Eurodziennik: Zbyt głośna samotność

„Co tu dużo mówić – wstrzeliłeś się idealnie z tytułem bloga” – pisał niedawno zczuba.pl, radząc nawet jego komercyjne wykorzystanie. Sprawę komercji zostawmy na boku i wspomnijmy jeszcze raz o okrucieństwie piłki nożnej na przykładzie Petra Cecha. „Trzydzieści pięć lat pracuję przy starym papierze i to jest moja love story” – zaczynał swoją opowieść bohater „Zbyt głośnej samotności”. „Siedemnaście lat stoję na bramce i to jest moja love story” – mógłby rozpocząć czeski bramkarz. Ileż razy był bohaterem, ileż razy ratował swój zespół w sytuacjach beznadziejnych, ileż razy – nawet na tym turnieju i nawet dzisiaj – znakomicie interweniował, żeby w końcu jednym błędem zamknąć cały rozdział historii czeskiej piłki, zatytułowany „Karel Bruckner i jego czasy”. Gdybyśmy byli w Anglii, gdyby chodziło o jakiś mecz Chelsea (skądinąd w Londynie Cechowi również zdarzały się wpadki: pamiętam, jak zawalił grudniowy mecz z Arsenalem, no i finał Pucharu Ligi z Tottenhamem), albo gdyby nazywał się Robinson i był bramkarzem reprezentacji Anglii – przez następne miesiące nie miałby życia. Niewykluczone zresztą, że i tak nie będzie go miał: nadzieja, że angielskie media nie przyglądają się Euro aż tak uważnie z pewnością okaże się płonna, a Luiz Felipe Scolari może mieć swoje pomysły na obsadę bramki Chelsea.

Inna sprawa, że nic nie zapowiadało tak dramatycznego zakończenia, a podczas pierwszej połowy o mało nie przysnąłem. Bruckner narzekał ponoć na sposób, w jaki jego drużyna przechodzi od obrony do ataku i na to, że taktyka, którą stosuje, okazuje się czytelna dla rywali, no ale czemu tu się dziwić, skoro znów wystawił w ataku Jana Kollera? Dzisiaj również przez długi czas mecz upływał w straszliwej monotonii: piłka do napastnika – gwizdek, piłka do napastnika – gwizdek, bo albo Kollera faulowali, albo faulował on sam. „I to ma być mecz o wszystko?”, myślałem w 18. minucie, gdy nienagabywani przez nikogo tureccy obrońcy w iście greckim stylu podawali sobie piłkę na własnej połowie. Potem znów był gwizdek sędziego, znów dośrodkowanie do Kollera, który znów uderzył niecelnie, i kiedy na serio zbierałem się do drzemki okazało się, że to jednak może działać: na prawym skrzydle pojawił się Grygera, zagrał piłkę na głowę napastnika Norymbergi i zrobiło się 1:0. Tyle że mecz nie stał się przez to ciekawszy i w przerwie przez chwilę zastanawiałem się nad przełączeniem się na Portugalczyków. Ostatecznie tego nie zrobiłem. Zwyciężył wieloletni szacunek dla Brucknera-Klekipetry, no i kalkulacja: skład, w jakim wyszli podopieczni Scolariego nie zapowiadał, żeby było co oglądać.

Dopiero druga połowa przyniosła przyjemną odmianę. Grali wprawdzie głównie Turcy, z fantastycznym Ardą na lewym skrzydle, ale gole mogli strzelać Czesi: w 61. minucie Koller był sam na sam z bramkarzem, nie trafił, ale chwilę potem wyręczył go Plasil po podaniu Sionki (udany turniej tego piłkarza, podobnie jak świetnego dziś Rozehnala). Wydawało się, że jest po meczu, a z pewnością byłoby po meczu w 71. minucie, gdyby Polak nie trafił w słupek albo gdyby podyktowano karnego za kopnięcie go w głowę… Jeszcze raz w tym tekście pojawia się tryb przypuszczający, ale gdyby wtedy strzelił, gdyby Bruckner dokonał innych zmian, gdyby Jankulovski i Kadlec upilnowali dośrodkowującego Altintopa, gdyby Galasek nie spóźnił się z łapaniem Nihata na spalonym, nie myślałbym teraz o samotności czeskiego bramkarza.

W każdym razie dziś zaczęło się na dobre: granie o wszystko dla jednych, o pietruszkę albo o dogodniejszego rywala w ćwierćfinale dla drugich. W tym pierwszym przypadku granie do upadłego (ilu piłkarzy podczas meczu Czechy-Turcja zniesiono na noszach, a ilu kończyło z opatrunkami?). W drugim raczej pozorowanie gry. Niby ci wielcy nie odpuszczają, niby starają się strzelić (Portugalczycy się starali), a przecież piłkarze z kartkami oszczędzają się bardziej albo w ogóle nie wychodzą na boisko, podobnie jak piłkarze mający być największymi gwiazdami ćwierćfinałów, półfinałów, całego turnieju.

Pytanie na jutro: czy grająca w rezerwowym składzie i z mniejszą motywacją Chorwacja będzie w zasięgu reprezentacji Polski? Pytanie na koniec tygodnia: czy w półfinale Euro zagrają Chorwaci, czy Turcy? Na razie jednak jest jeszcze dzisiaj. Wyobrażam sobie, że na komórkę siedzącego samotnie w ostatnim rzędzie autokaru Petra Cecha dzwoni właśnie Jose Mourinho. Ma dla niego propozycję pracy w Mediolanie.

Ja bym się zastanowił. To byłoby dopiero komercyjne wykorzystanie.

14 komentarzy do “Eurodziennik: Zbyt głośna samotność

  1. ~Robbie

    Tryb przypuszczalny, na czele z fundamentalnym „gdyby”, to coś, czego w sporcie znieść nie mogę. Podobnie jak „należało się”, ew. „ktoś zasłużył”. Sprawiedliwość w sporcie nie istnienie, a futbol jest okrutny – basta.Słowa uznania panie Michale, ja po bramce Kollera najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Turków słaba gra w defensywie oraz żółte kartki na samym początku spotkania utwierdziły mnie tylko, że to się zakończy z 10-, 9-cioma Turkami na boisku i kilkoma bramkami dla Czechów. Przebudziłem się na chwilę przy 2:0, wszystko zgodnie z planem. Obudził mnie krzyk komentatora, kiedy Turcja wyrównała, a następne 6-7 minut oglądałem z wytrzeszczem oczu. Futbol totalny.Polityka i sport to kwestie, których już się nie da rozdzielić. Zawsze widząc Turcję biorącą udział w europejskich rozgrywkach, coś się we mnie przewraca i wkręca w mój żołądek powodując skrzywienie na twarzy i ból. Choć przez ostatnie pół roku wielokrotnie znane akademickie autorytety próbowały mnie przekonać, że Turcja to geopolitycznie oraz gospodarczo Europa, ciągle jest przeciw. Choć nie aż tak bardzo, kiedy stanowczo przeciwstawiam się idei ekspansji UE na Azję (Azję!!) Mniejszą.Tak też było i dziś, kiedy piłkarz znad Bosforu wyeliminowali Czechy i przeszli do kolejnej rundy tych mistrzostw. Czesi, niemalże z serca Europy, żegnają ten czempionat po porażce na własne życzenie (umieć bronić się pod presją też trzeba umieć) z zespołem w moim mniemaniu nie-europejskim. Zespołem z innego kręgu kulturowego, z inną tradycją, historią, a zwłaszcza religią. O ile obecność Izraela wśród „europejskich” federacji piłkarskich potrafią z oczywistych powodów zrozumieć, z Turcją nadal mam wielki problem i czuję się trochę oszukany, że to właśnie oni, a nie np. Szwajcaria, wyeliminowali naszych sąsiadów.O ironio, na okładce lipcowego Chelsea Magazine pojawił się właśnie Petr Cech, wieszcząc walkę o medale na międzynarodowej imprezie. Wypomniałeś mu błędy ostatniego sezonu, ja dodam jeszcze ten „największy”, w Boxing Day 2007 – mecz z Aston Villą (4:4). Dużo piłkarsko w ostatnich dwóch latach ten bramkarz przeżył (pęknięcie czaszki, 50 szwów na twarzy, 3 porażki po karnych i… dzisiejszy błąd) i podobnie jak John Terry długo będzie rozmyślał przez najbliższe kilka tygodni. Jako samozwańczy ekspert od spraw Chelsea muszę przyznać, iż kwestia transferu wydaje mi się realna. Jednakże wtedy i tylko wtedy, kiedy The Blues będą mięli ciekawą alternatywę na jego pozycję. Cudicini to w ostatnich dwóch sezonach (poza meczem ze Spurs na WHL, 4:4) cień cienia zawodnika z lat 2001-2004.

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      Ja podczas zasypiałem podczas wszystkich meczów Czechów, kiedy na szpicy był Koller. Nie mogę odżałować braku w tej drużynie ROsickiego. ZGoda, że gdybanie nie ma w sumie sensu, chociaż wszyscy gdybamy. Gdyby 🙂 pomocnik Arsenalu nie był kontuzjowany, wyglądałoby to może ciekawiej. Więc żal Czechów, ale żal w imię przeszłych zasług, bo tu nie pokazali niczego. No i na tym poziomie prowadzić 2:0 i dać sobie wydrzeć zwycięstwo mając tak solidną defensywę. Zasłużyli sobie.

      Odpowiedz
      1. ~

        Margaret Thatcher : „Unia Europejska jest skazana na niepowodzenie,gdyż jest czymś szalonym, utopijnym projektem, pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów”.

        Odpowiedz
    2. ~kkogut

      Ja podczas zasypiałem podczas wszystkich meczów Czechów, kiedy na szpicy był Koller. Nie mogę odżałować braku w tej drużynie ROsickiego. ZGoda, że gdybanie nie ma w sumie sensu, chociaż wszyscy gdybamy. Gdyby 🙂 pomocnik Arsenalu nie był kontuzjowany, wyglądałoby to może ciekawiej. Więc żal Czechów, ale żal w imię przeszłych zasług, bo tu nie pokazali niczego. No i na tym poziomie prowadzić 2:0 i dać sobie wydrzeć zwycięstwo mając tak solidną defensywę. Zasłużyli sobie.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek

        Trochę to dziwne, że najlepszym ich graczem w trzech meczach był niemłody już Sionko, jedyny, któremu się chciało i który szarpał. Gwoli sprawiedliwości – Turcy też grali słabiej, niż powinni – gdyby nie dość jednak przypadkowe dwie akcje i znakomity (opanowany, skuteczny, charyzmatyczny) Nihat, zapewne nie udałoby się im wygrać. Najbardziej bolała gra Kazima, który jest bardzo ciekawym zawodnikiem, a wczoraj biegał jakby się urwał z Orange Ekstraklasy. A Petra-czołgisty trochę szkoda. Choć jestem dziwnie przekonany, że to będzie turniej błędów największych bramkarzy – Buffona, Ikera C., v.d. Saara i lansowania się tych mniej znanych, ale utalentowanych – Boruc, Lobont, Akinfiejew.

        Odpowiedz
  2. ~ks. Andrzej D.

    Im dalej w Euro, tym bardziej oczywista jest zależność: futbol jest okrutny/futbol jest piękny. Niczym odkrywczym nie jest stwierdzenie, iż piekno jednych jest okrucieństwem drugich, co więcej – dzieli je cienka, biała linia nad którą rozciągnięto prostokątne rusztowanie z siecią, do której wpada – bądź nie – piłka. Los takich drużyn jak – wcześniej – Anglicy, a teraz Czesi, Włosi, Francuzi i – dodajmy – Polacy pokazuje, iz jest to sport nieprzewidywalny. Będąc wypadkową fizyki, omylności ludzkiej (sędziowskiej) i odwiecznego pytania „Po której stronie jest Bóg” i wielu jeszcze innych uwarunkowań jest w swej istocie równaniem z wieloma niewiadomymi. I dobrze, bo gdyby się dało zbudować pewny algorytm, byłoby nudnie. Największą niewiadomą nie są jednak nogi i ich stan, ale głowy, co pokazali swoją determinacją Turcy. Tak więc pozostaje – i tutaj Michał ma słuszność – „gdyby”. Tylko że alternatywnej rzeczywistości w piłce nie ma. Jest tylko tak jak się stało. „Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości” – mówi Pismo. Ale zapenwe jest i odwrotnie: „Ci, którzy w radości sieją,mogą żąć we łzach”. Wszystko się może jeszcze zdarzyć. I pewno to jest w tym okrutnym sporcie najpiękniejsze.

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      O fajnie, że Ksiądz tu wrócił 🙂 Z tymi łzami jest coś niesamowitego, pewnie im dalej w turniej będzie ich coraz więcej. Los ostatnio nie oszczędza piłkarzy Chelsea, bo przed Czechem był John Terry w finale Ligi Mistrzów. Ale a propos tych cytatów biblijnych: jak to się ma do napisu na polskim autobusie „Bo liczy się sport i dobra zabawa”. Chyba kiepsko, nie ma tu miejsca na zmaganie, wysiłek, solidność, i dziwmy się potem, że kończy się tak jak się kończy. Żeby chociaż zabawa była dobra…

      Odpowiedz
      1. ~ks. Andrzej D.

        Michał mnie podpuścił…Hm, dobra zabawa. Chyba jednak nie o to chodzi, przynajmniej niezupełnie, ale ja – jak wiadomo – typowym kibicem nie jestem. Przyznam szczerze, że bardzo często staram się nie oglądać meczu z punktu widzenia wyniku, tzn. kto wygrał. I w związku z tym najczęściej nie kibicuje nikomu, kibicuje samej grze, dobrej grze. Czasami mam też wrażenie, że zbyt dominujący aspekt patriotyczny wykrzywia nieco nasze patrzenie i myślenie o sporcie. Owszem, to cieszy, że wygrywają (jeśli wygrywają) nasi. Ale jednocześnie smuci, że kibice są tak „niewiernym małżonkiem” sportowca, że szybko się od niego odwracają, demonstrują swoje niezadowolenie, poczucie krzywdy bez mała. Ale w gruncie rzeczy w w prawdziwym sporcie chodzi o to, by było „Citior, altior, fortior”, jak mówi olimpijska maksyma. No i żeby było uczciwie. Gdy się o tym zapomni, będzie sportowy szowinizm bądź nacjonalizm, z którym mieliśmy do czynienia w epoce ZSRR i NRD i który pchał wiadomo do czego. Więc chyba bardziej sport niż dobra zabawa. Na dobrą zabawę są inne pomysły, czasami pewniejsze. Jeśli ktoś idzie na stadion tylko bądź przede wszystkim ze względu na to, niech nie idzie, bo tam zbyt szybko o rozczarowania. To co najbardziej interesujące to gra, jej strategia, możliwe rozwiązania, aktorzy, dramaturgia, nieprzewidywalność. Czasami się nawet zastanawiam, czy zawody typu euro nie stanowią współczesnej wersji greckiego dramatu. Ich celem katharsis tłumów, oczyszczenie ich emocji: dobrych (wygrana- grecka komedia) i złych (przegrana – grecka tragedia). Może dlatego nie lubię remisów, bo nie pozwalają ujść emocjom do końca. Jest tylko jedna różnica. W teatrze greckim była konwencja, fikcja. Tu jest życie, najprawdziwsze, krew – jak pokazało ostatnie spotkanie – też.

        Odpowiedz
        1. ~Michał Okoński

          No i z tego, co piszesz, robi się fajna klamra. Ja mam poczucie, że kibice nie są niewierni sportowcowi – że oni najprędzej przebaczą Cechowi, tak jak np. kibice Liverpoolu okazywali w swoim czasie wsparcie Dudkowi, a kibice Tottenhamu – Robinsonowi (Darek638 oczywiście przesadza z krytyką tego bramkarza). Co innego dziennikarze… W każdym razie „You’ll Never Walk Alone”, hymn fanów Liverpoolu, znajduje zastosowanie we wszystkich wymienionych tu sytuacjach.No i pełna zgoda, że patriotyzm wykrzywia obiektywizm: pisałem o tym ze trzy razy w ciągu ostatnich dni, bo też i sam tego doświadczyłem od wściekłych na sędziego Webba czytelników.Natomiast, czy to jest tylko zabawa? Opisywałem kiedyś przypadek sympatyka sportu, który tak przeżywał mecze, że… nie był w stanie ich oglądać. Wychodził do ogródka i przez 90 minut metodycznie podlewał rabatki ze szlaucha, aż ogródek zamieniał się w bajoro a on sam trochę się uspokajał. Gdyby miał usiąć przed telewizorem – twierdził – trafiłby go szlag na miejscu. Powiedzcie komuś takiemu, że to zabawa.

          Odpowiedz
  3. ~darek638

    Witam!W przeciwieństwie do Pana Michała mecz widziałem w całości mimo ogromnego zmęczenia(wesele),mam kompletnie inne zdanie(jak zwykle). Żałujecie Ci co przysypilaliście, zjawiskowy dramatyczny mecz od razu dodam, że „zgadzają” sie ze mną komentatorzy Polsatu Boniek, Koźmiński, Iwan.Niesamowite tempo gry, znakomite prawe skrzydła obu drużyn(ciekawe) i walka, czysta(mimo rozbitych głów) fair walka. Nie lubicie Panowie Kollera, ja uwielbiam. techniczny prymitywista, niezgrabny w poruszaniu ale jaki skuteczny 56 bramek w 90 meczach a Czesi w meczach towarzyskich rzadko grają z Mołdawią, Maltą itp. Jest taka klamra 2m na bramce i 2 metry w ataku.Czesi to genialna nacja, nasi sąsiedzi z za miedzy(bywam tam co roku w celu sportowym również)a w sporcie wyprzedzają nas o lata świetlne. Hokej, piłka sport masowy to jest imponujące…nie chcę zanudzać jest Euro. Pan Michał jest człowiekiem dobrego serca fan Tottenhamu przypomniał sobie przy okazji błedów Cecha o Robinsonie, tylko, że Robinson to wyjatkowy nieudacznik, który popełnia błędy w każdym meczu, na szczęscie dla Tottenhamu , zdaje się więcej w nim nie wystąpi? Cech to gigant bramkarski jego błędy są nisłychaną rzadkością a obrony ratujące zespół codziennością. Wczoraj w „skali Cecha”zawinił 2 gole spóźniona interwencja przy pierwszym, brak kleju przy drugim(podobnie w półfinale LM po strzale Babela kleju zabrakło) ale proszę mnie nie straszyć, że Petr miałby opuścić Premiership!Tu jest jego miejsce na ziemi, tu jest właściwy dla tego skromnego chłopaka teatr, tu stracił zdrowieale tu wróci do wielkiej formy. W to wierzę. Muszę się spieszyć, przepraszam. Nie śpijcie Panowie na Euro.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  4. ~Grzegorz Trzaskalik

    Leo why wracamy do domu?? Dziękuję wam za wszystko ale te mistrzostwa przegraliśmy już w głowach… mimo tego że piłkarze mówili na konferencjach prasowych ze wierzą w awans. To juz po pierwszym meczu widać było że to bedzie bardzo trudne a raczej nie możliwe. Mimo wszystko miło było was tam oglądać w gronie 16 najlepszych zespołów Starego Kontynentu.A to pytanie (co jest powyżej) można zadać tylko trenerowi… szczerze mówiąc a raczej pisząc to nie zdziwiłbym się gdyby Holender podziękował Polakom za współpracę… No cóż wracamy do domu…

    Odpowiedz
  5. ~Jasix

    Transfer Petra Cecha gdziekolwiek jest nierealny. Po powrocie do Londynu obie strony siadają do negocjowania nowego kontraktu, a sam Petr wielokrotnie zapewniał, że nigdzie się nie rusza, więc nie ma tematu.

    Odpowiedz

Skomentuj ~Mateo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *