„Gole są przeceniane”, powtarzali ci z nas, co to zanim wczorajszego wieczora mieli kawał dobrej zabawy, zdążyli mieć w ręku choć jeden z numerów „Blizzarda”. Mniejsza o bramki: najpiękniejsza w piłce nożnej jest walka, wysiłek, w poniedziałek spotęgowany jeszcze w falach ulewnego deszczu, ale polegający także na próbach znalezienia sposobu taktycznego przechytrzenia rywala. W przypadku meczu Arsenal-Liverpool wypada przecież przyznać, że obie drużyny znajdowały takie sposoby i że w związku z tym wynik bezbramkowy wydaje się nieprawodopodobieństwem. Gdyby nie dwaj bramkarze, zwłaszcza Petr Cech i jego interwencje po strzałach Benteke i Coutinho w pierwszej połowie… John Terry, który mówił, że jego dawny kolega zdobędzie dla Arsenalu dodatkowe dziesięć-piętnaście punktów w sezonie, już w trzeciej kolejce może odfajkować pierwsze dwa. Chociaż bo ja wiem: może raczej należałoby mówić o rehabilitacji za wpadkę podczas inauguracyjnego meczu z West Hamem…
Forma bramkarza to jeden powód do zadowolenia Arsene’a Wengera, drugi: fakt, że nieobecność pary stoperów Koscielny-Mertesacker nie zakończyła się katastrofą (na środku obrony zagrali Gabriel z Chambersem, Anglik jednak wypadł fatalnie, nie potrafiąc upilnować Coutinho i Benteke, źle się ustawiając przy pułapkach ofsajdowych i mając podstawowe problemy z wyprowadzaniem piłki), trzeci – wyraźnie lepsza gra po przerwie. Powód do narzekania? Niesłusznie nieuznany gol Ramseya. Ale przecież w przypadku Arsenalu nad tym emocjonującym i z pewnością nieprzynoszącym wstydu remisem unosi się coś jeszcze; coś, co podczas oglądania w Sky Sports poprzedzającego sam mecz Monday Night Football, wydawało mi się zawstydzającą niemal oczywistością.
Mówiąc o najlepszych latach Arsenalu Wengera Jamier Caragher, Gary Neville i Thierry Henry zwracali uwagę, że drużyna ta grała niegdyś szybko i bezpośrednio, przenosząc się pod bramkę rywala przy pomocy trzech-czterech podań. Że w środku pola występowali bezwzględni niszczyciele, tacy jak Emanuel Petit czy zwłaszcza Patrick Vieira. Że wśród Kanonierów nie brakowało wielkich osobowości, prawdziwych liderów, zdolnych do wzięcia odpowiedzialności i potrząśnięcia resztą ekipy, gdy coś zaczyna iść nie tak. Co się z tym wszystkim stało? Henry postawił hipotezę, rozwiniętą później przez Neville’a, że Wenger zmienił filozofię, gdy zaczął pracować z Fabregasem – że w pewnym momencie postanowił zbudować zespół wokół młodego Katalończyka. Co okazało się błędem nie tylko dlatego, że Fabregas wkrótce wrócił do Barcelony – przy wszystkich jego talentach do rozgrywania piłki wymaga on przecież asekuracji ze strony kolegów (patrz pod Matić, a czasem także Ramires, towarzyszący mu w Chelsea). „To albo arogancja, albo naiwność” – grzmiał Neville na temat miękkiego podbrzusza Arsenalu, osłabiając siłę oskarżenia wyznaniem, że jeśli nie macierzystemu Manchesterowi United, życzyłby wygrania ligi właśnie Kanonierom.
