Martin Jol jest wściekły. Jeszcze nie zdążył na dobre rozgościć się w gabinecie trenera Ajaxu, a już pozbawiają go piłkarza, z którym wiązał duże nadzieje, w dodatku dobijając targu z Arsenalem (Jol, jako były trener Tottenhamu, Kanonierów nie lubi). Kibice z Emirates mają powody do zadowolenia: nie dość, że Arsene Wenger ruszył wreszcie na zakupy, nie dość, że Thomas Vermaelen jest naprawdę świetnym piłkarzem, sprawdzonym nie tylko w reprezentacji, ale i w Lidze Mistrzów, nie dość, że wzmacnia najsłabsze ogniwo Arsenalu – defensywę, z której w ubiegłym sezonie porządnie się naśmiewano – to jeszcze irytuje kogoś, kto porządnie zalazł Wengerowi za skórę (pamiętam derby północnego Londynu, podczas których Francuz i Holender całkiem dosłownie skoczyli sobie do gardeł). No i kwota transferu – klubowi właściciele odkręcili kurek z kasą…
Chociaż czy to ostatnie zdanie jest prawdziwe? 10 milionów za Vermaelena to przecież niewiele, skoro za Glena Johnsona trzeba zapłacić 17 milionów. Im większy kryzys dookoła, im poważniejsze kłopoty przeżywają właściciele poszczególnych klubów (patrz: Liverpool), im bardziej niepokojące wieści dochodzą z rynku mediów (Setanta Sports nie była w stanie wywiązać się z umowy i straciła prawa do transmisji 46 meczów Premier League w przyszłym sezonie – na razie nie wiadomo, kto ją zastąpi) – tym spirala transferowa nakręca się coraz bardziej, rodząc podejrzenia, że obserwujemy coś w rodzaju balu na Titanicu. Z jednej strony rośnie inflacja, z drugiej – rosną długi wielu klubów (MU musiałoby sprzedać sześciu Ronaldo, żeby spłacić swoje…), ale najwyraźniej nikogo to nie powstrzymuje.
Na robienie transferowego podsumowania jest oczywiście za wcześnie. Jak dotąd wielkie zakupy rozpoczął jedynie Manchester City, który do Garetha Barry’ego dodaje właśnie Roque Santa Cruza – i obie transakcje to kolejne strzały w dziesiątkę Marka Hughesa. Straty Manchesteru United są równie znaczące jak wzmocnienia rywali z miasta – także straty pod względem prestiżowym, bo do tej pory z Old Trafford odchodzili raczej piłkarze niechciani, a Ronaldo i Teveza trudno traktować w ten sposób. W dodatku Argentyńczyk prawdopodobnie zostanie na Wyspach; ba, może i on przeprowadzi się za miedzę… Trzeba też dodać, że nie cichną spekulacje o odejściu Vidicia, którego żona źle znosi deszczowy klimat. Ale uogólniać przed sierpniem nie ma sensu – już wiemy, że MU (podobnie jak Chelsea i Barcelona) złożył ofertę kupna Ribery’ego, przyjście Valencii wydaje się pewne, prasa spekuluje na temat Benzemy… Dobre powody do wydawania pieniędzy ma zarówno nowy menedżer Chelsea, jak stary menedżer Liverpoolu, wiadomo, że Harry Redknapp i Martin O’Neill muszą sprzedać kilku piłkarzy, żeby sięgnąć po nowych (może będą sprzedawać sobie nawzajem), do wzięcia są nieco przechodzeni gwiazdorzy Newcastle (Owen!), duże wzmocnienia nastąpią w przejmowanym przez szejków Porstmouth. Przede wszystkim jednak: wielkie zmiany w Realu uruchomią karuzelę zmian w innych klubach, bo trzeba będzie znaleźć miejsce piłkarzom wygryzanym ze składu przez Ronaldo i Kakę (podobnie jak trzeba będzie załatać dziury po nich w ich dotychczasowych klubach, a potem w klubach, które pomogły załatać dziury dotychczasowym klubom Ronaldo i Kaki…).
Mnie najbardziej ciekawią losy holenderskiej kolonii na Santiago Bernabeu. Podobno Robbenowi już zagrożono, że jeśli nie odejdzie, nie zostanie zgłoszony do rozgrywek ligowych, a nowego klubu mają szukać również Sneijder, van der Vaart, Huntelaar i Drenthe (van Nistelrooy nie znalazł się na tej liście tylko dlatego, że wciąż leczy kontuzję). Zastanawiam się, czy w kolejce kupców ustawi się Martin Jol; o zainteresowaniu Harry’ego Redknappa słyszałem, ale nie mam złudzeń: myślę, że argument pewnego miejsca w składzie, istotny w kontekście przyszłorocznych mistrzostw świata, będzie niewystarczający i Holendrzy będą wybierać drużyny grające w Lidze Mistrzów. W wirtualu „Football Managera” kupuję wszystkich na pniu, w realu zdumiewam się, że piłkarz przez pół sezonu o głowę wyrastający nad cały Real (myślę oczywiście o Robbenie) okazuje się teraz niepotrzebny…