To będzie wpis kompletnie zwariowany, ale do czego w końcu służy blog, jeśli nie do zamieszczania wpisów kompletnie zwariowanych (żeby nie szukać daleko, weźmy przykład wczorajszy…). Tym razem zwariowanie polegać będzie na postawieniu tezy, że Tottenham zakończy sezon w pierwszej czwórce. Nie można przecież pisać takich rzeczy odpowiedzialnie, zwłaszcza w przeddzień meczu rozgrywanego u siebie z ostatnią drużyną w tabeli: wieloletnie doświadczenie uczy, że właśnie takie mecze Tottenham przegrywa w pierwszej kolejności.
Zobaczmy jednak tak zwane otoczenie. Manchester City, który długo wydawał się poza zasięgiem kogokolwiek w tej lidze? Został na White Hart Lane odprawiony z wynikiem 4:1. Manchester United, który z Tottenhamem wygrał dość szczęśliwie w pierwszej kolejce, co wciąż pozostaje jedyną ligową porażką piłkarzy Mauricio Pochettino? Mimo gigantycznych inwestycji gra wciąż arcynudno (gdzieś przeczytałem, że tylko piłkarze Sunderlandu mieli w tym roku mniej podań kluczowych…), z zagubionym Rooneym i Depayem, w którym można już powoli widzieć „syndrom di Marii”, przepłaconego i oddanego po roku z poczuciem niewykorzystania wielkiego talentu. Arsenal, o którym wszyscy dookoła piszą, że jest w tym sezonie kandydatem do mistrzostwa kraju? Po pierwsze, w zeszłym sezonie też tak pisali i kibice Kanonierów musieli obejść się smakiem. Po drugie, wciąż za dużo tych kontuzji. Po trzecie, prowadzi go wciąż ten sam trener, z tymi samymi ograniczeniami albo raczej z tymi samymi pryncypiami: nawet jeśli pojedyncze mecze w Europie (Bayern ostatnio, kiedyś Borussia) i w Premier League (Manchester City przed rokiem) wskazują, że potrafi oddać inicjatywę i ukąsić rywala z kontry, nie zrezygnuje przecież z ulubionego stylu gry na stałe, co wiązać się będzie z wpadkami podczas konfrontacji ze słabszym rywalem. Chelsea? Choćby ze względu na wysokość odprawy, przysługującej Jose Mourinho na podstawie przedłużonego dopiero co kontraktu, Roman Abramowicz będzie się nadal zastanawiał nad decyzją o zwolnieniu Portugalczyka – co oznacza, że agonia tej drużyny chwilę jeszcze potrwa. Widać po ostatnich decyzjach Mourinho: odsuwaniu od składu czy na ławkę Oscara, Maticia i Fabregasa, ściąganiu z boiska Hazarda i wpuszczaniu młodego Kennedy’ego, powrocie do łask Mikela itd, że Wyjątkowy nie ma jednej przekonującej wizji wyjścia z kryzysu, tylko próbuje chwytać się brzytwy, a piłkarze przestali działać jak drużyna, tylko w obliczu zagrożenia próbują radzić sobie każdy indywidualnie. Liverpool, który wygrał właśnie z Chelsea, co w obecnym stanie mistrza Anglii nie jest jednak aż tak wielkim osiągnięciem? Długo jeszcze nie będzie grał tak, jak życzyłby sobie Jurgen Klopp.
No dobra, każda z tych drużyn ma teoretycznie dużo lepszy skład i dużo lepszego (a z pewnością dużo bardziej utytułowanego) trenera, każda też może się jeszcze znacząco wzmocnić podczas styczniowego okienka transferowego. Miejsca w pierwszej czwórce Manchester City i Arsenal z pewnością nie oddadzą, z nieco większym wahaniem skłonny jestem napisać to samo o Manchesterze United. Chelsea może jeszcze odrobić straty, a Liverpool – potężnie się rozpędzić. Z Tottenhamem tymczasem jest tak (zawsze tak było…) jak ze słownikowymi definicjami przymiotników lackadaisical i dodgy, gdzie za przykłady kogoś kompletnie pozbawionego entuzjazmu i determinacji, beznadziejnie rozlazłego albo czegoś skrajnie niegodnego zaufania, potencjalnie niebezpiecznego i wyjątkowo niskiej jakości, daje się właśnie drużynę z północnego Londynu. „A lackadaisical defence left Spurs adrift in the second half”, „Spurs’ dodgy defence has thrown away a 2-0 lead” – czytaliśmy zawsze w sprawozdaniach meczowych, aż w końcu frazy te jako przykłady trafiły do słowników…
No właśnie: czytaliśmy. Fakty są bowiem takie, że w tym roku obrona Tottenhamu nie jest ani „dodgy”, ani „lackadaisical”: w dziesięciu meczach straciła tylko osiem bramek, co jest najlepszym wynikiem w Premier League (tylko MU i Arsenal mają podobny wynik) i co w efekcie daje Kogutom trzecią w lidze różnicę bramek. Organizacja gry, zarówno w obronie, jak w konstruowaniu akcji ofensywnych, jest imponująca, podobnie jak statystyki przebiegniętych w trakcie meczów kilometrów i średnia wieku pierwszej jedenastki. Mauricio Pochettino pozbył się przepłaconych gwiazd i gwiazdek, a pozostałych przekonał, że warto ciężko pracować. Najlepszym przykładem tej zmiany może być Erik Lamela, mający w tym sezonie już cztery gole, dwie asysty i średnią podań kluczowych 2,2, ale równie ciężko jak w ofensywie pracujący w obronie – średnia wślizgów to w jego przypadku 2,4. I on, i Christian Eriksen po drugiej stronie boiska, i Harry Kane z przodu biegają naprawdę do utraty tchu, rozumiejąc się w zasadzie bez słów – podobnie jak belgijska para stoperów Alderweireld-Vertonghen, ochraniająca jednego z najlepszych bramkarzy świata, Hugo Llorisa. Drużyna zdobywa gole zarówno po szybkich atakach, jak cierpliwie rozgrywając piłkę, po odbiorze na połowie rywala i po – najchętniej widzianych przez będącego wszak uczniem Marcelo Bielsy Mauricio Pochettino – zagraniach wertykalnych; po strzałach z dystansu (Dier z MC!), ale też po stałych fragmentach gry (najlepszy w lidze wykonawca rzutów wolnych Eriksen ze Swansea!). Jeśli dodać jeszcze, że przed tygodniem w Bournemouth ubiegłoroczną formę strzelecką odzyskał Harry Kane, i tak świetnie sobie radzący w roli jedynego napastnika, nękającego obrońców rywali, dobrze utrzymującego się przy piłce i rozprowadzającego podaniami kolegów, oraz że dobra passa trwa mimo nieobecności Heung-Min Sona, tak naprawdę największej nadziei Tottenhamu na ową wertykalność – powodów do optymizmu jest co niemiara.
Najważniejszy bierze się jednak z charakteru, jaki piłkarze Tottenhamu pokazują na boisku. Gdyby szukać jego symbolu, mogłoby nim być bezczelne zagranie Dele Alliego jeszcze podczas przedsezonowego sparingu w Audi Cup z Realem, kiedy wyjęty z trzeciej ligi młodziak założył siatkę samemu Modriciowi. Są młodzi, są głodni sukcesu, są ze sobą zżyci. Są w dużej mierze Anglikami albo zdążyli się zaadaptować do angielskiej ekstraklasy. Są częściej niż w innych klubach Premier League wychowankami (Mason, Kane, Townsend, Pritchard, Carroll, Onomah, Winks, w zasadzie także Bentaleb, który choć próbował swoich sił w Belgii i we Francji, dopiero w akademii Tottenhamu zdołał się przebić). Żaden nie wyrósł jeszcze ponad kolegów, jak kilka lat temu Gareth Bale; żadnego jeszcze wielkie zainteresowanie mediów i nowe kontrakty nie zdążyły zmanierować. Widzą, że dla trenera ważniejsza od nazwisk czy wysokości pensji jest harówka na treningach i w meczach. Wiedzą też, że Argentyńczyk już w Southamptonie potrafił zrobić ze swoich podopiecznych lepszych piłkarzy. Ciekawe, czy też czują, że to może być ich moment…
Owszem, stawiam tezę, że Tottenham może w tym sezonie skończyć w pierwszej czwórce. Wyśmiejcie mnie teraz – kiedy jutro przegrają z Aston Villą będzie mniej bolało.
Ten wpis to dla mnieduża dawka tlenu na nadchodzący tydzień 🙂
Daj Boze jako jeden z redaktorow spursmanii wiem ze kibicowanie spurs to zawsze czysciec moze wreszcie troche raju jakim jest liga mistrzow
jako kibic afc odniosę sie tylko do części odnośnie arsenalu
„Arsenal, o którym wszyscy dookoła piszą, że jest w tym sezonie kandydatem do mistrzostwa kraju? Po pierwsze, w zeszłym sezonie też tak pisali i kibice Kanonierów musieli obejść się smakiem. Po drugie, wciąż za dużo tych kontuzji. Po trzecie, prowadzi go wciąż ten sam trener, z tymi samymi ograniczeniami albo raczej z tymi samymi pryncypiami: nawet jeśli pojedyncze mecze w Europie (Bayern ostatnio, kiedyś Borussia) i w Premier League (Manchester City przed rokiem) wskazują, że potrafi oddać inicjatywę i ukąsić rywala z kontry, nie zrezygnuje przecież z ulubionego stylu gry na stałe, co wiązać się będzie z wpadkami podczas konfrontacji ze słabszym rywalem.”
ad. 1
w zeszłym sezonie arsenal granicę 25pkt przekroczył w 16 kolejce i zajmował wówczas 6 miejsce. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mówił wówczas o mistrzowskich aspiracjach kanonierów
ad. 2
do przerwy na reprezentacje został jeden mecz. po przerwie wracaja theo, ox, ramsey i prawd. arteta. Nie ma więc tragedii. Z resztą, pod tym względem na prawdę istotne jest uniknięcie kontuzji przez 5 graczy: alexis, ozil, coq, kosa, bellerin (!). Biorąc pod uwagę kalendarz jest wielce prawdopodobne, że do meczu z city na emirates (21 grudnia) arsenal będzie przystępował w roli lidera PL.
ad. 3
wenger jest jaki jest, sam po porażce z mu na emirates chciałem jego zwolnienia, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że drużyna bardzo się zmieniła. Pierwszy raz, od chyba dziesięciu sezonów, przy dwubramkowym prowadzeniu, nie czekam na to, aż wszystko runie, tylko spokojnie popijam piwko w fotelu. Co do słabych drużyn, od 2 lata w meczach z przysłowiowymi ogórkami arsenal zdobywa chyba najwięcej punktów w lidze. Problemem były mecze z drużynami z topu i o to bardziej bym się martwił.
Reasumując, Arsenal w tym sezonie jest jedyną drużyną, która może zagrozić city i nie widzę żadnych szans, żeby thfc ich przeskoczyło ;]
pozdrawiam
ad.1
100% racji, w poprzednim sezonie wszyscy obstawiali na Chelsea i MC, nikt przy zdrowych zmysłach nie przewidywał że Arsenal realnie włączy się do walki o tytuł.
ad.2
+ Giroud i Santi
ad.3
fakt że Arsenal w obecnym sezonie bierze udział w wyścigu o tytuł nie świadczy o sile kanonierów ale o słabości innych topowych drużyn PL. Za tydzień mecz z Totenhamem po nim będziemy mądrzejsi ale szczerze nie wydaje mi się żeby Arsenal był w stanie wytrzymać ten maraton, no chyba że w styczniu przyjdzie 2 klasowych grajków, wtedy szanse rosną.
Odnośnie samego artykułu to jednak za wcześnie na skreślanie Świętych i Młotów, obie drużyny już w tamtym sezonie pokazały że mogą namieszać a w tym tylko potwierdzają tą tezę (Leicester skreślam z tego wyścigu). Biorąc pod uwagę formę Chelsea i zmianę trenera w L’poolu, to walka o top4 w tym sezonie może okazać się dużo bardziej emocjonująca niż walka o tytuł
Nie mówię, że nie, wiele może się wydarzyć, nawet Arsenal może walczyć o mistrzostwo w tym roku, ale – tak między nami w tajemnicy – ile razy drużyna Wengera świetnie sobie radziła do zmierzchu zimy, a później nagminnie traciła punkty? Chyba tylko tyle samo razy, co wtedy, gdy musieli nagle na początku wiosny gonić top4:)
Niby tak, ale w czasie ilu z tych prób miała w składzie Cecha, Ozila (wreszcie w formie) i Sancheza? 😉
No właśnie też tak dziś mnie naszło, że grają i ciułają te punkty zupełnie jak nie oni… A daj im Boże zdrowie i niech zagrają w tej LM. Na fali tego optymizmu postawię jednak te kilka zł na 2 ze zwrotem w przypadku remisu – kurs 4,30, zazwyczaj jak się odpala karuzelę to źle się to kończy 🙂 Patrząc na terminarz to jest to ostatni z teoretycznie „łatwych” spotkań, jeśli takowe istnieją w tej lidze, później, poza pewnymi 3 punktami z Chelsea, rywale raczej trudniejsi…
Grają i ciułają ale niestety spuchną co jest często normą w tej bieganej lidze.
Ja mam dziwne przeczucie, że spokojnie Chelsea wróci do walki o pierwszą czwórkę szybciej niż nam się to wydaje, podobnie jak Młoty będą na szczycie też jeszcze jakiś czas. Dla mnie największą zagadką jest United, które chwaliłem tydzień temu, że złapali wiatr w żagle i zaczęli grać lepiej niż zwykle (a przecież jeszcze parę meczów temu grali nudno, schematycznie, bez kreatywności i polotu), zatem nawet lekka poprawa z takimi piłkarzami wystarcza, aby być na szczycie, ale na jak długo? Widać, że coś się tam dzieje, w porównaniu z tamtym sezonem to jest spory postęp, bo czasami biorą sprawy w swoje ręce, zamiast pozostawiać wszystko przypadkowi. Obawiam się zatem, że w top4 pozostaną.
Na razie Tottenham ma za sobą zbyt mało wymagających meczów, aby można było powiedzieć coś sensownego, a przy tym wymęczone zwycięstwa z Sunderlandem czy CP. Chyba ostatnie zwycięstwo z Bournemouth trochę przesłoniło nam ogólny widok. Strzelenie hattricka przeciwko fatalnie dysponowanemu przeciwnikowi jeszcze nie musi oznaczać powrotu Kane’a do formy z jakiej go znamy. Obrona sobie radzi, ale to kwestia kontuzji i formy Jana, z którą różnie bywa. Za dużo w tym wszystkim póki co optymizmu po ostatnich porażkach Chelsea i zwycięstwu z Wisienkami.
no właśnie, a do tego kołdrę, znaczy ławkę mają krótką…
Ale temat Tott w Top4 to nawet autor tak sobie tylko rzucił temat a przynajmniej ja to tak zrozumiałem. Dużo lepszy menago by tego nie ogarnął a co dopiero Poch
tak, rzucił tylko tak hasłowo, ale w sumie skoro idzie im nieźle to rzeczywiście powoli można głośno zacząć mówić że może tym razem się jednak uda. Oby, bo pewnie za jakiś czas ekipa z 4 placu w LM już sobie nie zagra…
A to ja tak tylko w kwestii technicznej:
Czy 4. miejsce w PL w tym sezonie będzie gwarantowało jeszcze start w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów? 🙂
Uff, mecz z Villans cięższy był niż się spodziewałem. Mason jeszcze cienki, Rose niepewny, Kane lepiej, Lamela za mało do niego grali, Eriksen, Alli, Dier, Lloris i pozostali obrońcy bardzo solidnie, Dembele wielki futbol. Cholernie duża ta nadzieja jest! Z Arsenalem biorę remis.
Lloris solidnie gdyby sie 2 razy na spacer nie wybrał.