Zacznijmy od lidera. Z przyjemnością oddając Özilowi, co Özilowe: zachwycając się przyjęciem piłki, poprzedzającym asystę przy golu Giroud, podziwiając prostopadłe podanie do Walcotta, tnące linię obrony Sunderlandu jak nożyczki papier, zliczając statystyki (trzy wykreowane szanse, 34 celne z 38 podań w okolicy pola karnego gospodarzy), zauważę jednak, że kilku problemów Arsenalu ten megatransfer nie rozwiązał. Wyliczę je szybciutko, zanim przeniosę zachwyty na innego gracza Kanonierów i dołączę do rytualnego narzekania na sędziowanie w Premier League.
Po pierwsze, defensywa; wciąż niepewna, wciąż faulująca (także w polu karnym – Kościelny już po raz drugi w tym sezonie…), a przede wszystkim pozbawiona asekuracji. Nawet Flamini za rzadko, jak na mój gust, oglądał się za plecy, a w sytuacji, która powinna była skończyć się albo golem dla Sunderlandu, albo czerwoną kartką dla Sagni, truchtał gdzieś 20 metrów za akcją. Po drugie, napastnik/napastnicy; kontuzja Giroud w końcówce i nieskuteczność Walcotta w pierwszej połowie podniosły pewnie ciśnienie niejednemu kibicowi Kanonierów, i tak zmartwionemu nieobecnością Cazorli, która otwiera temat trzeci: konieczności wzmocnień departamentu medycznego Arsenalu. Lista kontuzjowanych w tym klubie, nie tylko przecież w obecnym sezonie, jest ponadprzeciętnie długa: oprócz Cazorli brakuje Podolskiego, Artety, Diaby’ego, Oxlade-Chamberlaina i Rosicky’ego; na miejscu Davida Beckhama zastanawiałbym się, czy powinien powierzać początki kariery piłkarskiej syna akurat temu klubowi.
Zostawmy jednak wątpliwości: Kanonierzy prowadzą w tabeli i mają w drużynie nie tylko najlepszego na Wyspach Niemca, ale także najlepszego Walijczyka. Postęp, jaki zrobił w ciągu ostatniego roku 22-letni zaledwie Aaron Ramsey jest przecież jakoś porównywalny ze skokiem, jakiego dokonał Gareth Bale. Pewność siebie młodego zawodnika, technika, z jaką wczoraj zdobywał gole (w tym sezonie ma ich już pięć w sześciu meczach!), najwyższa liczba podań w meczu (81 celnych z 88), aż siedem wślizgów – wszystko to jest przecież elementem dłuższego ciągu świetnych występów Ramseya, obejmującego także sierpniowy mecz z Fulham (choć wówczas on także ocierał się o czerwoną kartkę). Podkreślmy to, bo np. dobry mecz Wilshere’a niektórzy przypisywali zbawiennemu wpływowi nowego partnera w pomocy (coś podobnego miał wywołać w Sigurdssonie Eriksen) – Aaron Ramsey grał wybornie jeszcze przed przeprowadzką Özila z Madrytu do Londynu.
Sędziego Atkinsona nie usprawiedliwia nic. O niezastosowaniu przywileju korzyści, które bulwersuje mnie bardziej niż niewyrzucenie Sagni, bo powiązane jest z brakiem refleksu i zabija ducha gry, nie chce mi się rozpisywać. Na szczęście mamy do czynienia z przypadkiem odosobnionym: przykładów udanego powstrzymywania się od sięgnięcia po gwizdek jest w Anglii całkiem sporo, mecze toczą się płynnie, a arbitrzy (wczoraj np. Howard Webb i Lee Mason) potrafią karać za przewinienia po rozegraniu całej akcji. Ale myślę sobie, że Arsenal wygrałby i tak: Paolo di Canio wystawiając dwójkę środkowych pomocników przeciwko Kanonierom, zrobił to samo, co przed trzema tygodniami Martin Jol: położył głowę pod topór. Nawet wynik był ten sam.
W tabeli Arsenal wyprzedza Tottenham, więc w drugiej kolejności wypada się zająć meczem tej drużyny, a właściwie debiutującym na White Hart Lane Christianem Eriksenem. Na poziomie statystyk młody Duńczyk wypadł dokładnie jak Özil: wykreował kolegom trzy okazje, zaliczył asystę i „przedostatnie podanie” do Paulinho, który sprezentował Sigurdssonowi możliwość strzelenia drugiej bramki (przy pierwszej cmokaliśmy po podaniu Eriksena: idealnie w tempo, a przecież intuicyjnym, bo nowa gwiazda Tottenhamu nawet nie podniosła głowy, żeby sprawdzić, gdzie znajduje się Islandczyk). Pal jednak licho statystyki, i tak miażdżące na korzyść Tottenhamu (69 proc. posiadania piłki, 568 podań przy zaledwie 192 Norwich, 23 strzały…) – podobne były w gruncie rzeczy w meczach z Crystal Palace i Swansea, kiedy piłkarze Villas-Boasa dominowali fizycznie, imponowali pressingiem jeszcze na połowie rywala i wielokrotnie (ścinający z prawej Andros Townsend) strzelali zza pola karnego. Różnica, jaką zrobił Eriksen, polega na tym, że w drużynie pojawił się znów zawodnik z niezwykłą swobodą odnajdujący się między liniami obrony i ataku rywali, niemal od niechcenia odgrywający piłkę kolegom już w okolicy szesnastego metra: o ile w poprzednich spotkaniach piłkarze Spurs rzadko wchodzili w pole karne, albo biegał tam jedynie osamotniony Soldado, teraz pojawiało się ich co najmniej kilku. Najbardziej skorzystał, oczywiście, Sigurdsson…
To już nie jest – jak pisze np. Miguel Delaney – Tottenham z poprzedniego sezonu: reaktywny, czyhający na kontratak, podczas którego jakże często rozstrzygały szybkość i siła uderzeń Garetha Bale’a. To już nie jest tak, jak na początku tego sezonu: z przewagą, ale bez pomysłu na rozstrzygający cios. To jest Tottenham, w którym pojawił się piłkarz zdolny do gry jako klasyczna „dziesiątka”, umiejący znaleźć lukę nawet gdy rywale bronią się w ośmiu na trzydziestu metrach. Oczywiście za chwilę przyjdą przeciwnicy bardziej wymagający – Chelsea i Liverpool, z drugiej strony jednak Eriksen czy Lamela są dopiero po dwóch sesjach treningowych z nowymi kolegami. Zwróćcie również uwagę: w Tottenhamie lista nieobecnych też jest niemała (Capoue, Lennon, Chadli kontuzjowani, Adebayor dochodzi do siebie po rodzinnej tragedii, Chiriches nie ma jeszcze pozwolenia na pracę, Kaboul i Sandro ostrożnie wracają do drużyny po wielomiesięcznej przerwie), a i tak Lamela może zaczynać mecz na ławce, Defoe zaś – pozostać w rezerwie do ostatniego gwizdka. Jeśli o miejscu na finiszu zadecyduje szerokość kadry, tym razem Villas-Boas nie będzie mógł narzekać.
Temat zgrywania się nowych zawodników ze starymi z pewnością mogliby podnosić również Roberto Martinez i Jose Mourinho. W przypadku tego pierwszego mówimy zresztą nie tylko o zgrywaniu się zawodników, ale o „drastycznej” (cytuję samych piłkarzy!) zmianie stylu gry drużyny w porównaniu z poprzednim szkoleniowcem. Wczoraj nie było tego widać, bo broniący prowadzenia gospodarze w drugiej połowie zdecydowanie oddali inicjatywę gościom, ale Everton Martineza przewodzi w ligowym rankingu, jeśli idzie o posiadanie piłki. Drużyna z Goodison Park konstruuje ataki cierpliwie, nawet jeżeli Rossa Barkleya ponosi kawaleryjska fantazja i z młodzieńczym zapałem niepotrzebnie wplątuje się w drybling (w sumie próbował iść na indywidualny przebój aż dziewięć razy, z czego siedem razy skutecznie), kiedy wystarczyłoby podanie. O młodym Angliku od początku sezonu w samobiczującym się, jeśli idzie o ocenę gry reprezentacji, kraju pisze się bodaj najczęściej – ale moją uwagę podczas spotkania z Chelsea zwrócił Anglik stary: Gareth Barry. Od samego początku, kiedy wracał w pole karne za Matą, dając obrońcom dodatkową asekurację, przez kluczowy moment, w ktorym zablokował strzał Eto’o po wpadce Howarda i wyłożeniu piłki przez Schürrlego (Barry pilnował Kameruńczyka, zanim jeszcze Howard popełnił błąd!), aż po końcówkę, kiedy spokojnie dyktując tempo podań, przyczynił się do wybijania Chelsea z uderzenia, wspierany przez Osmana defensywny pomocnik Evertonu pracował na tytuł piłkarza meczu, jeśli nie tygodnia. Tak: to nie Özil, nie Eriksen, nie Eto’o czy Fellaini, ale niechciany w MC Gareth Barry stał się najjaśniejszą gwiazdą pierwszej kolejki po zamknięciu okienka transferowego.
Wyjątkowość Jose Mourinho ucierpiała nieco z jego pierwszą w historii porażką na Goodison Park, przyznajmy jednak: Chelsea nie była gorsza od gospodarzy, a okazji do strzelenia bramki miała co niemiara. Goście niby bronili się głęboko, zapraszając bocznych obrońców gospodarzy na swoją połowę i czyhając na okazję do zagrania za ich plecy, ale szybko przejęli inicjatywę także w środku. Owszem, zawodnicy Evertonu neutralizowali Edena Hazarda, podwajając w kryciu, jak za czasów Phila Neville’a robili z Bale’em, owszem Barkley szarpał, a Mirallas błyszczał, ale na nic by to się zdało, gdyby Eto’o, Schürrle, Torres w końcówce czy Ivanović przy stałych fragmentach mieli lepiej ustawione celowniki. „Jeśli nie strzelisz, nie możesz wygrać” – Mourinho wygłosił po meczu głęboką prawdę o charakterze ogólnoludzkim. – „Artystyczny futbol bez goli nic nie znaczy. Lepiej wygrać nic nie grając, ale strzelając choć jednego gola”. Pytanie, czy czegoś podobnego nie powiedział w przerwie piłkarzom, bo w drugiej połowie „artystyczny futbol” zastąpiły prostsze środki – dośrodkowania w kierunku Eto’o, z którymi zresztą Distin z Jagielką radzili sobie dużo łatwiej. Determinacja, z jaką gospodarze bronili prowadzenia, była znakiem firmowym drużyny Davida Moyesa – fajnie, że ten duch nie wyparował…
Przy okazji bramki Evertonu zauważmy jednak trend znajdujący potwierdzenie także w Europie: najlepsze drużyny kontynentu wcale nie mają najlepszej obrony. Co jednak otwiera temat zupełnie osobny, może w tygodniu, gdy zagra Liga Mistrzów…
Ramsey skuteczny niczym sam van Persie podczas pobytu na Emirates 🙂 Razem z Ozilem zagrali najlepiej, no ewentualnie do nich dopisałbym jeszcze Gardnera. Koscielny z kolei chyba lubi wystawiać na próbę umiejętność bronienia jedenastek przez Wojtka Szczęsnego – nasz golkiper jak na razie tego trudnego testu nie zdał. Błąd sędziowski niby zaszkodził widowisku, ale jednak ciężko byłoby odmówić 3 punktów Kanonierom, którzy wypracowali dzisiaj tyle dogodnych sytuacji. Inna sprawa, że przez tą nieskuteczność, głównie Walcotta mogli przegrać, ale w zamian za to arbiter chyba lekko im pomógł. Cóż, szczęście sprzyja lepszym?
P.S Zapraszam też na mojego piłkarskiego bloga, dopiero zaczynam się uczyć tego rzemiosła (mam 15 lat), ale chęci i motywację mam, by stać się kimś pokroju Pańskiego 🙂 Pozdrawiam. http://www.kacperpowrozek.pl
jest Arsenal to i musi byc niepewna obrona. to sie wielu ludziom nigdy nie znudzi. nie przeszkodzi w tym takze fakt ze w zeszlym sezonie tylko City stracili mniej bramek niz Kanonierzy. fakt, ze traca tych bramek obecnie sporo niespodzianka nie jest patrzac na sytuacje kadrowa. od poczatku sezonu nie ma Artety, ktory z Ramseyem stworzyli pod koniec zeszlego seoznu dobrze dzialajacy duet ktory w chronieniu obroncow byl swietny.
po drugie linia obrony tez sie przez kontuzje nie ustabilizowala. to nie ma Koscielnego, to Mertesackera. Sagna na srodku, Jenkinson z prawej strony… teraz wszystko wroci do normy. na prawa strone wroci Sagna, wyleczyl sie juz Vermaelen i po chorobie wroci Mert. nie bedzie juz tylu zmian i wtedy spodziewam sie lepszej gry calej defensywy.
co do sedziowania i Koscielnego. w obu przypadkach wslizgi stopera Arsenalu nie byly faulami wiec tych karnych (i czerownej kartki) byc nie powinno. ten z AV moim zdaniem byl genialny. chcuialem to napisac w kontekscie wielu wpisow z poprzedniego sezonu kiedy Autor pisal o upadku sztuki gry obronnej w PL. trudno zeby zespoly skupialy sie na doskonaleniu bronienia a obroncy na calkowitym poswieceniu dla zazegnania niebezpieczenstwa pod bramka, skoro za swietne, czyste, interwencje w ostatnich momentach przed strzalem sa karani. dla mnie to idealny przyklad zabijania tej czesci gry wlasnie przez sedziow.
i tak jak ten wslizg z Villa byl swietny, tak ten z Sunderlandem byl glupi (choc nie wykonany zle) bo byl zupelnie niepotrzebny. Koscielny podjal po prostu zla decyzje. Johnson zblizal sie raczej do linii koncowej niz do bramki a za Francuzem byl jeszcze Gibbs blizej Szczesnego. co nie zmienia faktu ze po raz kolejny za swoja interwencje obronca w PL zostal ukarany.
sytuacja z Sagna i Altidorem to kolejny przyklad niekompetencji sedziego, ale twierdzenie ze bylo to ograbienie Sunderlandu z gola to bzdura. gdyby sedzia nie gwizdnal to Koscielny nie mialby zadnyach problemow z zatrzymaniem pilki przed linia bramkowa. na powtorkach widac jak prawie zatrzymuje sie kolo 11 m. po gwizdku zeby przyspieszyc widzac ze gra toczy sie dalej
sztab medyczny Arsenalu… to tez bylo walkowane wiele razy. w zeszlym sezonie kontuzji bylo najmniej od lat i zadnych dlugoterminowych. to zreszta nie powinno byc wykladnikiem tych ludzi. oni nie sa przeciez odpowiedzialni za lapanie tych kontuzji tylko za ich leczenie. btw Podolski mial nie zagrac do konca roku a slyszy sie ze moze wrocic juz na poczatku pazdziernika. to bylaby niezla reklama lekarzy Kanonierow…
kwestia obrony w najlepszych druzynach Europy bardzo ciekawa. temat na mocno dluzsza dyskusje
nie bardzo ma sens rozwazac obrone Arsenalu z zeszlego sezonu, ale tez nie mozna generalizowac, ze w tym gra wyjatkowo tragicznie… natomiast trzeba przyznac, ze wystep obu stoperow w ost. meczu byl bardzo slaby i Koscielnemu bezwzglednie nalezy sie „suszara” bo ma jakies zacmienia na boisku… co do sytuacji z Sagna to po pierwsze tragiczne jego ustawienie spowodowalo takie problemy, po drugie decyzje Atkinsona byla poprawna, Sagna faulowal sedzia gwizdnal, pozniej widac jak napastnik odpycha obronce (gdyby sedzia wczesniej nie gwizdnal to w tym momencie powinien przerwac i podyktowac wolny dla Arsenalu)…
i zostal jeszcze Giroud, coz nie bylem piewca jego talentu, ale to sie moze zmienic;) i nie jest najwazniejsze strzelanie przez niego tylu bramek (aczkowlwiek na poczatku sezonu robi wrazenie) co w koncu umiejetnosc wyjscia z pola karnego wyciagniecia obroncy i dokladne ost. odegrania do wchodzacego pomocnika, tak naprawde to tego najbardziej brakowalo w grze francuza w zeszlym sezonie…
i powstalo nowe przyslowie „umarl walijski krol, niech zyje walijski krol” – to tak odnosnie Ramseya;)
Panie Michale, co prawda z meczu Everton-Chelsea oglądałem tylko ostatnie pół godziny, ale w tym fragmencie gry absolutnie nie mogę powiedzieć, żeby Everton się bronił. Mało tego, the Toffees mieli przewagę i stworzyli sobie więcej sytuacji podbramkowych niż Chelsea. Kompletnie nie mogę się zgodzić ze zdaniem w którym napisał Pan, że broniący wyniku gospodarze oddali w drugiej połowie inicjatywę gościom. Przecież we fragmencie meczu, który obejrzałem Everton długimi fragmentami nie schodził z połowy Chelsea, Mirallas co chwilę nękał dryblingami obrońców Chelsea i bardzo umiejętnie utrzymywał się przy piłce z dala od bramki, miał też dobrą okazję, ale jego strzał z lewej strony pola karnego obronił Cech. Baines strzelił w poprzeczkę, po faulu na Osmanie zabrakło kilkudziesięciu centymetrów do rzutu karnego, w środku pola też dominował Everton, a Chelsea? W tym fragmencie meczu stworzyła jedna sytuację po dośrodkowaniu w pole karne. To by było na tyle. Długimi fragmentami to wyglądało tak, jakby to Chelsea broniła wyniku.
Po obejrzeniu skrótu zgadzam się z tym, że Chelsea była groźniejsza przez 3/4 meczu, ale akurat im bliżej końca tym bardziej byli bezradni i to Everton był bliżej podwyższenia na 2:0 niż Chelsea wyrównania.
Po ściągnięciu Colea Chelsea grała 3ką obrońcą, a w zasadzie dwójką, bo Luiza miotał się gdzieś między obroną a pomocą (DOBRANOC przy bramce Evertonu), trudno byłoby nie narażać się na kontry-to oczywiste, gdy wprowadza się napastnika za obrońcę, ale Mourinho postawił wszystko na jedno kartę. Z tym co stwierdził Mourinho, że niewykorzystanie sytuacji jakie stworzyła sobie Chelsea sprawiło, że zasłużyła na porażkę nie sposób się nie zgodzić, ale widać, że idzie to wszystko w dobrym kierunku i z tej mąki będzie jeszcze chleb. Nie ma co gdybać,ale Eto wykorzystujacy swoją 100% sytuację, a z kolei Schurrle trafiający w bramkę i nikt dziś nie rozpływałby się dziś w zachwytach nad Evertonem, Barrym, itd., bo wszystko potoczyłoby się inaczej…Z drugiej strony ta porażka powinna podziała jedynie mobilizująco, a teraz nadchodzi okres, w którym CFC będzie grała co 3-4 dni, więc wspomniana mobilizacja przyda się szczególnie.
Co do tego Adebayora to sprawa wygląda inaczej, Gdzieś czytałem, że zawodnik domaga się 1mln funtów odszkodowania i rozwiąże kontrakt by zbijać kasę u Arabów.
PS To mój pierwszy wpis na blogu chociaż śledzę go już rok, witam wszystkich i pozdrawiam.
Dotychczas Wenger uchodził za futbolowego „szarlatana” – łowił talenty, wychowywał gwiazdy i… sprzedawał je rywalom. Tak było w przypadku van Persiego, Fabregasa, Nasriego, wcześniej Henry’ego i Vieiry. Za każdym razem wieszczono katastrofę i za każdym razem Venger utrzymywał drużynę na wysokim poziomie. Brakowało jedynie trofeów, co powodowało frustrację kibiców. Zastanawiam się czy transfer Ozila oznacza zmianę podjeścia Wengera do kwestii transferów. Jeśli zacznie kupować gwiazdy – a plotki mówią, że w zimowym oknie transferowym będzie się o to starał – to Arsenal może być naprawdę groźny i zarówno w PL, jak i w Lidze Mistrzów może osiągnąć znacznie więcej niż przez parę ostatnich sezonów.
Nie można powiedzieć, że Titi i Vieira zostali wyłowieni i wychowani, by później sprzedani do rywali. I nawet nie chodzi o to, że odeszli nie do rywali z tej samej ligi. To był inny Arsenal, wówczas ta drużyna walczyła o trofea i zarówno Titi, jak i Vieira odeszli jak najlepsze lata mieli już za sobą.
Masz rację – transfery Henry’ego i Viery to nieco inna historia. Chodziło mi jednak o to, że to Venger często miał problemy z utrzymaniem kluczowych graczy, co często wypominano mu w kontekście walki o trofea. Jestem ciekaw w czy transfer Ozila będzie zmieni jego podejście.
Kilka ciekawych statystyk, więc warto dorzucić jeszcze jedną. United wygrali co prawda, ale znów nie zachwycili. Mieli u siebie beniaminka, który przez większość meczu gral w osłabieniu, a bramki padły po karnym (którego byc nie powinno) i po wolnym Rooneya. Żadnego gola z akcji, ale to nie może dziwić jak się zobaczy jak skrzydlowi United wrzucali pilkę w pole karne Palace.
5 celnych wrzutek na 41 prób. Porażająca statystyka. Porażająca nieskuteczność.
http://www.fourfourtwo.com/statszone/8-2013/matches/694935/team-stats/1/2_ATTACK_01#tabs-wrapper-anchor
Young, który nie dość że żałosnie nurkował, to w dodatku żałośnie wrzucał piłkę w pole karne. 8 prób i wszystkie niecelne. Valencia 7 prób i tylko jedna celna. Nawet Januzaj, który pokazał się z dobrej strony i fajnie się pokazał, miał 3 próby i wszystkie zepsuł. Raz się Rooneyowi kapitalnie udało dograć, to akurat van Persie w poprzeczkę trafił.
Gra MU to tragedia. Tu sie nie ma nawet zbytnio co rozpisywac, Manchester nie strzelil bramki z gry od ponad 270 minut, ale jeszcze bardziej zalamujaca jest znikoma liczba wypracowanych sobie okazji strzeleckich.
Wydaje mi sie ze to jest po prostu plaszczyzna w ktorej Moyes sie nie odnajduje, z ktora spotyka sie po raz pierwszy, wczesniej sytuacje kreowal w sposob bardziej bezposredni, tutaj nikt tych rozwiazan nie zaakceptuje.
Natomiast to co mi sie w United podoba i to o czym sie mowi za malo to progres w grze defensywnej.
Wszystko prawda, ale warto pamiętać że to tylko początek sezonu, a jak wiadomo MU raczej nie ma zwyczaju wchodzić w sezon z wysokiego C.
Ci co wchodzą w sezon w najlepszej formie kończą zazwyczaj słabo.
Co nie zmienia faktu że ofensywa wygląda źle, no ale jak sie gra skrzydłami to wypada mieć dobrych skrzydłowych, tymczasem Young od ponad roku nie wypocił ani asysty ani bramki. Jego symulacje sa żenujące, kibice na OT nawet nie domagali się fauli bo jego popisach. Valencia wprawdzie gra lepiej niż w zeszłej kampanii (no gorzej nie mógł), ale to jest zdecydowanie za mało.
Zobaczymy jak to dalej pójdzie, na razie to tylko rozgrzewka przed prawdziwym mięskiem.
Moyes daje szanse całej kadrze, zagrali u niego zarówno Fabio jak i Anderson, czy nawet Young. Mam nadzieje że oszczędzi kibicom występów dwóch ostatnich, a w zimie, lub najpóźniej latem się z nimi pożegna.
Bardzo jestem ciekaw derbów Manchesteru jako że obie ekipy grają słabo.
