Trzy w jednym (a nawet cztery)

Pojawia się jakieś 20 minut przed rozpoczęciem meczu. Obie drużyny po rozgrzewce zeszły znów do szatni, przycichła muzyka ze stadionowych głośników albo, jeśli nad trybunami jest telebim, zakończono emisję przedmeczowego show. Za moment się zacznie, ale jeszcze się nie zaczęło… myślę, że znacie to uczucie doskonale.

Tyle rzeczy przestaje nagle mieć znaczenie. Rzekoma premia Leo Beenhakkera, wykryta ponoć przez Grzegorza Latę. Prężenie muskułów Fabio Capello, który mimo kompletu informacji z Liverpoolu nakazał Gerrardowi stawić się z kontuzją na zgrupowaniu kadry. Wojna na słowa między Terrym Butcherem a Diego Maradoną, i w ogóle całe to angielsko-szkockie szaleństwo w związku z pojawieniem się na Wyspie nowego trenera Argentyńczyków (niech się schowa Jose Mourinho i emocje, jakie kiedykolwiek wywoływał). Przedmeczowe opinie ekspertów, statystyki, historie rywalizacji – wszystko schodzi gdzieś na drugi plan. Zostaje obraz z telewizyjnej kamery: wąski najczęściej korytarz lub tunel, uchylone drzwi do którejś z szatni, a za chwilę, jeszcze przy nienajgłośniejszych trybunach, otwarte już na oścież drzwi do obu – i gromadzący się w korytarzu/tunelu bohaterowie wieczoru.

Poddaję się tej chwili całkowicie. Pal licho, czy mecz jest towarzyski, czy o wielką stawkę. Na ten jeden moment racjonalista we mnie przestaje istnieć, w zapomnienie idą porażki odniesione w mniej lub bardziej kuriozalnych okolicznościach. Jest jedenastu na jedenastu. Wszystko możliwe. Nawet to, że Szkoci rozniosą na strzępy Argentyńczyków, o zwycięstwach Polaków i Anglików nie mówiąc.

Albo jeszcze inaczej: na jakieś 20 minut przed rozpoczęciem meczu nie mogę już myśleć o niczym innym. Siadam przed komputerem i zaczynam pisać o tym, co czuję. Wybaczcie.

***

Potem oczywiście jest już łatwiej. Z kilku transmisji do wyboru wybiera się tę, która zaczyna się pierwsza, a przez następne dwie godziny uprawia się zapping. Obejrzenie trzech meczów na raz jest absolutnie możliwe: zawsze w jednym z nich mamy tak zwaną chwilę przestoju, kiedy piłka wylądowała poza linią boczną, i można zmienić kanał. Zresztą we wszystkich trzech meczach tempo nie oszałamia (może poza szaloną końcówką na Croke Park). Kolejny powód, żeby doceniać tę chwilę, kiedy nic się jeszcze nie zaczęło: przynajmniej nikt nie odbiera ci złudzeń.

Z drugiej strony w każdym z trzech meczów jest coś, co przykuwa uwagę. Gabriel Agbonglahor świetnie wprowadza się do reprezentacji, co dla czytelników tego bloga nie będzie pewnie niespodzianką, a Michael Carrick udowadnia, że we współczesnej piłce mogą się odnaleźć „playmakerzy” w bezpowrotnie minionym, wydawałoby się, stylu Hoddle’a czy Brady’ego. Wymiana pokoleniowa, dokonująca się w kadrze za sprawą kontuzji i decyzji Fabio Capello, przebiega w sposób wyjątkowo bezbolesny. Kto zauważył wczoraj brak Ferdinanda, Ashleya i Joe Cole’ów, Gerrarda i Lamparda, Rooneya, Heskeya, a także, niechże im będzie, Owena i Beckhama? No, może uwaga o bezbolesności wymiany pokoleniowej nie powinna dotyczyć Scotta Carsona, współwinnego gola dla Niemców. Inny winowajca, John Terry, zrehabilitował się kilkanaście minut później pod bramką gospodarzy – Carson takiej szansy nie otrzymał i wygląda na to, że jego przygoda z reprezentacją na jakiś czas się zakończyła. Podobnie jak przygoda Darrena Benta, który zmarnował świetne podanie Garetha Barry’ego na początku drugiej połowy.

Generalnie jednak udany wieczór dla Anglików i bardzo udane zakończenie roku dla ich nowego trenera, który z dziewięciu meczów wygrał w tym czasie siedem. Carrick i Barry zdominowali środek pola, na skrzydłach przypomnieli o sobie Downing i Wright-Philips, wspomniany Agbonglahor świetnie szukał sobie miejsca między obrońcami i pomocnikami Niemców, dobrze radził sobie Upson, z ławki wszedł Ashley Young… Doprawdy, gdyby kibice nie buczeli podczas hymnów, byłoby więcej niż miło.

A skoro mówimy o kibicach: dzięki tym, co wyjechali „za chlebem”, Polacy w Dublinie sprawiali wrażenie grających u siebie. Tu również warto odnotować kilka przyjemnych zaskoczeń: Dudka w nienajlepszej poza tym obronie, Robert Lewandowski w ataku, nareszcie gol ze stałego fragmentu gry; najlepszego na boisku Błaszczykowskiego pomijamy, bo to już nie zaskoczenie. Z drugiej strony, czy tak samo jak ze Słowacją Polakom nie zabrakło koncentracji w końcówce?

W przypadku meczu Szkotów uwagę mediów przykuł przede wszystkim trenerski debiut Maradony (BBC osobno sprawozdawała każdy ruch i gest Diego), słusznie zachwycano się również akcją, po której padł gol. A jednak ci, którzy mieli wątpliwości w kwestii powierzenia kadry Maradonie, muszą je mieć nadal. Powiedzmy sobie szczerze: Szkoci, mimo wielkiego serca do gry, to przeciętny zespół, Argentyńczycy zaś byli w dużo gorszej dyspozycji niż np. podczas niezapomnianego meczu towarzyskiego z Anglikami, przegranego przed trzema laty 3:2. Jeśli umieszczam ten wpis z niejakim opóźnieniem w stosunku do wydarzeń wczorajszego wieczora, powód jest prosty: w środku nocy naszła mnie ochota, by obejrzeć tamto spotkanie jeszcze raz. Zobaczcie sami: Gerrard, ustawiony już wtedy na prawej obronie, dośrodkowuje na głowę Owena, później to samo powtarza Joe Cole, wcześniej mamy jeszcze zgranie Beckhama do Rooneya i mnóstwo innych okazji… Czy to był najlepszy mecz towarzyski, jaki widziałem w życiu?

17 komentarzy do “Trzy w jednym (a nawet cztery)

  1. ~Zbyszek

    Z zaskoczeniami się zgadzam, może poza Dudką, bo ten już w lidze francuskiej pokazuje, że dobrym piłkarzem jest. I chciałbym dodać jeszcze jedno. Bodaj pierwszy raz pan trener Gmoch w przerwie meczu wygrał z techniką i samym sobą i pokazał rzeczywiście bardzo fajną akcję z pierwszej połowy. Plus dla TVP.

    Odpowiedz
  2. ~zwz

    Trafna uwaga o playmakerach. Wydawało się, że przy systemie gry z dwójką defensywnych pomocników, i w ogóle z defensywnymi środkowymi pomocnikami, taki elegancki piłkarz, który będzie miał miejsce na boisku, rozejrzy się, przyspieszy, zwolni, rzuci długą piłkę albo krótkie podanie to już przeszłość. Ostatni był może Zidane?

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      Łatwo być playmakerem w meczu towarzyskiem. Gdyby to były mistrzostwa świata albo eliminacje, Carrick byłby tak obstawiony przez DM, że prawie nie dotknąłby piłki. Miło się to wczoraj oglądało, ale pressingu było jak na lekarstwo.A Robert Lewandowski, albo nawet obaj Lewandowscy, poradziłby sobie w Premiership 🙂

      Odpowiedz
  3. ~swietnyblog

    Blaszczykowski jest absolutnie fantastyczny, jakis cud ze mamy taki talent. brozek niestety znowu byl przerazony ze jeszcze strzeli gola i okaze sie ze jest niezlym pilkarzem. Swoja droga swietny blog, naprawde przyjemnie sie czyta. musze powiedziec najlepszy zaraz po blogu rafala steca rzecz jasna 🙂

    Odpowiedz
  4. ~carick

    A carrick jest niedoceniany, niewielu pilkarzy potrafi grac tak swietne podania, i dlugie, i krotkie, prostopadle, przerzuty i to z obu nog. Carrick ma tez swietny strzal, co udowodnil np w meczach z Roma (pamietne 7:1), tylko moim zdaniem za rzadko to wykorzystuje. Moze nie potrafi pieknie drylowac, ale z reguly on natychmiast podaje jak tylko dostanie pilke, co tez ma zalety. Z drugiej strony ktos jednak wylozyl na niego 20 mln, wiec czy az tak niedoceniany to nie wiem heh

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      Lubię go bardzo i szkoda, że od czasów WHU łapie kontuzje. Natomiast czy ma świetny strzał? Wtedy z Romą raczej mu weszło, czasem wchodziło też jak grał w Tottenhamie, ale głównie walił Panu Bogu w okno.

      Odpowiedz
      1. ~skols

        Jak juz mu siądzie to są to ładne gole. Ostatnio nawet ze dwie bramki strzelił, no a te z Romą to wogle. Do bomb gerrarda czy lamparda ktorzy strzelaja regularnie sie nie umywa jednak. Do scholesa za najlepszych lat tez nie, scholes to dopiero jest pomocnik! jeden z moich ulubionych, szkoda ze sie starzeje

        Odpowiedz
  5. ~Damian

    Ja jako fascynat Argentyny starsznie sie boje co moze ostatecznie wyniknac z Maradony na stanowisku selekcjonera(za taktyke na szczescie odpowiada Bilardo) którego powołanie na ta funkcje było dla mnie przyznam szokiem…,ale w sumie bedzie sie działo i trzeba wierzyć ze nie bedzie gorzej niz do tej pory(a moze boska moc ponownie zadziała-tym razem byłoby to naprawde wielkim wydarzeniem gdyby cos wielkiego osiagneli ponownie dzieki totalnie czczonemu juz Diego(gyby zdobył MS jako trener na bank by go zamumifikowali po smierci niczym towarzysza Lenina i postawili kolejne 1000 pomników…i Słusznie! ;),Nasi chłopcy zas(o Polakach pisze rzecz jasna) zagrali niezły mecz i zasłuzenie zwyciezyli Irlandczyków ktorzy bramki strzelali po naszych błedach,podczas gdy my wszystkie z nich zdobylismy dzieki samym sobie co cieszy..(oczywiscie wynik tak naprawde mało wazny jest gdy sie gra mecze towarzyskie i jak dla mnie mozemy przegrywac takie spotkania i po 0:8 regularnie jezeli tylko w meczach o punkty,stawke bedziemy grali dobrze).P.S.Michale,siedziałes w nocy aby obejrzec powtórke jakiegos meczu towarzyskiego z kiedyś(tak tak pamietam 3:2 w Genewie;) gdy w tym samym czasie leciała transmisja na żywo fantastycznego -pełnego walki i pieknej piłki spokania Brazylia-Portugalia gdzie było 6:2 dla brazylijczyków?(naprawde żałuj,bo to był dopiero mecz towarzyski 🙂

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      No tak, Brazylia-Portugalia… Redaktor Mucharski oglądał dziś w „Tygodniku” bramki… Ciekawe, czy po tym wszystkim Carlos Queiroz będzie jeszcze mógł wrócić do MU 🙂

      Odpowiedz
      1. ~kłejroz

        Pewnie wroci. Z nim Man U zawsze sobie lepiej radzi. On ma takie krotkie wypady, raz Real Madryt, raz Portugalia, ale wraca bidoczek, siada potulnie za fergim i „no nic, znowu nie wyszlo” heh

        Odpowiedz
  6. ~mewstg.blox.pl

    Najwięcej pewnie bedzie o Maradonie, ale 4 w 1 to jednak jest przestępstwo. Znak czasów, nudno na chwilę wiec cyk i jesteśmy w Glasgow, za moment w Berlinie. Niby fajne, ale każdy (absolutnie każdy) mecz składa się też z tych słabszych momentów.

    Odpowiedz
  7. ~Damian

    Chcialem tylko sprostowac swoje niedopatrzenie w kwestii asystentów Maradony(oczywiscie chodziło mi o Sergio Batiste który odpowiada za taktyke a nie legendarny trener Carlos Bilardo którego wymieniłem(on jest jakims tam dyrektorem w tej reprezentacji).Zreszta jest to świetnie sie znajaca grupa ludzi która zdobyła MS w 1986 roku(Maradona,Batista,Jose Luis Brown jako piłkarze pod dowództwem Bilardo)

    Odpowiedz
  8. ~Michał Zachodny

    A propo nowej notki, wiem, że są już plany dotyczące Prawdziwego Rozgrywającego ale może coś będzie o królującej w mediach Gallas-gate? Dla fana Tottenhamu prawdziwą przyjemnością byłoby subtelne wytknięcie czegoś Arsenalowi, rywalowi z miasta;] Ponoć, oczywiście;]

    Odpowiedz

Skomentuj ~kłejroz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *