Trzy akapity, a właściwie trzy nazwiska, albowiem trzy osoby symbolizują dla mnie zatrzaśnięte wczoraj okno transferowe w Premier League. Żeby było jasne, żadna z nich nie jest piłkarzem. Osoba pierwsza: Franco Baldini, nowy dyrektor sportowy Tottenhamu. Osoba druga: Ed Woodward, nowy dyrektor wykonawczy Manchesteru United. Osoba trzecia: Ivan Gazidis, nie tak znów nowy dyrektor wykonawczy Arsenalu. Trzy nazwiska i trzy strategie: planowanie, chaos i cierpliwość.
O zatrudnienie Baldiniego Andre Villas-Boas dopominał się już w trakcie poprzedniego sezonu, zbyt dobrze pamiętając frustrujące zabiegi Daniela Levy’ego, który niemal do ostatnich minut ubiegłorocznego letniego okienka usiłował sprowadzić do Tottenhamu Leandro Diamao i Joao Moutinho, w obu przypadkach dając się pokonać tykającemu zegarowi. Kiedy maj 2013 przyniósł rozczarowanie (Arsenal i tym razem okazał się lepszy, mimo rekordowej ilości punktów w historii występów Tottenhamu w Premier League), Villas-Boas zabrał drużynę na pokazowy mecz na Jamajce. Piłkarze mogli się wspólnie zrelaksować, omawiając przy okazji, co poszło nie tak, a trener i prezes odwiedzili właściciela Tottenhamu, multimilionera Joe Lewisa, na co dzień trzymającego się z dala od spraw klubowych. To właśnie wtedy zdecydowano o sprowadzeniu Baldiniego i rozpoczęto przygotowania do okienka transferowego, określając budżet i najpilniejsze cele. Powtórzę to, co napisałem jeszcze przed zamknięciem okna: gdyby nie podkupienie Williana przez Chelsea, Tottenham (podobnie zresztą jak Manchester City, gdzie odpowiedzialny za transfery jest inny dyrektor sportowy, Txiki Begiristain) zakończyłby kupowanie jakieś 10 dni temu. Bilans zakupów? Siedmiu nowych piłkarzy, gruntownie odświeżony środek pomocy, gdzie pojawili się szybcy i agresywni Capoue czy Paulinho, Bale zastąpiony zarówno silnym i błyskotliwym lewoskrzydłowym (Chadli), jak wiotkim rozgrywającym typu „dziesiątka” (Eriksen) i rozdryblowanym, by użyć określenia Rafała Steca, atakującym z obu skrzydeł, ale też zza pleców wysuniętego napastnika Lamelą. Konkurencję w ataku zwiększył Soldado, a w obronie za pieniądze ze sprzedaży Caulkera udało się kupić Chirichesa – nie dość, że tańszego, to o wiele swobodniej niż młody Anglik czującego się z piłką. Pytania o sezon Tottenhamu nie są więc pytaniami o personel, ale o zdolność wytrzymania presji, związanej z powszechnym przekonaniem, że po tych zakupach drużyna powinna awansować do Ligi Mistrzów, i o szybkość zintegrowania nowych zawodników w drużynę – ale możliwości manewru, jakie Villas-Boasowi dał Franco Baldini, są oszałamiające.
Inaczej niż Woodward Moyesowi. Wszyscy pamiętamy, jak dyrektor opuszczał nagle azjatyckie tournee Manchesteru United i wracał do kraju, żeby dopiąć jakiś spektakularny transfer. Nic podobnego się nie wydarzyło: wakacje upłynęły pod kątem pytań o przyszłość Wayne’a Rooneya, braku asertywności na rynku, a później chaotycznych działań, których skutkiem było powiększenie sumy, jaką trzeba było ostatecznie zapłacić za Fellainiego, o 4 miliony. Do końca lipca w kontrakcie Belga obowiązywała wszak klauzula, umożliwiająca wykup za 23,5 miliona funtów, MU nie zdecydował się na jej uruchomienie i ostatecznie musiał wydać 27,5 miliona. Nie udało się z Thiago Alcantarą i Ceskiem Fabregasem, nie udało się z Anderem Herrerą (jedną z sensacji dnia wczorajszego było pojawienie się w biurach ligi hiszpańskiej hochsztaplerów, usiłujących sfinalizować transfer tego zawodnika), Samim Khedirą, a nawet Wesleyem Sneijderem, zapewne prześlepiono okazję sięgnięcia po Ozila – pieniądze, jakie Arsenal wydał ostatecznie za niemieckiego rozgrywającego, spoczywały przecież na klubowych kontach, skoro Czerwone Diabły myślały o kupnie Fabregasa. Osobną kwestią – chciałoby się powiedzieć: kompromitacją w stylu dawnego Tottenhamu, było niezałatwienie w porę wypożyczenia Coentrao z Realu; ogłoszone już, ale ostatecznie niesfinalizowane (jak się teraz czuje Patrice Evra?) w obliczu wcześniejszego fiaska związanego z kupnem Leightona Bainesa. Pytania o sezon MU są pytaniami o zdrowie Rooneya, przyszłość Kagawy, stopień kreatywności, he, he, Fellainiego, i o to, jak wiele punktów zapewnią gole van Persiego – ale kibice klubu otwarcie przyznają, że po kilku miesiącach pracy Eda Woodwarda zatęsknili za Davidem Gillem.
Ivan Gazidis mówił o budżecie Arsenalu mniej więcej to, co Woodward o budżecie MU – że klub ma pieniądze i ambicje sprowadzenia zawodników światowej klasy. On również długo ponosił porażki („nie” usłyszał m.in. w związku z Higuainem i Suarezem), ale zachował spokój i w końcu udało mu się odpalić największą transferową bombę tego okna. Dawno już do Arsenalu, ba: do całej Anglii nie przychodziła gwiazda świecąca tak jasno na europejskim firmamencie – nawet jeśli Ozil przyznaje, że z poprzedniego klubu został wypchnięty, i tak jest to wielkie osiągnięcie jego nowego pracodawcy, który zdołał zawczasu przewidzieć, że przeprowadzka do Madrytu Isco i Bale’a może skutkować dostępnością Ozila. Podobno pierwsze badania medyczne Niemca przeprowadzono już przed tygodniem… Ale nazwisko Gazidisa przywołuję nawet nie w związku z transferem fantastycznego rozgrywającego, tylko w związku z komunikatem zawartym w oświadczeniu ogłoszonym przy tej okazji. Poza standardowymi zdaniami o „ekscytującym dniu”, dyrektor mówił wczoraj głównie o większościowym udziałowcu klubu, Stanleyu Kroenke, i jego nieustannym wsparciu „dla Arsene’a i Klubu”, mającym na celu „dokonanie znaczących inwestycji dla wzmocnienia naszego składu i sprowadzenia utalentowanych zawodników, którzy odpowiadają naszym ambicjom i naszemu stylowi gry”. Owszem, piarowska nowomowa, ale można z niej wydobyć to, co najważniejsze: „Jak my wszyscy, pan Kroenke chciałby widzieć Arsenal kolekcjonujący mistrzostwa i puchary, i ma absolutną wiarę i zaufanie, że nasz menedżer będzie w stanie tego dokonać”. Pytania o sezon Arsenalu są więc jedynie pytaniami o niekupionego napastnika (choć nawet w przypadku kontuzji Giroud warto pamiętać, jak przed rokiem o grę na środku ataku upominał się Walcott) i jakość linii defensywnej (powiedzmy, że defensywnego pomocnika udało się odzyskać z Milanu…). Na to najważniejsze – o przyszłość Arsene’a Wengera i to, czy jest właściwą osobą na właściwym miejscu – Ivan Gazidis już odpowiedział.