Tak, wiem. Przeczytacie jutro, albo już przeczytaliście, teksty obwieszczające nadejście kryzysu w Tottenhamie – zmiażdżonym, ogranym, momentami ośmieszonym przez Borussię, a wcześniej przegrywającym z West Hamem i „tylko remisującym” z Arsenalem. Przeczytacie lub już przeczytaliście krytyki Mauricio Pochettino – za to, że w meczu z rywalem tej rangi wystawił praktycznie rezerwowy skład, przynajmniej, by tak rzec, od pasa w górę, bo do zestawienia defensywy zastrzeżeń mieć nie było można. Tom Carroll i Ryan Mason, z których żaden nie jest i nigdy nie był defensywnym pomocnikiem (Mason to „ósemka”, Carroll najlepiej czuje się jako „dziesiątka”) ustawieni naprzeciwko graczy tak ruchliwych, tak kreatywnych i tak się rozumiejących jak Reus czy Mchitarjan, to zapowiadało katastrofę. Tylko – i to jest jedno z dwóch najważniejszych na dziś pytań – czy gdyby to byli Dier, Dele Alli czy Dembele – mecz mógłby się zakończyć inaczej? Czy gdyby Pochettino nie „wywiesił białej flagi” (już natrafiłem na tę frazę, a przecież tylko pobieżnie rzucałem okiem na Twittera) samym wyborem składu, nieunikniona porażka nie okazałaby się boleśniejsza?
Tak, wiem. Jaraliśmy się wszyscy starciem dwóch najciekawszych może młodych trenerów kontynentu, jaraliśmy się starciem podobnych stylów gry, przyjemnie nam było słuchać wczorajszej wymiany komplementów między nimi (Tuchel mówił, że Tottenham gra „po niemiecku”, chwalił szybki odbiór piłki, zaangażowanie graczy ofensywnych w obronę i to, że rywalom nie zostawia się tu w zasadzie wolnej przestrzeni), ja jednak cały czas nie miałem złudzeń. W zasadzie od momentu losowania, gdy okazało się, że Tottenham wpada na Borussię na tak wczesnym etapie rozgrywek Ligi Europejskiej – a przy tym na tak newralgicznym etapie rozgrywek ligowych – twierdziłem, że jest to dwumecz do jak najszybszego przegrania, byle jak najmniejszym kosztem. W tym sensie decyzja o wyborze składu zasługiwałaby nawet na pochwałę – niech się młodziaki przecierają, niech się wykażą dublerzy, a my przy okazji spróbujemy zataić przed światem fakt, jakaż to różnica tak naprawdę dzieli drugi (chwilowo) zespół Premier League od drugiego (raczej permanentnie) zespołu Bundesligi. Zasługiwałaby, gdyby nie to drugie najważniejsze pytanie wieczoru: czy uczestnictwo w takim łomocie, świadomość, że odstawało się aż tak bardzo od przeciwnika, nie będzie miał destrukcyjnego wpływu na drużynę w drodze po to, w czym konieczność czwartkowych wypraw po Europie od jakiegoś czasu przeszkadzała: w drodze po awans do przyszłorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów? Czy w niedzielę na mecz z Aston Villą wyjdą niepewni siebie i zdołowani, czy przeciwnie: wkurzeni i z chęcią udowodnienia czegoś sobie i światu? Tak naprawdę wtedy (a w konsekwencji: po sezonie, patrząc na miejsce w tabeli) będziemy mogli powiedzieć sobie, czy warto było.
Dodajmy na marginesie: decyzja o takim a nie innym doborze kadry na ten mecz nie musiała być wcale demonstracją intencji; być może inaczej Mauricio Pochettino postąpić po prostu nie mógł, biorąc pod uwagę zdrowie piłkarzy i ryzyko, że nadmiernie obciążeni mogą po takim meczu wypaść z kontuzją na całą resztę sezonu. Bodaj po derbach z Arsenalem Argentyńczyk mówił, że w tej chwili największym wyzwaniem dla sztabu medyczno-szkoleniowego Tottenhamu jest takie ułożenie treningów, by każdy piłkarz miał je dostosowane do aktualnych możliwości – poziomu zmęczenia, ryzyka kontuzji itd. Jak to zrobić, by dwudziestu paru facetów trenowało razem, choć faktycznie każdy trenuje oddzielnie? Jak ułożyć kalendarz ich występów w jedenastu meczach, które trzeba rozegrać w ciągu trzydziestu kilku dni? Jeśli tylu z nich grało z Arsenalem, to wystawienie ich ponownie we czwartek, a potem znowu w niedzielę, oznaczałoby prostą drogę do ponownego stanięcia w szranki z Arsenalem – tym razem w rywalizacji na liczbę kontuzjowanych piłkarzy.
Tak, oczywiście. Najlepiej mi idzie racjonalizowanie porażek. Powiem więc i to: patrzyłem na ten mecz z przykrością, i niewielka pociecha, że w ciągu całego sezonu Tottenham nie przegrał dotąd więcej niż jednym golem ani razu, można więc od biedy uznać lanie w Dortmundzie za wypadek przy pracy (niewielka pociecha również, że tak trudnego rywala w tym sezonie drużyna Pochettino mieć już nie będzie). Patrzyłem z przykrością na bycie pokonywanym własną bronią: pierwszy gol był efektem pressingu; Tottenham nie był w stanie wyprowadzić piłki sprzed własnego pola karnego po rzucie rożnym. Gol drugi to świetnie rozegrany stały fragment (najwięcej goli drużyna z Londynu zdobywa właśnie dzięki stałym fragmentom i strzałom z dystansu). Trzeci, najpiękniejszy, to z kolei przykład gry wertykalnej: sygnał do przyspieszenia akcji (jak wyglądała – zobaczcie obrazek) dało prostopadłe podanie znakomitego Weigla, a ruch Reusa otworzył wolną przestrzeń dla Castro; owszem: Tottenham próbuje tak grać.
Wielokrotnie w ciągu tego sezonu odnosiłem wrażenie, że trenerzy rywali widzą słabe punkty systemu Pochettino. Borussia nie była przecież pierwsza, która próbowała grać długie piłki za plecy bocznych obrońców – nie dalej, jak osiem dni temu podobne rzeczy robił West Ham Slavena Bilicia. Borussia nie była też pierwsza, która próbowała przeszkodzić Tottenhamowi w rozegraniu akcji skrzydłami, przy użyciu bocznych obrońców. Żaden z rywali nie robił tego jednak tak skutecznie. Żaden nie dominował aż tak absolutnie. Faworyta Ligi Europejskiej właśnie poznaliśmy. Podczas dortmundzkiego koncertu.
Kiedy w 37. sekundzie Christian Eriksen zdołał się przedrzeć pod bramkę Weidenfellera i strzelić tuż zza pola karnego, miałem więc poczucie, że następna taka okazja nie przydarzy się prędko. I faktycznie: później okazje mieli wyłącznie gospodarze, a fakt, że wyszli na prowadzenie dopiero po pół godzinie gry, był efektem tyleż heroicznych interwencji defensywy Tottenhamu, co kiepskich celowników przedzierających się pod bramkę Llorisa piłkarzy z Dortmundu. Durm, Castro, Aubameyang, Mchitarjan, Reus – wszyscy oni mieli okazje lub stwarzali okazje, ale największe wrażenie (zgodnie z zapowiedziami Michała Zachodnego) robiło to, co za plecami ich wszystkich robił kontrolujący grę młody Julian Weigl. Że niby to Dele Alli jest najgorętszym młodym nazwiskiem w Europie? Doprawdy, trzeba być Anglikiem, żeby opowiadać takie dyrdymały.
Co do następnej okazji przedarcia się pod bramkę Weidenfellera: pomijając najbliższy czwartek, idzie przecież o to, by przydarzyła się znowu za rok. W Lidze Mistrzów.
Masz rację, racjonalizowanie porażek wychodzi Ci nieźle :). Bardziej bolesne jest jednak to, że racjonalizujesz także dość cyniczne decyzje szkoleniowca (mam wrażenie, że dawniej tego nie robiłeś). Cieszysz się po odpadnięciu z Pucharu Anglii… Szukasz usprawiedliwień dla „wywieszenia białej flagi” w Dortmundzie… (Swoją drogą, to chyba zbyt mocne określenie. Skład nie był przecież całkiem rezerwowy. Pytać warto natomiast o wybór meczu, w którym czołowi gracze ofensywy powinni odpocząć. Czy nie lepiej było to zrobić w meczu z beznadziejną Aston Villą?)
Mam jeszcze jedno pytanie. Skoro przy ocenie Van Gaala stosowałeś porównania z Moyesem (chodzi o dorobek punktowy), dlaczego nie chcesz zauważyć, że Pochettino zdobył w tym sezonie tyle samo punktów co w ostatnich sezonach Villas-Boas czy Sherwood? 🙂 Ta propaganda sukcesu, którego jeszcze nie było (!), jest zauważalna i drażniąca.
jaka propaganda?realna ocena możliwości Kogutów, jeśli ktoś wierzył że nagle polecą na 3 frontach jak najmocniejsi w Europie to jest głupcem. Jak można porównywać zdobycze punktowe z różnych sezonów?nie daje to żadnego obrazu rzeczywistości.
Uważam po prostu, że zdecydowanie za wcześnie na wyśpiewywanie peanów ku czci Pochettino. Dorobek punktowy to oczywiście nie wszystko, ale czy jest zupełnie bez znaczenia? Wzrost siły klubów PL, podnoszenie się poziomu? Taaa… Widać to w Europie… Widać też, porównując obecne Chelsea, City czy United z drużynami sprzed paru sezonów…
Rzecz jasna ewentualne mistrzostwo smakować będzie tak czy inaczej, ale nieuwzględnianie kryzysu czołowych klubów przy ocenie osiągnięć danego klubu/trenera jest dość naiwne.
Poza tym szlag mnie trafia, gdy widzę kunktatorskie, cyniczne zachowania Angoli w Lidze Europy czy Mistrzów. Żenada West Hamu, brak pokory Arsenalu w rozgrywkach grupowych, teraz Poch. Dlaczego Atletico, Borussia czy Sevilla potrafią walczyć w LE jak o życie, a angielskie zespoły nie?
Poza tym: ile może znaczyć kwalifikacja do LM, pokazał w tym sezonie United… Zresztą Totki parę sezonów temu grały w LM. Jak się skończyło? Młócką na Santiago Bernabeu. Czy klub od tego czasu, dzięki kwalifikacji do LM, uczynił znaczący postęp czy stoi w miejscu? LM to nie wszystko (jako fan Arsenalu coś o tym wiem ;)).
Czy dla kwalifikacji do LM warto olać Puchar Anglii i Ligę Europy?
Młócką to fakt ale dopiero w ćwierćfinale a z kim to odpadł np. w zeszłym sezonie Arsenal ? Nie bronie Pocha a raczej nawet częściej go krytykuje ale z kolei Wenger nie po to kupuje kolesi po 40 mln funciaków i płaci im krocie by zbierać od średniaków.
