Ja naprawdę świetnie wiem, co to znaczy. Najdalszy jestem od nabijania się. „Najbardziej niebezpieczny wynik to dwubramkowe prowadzenie”, powtarzam, nauczony wieloletnim doświadczeniem, w którym były także wypuszczane prowadzenia trzybramkowe, i to do przerwy (z Manchesterem United, w 2001 roku, skończyło się 3:5, z Manchesterem City trzy lata później – 3:4). Oczywiście kibice Kanonierów też mogli się przyzwyczaić: w 2011 na przykład prowadzili z Newcastle już 4:0, i to aż do 68. minuty, by dać sobie odebrać zwycięstwo; z Anderlechtem w 2014 po godzinie gry było 3:0, a skończyło się 3:3. Z Tottenhamem, w 2010, było 2:0 na Emirates do 50. minuty – skończyło się 2:3. Naprawdę może wejść w nawyk. Gole tracone do szatni, bezsensowne kartki, podarowane rywalom karne, bramki samobójcze, ekscentryczna rywalizacja z sąsiadem na roztrwonienie przewagi – klasyczne przejawy wirusa północnolondyńskiego. Czytaj dalej
Najbardziej niebezpieczny wynik
13 komentarzy