Najbardziej we wczorajszej bramce Erika Lameli podobał mi się kompletny brak reakcji Mauricio Pochettino. Wokół euforia i wrzawa, piłkarze w niedowierzaniu kręcą głowami, Ben Davies zasłania sobie oczy, nawet asystenci trenera Tottenhamu klaszczą, a jemu nie drgnął ani jeden muskuł w twarzy. Oczywiście: gdzieś w głębi duszy musiał być zadowolony, że jego zespół strzelił drugą bramkę, że przez resztę meczu będzie się grało łatwiej, pewnie także że Erik Lamela egzorcyzmuje demony ścigające go w poprzednim sezonie. Od wczoraj o argentyńskim skrzydłowym nie będzie się już mówiło jako o tyleż kosztownym, co niespełnionym następcy Garetha Bale’a – od wczoraj będzie on autorem jednej z najpiękniejszych bramek roku, głównym kandydatem do nagrody Puskasa. Sami wiecie, co się działo na serwisach typu Youtube czy Vine jeszcze w trakcie pierwszej połowy meczu Tottenhamu z Asterasem.
A jednak Mauricio Pochettino nie cieszył się ani wówczas, ani później. Po pierwsze, fakt, że Lamela uderzał lewą nogą w sytuacji proszącej się o uderzenie prawą, każe pytać o wytrenowanie tejże prawej. Po drugie, szkoleniowiec Tottenhamu, zwolennik myślenia systemowego i ciężkiej pracy – zarówno na treningach, jak w trakcie spotkań – wyżej oceniłby zapewne gola będącego kopią wypracowanego w klubowym ośrodku schematu niż błysk indywidualnego geniuszu.
Po trzecie, fenomenalna bramka Lameli odwraca uwagę od Harry’ego Kane’a, ciężko pracującego wychowanka Tottenhamu, który zdobył wczoraj pierwszego hat-tricka w klubowej karierze. Każda z bramek Kane’a była inna: pierwszą zdobył po precyzyjnym uderzeniu zza pola karnego, przez gąszcz nóg i po odbiciu od wewnętrznej strony słupka. Druga była dobitką strzału Dembele: Kane wykazał się snajperskim instynktem, błyskawicznie startując do wypuszczonej przez bramkarza futbolówki. Trzecią strzelił głową. Jeśli zsumować statystyki z tego sezonu (zgoda: młody Anglik gra przede wszystkim z gry w pucharach, ze słabszymi rywalami), nie ma piłkarza Tottenhamu, który miałby na koncie tyle bramek i asyst. To ostatnie słowo wydaje się ważne, bo Kane coraz przytomniej uczestniczy w rozegraniu. Na grę w roli jedynego napastnika jest w jego przypadku za wcześnie (wciąż miewa kłopoty z przyjęciem piłki), ale w duecie z Adebayorem czy Soldado, albo – jak wczoraj – cofnięty za plecy snajpera, wypada świetnie.
Po czwarte, zalewająca internet fala zachwytów nad Lamelą odwraca uwagę od rzeczywistych zmartwień trenera, czyli powtarzających się wciąż błędów w grze obronnej Tottenhamu. To był tylko Asteras, siódma drużyna greckiej ekstraklasy, a przecież jej piłkarze aż cztery raz potrafili znaleźć się za plecami wysoko ustawionej defensywy gospodarzy. Fakt, że żadnej z tych sytuacji nie wykorzystali, Tottenham zawdzięcza tyleż błyskawicznym wyjściom Llorisa (raz, jak wiadomo, spóźnił się z interwencją: na trzy minuty przed końcem, przy stanie 5:0, przewrócił szarżującego rywala i wyleciał z czerwoną kartką), a także fenomenalnej interwencji Francuza po jednym ze strzałów, co swoim fatalnym celownikom. Podobne błędy w ustawieniu, podobne braki szybkościowe Kaboula i Vertonghena (Fazio będzie pauzował po czerwonej kartce z meczu z MC), w Premier League obnażane są z całą bezwzględnością.
Oto dlaczego Mauricio Pochettino nie śmiał się w czwartkowy wieczór i oto dlaczego nie przeczytacie tu – fascynującej skądinąd – historii magicznej sztuczki zwanej rabona. O Eriku Lameli myślę z uznaniem nie dlatego, że potrafi strzelać takie gole. W sobotę, w trakcie meczu z MC, to po jego stracie Aguero strzelił pierwszą bramkę, to po jego interwencji we własnym polu karnym Frank Lampard wymusił karnego. Zmieniony wówczas po godzinie, miał wszelkie powody, żeby przystępować do spotkania z Asterasem z nadwątloną wiarą we własne umiejętności. Trzeba mieć wiele wewnętrznej siły, żeby zdecydować się na coś takiego: wyobraźcie sobie zresztą, że Lamela (mając piłkę podaną jak na tacy, dużo miejsca, teoretycznie proste uderzenie prawą nogą) pudłuje…
Wydaje mi się, Michale, że przeceniasz tego gola (i jego znaczenie). Jedna bramka, zdobyta w meczu z kiepskim zespołem, ma zmienić zupełnie postrzeganie Lameli? Eeee.
Poza tym… Fenomenalna? Nagroda Puskasa? Dajmy spokój. Więcej w tym cyrku niż piłki. Harlem Globetrotters też tak robili :p Więcej w tym kuriozalności niż geniuszu.
Fala zachwytów? Eeeee, smutna rzeczywistość jest taka, że Totki i LE mało kogo obchodzą. Wydaje mi się, że bardzo tęsknisz za Bale’em i jego medialnością, hehe. Niestety, Lamela to nie Bale.
Racja – Lamela to nie Bale – ale wczorajszy gol i np: ten ze spotkania z Niemcami pokazują jak wielki potencjał w zakresie technicznym ma Argentyńczyk – co nie zmienia faktu, że do top4 nas nie wprowadzi i przy najbliżej okazji wytransferowałbym go za 25-30 mln euro gdzieś na południe Europy
dokładnie tak trzeba zrobić, trudno że będzie strata, a zarobione pieniądze kupić lepszego lamellę, sporo się ich pęta po różnych ligach, nie będzie z tym problemu…
Od pewnego czasu zwróciłam uwagę na tą drugoplanową postać i z ręką na sercu od początku wzbudził moją sympatię.Z początku myślałam, że Kane będzie takim asem w rękawie(czasem wejdzie i strzeli lub dobrze poda),jednakże po tym meczu wiąże z nim naprawdę duże nadzieje i wierzę,że stać go kiedyś na bycie pierwszoplanową postacią.Bardzo się cieszę z tych 3 bramek,aż miło się go oglądało.Co do Lameli to wierzę głęboko w to,że z meczu na mecz będzie się otwierał bardziej i ucichną zdania o najdroższym,być może nietrafionym transferze.Po meczu z City i Asterasem naprawdę jestem pod wrażeniem gry Tottenhamu.Mimo dużej przegranej na Etihad to byłam bardzo szczęśliwa patrząc na grę Tottenhamu.Nie wiem czemu,lecz mam dobre przeczucia.