Zanim się zacznie, pomyślmy o nieobecnych. Pomyślmy o tych, których na Euro zabraknie, choć bardzo chcieli być, albo o tych, który nie będą w nim uczestniczyć tak bardzo, jak by chcieli. I nie mam na myśli tylko piłkarzy, których udział w mistrzostwach uniemożliwiły kontuzje, a którzy żyli myślą o tej imprezie przez ostatnie miesiące czy lata. Mam na myśli także nas, kibiców.
Dziś rano na Placu Szczepańskim, kilkanaście metrów od hotelu, w którym mieszkają Anglicy, opowiadałem kolegom z radia o pierwszych godzinach kadry Hodgsona w Krakowie. Śmialiśmy się i plotkowaliśmy na temat „kultury WAGS”, która skądinąd odchodzi w przeszłość – trochę siłą rzeczy (najsłynniejsze partnerki Anglików albo się z nimi rozstały, albo ich chłopcy nie grają już w reprezentacji), a trochę decyzją kierownictwa ekipy, która zrobi wszystko, żeby nie powtórzył się cyrk sprzed sześciu lat z Baden-Baden. Gadaliśmy o dziewczynach, było słonecznie, wiosennie i wesoło.
Rzecz w tym, że niemal w tym samym czasie Hotel Stary opuścił Jermain Defoe. Angielski napastnik wraca do Londynu, gdzie zmarł jego ojciec. I choć Roy Hodgson liczy na powrót piłkarza i nie zamierza powoływać na jego miejsce nikogo z listy rezerwowej, można być pewnym, że dla Defoe’a będą to inne mistrzostwa, niż się spodziewał.
To w sumie banał, że w obliczu takiej rzeczywistości wszyscy jesteśmy równi: i my, oglądający ich zza barierek (dobrze, jeśli podejdą, rozdać parę autografów…), i oni, ludzie z reklam i billboardów, milionerzy, na których polują paparazzi, najlepiej w towarzystwie wspomnianych WAGS. Zanim się zacznie, pomyślmy o tym przez chwilę. Pomyślmy o tych, dla których te mistrzostwa będą inne niż miały być: bo stracili kogoś bliskiego, bo albo sami ciężko chorują, albo opiekują się chorymi rodzicami czy dziećmi. Są kibicami futbolu, jeszcze wczoraj odliczali godziny do meczu z Grecją, a dziś cały ten zgiełk stał się nagle nieważny.
Jeśli dziś mój hymn o miłości do piłki, który wydrukowałem w ostatnim numerze „Tygodnika”, miałbym jakoś uzupełnić, to chyba dedykacją dla nich: żeby wieści, które będą dobiegać ze stadionów Polski i Ukrainy, przyniosły im pocieszenie.
„Euroniecodziennik” będzie się pojawiał na blogu od dziś do finału w Kijowie. Codziennie niecodziennie.
Mam chore dziecko, rozumiem o czym mowa, dziękuję.
Nie żebym się czepiał Defoe , ale jakoś ta cała żałoba po ojcu z którym nie utrzymywał kontaktu , mimo , że mieszkał 6 mil od niego, ojcu który żył ( a raczej wegetował) z zasiłku dla bezrobotnych który wynosi mniej niż 100 £, podczas gdy syn zarabiał tysiące .Jakoś trudno mi jest szacunek , nawet w obliczu tej wielkiej tragedii, jaką jest strata rodzica, do kogoś kto nie dał temu rodzicowi najmniejszych praw.
To bardziej skomplikowane. Rodzice rozwiedli się, kiedy Defoe miał rok; Jermain został z matką, której wpływ na niego do tej pory jest gigantyczny, ojciec przez lata się nim nie zajmował. Biedni byli wszyscy, także Defoe, który najpierw grywał w piłkę na ulicy. Nie chcę wchodzić w to, czy przez te wszystkie lata żył z poczuciem krzywdy, i jak fakt, że był wychowywany bez ojca, wpłynął na jego psychikę. Podobnie jak w to, co uruchomiła w nim ta śmierć dzisiaj. Myślałem i myślę o wszystkich, którzy cieszyli się na to Euro, a z jakichś powodów nie będą mogli go przeżyć tak jak planowali.
Wiadomo, że gdy rods ice się rozchodzą to nic nie jest proste i wiadomo powszechnie, że dziecko trzyma stronę matki…Jednak podczas gdy nie miał on żadnych więzi z ojcem, przesadzone będzie twierdzenie , że to jakoś wpłynie na niego, podobnie jak śmierć ojca Błaszczykowskiego , który zmarł ze 3 miesiące temu, a który to zabił jego matkę i przez to nie utrzymywał z nim kontaktu, miałaby wpłynąć na niego.Zwyczajnie denerwuje mnie gdy widzę angielskie nagłówki typu : Defoe wraca w żałobie do Anglii, jaka żałoba, jaki smutek – na to nie ma miejsca gdy kogoś traktuje się całe życie jak obcą osobę….Jescze by brakowało tylko tego by zaczął wznosić ręce ku nieba gdy strzeli gola ( w co wątpię bo Hodson nie da mu pograć za dużo )
Nie nam sądzić. Defoe, skądinąd, jest chyba najbardziej religijnym z piłkarzy angielskich. A że Hodgson liczy na jego szybkość po wejściach z ławki, wydaje mi się oczywiste.