Owszem, Francis Coquelin i tym razem dwoił się i troił (pięć wślizgów, sześć przechwytów, dwa bloki defensywnego pomocnika), ale na dłuższą metę widać, że on sam jeden nie wystarczy. Tej drużynie potrzebna jest trwała równowaga, której nie zapewnią ani fenomenalnie utalentowani, ale zbyt rzadko wracający do strefy obronnej gracze typu Sancheza czy Ozila, ani Cazorla, któremu również zdarzało się wczoraj podawać pod nogi rywali, ani nadmiernie ofensywnie ustawieni boczni obrońcy (w sam raz, żeby Benteke miał gdzie zbiegać…). „Więcej walczaków w środku pola, więcej walczaków w środku pola” – powtarzamy od lat jak mantrę, zwodzeni pojedynczymi meczami, jak ten styczniowy z Manchesterem City, podczas których wydaje się, że Wenger wreszcie załapał.
Ale Wenger nie załapuje. Na jego Arsenal patrzy się z radością i zachwytem, pomieszanymi wszakże z frustracją, że oto za chwilę, po stracie piłki, za plecami tych wyrafinowanych konstruktorów ziać będą będą ogromne dziury. To trochę tak, jakby Gaudi wznosił swoje szalone budowle bez fundamentów.
Mecz świetny. Akurat to spotkanie nie wydaje mi się to najlepszym pretekstem do kolejnego przywalenia Wengerowi. Wiem, wiem, narzekanie na pracę arbitra jest passe, ale gdyby sędzia uznał gola Ramseya albo/i podyktował karnego za ewidentny faul Lucasa na Giroudzie dziś pisano by o odrodzeniu i taktycznym geniuszu Francuza… 🙂
Tak tak a gdyby Chelsea miała uznaną bramkę w meczu z City i po łokciu na Coscie byłoby czerwo to byśmy pisali, że Mou wykonał swój plan ponownie 🙂 Gdybać tak można beż końca
Wiem, dlatego narzekania na arbitra nie lubię. Chodzi mi o to, że biorąc pod uwagę potknięcia arbitra Arsenal przegrał dość pechowo i generalnie do zwycięstwa zabrakło niewiele. Wypadnięcie obu podstawowych stoperów chyba w każdym zespole PL wprowadziłoby w grę obronną sporo chaosu. Wenger ma swoje grzeszki, to oczywiste, ale akurat po tym meczu nie stawiałbym tezy o tym, że „nie załapuje”. Kilka tygodni temu pokonał wreszcie Mou, ale jak rozumiem autorowi nie pasowało to do tezy…
Michał po prostu kilka miesięcy temu obraził się na Wengera, czego dał wyraz w pamiętnym tekście o zmianach w północnym Londynie. Tekście, który należy dziś ocenić – FA Cup, Tarcza z jednej strony, bylejakość ekipy Pocchettino z drugiej – jako dość kuriozalny.
No nic, sezon jest długi, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Pochettino do Wengera to nie ma załapania ale druga sprawa, ze skład Tott to jakaś farsa a ławka w ostatnim meczu to niezła beka już zupełnie
Pierwsza połowa też była świetna? Oglądając ją sądziłem, że omyłkowo trafiłem retransmisję meczu Górnik-Zagłębie albo to już boxing day… To była jeden wielki chaos, prezenty z jednej i drugiej strony, nie rozumiem co w tym świetnego… No chyba że chodzi o typowe meczowe emocje fana którejś z drużyn to bez wątpienia zgoda. Po tym meczu co do jednego się zgodzę – Mertesacker i Kościelny to świetni obrońcy, Gabriel z Chambersem to był jakiś żart – coś na poziomie Cahila bez Terrego w Chelsea. Generalnie to chyba w obu wspomnianych ekipach mamy aktualnie podobną skalę problemów. Co do twierdzenia Nevillea czy odwieczne ustawienie Arsenalu w środku pola bez podwieszonego DM to naiwność czy arogancja Wengera to zgadzam się z Henrym-on wierzy w takie ustawienie i ono faktycznie czasem się sprawdza. A czy nie mają szans na mistrzostwo w takim ustawieniu to zobaczymy, sezon jest długi.
No cóż, chyba nie jestem piłkarskim, zapatrzonym w taktyczne niuanse hipsterem. Masa sytuacji podbramkowych, zawrotne tempo, strzały, parady, kontrowersje = świetny mecz. Sorry 😉
Również nie jestem fanem wysublimowanych taktycznych smaczków, piłkarskich szachów, zaś od hipsterstwa dzielą mnie lata świetlne, ale dla mnie była to dużymi fragmentami, zwłaszcza w pierwszej połowie, kopanina bez ładu i składu, emocjonująca, nie przeczę, ale kopanina. Jak zwykle pięknie się różnimy 🙂
Też się z tym zgodzę, wczorajsze zawrotne tempo w pierwszej połowie wynikało bardziej z ilości błędów, prostej wymiany ciosów bez ładu i składu niżeli z jakichkolwiek założeń taktycznych czy umiejętności gry piłką. Zwykła kopanina w wykonaniu bardzo drogich piłkarzy. Fajnie to wygląda, ale nie ma co się zachwycać, bo na dzisiejszą chwilę był to lekki grajdołek, który przy spotkaniu ze skutecznym i dobrze zdyscyplinowanym kontynentalnym przeciwnikiem mógł się źle skończyć dla jednej i drugiej druzyny. Ale tu nawet nie chodzi o poziom europejski, tylko o to, że spotkały się ze sobą dwa zespoły, które aktualnie nie zadziwiają swoją grą i tyle. Nie będę nic mówił o Arsenalu, zaś drużyna z Anfield zagroziła w pierwszej połowie Kanionierom, ale komu tak naprawdę zagroziła, jakiej obronie i jak grającej druzynie w pierwszej połowie? Jak też Liverpool zagrał w drugiej? Przepraszam, ale powstrzymam się też z pochwałami i ogólnymi zachwytami nad grą Benteke. Nie do końca je podzielam, jak i radości z wywiezienia punktu z Emirates z takim Arsenalem.
No ale nie trzeba byc piłkarskim hipsterem by stwierdzić, ze to była klasyczna ligowa angielska kopanka. Pozbawiona taktyki i oparta na bieganinie z przerażającą ilością błędów w obronie, z których wynikała ta masa sytuacji bramkowych. Pózniej przychodza euro puchary i dupa panie dupa
dokładnie, a gdyby w pierwszej połowie piłka spadła odrobinę niżej niż na poprzeczce, a Benteke wykorzystałby tę patelnię to pewnie teraz rozmawialibyśmy o klęsce Wengera i o tym, że autor bloga trafnie ją przewidział 🙂 Coś chyba drgnęło in plus w tym Liverpoolu, wcale się nie zdziwię jeśli w tym roku zakończą sezon przed Arsenalem.
prezenty często są wynikiem presingu przeciwnika, ale zgodzę się, że czasem są irytujące
Królu, co drgneło w Liverpoolu, jak tam jeden kreatywny piłkarz to Coutinho? Reszta to zawodnicy do typowo angielskiej walki, Benteke w to sie swietnie wpisuje. Oni owszem napsują krwi Arsenalowi , ale potem meczarnie ze Stoke i Bournemouth, które przeciwstawiaja im te same atuty.
Jak mieli sily biegac w pierwszej połowie to sklecona z tego co było obrona Arsenalu gubiła sie w wyprowadzeniu piłki, jak sil zabrakło i sie cofneli to pomoc kanonierska pokazała im miejsce w szeregu.
Ten mecz ustawiły kontuzje i nie jest miarodajny dla obu zespołów , choc dziura w obronie AFC ( Chambers) bardziej straszyła niz osłabienie pomocy LFC ( brak Hendersona).
To starszne ale w całej tej „najlepszej” lidze tylko City gra atakim pozycyjnym. Reszta tylko defensywa i laga do napastników grajacych bardzo fizycznie. Ale to chyba nic dziwnego, bo tam najczesciaj taki mistrz był. Jak Wenger chce grac podaniami i technicznie to mu Henry przypomina , ze The Invincibles grali szybko i na kilka podań z betonowym srodkiem pomocy 😛
I tu bingo strzał w 10kę, bo właśnie Coutinho miałem na myśli 🙂 Kiedyś ktoś tu napisał, że on jest dużo lepszy od Oscara i wtedy ogarnął mnie pusty śmiech, ale na dzień dzisiejszy muszę przyznać, że gość jest faktycznie lepszy – bardziej kreatywny, waleczny, więcej biega i jest mniej podatny na kontuzje. Co więcej – widać, że się rozwija, a nie „zwija”… Poza tym Benteke to jednak nie jest tak nieociosany wysoki i silny napastnik jak te ich dotychczasowe zakupy. Jasne że z tymi środkowymi obrońcami Arsenalu to w zasadzie było nieporównywalnie łatwiej Liverpoolowi niż z parą Kościelny/Mertesacker, więc od jakiegoś huraoptymizmu jestem daleki, ale światełko w tunelu widzę, pod warunkiem, że Rodgers będzie te punkty ciułał i nie zagotuje się w pewnym momencie jak to ma w zwyczaju. Henry ma całkowitą rację – wtedy obrona Arsenalu to była klasa światowa i rzeczywiście mając ich za plecami można było sobie piłę klepać ile wlezie na metrze, a do tego Vieira w środku też swoje robił. Do tego z przodu moc była też nieporównywalna do aktualnej. Ljungberg, Pires, młody jeszcze wtedy Reyes też robili tyle wiatru, że hej, o Bergkampie nie wspominając. Generalnie nawet ławka była z kosmosu. Niestety ciężko coś takiego powtórzyć.
A co do City to pełna zgoda, mają kim grać ten pozycyjny atak i w dodatku wychodzi im to w tym roku idealnie. Jeśli chodzi o faworytów to wyglądają najlepiej. Cóż, może przyjdą jakieś kontuzje, dojdzie przecież LM, puchary krajowe, no gdzieś ta noga musi im się powinąć, trzeba mieć nadzieję 🙂
A jeszcze dwie kolejki i czekają nas derby na SB, bardzo jestem ciekaw tego meczu, bo w to, że porażką w meczu o TD Mou się zupełnie nie przejął to chyba nikt nie wierzy, poza tym teraz już nikt bajeczek o quazisparingu nie kupi 🙂
Oscarem to się chyba wszyscy zachłysnęli po meczu z Juventusem i od tamtej pory oczekują zawodnika na miarę Kaki z najlepszych czasów a okazuję się, że jest zwykłym wyrobnikiem w środku pola.
fakt, jego brama w meczu z Juve to anioły klękajcie, ale później było już tylko gorzej… Momentami miewa jeszcze pewne przebłyski, ale zazwyczaj to gra straszną kakę, niestety pisaną przez małe „k”… 🙁
A teraz typy na weekend:
Sroki -Arsenal 2 pewniak
AV-Sunderland x niby Villa powinna wygrać, ale pachnie mi remisem
B’mouth – Lisy X trudna sprawa, każdy wynik możliwy, a za remis najwięcej płacą, poza tym gospodarze jeszcze nie zremisowali w tych rozgrywkach
Chelsea CP 1 ale lepiej tego nie grać, kurs marny, ryzyko duże
Liverpool WHU 1 pewniak
MC Watford 1 nie gram tego, ale ciężko stawiać coś innego niż 1…
Stoke WBA x ale każdy wynik możliwy
Tott – Everton postawię 2 choć najbardziej prawdopodobny jest tu chyba remis…
Święci – Norwich 1 coś ci Święci zawodzą ostatnio, dobra okazja do przełamania się
Swansea MU tu też niezła zagadka, 1ka mnie nie zdziwi, ale przekornie postawię 2
Irytują mnie ostatnie klęski w typach.