Ależ mnie nie chodzi o krytykę Totków. Właśnie m.in. z powodu regularnych wtop Kanonierów w 1/8 uważam, że awans do LM to nie wszystko. Liga Europy to według mnie powinien być naprawdę łakomy kąsek dla zespołów „na dorobku” – takich jak Tottenham… Możliwość mierzenia się z niezłymi zespołami, atrakcyjny bonus w postaci awansu do LM czy wreszcie prestiż (trofeum, gra w Superpucharze). Słowem: wszystko poza pieniędzmi 🙂
eee no Jaskier z tą młócką to chyba przesada, Real to nie moja bajka, tu musiałby się wypowiedzieć Przecinek, ale oni to grając siebie w LM nie wygrali może 5-6 razy, więc zmłócili w analogiczny sposób pół Europy 🙂 Również jestem zdania, że powinni skupić się na krajowych rozgrywkach i to już od dobrych kilku tygodni 🙂
@Julian
Niech będzie, że przesada. Jednak pytanie brzmi: co zmienił epizod Tottenhamu w LM? Czy sprawił, że zespół wszedł na stałe na wyższy poziom? Trochę zarobili, pokazali się w Europie, tyle. Czy w kontekście tego zdobycie choć jednego prestiżowego trofeum (powiedzmy Pucharu Anglii) nie miałoby większej wartości?
Poch się obroni, jeśli zdobędzie mistrzostwo. Wtedy będzie można uznać, że było warto odpuścić resztę. Spore ryzyko.
I co powiedzieć kibicom, którzy jadą przez Europę, by wspierać swój klub w starciu z poważną europejską drużyną? Czy solą piłki nie powinny być właśnie takie mecze?
Borussia też walczy o mistrzostwo, wciąż gra także w Pucharze Niemiec. Oni odpoczynku nie potrzebują? W przyszłym tygodniu Barca zagra z Kanonierami i pomimo pewnego awansu zagrają zapewne i Messi, i Suarez, i Neymar (a parę meczów już w tym sezonie rozegrali :)).
jasne że w końcowym rozrachunku liczy się tylko to co można postawić na półce, no ale ekipa im się trochę rozsypała i trzeba było budować od nowa. Poza tym to jednak nikt przecież nie oczekiwał, że tę LM wygrają, a zaszli nadspodziewanie daleko i to grając fajną piłkę. Z perspektywy czasu można to tak oceniać, ale też nie wiadomo jakby im poszło w innych rozgrywkach gdyby się na nich skupili.
Ja tak sobie myślę, że masz za duże oczekiwania w stosunku do Pocha, w sumie mnie to nie dziwi, wiadomo to rywal zza miedzy 🙂 Z ta BVB oczywiście mogli jeszcze spróbować powalczyć, może liczył na remis i rzuciłby wszystko, co najlepsze w meczu u siebie, kto wie? Ja to jednak go trochę rozumiem, bo gdybym musiał się na coś zdecydować to patrząc na mecze, które czekają Tott w LE i PL jednak też odpuściłbym LE. Tott ma króciutką ławkę, to nie Arsenal czy Chelsea. I tak zrobili spory postęp, oczywiście jeszcze tego do garnka wsadzić się nie da, ale jak w przyszłym sezonie odpali im kolejnych 2-3 małolatów to będzie to już ekipa jak się patrzy. Oczywiście równie dobrze może nie odpalić, zresztą kto wie jak to za rok będzie-może sezon będzie jeszcze bardziej niesamowity niż ten 🙂 Wcale nie mam pewności czy Mou tak od pierwszego dotknięcia odmieni to MU, Pep MC, czy Conte Chelsea, zakładając oczywiście, że niektórzy z wymienionych powyżej trafią do tych klubów. Dla mnie BVB, o Barcy nie wspominając to jednak inna liga niż obecny Tott czy Chelsea. Poch jest ciągle tylko obiecującym trenerem, ale zwycięstwo w PL mogłoby mu dać niezłego kopa. W zasadzie to może tylko wygrać – zdobędzie majstra zostanie bohaterem, z kolei zajmie 2-3 miejsce to też będzie w sumie sukces, bo przed sezonem, powiedzmy sobie szczerze, niewiele wskazywała na to, że jest to realne.
Może tak a moze nie ale po pierwsze uważam, że podanie przykładu z realem absolutnie nie trafione a Poch sie obroni jak awnsują do LM i nie ma tu znaczenia, że Chelsea czy United w tym sezonie rozczarowują. Jako długoletni fan Tott absolutnie przed tym sezonem na to nie liczyłem i myśle, że mało kto liczył.
Tajemnicą Poliszynela jest, ze obecna pozycja przy podobnym do dawniejszych dorobku punktowym jest zasługą rywali:)
jaką zasługą rywali? co rok prorok można tak mówić, w tamtym roku Chelsea niby nie miała też przeciwników stąd mistrzostwo. Takie tezy to można przedstawiać w Ligue1 gdzie PSG jest w innej lidze.
Premier League jest bardzo wyrównana, przy wpompowaniu dużej kasy walka rozchodzi się na całą ligę. co to za zarzut dla mocnego że inni są słabsi?
He he he na bezrybiu i rak ryba…..echm znaczy Lisy 😛
Jacy to mocarze są w tej lidze pokazują mecze Europie 😛 Chelsea grała tylko z kontry, Tottenham gonił cienie ( a taki Lamela za durne faule powinien wylecieć z boiska), Arsenal rozleci się w defensywie jak ich Barca weźmie w obroty, nie wspominając o biednym MU co z grupy nie wyszło…
Tak to jest jak zamiast myśleć o taktyce i technice ciągle mówi się o walce i braku charakteru.
Jako kibic o długoletnim stażu, sztukę racjonalizacji wzlotów i upadków obudowałem sobie, jak wielu podobnych, żelaznymi zasadami. Wiadomo wszak, że gra mojej drużyny zależy od miejsca, które zajmę na stadionie, koszulki którą włożę, marki piwa, które otworzę podczas transmisji, a czasem wynik bywa pochodną samego powstrzymania się od otwarcia butelki. Michale, dzielnie stawiałeś czoła groźbie zapeszenia, unikając w swoich wpisach jak ognia terminu „mistrzostwo”. Niestety, we wprowadzeniu do meczu z Arsenalem, który dałeś w sport.pl, nie udało się tego przeskoczyć. Po prostu zapeszyłeś. Dzisiejszy powrót do narracji o walce o LM jako priorytecie, odbieram jako próbę odczynienia uroku. Obawiam się, że to może nie wystarczyć i główny winny niewykorzystania szansy na majstra jest już rozpoznany… A tak już na trochę bardziej poważnie, to gdyby traktować tą słabą mini-serię Spurs (to tylko dwie porażki i remis po niezwykłym ciągu zwycięstw), jako wstęp do poważnej zapaści, to nadziei należy szukać w diagnozie. A ta może być różna: jeśli zapadli na bielsizm łagodny – będzie dobrze, z tego się szybko wychodzi, może być nawet mistrzostwo. Jeśli to bielsizm właściwy – może być nerwowo, na pewno będzie trudno. Ale gdyby się okazało , że nastąpił nawrót tottenhamizmu, obawiałbym się o top 4.
Dla mnie takie potraktowanie tego meczu (druga drużyna Premier league vs. druga drużyna Bundesligi, do tego na wyjeździe, w europejskich pucharach, przed meczem z żałosną, pewną w zasadzie spadku Aston Villą) szalenie rozczarowujące. Aż mam ochotę kibicować w najbliższym meczu Aston Villi, co by cwaniaków za asekuranctwo i kunktatorstwo pokarało…
„Faworyta Ligi Europejskiej właśnie poznaliśmy.”
Naprawdę? Myślę że wszyscy wiedzieli przed tym meczem że BVB jest faworytem LE, nie potrzeba było do tego obicia półrezerwowego Tottenhamu, który pierwszym składem pewnie wiele lepszego wyniku by nie osiągnął
Zaskakują mnie tłumaczenia trenerów angielskich zespołów o potrzebie oszczędzania graczy w Europie, bo TAAAKI ciężki sezon – przecież sezon jest taki jak zawsze, najlepsze zespoły od nastu lat rywalizują równocześnie na trzech frontach (Capital One Cup rzeczywiście można odpuszczać i jakbym był trenerem, to sam bym tam wystawiał głębokie rezerwy, bo to bezsensowny puchar) i jeśli są w gazie, to walczą na całego w każdym meczu. Czy kluby, które zdobywały potrójną koronę, to w marcu myślały o tym, żeby odpoczywać, czy wygrywać mecz za meczem? Dochodzimy powoli do takich absurdów, że angielskie zespoły odpuszczają nawet mecze w LM, po to, żeby mieć więcej siły na walkę o dostanie się do LM w kolejnym sezonie, to po cholerę się tam pchają, skoro to odbiera im siły potrzebne w meczach Premier League?
pisałem tu wcześniej, ze w czasie tego maratonu Poch moze w zasadzie przegrać cały sezon i już z dwoch rozgrywek odpadł. Nie wiem po co była ta cała napinka, bo wiadomo było, że z tą kadrą niby szeroką a tak naprawdę bardzo wąską trzeba się skupić na PL i koniec. 1 napadzior, przy kontuzji Janka tylko dwóch środkowych obrońców i tylko srodek i skrzydła niby na bogato ale…Mason może byc sobie tak jak autor pisze 8 a Carrol 10 tylko, że ten pierwszy jest przeciętną 8 a ten drugi słabą 10. Sa na tyle słabi, ze trudno do konca zdefiniować ich styl i właściwości. Poch się uparł chyba by pomijać Bentaleba, który w roli takiej 6 zjada ich obu na śniadanie. Na koniec o Sonie heh powiem szczerze, że od czasu mundialu w Korei/Japonii nie trawię obu piłkarskich nacji ale tak obiektywnie to zupełnie nie wiem co się z Koreańczykiem dzieje. To wygląda tak trochę, że jak na początku sezonu Tott grał przecietnie to Son błysxzzczał ale wraz ze wzrostem jakosci gry Spurs wartość Sona spada:)koleś najczęściej sprawia wrażenie przynajmniej zagubionego w czasie i przestrzeni. Wracając jeszcze do Pocha i jego priorytetów to warto przypomnieć jak wyglądał szturm na awans do LM wychwalanego teraz pod niebiosa Simeone . By zrealizować cel odpuscił wszystko inne a w następnym sezonie pamiętamy że Atletico warknęło aż huczy do dzisiaj
Odpuścił wszystko??
Przecież w tamtym sezonie wygrał też Copa del Rey.
Zresztą w poprzednim sezonie wygrał Ligę Europy i Superpuchar, więc zwyczajnie mógł sobie odpuścić LE. Totki natomiast nigdzie dalej niż 1/4 finału nie zaszły…
A dlaczego mógł sobie odpuscić LE ? W tedy zwycięzca jeszcze nie awansował automatycznie do LM czyli tak czy siak musiał w lidze wywalczyc przynajmniej 4 miejsce. I ok Copa Del Rey wygrał ale juz superpuchar Europy z tego co pamietam gra się na samym początku sezonu i jest to 1 mecz.
Sezo 2012/13 wyrażnie podporządkował lidze i awansowi do LM i tyle
Za Paktofoniką napiszę: „wszystko ma swoje PRIORYTETY”. Gdyby Tott był aktualnie 7. w tabeli z mizernymi szansami na TOP4, to myślę, że zagrałby z przodu pierwszym garniturem. Ale skoro jest 2. z realnymi szansami na majstra (p. Michale – nie bójmy się tak mówić), to wybrał wczoraj odpoczynek dla najlepszych.
Powiem szczerze – jako postronny kibic jestem trochę wkurzony bo liczyłem na meczycho. Ale jak sobie tak wyobrażę…, że moja Valencia jest 2. w tabeli i goni pierwszą Granadę, to choćby w weekend grała w lidze z Rayo, to wolałbym w tym meczu pierwszy skład i teoretycznie większe szanse na wygraną niż wojnę tym pierwszym składem w Dortmundzie bez gwarancji sukcesu – taka prawda.
Poza tym z tym 'faworytowaniem’ BVB po meczu z na wpół rezerwowym Tottenhamem to bym się jednak wstrzymał. Jako kibic wymienionej wyżej drużyny (i generalnie hiszpańskiej piłki) uważam , że… (nie, oczywiście Valencii nie zaliczam do faworytów 😉 świetnie taktycznie ułożone Villarreal i Sevilla nie odstają od Niemców.
o, i po tym wpisie czuję się pokrzepiony i pełen energii na niedzielne popołudnie 🙂
Nie powiem, ostatnia kolejka dała więcej powodów do satysfakcji, zabrakło przysłowiowej wisienki na torcie w postaci remisu WBA-MU. Wtedy prawdopodobnie budżet na zakłady w tym roku mógłby się zamknąć. Ale niestety nie ma tak lekko, trzeba ciężko pracować nadal. Swoją drogą zastanawia mnie to, że bez dogłębnych przemyśleń (ze względu na brak czasu) poszło tak dobrze, być może to jest droga, pierwsza myśl – najlepsza. W tygodniu LM+LE też poszło dobrze:
Szachtar 1 + HC 0:1, Sparta-Lazio X, Basel_Sevilla X, L’pool, Bilbao, zepsuły Dortmund i Villareal typ X + HC 0:1 i CFC niestety typowałem 1.
Dziś też zaczęło się nieźle: centralnie weszły typy po kursie 2.40, 2.90 i 2.30 (Orły), nie wszedł jedynie typ po kursie 2.15. Celowo nie podaję swoich typów, żeby nie robić z blogu o piłce angielskiej, ogólnie o piłce w wydaniu europejskich lig.
A na najbliższą kolejką zaproponuję:
Kanary – Citizens, wcześniej podejrzewałem Kanary o sprawienie kilku niespodzianek, do których w końcowym rozrachunku nie doszło. Kurs 1.60 na City kompletnie mnie nie interesuje
Wiśnie – Łabędzie, no przyznam się, mam pewną słabość do Łabędzi. Myślę, że remis (3.30) jest w ich zasięgu, a rozwiązanie nawet przez obie ekipy przyjęte z zadowoleniem. Rozpatruję jeszcze zagrać poniżej 1.5 kurs 2.75
Garncarze – Święci, kompletny brak przeczucia, wiadomo, sąsiedzi w tabeli, którym, raczej nic nie grozi. Kursy jednak na tyle apetyczne, że wręcz zachęcają, by coś obstawić; remis raczej wykluczam, minimalnym faworytem wg booka są Garncarze, dobra, niech tak będzie
Villa – Spurs, powyżej wiele napisano o Kogutach, w na różnych płaszczyznach i różne możliwe scenariusze, które mają swoje uzasadnienie. Najprostszym rozwiązaniem byłoby postawić 2 kurs 1.50. Dla kibica Spurs najlepszym rozwiązaniem będzie typowanie tego meczu ominąć szerokim łukiem.
Lisy – Sroki, Sroki z nowym trenerem i nożem na gardle, a Lisy, jak oglądałem ostatnio ich mecz vs WBA, to normalnie pies, któremu próbowałbyś zabrać kość, którą ma już w pysku. Raczej powinno być 1, ale nie przy kursie w okolicach 1.60.
u mnie na liga europejska też na plus wyszła-obyło się bez niespodzianek a i tak asekurowałem się remisami np. BVB itd. Orły klasyka – też obstawiłem,a nawet chciałem na bogato,ale w końcu odpuściłem. Wiem o jakie mecze chodzi z tym że u mnie Orły były po 2,0, zaś ten 2,9 po 3,0, pierwszy identycznie. Dziś idzie całkiem nieźle – naszych ulubieńców z BPL zagrałem ze zwrotami, o tyle dobrze, że nie zepsuli kuponów, jak na nich to sukces 🙂 A Kanary klasyka – jak się na nich stawia wtopa – jeden raz się odpuści i niespodzianka… Na szczęście wysyłałem kupony około 14 i już nie chciało mi się obstawiać wyniku na żywo 🙂