Faktycznie, Eriksen wniosl tu cos czego dlugo brakowalo. To byl w ogole jeden z lepszych meczow Spurs za kadencji AVB, tego wlasnie w ostatniej kampanii bylo za malo – przyjezdza na WHL outsider, a Tottenham go na spokoju punktuje. Kolejna sprawa ktora bardzo cieszy to sposob w jaki padly obie bramki, dwie plynne, modelowe wrecz akcje budowane od tylu, nie zadna kontra. Minusy? Niepokoi mnie fakt jak malo ten zespol kreuje bez Townsenda, brakuje troche lewej flanki.
Swoja droga, Norwich to slabiutki zespol. Wylaczysz z gry Redmonda i juz masz ich w garsci. Wolfswinkel poki co bardzo jednostronny.
Obrona Arsenalu od poczatku sezonu tez mnie nie przekonuje, zle bronia jako zespol, tak jest od lat i by ta swoja opinia czyms poprzec przejrzalem kilka statystyk. Arsenal w kazdym z czterech spotkan tego sezonu dopuszczal rywala do dwucyfrowej liczby strzalow, dla porownania Tottenham tylko w jednym meczu pozwolil na tyle przeciwnikowi (byly to ofc derby NLD).
Generalnie rywale na bramke Llorisa w tym sezonie oddaja strzalow srednio 7,25, na bramke Szczesnego jest to liczba dokladnie dwukrotnie wieksza 14,5. Wg mnie to jest ogromna roznica i jezeli ktos mysli ze to sie jakos drastycznie zmieni po powrocie do zdrowia jednego badz dwoch pilkarzy to zazdroszcze mu optymizmu.
Wydaje mi sie ze jest tylko jeden element w ktorym Arsenal jest od Tottenhamu lepszy (jeden poza zgraniem, doswiadczeniem ofc), to kreatywnosc. The Gunners maja zdecydowanie wieksza latwosc w tworzeniu sytuacji podbramkowych, to sie zapewne bedzie nieco zmieniac w trakcie sezonu, gdy Lamela, Eriksen czy Paulinho pojma juz w 100% o co w systemie AVB chodzi. W tej kwestii tez siegnalem do liczb i faktycznie, Arsenal choc oddaje mniej strzalow od Spurs (srednio az o 4 mniej), to liczba uderzen oddawanych juz w samym polu karnym w przypadku The Gunners jest wieksza.
Ja mysle ze gdybysmy po ostatnim sezonie rozlozyli na czynniki pierwsze oba polnocnolondyskie kluby, wskazali gdzie i czego im brakuje, to wyszloby nam ze tych mankamentow jest podobna ilosc. Ale po ostatniej sesji transferowej juz tak nie jest, Arsenal sie wzmocnil w miejscu, w strefie gdzie juz byl mocny (Rosicky, Cazorla), z kolei gdy spojrzymy na Tottenham to wreszcie Spurs maja wieksza glebie na skrzydlach, skok jakosciowy dokonal sie takze w pierwszej linii, no i w samym centrum gry – Capoue poprawi dystrybucje, Eriksen zapewni ostatni, finalny pass. Jeszcze te mozliwosci manewru, wypadli Lennon, Capoue czy Chadli, a na lawce ciagle sa Holtby, Lamela, Sandro czy JD.
Teraz pozostaje juz tylko kwestia zgrania, zrozumienia, tutaj upatrywalbym szans Arsenalu, bo papier po raz pierwszy od dawna imo jest po stronie Spurs.
„Generalnie rywale na bramke Llorisa w tym sezonie oddaja strzalow srednio 7,25, na bramke Szczesnego jest to liczba dokladnie dwukrotnie wieksza 14,5. Wg mnie to jest ogromna roznica i jezeli ktos mysli ze to sie jakos drastycznie zmieni po powrocie do zdrowia jednego badz dwoch pilkarzy to zazdroszcze mu optymizmu.”
Ja wlasnie myślę, że to się zmieni. Już mówię dlaczego. W tym sezonie brakuje Artety, ktory wykonywal przed rokiem znakomitą robotę i nie brał udziału w atakach. W tym sezonie, gdy Arteta grać nie mógł, tyły zabezpieczali Ramsey z Jackiem. Aaron nie jest def. pomocnikiem, a Jacek nie ma kompletnie formy. Później doszedł Flamini, ale z marszu nie zastąpi Artety.
Jak istotny jest Arteta chyba nie muszę mówić, Arsenal bez niego w składzie wygrywał przed rokiem zaledwie 20% spotkań, gdy grał, było zdecydowanie lepiej.
Przed rokiem Arsenal pozwalał rywalom na 10,6 strzału na mecz (mniej tylko Man City i Spurs, odpowiednio 10,4 i 9,7). Spurs wzmocnili defensywę i mają lepszy wynik, Arsenal stracił Artete i ma gorszy, ale gdy Hiszpan wroci, to się poprawi.
„Arsenal choc oddaje mniej strzalow od Spurs (srednio az o 4 mniej), to liczba uderzen oddawanych juz w samym polu karnym w przypadku The Gunners jest wieksza.”
Aż o 4 strzaly mnie… ale i tak Arsenal ma 2 razy więcej goli 🙂
Z obroną Arsenalu i Tottenhamu jest tak,że w Tottenhamie druga linia kasuję wszystko, a w Arsenalu tego brak 😉 Na tym to polega wg mnie.
kasuje tak jak w meczu z Arsenalem?;) bo jakos do kilku calkiem fajnych sytuacji dopuscili, tylko Walcott aktualnie kolejny raz w karierze ma te swoje trudne dni…
Krótko bo z telefonu…
Narazie to druga linia Tottenhamu jest wyłącznie od kasowania. Cztery bramki w czterech meczach… z czego dwie z karnego. Na tę chwile strach się bać!:)
Oczywiście że Arsenal ma swoje „bolączki” mam jednak nadzieję, że nie zamienią się w chorobę.
Panie Michale… nie podjął Pan rękawicy przed derbami. I jak na koniec zeszłego sezonu pisałem… i przed derbami… to jeszcze nie czas kogutów.
Chociaż jako kibic Arsenalu… mocy Tottenhamowi odmówić nie mogę… przynajmniej na papierze.
Oj koguty jeszze pokażą pazury, to jest zbyt mocna drużyna, mają zbyt silny skład i zbyt dobrego trenera. by to się miało nie udać. Powiem więcej – z czasem mogą nawet skończyć w top 4. Niby co rok jest blisko, niby co rok ma być ten rok, ale chyba wreszcie przyszedł ich czas – bo jak nie teraz, to nigdy.
Czy ja wiem, czy United gra tragicznie? Tak jak ktoś wspomniał- bardzo pewnie w defensywie, w ofensywie gra kończy się przed polem karnym- i jedyny pomysł to piłka na skrzydło i wrzutka. I tak jak pisał Alasz, jak się ma Younga i Valencie na flankach to się wiele nie wykreuje. Nie chodzi tutaj o forme- jeśli przez rok piłkarz prezentuje się słabo, to nie jest „dołek”, tylko poważny regres piłkarski. Problem odziedziczony po Fergusonie, i jedyne co Moyes może zrobić to nie stawiać na wyżej wymienioną dwójkę. Jest Nani, Kagawa- i jestem przekonany, że a) obaj są o wiele bardziej efektywni w ofensywie i b) wcześniej czy później będą podstawowym wyborem Moyesa (zapewne gdyby nie mecze reprezentacji i kontuzje to już teraz biegali by w pierwszej 11). Tymczasem w obecnym sezonie Nani zagrał całe 27min, a Kagawe ostatnio widzieliśmy w meczu o Tarczę Wspólnoty. W obwodzie jest jeszcze Januzaj, który już teraz wydaje się o wiele inteligentniejszym piłkarzem niż Young i Valencia, oraz Zaha. Zmierzam do tego, że nie ma powodu, by panikować- United będzie grało znacznie lepiej, tylko muszą pójść w odstawkę nasi defensywni skrzydłowi. A do pozytywów można zaliczyć grę obrony (fantastyczny Vidic) i Fellainiego- na pewno lepszy partner dla Carricka niż Cleverley. No i The Phil Jones złapał kontuzje, dzięki czemu w końcu Fabio pokazał na co go stać.
Podsumowując- United zdawało sobie sprawę ze słabości Crystal Palace i ani przez chwile nie wątpili w zwycięstwo. Dwie bramki napastników, żadnych kontuzji, odpoczynek kilku graczy, dobre występy młodzieży – biorę w ciemno w każdym meczu z dolną częścią tabeli.
Liverpool wygląda dobrze.
Shelvey, no po prostu klasa sam dla siebie
naśmiałem się dzisiaj do łez
Swansea będzie w tym sezonie miało tyleż wzlotów, co i upadków 🙂
Dokładnie, bramka i 3 asysty – miał dziś coś udowodnić, no to udowodnił 🙂 Jak się za bardzo chce to nigdy nie wychodzi…
trzeba przyznać że to cud – psycha mu nie klękła po 3 minutach, to naprawdę coś
takie otwarcie a potem takie podanie do Sturridge’a…
from hero to zero
http://www.101greatgoals.com/top-stories/the-best-jonjo-shelvey-tweets-after-swansea-2-liverpool-2/
Gary się ze mną zgadza :-)))))))))
Niezła pierwsza połowa w wykonaniu Diabłów. Vidic i Rio wysoko ustawieni, Fellaini troszkę zgubiony w systemie. Brakuje Diabłom jeszcze jednego zawodnika do gry w ataku. Cały czas mam wrażenie że przydałby się ktoś podłączający się do akcji.I Robin znów się jakiś kręci zirytowany
wydaje mi się, czy w II połowie Rio to był myślami na wakacjach ?
średnie interwencje, jakieś takie mało precyzyjne podania, położył się przy 4-2…..
jakoś mnie irytował
ale w końcu Kagawa, w końcu nie było Giggsa ani Toma „Niech Się Przeciwnicy Ustawią” Cleverleya ….
niech Fellaini się wdroży i będzie to dość miłe dla oka
Ja wiem Tomas, że obecnie popularne jest jeżdżenie po Tomie, ale zobacz jak chłopak znajduje sobie wolne miejsce na przyjęcie podania.
Widać tam ewidentnie rękę Scholesa w poprzednim sezonie.
To jak po podaniu biegnie znaleźć przestrzeń na przyjęcie następnego podania (i ją znajduje) – widać po prostu gołym okiem, że chłopak się rozwija.
Musi tylko po prostu grać wyżej, bo on nie ma jakichś specjalnych predyspozycji do grania jako głęboki rozgrywający, a Moyes z lubością go wystawia nawet głębiej niż Carricka.
eric
niewatpliwie masz racje, ze potrafi sobie znalezc plac do gry. tyle ze jak dla mnie to juz malo. mnie znudzily te jego podanai do bokow lub do tylu. ja chce rzucania pilki na duze odleglosci lub ciecia obrony prostopadlymi „szczurami”. niczego innego. taka powinna byc jego rola i tego musi sie nauczyc, bo jak na moje – to po prostu stanal w rozwoju. i mam nadzieje, ze jestem obiektywny, bo nie krytykuje go na fali nagonki, a jako ex-fan, wyrazam rozczarowanie brakiem postepow.
Mnie zastanawia brak Evans w meczach, w zeszłym sezonie był naszym najlepszym obrońcą, najrówniejszym i grał na naprawdę wysokim poziomie. Rio nie zachwyca, ale gra cały czas.
Witam.
Co do Ramseya mam inną ocenę to tylko średniak, typowy
przewidywalny walczak. Dużo biega, gra ostro co dziwne
po potwornej kontuzji z przed kilku lat ambitny, surowy
technicznie co widać szczególnie jak próbuje strzelać z
dystansu. Ramsey również Wilshere to stara angielska
szkoła. Dużo biegają jak uda się przejąć piłkę to nie po
to przecież tyle harowali, żeby od razu ją oddać i zaczyna
się problem. Holują, holują wpadają w tarapaty i albo piłkę
tracą albo podają już bez korzyści. Diagram nie zawsze
daje obiektywny obraz istotne ile podań dało korzyść ile
było otwierających itd. Absolutnie człowiekiem z innej
planety okazał się na tym tle Ozill. Chłopak ma przegląd,
technikę i polot. Jego przeciętny czas trzymania piłki
to 1 sekunda. On już przed przyjęciem piłki wie gdzie ją
zagrać dalej. Czy piłkarz tak nowoczesny znajdzie
zrozumienie w tej jednak archaicznej drużynie i czy
fizycznie da radę ale pokazał coś czego w tej lidze
dawno…może nigdy(?) nie widziałem. Widać było, że
cały Arsenal był szczęśliwy, że go mają i mnie również
dał radość.
Ozil to fantastyczny talent, ale w mojej ocenie brakuje mu jednego, zadziorności. On zdecydowanie zbyt często gaśnie na długie minuty. Tak jest niesamowicie kreatywny, potrafi otworzyć każdą obronę, zwłaszcza przeciw Barcelonie grywał genialne spotkania. Tyle że bywa rywal który utrudnia mu gre, fauluje, przeszkadza jak może i wtedy ozil znika, chowa się. Są takie dni że nie idzie, każdy ma takie, tyle że jak RVP nie idzie, to walczy, fauluje, daje cos innego. Ozil jeśli nie ma swojego dnia jest bezproduktywny. Wielki talent, ale tez bardzo chimeryczny zawodnik, bodaj najbardziej obon Berbatova jakiego znam.
Tak czy siak super że jest w lidze, aczkolwiek nie wydaje mi sie że jest on odpowiedzią na bolączki Arsenalu.
A śmiali się z nas… śmiali się z Liverpoolu… no to teraz do tego zacnego grona dołączył kolejny angielski zdobywca Ligi Mistrzów (w sumie angielski powinno być w nawiasie, bo i Bayern ograli ostatnio…).
Basel nieustannie zalicza mecze, które sprawiają, że ta drużyna cieszy się szacunkiem w Europie na przestrzeni lat. No ale jak się bije regularnie największe firmy na kontynencie, to trudno się dziwić – naprawdę gdybym był kibicem Basel (a „niestety” z klubów szwajcarskich zawsze bardziej lubiłem Grasshopper), to bym pękał z dumy jakiej świetnej drużynie kibicuję.
Ten klub jest przykładem idealnie funkcjonującej drużyny na wielu płaszczyznach – mają super stadion, cieszą się wielką popularnością, kreują znakomitych młodzieżowców, mają też i gotówkę na potrzebne wzmocnienia – to taki Manchester United, Bayern czy Milan, tylko w mniejszej skali. Naprawdę, to idealny przykład dla polskich klubów, jak należy prawidłowo rozwijać projekt pt. „klub piłkarski”.