Do tego stopnia, że czasami mam ochotę zagrać dokładnie na odwrót niż ta pierwsza myśl (ponoć, o ironio najlepsza). Ale dość z mazgajeniem i do rzeczy:
Sroki-Gunners, Armatki chyba nie tak sobie wyobrażały początek sezonu, teoretycznie nadal są faworytem, co najlepiej obrazuje kurs – 2 kurs 1.65. Jednak dla mnie ten kurs jest stanowczo za niski (oczekiwałem 1.8-1.9). Rozważam dwie opcje: albo Ars „zaskoczy” i wygra wysoko, albo tkwimy w miejscu i remis. Zaryzykuję 2 + HC 1:0 kurs 2.7;
B’mouth-Lisy dla mnie kompletna niewiadoma X i 2 tak samo płatne 3.5, dobra niech będzie X, jak to mówi klasyk remis nikogo nie krzywdzi a skraca dystans…
AV-Koty końcówka poprzedniego sezonu to heroiczna walka obu drużyn o pozostanie, w obecnym sezonie więcej spodziewałem się po Kotach (może dlatego, że jakoś nie mam zaufania do Tima Sherwooda). W ramach zrywania z dotychczasowym myśleniem postawię więc 1, kurs co prawda marny „tylko” 1.9
Blues-Orły, w zasadzie można powtórzyć, to co pisałem poprzednio (jak się okazało słusznie), że CFC nie może pozwolić sobie na straty punktowe w takich meczach. Trafnie udało mi się też przewidzieć, że Łabądki są w stanie nie polec na SB. Orły też nie należą do ekip, które mogą coś ugrać na SB. Ja jednak mam wątpliwości ze względu na aktualną formę mistrzów, a jak jeszcze zestawię to z kursem 1.4, to mi się odechciewa grać ten mecz. Rozwiązaniem pozostaje zagrać na wygraną CFC jedną bramką (X przy HC 0:1 – kurs 4.0) i to wydaje mi się jest najlepsza relacja zysk/ryzyko.
Reds-Młoty, L’pool zaskoczył mnie in plus, w zeszłym sezonie widziałem ich w Top4 jednak wyszło inaczej; wygląda, że utrzymają dobrą dyspozycję, tym bardziej, że gra Młotów, mimo inauguracyjnego sensacyjnego derbowego zwycięstwa z Armatkami (a w zasadzie niezwykłej uprzejmości ze strony Arsenalu) nie powala. Kurs na 1 1.4 wskazywałby, żeby grać ten mecz tylko jako bank. Ja jednak mam już bardzo dużo złych doświadczeń związanych z grą „na bank”.
MC-Watford, trudno wymyślić coś innego niż 1 (kurs 1.2), wprawdzie Watford na razie tylko remisuje (ileż można?), ale gra atakiem pozycyjnym dla MC to nie nowina, więc jedynym pytaniem pozostaje tylko kiedy rozwiąże się worek z bramkami, ale czy woogle warto grać ten mecz?
Stoke-WBA wydaje się, że twierdza Britannia została trochę naruszona i wydaje mi się, że WBA jest w stanie osiągnąć remis, kurs 3.5 tylko pomaga mi podjąć taką decyzję, żeby tak zagrać.
Zawsze gdy przychodzi mi obstawiać mecze Spurs mam rozdwojenie jaźni. Nie mogę po prostu patrzeć jak przegrywają … Toffiki ostatnio zagrały dla mnie (przełamanie wyjazdowe) może potwierdzą, że nie był przypadek, a Tott się do tego niestety nadaje :(. 2 – kurs 4.2
Święci-Kanarki, Święci też zaskakują mnie in minus, Europę mają już z głowy, może dla nich lepiej, ale fakt, że grali w czwartek nie pomoże im w zdobyciu kompletu punktów. postawię X kurs 3.6, 2 kurs 4.1 też nieźle wygląda.
Łabądki-Diabły, Diabły podejrzewam, że na razie są w euforii, że druga krowa dorodna tłusta jak na razie nie dała się zeżreć krowie chudej i zabiedzonej, natomiast do solidności Swansea chyba już wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić. 1 kurs 3.5 dodatkowo zachęca, żeby tak właśnie zagrać.
O!
Zacząłem pisać swoje typy zanim przeczytałem Twoje i są w wielu punktach bardzo zgodne, czyżby to miało to coś zwiastować???
właśnie przeczytałem, faktycznie zgodne, oby był to dobry znak 🙂 zreflektowałem się i chyba zgodnie z Twoją radą postawię wyślę jednak jeden kupon ze zwycięstwami Łabędzi i X2 w meczu Świętych z Kanarkami, ci Święci to zaczynają mi przypominać Everton z zeszłego sezonu – niby niezła paczka, a jakoś poniżej oczekiwań, uparcie liczyłem na przełamanie ich wyjazdowej nie mocy, a ci nic tylko wtopa za wtopą… Ja rozbiję kolejkę na kilka zakładów po 3-5 meczów ze zwrotem ale konkretniej, bez żadnego podrasowywania kursu Barca, Realem, itd., bo nigdy nic dobrego z tego nie wychodzi…
tott – tofiki to pewne 2 hehehe paczecino przechodzi juz sam siebie z tym składem dier, mason i bentaleb w podstawie
Tu nie chodzi o porażkę, tych widziałem już spokojnie z ponad setkę w wykonaniu piłkarzy z Anfield. Nie mam też nic do wielu piłkarzy, nie takich cudaków oglądałem biegających po angielskich boiskach w czerwonej koszulce. Jednak tak fatalnej gry, zerowego pomysłu na nią, to jeszcze nie uświadczyłem, nie przypominam sobie, aby Liverpool kopał piłkę, tak bezproduktywnie, tak nieciekawie. Za dużo na raz się uzbierało, za wszystko ponosi winę Rodgers i czas, żeby odszedł.
A przecież nie należę do ludzi, którzy postulują o zwolnienie managerów szybko, raczej daję jeszcze jedną szansę, do takiego zniechęcenia nie doprowadził mnie ani Evans, ani Houllier, blisko był Roy, ale on nawet nie zdążył usiąść, a już musiał wstawać, Benitez zaś swoimi upartymi zachowaniami bardziej śmieszył. Piłkarzom również daję rok czy dwa, chociaż wielu z nich od samego początku uważam za słabych, z ostatnich przykładów np. Lallana (jak słyszę o świetnie wyszkolonym technicznie brytyjskim piłkarzu, odbezpieczam rewolwer) czy Benteke, żaden z nich nie ma umiejętności potrzebnych do danej gry, żaden z nich też nie nadaje się na dany poziom, ale maja moje wsparcie do pewnego czasu.
Na grę w środku pola narzekam od dłuższego czasu, na obronę nie pomstuję, ponieważ defensywa, w której filarem jest Skrtel, to żadna obrona, nie ma co przecież ciskać gromy na Lovrena, który po prostu jest za słaby, tak już musi być, atak zaś przez długi czas był opierany na piłkarzach ekscentrycznych i wyjątkowych, co dawało dobre skutki, ale coś pękło, coś się skończyło, Rodgers się pogubił, piłkarze samotnie potrafiący wygrać mecze odeszli. Okazuje się, że reszta zaś nie potrafi tworzyć drużyny, nie potrafi konstruować akcji, winę za to ponosi jedna osoba i czas z tym skończyć. Nie może być, że zespół nie potrafi skonstruować żadnej akcji przez kilka meczów, że nie stanowi zagrożenia ze stałych fragmentów gry, że koniec końców nie potrafi niczym zaskoczyć przeciwnika choćby walecznością. Styl gry jest więcej niż fatalny i to nie od początku tego sezonu, ale już o wiele dłużej. Czym innym jest grać w piłkę i przegrywać, a czym innym jest po prostu operować piłką bez ładu i składu, wygrywając mecze dzięki pojedynczym przebłyskom piłkarzy albo przegrywając bez żadnej walki.
Po raz pierwszy od kilku lat z własnej woli przestałem oglądać mecz w połowie.
Ech też miałem ochotę wyłączyć, ale niestety tego nie zrobiłem, oglądałem akurat inny mecz, ale wiele problemów ma uniwersalny charakter… Trzeba mieć nadzieję, że w tych 2 tygodniach przerwy od piłki klubowej coś się zmieni na lepsze. W tym sezonie wyniki zaskakują bardziej niż zwykle, więc całkiem możliwe, że w kolejnym meczu zgarną 3 punkty na OT, w sumie czemu by nie?
Może u Żoze, który wszyscy wiemy, jaki jest i jakie negatywne cechy posiada, ale potrafi odmieniać sytuację podczas meczów czy całego sezonu albo zmusić piłkarzy do walki ponad ich siły różnymi sztuczkami słowno-mentalnymi. Rodgers, co już wiemy, tych cech nie posiada; u Żoze wystarczy grymas, Brendan dużo gada ale nic z tego nie wychodzi. Nie mówiąc o różnicach w umiejętnościach taktycznych.
Mnie dziś Rodgers doprowadził do stanu, że się zastanawiam nad odwykiem od piłki…
Mnie się wydawało, że jednak zaczęli jakby rozważniej grać i teraz będą ciułać te punkty, a tu lipa. Nigdy do wielkich fanów wynalazków w stylu Martineza, Rodgersa, itd. nie należałem, Rodgers swoją szansę dostał, ale widać że pewnego progu nie przeskoczy… Poza tym w Liverpool, trenerami byli Shankly, Paisley, Fagan, Dalglish, Benitez, może warto wrócić do tej koncepcji-przecież trener to podstawa. Niestety teraz jest moda na relatywnie młodych gniewnych, wychodzi to jednak w większości przypadków słabo, młody czemu nie, ale poziom minimum Klopp.
No ja to już pisaem przy wynalazku typu Boas , który jest zwykłym przebierańcem nie trenerem. Niestety aktualnie w Tott znowu jest tego typu koleś czyli zakochany w sobie bufon, który uwierzył, ze jest wybitnym menago.
A wczoraj mnie everton zaskoczył , bo spodziewałem sie, że warkną i spokojnie pogonia Tott ale z drugiej strony jesli masz środek pola , który przegrywa z tercetem egzotycznym Mason, Bentaleb, Dier to rzeczywiscie nie ma o czym marzyć. To jest własnie to, ze te wszystkie Lallany, Barkleye i inne takie jada na patencie, ze ta liga taka trudna dla kolesi spoza wysp a wychodzi na to, ze najtrudniejsza jest właśnie dla nich. Jakby teraz ktoś chciał takiego Barkleya to by mu z 30 bań krzyknęlii a on jest wart może z 5 no ale skoro taki nachorny porównuje go do Gazzy to o czym tu gadać ? Z tego Delle Ali ludzie mogą być ale widać, że to innego typu kopacz i piłka mu w grze nie przeszkadza.
To pewnie chodzi o jakiś nieznany nam epizod z życia Barkleya, może potrafi też na dachu trybun tak doskonale udawać gołębia jak Gazza 🙂 Barkley nowy Gazza a Stones nowy Terry/Ferdinand/Maldini w jednym, wart 40 bań, regularnie zbiera 5ki, problem w tym, że w skali 10cio punktowej… generalnie każdy Angol, który potrafi w miarę szybko biegać i zna ze 3 zwody powinien kosztować minimum 30 bań 🙂
Nie nie Gazza był 1 w swoim rodzaju i zarówno jako gołąb jak i piłkarz zjada Barkleya na śniadanie hehe