Zepsuli mi narrację

Zepsuli mi narrację. Najpierw wczoraj, bo przecież to miało być starcie Realu z Barceloną. Potem dzisiaj, bo przecież to miało być ostatnie starcie Chelsea Mourinho z jego Realem (za rok drużyna z Londynu nie będzie już miała tak silnego piętna Portugalczyka). W obu przypadkach zmęczenie po Gran Derbi rzucało się w oczy… W obu przypadkach szybko strzelone dwie bramki nie wystarczyły. Ba, Barcelona nie dała rady, mimo iż przez 50 minut grała w przewadze i mimo iż przez ponad godzinę na środku obrony Chelsea grał Bosingwa…

Z pewnością finał Chelsea-Bayern nie jest tym, który porusza wyobraźnię mas – także w świetle osłabień obu drużyn, spowodowanych kartkami (finał bez Terry’ego: trudno nie żałować, mając w pamięci wydarzenia z Moskwy, ale też kapitan Chelsea zachował się wczoraj idiotycznie…). Co charakterystyczne: kluby z Londynu i Monachium nie walczą już o mistrzostwo w swoim kraju (Real i Barcelona do soboty walczyły…). A w przypadku Chelsea mamy do czynienia z powtórką z historii w tym sensie, że do finału Ligi Mistrzów wprowadzają ją trenerzy dość w sumie anonimowi. Jasne: di Matteo był świetnym piłkarzem, ale jako szkoleniowiec został zwolniony z WBA, którego omal nie spuścił do Championship; o Awrama Granta przez lata się tu spieraliśmy. Czy Włoch dostanie szansę od Abramowicza, czy przeciwnie: rosyjski właściciel będzie chciał ściągnąć do klubu jakąś trenerską megagwiazdę? Guardiolę? Mourinho? W świetle wyników półfinałów eksplozja spekulacji na temat przyszłości obu panów jest przecież nieunikniona (już czytam, kompletnie absurdalne moim zdaniem, nagłówki o tym, że koncepcja budowania drużyny, prezentowana przez obecnego menedżera Barcy, rzekomo się wyczerpała)…

Darujmy sobie jednak retoryczne pytania. Mam nieodparte wrażenie, że o tym, kto zagra w finale Ligi Mistrzów zdecydował w tym roku… komputer układający listę spotkań w Primera Division.

PS Tekst o Mourinho, inspirowany biografią Patricka Barclaya, znajdziecie na back pages ostatniego numeru Tygodnika Powszechnego. Fragmencik już dostępny na stronie internetowej TP.

25 komentarzy do “Zepsuli mi narrację

  1. ~nalewacz

    Jupp Heynckes to w nie taki anonimowy trener – w końcu juz raz Lige Mistrzów wygral… z Realem Madryt 😀 I Real go w tym samym sezonie zwolnił – ma teraz piękną zemste 🙂

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Nie miałem na myśli Heynckesa – pisałem o Chelsea, czyli o tym, że najbliżej zrealizowania marzeń Abramowicza nie byli Mourinho, Ancelotti, Hiddink, czyli trenerskie supergwiazdy, tylko di Matteo, który omal nie spuścił WBA z ekstraklasy, oraz Grant.

      Odpowiedz
      1. ~nalewacz

        A to pełna zgoda – musiałem źle zinterpretować tekst 🙂 BTW Ciekawe czy Abramowicz teraz co roku bedzie zatrudniał kogoś znanego by go po pół roku zwolnić i czekac na sukces 😛

        Odpowiedz
  2. ~alasz

    A ja mam wrażenie że cykl hiszpański sie skończył, piłka cyklami sie toczy i ten najprawdopodobniej chyli sie ku końcowi albo się skończył. Jestem w stanie założyć sie że Hiszpanie nie wygrają ME.Ostatnie mecze barcelony pokazały, że jeśli najlepsi gracze, jak iniesta czy xavi maja niższa forme, a messiemu troche nie idzie to jest spory problem. Wiele sie mówiło o wychowankach klubu, sugerując że kolejne perły sa w drodze. Cuenca Thiago i Tello sa za słabi na ten poziom co udowodnili, zwłaszcza ten tello pokazał że myli mu sie piłka nożna z rugby, tu punktów za wybiegnięcie poza boisko z piłka nie dają.O barcelonie mozna by jeszcze pisac w świetle kłopotów finansowych, kolejny rok z rzędu beda ze stratami, a przypominam o financial fair play, zakupów raczej nie będzie, chyba ze sprzedadzą. Nade wszystko barcelona z tego sezonu po prostu nie była najlepszą drużyna na kontynencie, tyle. Real dziś był po prostu słabszy.

    Odpowiedz
  3. ~TakTak

    O tym, kto zagra w finale zadecydowała przedwczoraj Chelsea, a wczoraj Bayern. „Narrację” o komputerach mógł Pan sobie darować.

    Odpowiedz
  4. ~Bosa Noga

    Myślę, że ściąganie Pepa do Chelsea to tylko taka Pańska figura retoryczna, Guardiola raczej na pewno mimo tego, co nie wyszło, z Barcą zostanie. Przecież, gdy okręt tonie, kapitan musi zostać na mostku. Przyjrzałabym się raczej wypalonym, przegwiazdorzonym piłkarzom, coraz mniej skutecznym, zdemoralizowanym wysokimi pensjami, no bo kto to widział? A co do Chelsea to życzę im powodzenia… di Mateo coś tam jednak zdziałał, mimo że tak wpadł, jak po ogień. Zresztą Chelsea nie ma jakby wyboru, jeśli myśli o tym, by w przyszłym roku w ogóle w LM istnieć. Szósta pozycja w tabeli Premier Ligue to żadna pozycja! Równie dobrze mogliby być na ósmej czy dziesiątej. Tylko wygrana LM w tym roku sprawi, że i w przyszłym będą walczyć. Swoją drogą nie na rękę byłoby to trochę Tottenhamowi tudzież Newcastle, wciąż nie wiadomo ostatecznie, który będzie który (na dobrą sprawę i nawet Chelsea mogłaby jeszcze tam coś ugrać). W każdym razie, jeśli Chelsea wygra w LM, a w tabeli ligii angielskiej już nie podskoczy, to Tottenham albo Newcastle w LM next year nie zagrają. Rozumiem, że 19 maja trzyma więc Pan kciuki za niemieckiego sąsiada?

    Odpowiedz
    1. ~cfc

      nie przesadzajmy, chelsea ma tylko 4 punkty straty do 4 miejsca i nie będzie wcale jakąś sensacją, jak je zajmą. z newcastle grają u siebie, a później sroki mają jeszcze mecz z man city, więc mają najtrudniejszy terminarz. z kolei tottenham ma tylko punkt więcej, a ostatnio tragiczne wyniki, przegrywając z kim popadnie (z wyjątkiem chelsea:) ), więc nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. swoją drogą niebiescy po takim meczu, jak we wtorek, to nabrali podejrzewam takiej pewności siebie, że zdziwie się, jak nie wygrają ostatnich 4 meczów w lidze.

      Odpowiedz
      1. ~Bosa Noga

        Chelsea od dwóch kolejek zaledwie remisuje lub z wielkim trudem wygrywa z dołem tabeli, nie sądzę, że tak łatwo odrobią nawet te kilka punktów. Pewność siebie, no cóż to może ich raczej zgubić niż pomóc w lidze. Poza tym jeśli zaczną się skupiać i przygotowywać do meczu finałowego, mogą zaniedbać najbliższe spotkania. Zobaczymy. Niemniej łatwo na pewno nie będzie ani w LM ani w PL.

        Odpowiedz
  5. ~juanveron

    @Michał”…komputer układający listę spotkań w Primera Division.”Po co umniejszasz sukces finalistów,tego się u Ciebie nie spodziewałem.To takie typowo polskie.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Nie chcę umniejszać sukcesu. Po prostu widziałem wczoraj, jak Real z minuty na minutę zdycha, a i Barcelona we wtorek ewidentnie czuje w nogach spotkanie z weekendu. Oczywiście Chelsea też miała w ostatnich tygodniach maraton – co z kolei otwiera wątek tego, jak wymagająca jest rywalizacja w Hiszpanii, a jak w Anglii (w sensie: czy co tydzień rywale najlepszych zespołów stawiają im porównywalny opór).

      Odpowiedz
  6. ~LisO

    Szczerze mówiąc liczyłem na trochę obszerniejszy tekst z Pana strony, zwłaszcza odnośnie wczorajszego meczu Barcelony vs Chelsea.Jakby nie patrzeć oba półfinały dostarczyły nam nie lada wrażeń i emocji, a to w Piłce Nożnej jest chyba najważniejsze, prawda? Ta część o losowaniu przez komputer jest już kompletnie bez sensu. Owszem … Gran Derbi może być męczące ale to tylko jeden mecz. Na dodatek odbył się on w sobotę. A jak doskonale Pan wie, tego samego dnia odbyły się „angielskie Gran Derbi” w Londynie. Pominę już fakt że Chelsea w okresie półfinału LM rozegrała aż 4! trudne mecze (z Tottenhamem, Barceloną u siebie, Arsenalem i Barceloną na wyjeździe), a mimo to zdołała awansować. Uważam że takie wymówki to tylko próba ominięcia prawdy, że po prostu oba zespoły (Bayern i Chelsea) pokazały może nie lepszy Football, ale z pewnością efektywniejszy, a dla mnie osobiście efektywność > efektowność. Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Ja też liczyłem na więcej… Chelsea-Barcelona obejrzałem z dobowym poślizgiem, po wyjazdowej naradzie redakcyjnej w miejscu nie dość, że bez telewizora, to w zasadzie bez dostępu do sieci. Ominął mnie jeden z najważniejszych meczów roku, jak widzę, klasyk. Żałuję i postanawiam się poprawić podczas finału.

      Odpowiedz
      1. ~Bosa Noga

        Nie przesadzałabym z tym najlepszym mimo że szczerze zawsze całym sercem za Barceloną, ale widziałam też wczorajszy mecz i uważam, że był zdecydowanie lepszy, a nawet piękniejszy. Bayern grał naprawdę dobrą piłkę, Real zresztą też świetnie sobie radził i tak naprawdę, myślę, że gdyby nie trafiły na siebie w półfinale – oba zespoły zagrałyby w finale, bo w takiej formie, każdy z nich byłby w stanie pokonać zarówno Barcę jak i Chelsea. Mecz wtorkowy to tylko dramatyczna obrona dziesięciu londynczyków plus zabawa piłką piłkarzy blaugrany… muszę przyznać, że to już nawet denerwujące wymienić tyle podań między sobą bez oddawania strzałów na bramkę, ile można patrzeć na podawaną sobie piłkę, bez żadnej szybkiej akcji?

        Odpowiedz
  7. ~erictheking87

    > „Z pewnością finał Chelsea-Bayern nie jest tym, który porusza wyobraźnię mas”no Panie Michale… nie przesadzajmy, Chelsea w ostatniej dekadzie wyrobiła sobie markę jednego z najsilniejszych klubów Europy, a Bayern od zawsze należy do grona 'tych najlepszych’.Zresztą półfinały miały masę smaczków – FCB z Realem od lat 70 się nie cierpią serdecznie, a Chelsea z Barcą miała kilka spraw do wyjaśnienia z nieodległej przeszłości. By wymienić tylko te absolutnie najbardziej podstawowe.Mecz Bayern-Chelsea uważam za finał na absolutnie takim samym poziomie jak Barca-Real. A dodatkowo sądzę, że brak kolejnych 'wielkich derbów europy’ w finale Pucharu Europy, wyjdzie tylko piłkarskiej Europie na dobre…

    Odpowiedz
    1. ~Spokojnie

      Całej Europie wyjdzie to na dobre, a tej niepiłkarskiej to nawet na jeszcze lepsze 😉 Ja bardzo szanuję obie drużyny i nie chcę odbierać im ani ułamka ich klasy i wielkości, ale ten medialno-ekspertowsko-ogólnokontynentalny cyrk, który rozpętał się w zeszłym roku w ramach skumulowanego GD, a który niczym trąba powietrzna porywał ze sobą wszystko dookoła, sprawił, że moim kibicowskim marzeniem numer jeden na ten sezon było „oby znów na wiosnę nie trzeba było oglądać (albo i nawet tylko słuchać o) kilku Gran Derbi w ciągu miesiąca”. Finał bez Barcelony lub Realu jest więc finałem-rewelacją, a finał bez nich dwóch, za to po takich półfinałach i z drużynami tak charakterystycznymi i doświadczonymi przez los, jak nasi tegoroczni finaliści (Bayern po raz drugi z rzędu przegrał mistrzostwo Niemiec, Chelsea – wiadomo) to już w ogóle dla neutralnego kibica prawdziwie galaktyczna (nomen omen) sprawa. Zgodzę się z tym, że jego medialność jest pozornie mniejsza, ale też przyciągnie ludzi przed telewizory. W końcu mamy w nim kolejną piłkarską wersję historii o kopciuszku (no, może o zubożałej królewnie, której nikt nie dawał szansy powrotu na salony w najbliższym czasie) oraz starą i dobrą opowieść o niemieckiej solidności, determinacji i jakości. 19 maja możemy być świadkami prawdziwej piłkarskiej wojny – w Chelsea dla wielu kluczowych graczy jest to finał z gatunku „teraz albo nigdy”, Bayern musi sobie odbić niepowodzenia na krajowym podwórku, gra u siebie, poza tym, monachijskie gwiazdy muszą coś wygrać, bo się w przeciwnym wypadku w końcu pozjadają w szatni. Może nie będzie to zbyt finezyjny mecz dla miłośników futbolowych walorów artystycznych, ale widowisko może być przednie. Oczywiście, może się zdarzyć, że po takim trzęsieniu piłkarskiej ziemi w półfinałach, finał przebiegający w sposób zbyt normalny będzie rozczarowujący dla widzów poszukujących fajerwerków, ale limit zwrotów akcji i nieprzewidzianych sytuacji się jeszcze nie musiał w tym sezonie wyczerpać.

      Odpowiedz
      1. ~erictheking87

        No proszę, dawno Twojego głosu rozsądku nie słyszeliśmy tu 🙂 Pep właśnie obwieścił, że odchodzi z Barcy po sezonie – nie wytrzymał presji związanej z prowadzeniem tego klubu na tak długim dystansie czasowym. Mou prawdopodobnie właśnie otwiera szampana, którego trzymał na zwycięstwo w finale LM.Teraz wyjdzie na jaw w jakim stopniu Barcelona była samograjem, a w jakim stopniu Pep na nią wpłyną.A z naszego punku widzenia, najlepszy smaczek tej historii – jak się czuje teraz Fabregas? Kibice Arsenalu pewnie uśmiechają się już pod nosem na samą myśl ;>

        Odpowiedz
  8. ~Góral

    To w Hiszpanii komputer układa terminarz? Myślałem, że to jest taki proces jak w Anglii – że trzeba wszystko wziąć pod uwagę. Liczbę spotkań (również w niższych ligach) w danym dniu na określonym terenie, transporty, bezpieczeństwo itp. Tak czy siak takie – jak to mówią – „kosmiczne” drużyny powinny sobie poradzić bez problemu ze zmęczeniem z soboty. Nie oni jedni bywają w takiej sytuacji! Na chwilę mamy spokój od „hiszpańskich” bogów i cieszmy się tym. Nie jestem fanem CFC, ale będę trzymał za nich kciuki żeby Anglia wróciła na tron. A poza tym – „…Nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka. Niemców nienawidzę od dziecka…” 😉

    Odpowiedz
  9. ~woj

    (finał bez Terry’ego: trudno nie żałować, mając w pamięci wydarzenia z Moskwy, ale też kapitan Chelsea zachował się wczoraj idiotycznie…)Terry to jest ostatnia osoba, której powinno się żałować. Disgusting human being.

    Odpowiedz
  10. ~Steve

    I bardzo dobrze. W Hiszpanii się wszystkim wydawało, że osiągnęli poziom nieosiągalny dla innych. Bayern w obu meczach był drużyną lepszą, a gdyby Robben i Gomez wykorzystali swoje „setki”, no cóż karnych byśmy nie doczekali wczoraj. Chelsea grając przez większość meczu w osłabieniu potrafi strzelić dwie bramki na wyjeździ i jak czytam wypowiedzi „wielkich” i „dumnych” kibiców Barcelony, że za taki anty futbol powinno się karać i że co to za zwycięstwo w takich okolicznościach… nóż w kieszeni się otwiera…Hiszpania jest w głębokim kryzysie ekonomicznym, do tego dochodzą zmiany w zasadach podatkowych, które już nie będą stawiały Realu i Barcelony od razu na wygranej pozycji jeśli chodzi o kontrakty jakie mogą zaproponować zawodnikom. Real mimo wszystko sobie poradzi, bo to globalny kolos, ale Barcelona… problemy finansowe już się pojawiają, w lecie pewnie nie poszaleją na rynku transferowym.Tak czy inaczej przyszłość należy do świetnie zarządzanych, finansowych kolosów: Premier League i Bundesligi.

    Odpowiedz
    1. ~alasz

      To co napisałeś to szczera prawda, ekonomia wykończy barcelone, która pod względem zarządzania finansami to absolutna elita, tyle że głupoty. Matematyka sie nie zmiłuje, będzie krach bo byc musi.

      Odpowiedz
  11. ~korektor

    Jaaaasne. Wymowki, wymowki i jeszcze raz wymowki dla hiszpańskiej czolowki. Teza o tym ze o skladzie finalu zdecydowal komputer ukladajacy terminarz jest szokujaca i swietnie sie wpisuje we wczorajsza narracje wokół drugiego polfinalu autorstwa pana Borka i Koltonia. O to wielki Real, potega pilki swiatowej, Goliat i gigant gra z co najmniej o kilka klas slabszym teamem z Bawarii, ktos moglby odniesc wrazenie ze odpowiednikiem Davida. A coz ten wielki Real przez ostatnie lata osiagnal ze zasluzyl na ten wirtualny awans do stratosfery. Na arenie krajowej skutecznie zostal odgrodzony od honorow przez Barce. W Lidze Mistrzow w zeszlym sezonie doszli do polfinalu ale wczesniej przez 6 lat z rzedu lat nie mogli przebrnac przez faze 1/8. Dojscie do dwoch kolejnych polfinalow jest wartoscia sama w sobie ale jak tego dokonali w ciagu dwoch ostatnich sezonow? W tym roku pokonali CSKA Moskwa oslabione faktem przerwy zimowej w rozgrywkach ligi rosyjskiej a potem niewiarygodnych tuzow europejskiej pilki z Cypru. W zeszlym roku natomiast pokonali dobry Lyon ale pozniej jak autor tego bloga wie najlepiej walczyli z Tottenhamem ktory wywiesil biala flage juz po 15 minutach pierwszego spotkania gdy Crouch dostal czerwona kartke. Gdzie tu prawdziwe pilkarskie testy ktore uzasadnialyby te retoryczne tytuly, poniewaz te jedyne z Barca konczyly sie fiaskiem z jednym wyjatkiem roztrzygnietym dopiero w doliczonym czasie finalu pucharu krola. Pokonali Barce i w ostatnim El Clasico i w wyścigu po mistrzostwo ale ewidentnie było widac ze jest to druzyna z kataloni grajaca inaczej niż w poprzednich gran derbi czy to z powodu zmeczenia, przesycenia sukcesami(casus Chelsea, pozniej Manchesteru), czy dziwacznych decyzji trenerskich(teraz Guardiola już wie ze oszczadzajac pilkarzy w starciu z Realem zawalil caly sezon Barcelonie).Dziwna sa te zapasy z rzeczywistoscia a przeciez fakty sa jasne. Bayern byl w tych dwoch spotkaniach lepszy i wygral zasluzenie. W koncu to Niemcy grajac czy to u siebie czy na Bernabeu narzucali swoj styl gry. Real i tak mial fure szczescia ze doszlo wczoraj do dogrywki. Pierwszy karny byl kuriozalny z punktu widzenia przepisow, przy silnym uderzeniu z tak bliskiej odleglosci gdy zawodnik chowal reke pod siebie nigdy nie pownien zostac podyktowany karny(jeszcze tym bardziej ze pilka nawet nie zmierzala w strone bramki tylko gdzies w okolice choragiewki w narozniku boiska), a druga bramka padla z minimalnego spalonego. A bylo jeszcze pare niewykorzystanych setek dla Bawarczykow, jak ta Robbena zaraz po pierwszej bramce czy Gomeza z ostatnich minut gdzie zamiast strzelac z pierwszej pilki przyjal ja i wdal sie w niepotrzebny drybling.Zmecznie jest slabym argumentem, bo w pierwszych spotkaniach nie mozna się na nie powlac a dla zadnej z dwoch druzyn hiszpanskich nie skonczyly sie one korzystnym wynikiem. Zreszta fizyczna fatyge Realowi powinien rekompensowac fakt ze wlasnie 4 dni wstecz wreszcie przelamali krajowa hegemonia największego rywala i to na ich wlasnym stadionie skutecznie zapewniając sobie mistrzowski tytul, a teraz maja okazje dzien po wyeliminowaniu Barcy z LM znowu udowodnic swoja wyższość w skutecznym marszu bo Dublet. No ale tak się nie stalo. Dlaczego? Bo byli wyraznie slabsi. Ludziom mydla oczy rekordy strzelonych bramek i kwoty wydane na pilkarzy, oraz sam fakt ze oba hiszpańskie kluby dziela miedzy soba dwoch najlepszych pilkarzy na swiecie, co wcale od razu nie oznacza ze sa to adekwatnie dwie najlepsze druzyny swiata(uwazam ze Barca jest numerem 1, nie zgadzam się co do oceny Realu). Ciekawe jak by sobie Barca i Real poradzily w ligach w których wiecej uwagi poswieca się obronie i taktyce a gdzie reszta druzyn poza pierwsza dwojka nie jest zwiazana finansowa smycza

    Odpowiedz
  12. ~huba91

    Dziekuję za PS. Przez to kupiłem TP. Prosiłbym o takie wzmianki o sportowych (bądź okołosportowych) artykułach/reportażach za każdym razem gdy się pojawią na łamach.

    Odpowiedz
  13. ~alasz

    Bayern był lepszy w obu spotkaniach, wczoraj karny realowi sie nie należał, ale przez pierwsze 20 minut byli lepsi. Byli tez lepsi przez 20 minut w monachium. 170 minut byli lepsi monachijczycy, dogrywka była jałowa. 170-20, tego nie ustawił komputer. Byli słabsi i to jest fakt. Cud ze do dogrywki doszło przy takich okazjach gomeza i robbena.Co do barcleony to brakuje im świeżości, czy to przemęczenie, czy wyeksploatowanie, czy tez psychiczne „zuzycie”, nie wiem, pewnie po trochu wszystkie 3. Jest pewna subtelna różnica w tempie gry, gdy jest sie na odpowiednich obrotach tworzy się kapitalne okazje, albo gdy obroty ciutke spadną to jest klepanie dla klepania. Podobnie jak z praca silnika turbinowego, sa optmalne obroty na których jest najefektywniejszy, odchyłki sa nie mile widziane.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *