Eurodziennik: Gra zespołowa

Pamiętacie szloch Alexandra Freia, od którego kontuzji te mistrzostwa zaczęły się na dobre? A łzy Mutu, którego zmarnowana jedenastka w meczu z Włochami przesądziła o odpadnięciu Rumunów? Błąd Petra Cecha, pieczętujący los drużyny Karela Brucknera? Prawda, jakie to odległe wspomnienia? Pomyśleć, że wtedy wierzyliśmy jeszcze, że Polska wyjdzie z grupy, Holandia zostanie mistrzem Europy, a Cristiano Ronaldo zabłyśnie wreszcie w meczu o najwyższą stawkę.

O Portugalczyku rozmawialiśmy na tym blogu już w okolicach finału Ligi Mistrzów. Jego występy na szwajcarskich boiskach to najlepszy dowód, że nie warto się zajmować wybieraniem jedenastki gwiazd turnieju. Euro 2008 przyniosło triumf gry zespołowej: najdalej zaszli ci, którzy – owszem – są świetnymi piłkarzami, ale na boisku myślą nie o tym, żeby prezentować światu swój talent, tylko o tym, żeby podać piłkę lepiej ustawionemu koledze. Charakterystyczne, że najbardziej chwalonym zawodnikiem mistrzostw stał się Marcos Senna: o defensywnych pomocnikach rzadko mówi się „gwiazda”, ale bez nich nie zbuduje się żadnego zespołu.

Jeden temat chodził za mną od samego początku i aż do dziś nie zdążyłem o nim napisać: terror demokracji medialnej, która wymusza na politykach symulowanie zainteresowania piłką nożną. Właściwie nie było w ostatnich tygodniach meczu bez prezydenta czy premiera na trybunach – wczoraj męczyła się Angela Merkel, dwa tygodnie temu podobną rolę grał Lech Kaczyński. Tego ostatniego było mi najzwyczajniej żal. Jak najsłuszniej pisze Robert Mazurek, ktoś mu wmówił, że „musi być wporzo, jazzy, git i zajefajny” i dlatego powinien paradować z szalikiem. No i wyszły z tego same najgorsze rzeczy: nie dość, że nikt nie uwierzył, iż kibicowanie jest drugą naturą Pana Prezydenta, to on sam podpadł narodowi, bo sprawiał wrażenie kogoś, kto nie kojarzy nazwisk znanych każdemu dziecku. Wytłumacz tu Polakom, że są ludzie, którzy po prostu zawsze mylą się w nazwiskach – żeby nie szukać daleko, mój najbliższy kolega redakcyjny, skądinąd autentyczny kibic.

Kończę „Eurodziennik” z poczuciem wielkiej frajdy, bo te trzy tygodnie przywróciły mi wiarę w futbol (wcześniej bywało różnie, co widać choćby po majowym wpisie „Ratujcie naszą piłkę”). Problem pieniędzy wypaczających sportową rywalizację oczywiście nie zniknął, ale w jakiś cudowny sposób został odsunięty na daleki plan. Nie było też kłopotów z kibicami-bandytami, poza jednym bodajże incydentem w Klagenfurcie. Przede wszystkim jednak grano ofensywnie (patrz Holandia, patrz Rosja), do końca (patrz skuteczne pościgi Turków) i fair (patrz van Nistelrooy, który mimo że zahaczany przez Buffona nie przewrócił się, by wymusić rzut karny). A co może najważniejsze: grano pamiętając, że świat nie kończy się na piłce nożnej. Byłem pod wielkim wrażeniem Sergio Ramosa, który po finale ubrał koszulkę ze zdjęciem Antonio Puerty i napisem „zawsze z nami” (ukłony dla Bartoszewsky’ego, który na swoim blogu wspomina ten sam epizod)…

Jak widać nie potrafię postawić kropki 🙂 Więc jeszcze raz: kończę „Eurodziennik” (choć nie kończę pisania bloga) dziękując tym, którzy w ostatnich tygodniach odciążali mnie od codziennych obowiązków. Dziękuję ludziom z Onetu i ludziom z Blogsport.pl, no i dziękuję wszystkim odwiedzającym, komentującym i linkującym. To też była gra zespołowa.

9 komentarzy do “Eurodziennik: Gra zespołowa

  1. ~mariusz

    Kaczyński może się męczył na trybunach ale czy Zapatero męczył się oglądając swoich ziomków w akcji, były to słodkie męki z lekkim dreszczykiem.

    Odpowiedz
    1. ~Przy wódcy

      Wolę nieautentycznego Kaczyńskeigo od autentycznego Tuska, który chciał zabić sędziego. Nie wiem, kto nas bardziej skompromitował.

      Odpowiedz
  2. ~Naranjito

    Temat zespołowości tu wracał, ale bardzo słusznie. To przypadek Hiszpanów, Niemców, Rosjan, i Turków, znaczy wszystkich półfinalistów. Podoba mi się takie myślenie nie przez gwiazdy, tylko przez kolektyw. Ramos ze zdjęciem Puerty też zachował się kolektywnie, bo pokazał, że istnieje jakaś wspólnota nie tylko pleminno-narodowa, jak to bywa na boiskach w takich turniejach (żerują na tym tabloidy, jak nasze przed meczemz NIemcami), ale także duchowościowa. Dobrze, że ta koszulka leżała na mistrzu Europy, bo zobazcyło ją wielu ludzi.

    Odpowiedz
  3. ~Jerzy Andrzejczak

    Dziękuję za świetne komentarze. Pogłębiły one przeżywanie Euro2008 i pozwoliły zapomnieć o katastrofalnej postawie polskiej drużyny.

    Odpowiedz
  4. ~darek638

    Dzięki Panie Michale za bardzo ciekawe codzienne felietony, kończone zawszegrubo po północy co też jest widocznym dowodem niezwykłego zaangażowaniai przeżywania spraw związanych z EURO przez autora. Zakończył się wielkieuropejski festiwal, była to impreza udana, radosna jak nigdy dotąd zgodna zzasadami fair play.Padł chyba pozytywny rekord w ilości czerwonych kartek anaprawdę twardych fauli nie było prawie wcale. Turniej zespołowy jak nigdy wzasadzie bez gwiazd, wygrywały drużyny głodne sukcesu, wypoczęte ale teżdoskonale taktycznie zorganizowane. Włosi i Francuzi według mnie nie traktująEuro jako priorytetową imprezę.Zmieniając temat. Zawsze zwraca Pan uwagę i podkreśla wszystkie wydarzeniamające szerszy niż tylko piłkarski wymiar. I zasmuca mnie jak czytam w Pańskichtekstach taki jeszcze na szczęście nieprotekcjonalny jak w GW ton wobec Ronaldo,..że nie udowodnił, że powinien…Dlaczego?! Gra na ile go stać i jak potrafi. Zdaniemwielu jest najlepszy na planecie.Proszę go porównać z Kaką z ubiegłego roku,który rozegrał kilka dobrych meczów z tym co grał Ronaldo,który w tym roku dla odmianymiał kilka słabszych meczy. Przecież jest to kolosalna różnica ale my tu w Polscemamy większe wobec niego wymagania. Sport widzę tak, przed każdymi zawodaminie tylko piłkarskimi mam swoje sympatie, komuś kibicuję ale jeśli mój faworytgra gorzej, skacze niżej itp. Nie mam do nikogo żalu, niech wygra lepszy i chwalciePanowie dziennikarze tych co w danym momencie na to zasługują a nie dlaczegoRonaldo zagrał poniżej oczekiwań(?), jest po prostu człowiekiem, zmęczonympotwornym sezonem, ma szacunek całego piłkarskiego Świata zawodników i trenerówale polskim mediom się nie podoba, trudno choć szkoda.Pozdrawiam.PS. Jak dla mnie słabe wieści na rynku transferowym Premiership. Przychodzi Scolari Deco obaj nie nadają się absolutnie do tej ligii.Natomiast sól tej ligii Lampard ponoć Adebayor, Droggba, Essien mają odejść. Koszmar! Oby nie.

    Odpowiedz
    1. ~Michał Okoński

      Panie Darku, ma Pan rację – w przyszłości dam sobie spokój z tymi aluzjami do Ronaldo. Jego statystyki z minionego sezonu w Manchesterze zapierają dech w piersiach; wydawałoby się, że na tym poziomie jest już niemożliwe, żeby jeden człowiek tak odskoczył od reszty (chwaliłem go zresztą przez cały rok). Podejrzewam, że przyczyny moich uprzedzeń są wcześniejsze: z czasów kiedy tak często udawał sfaulowanego, nurkował, próbował wykłócać się z sędziami, doprowadził do usunięcia z boiska Rooneya podczas mundialowego meczu Portugalia-Anglia. Ale trzeba być sprawiedliwym: w ciągu ostatnich miesięcy zajmował się głównie graniem w piłkę, i to jak…Czy Deco nadaje się do Premiership? Bardzo ciekawe pytanie. Chelsea często musi grać atak pozycyjny, wymieniać wiele podań, po czym nagle jednym niekonwencjonalnym zagraniem otworzyć drogę do bramki. Deco w roli takiego rozprowadzającego piłki, łącznika między obroną a skrzydłami czy atakiem może się tu odnaleźć. A że ze względu na swoje warunki fizyczne potrzebujące asekuracji? Będzie miał za plecami Makelele czy Essiena; w tym sensie boję się raczej o występy w Premiership jeszcze bardziej delikatnego Modricia, za którym wciąż nie ma klasowego defensywnego pomocnika.A zainteresowanie Lampardem Mourinho zdementował.

      Odpowiedz
      1. ~darek638

        Witam!Mam nadzieję, że ma Pan rację i Premirship nie ulegnie osłabieniu. Na samą myśl, żemoglibyśmy stracić Essiena czy Lamparda mam łzy w oczach. O Modrica jestem spokojnyto urodzony walczak. Natomiast Deco nie pasuje moim zdaniem dlatego, że w Anglii w zasadzienie ma pomocników ofensywnych wszyscy są defensywni. Przede wszystkim odbiór to jestpriorytet są oczywiście wyjątki np.Huddlestone. Cały czas pressing, Henry mówi, że gra wPrimera to odpoczynek(fakt, że sporo siedzi). Na ogół mam dobre wyczucie, chociaż naTorresa w ogóle nie liczyłem a tu taki rewelacyjny sezon. Jak zagra niezłą jesień może zdobyćzłote buty? Pzdr.

        Odpowiedz
  5. ~Bartek

    A ja tam czekam na kolejne wpisy okołopiłkarskie. Wszak w Anglii zaczynają się na całego tranferowo-personalne roszady, co przypomina, że już niedługo znowu świat ruszy z miejsca. 🙂 A żeby nie było tak pięknie z tą grą fair – choć zagranie Nistelroya, u którego z grą fair bywało przecież różnie, to coś bardzo budującego – przypomnę tylko o zagraniu pewnego włoskiego piłkarza, który to zza linii bocznej przeturlał się biedaczysko na murawę, żeby na przymusie bycia szlachetnym nieco skorzystać i zatrzymać grę Hiszpanów. A mistrzostw żal i basta.

    Odpowiedz
  6. ~Marcin

    Świetny blog. trafiłem na niego w trakcie Euro i będę go czytał stale. Pisze Pan o piłce znacznie lepiej niż większość dziennikarzy zajmujących się futbolem zawodowo. Proszę, niech Pan kontynuuje!

    Odpowiedz

Skomentuj ~Naranjito Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *