie dostrzec wszystkich zdarzeń na boisku.
Oczywiście błędów sędziowskich Pan nie uwielbia, ale to Pan kiedyś przedstawił tu stanowisko, iż technologii do piłki nie należy wprowadzać, i że stałą cechą futbolu powinno być to, że czasem do takich pomyłek dochodzi. Pan również przedstawiał stanowisko, że wg Pana to się wszystko wyrównuje. Z takim stanowiskiem po prostu nie da się zgodzić.
Tak samo jak nie da się przyjąć argumentu, że powtórki są złe, bo niektórych sytuacji wciąż nie rozwiążą. Czy mamy zatem przyjąć zasadę, że nie powinniśmy wprowadzać jakichkolwiek ustaw, które coś poprawią, dopóki nie napiszemy prawa „idealnego”, które rozwiąże wszystkie problemy? Powtórki nie wyeliminują wszystkich pomyłek, ale drastycznie je ograniczą. Jestem samo wściekły, że wyrzucono Torresa i podarowano bramkę Chicharito jak tym, że zabrano United karnego z Tottenhamem – w tej sprawie nie ma nic do rzeczy miłość do klubu, a miłość do piłki nożnej, która jest rujnowana przez coraz częstsze pomyłki, które tak łatwo jest wyeliminować. Widzimy te błędy na całym świecie w 5 sekund po ich powstaniu. Czemu nie mielibyśmy usunąć chociaż tych oczywistych poprzez danie dostępu sędziom do tych samych źródeł, które my mamy?
Dlaczego mamy godzić się na dziwną hipokryzję, w której po spotkaniu piłkarz może być ukarany zawieszeniem na podstawie POWTÓRKI za coś co zrobił w trakcie meczu i czego sędzia nie zauważył, ale nie da się go zawiesić, jeśli sędzia źle to ocenił (np. dał żółtą kartkę, kiedy należała się czerwona). Dlaczego Fergusona nie można było ukarać tylko dlatego, że sędzia nie wpisał tego do protokołu? Przecież cały świat widział, że zachowywał się niezgodnie z regulaminem (nawet jeśli pretensje miał uzasadnione), ale kruczek prawny pełen hipokryzji uniemożliwia nam działanie. Czy nie moglibyśmy zwyczajnie sędziom pomóc i choć trochę tą grę naprawić. Bo przy obecnym jej stopniu i przy skandalu z podyktowanym/niepodyktowanym karnym czy golu, którego nie było albo który być powinien niemal co kolejkę ogląda się ją coraz trudniej…
Taką rozmowę wolę 😉 Primo, moje stanowisko w kwestii technologii w piłce ewoluuje – jestem przekonany, że wprowadzenie czegoś w rodzaju „inteligentnej piłki”, fotokomórki na linii bramkowej itp. jest koniecznością. Secundo, zawsze zastrzegałem, że mówienie o „wyrównywaniu się na koniec sezonu” jest nie do końca serio; że jest to – zdaje się, że tak to formułowałem – „metafizyczny”. Tertio, powtórki… Trudny temat. Czasem powtórka nic nie wyjaśnia. W niższych ligach nie ma kamer. Rodzi się pytanie o bezstronność kamerzysty/realizatora. Ile będzie trwało spotkanie, jeśli sędzia będzie prosił o konsultację przy każdej spornej akcji – jest ich sporo, czasem powtórka pojawia się w momencie, gdy gra nie została przerwana. Itd., itp. Nie mówię definitywnie nie – widzę trudności. Z tym zawieszaniem tylko w przypadku gdy sędzia wpisał do protokołu mamy, jak sądzę, konsekwencję generalnego założenia, że to właśnie sędzia jest najważniejszy.
Nie chciałbym być sędzią. Podziwiam ludzi, którzy podjęli się fachu, w który ryzyko błędów jest wpisane, a którzy teoretycznie nie mają do błędów prawa. No chyba, że uznam właśnie, że mają – i że ich błąd jest takim samym elementem gry, jak np. błąd bramkarza czy napastnika. Na pewno oczekiwałbym od futbolowych władz, żeby zniosły z sędziów pomeczowy nakaz milczenia: powinni rozmawiać z mediami, tłumaczyć swoje decyzje. Może dzięki temu my sami również rozumielibyśmy coś więcej z piłki nożnej…
Proszę się nie gniewać, ale mam wrażenie, że Pan tych problemów z wprowadzeniem powtórek sam się doszukuje.
Zauważmy, że dzisiaj żeby wyłapać spalonego, przekroczenie przez piłkę linii bramkowej, czy faul wystarczy pięć sekund powtórki. Nie trzeba przerywać meczu jak w tenisie i czekać na challenge, nie trzeba wprowadzać jakiejś nowej technologii rodem z NASA, wystarczy że dodatkowy arbiter usiądzie przed monitorem, a piłkarzom nakaże się grać aż do usłyszenia gwizdka i problem z głowy.
Owszem są sytuacje w których nawet na powtórkach ciężko jest wychwycić spalonego, karnego, czy czerwoną kartkę – ale jak Pan myśli o ile procent spadłaby ilość błędów gdyby wprowadzono powtórki do piłki? O 90%, 95%, 99%? Sytuacje, które są bardzo trudne do oceny dla profesjonalisty na powtórkach to może procent wszystkich sytuacji, może pięć procent, nie więcej – taka jest prawda.
Natomiast co do argumentu, że w niższych ligach nie ma kamer – to zapewniam , że nie wszyscy muszą być równi, piłka to nie komuna. Na podwórku często nie ma arbitra, a jak jest arbiter to nie ma liniowych i też w piłkę daje się grać. Tyle, że mecz na podwórku jest nieco mniej istotny – podobnie jak mecze w niższych ligach. Więc dla najlepszych, tam gdzie jest najwięcej kibiców, największa presja, największe pieniądze dajmy najlepsze możliwe sędziowanie – te z powtórkami właśnie, te z fotokomórkami, itd.
Nie wiem jak Pan, ale ja w przypadku samych spotkań Spurs z United pamiętam co najmniej kilka nieodgwizdanych, lub odgwizdanych nieprawidłowo karnych, co najmniej jedną nieuznaną, a prawidłowo zdobytą bramkę i co najmniej kilkanaście innych błędnych decyzji, które miały wpływ na przebieg spotkania. Czy to jest Pana zdaniem piękno tego sportu? Czy nie piękniejsza byłaby historia tych spotkań gdybym zamiast pamiętać co najmniej kilkanaście błędów arbitrów nie pamiętał ani jednego, no może jeden?
Ja jako kibic chciałbym po prostu po wygranym meczu z całą stanowczością móc powiedzieć „wygraliśmy, byliśmy lepsi”, a nie zastanawiać się raz po raz, czy nie wygraliśmy czasem dla tego, że sędzia nie zauważył spalonego…
Tak, owszem… Pamiętam sędziego Clattenburga, który nie uznał gola Mendesa, mimo iż piłka wpadła na metr do bramki, pamiętam jak Webb podyktował karnego za zderzenie Gomesa z Carrickiem, kiedy Tottenham prowadził dwoma bramkami (nawet później sam sędzia przyznał się do pomyłki). Pewnie, że piękniej byłoby bez tych błędów – i innych, w drugą stronę. Po prostu brakuje mi wyobraźni, jak to zrobić. Powtórzę pytanie: ile trwałby mecz, gdyby przy każdym spornym spalonym, niejasnym incydencie w polu karnym itd. trzeba go było przerywać i czekać na ocenę piątego sędziego? Jest takich sytuacji pewnie kilkanaście w ciągu meczu, przerwa na obejrzenie, komunikację, dyskusję, trwałaby pewnie 10-15 sekund. Tempo gry kompletnie by siadło, rytm, w którym jest drużyna, osłabiałby się itd. Plus te nieoczywiste pytania o władzę, jaką zyskiwałyby nad futbolem telewizje: realizatorzy, kamerzyści. Owszem, też „jako kibic chciałbym po prostu po wygranym meczu z całą stanowczością móc powiedzieć „wygraliśmy, byliśmy lepsi”, a nie zastanawiać się raz po raz, czy nie wygraliśmy czasem dla tego, że sędzia nie zauważył spalonego…”. Bardzo chciałbym. Tylko jakoś nie widzę możliwości wprowadzenia telewizyjnych powtórek jako remedium. Może brakuje mi wyobraźni, jak już napisałem…
Ja wyobrażam to sobie w ten sposób – żadnych challangów, czy innych tego typu sytuacji, żadnego przerywania gry, żeby główny mógł pobiec do monitora – nie! Mamy piątego sędziego, który siedzi cały czas wygodnie przy monitorze razem z realizatorem transmisji i jest w stałym kontakcie radiowym z arbitrem głównym. Na bieżąco ogląda powtórki w ważniejszych sytuacjach (bo nie musi chodzić przecież o każdy błędny aut czy każdy faul w środku pola) i na bieżąco podpowiada arbitrowi głównemu, czy ten przypadkiem nie popełnił jakiegoś wielbłąda. Oczywiście to rozwiązanie spowoduje, iż ogromna odpowiedzialność będzie spoczywać nie tylko na głównym sędzim, ale także na piątym arbitrze, no ale cóż – takie czasy, dzięki temu sporą liczbę błędów uda się ograniczyć.
Proszę zwrócić uwagę, że to rozwiązanie ogranicza w największym stopniu straty czasowe, po prostu sędzia może się poprawiać na bieżąco. Proszę też zwrócić kiedyś uwagę – ile powtórek faulu zdąży Pan zobaczyć przed wykonaniem karnego. Co najmniej kilka, bo zawsze powoduje to ogromne kilkunastosekundowe zamieszanie w którym piłkarze protestują. Więc w którym miejscu płynność gry miała by tutaj zostać utracona. Podobnie jest z sekundami związanymi z ustawianiem muru i wlepianiem żółtej kartki. Powtórki widzi Pan zanim jeszcze zostanie oddany strzał, czy kara zapisana w protokole.
Proszę też odpowiedzieć sobie na jedno pytanie – czy jest Pan przeciwnikiem możliwości konsultacji sędziego głównego z asystentem przy dyktowaniu karnego czy czerwonej kartki? Przecież widział Pan nie raz taką sytuację. Czy powinno to być zabronione, bo narusza płynność gry? A trwa przecież dłużej, niż gdyby piąty sędzia powiedział im przez mikrofon, co on widział. Więc jeśli nie sprzeciwia się Pan takim konsultacjom, to nie bardzo widzę, jak można sprzeciwiać się konsultacjom z piątą osobą, która siedzi przy monitorze. Ta gra ma przecież mnóstwo „wolnych” sekund, podczas których gra się nie toczy – wystarczy zobaczyć na statystyki, które pokazują ile piłka tak naprawdę jest w grze. To już w tej chwili jest całkiem powolny sport. Przypominam też, że przecież rugby również jest sportem w którym nie zatrzymuje się zegara, a w którym to sędziowie korzystają w trakcie meczu z technologii i powtórek. Jakoś rugby to nie zabiło, a wszyscy sobie to chwalą.
Problemem jest właśnie to absurdalne zdanie, że nie można, bo sobie tego nie wyobrażamy. A przecież wystarczy powierzyć opracowanie takiego zadania specjalistom i wypróbowanie go w kilkudziesięciu meczach o pietruszkę czy w pucharach młodzieżowych. W ten sposób będziemy mogli ocenić jak to wygląda i to sobie wyobrazić.
„zderzenie – jak sądzę, nie tyle niezauważone przez liniowego, co uznane za przypadkowe.”
O, jaki ładny eufemizm. Na dodatek napisany przez pana Michała „przepis jest przepisem, czerwona się Kompanemu należała” Okońskiego.
To już przy karnym przepis nie jest przepisem i oceniamy 'przypadkowość’ zagrania, a nie jego efekt?
A ja nie napisałem jasno, że w świetle przepisów Manchesterowi United należał się karny? Mam wskazać akapit i linijkę, w którym te słowa padają?
Tym, co nas różni, jest, jak rozumiem, kwestia, czy w świetle tego incydentu mamy odpuścić sobie analizę całego spotkania, czy nie. Moim zdaniem w ciągu 90 minut meczu wydarzyło się mnóstwo ciekawych rzeczy, o samej taktyce MU można by długo debatować – zresztą nie tylko na tym blogu, bo znalazłoby się parę lepszych miejsc… Jak Ferguson ustawił zespół w kontekście porażki z Tottenhamem na Old Trafford? Jak zneutralizował Bale’a. Jak nie potrafił zneutralizować Lennona. Czy wystarczająco chronił swojego bramkarza przy dośrodkowaniach (z drugiej strony: czy Tottenham nie dośrodkowywał zbyt rzadko, jak na znane słabości de Gei). O części z tych spraw pisałem, o innych pisali i mówili wczoraj inni. Nikt nie zbagatelizował incydentu Caulker-Rooney, ale nikt na nim nie poprzestał. Nie zrobili tego nawet Alex Ferguson i Rio Ferdinand. Mecz był taki ciekawy, naprawdę…
Pal licho karnego na Rooneyu. Bardziej frustrująca jest ZNOWU słabsza postawa MU w drugiej połowie. Nie wiem czy to jest kwestia motywacji, koncentracji, czy może Fergie utracił trochę ze swoich zdolności motywacyjnych, czy po prostu United od jakiegoś czasu potrafią grać cały mecz na pełnych obrotach tylko jak gonią wynik. IMHO lepiej zagrać słabiej w pierwszej połowie, a drugą połówkę świetnie – przeciwnik nie będzie miał czasu na odpowiedź, bo mecz się po prostu skończy. Tak było z MCity, Liverpoolem i teraz z Tottenhamem. No i w końcu za 3 razem pogubiliśmy punkty.
Co do postawy poszczególnych piłkarzy na boisku – Fergie wystawił chyba najlepsza 11 jaką mógł. Rooney znowu ma zniżkę formy, wczoraj nie było widać nawet jego zadziorności i tempa pracy. Kagawa z Welbeckiem 100 razy lepiej zakładali pressing i naciskali piłkarzy Tottenhamu. Ogólnie cieszy gra Rafaela tylko jego pięta achillesową są chwilowe braki koncentracji – jak np. w meczu z Liverpoolem przy bramce.
Bardzo trafna analiza, Panie Michale. Dodałbym tylko, że wyjątkowo i to pomimo gola, zawiódł van Persie, który chyba niezbyt pewnie czuł się na White Heart Lane. Welbeck ma wszystkie cechy klasowego piłkarza, ale jeśli chodzi o umiejętności snajperskie zaliczył niezrozumiały dla mnie regres. Z odrobinę lepszą dyspozycją tej dwójki mecz można było skończyć już wcześniej, a na pewno na nich i Roo z Valencią, zamiast na środkowych obrońców, zespół powinien przerzucić ciężar gry w końcówce meczu.
Ze słabszej strony pokazał się też Rooney. Co do sytuacji z rzutem karnym, nie domagałem się go na żywo, nie byłem przekonany na powtórkach. Przy kolejnym podejściu widzę ruch obrońcy na wysokości piszczeli, który byłby pewnym powodem do podyktowania karnego, natomiast kontakt następuje na wysokości uda, gdzie większą „inicjatywą” wykazał się Wazza. Obrońca miał więcej szczęścia niż rozumu, ale jak dla mnie – dobra decyzja sędziego, bo jestem przeciwnikiem karnych, w których jest wymuszony kontakt, a piłka żyje własnym życiem. Z kolei Gary Neville powiedziałby na pewno – „Penalty? Yes. Dive? Yes.”
Kiedyś lubiłem czytać komentarze pod tym blogiem. Panowała jakaś kultura wypowiedzi, a i widownia, mam wrażenie, była bardziej zróżnicowana (pod kątem utożsamiania się z klubami). Kolejne wpisy były przyczynkiem do dyskusji na tematy dotyczące każdej z drużyn. Trochę się zmieniło. Teraz nawet jeżeli ktoś zagai na jakiś ciekawy temat, to i tak ciężko to wypatrzeć pomiędzy postami z ciągłym ujadaniem kibiców pewnie najpopularniejszej drużyny świata.
Jeżeli tak bardzo nie lubicie sposobu pisania Michała, czy też nie podoba się Wam system oceny Premier League prezentowany na tym blogu, to po co to czytacie? Szczególnie, że z reguły i tak przychodzicie wiedząc co zostanie napisane. (np. „Idealnie przewidziałem, że Pan Okoński oczywiście zbagatelizuje karnego…”) Idealnie to by było, jakbyście na takie przechwałki założyli własnego bloga, a nie żerowali na popularności, którą Michał buduje dobrą, regularną pracą od kilku lat.
Wasza niezłomność w czytaniu tej ciągłej tyrady oszczerstw połączona z silną potrzebą nawracania na jedyną słuszną czerwoną wizję wręcz zasługuje na stworzenie nowej witryny. Z takim poziomem zaangażowania z pewnością nie zabraknie Wam motywacji do pracy, by wreszcie powstał jedyny słuszny i rzetelny blog.
Zróbcie to dla nas, wszystkich tych, którzy na ligę starają się patrzeć szerzej, również na jej środkowe i dolne rejony i nie za bardzo chcą, żeby każdy wątek akurat tego bloga tak czy siak kończył się kłótnią o ostatni mecz przyszłych mistrzów.
Ze szczerymi życzeniami noworocznymi,
Mateusz
Pięknie dziękuję za ten głos. Bardzo się przywiązałem do idei bloga jako miejsca, które jest „ponadplemienne”. Wspominałem kiedyś – za Jonathanem Wilsonem – klimat Ring Cafe, wiedeńskiej kawiarni z lat trzydziestych XX wieku; choć teoretycznie kibice miejscowej Austrii chodzili do Cafe Parsifal, a Rapidu do Cafe Holub, to wszyscy spotykali się właśnie w Ringu (miejsce „stało się czymś w rodzaju rewolucyjnego parlamentu przyjaciół i fanatyków piłki nożnej, jednostronne postrzeganie piłki z perspektywy jednego klubu nie miało racji bytu”). Nie tracę nadziei, że ten klimat kiedyś wróci, że trzeba być cierpliwym, że tłumaczenie własnych intencji zostanie usłyszane. Szczerze mówiąc, wznoszenie się ponad własne plemię (w tym przypadku: klub) wydaje mi się ciekawe, rozwijające, sprzyjające rozwojowi. Świat robi się mniej oczywisty, bardziej bogaty, więcej widać; przyznanie, że drużyna, której się kibicuje, miała gorszy dzień, że jej piłkarz oszukiwał itd., jest dowodem siły, nie słabości. I tak dalej.
Ciężko o to, to internet.
Ja bardzo lubię tego bloga, jedno z niewielu miejsc w polskim internecie gdzie można poczytać o wiele lepszą analizę niż „strzelił i grał dobrze”. Większość pisaniny o piłce wygląda jak dzieło robotów i cieszę się, że są miejsca gdzie jest inaczej.
Tottenham był lepszy i remis to minimum tego na co zasługiwał. Cieszy mnie tylko solidny występ defensywy, ale kolana trochę mi zmiękły po tym co Ronaldo zrobił Valencii.
W sumie spodziewałem się gradu goli, ale mimo ich skąpej ilości to był fajny, otwarty mecz.
Jako, że niejako zostałem wywołany do odpowiedzi, bo zacytowano mnie wskazuję tylko, iż przewidziałem właśnie taki opis incydentu w komentarzu pod poprzednią notką. I absolutnie nie próbuje tu nawrócić na jakąkolwiek „czerwoną” wizję świata.
Jeszcze raz podkreślam, że nie uważam, jak wielu fanów United, że Pan Okoński jest jakoś szczególnie krytyczny wobec tej drużyny. Uważam, że jego analiza wczorajszego meczu jest bardzo dobra – właśnie Pan Okoński jako jeden z niewielu zauważył, że Manchester specjalnie wyszedł tak głęboko ustawiony i że taka taktyka miała nawet sens po tym, co stało się w pierwszym meczu, kiedy Koguty zwyczajnie zabiegały Diabły. Wszyscy inni potępili w czambuł Manchester uważając, że zagrał beznadziejnie słabo, nie patrząc na to, czy przypadkiem o taki obraz meczu nie chodziło Fergusonowi i że przecież niemal mu się to udało. Ja na przykład dziwię się, jak można tak niesamowicie wychwalać De Geę, kiedy tak naprawdę miał jedną doskonałą interwencję przy strzale Dempsey’a, jedną niezłą po strzale Bale’a (bo tu piłka leciała jednak głównie w niego) i nagle robi się z niego bohatera spotkania – człowieka nie do pokonania. De Gea grał w porządku, ale w końcówce popełnił błąd. Dużo lepiej zagrała obrona, która wymuszała na Tottenhamie strzały z daleka i bezproduktywne wrzutki.
Jeśli chodzi o moją „walkę”, to ja jedynie walczę z tym, iż Pan Okoński często bagatelizuje wpływ sędziów i pomyłek sędziowskich na grę i jak bardzo te pomyłki ten sport niszczą – nie tylko tych pomyłek na niekorzyść drużyny, której kibicuję. Owszem, próbuje „nawrócić” autora bloga na wizję wprowadzenia powtórek oraz technologii w tym sporcie, ale staram się to robić z pełną kulturą wypowiedzi, nie próbowałem przecież nigdzie autora bloga obrazić, a tezy staram się uzasadnić argumentami. I przecież nie chcielibyśmy też, zapewne łącznie z Panem Okońskim, aby sekcja komentarzy zamieniła się tylko w miejsce peanów na cześć autora. Gdybym bloga nie szanował, to z pewnością bym go nie czytał, a tym bardziej pod tym nie komentował. Właśnie dlatego komentuję tutaj, a na Weszlo, po lekturze paru początkowych artykułów nie wchodzę już nigdy.
A to kolego Mateusz bardzo dobry wpis i szacuneczek
Heh
Pełna zgoda!
Od siebie chciałem dodać, że od paru lat(od „Lennon: Give pace a chance” konkretnie) czytam powyższy blog jako źródło rzetelnej informacji o PL(nie tylko o klubach najlepszych/najbogatszych). Jestem fanem Barcelony i wiedzę o angielskiej lidze mam zdecydowanie mniejszą od większości komentujących. Dlatego zawsze chętnie czytałem komentarze, które były bardzo merytoryczne. Jednak ich poziom spada coraz bardziej. Coraz więcej rozmów rozbija się o sporne sytuacje (faul or dive albo błędy sędziów).
Apeluję do Was abyście przestali całą swoją uwagę koncentrować na tych sytuacjach. Bo po pierwsze(i najważniejsze) sami zatracacie przyjemność oglądania piłki(no chyba, że komuś to takową sprawia). A po drugie czas najwyższy pogodzić się z faktem, że:
a) piłkarze to oszuści i w 80% przypadków-nawet jak są faulowani-przewracają się bo taki mają nawyk, a nie dlatego, że nie byli w stanie utrzymać się na nogach. Tak więc zazwyczaj jest tak, jak już to napisał Golden_Guy: Faul? Yes. Dive? Yes. Nie ma sposobu na udowodnienie, że zawodnik był w stanie utrzymać się na nogach, ale tego nie zrobił. Jeśli zaś chodzi o symulowanie typu „Co on mi zrobił, umieram! Dajcie mu żółtą!” albo „Moja drużyna prowadzi, więc sobie poleżę”, widzę jedno proste wyjście. Albo gracz rzeczywiście ucierpiał i jest zmieniany albo schodzi na 5 min. Jeśli uraz jest poważny to od razu wiadomo, że trzeba go zmienić, a jeśli potrzebuje szybkiej pomocy lekarskiej to 5 min będzie akurat, żeby mu jej udzielić. A jeśli komuś nic nie jest, to zastanowi się, czy przypadkiem takie pięciominutowe osłabienie nie zaszkodzi jego drużynie bardziej. Wtedy sami powinni pójść po rozum do głowy, a jak nie to przynajmniej trenerzy im go tam wbiją.
b) powtórki nie zawsze są rozstrzygające i ludzie mają własne zdanie. Usilne przekonywanie i różne inne wybiegi(Ty jako kibic tych a tych nie jesteś obiektywny. Skąd pomysł, że ja sam obiektywnie oceniam drużynę własną albo przeciwników?) nie zmieni ich zdania, do którego mają pełne prawo. Bez względu na motywy mające wpływ na opinię. A jeśli ktoś jest skrajnie stronniczy, to argumenty i tak do niego nie trafią-po co bić pianę?
Jako że się prawie nigdy nie wypowiadam, to pozdrawiam przy okazji czytających i autora bloga, którego notabene cenię za wyjątkową obiektywność, o której mówiłem, że większości z nas jej brak.
Dzięki, dzięki 🙂
Ja też czytam od dłuższego czasu komentarze i dlatego wydaje mi się, że to całe stwierdzenie, jak to poziom spada i umiera brzmi jak słynne biadolenie każdego pokolenia, jak to za ich czasów bywało lepiej. Z tą różnicą, że w ich przypadku to była kwestia kilkudziesięciu lat, u nas to internetowe zamroczenie pamięci sięga pamięcią do kilkunastu miesięcy wstecz. Niemal zawsze na tym blogu zdarzały się opinie merytoryczne, zdarzały się opinie emocjonalne, zdarzały się opinię nic nie warte i zdarzało się paru trolli. Ot, jak wszędzie na blogach sportowych. I tak zawsze było i jest lepiej od stereotypowych komentarzy na onecie.
Ad a) Trochę bzdurny pomysł – 5 minut kary dla faulowanego? A druga drużyna ma grać w tym czasie w jedenastkę? No to Stoke zostałoby bardzo szybko mistrzem kraju. 🙂 Zwróćmy uwagę, że połowa z uderzeń jest rzeczywiście bardzo bolesna i każdy z komentatorów tego bloga zapewne przez tydzień po takim meczu nie mógł by wstać ze względu na urazy i nabite siniaki, oni po prostu potrafią się otrząsnąć z tego po paru chwilach.
A co do powszechnego udawania i polegiwania po każdym faulu – tu tak samo winni są sędziowie, jak i piłkarze. Zobaczcie jak mało sędziów ma odwagę gwizdać faule na graczu, który był faulowany, ale się nie przewrócił i biegł dalej. A przecież przepisy wyraźnie wskazują, że upadek nie ma to nic do rzeczy. Mimo to wielokrotnie widzimy, jak taki piłkarz jest faulowany, próbuje biec dalej, ale wytrącony z równowagi nie dochodzi do piłki przed innym asekurującym obrońcą. Więc co robi następnym razem? Teatralnie upada. Obecnie panuje jakaś tradycja i niepisane prawo, że w 90% przypadków dopóki nie upadniesz, nie masz szans na odgwizdanie faulu.
Ad b) Przecież w przypadku wprowadzenia technologii do piłki nożnej takich powtórek nie oceniali by kibice, tylko profesjonalni arbitrzy, którzy dzięki wiedzy profesjonalnej oceniali by je zgodnie z zasadami gry w piłkę nożną. Oczywiście byłby wśród nich ok. 5% sytuacji, których powtórki nie rozwiewają, ale byłoby jeszcze 95% tych, które jednoznacznie pozwoliłyby uniknąć klasycznych błędów. A co do kłótni o tego karnego, to zwracam tu uwagę, że @castylia po prostu źle interpretuje rzeczywistość. On głosi opinie, że karnego nie było, bo Caulker dotknął piłkę. Na podstawie takiego faktu można wysnuć taką opinię, ale tu @castylia myli się co do faktu, bo dowód video, jak przyznaje zgodnie większość, pokazuje, że piłkę dotknął Rooney, stąd opinia @castyli nie może być brana pod uwagę serio.
jak to mówią „w królestwie ślepców jednooki jest królem”… Chór czerwonej braci to słabiutki argument. Jeśli dysponujesz jakim ujęciem wspomnianej sytuacji, które byłoby bardziej przekonujące to podaj link, ja na poniższym widzę wyraźnie, że piłkę kopnął obrońca a Rooney nurkuje…
Analogicznie, opinii wyznawców MU nie można przecież brać na poważnie… Niejaki ~ Mateusz już ich podsumował ich 🙂
vide wspomniany link, wielokrotnie już tu wrzucany: http://i.minus.com/ibsCbO04YM9NNs.gif
Czyli przytoczone we wcześniejszych komentarzach cytaty dziennikarzy z Wysp, jak Steinberga, Wintera, Taylora okazują się cytatami „czerwonej braci”? Podobnie zdania osób otwarcie deklarujących, że są fanami City czy innych drużyn? Na Twoim właśnie Gifie widać to doskonale, wystarczy przyjrzeć się butom – najpierw piłki dotyka żółty but Rooney’a, sekundę później pojawia się tam biały but obrońcy. Tak z ciekawości chciałem spytać, czy jakikolwiek dziennikarz opisujący ten mecz popiera Twoje zdanie i uważa, że Caulker dotknął piłki? Chętnie taki cytat ujrzę, bo jak na razie Ty na tym przedziwnym stanowisku stoisz sam…
Tu jeszcze filmik http://www.101greatgoals.com/gvideos/tottenham-1-manchester-united-1-motd/
Omawiana sytuacja jest tam w dziesiątej minucie filmiku. Na zwolnionym tempie widać to z każdego ujęcia. W jaki sposób Ty tego nie dostrzegasz jest prawdziwą zagadką wszechświata…
No w końcu świetnie napisane. Jak widzę te dywagacje czy był karny czy też zarzucanie Panu Michałowi stronniczości to ręce opadają i tęsknie do początków w papierowym wydaniu krakowskiej GW. Czytam Pana Michała od początku, posilam się jego analizami w rozmowie z kolegami a ostatni nawet gdy oglądam mecz to śledzę na bieżąco wpisy na twitterze… A jako kibic Arsenalu to jak czytam narzekania, płacze kibiców MU to naprawdę nie rozumiem. Idziecie na mistrza w cuglach, w LM czeka was super dwumecz a czepiacie się jakiegoś karnego z wczoraj kiedy kolejny mecz do wygrania za trzy dni. Mógłbym zrobić 10 wpisów na temat co by było gdyby Giroud trafił, sędzia zauważył faul przed bramką Maty, karny nieprawidłowy – wrzucił to klatka po klatce sytuację i analizował czyja noga w czyją uderzyła… Mój wpis nie zmieni dorobku punktowego Kanonierów. Tak samo dywagację na temat powtórek, inteligentnej piłki etc. Przecież każdy interesujący się piłką wie, że nie ma takiej opcji w tej chwili i nie ma nawet zarysu czy planów wprowadzenia tego do piłki zatem dyskusja akademicka. Na koniec, chcę dać znać, że ten blog jest unikatowy przede wszystkim pod względem czytających a nie koniecznie udzielających się.
jestem za a nawet przeciw. nie spodziewałem się, że kiedykolwiek przyjdzie mi stanąć w obronie wspomnianych sympatyków MU, a jednak! stron na których fani MU znaleźliby bratnie dusze jest mnóstwo, problem polega na tym, że panuje tam jednomyślność, podobnie jak na stronach i blogach poświęconych Barcelonie, Realowi, Arsenalowi, itd., a spory o to czy Cleverley będzie lepszy niż Iniesta, czy nawet Maradona, są dość jałowe… Nie wrzucałbym ich wszystkich do jednego wora, bo wśród nich spore zróżnicowanie, aczkolwiek frakcja „wyznawców” jest dość liczna i aktywna. Poza tym kogo przekonywaliby na takiej stronie jeśli tam wszyscy są już przekonani?
Mnie niepokoją jedynie ambiwalentne uczucia niektórych „komentatorów”, jeśli uważasz, że jest inaczej=nienawidzisz MU, jesteś trollem, hejterem, itd. To, że ktoś nie kocha MU, nie oznacza, że jest to znienawidzony przez daną osobę klub…
Tytułowa sentencja brzmi „futbol jest okrutny” i płata czasami figle, a za taki uznać będzie można np. brak jakiegokolwiek tytułu MU w tym roku, co przecież może się zdarzyć, podobnie, jak i wygranie LM i Pl przez tę drużynę. Jednak w przypadku pierwszej ze wspomnianych opcji frustracja osiągnęłaby apogeum. Jeszcze kilka miesięcy i wszystko się wyjaśni.
Mnie brakowałoby wspomnianych „czerwonych” na tej stronie, ale ja jestem na ich poziomie, więc stąd to braterstwo dusz. Moim zdaniem zamknięcie się w futbolowej wieży z kości słoniowej to nie jest dobry pomysł. Ja dzięki ich aktywności dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o MU, parę razy przekonałem się, że moje uprzedzenia nie miały pokrycia w faktach, itd. A to, że jest ich dużo wynika z faktu, że popularność tego klubu jest bardzo wysoka, na co, przyznać trzeba, uczciwie sobie zapracował przez wszystkie te lata.
Osobiście wolę czytać te posty fanów MU, niż dywagacje na temat fajerwerków taktycznych S’tonu, czy genialnego ustawienia Stoke City, kolejnego wielkiego talentu Arsenalu, który jest „nowym kimś tam”, albo ile celnych wślizgów i podań miał w danym meczy Xsiński, bo jak mnie to zainteresuje to dostęp do statystyk jest powszechny, więc to sobie zinterpretuję.
MU jest na czele tabeli, więc należy poświęcić im odpowiednią ilość czasu, to normalne. Ja chętnie podyskutuję np. na temat Norwich City, ale czy jest choć jedna osoba, która interesuje się tym zespołem (tzn. jedna to jest, bo nawet znam ją osobiście :),), o ich transferach, problemach kadrowych, historii, słupach na stadionie, itd.? Zapewne nikogo takiego nie ma, a więc poruszane są tematy, które są interesujące dla większości i aktualne.
tyle.
1. Punkt United z ciężkiego terenu cieszy, wynik lepszy od gry, choć zawsze niedosyt po bramce straconej w końcówce będzie. Bardzo słabo w drugiej połowie, jeśli tak ma wyglądać gra z kontry z Realem (czyli brak kontry) to ciemność widzę.
2. Zdecydowany progres i jakościowy i estetyczny Tottenhamu od tego co było jesienią, Życzę pierwszej 4 w tym sezonie, bo IMHO ten klub taką grą na to zasługuje.
3. O karnym to szkoda strzępić języka (klawiaturowego), niektórych się nie przekona bo przecież od czasów Henryka VIII United zawszepomagali sędziowie:)
4. Southampton (h), Fulham (a), Everton (h), QPR (a), Norwich (h), WHU (a), Reading (h), Sunderland (a). To są mecze United przed derby Manchesteru, 22 punkty są realne i w zasięgu (choć po różnych wpadkach w tymi poprzednim sezonie okazuje się różnie). City czeka Liverpool i Chelsea u siebie i Everton na wyjeździe. Na papierze przewaga się prawdopodobnie powiększy, jeśli tylko tego nie zawalą jak w zeszłym. Jeśli się nie uda oznaczać to będzie nie tylko, że są za słabi piłkarsko, ale co gorsze to, że ta drużyna mentalnie nie jest na poziomie najlepszych.
5. The Gunners – przestroga dla wszystkich topowych drużyn, że metoda „kupię tanio i perspektywicznie, a najlepszych sprzedam” od 6-7 lat gwarantuje zrobienie z finalisty LM i Invincibles drużyny tak boleśnie przeciętnej, że chce się płakać (dla jednych rozpaczy, dla innych ze śmiechu). Ferguson, watch and learn (not to do it), bo ostatnio mam wrażenie, że coraz bardziej zaczynamy taką politykę prowadzić.
@Ron,
4. Zgadza się, jeśli MU ponownie zwiększy przewagę do około 9-10 punktów to pewnie zdobędzie mistrzostwo, bo od derbów to zaczyna się trochę „pod górkę”: stoke (w), AV (d), ARSENAL (w), CHELSEA (d), SWANSEA (d) i WBA (w). Poza AV (przy tej formie AV to powinien być dla MU spacer po mleko, ale za kilka miesięcy może się to nieco zmienić…), licząc mecz z MC, 21 punktów jest realne do zdobycia, ale nie postawiłbym 1 zł na to, że do końca sezonu MU zdobędzie komplet punktów. Są przecież jeszcze mecze LM, itd., a one kosztują sporo wysiłku, bo chyba nikt nie zakłada, że na nomen omen Realu się ta przygoda z LM zakończy?
W meczach poprzedzających derby istotnie, na papierze, 22 punkty to optymalna i realistyczna kalkulacja, ale w stawiam na to, że w praktyce zmaterializuje się ona w postaci 16-18 punktowej zdobyczy. Oczywiście City również nie zdobędzie kompletu, więc decydująca powinna być końcówka sezonu, która w przypadku City jest teoretycznie łatwiejsza.
„Na papierze przewaga się prawdopodobnie powiększy, jeśli tylko tego nie zawalą jak w zeszłym. Jeśli się nie uda oznaczać to będzie nie tylko, że są za słabi piłkarsko, ale co gorsze to, że ta drużyna mentalnie nie jest na poziomie najlepszych.” mam nadzieję, że będę mógł posługiwać się tym cytatem w niecnych celach, jeśli czarny scenariusz się ziści, czego nie życzę…
Dlatego przez ciężki kalendarz w końcówce United do tego derbowego meczu muszą uzyskać te m/w 20-22 punkty na słabiakach, jest to absolutnie wykonalne (chyba,że Ferguson znowu wymyśli środek pomocy Giggs-Scholes). Jak mawiał Sokole Oko stawiam dolary przeciw orzechom, że do derbowego meczu City nie straci punktów z nikim oprócz Liverpoolu, Chelsea i Evertonu (a tu też może zdobyć komplet). Mancini jest dyletatntem, ale sama mu się stworzyła ofensywna machina do niszczenia ligowych przeciętniaków. Kluczowe są derby i jeśli United nie powiększą obecnej przewagi to tylko zwycięstwo zapewni spokój, czego akurat pewnien nie jestem.
Co do LM, to daję jakieś 66% do 33% na korzyść Realu, tak naprawdę w żadnym meczu tego sezonu United nie pokazali nic co daje mi powody do optymizmu.
Co do cytatu – permission granted, pod warunkiem, że nie wyciągnięty z kontekstu.
City to ma FC Hollywood i faktycznie Mancini musi mieć niezły warsztat skoro ma takie wyniki jakie ma… 🙂 W zeszłym roku mógł to tłumaczyć brakiem zgrania i innymi dyrdymałami, ale tegorocznej klapy na wszystkich frontach już mu szejkowie nie wybaczą dlatego walczy o życie. Staram się podgrzać atmosferę, ale szczerze mówiąc, a raczej pisząc, nie bardzo wyobrażam sobie ich na tronie 🙂 W przyszłym sezonie pewnie przyjdzie nowa miotła, a jak to się nie uda to szejkowie zmienią zabawkę, szkoda tylko klubu…
W LM, jak pokazuje zeszłoroczny przykład Chelsea, wszystko może się zdarzyć, to tylko dwumecz.
Dzięki za approval, zobaczymy czy się przyda.
Ad. 1 – jakieś tam kontry przecież mieliśmy, gdyby Welback parę razy lepiej dograł albo w jednym przypadku nie został zablokowany to mówilibyśmy o „świetne grającym z kontry” United. Większość rzeczy w tym sporcie ocenia się przez pryzmat wyniku oraz bramek. United wygrywa – doskonała obronna taktyka, United remisuje w ostatniej minucie – niech się cieszą, bo grali tak słabo. Gdyby United atakowało falami i przegrało, to mówilibyśmy o niepotrzebnym odsłonięciu się przed przeciwnikiem. 😛 A tu kontry były jakie były, bo nie mieliśmy skrzydłowych.
Sami dziennikarze sportowi o tym mówią, kiedy wspominają, jak zmieniają cały wydźwięk artykułu po golu z ostatniej minuty.
Ad. 4 Jak dla mnie nie ma wątpliwości, że zarówno od City, jak i Chelsea
piłkarsko jesteśmy słabsi i trzyma nas tylko ta mentalność i duch drużyny, nad którym czuwa Ferguson. Bez niego posypało by się to wszystko jak domek z kart. Terminarz rzeczywiście teoretycznie jest łatwiejszy, ale z tym składem to niestety jak z wróżeniem z fusów.
Ad. 5 Problem polega na tym, że o ile w przypadku Wengera to był całkiem świadomy wybór, bo on sam wielokrotnie mówił, że nie lubi dużo wydawać. W przypadku Fergusona wynika to raczej z tego, że on zwyczajnie dużymi kwotami po prostu nie dysponuje i nie może swobodnie zatrudniać tego, kogo by chciał.
Przecież na dobrą sprawę ta drużyna potrzebuje światowej klasy środkowego pomocnika, skrzydłowych i środkowego obrońcy. Tylko atak mamy nieźle obstawiony…
brawo za dostrzeżenie Mr.Balwdwina
Jak napisal gdzies wyzej w komentarzach Pan Michal co do karnego – „Tym, co nas różni, jest, jak rozumiem, kwestia, czy w świetle tego incydentu mamy odpuścić sobie analizę całego spotkania, czy nie. „. Mozna powiedziec, ze karny byl/nie bylo i przejsc do analizy meczu, a mozna przez 2 lata sie spierac o kontrowersje sedziowska. Co kto lubi. BTW. Jakbysmy tego karnego dostali, to juz widze jak Rooney posyla go w 15 rzad za Llorisem.
Przechodzac do ciekawszych rzeczy niz placz nad karnym, martwi mnie ta taktyka MU. Nie mam zadnych problemow z defensywna gra, nie uwazam, ze zespol zawsze musi dominowac, ale od kilku sezonow Manchester nie potrafi grac z kontry. Rok temu w lidze na 89 bramek, 2 zdobyli po kontrze (whoscored.com). A teraz skrzydla sa jeszcze gorsze, Nani nie gra, Valencia bez formy, Young kontuzje, tylko Giggs trzyma poziom. Welbeck to nie skrzydlowy. Dzis chodza jakies ploty, ze MU kupilo za 10+5 mln Zahe. Moze on cos naprawi. Bo ze jest zle, to SAF wie od lata, gdy chcial kupic Moure i Hazarda.
Jak byl Ronaldo i Rooney w formie, mlodszy Giggs i Tevez, to mozna bylo grac z kontry. A teraz? Rooney ciagle miewa swietne mecze, ale raczej ze wzgledu na dobre podania niz jakies sprinty, Young nadaje sie do kontr, Nani tez, ale oni sa kontuzjowani. Antonio od kilku miesiecy nie nadaje sie do niczego. Hernandez byl by jak znalazl, ale on z kolei prawie nie gra (rozegral w lidze 600 minut przy 1800 RVP).
Zmierzam do tego, ze jesli chcemy tak grac z Realem, to ja nam nie wroze sukcesu. Skonczy sie jak mecz z City rok temu, ale nie ten 6-1 tylko 0-1. Real nas nie rozgromi, ale my mu tez wielkiej krzywdy nie zrobimy. Jedyna szansa, to stracic gola i liczyc, ze Real wtedy sie cofnie, bo jak MU wlacza tryb odrabiania strat, to naprawde potrafia grac z rozmachem.
PS. To ciekawe, ze niemal zawsze Rafael umie zneutralizowac Bale’a a Evra niemal nigdy nie umie powstrzymac Lennona.
PS2. MU teraz polecialo do Kataru, moze im sie przyda troche slonca.
PS3. To z ta slaba gra De Gei w powietrzu to troche juz nieaktualne. W sensie w tej sytuacji to dla mnie pelna wine ponosi Vidic, ktory wpadl w Davida.
Ferguson podłożył się z taktyką na to spotkanie tak, jak Rodgers w zeszłym tygodniu (w pierwszej połowie). Tottenham z upływem czasu coraz bardziej wierzył w strzelenie bramki. Piłkarze AVB dostrzegli też, że ze strony United nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
Nie zgodze się z tezą, że Fergiemu prawie się udało. Tottenham miał niewielką przewagę w posiadaniu piłki, ALE z łatwością dochodził do sytuacji strzeleckich (strzały celne 8 do 2). Bramka wyrównująca mogła paść wcześniej- i powinna, bo MU miałoby czas, żeby wziąć się za gre, a nie tylko rozbijanie ataków przeciwnika.
Nie mogę tego zrozumieć. Sezon 11/12 United przegrywa mistrzostwo tracąc kilkukrotnie gole w końcówkach. To wystarczy, żeby wywnioskować, że przewaga 1 gola to żadna przewaga. Druga sprawa, że obrona w tym sezonie monolitem nie jest (nie wspominając o tym, że Ferdinand z Vidicem to chyba 3 raz razme grają w tym sezonie). Kagawa potrafi dobrze się ustawić i stosować pressing, ale wydaje mi się bezsensowne, żeby wystawiać go w wariancie typowo defensywnym.
@pk
Obserwując transformacje Rooneya na przestrzeni ostatnich kilku sezonów ja już śmiało powtarzam, że bliżej mu obecnie do pomocnika niż napastnika. To też jest zasługa Fergusona- gdyby United nie miało takich problemów w środku przez lata, to Wazza nie musiałby się cofać tak często.
Rafael gra bardzo dojrzale w tym sezonie, wczoraj miał też do pomocy Jonesa. Z drugiej strony był Evra, wspomagany przez Carricka (który preferuje jednak prawą strone), i wyglądało to znacznie gorzej. W sumie do takiej sytuacji już się przyzwyczaiłem.
Krycie Bale’a absorbowało tyle uwagi graczom United, że nie byli w stanie upilnować Lennona i kilka dobrych podań przeszło.
Generalnie ja jestem zadowolony z punktu przeciwko Tottenhamowi, i widze w nich mocnego kandydata na top 4. Tym bardziej, że mecz na White Hart Lane stał według mnie na wyższym poziomie, niż na Stamford Bridge
Jak na dostepne zasoby ludzkie AVB wykonal dobra robote, szkoda tylko ze w tamtym dniu dal odpoczac kilku zawodnikom, ktorzy ewidentnie byliby w stanie podniesc jakosc gry calego zespolu. Tolerowanie nieudanych zagran Dempseya to bardzo irytujacy rytual, szkoda ze w klubie o takich aspiracjach on jest opcja(w pierwszej linii) juz numer trzy. Kompletnie nic do Amerykanina nie mam, ale w wieku 30 lat zawodnik powinien juz chyba miec jakas specjalizacje. Nie jest to zawodnik komfortowo czujacy sie w cierpliwym konstruowaniu akcji, nie zna umiaru w oddawaniu strzalow, nie ma tez finalnego podania, innymi slowy to bardziej napastnik niz pomocnik. Drugi popularny duet to Adebayor-Defoe. Jako ze Sigurdsson az tak wiele wspolnego z napadem nie ma, Andre klasyfikuje go jako skrzydlowego. Portugalczyk postanowil wiec nie zmieniac wiele w ustawieniu Tottenhamu, ale cierpliwie, stopniowo kontynentalizuje zespol. I to jest chyba najwieksza roznica miedzy AVB a Rodgersem. Zmiany Irlandczyka sa bardziej radykalne, na dluzsza mete Live moze wyjsc na tym lepiej, bo Tottenham pewnie dopiero od nastepnego sezonu zacznie uczyc sie gry w nowym ustawieniu. Obu menedzerow dzieli tez podejscie, sposob selekcji, u Irlandczyka dostanie szanse kazdy, bez wzgledu na wiek, status (Downing). Andre jest malo elastyczny, przywiazuje sie do nazwisk, nie potrafi oddzielic szatni od boiska (BAE & Adebayor), uchodzi za trenera ktory mlodym dawac szansy sie nie boi, wydaje mi sie ze jednak wyglada to troche inaczej.
Ostatnie dni tego okienka moga okazac sie kluczowe w walce o top4. Z tego co widze najwiecej argumentow maja Tottenham i Liverpool, w Arsenalu panuje dzis burdel, a bedzie jeszcze gorzej bo Cazorla niebawem nie bedzie mial czym oddychac, Everton ma waska kadre i powoli traci impet. Jezeli Villas-Boas dostanie Holtby’ego badz innego klasowego srodkowego pomocnika jego obowiazkiem bedzie miejsce w top4. Liverpool nawet po transferze Coutinho (jakim cudem on jest dopiero alternatywa dla Ince’a?) bedzie mial do zrobienia wiecej, ale CL jest realna.
Btw zaskoczony jestem panskiem wyborem (a’propos Michu&RvP), dla mnie na ten moment numerem jeden jest Suarez, w dalszej kolejnosci Cazorla i … dlaczego nie Baines?
„Btw zaskoczony jestem panskiem wyborem (a’propos Michu&RvP), dla mnie na ten moment numerem jeden jest Suarez, w dalszej kolejnosci Cazorla i … dlaczego nie Baines?”
Pytanie nie do mnie, ale temat ciekawy.
Cazorle jest stosunkowo latwo wylaczyc z gry, widac to w spotkaniach z lepszymi rywalami. Mial swietny poczatek sezonu, ale jednak jak nie idzie Arsenalowi, to nie potrafi ich sam pociagnac (np. z Chelsea, MU (mimo gola w doliczonym czasie gry) czy MC [chociaz tam kartka mu nie pomogla]). Moze jeszcze sie rozkreci, ale poki co przynajmniej z tego co ja go ogladam, nie robi on az takiej roznicy w grze Arsenalu, zeby mozna bylo go uznawac za gracza sezonu.
Baines kreuje sytuacji na potege, ale asyst czy bramek nie ma tak wiele (2 asysty i 3 gole, dla porowniania Evra 4 asysty i 4 gole). Niemniej Baines jest lepszy w obronie no i ma gorszych partnerow. Na swojej pozycji dla mnie najlepszy w lidze, ale czy najlepszy pilkarz ligi?
Suarez to mocny kandydat, niektore jego spotkania sa niesamowite. Zobaczymy jak sie to dalej potoczy, teraz ma 16 bramek i 3 asysty, ale ponad to jego wplyw na druzyne jest wielki, potrafi sam wygrywac mecze.
Michu jak dla mnie kandydat na transfer sezonu, ale nie na gracza roku. 13 goli, asyst cala 1. Swietny sezon, ale sa w Anglii lepsi.
Robin Van Persie to dla mnie drugi kolo Suareza kandydat na MVP calego sezonu. 18 bramek, 6 asyst, strzelal gole w meczach z Liverpoolem (obydwu), Tottenhamem, Arsenalem, Chelsea, Manchesterem City, czyli cala czolowka ligi (np. Berbatov ladowal po 5 Blackburn, zeby w meczach najwazniejszych pudlowac – chociaz byly wyjatki). Wygrywa spotkania, zapewnia cos czego MU nie mialo od kilku sezonow, czyli swietne podania ze stalych fragmentow gry.
Ja bym dorzucil do kandydatow jeszcze Carricka i Zabalete. Chociaz jeszcze tyle spotkan, ze wszystko moze sie zmienic (np. Chelsea wygrywa tytul, Mata utrzymuje poziom z dotychczasowych spotkan – wtedy chyba wybralbym jego).
No to Hazard przebił jednego dnia Suareza, Terrego i chyba nawet Cantone. Brak słów.
Bez przesady, ten incydent nawet nie zbliża się do akcji Terrego, Suareza a tym bardziej Cantony. Typowy angielski dresik (17 – latek) już przed meczem chwalił sie na twiterze jak to będzie opóźniał grę no i w końcu sprowokował Hazarda. Wystarczy spojrzeć na zachowanie tego ballboya i wszystko jasne. Oczywiście Hazard powinien zachowac zimną głowę i za to że puściły mu nerwy kara go pewnością nie ominie.