Anglia dla Anglików

Wczoraj wiózł mnie do domu taksówkarz z biało-czerwoną flagą na samochodzie. Czuję, że nieubłaganie zbliża się moment, w którym i ja zacznę zajmować się tym, czym żyje naród – wszak do meczu z Niemcami zostało 11 dni. Na razie jednak zaryzykuję konkurencję z Football Freakiem i pooglądam tabelki, BBC publikuje bowiem statystyki dotyczące piłkarzy angielskich rozpoczynających mecze Premiership w pierwszych składach swoich drużyn.

Okazuje się, że po kilku latach stopniowego zwiększania liczby grających w ekstraklasie Anglików (od 179 w sezonie 2002/03 do 191 w sezonie przedostatnim) dziś zostało ich 170. Tylko 170 z 498 piłkarzy, którzy wychodzili w pierwszych jedenastkach było Anglikami – niewiele ponad jedna trzecia. Największe zaufanie do rodzimych futbolistów mają w West Hamie (6,61 piłkarza angielskiego na jedenastu; uwaga, trenerem jest Anglik), najmniejsze w prowadzonym przez Francuza Arsenalu (0,34).

Jeśli doczytaliście do tego miejsca, uspokajam: więcej liczb nie będzie. Pojawią się natomiast pytania o cenę sukcesu najchętniej oglądanej, a zdaniem wielu – zwyczajnie najlepszej ligi świata. Sprawa wygląda względnie prosto: wszyscy chcą patrzeć na mecze Premiership, więc i wszyscy chcą za nie płacić. Pieniądze przyciągają (zwróćcie uwagę na listę najlepiej zarabiających piłkarzy – najwięcej spośród nich występuje na Wyspach), kluby zatrudniają zagranicznych trenerów, którzy nie mają zahamowań w sięganiu po swoich rodaków bądź piłkarzy ze swojego kręgu językowego. Żeby interes się kręcił i z nadzieją na przyszłe zyski, do angielskich klubów sprowadza się dzieci z całego świata: w akademii Tottenhamu ćwiczą Szwed, Norweg, Czech, Bask, Kanadyjczyk, Serb z Kosowa, Irakijczyk, a o tym, jak rzecz wygląda w Arsenalu strach pomyśleć (grający dziś w Blackburn David Bentley twierdzi, że w szkółce Kanonierów spotkał przedstawicieli co najmniej 15 narodowości). Paszportów się nie sprawdza, sprawdza się umiejętności, ale wszystko to powoduje, że młodym Anglikom trudniej się przebić. Zresztą szkolenie ich od podstaw jest zwyczajnie bardziej kosztowne od wynajdywania utalentowanych dzieciaków z krajów na dorobku.

Jak widać interes ligi niekoniecznie jest interesem federacji: wspomniany tu Bentley został reprezentantem Anglii dopiero po zmianie klubu na gorszy, bo w Arsenalu nie dostawał szans na grę. To dlatego sprawa jest dyskutowana przez FIFA, a Sepp Blatter opowiada się za wprowadzeniem we wszystkich ligach krajowych limitu obcokrajowców, np. według systemu 6 obywateli danego państwa na 5 cudzoziemców. Tylko jaki w tym zysk dla kibiców danego zespołu: zamieniać lepszego obcego na gorszego swojaka? Czy ograniczanie swobód, reglamentacja, może kiedykolwiek przynosić dobre skutki? Dlaczego w takim razie nie wprowadzić np. odgórnego zakazu wydawania przez kluby więcej niż ściśle określoną sumę pieniędzy rocznie? Na pierwszy rzut oka widać, że propozycje Blattera są niezgodne z prawem Unii Europejskiej.

Nie będę ważył racji w tym sporze. Odnotuję tylko, że Anglicy znaleźli wreszcie usprawiedliwienie dla nieobecności swojej drużyny na Euro. To naprawdę musi boleć: w chwili kiedy bardzo wielu grających w Premiership cudzoziemców szykuje się do występów w Mistrzostwach Europy, sami Anglicy przygotowują się do meczów towarzyskich z USA i Trynidadem.

