10.40
Nawet jeśli to się skończy kolejną bolesną lekcją, daną Harry’emu Redknappowi i jego piłkarzom przez skądinąd wybitnego taktyka i mistrza rozgrywek pucharowych Rafę Beniteza, i tak czekam na dzisiejszy wieczór pełen ekscytacji. Ubiegłoroczny zwycięzca Ligi Mistrzów na White Hart Lane, telewizyjne transmisje na cały świat i powszechne – po zdumiewającym wyniku sprzed dwóch tygodni – oczekiwanie na wielkie widowisko… Coś, do czego kibice takiego Manchesteru United, Arsenalu, Chelsea czy Liverpoolu, zdołali w ostatnich latach przywyknąć, dla fana Tottenhamu wciąż jest nowością, wciąż widok jego piłkarzy wsłuchujących się w przeróbkę Haendlowskiego hymnu „Zadok the Priest” przyspiesza mu bicie serca.
Będę tu sobie blogował w ciągu dzisiejszego dnia, dopisując kolejne akapity zapewne niezbyt regularnie, bo wirus, który mnie zaatakował, wciąż daje o sobie znać, a w dodatku za kilka godzin czeka mnie wyprawa do lekarza, ale całkiem zwyczajnie nie mogę wytrzymać w łóżku. Nawet podrzemując między jednym a drugim atakiem kaszlu układam sobie w myślach scenariusz tego meczu, modląc się zwłaszcza, by gospodarzom wystarczyło koncentracji w ciągu pierwszego kwadransa – kwadransa, który przesądził o wyniku meczu na San Siro.
11.11
Na wczorajszej konferencji prasowej Harry Redknapp był w swoim żywiole: groził Football Assotiation bojkotem pomeczowych konferencji prasowych, jeśli ukarze go za – skądinąd nie do końca uzasadnioną – krytykę sędziego Clattenburga po sobotnim meczu z MU, flirtował z jedną z włoskich dziennikarek i żartował z siedzącego w pierwszym rzędzie dżentelmena, że wygląda jak syn Rafy Beniteza. Nade wszystko jednak był w swoim żywiole, zawczasu odkrywając karty i zapowiadając szturm swojej drużyny. Stara klisza „najlepszą obroną jest atak” znajduje tu zastosowanie po raz kolejny – trudno się bronić nie tylko ze względu na to, że w defensywie zabraknie kontuzjowanych Ledleya Kinga i Michaela Dawsona, a w bramce nie wystąpi pauzujący za czerwoną kartkę z Mediolanu Gomes. Także w drugiej linii Tottenhamu brakuje po prostu piłkarzy myślących o zabezpieczaniu tyłów, poza nienajlepszym w tym sezonie i za dziewięć godzin obsadzonym raczej w roli rezerwowego Palaciosem. Nawet jeśli ustawienie Londyńczyków może nieco przypominać stosowane przez Beniteza 4-2-3-1, to owa dwójka środkowych (Modrić i Huddlestone, ewentualnie Jenas) również myśleć będzie przede wszystkim o grze do przodu, nawet jeśli nie zabraknie jej, Chorwatowi zwłaszcza, serca do walki o piłkę.
Redknapp mówi, że kluczem do zwycięstwa będzie gra jego skrzydłowych, Bale’a i Lennona – że to oni będą próbowali przedzierać się pod pole karne Interu, zwłaszcza, że skrzydłowi gości raczej nie będą przesadnie angażować się w przerywanie ich akcji. Problem oczywiście w tym, że w razie potrzeby krycie Walijczyka i Anglika podwajać będzie jeden z defensywnych pomocników Interu, ale w przypadku udanej akcji i dośrodkowania to z kolei stworzy okazję któremuś z zawodników wchodzących z drugiej linii. Gareth Bale, który w ciągu ostatnich dwóch tygodni z największej (może obok Wilshere’a) nadziei futbolu brytyjskiego stał się jedną z największych nadziei futbolu europejskiego, mówił wczoraj, że tak jak Cristiano Ronaldo nauczył się żyć z podwojonym kryciem, tak i on musi iść w ślady Portugalczyka, ucząc się stale nowych sztuczek. Co do mnie, nie wierzę, by dzisiejszego wieczora możliwe było powtórzenie takich rajdów jak te z San Siro. Już wtedy przypisywałem ich skuteczność tyleż szybkości Walijczyka, co rozkojarzeniu Włochów, przekonanych o rozstrzygniętym godzinę wcześniej wyniku. Maicon został niedawno wybrany na najlepszego obrońcę poprzedniej edycji Ligi Mistrzów (za najlepszego bramkarza uznano Julio Cesara, wśród pomocników wygrał Sneijder, wśród napastników – Milito, Inter zgarnął więc komplet wyróżnień)…
Już prędzej myślę, że może zagrożenie dla Interu pojawi z prawej strony, gdzie szybkość Lennona może sprawić kłopoty Chivu. Skrzydłowy, do którego dośrodkowań zawsze zgłaszano zastrzeżenia, teraz podaje jakby celniej, reszta więc w głowie i nogach Petera Croucha. To nie przypadek, że jedyne gole napastnika Tottenhamu w tym sezonie padały w Lidze Mistrzów: obrońcy Premier League umieją już sobie z nim radzić, na europejskich boiskach styl gry drągala z Londynu wciąż jest niespodzianką. Oczywiście Benitez zna Croucha na wylot, trenował go w Liverpoolu, więc z pewnością będzie wiedział, co podpowidzieć Lucio i Samuelowi…
11.45
Tottenham ma dobre powody, żeby walczyć co najmniej o remis: zwycięstwo Interu zapewni mu awans już po czterech kolejkach i pozwoli wystawiać w dwóch ostatnich meczach, z Werderem i Twente, rezerwowych. Tym bardziej, że ma w perspektywie nie tylko rozgrywki ligowe, ale i klubowy Puchar Świata. W ten sposób nadzieja zespołów zajmujących obecnie trzecie i czwarte miejsce w grupie na urwanie punktów obrońcy trofeum – a w perspektywie także prześcignięcie Tottenhamu – radykalnie wzrasta.
Zadanie Interu jest oczywiście nieco utrudnione: z powodu kontuzji nie zagrają Julio Cesar, Cambiasso i Stanković, niewykluczone też, że Benitez da odpocząć fenomenalnemu w tym sezonie Eto’o – tu jednak ma mocnego zmiennika w postaci Milito. O ile w przypadku składu Tottenhamu nie mamy raczej wątpliwości, Hiszpan zastanawia się także, czy za plecami napastnika wystawi, jak przed dwoma tygodniami, znakomitych Biabiany’ego i Coutinho (młody Brazylijczyk był wówczas, moim zdaniem, najlepszy na boisku, nawet jeśli uwaga mediów skupiła się na Bale’u), czy raczej wymieni któregoś z nich na silniejszego Pandewa. Pytanie też, kto zagra w środku pomocy w miejsce Cambiasso: angielskie media spodziewają się świetnie znanego Redknappowi z czasów Portsmouth kolejnego siłacza, Muntariego.
12.20
Wspomniany wyżej Muntari pojawia się w angielskich mediach w jeszcze jednym kontekście: że kiedy Harry Redknapp będzie zmuszony do sprzedania Interowi Garetha Bale’a (sam prezydent Moratti przyznał, że złożył stosowną ofertę jeszcze w wakacje), w rozliczeniu przyjmie pod swoje skrzydła jednego z dawnych podopiecznych. Na razie Redknapp zdecydowanie odpowiada, że Walijczyk nie jest na sprzedaż, bo klub, który zamierza zadomowić się w Lidze Mistrzów, nie może pozbywać się swoich najlepszych piłkarzy. Sam Bale z kolei na razie wydaje się stąpać twardo po ziemi: pamięta, że jeszcze 10 miesięcy temu nie mieścił się w składzie, mówi, że wiele swojemu menedżerowi zawdzięcza i że musi się jeszcze wiele nauczyć, zanim zacznie się przejmować transferowymi plotkami. Nie bez taniego liryzmu warto dodać, że o stąpaniu po ziemi świadczy także to, gdzie spędził kilka dni urlopu, przyznanego mu w ubiegłym tygodniu przez Redknappa po wyczerpującej pierwszej fazie sezonu: zamiast, jak niektórzy, do Dubaju, Bale pojechał do rodziców, do Cardiff…
13.30
Mam zaplanowane dwa następne punkty: o kluczowych pojedynkach i o Benitezie, ale – niestety – najpierw do lekarza. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo…
15.20
Kluczowe pojedynki, rzecz jasna oprócz starcia Bale-Maicon, to Samuel Eto’o z Williamem Gallasem i Philippe Coutinho z Alanem Huttonem – w obu przypadkach zdecydowanie więcej atutów, przede wszystkim szybkość i aktualna forma, jest po stronie Interu – chyba że rację ma Nie płakałem po Mourinho, przekonujący w jednym z komentarzy, że młodzi Coutinho i Biabiany tracą na wyjazdach połowę wartości. Ale najciekawiej zapowiada się porównanie (trudno to nazwać pojedynkiem, bo na boisku pewnie widzieć się będą rzadko) dwóch genialnych holenderskich rozgrywających – Sneijdera i van der Vaarta. Przyjaciele z dawnego Ajaxu, koledzy i rywale z reprezentacji, a także ludzie, którym niezbyt powiodło się w Madrycie, będą mogli coś sobie wzajemnie udowodnić. Już zresztą zaczęli, wymieniając między sobą złośliwe esemesy w stylu, kto czyją koszulką czyści Puchar Mistrzów.
Więcej do udowodnienia ma oczywiście piłkarz Tottenhamu, który w ciągu zaledwie dwóch miesięcy stał się rewelacją Premier League (a kosztował, przypomnijmy, tylko 400 tys. więcej niż za niejakiego Bebe zapłacił Alex Ferguson…). Pytanie tylko, czy starczy mu sił; po mundialu miał skrócone wakacje, podczas okresu przygotowawczego w Realu nie grał zbyt wiele – praktycznie zaczął sezon w Tottenhamie bez jakiegokolwiek rozruchu, za co płacił i płaci serią urazów. Na Old Trafford w sobotę zszedł na kilkanaście minut przed końcem, wydawało się, że naciągnął któreś ze ścięgien, ale w poniedziałek Redknapp tłumaczył już, że raczej chodziło o skurcze i że Holender jest trochę zmęczony zbyt dużą ilością piłki. Arcyważny mecz we wtorek przychodzi zatem zbyt szybko…
A propos urazów w Interze polecam wpis na blogu Rafała Steca; przeczytałem jak zwykle z zainteresowaniem, choć nie znalazłem kropki nad i: zajeżdża Benitez swoich piłkarzy, czy nie?
16.15
To jeszcze a propos Interu i kontuzji (sprawę wywołała, jak się okazuje „La Gazetta dello Sport”): „Wszystkie drużyny łapią kontuzje” – tłumaczył na wczorajszej konferencji prasowej Benitez, podając statystyki, z których wynika, że 40 proc. kontuzji mięśniowych (bo ich dotyczył zarzut) przydarzyło się, kiedy jego piłkarze byli na zgrupowaniach reprezentacji, a 85 proc. to powtórki urazów z poprzedniego sezonu. Bronił się także – w związku z porównaniami do Mourinho – że 80 proc. treningów toczy się z piłką i przy piłce, i że drużynie brakuje czasu na regenerację w związku z liczbą meczów do rozegrania we wszystkich rozgrywkach, a także z faktem, iż także wielu jego piłkarzy nie wróciło odpowiednio wcześnie z mistrzostw świata.
W ogóle ostatnie konferencje prasowe Hiszpana upływają pod znakiem porównań, bo wczoraj musiał (lub chciał) polemizować także z Royem Hodgsonem, narzekającym, że odziedziczył w Liverpoolu dużo kosztownych niewypałów. Było ostro, nawet jak na angielskie standardy, padły też liczby, mające dowodzić racji Hiszpana, ale nie będę Was nimi zanudzał, bo w końcu nie o Liverpoolu dziś rozmawiamy. Napiszę tylko, że im więcej czasu upłynęło od wyjazdu Beniteza z Anglii, tym częściej na Anfield Road wspomina się go z rozrzewnieniem.
Sam o Benitezie w Liverpoolu napisałem w ciągu poprzedniego sezonu tysiące słów. Mnożyłem wątpliwości co do jego transferów, narzekałem na brak klasy w relacjach z kolegami-menedżerami i na chłód panujący od jakiegoś momentu w liverpoolskiej szatni, jednego wszakże nie kwestionowałem: taktycznego kunsztu, udowadnianego wielokrotnie, ale najwyraźniej może w rozgrywkach Ligi Mistrzów właśnie. Triumf nad Realem Ramosa byłby tylko jednym z wielu przykładów – upieram się, że pierwszy mecz z Tottenhamem był przykładem najświeższym, bo Benitez świetnie wiedział, jak poradzić sobie z rywalem, a wynik „na papierze” zepsuła jedynie porażająca skala sukcesu odniesionego przez Inter w pierwszej połowie. Oto dlaczego trudno mi być przed dzisiejszym wieczorem optymistą, choć – jak napisałem na początku – cokolwiek się stanie, czekam na niego z ekscytacją… Darujcie autocytat: wiele można powiedzieć o Tottenhamie, ale nie to, że można się oglądaniem go znudzić.
19.45
Za chwilę składy, ale wiadomo już (błogosławiony Twitterze!), że w pierwszej jedenastce Tottenhamu będzie van der Vaart. Czy jeszcze raz będzie bohaterem White Hart Lane? A może jednak będzie nim Gareth Bale, tu wychwalany pod niebiosa przez Arsene’a Wengera? Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że to niemożliwe. Że obejrzymy Benitezowską partię szachów, zakończoną matem dla Tottenhamu – nawet jeśli emocji będzie co niemiara. Ale co tam, do meczu godzina, najwyższy czas przemienić się w kibica. Zdrowy rozsądek powróci, mam nadzieję, za kilka godzin.
19.50.
Są składy, w zasadzie bez niespodzianek.
Tottenham (4-4-1-1): Cucidini; Hutton, Kaboul, Gallas, Assou-Ekotto; Lennon, Huddlestone, Modric, Bale; Van der Vaart; Crouch.
Inter (4-2-3-1): Castellazzi; Maicon Lucio Samuel Chivu; Zanetti Muntari; Biabiany Sneijder Pandev; Eto’o
A więc Coutinho, którego tak tu wychwalałem, jeżeli zagra, to z pewnością nie od pierwszej minuty… Dla Younesa Kaboula to najważniejszy mecz w życiu. Zwróćcie na niego uwagę, bo facet ma wszystko, co potrzebne, by stać się wielkim obrońcą: szybkość, technikę, siłę i odwagę, którą imponuje zwłaszcza podczas niemal bezbłędnych wślizgów, także we własnym polu karnym. Jedyny właściwie feler Francuza to momenty dekoncentracji, ale szczęśliwie zdarzające się coraz rzadziej. Byle nie dziś…