Do toastu za Hiszpanów idealna wydaje się Rioja Pagos Viejos Reserva rocznik 1994, o której Robert M. Parker pisze, że po bukiecie niosącym słodką nutę ołówka, likieru z czarnej porzeczki, jeżyn, minerałów i wanilii odnajduje się w niej dobrze zbudowany, obfity i bogaty smak, genialną konsystencję oraz zmysłową, rozłożystą, kandyzowaną nutę owocową, która rozlewa się łagodnie po podniebieniu. Albo, pochodząca z tej samej winnicy i z tego samego rocznika Rioja Vińa El Pison Reserva, mająca nasyconą, gęstą, rubinowo-purpurową suknię i zwarty, lecz obiecujący bukiet z nutami jeżyny, pudełka po cygarach, minerałów i grzanki. W każdym razie musi to być wino z tych najlepszych, bo i powody są wyjątkowe: futbol tym razem nie okazał się okrutny, a mistrzostwa wygrali ci, którzy powinni byli wygrać. Bynajmniej nie dlatego, że im kibicowaliśmy – dlatego, że w przekroju całego turnieju byli rzeczywiście najlepsi.
Że może być inaczej wydawało się jedynie przez pierwszych 10 minut finału, kiedy Niemcy dominowali na boisku, zmuszając Hiszpanów do grania… długą piłką. Gdyby w 3. minucie wykorzystali błąd Ramosa (podał piłkę pod nogi Klose), tak jak później mistrzowie Europy wykorzystali błąd Lahma, albo gdyby Ballack w 9. minucie po ograniu Puyola zdołał podać do Klosego czy Schweinsteigera, wina do toastu moglibyśmy szukać na półce z rieslingami. Taki to zresztą miał być mecz – mecz, w którym komunał, że piłka nożna jest grą pomyłek, znajdował idealne zastosowanie, bo do rozstrzygnięcia go potrzebny był nie błysk geniuszu, a właśnie czyjś błąd. W przeciwnym razie, przy tym poziomie dyscypliny taktycznej i umiejętności piłkarskich, musiałoby się skończyć 0:0.
To właściwie zabawne, że pomylił się Lahm – piłkarz, co do którego wczoraj formułowałem jak najgorsze podejrzenia, ale zarazem wybierany do jedenastki turnieju przez Rafała Steca. Chwała natomiast Torresowi, któremu w kluczowym momencie przydało się doświadczenie z Premiership: Hiszpan zaimponował nie tyle szybkością i techniką, co siłą fizyczną w przepchnięciu rywala i skutecznością, bo dużo więcej szans na zdobycie gola już w tym meczu nie miał. Ta akcja mogłaby zresztą być metaforycznym podsumowaniem sposobu, w jaki zespół Aragonesa sięgnął po mistrzostwo Europy (szkoda, że inny symbol przemiany tej drużyny, defensywny pomocnik Marcos Senna, nie zdobył gola w 80. minucie): zamiast, jak to często bywało w przeszłości, bajecznie wyszkolonych technicznie jeźdźców bez głowy, w drużynie hiszpańskiej wystąpili bajecznie wyszkoleni technicznie twardziele, którzy wiedzieli nie tylko jak atakować, ale także jak powstrzymać rywala.
Inna sprawa, że po zdobyciu gola Hiszpanie nie zdołali powtórzyć tego, co zrobili w obu meczach z Rosją. Wówczas panowali kompletnie nad wydarzeniami, a kolejne gole były kwestią minut, tym razem Niemcy kilkakrotnie wracali do gry – a zwłaszcza groźni byli przez pierwszych parę minut po wejściu Kuranyi’ego i zmianie ustawienia na 4-4-2. Gdyby (znowu to gdyby) nie świetne wyjście Casillasa do centry Ballacka, w ostatniej chwili zdejmujące piłkę z głowy napastnika Niemców… Gdyby sędzia podyktował karnego za zagranie ręką Capdevilli… Z drugiej strony: zmiany, jakich dokonywał Loew nie zwiększyły siły ognia jego drużyny – zawiedli zarówno Kuranyi, jak Gomez. Co innego rezerwowi mistrza Europy: Alonso uspokoił grę w środku pola i miał kilka ważnych przechwytów, wypoczęty Guiza szarpał tak samo, jak wcześniej Torres, i ostatni kwadrans upłynął broniącym skromnej przewagi Hiszpanom komfortowo. To też może być przyczynek do analizy ich sukcesu: z ilu piłkarzy mógł skorzystać podczas turnieju Luis Aragones i ile razy rezerwowi odmieniali grę tej drużyny na lepsze (pamiętajmy, że król strzelców Euro, David Villa, nie zagrał w finale z powodu kontuzji i że Cesc Fabregas przez niemal cały turniej był właśnie rezerwowym). W przypadku Niemców przez cały czas odnosiłem wrażenie, że na ich ławce brakuje klasowych zmienników.
Na solidniejsze podsumowanie Euro przyjdzie czas jutro. Na razie nie będę ukrywał: jestem po tym wszystkim cholernie zmęczony. 25 wpisów w 24 dni to całkiem niezłe osiągnięcie jak na kogoś, kto nie zajmuje się zawodowo pisaniem o piłce. Z drugiej strony czytam z wdzięcznością komentarze wszystkich stałych gości tego bloga, no i z przyjemnością myślę o przyszłości. Turniej pomógł mi przetrwać najgorsze dni przerwy w rozgrywkach Premiership: już za parę dni większość klubów rozpoczyna obozy treningowe, pierwsze sparingi zaczną się za dwa-trzy tygodnie, no i na dobre rozkręci się karuzela transferowa. Tematów do blogowania nie zabraknie, a na razie wypijam pierwsze wino od ponad trzech tygodni – przez półtorej godziny od zakończenia meczu zdążyło już odetchnąć.
Mecz nie był piękny, ale mniejsza z tym. Hiszpanie zasłużyli swoją postawą w trakcie całego Euro. Mieli indywidualności (Casillas, Senna, Xavi, Silva, obaj napastnicy), mieli charyzmatycznego Puyola w obronie, wspieranego przez cichego ale pewnego Marchenę, a jednocześnie stanowili ZESPÓŁ. To był triumf kolektywu – po zwycięstwie i Aragones, i Torres mówili że to zasługa także ławki rezerwowych, bo dzięki niej można było odpocząć przed ćwierćfinałem, no i łatać dziury przy kontuzjach lub zmęczeniu. Gol Torresa, faktycznie, angielski. I wogóle podoba mi się porównianie gry Hiszpanów do Arsenalu; może tylko są ciut skuteczniejsi 🙂 Już to napisałem raz, ale powtórze, że bardzo fajne Euro.
Super, świetna robota, z przyjemnością czytało się wszystkie wpisy.A ja piję Castillo De Banos Reserva 2000.Chociaż to akurat nie był dobry rok dla hiszpańskiej piłki. Ale poprzedni dobry rok dla hiszpańskiej piłki zdarzył się, gdy jeszcze raczkowałem.Pozdrawiam,b
Dopiero teraz odkryłem tego bloga, natomiast bardzo podoba mi się ten wpis, podejrzewam, że wszystkie były równie dobre, więc odwalił pan kawał dobrej roboty. Gratulujepozdrawiam
Bardzo ciesze sie,ze Hiszpania wygrala .Niemcy caly ten turniej mieli poprostu szczescie .Powinni juz przegrac z Turcja,ale turcja grala w oslabionym skladzie .Niemcy nie pokazuja naprawde ladnej pilki,pokazuja natomiast wyuczone upadki i aktorskie faule.Musze przyznac ,ze sedziowie co niektorzy tez gwizdza dla niemcow.Tak naprawde Niemcy nie zasluzyli na dojscie tak daleko nie grali dobrej pilki ,mieli poprostu duzo szczescia i w niektorych meczach przychylnosc sedziow.Jestem bardzo szczesliwa,ze to Hiszpanie zdobyli ten”puchar”.Pozdrawiam wszystkich fanow pilki noznej .
Ja również kibicowałam Hiszpanii. I to nie bynajmniej dlatego iż jestem wielką fanką tego zespołu. Po prostu należało się nakopać do d*py Niemcom, którzy w tych mistrzostwach nie pokazali nic oprócz chamskiej przepychanki i udawania fauli. Jedyne co było w ich grze dobre to ustawienie. Cały czas można było zobaczyć Niemców, którzy są wszędzie. Zarówno przy bramce przeciwnika jak i przy swojej. I uważam, że dobrze iż bramkę strzelono przez głupi błąd bramkarza i obrońcy (i oczywiście również dzięki refleksowi i inteligencji Torresa… polak z pewnością nie strzeliłby tak ładnie i raczej w ogóle by nie strzelił xD), ponieważ gdyby ten mecz skończył się na karnych to z pewnością ani jednej ani drugiej drużyny nie można nazwać lepszą czy gorszą… te drużyny byłyby wtedy równe, a puchar powinien nie być wręczony. Karne to jest w ogóle jakaś porażka. Po tych 30min dogrywki nie powinno być karnych, ale dalsze latanie po boisku, a gdy padnie bramka – koniec meczu.
Viva Hiszpania wpisalam w opis na gg juz jakis czas temu-skoro Holandia zawiodla,to tylko Hiszpania mogla dac rade Niemcom. Zaluje,ze nie padl choc jeden gol wiecej dla przypieczetowania zwyciestwa pieknego futbolu nad futbolem szpetnym. Po przegranej niemieccy pilkarze nie bylli w stanie sie usmiechnac, a przeciez w tym turnieju II.miejsce przy ich nierownej grze to i tak siegniecie nieba.
Jeśli chodzi o zdobytego gola to winę ponoszą obrońca i bramkarz. Obrońca mógł ją wybić na róg a bramkarz mógł ja złapać, powinien wybiec z całych sił i atakować piłkę, to znalazła by się w jego rękach. Natomiast bramkarz wybiegł i stanął przed piłką. Zabrakło komunikacji, któryś z nich powinien krzyknąć: moja, twoja, wybij jak to się czyni w tych sytuacjach. Sędzia popełnił chyba kilka błędów na korzyść Hiszpanów: w podbramkowej sytuacji odgwizdał wątpliwy spalony, kazał opuścić boisko Balackowi z powodu kosmetycznego zranienia. Ciekawa sytuacja była również gdy Niemcy domagali się czerwonej kartki za uderzenie głową Podolskiego. Moim zdaniem Podolski brzydko sprowokował sytuację.
Świetny tekst…
Panie Michale, gratuluję tych 25 wpisów w okresie Mistrzostw, były one dla mnie naturalnym towarzyszem podczas tej imprezy. Przede wszystkim jednak zwróciły moją uwagę, bo podejrzewam, że o lidze angielskiej moglibyśmy rozmawiać godzinami. Moje serce jednak jest diabelsko czerwone i od 12 lat bije dla Red Devils. Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie będę czytał co słychać w obozie wroga:)))A co do Mistrzostw – niespełniona nadzieja Holandia, toporne Włochy, wypalona Francja, bohaterska Turcja, jak zwykle solidne (choć tym razem nie dość) Niemcy, najlepsza Hiszpania…i tylko Polski jakoś żal…pozdrawiam…
Dziękuję za te i wszystkie pozostałe miłe słowa pod wczorajszym wpisem. To pisanie o Euro było strasznie fajną przygodą, ale też mam poczucie, że czas na Premiership 🙂 Tematów na pewno nam nie zabraknie
Cieszę się, że wygrał zespół, który od początku do końca na to zasłużył! I choć miałam innego faworyta to wiem, że Hiszpanii się to zwycięstwo (naj)bardziej należało.
kilka razy poczytałem, komentarze – ciekawe. ME wysoki poziom – Hiszpania zasłużyła na majstra, tak naprawdę to w finale Niemcy niestworzyli żadnej sytuacji 95 % chociażby, w przeciwieństwie do ich rywali. Wszyscy w ekipie Aragonesa grali bardzo dobrze i nawet ciężko kogoś szczególnie wyróżnić, aby nie obrazić pozostałych. Za 4 lata to może nasi tak zagrają. Pozostańmy z nadzieją.
Ciekawe skad ta polska maniera wznosenia toastu czerwonym winem, ktore nadaje sie do mies lub serow. Toast wznosi sie szampanem, a od biedy winem bialym.
Uwaga słuszna tylko pozornie. Szampan nigdy nie przyniesie doznań, które daje suknia, bukiet, smak i końcówka wina czerwonego, a które tak przejrzyście opisuje cytowany tu Parker. Może tylko lepiej byłoby zdecydować się na inny region, np. mało znany Priorat z Katalonii. Nie tylko piłkarzy produkują tam świetnych (vide Fabregas), także wina.
Pewnie zostanę zbesztany za moją stereotypową niechęć do niemieckiej piłki i do Niemiec w ogóle. Ale przyznam, że tak samo jak prawie 80% Polaków w finałowej batalii o mistrzostwo Europy kibicowałem podopiecznym zdziadziałego Louisa Aragonesa. Bo kto, jak nie Hiszpanie mieli sięgnąć po ten prestiżowy laur? Spośród wszystkich półfinalistów Hiszpania miała wszystko, co powinien mieć mistrz Europy: wrodzoną futbolowa markę, nieprzeciętnych gwiazdorów w składzie oraz umiejętność urodziwej gry w piłkę.Zapraszam do siebie: http://matiredfan.blox.pl/2008/06/EURO-wygrala-druzyna-wlasciwa.html