PS. Przepraszam Szymana, że kolejny raz go rozczarowuję. Zamierzam się poprawić i przestać być tak okropnie anglocentryczny – w kontekście Euro byłoby to zresztą niemożliwe 🙂

21 komentarzy do “Anglia dla Anglików

  1. ~Robbie

    Przed niespełna miesiącem miałem okazję uczestniczyć w bardzo ciekawej konferencji zorganizowanej przez Birkbeck College. Jej tematem była właśnie angielskość w angielskiej piłce oraz „roztapianie” się tegoż lodowca.Outline można zobaczyć tutaj: http://www.sportbusinesscentre.com/news/2008-05-01Nie chcę wchodzić w szczegóły kto i co dokładnie mówił, ale co mi najbardziej utkwiło w pamięci (bez zaglądania w notatki):* prezentacja przedstawicieli Athletic de Bilbao (jak dla mnie po hiszpańsku mówili wyraźniej aniżeli Kasylijczycy!), o szkółkach piłkarskich, akademiach, nakładach na młodzież, budowaniu przywiązania do barw, ich globalnym rynku transferowym (bodajże 14 piłkarzy na świecie mogą jedynie kupić), tradycji oraz niesamowitych sukcesach sportowych, marketingowych oraz politycznych.* Signore Ricci z La Gazetta dello Sport o tym jak niewielu Włochów oraz Hiszpanów dało sobie radę na Wyspach, jak niewielu latynoskich piłkarzy przebiło się przez akademie, ale jak byli zadowoleni z podjęcia decyzji o przyjeździe do UK i ile ich to nauczyło.* Niemalże wzruszający i sentymentalny monolog Gordona Taylora (szefa LMA), który bezpośrednio stał za publikacją raportu, o tym ile Anglia traci na „globalizacji”, jak ważny jest udział angielskich piłkarzy w angielskiej lidze szukając tego skutków w społeczeństwie. Dwie kopie tego raportu mam u siebie (pełen jest podobnych wykresów jakie wczoraj zaprezentowało BBC, chętnie bym zeskanował, ale format wydanie to jakieś A1 czy A0 jeżeli taki istnieję – po prostu wieeeelkie jak płachta).* mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Termin do zapamiętania „foot-drain” zaciągnięty od „brain-drain” – piłkarska odpowiedź m.in. na rozwój UE oraz globalizację własnie.De facto na tej konferencji dziennikarze BBC też byli, aż dziw bierze, że dopiero teraz o tym piszą, widać inne tematy się wyczerpały, a to jest evergreen na najbliższy miesiąc czy dwa dla Anglików.

    Odpowiedz
  2. ~Michał

    Umiejętności to jedna rzecz. Druga to nastawienie. Nie pamiętam gdzie i kiedy czytałem jeden artykuł, w którym autor krytykował zmiany społeczne w Anglii. Tam dzieci i młodzież mają praktycznie wszystko, mogą spędzać czas imprezując, grając w gry komputerowe, czatując i robiąc milion innych, beztroskich rzeczy, już nie mówiąc o fast-foodach czy nie dbaniu o kondycję fizyczną. Natomiast kariera piłkarza to wysiłek. Trzeba chodzić regularnie na treningi, wylewać wiadra potu, zmagać się z bólem i rozczarowaniami, a nie ma żadnej gwarancji, że nie skończy się na poziomie Conference. Wprowadzenie jakichś limitów, nieważne czy to będzie 6+5 czy jakaś inna kombinacja, niewiele da, jeśli nie zmieni się mentalności rodziców i dzieci, a o to naprawdę trudno w bogatym społeczeństwie, nastawionym głównie na konsumpcję. Zresztą samo wprowadzenie limitów raczej nie przejdzie, prędzej doczekamy się, przynajmniej tak zakładam, reformy systemu szkolenia, może likwidacji akademii w klubach. Dość rewolucyjnym rozwiązaniem byłoby za to powoływanie do kadry zawodników, którzy grają w Championship, ale to byłby jasny sygnał, że Premier League jest za silna dla Anglików.PS To miłe o tej konkurencji 🙂

    Odpowiedz
    1. ~Robbie

      Właśnie społeczeństwo i jego struktura są w tym wszystkim najważniejsze. To co napisałeś dokładnie opisał Gordon Taylor właśnie.Kiedyś dzieciaki grały w piłkę na ulicach, spędzały tak całe dnie. Teraz, kiedy już 6-7-letnie dzieci mają telefony komórkowe, iPody, iPhone’y i inne takie cuda – już im się nie chce uganiać i męczyć za niepewną przyszłością.Twórcy raportu ogólnie byli przeciwko limitowi obcokrajowców, bowiem obniży to poziom ligi. Ok, można na siłę do każdej jedenastki wrzucić 5 czy 6 Brytyjczyków, ale odbije się to na poziomie całych rozgrywek. To właśnie dlatego the FA wykłada naprawdę wielkie pieniądze na grassroots football i szkolenie od podstaw jak największej liczby ludzi, aby ich do tego zachęcić.Czytając dzisiejszą gossip column na BBC http://news.bbc.co.uk/sport1/hi/football/gossip_and_transfers/7422933.stm nie znalazłem wzmianki, aby jakikolwiek klub Premiership chciał zatrudnić Anglika…Czy Premiership jest w ogóle jeszcze ligą angielską?Ta sytuacja z Premier League i obcokrajowcami to zamknięte koło, które się zawęża, aż w końcu może przypominać stryczek. Z jednej strony najlepsza piłkarska liga świata (zaraz za NFL ;p), z drugiej najsłabsza reprezentacja i coraz mniejszy procent przedstawicieli lokalnej nacji. I jak tu nie myśleć o 39. meczu?

      Odpowiedz
      1. ~kkogut

        Jest jeszcze jeden problem: angielscy piłkarze są drodzy tylko z tego powodu, że są Anglikami. Każdy młody bramkarz kosztuje krocie, średni napastnik osiąga ceny niebotyczne (Darren Bent droższy od Henry’ego!?). Co tu się dziwić, że w sumie wolą kupować obcokrajowców.

        Odpowiedz
        1. ~Robbie

          Za niesprawdzonego nastolatka z Southampton, Arsenal musiał zapłacić ok. 15mln funtów. Spurs mogą mieć dos Santosa (nadal w to nie mogę uwierzyć!) za jedyne 12,5mln! Crouch dostał cenę 15mln funtów od Beniteza i się teraz wścieka.Dlatego zadajmy sobie pytanie:Dlaczego angielscy piłkarze są tacy drodzy? Jeżeli koszty ich wytrenowania są nieadekwatne do cen w porównaniu z resztą świata, to dlaczego te kluby nadal posiadają wielkie piłkarskie akademie? Gdzie młodzi piłkarze już tam dostają pierwszą kasę. Nie takie mam wspomnienia z Polski, gdzie było kilka drużyn juniorskich w każdym klubie, kilku trenerów, a do tego za wszystko i tak trzeba było płacić, bowiem kluby za biedne…Czy Anglia ma szansę na odbudowanie swojego zaplecza? Czy jej w ogóle na tym zależy? Ile osób do kupienia biletu/obejrzenia meczu w tv/ zmotywuje osoba Walcotta, a ilu dos Santosa?

          Odpowiedz
          1. ~kkogut

            Tym dos Santosem bym się nie napalał. Gazety angielskie codziennie pełne są takich rumours, jedni powatarzają po drugich itd. A czy będą chcieli oglądać Walcotta: będą, bo uważają, że jest naprawdę dobry. To jest trochę podbite nacjonalizmem – w kibicowaniu są bardzo nacjonalistami. To na tym polega, że ma jakiś piłkarz osiemnaście lat i jest wielką nadzieją. Nie gra jeszcze dobrze, ale wszyscy wierzą, że będzie dobrze grał w przyszłości. A kiedy wreszcie szydło wychodzi z worka, wtedy jest następny genialny. Czy nie tak było np. z Jenasem, kreowanym na geniusza jeszcze w czasie Newcastle? Albo z Lennonem, którego McClaren lansował, ale Capello nie dostrzega. Oni po prostu myślą, że to NAPRAWDĘ są gwiazdy. A jakie to gwiazdy, widać było z Chorwacją. Teraz też się męczą z Amerykanami

          2. ~Robbie

            Męczą i wymęczyli ;-)Co do dos Santosa to najbardziej szokuje mnie jego naprawdę niska cena! 12,5mln jest naprawdę jak nic.Świeżutkie z BBC o kasie (ileż się o to rozbija): http://news.bbc.co.uk/1/hi/business/7423254.stmbtw. Jeden z tematów poruszanych na wspomnianej przeze mnie konferencji to właśnie wiek piłkarzy. Średni wiek debiutu piłkarzy z akademii w Premiership jest najniższy spośród wielkiej 5, jakoś ok. 18 lat, podczas gdy w Serie A to ok. 22 lat. Sens był taki, że Anglicy się wypalają (psychicznie i fizycznie) zanim osiągną szczyt możliwości piłkarskich.P.S. Te wszystkie posty mogą jednak udowadniać, że miał Pan rację z sensem „blogową” dyskusją 😉 pozdrawiam

          3. ~Michał

            Są drodzy, bo angielskie kluby mają pieniądze i winduje się ceny w górę, zwłaszcza jeśli ktoś jest młody i utalentowany, albo za takiego uchodzi. Darren Bent to chyba najlepszy dowód na to, że za Anglika można sporo przepłacić tylko dlatego, że jest Anglikiem.Z Benitezem jest inna sprawa, on za każdego zawodnika żąda wagonów pieniędzy, za Dudka chciał, o ile mnie pamięć nie myli, pięć czy sześć milionów funtów, za Carsona teraz podyktował cenę dziesięciu milionów funtów, a wszystko po to, żeby dogonić wielką trójkę. Jak trafi się ktoś, kto zapłaci tę wygórowaną cenę, to OK, ale w większości przypadków łatwiej odejść na zasadzie wolnego transferu, niż zostać sprzedanym za taką cenę.

          4. ~Michał Okoński

            My tu sobie rozmawiamy (dziękuję i proszę o jeszcze, bo jest bardzo ciekawie – informacje z konferencji w Birkbeck College przestudiowałem, drukując sobie niektóre pdfy, szkoda że nie ma wśród nich tez wypowiedzi Taylora), a Daily Telegraph informuje, że zarobki piłkarzy Premiership przekroczyły właśnie miliard funtów. Wklejam linka, choć ustawienia Onetowskie uniemożliwiają szybkie z niego korzystanie; trzeba po prostu przekopiować całość i skasować wygenerowane przez system spacje:http://www.telegraph.co.uk/sport/main.jhtml?xml=/sport/2008/05/29/sfnpre129.xmlBardziej szczegółowe informacje dotyczące klubów, ich obrotów, zadłużenie etc. znajdziecie z kolei tutaj:http://www.telegraph.co.uk/sport/main.jhtml?xml=/sport/2008/05/29/sfndel129.xmlMyślę, że coś z tego wynika dla tej rozmowy – podobnie jak z informacji, że przedstawiciele UE już orzekli, iż wprowadzenie proponowanych przez Blattera „limitów” jest niezgodne z unijnym prawem.Tyle na szybko, w przerwie między „Tygodnikowymi” zajęciami.

