ŚRODA, 11.50
Powinienem przerzucić się na twittera. Wtedy można by szybciutko odnotować trzeci, rekordowy tytuł menedżera roku dla Davida Moyesa (o menedżerach roku w Premiership porozmawiamy osobno, obiecuję), przeprosiny kontrowersyjnego właściciela Newcastle za spadek z ekstraklasy i jego deklarację złożoną Shearerowi, „Przy tobie, najjaśniejszy Alanie, stoimy i stać będziemy”, a dla własnej satysfakcji także przenosiny Martina Jola z HSV do Ajaxu.
Kłopot w tym, że za bardzo jestem przywiązany do pisania długimi zdaniami, by przerzucać się na twittera. Tym razem jednak ponownie skorzystam z formuły quasi-twitterowej, bo zbyt wiele się dzieje jeszcze przed samym meczem, zbyt wiele pada słów wartych zapamiętania, by czekać z tym do późnego wieczora. Wróćmy np. do kwestii ustawienia Wayne’a Rooneya (Michał Szadkowski twierdzi, że będzie to jego finał; jego i Messiego): szeroko po lewej stronie, zapewne naprzeciwko starzejącego się Carlosa Puyola, któremu już teraz możemy współczuć. W arcyciekawym tekście Mike’a Hensona, opublikowanym na stronie BBC, a przypominającym kilkuletni czas posuchy w menedżerskiej karierze Alexa Fergusona, wypowiada się Andy Roxburgh, dawny trener reprezentacji Szkocji i obecny dyrektor techniczny UEFA: „Myślę, że najlepiej podsumował to Rafa Benitez na jednym z naszych spotkań, mówiąc, że kiedyś czterech piłkarzy STAŁO w polu karnym czekając na dośrodkowanie, a teraz czterech piłkarzy WBIEGA w pole karne. O wiele trudniej kryje się piłkarza, który biegnie na ciebie z głębi pola”.
Gdyby podsumowywać tegoroczny sezon Ligi Mistrzów już teraz, trzeba byłoby zwrócić uwagę także i na to zjawisko: coraz powszechniejszy odwrót od klasycznego 4-4-2.
ŚRODA, 12.30
Nie tylko u nas sport miesza się z polityką. Hiszpański premier Zapatero spodziewa się zwycięstwa Barcelony i twierdzi, że Katalończycy mają najlepszą drużynę w historii. Kłopot w tym, że to samo można powiedzieć o Manchesterze. Komu kibicuje Gordon Brown łatwo odgadnąć: w lutym tego roku na łamach „Observera” ukazał się wywiad z premierem przeprowadzony przez… Rio Ferdinanda, szybko przechodzący w wywiad z obrońcą MU przeprowadzony przez premiera. Skądinąd obaj szefowie rządu chcieliby pewnie zamienić się z Fergusonem i Guardiolą: trenerzy dzisiejszych finalistów to mają dopiero społeczne poparcie…
ŚRODA, 13.15
Do tej pory na kontuzje narzekano raczej w obozie Barcelony. Tymczasem Iniesta i Henry wczoraj trenowali z pełnym obciążeniem, czego nie można powiedzieć o, uwaga, Cristano Ronaldo, którego sfotografowano z zabandażowaną kostką. Gdyby Portugalczyk miał nie zagrać, Berbatow i Tevez, którym nocą wróżyłem ławkę, pewnie by się nie zmartwili. Dla miliarda z okładem telewidzów byłaby to wiadomość hiobowa.
ŚRODA, 13.50
W jednej z przedmeczowych wypowiedzi Alex Ferguson powiedział, że limit szczęścia w Lidze Mistrzów wyczerpał przed dziesięcioma laty, podczas ostatnich kilku minut meczu z Bayernem. Ale i Katalończycy mogli mówić o szczęściu po rewanżowym półfinale z Chelsea, kiedy bramka Iniesty padła w 93. minucie, a wcześniej Londyńczycy nie doczekali się podyktowania choćby jednej jedenastki. Przypominam sobie także bramkę Bakero w doliczonym czasie gry meczu Barcelony z Kaiserslautern w 1992 r., w drodze po Puchar Europy właśnie. Czyli w tym akurat punkcie: remisowo.
I z zupełnie innej beczki: Uli Hoeness przyznał, że Manchester United w sposób dość niekonkretny pytał o Ribery’ego; zdaniem Bawarczyka klucz do ewentualnego transferu leży w przyszłości Cristiano Ronaldo. Jeśli się nie mylę, pierwsze pogłoski o Riberym i Manchesterze pojawiły się w dniu meczu półfinałowego.
ŚRODA, 14.15
Spróbujmy zrozumieć taktykę Barcelony: wysoki pressing, zmuszający rywali do błędu i straty piłki, a potem rozgrywanie tej piłki do czasu, gdy uśpieni rywale popełnią kolejny błąd (w rewanżowym półfinale z Chelsea Barca czekała wyjątkowo długo, ale w posiadaniu piłki była przez 71 proc. czasu gry; przewagę w posiadaniu piłki, choć pewnie nie tak wielką, osiągnie i dzisiaj). Gdy trzeba: rajd Henry’ego, gdy trzeba drybling szukającego pojedynku jeden na jeden Messiego, szybkość i dokładność podań, bajeczna technika indywidualna, których najwspanialszy popis zobaczyliśmy podczas niedawnego meczu z Realem. Pięciu zawodników (plus bramkarz) oddanych defensywie, pięciu niezawracających nią sobie głowy – co zresztą może odpowiadać myślącym o kontrach Czerwonych Diabłów; ładnie rozrysowała to dzisiejsza „Gazeta Wyborcza”. Pięta Achillesa: defensywa, z niechcianym w Manchesterze Geraldem Pique, który przyznał się zresztą, że próbował pomóc Guardioli w rozpracowaniu słabych punktów MU. Jego słabe punkty znają w Manchesterze aż za dobrze.
ŚRODA, 15.10
Jednak Rooney po prawej stronie? Oliver Kay donosi, że większość wczorajszego treningu Anglik spędził przy prawej linii, wymieniając podania z Johnem O’Shea i ćwicząc dośrodkowania – a podobnie zachowywali się po lewej stronie Evra i Park. Czyli to Koreańczyk będzie podwajał krycie Messiego – przynajmniej do czasu, kiedy Alex Ferguson zdecyduje się zamieszać w ustawieniu. Ronaldo oczywiście zagra.
ŚRODA, 15.40
Statystyczny drobiażdżek. Że Lionel Messi jest najlepszym strzelcem tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, wiemy: zdobył osiem bramek, ale oddając zaledwie 11 strzałów na bramkę. Ronaldo zdoły cztery bramki, strzelał 32 razy, z czego 21 niecelnie.
A wśród wszystkich zmagań dzisiejszego dnia, śledzimy i te ze złamaną nogą. Rafał, powodzenia.
ŚRODA, 16.10
Oczywiście może być i tak, jak pisze BJK1985: mecz bez fajerwerków, skromne 1-0 i gol Vidicia po jakimś stałym fragmencie gry. Może to wcale nie bohaterowie z okładek będą dziś błyszczeć, a decydującymi akcjami popiszą się obrońcy? Ktoś zawali krycie, Puyol albo Vidić znajdą trochę miejsca i po zawodach…
Wczoraj minęła setna rocznica urodzin Matta Busby’ego, który za zgodą władz UEFA zostanie uhonorowany przed pierwszym gwizdkiem specjalną mozaiką na sektorach kibiców Manchesteru. Sprawa nieoczywista, bo przecież będzie to ekstra motywacja dla piłkarzy z Anglii. W dziewięćdziesiąte urodziny Busby’ego Manchester wygrał z Bayernem, co zapamiętałem na całe życie: po tym, jak polska telewizja urwała transmisję wkrótce po końcowym gwizdku, przeniosłem się na RTL, ale Niemcy również nie zamierzali pokazywać euforii piłkarzy Manchesteru. Przełączyli się do studia, gdzie dziennikarz i elokwentny zazwyczaj Franz Beckenbauer długą chwilę siedzieli w kompletnym milczeniu (w telewizji! na żywo!!). Któryś z nich wypowiedział wtedy to jedno, jedyne zdanie: futbol jest okrutny.
ŚRODA, 17.05
Nie było jeszcze o sędziach, którzy przed meczem uczestniczyli w audiencji generalnej Benedykta XVI (podobnie zresztą jak wielu kibiców Barcelony i arcybiskup tego miasta). Massimo Busacca nieraz już w meczach o stawkę sięgał po czerwone kartki, ale potrafił się też mylić (np. podyktował jedenastkę i wyrzucił z boiska Waszczuka podczas meczu Hiszpania-Ukraina na mundialu w Niemczech, chociaż faul – jeśli w ogóle miał miejsce – to przed polem karnym). Rooney powinien uważać na wślizgi.
A co się tyczy przedmeczowej odprawy Alexa Fergusona, swoje przemówienie Szkot układał w środku nocy, bo – jak mówi – „te rzeczy” zawsze przychodzą mu do głowy nocą. Wiemy mniej więcej, co zamierza osiągnąć podczas ostatniej rozmowy z piłkarzami Guardiola: „Chcę, żeby czuli się wspaniale, także z tego powodu, że patrzy na nich cały świat. Chcę, żeby byli odważni i czuli, że jeżeli tu są, to po to, żeby zagrać tak, jak potrafią – pięknie. W finałach często myśli się ‘wszystko albo nic’, ale takie myślenie powinniśmy zostawić w szatni i grać tak, jak w ciągu całego tego sezonu”. Czego sobie i Wam życzę.
ŚRODA, 18.05
John Terry o meczu w radiu BBC: „Rzucę pewnie okiem na wynik w przerwie albo po meczu. Poza tym pewnie wykąpię dzieci i pójdę wcześnie spać”. Cóż, łączy nas niewątpliwie konieczność wykąpania dzieci, poza tym jednak, cóż… jestem zdziwiony.
ŚRODA, 19.10
Zdziwił mnie Terry (patrz poprzednia notatka), bo po przegranym półfinale umiał się znaleźć: odwiedził szatnię Barcelony i gratulował jej sukcesu, a poza tym oglądanie takich spotkań w przypadku każdego piłkarza i trenera wydaje mi się jazdą obowiązkową. No chyba że to tylko prowokacja i tak naprawdę obejrzy… Za chwilę mecze reprezentacji, więc pewnie Carrick, Ferdinand, Rooney czy sensacyjnie powołany Gary Neville go odpytają.
Zaglądam na zaprzyjaźnione strony i widzę, że blogowanie na żywo staje się coraz powszechniejsze. Jako człowiek staroświecki przypomnę, że pierwszy był Rafał Stec.
ŚRODA, 19.30
Jest rozgrzewka, więc za chwilę poznamy też składy. Dobrze poinformowana Marca zresztą już podaje jedenastkę Barcelony: Valdes – Puyol, Toure, Pique, Sylvinho – Busquets, Xavi, Iniesta – Messi, Eto’o, Henry. W sumie trudno mówić o niespodziance: wysoki i silny Busquets wyparł ze składu Keitę. Z Chelsea grali obaj, ale wtedy nie mógł wystąpić Thierry Henry.
Dla podgrzania atmosfery proponuję reklamówkę ITV. Widać nawet Kuszczaka…
ŚRODA, 19.50
A teraz wiemy już wszystko. Skład Manchesteru w tej postaci podałem o świcie, więc nie będę przepisywał. Jeszcze przed odlotem do Rzymu narzekał Berbatow, że wciąż nie czuje się tu „członkiem rodziny”, więc na razie nie jest mu dane poczuć się nim choć trochę bardziej. Podobnie rzecz ma się z Tevezem, o którego kibice Manchesteru walczą z klubowym zarządem, a nawet z sir Alexem („Fergie, Fergie, sign him on” – śpiewali, zakłócając nawet wystąpienie menedżera podczas świętowania mistrzostwa Anglii po meczu z Arsenalem) – oczywiście Berbatow zostanie w klubie, cokolwiek dziś się wydarzy; przyszłość Teveza ma się rozstrzygnąć jeszcze w tym tygodniu.
Wielką szansę na wejście do rodziny ma natomiast Anderson – piłkarz, który ewidentnie skorzystał na półfinałowych pomyłkach sędziowskich, bo dzięki nim (konkretnie: dzięki kartce Fletchera) wychodzi w pierwszym składzie.
A romantycy są zachwyceni, że od pierwszej minuty oglądają Ryana Giggsa. I martwią się, że Gary’ego Neville’a nie widzą nawet na ławce rezerwowych. Obecnego oczywiście w Rzymie Fabio Capello ta wiadomość nie ucieszy.
ŚRODA, 20.10
Koguci akcent na zakończenie: Harry Redknapp stawia (suprise, suprise…) na Manchester United. A „na zakończenie”, bo teraz oglądam – do komentowania wrócę, jak już będzie po wszystkim.
Może jeszcze tylko wyznanie: kiedy w czasach młodości chodziłem na mecze zaczynające się, powiedzmy, o szesnastej, pamiętam, że nie mogłem wysiedzieć w domu od wczesnego rana. Wychodziłem o dziewiątej i szedłem piechotą przez całe miasto (a miałem naprawdę daleko), zgarniając po drodze podobnych sobie frików, którzy również nie mogli już wytrzymać, a i tak na stadion przychodziliśmy jeszcze przed otwarciem bram. Nagle zrozumiałem, że to całodzienne blogowanie jest także formą radzenia sobie ze swoim własnym szaleństwem…