          5. ~Robbie

            Patrząc na te wszystkie liczby, cyfry – obiektywnie, nie jako sympatyk Chelsea – mogę śmiało powiedzieć, że:a) pieniądze grają dużą rolę;b) sukces można kupić;c) bez nich sukcesu się nie osiągnie. (Havant&Waterlooville to wyjątek potwierdzający regułę)Nawet Arsenal święty w tym wszystkim nie jest…To może być ciekawy temat dla Tygodnika (o ile już nie pojawił się wcześniej): pasja milionów (miliardów), etyka a pieniądze. 39 milionów euro za Essiena -> ile szkół, szpitali można byłoby zbudować w Ghanie za jednego piłkarza? Ostatnie doniesienia o C. Ronaldo i breaking newsy breakujące poprzednie breaking newsy mówią o coraz większej kasie za niego. W Ameryce już od dawna jest salary cap, strach pomyśleć, co by się tam działo, jakby nie było limitów.Rozumiem, że pieniądze w sporcie pojawiają się, bowiem więcej i więcej ludzi chce śledzić rozgrywki (na stadionach, w tv). Podpisuję się także pod słowami Billa Shankly’a, że futbol „to coś więcej niż kwestia życia i śmierci”. Jednakże dotyczy to wyników, emocji, a nie pieniędzy.To jest temat na dłuższą i bardziej wnikliwą debatę. Lecę na Craven Cottage ;-)P.S. Slajdów z wypowiedzią Taylora niestety w necie raczej nie będzie. Była jedynie nagrywana na kamerze dla potrzeb Birkbeck, natomiast sam Taylor wszystko mówił dosłownie z serca, nawet nie wspomagał się kartą papieru.

          6. ~ks. Andrzej Draguła

            Przyznaję, że kibicem jestem „młodym”, bo choć mam trochę lat, śledzę piłkę od niedawna. Może właśnie dlatego tym bardziej szokuje mnie to, co widzę. Podobno na boisku pieniądze nie grają. Oby! Na pewno grają poza. Trudno z tą tezą dyskutować. Piłka to „big money”, nawet nie wiedziałem, jak bardzo „big”.Przepływ kasy między sponsorami, klubami, zawodnikami i ich gaże są czasami niewyobrażalne. Chyba większe niż w show businessie, dlatego nie wiem, dlaczego nie mówi się potocznie „sport business” zamiast tylko „sport”.Pytanie o granice moralnych pieniędzy jest istotne. I nie wiem, jakie wyznaczyć kryteria. Popyt i podaż. To jedno. Są tacy, którzy chcą płacić. Przykład z innej beczki. Jeden z księży stawia gigantyczną świętą figurę. Zapytany, dlaczego nie przeznaczy tych pieniędzy dla biednych dzieci ze świetlicy, powiedział, że są tacy, co dadzą na pomnik, a na dzieci nie. Po prostu. Są tacy co dadzą na piłkę, a na dzieci nie. Ostatnio byłem na publicznej debacie o finansowaniu kultury w moim mieście. Ten sam problem, dlaczego tyle na kulturę, a TYLE na żużel. Bo żużel się sprzedaje. Jak piłka. Im lepsza tym droższa. Zastanawim się czasami, czy samo oglądanie tego piłkarskiego – sorry! – cyrku za wielka kasę jest moralne. W końcu też ten cyrk nakręcam. Budżet niejednego klubu to czasami lwia część budżetu jakiegoś państwa w tropiku. Owszem, ale w tym tropiku, jak tylko odbiją się od ekonomicznego dna, to co robią? Fundują ekipę piłkarską. Ludzie chcą się bawić i można na tym zarobić. Nowe kółko w wielkiej machinie, kolejna zębatka w trybach.Kluby to jedno. Piłkarze to drugie. I tu myślę czasami, że to chyba niemoralne. Kasa powinna być wypadkową pracy, zaangażowania, odpowiedzialności, poświęconego czasu i czegoś pewno jeszcze. Ja mu nie zazdroszcze. Uczciwie zarobił. Nie ukradł. Jestem przeciwnikiem finansowego egaliztaryzmu, że powinno być po równo jak w komunie albo w Ewangelii. Nie, nie powinno. Ale powinno być relatywnie, w sensownej proporcji. To chyba jednak chore, gdy jeden człowiek zarabia przez dzień tyle co drugi przez miesiąc albo nawet rok. Wiem, apetyt wzrasta w miarę jedzenia. Potrzeby też, zawsze można mieć czegoś więcej, być gdzieś dłużej, użyć lepiej. Najtrudniejszą chyba rzeczą na świecie jest umieć poprzestać na tym, co konieczne i nie wmawiać sobie, że każde następne co można posiąść, też konieczne jest. W końcu wszyscy mam ten sam skład chemiczny. Myslę, że trzeba by rzucić temat na łamy TP. Chętnie posłuchałbym i tych co biorą i tych, co płacą. Futbol jest okrutny! Aha, jest jedno wyjście, nierealne. Zlikwidować popyt. Przestać chodzić, oglądać, podniecać się, egzaltować.Po prostu zignorować. Bez widzów nie byłoby przedstawienia. I wielkiej kasy za kulisami.

          7. ~Michał Okoński

            Witam Księdza Andrzeja, skądinąd stałego współpracownika „Tygodnika” i, o ile wiem, kibica Primera Division 🙂 Pytania, które stawia (bo przecież są to pytania, nie twierdzenia) są wyjątkowo inspirujące – zwłaszcza w kontekście informacji z dzisiejszego ranka, o tempie, w jakim rosną zarobki piłkarzy Premiership.Prawdą jest, że to my nakręcamy ten cyrk – i że popyt nie zostanie zlikwidowany, bo dla wielu z nas przygoda z futbolem jest na śmierć i życie. Pytanie tylko, czy skoro tak, to istnieją sposoby, by uczynić świat piłki normalniejszym i bardziej sprawiedliwym? W moim przekonaniu pieniądze wciąż jeszcze nie rozstrzygają: Roman Abramowicz nie kupił sobie wygranej w Lidze Mistrzów czy kolejnego mistrzostwa Anglii, a z Pucharu Anglii jego Chelsea wyeliminował drugoligowiec. Z drugiej strony czy bez tych pieniędzy byłyby dwa mistrzostwa Anglii i Puchar Anglii w poprzednich sezonach?Są pewne pomysły na uratowanie naszej piłki, którym trzeba chyba poświęcić następny wpis.Dziękuję jeszcze raz za fajną rozmowę – i proszę o dalsze ciągi.

          8. ~ks. Andrzej Draguła

            Zgadzam się. Moje ulubione Getafe o mały włos nie wyeliminowałony Bayernu M, a przecież ani gaże zawodników, ani budżety tych klubów nie są porównywalne. To była prawdziwa walka Dawida z Goliatem, zresztą cd. pokazał, że był to Goliat na glinianych nogach. Może dlatego wciąż jest jeszcze we mnie potrzeba kibicowania takim właśnie Getafe, gdzie więcej jest sportowej chęci niż zawodowstwa i cwaniactwa, które – jak widać – może zgubić. Nie wiem, czy da się coś zrobić, tak szczerze mówiąc. Bo co? Apelować do sumień? Obłożyć podatkami na cele dobroczynne? Może to byłby jakiś pomysł. Niech połowę oddadzą potrzebującym, przecież z resztą i tak nie będą wiedzieli co zrobić. Pewno wciąż zbyt mało mówi się o moralności w sporcie. I to nie tylko w kwestii dopingu, ale i pieniędzy, niestety często ze sobą sąsiadujących. Nie wyszło zbyt optymistycznie…:)

          9. ~Robbie

            Nowy zawodnik w debacie dodał dużo ożywienia i powiewu świeżości :-)Nie jestem marksistą, ale zdaję sobie sprawę, iż obecny sportbusiness (z miejsca polubiłem to określenie!) byłby znakomitym polem do krytyki kapitalizmu oraz wielu zachowań świata współczesnego.Wszystko fajnie, ale popytu w sporcie nie da się zatrzymać. Po prostu nie da. Można nim próbować pokierować, aby wyrównać kasę?/szanse? Okaże się wówczas, że po walce Dawida z Goliatem, w której wygra Dawid, będziemy mieli… dwóch Goliatów. Ten stary będzie nadal bogatszy, ale ten „młody” niewiele za nim. Sukces przyniesie dodatkowe pieniądze, te przyniosą większy sukces i większe pieniądze. „Vicious circle”.Kto wie, może wygrywając z Bayernem, za x lat Getafe stałoby się tworem, którego teraz w jakiś sposób potępiamy? Pisząc kolejne posty (fakt, rozpisałem się) czuję, iż muszę się ograniczać próbując objąć moje myśli, aby nie zacząć zbyt wielu wątków. Niech to tylko zachęci więc kogo trzeba gdzie trzeba, że materiał jest duży, głęboki, pełen wielu punktów widzenia, a przez to i kontrowersyjny. Miłoby kiedyś usłyszeć, iż pojawi się to na łamach Tygodnika. A piłkarska atmosfera będzie wszędzie tuż tuż ;-)PozdrawiamP.S. Patrząc na wynik i pobieżne relacje, mecz Irlandia-Kolumbia był niczym flaki z olejem, aczkolwiek ja się pozytywnie zaskoczyłem 🙂 http://www.igol.pl/article,4631.html

          10. ~danielz

            Przede wszystkim, należałoby zacząć od tego że piłkarze nie są facetami. To są dzieci, które nie wyrosły z krótkich spodenek i biegania za piłką na podwórku. Powinni zarabiać nie więcej niż 1.500 zł miesięcznie, za każdą strzeloną bramkę-100 zł. To i tak dużo- mówię to ja, który ma 3 fakultety i zarabiam 1.500 zł, a 100 zł dostajemy na święta Bożego Narodzenia. Biorąc więc pod uwagę fakt, że ja uczyłem się przez 30 lat (teraz mam 37), a oni o połowę mniej to i tak te 1.500 to niezłe pieniądze dla nich. Podobnie inny sporty- jeden głupek jedździ w kółko bolidem czy jak się to nazywa- inne głupki patrzą na te nudności, jeden pajacyk skacze na deskach, inne pajacyki robią z niego bohatera narodowego. Żałość, śmiech, pustota, idiotyzm. Powtarzam raz jeszcze- sportowcy powinni zarabiać nie więcej niż 1.500 zł + nagrody za medale w postaci 100 czy 200 zł. Bo sport moi państwo powinien być uprawiany dla przyjemności, nie dla kasy i to jeszcze tak niebotycznej. Szkoda mi was- wszystkich którzy się tak podniecacie tymi biegającymi, skaczącymi dziećmi, które są na tyle biedne że nie nauczyły się robić w życiu nic innego. SPORT TYLKO AMATORSKI! Reszta to szopka dla takich ślepców bez mózgu jak wy.

          11. ~komo

            To jest po prostu debilizm! Nigdy nie wychowa sie mlodego czlowieka z wlasciwym profilem moralnym jesli na co dzien mu sie bedzie serwowac, ze nie trzeba zadnego wyksztalcenia, inteligencji, wytezonej pracy. Wystarczy kopac pilke! Jesli sie to robi w miare dobrze mozna zarobic kokosy a i slawe przy okazji osiagnac! To po prostu chore do potegi. Kiedys wszyscy beda plakac: co sie dzieje? Na wyniki tej demoralizacji dlugo nie bedzie trzeba czekac!

          12. ~Neron

            Chleba i igrzysk!! ta zasada przyświeca w obecnych czasach. Pieniaze z tego są tak duze, ponieważ Ci co mają chleb idą oglądać igrzyska dla rozrywki, a Ci co tego chleba nie mają oglądają je by zapomnieć, że są głodni. Ot, cała filozofia obecnego popytu na sport

  3. ~shibbyzoltan

    Ta zmiana w kadrach angielskich zespolow jest zauwazana od razu. Wystarczy spojrzec na ekipe Arsene’a Wengera, w pierwszym skladzie gra przewaznie jeden angol i to tez dosc rzadko bo Walcott nie dostaje jeszcze tak wielu szans. Ja osobiscie kibicuje od dawna Manchesterowi United i rowniez zauwazylem ze Sir Alex Ferguson… chwila moze inaczej, Carlos Queiroz coraz czesciej szuka zawodnikow w swojej rodzimej Portugalii niz na wyspach. Ronaldo, Anderson, Nani i kilku mlodych brazylijczykow w rezerwach to tylko kilka przykladow. Wedlug mnie nalezy zachowac rownowage miedzy Anglikami a zawodnikami z poza wysp brytyjskich. Jak narazie w przypadku chocby Manchesteru nie jest zle bo ma on w pierwszym skladzie ok. 4/5 anglikow takze to dosc dobra srednia ale obawiam sie ze im wieksza swobode przy dokonywaniu transferow Ferguson bedzie zostawial Queirozowi to moze nam sie zrobic z klubu jakas poludniowo europejska kolonia 🙂 pozdrawiam autora tych tekstow, wszystko pisane bardzo madrze i z glowa.

    Odpowiedz
  4. ~BillyElliot

    Hej, pokażcie mi te młode angielskie talenty z ostatnich lat. Bentley? Agbonglahor? Young? Walcott? Przecież takich piłkarzy w całej Europie jest na pęczki, a nasz Błaszczykowski wcale od nich nie odstaje. Trzeba Anglików sprowadzić na ziemię, bo za dużo u nich pychy. Nie umieją szkolić piłkarzy, więc muszą kupować. Pozdrawiam

    Odpowiedz
  5. ~darek638

    Witam!Znakomity felieton Pańie Michale. Trudno coś jeszcze dodać. Może powiem, żemam nadzieję, że Anglicy skoro zdecydowali się na politykę dużej otwartościwe wszystkich dziedzinach, nie będą w sumie z „błachego” powodu stosowaćjakiś drakońskich zasad regulacji i to akurat w sporcie. Może o czymś innym. Wszedłem w odnośnik, który znalazł się w Pańskimfelietonie dotyczący zarobków 50 krezusów piłkarskich. Zdumiewajacy jestpoziom zarobków jakie osiągnął Kaka, który jest na czele stawki, na tle kolegówz drużyny z których żaden nie znalazł się na liście, czyli drugi w Milanie zarabiaponad 2 razy mniej niż Kaka! Ciekawe jak w takim razie układają się stosunkikoleżeńskie w tej drużynie tym bardziej, że nie jest to zawodnik, który tę drużynęciągnie. Po tym co przeczytałem, bardziej rozumiem brak staranności zawodnikówtej drużyny w dbaniu o formę przez cały sezon. Moim zdaniem taka rozpiętośćzarobków w jednym 11osobowym(właściwie o wiele większym!) organizmie to szaleństwo.Pzdr.PS. Niech będzie Pan anglocentrystą jak najdłużej.

    Odpowiedz
  6. ~Grzegorz Trzaskalik (gg 6015053)

    Panie Michale w Anglii jest tak, że każdy chce sukcesu a rodzimi piłkarze tego jak widac nie potrafia zapewnic wiec sie kupuje z afryki zdolnych tak jak Ebue za male pieniadze 600 tys funtow… a w posrownaniu do Glena Johnsona (warosc okolo 6mln Ł) to jest roznica (tylko w cenie bo w grze oby zawodnikow nie rzeklbym ze Ebue jest lepszy i znacznie tanszy.)

    Odpowiedz

Skomentuj ~darek638 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *