Przyjmij, podaj, pokaż się, czyli kręciła się karuzela

Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości (od razu przyznaję: ja miałem), musiał się ich pozbyć niedługo po rozpoczęciu drugiej połowy. W ciągu pierwszych 45 minut Manchester United nie potrafił wprawdzie narzucić Barcelonie swoich warunków, ale w walce o środek pola jakoś neutralizował zagrożenie z jej strony. Po zejściu Andersona i zmianie ustawienia na bardziej ofensywne, neutralizować przestał: Xavi i Iniesta – ludzie, którzy czynią Barcelonę piękną, związani z tym klubem od jedenastego i dwunastego roku życia wychowankowie szkoły „przyjmij, podaj, pokaż się, przyjmij, podaj, pokaż się”, a dziś niekwestionowani piłkarze meczu – panowali na boisku bezapelacyjnie.

Czy musiało tak być? Może nie, gdyby piłkarze Manchesteru nie zmarnowali okazji z drugiej minuty, kiedy po wolnym Ronaldo Valdes wypuścił piłkę, a Park usiłował ją dobijać. Banalna, znana wszystkim prawda: w meczu o taką stawkę możesz dostać tylko jedną szansę – umiej ją wykorzystać. Kilka minut później Eto’o umiał uciec Vidiciowi, po pierwszej w miarę groźnej akcji Katalończyków zrobiło się 1:0, a równocześnie runął cały pomysł Fergusona na ten mecz: oddawania inicjatywy Barcelonie i gry z kontry.

Niecelnie podający Carrick, rozkojarzony Vidić, nieskuteczny i samolubny Ronaldo, odizolowany Rooney (dodajmy jeszcze niepotrzebnie ostro faulującego Scholesa) – w machinie mistrzów Anglii właściwie żaden z trybów nie funkcjonował prawidłowo. Barcelona zaś? Po ostrożnym początku grała po prostu to, co zwykle w tym sezonie, z istotną wszakże różnicą: Messi schodził do środka, robiąc Eto’o miejsce po prawej stronie, co wprowadzało w liniach obronnych Manchesteru dodatkowy chaos i miało bezpośredni związek z utratą obu bramek. Zwłaszcza przy golu Eto’o wybranemu właśnie najlepszym piłkarzem Czerwonych Diabłów Vidiciowi powinien przypomnieć się pierwszy koszmarny występ w tym sezonie: przeciwko Liverpoolowi na Old Trafford. A Rooney musiał się zżymać, po co właściwie gra przy bocznej linii, skoro Messi, którego miał powstrzymywać, hula gdzieś przed polem karnym. Tyle się mówiło o zdziesiątkowanej obronie Katalończyków – kłopot w tym, że właściwie nie została przetestowana.

Jak grać przeciwko Barcelonie? Jedynym, który sprawiał wrażenie, że potrafi, pozostaje Guus Hiddink. Tyle że trener Chelsea nie musiał gonić wyniku – w pierwszym spotkaniu grał na remis, w drugim do ostatnich sekund bronił korzystnego rezultatu. Myślę o dzisiejszej bezradności Alexa Fergusona i czuję, że powinienem podzielić się z Wami intymnym w gruncie rzeczy przeżyciem: patrzyłem na twarz szkockiego menedżera, kontemplowałem stan jego dziwnej nieobecności i uświadamiałem sobie, że widzę człowieka starego. Intymne przeżycie, bo skojarzone z bolesnym przeczuciem czekającej cię samotności, kiedy odkrywasz, że twój ojciec, twój szef, a niechby i papież, nie jest już tamtym supermanem sprzed lat, że nagle brakuje mu energii i świeżości pomysłów. A jeszcze jak zestawić to z bezwstydną młodością Guardioli…

W gruncie rzeczy dziś bardzo łatwo o puentę. Zwycięstwo Barcelony zasłużone i odniesione w okolicznościach niekontrowersyjnych (brawo sędzia!), wybór Messiego na najlepszego piłkarza Europy – przesądzony, chyba że jurorzy nieoczekiwanie będą woleli Iniestę. „Byli lepsi” – powtarzają chórem Alex Ferguson i jego piłkarze, osiągając tu rzadką zgodność z dziennikarzami i miliardem kibiców z całego świata. Karuzela, której obawiał się Szkot, kręciła się bez przeszkód. Dżentelmeni nie dyskutują o faktach.

29 komentarzy do “Przyjmij, podaj, pokaż się, czyli kręciła się karuzela

  1. ~nco

    Kocham Manchester od wielu już lat i dzisiaj nie mam wątpliwości że wygrała Barcelona jak najbardziej zasłużenie. Nie szukam usprawiedliwień czy wymówek bo Katalończycy byli poprostu lepsi w każdym calu. Dzisiaj Visca el Barca ale na zawsze United We Stand!. A futbol nie jest okrutny tylko piękny 🙂 Pozdrawiam wszystkich kibiców i oby od sierpnia 🙂

    Odpowiedz
  2. ~Bandzior

    Cieszę się, że nie tylko ja jeden dostrzegam rolę tej katalońskiej dwójki(Xavi Iniesta) w środku pola Barcelony. Jak już się spotkałem z opinią pewnego „znawcy” , że oni nic nie pokazali, a Xavi to „tylko” asysta to pomyślałem, że może ja już głupi jestem. W drugiej połowie nie dali anglikom pograć praktycznie nic.Podkreśliłbym też rolę Pique. Niemal bezbłędny-poza sytuacją gdy wywiózł go w pole Ronaldo i był faul z żółtą kartką-przeciął niesamowitą ilość podań i dośrodkowań Manchesteru, królował we własnym polu karnym. Zdecydowanie lepszy od Rio i Vidicia(w tym meczu, ogólnie myślę, że potrzebuje jeszcze troche ogrania, by to była ta sama klasa).

    Odpowiedz
    1. ~Michał Zachodny

      Oni zagrali świetnie, wystarczy przyrównać tą dwójkę do rywali (Carricka i Andersona) i wychodzi jasno, że różnica była wczoraj kolosalna. Gdy Anglik i Brazylijczyk co rusz tracili w idiotyczny i prosty sposób piłkę, to Xavi i Iniesta bawili się z nimi w dziadka.Co mnie najbardziej zaskoczyło to to, że przy takim stylu gry Barcelona (mnóstwo podań, niekonicząca się ich wymiana) ma podobne wyniki biegowe do rywali. Wydawałoby się, że by utrzymywać się przy piłce potzebna jest nieustanna aktywność zawodników, mnóstwo ruchu, zwłaszcza tych co ją rozprowadzają, ale tak naprawdę to zespołowo wypadli oni prawie na równi z Manchesterem. Zauważyłem, że po prostu wynika to z tego, że faktycznie, ruch jest, ale nie taki skomplikowany. Gdy piłka jest na skrzydle to 5 zawodników robi po kilka kroków i znajduje się w lepszej, wygodniejszej dla partnera sytuacji. Gdy piłkę ma rozgrywający to aż ośmiu rusza by mu wyjść na pozycje. Dlatego tak ciężko jest ich kryć, trzymać na pressing czy odebrać Barcelonie piłkę! KIlka kroków, przyjęcie i oddanie piłki, prosta jak cholera ale ile drużyn na świecie może to połączyć z taką skutecznością (czyli Arsenal odpada) i na takim poziomie (czyli Arsenal odpada)? Dlatego oni wygrali finał i zasłużenie, bezapelacyjnie.Zgadzam się co do Fergusona, domyślam się również, że on tą porażkę będzie jeszcze długo roztrzepywał i ciekawe czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na decyzję Szkota odnośnie jego emerytury? Manchester United bez sir Alexa… to będzie dopiero nowina.

      Odpowiedz
  3. ~dzino

    Byłem za Manchesterem jednak Barca była lepsza, co ciekawe do 10 minuty stosunek strzałów na bramkę wynosił 5-0 dla Manchesteru. Na początku, kiedy Manchester przycisnał, przypomniał mi się finał z 2007 roku Liverpool z Milanem kiedy też w pierwszej połowie lepiej przezntował się Liverpool jednak bramka do szatni podcięła im skrzydła. Tutaj Barca strzeliła już w 10 minucie i mogła grać to co lubi, to Manchester musiał atakować i musze przyznać nie miał pomysłu jak sforsowac obronę, a nawet pomoc ( mnóstwo podań do tyłu do Van der Sara). Ponadto ( pisałem o tym parę postów temu) puchar po raz kolejny zdobyła drużyna, która w roku poprzednim odpadała w półfinale z późniejszym triumfatorem. Dzieje się tak od 2006 roku. Za rok powinna Ligę powinna zatem wygrać Chelsea. I jeszcze: finał oglądalem w barze i słuchając rózmów niektórych „kibiców” nie wiedziałem czy śmiac się czy płakać. Jeden z nich stwierdził po pierwszej bramce, że to będzie finał jak Manchester – Bayern w 1998(!) roku. Po chwili następny (kibic Barcelony) zapytał czy Barcelona zdobyła już mistrzostwo Hiszpanii, no i na koniec kolejny kibic sie ucieszył, że Szachtar Donieck a wiec i Mariusz Lewandowski będa mieli okazję zagrac przeciwko Barcelonie w Pucharze Intertoto;-))Takie smaczki finałowe:-)

    Odpowiedz
  4. ~mewstg.blox.pl

    Chciałoby się powiedzieć: choć raz być lepszym od SAF. No, raz to przesada, ale na początku drugiej połowy każdy widział co się święci. A jeszcze Barcelona cały czas sprawiała wrażenie, że nie wrzuciła najwyższego biegu. Właściwie normą w tym sezonie było, że mniej niż cztery bramki mało kto wyjmował. Wczoraj trzeba było pary najlepszych stoperów, by wyjąć tylko dwie. Mecz, dla neutralnego widza, raczej z tych średnich. Największe wrażenie zrobił na mnie Guardiola, który cierpliwie czekał wpatrując się w trybuny, aż zawodnicy (Henry) w końcu podadzą mu puchar. TVP oczywiście tego nie pokazała, bo redaktor Pospieszalski już spieszył ze swoimi mądroścami. Dobrze tak TVP.

    Odpowiedz
  5. ~zliv

    Przegrał zespół grający brzydszą piłkę. I to w przeciągu całego roku. Jako że nie utrzymuję się z futbolu i emocjonalnie nie byłem związany z żadnym klubem, to oczekiwałem po tym finale artyzmu Barcelony. Bo jak będzie grał Man U, pokazały pierwsze minuty meczu. Przedzierający się z gracją czołgu przez kolejne zasieki Barcy Anderson, a później uderzenia z całego kopyta Ronaldo. Grze w piłkę Barcy, Man U byli w stanie przeciwstawić jedynie cechy wolicjonalne: ambicję (to Anderson, Carrick, Rooney przede wszystkim), czy wręcz chamstwo (któryż to raz Scholes???). A te cechy mogły wystarczyć na Hull, Stoke, czy Borough. Przeciwko Barcy trzeba było czegoś więcej i tego Man U zabrakło. Jako zagorzały fan Liverpoolu życzyłem sukcesu Barcie, ale nie z powodu „nienawiści” do MU, nie z powodu zawiści. Wystarczająco dużo satysfakcji dostarczyli mi w tym roku w konfrontacji z podopiecznymi Sir Alexa piłkarze Rafy. Chodzi o to, że skuteczna gra nie zadowala postronnych kibiców. Daje ona tytuły, ale nie zachwyca. Satysfakcji dostarczają piękne, kombinacyjne akcje. A tych Man U od dłuższego już czasu nie prezentował. Kolejny raz zagrał brzydko, co podkreślała nawet subiektywna brytyjska prasa. Oglądając wczorajszy mecz zastanawiałem się cały czas, jakie widowisko zaserwowali by nam piłkarze Guardioli w konfrontacji z Liverpoolem z końca sezonu Premiership. Ehhhhh…

    Odpowiedz
  6. ~stary trafford

    Ale tu bluesowo… Może dlatego, że właściwie obyło się bez walki i w takim razie rzeczywiście nie ma o czym dyskutować? Chyba że o starości Fergusona – czy znajdzie w sobie motywację, by powrócić jeszcze raz? Wyszpera lepszych piłkarzy? Wyleczy Hargreavesa, który byłby lepszy niż Anderson? Wczoraj faktycznie wyglądał na takiego, co już nie wierzy i nie może.

    Odpowiedz
    1. ~fidain

      Starości Fergusona? Mimo wielu kontuzji, mimo nie najciekawszej gry przez cały sezon, mimo wyjazdu na KMŚ, mimo 66 meczy w nogach wygrał EPL, doszedł do finału LM, wygrał do tego mniej znaczące CC, FACS i KMŚ. United jako pierwsza drużyna mieli tak dobry sezon po wygraniu LM w poprzednim sezonie. To jest ta starość Fergusona? A, że przegrali finał? To jest piłka nożna, nie wszystko można wygrywać nawet będąc SAFem.Zobaczymy jak „magiczna” Barca poradzi sobie w przyszłym sezonie z piętnem zwycięzcy LM.

      Odpowiedz
    2. ~taichung

      Przecierałem oczy ze zdumienia. Złapałem sie nawet na tym, że życzę Diabłom gola. Nie tylko dla tchnięcia jakiejs dramaturgii w mecz, nie tylko dla dodatkowego smaczku. Bylo mi ich po prostu zal, no moze nie Krystyny R., ale Starego Przeżuwacza na pewno. Tak nie istniec, tak dac sie ponizyc – bardzo przykry widok. A dla tych ktorzy pytaja co dalej z Barca i czy nie za wiele tych laurow dla Guardioli mam odpowiedz: zostac druzyna, ktorajako pierwsza obroni tytul Zdobywcy Europy – oto wyzwanie dla tych magicznych chlopakow!

      Odpowiedz
  7. ~:)

    „Hiszpańskie oleeeee trwało zbyt długo”Piłkarze Barcelony znowu zagrali swoje, zagrali bajecznie (przyjmij, podaj, pokaż się) i urządzili Man Utd ogromną karuzelę. Katalończycy mieli masę czasu i swobody na rozgrywanie piłki na połowie przeciwnika. Manchester powinien nie pozwolić na to, wybić bajki z głów piłkarzy Barcelony, sprawić że przekonają się o tym na własnej skórze i na własnych kościach. To był nokaut utytułowanego boksera (przewyższającego do tej pory rywala warunkami fizycznymi, siłą i szybkością) i występ jednego aktora (zbierającego po kolei wszystkie Oskary i Złote Globy.) Technika znowu bije siłę. Czerwone diabły zagrały jak księżniczki, bez walki, agresywności, determinacji jak na Wyspach… Owczych! (Ronaldo zdejmij koronę i przekaż ją Królowi Messiemu.) Szkoda, że piłkarzom Barcelony wygrana przyszła o niebo łatwiej niż w półfinale. To nie był wielki mecz Guardioli, tylko najsłabszy mecz Fergusona w jego karierze. To nie była bitwa na miano finału Ligi Mistrzów.Czy w Hiszpanii futbol może być okrutny? Czy w Anglii swoje pokazałby słynny Maradona?ps. Wybaczam Man Utd, bo mecz odbył się w kraju antyfutbolu, ale czy nie wstyd wam się będzie pokazać w domu (z pucharem czy bez) po takim spotkaniu?

    Odpowiedz
  8. ~mak

    1. Na odprawie przed meczem Nietzsche przestrzegał: „Du gehst zu Barca? Vergiss die Peitsche nicht!”. Piłkarze MU posłuchali go przez 10 minut. 2. Linia obrony MU tak blisko pola karnego to była linia Maginota. Kontra kataloński Blitzkrieg.3. Czy pojawiła się w ostatnich latach jakaś godna uwagi przepowiednia, że 27 maja wygra Barca? Tak: Hiszpania wygrała mistrzostwa Europy. Dla Xaviego i Iniesty to był chrzest na beautiful winners. 4. Thierry Henry. Są jakieś Mistrzostwa Marsa? Wyślijmy go, niech dorzuci do kolekcji.5. Parę chwil przed kapitulacją Van der Sara (czy to było do wyjęcia? jak powiada Dziewoński w skeczu z „Dudka”: „Te-o-re-tycz-nie tak”) Valdes potwierdził przy strzale CR, że najlepsza drużyna świata może sobie pozwolić na nienajlepszego bramkarza świata. Bo nie warto rozkręcać Ducha Zespołu na śrubki.6. Pierwszy gol ustawił mecz Barcy: chłopcy mogli pójść pod trzepak i podawać sobie piłkę tak jak lubią (właśnie do tego nie dopuścił niedawno Hiddink-surowy dozorca podwórka, i prawie mu się udało).7. Najgorszy dzień najlepszej obrony świata? (tak, pod warunkiem, że Eto’o poruszający się jak Usain Bolt na tartanie albo Xavi wrzucający tak, że nieważne ile wzrostu miałby Messi, to są sprawy z tego świata)8. Najlepszy dzień najprzypadkowszej obrony świata? (ha, ale czy rdzewiejący ostatnio Puyol nie zagrał jak za najlepszych lat? czy brak Alvesa – który zapędzałby się do przodu, co akurat wczoraj było zbędne – nie wyszedł paradoksalnie na dobre?)9. Messi vs Ronaldo. Dawid vs Goliat. Wynik ten sam.10. Gol głową najniższego człowieka na boisku pokazał, komu kibicował Pan Bóg.

    Odpowiedz
  9. ~kidza

    Panie Michale. Mam dziwne przeczucie, że stary lis Ferguson nas jeszcze zaskoczy. Kto w drugim roku dominacji Chelsea na Wyspach mógłby przypuszczać, że Niebiescy zwolnią tron, na który powróci Szkocki Imperator. Ferguson (a dodam, że jestem kibicem Barcelony od lat już 15) ma niespożyte siły. Faktycznie na ocenę sezonu będzie rzutował przegrany finał LM, jednakże drzwi do nieśmiertelności ostatecznie wyważył sobie szkocki menedżer tymi właśnie trzema latami. Gdyby nie fantastyczny, cudowny, natchniony strzał Iniesty w ostatnich sekundach meczu z Chelsea, nie byłoby nigdy legendy Guardioli. Pep wczoraj wpisał się na stałe w annały światowego futbolu, śmiem jednak twierdzić, że bez wspomnianego zagrania Andresa nie byłoby wielkiej legendy Barcelony, która się wczoraj zrodziła. Chciałbym się również odnieść do paru wątków, które Pan przytoczył. Po pierwsze o wieku SAF-a: podobną bezradność widywałem już i u wychwalanego po niebiosa Guardioli, Mourinho, a także Hiddinka i innych, tak więc ten zarzut uważam, za pewnego rodzaju dorabianie ideologii. Ponadto rzekome samolubstwo Ronaldo wynikało z bezradności kolegów, Portugalczyk (którego osobiście nie lubię) doskonale sobie zdawał sprawę, że jeśli ktoś ma odmienić losy meczu to tylko on. Zupełnie niezrozumiałe było dla mnie ustawienie pomocy w wyjściowej jedenastce, Park Ji Sung to dobre uzupełnienie składu, a nie zawodnik, który ma wprowadzić Manchester United do historii. Barcelona osiągnęła nieprawdopodobny sukces dzięki wielu czynnikom, a geniusz poszczególnych piłkarzy nie był według mnie decydującym czynnikiem. Wielkie brawa do Guardioli za poukładanie klocków i stworzenie zespołu absolutnie zbilansowanego, naszpikowanego gwiazdami, a jednak pełnego barcelońskiego etosu, gdzie rodowici Katalończycy i wychowankowie klubu odgrywają znaczącą rolę. Ponadto świetny transfer Daniela Alvesa, który wraz z Leo Messim (szczególnie w 1 części sezonu) stworzył najgroźniejsze prawe skrzydło świata. Jeśli do tego dorzucimy Puyola (chyba grającego słabiej w tym roku), solidnego Abidala, świetnego Marqueza oraz wracającego po epizodzie w ManU Gerarda Pique, który stał się podstawowym obrońcą (mimo kąśliwych uwag, że będzie to drugi Oleguer) to mamy naprawdę świetną obronę. Klucza jednak doszukiwałbym się w niesamowitej linii pomocy, przede wszystkim w żywej legendzie klubu, Xavim, Andresie Inieście (który według mnie był zawodnikiem nr 1 w tym sezonie) oraz świetnej grze Yaya Toure. Toure wniósł do zespołu balans, na pozycji pivota bowiem w przeszłości grywał przeciętny Edmilson, czy też Rafa Marquez. Toure swoją nieprawdopodobną siłą fizyczną oraz świetną techniką (wiele razy widziałem go dryblującego nie gorzej niż Messi, czy Henry) wzmocnił fizycznie i mentalnie Barcelonę. Dziś, gdy cały świat rozpływa się nad magiczną, niesamowitą Barceloną chciałbym tylko wszystkim przypomnieć, że po Barcelonie 2006 został szkielet zespołu, a tamten dream team bardzo szybko wyczerpał swoje możliwości. Nadchodzący sezon będzie wielkim sprawdzianem dla Barcelony, musi ona wygrać mistrza i dorzucić przyzwoity wynik w LM, żeby nie zszargać legendy, która wczoraj się narodziła.

    Odpowiedz
    1. ~fidain

      O! W końcu jakiś kibic Barcelony piszący z sensem. Zgadzam się z praktycznie całą wypowiedzią. Szczególnie cieszy mnie, ze ktoś „z drugiej strony barykady” w końcu zauważył, że prawdziwym sprawdzianem wielkości Barcy będzie następny sezon. Bo wszyscy wiemy co do tego roku, regularnie przydarzało się triumfatorom LM. Następne kilka lat będzie też imho sprawdzianem Guardioli jako wielkiego trenera. Bo sztuką jest nie tylko zbudować wielki zespół i mieć genialny sezon (za to już należą mu się wielkie brawa) ale też utrzymać ten zespół w formie przez kilka sezonów i nie pozwolić mu się rozsypać. Czy Guardiola temu podoła – czas pokażePozdrowienia dla Ciebie bo wśród tych wszystkich „ochów” i „achów”, które od miesięcy czytam jesteś jakąś tam gwiazdką przywracającą nadzieję, że istnieją jeszcze trzeźwo stąpający po ziemi kibice Barcy.

      Odpowiedz
      1. ~piotrek

        Czy wygrają wszystko za rok, czy nie, samo oglądanie techniki trójki messi-iniesta -xavi w pełni wystarcza by być zadowolonym z barcy. Mam nadzieje, że szkółka w katalonii ma w zanadrzu więcej filigranowych piłkarzyków, którym nic nie odbiera piłki (w sumie jest już bojan…). Ale oczywiście racja, iż teraz przyjdzie największy sprawdzian, podparty klubowymi mistrz. swiata, przez które United przemęczyli pół sezonu.. Wydaję mi się, iż na 60-meczowy maraton ławka barcy jest jednak za krótka. Może nie spodoba się to kibicom Barcy, ale powiedziałbym, że na 10 takich finałow czerwone diabły wygrałyby z 8, mimo wszystko dysponują silniejszym składem. 2-3 decyzje personalne lepiej trafione, a trofeum byłoby w Manchesterze (można se gdybać…). Gratulacje też dla United za morderczy sezon, i tak są 3 korony!!

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Spotyka się kibic MU z kibicem Barcelony i wzajemnie się komplementują… To jest ogromna satysfakcja, być gospodarzem na blogu, który takie rzeczy umożliwia 🙂

          Odpowiedz
  10. ~dikhet

    Może w swoich spostrzeżeniach się mylę, ale uważam ze MU zagrał w finale jak Real Madryt sprzed 3 tygodni. Ferguson nie ustalał takiej taktyki jak Hiddink bo nie chciał psuć widowiska nawet kosztem braku trofeum. Nie chciał żeby mówiono o tym ze wygrała piłka brzydka. Zagrał z Barcelona w otwarta piłkę i się przejechał ale miał prawo uważać ze w taki sposób jego zespól możne z Katalończykami wygrać.

    Odpowiedz
  11. ~taichung

    Ja jeszcze „offtopowo”. Zachecony przez Michala czytuje od pewnego czasu Henry’ego Wintera. Gosc pisze natchnione teksty, to sa felietony futbolowe wysokiej literackiej proby. Czytajcie Wintera, warto szlifowac na nim/ z nim angielska frazę!

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      To w żadnym wypadku nie jest off topic. Moja historia z Winterem zaczęła się od jakiegoś programu Sky Sports, bodaj o 50 najpiękniejszych bramkach w dziejach reprezentacji Anglii. W studio siedziało kilku ekspertów, m.in. Andy Gray, ale moją uwagę zwrócił wyglądający inaczej, zachowujący się inaczej, a przede wszystkim – mówiący inaczej (w sensie: piękną, literacką angielszczyzną) dżentelmen. Zapamiętałem nazwisko, zacząłem czytać, a wkrótce potem dowiedziałem się, że wybrano go sportowym dziennikarzem roku. Stronę z jego tekstami w „Daily Telegraph” znajdziecie wśród zakładek po prawej stronie, w empikach można było swego czasu kupić miesięcznik „Four Four Two”, w którym ma stałą rubrykę. To nie jest off topic, bo wiele mu zawdzięczam – parę razy zresztą całkiem bezpośrednią inspirację, bo zdarzało się tak, że chciałem się z Wami podzielić problemem, który on nazwał jako pierwszy.

      Odpowiedz
  12. Michał Okoński

    I jeszcze, tytułem zbiorowej odpowiedzi: o zmęczenie sir Alexa zapytano wprost na pomeczowej konferencji. Wściekł się, posłuchajcie: http://news.bbc.co.uk/sport2/hi/football/teams/m/man_utd/8071901.stmPrzed finałem, po zdobyciu mistrzostwa mówił już o drodze po następne i o wyznaczaniu sobie kolejnych celów. Pewnie tak być musi w tym fachu, że napędza cię rywalizacja, że stale chcesz coś komuś udowodnić, zwłaszcza jeśli żyjesz w świecie mediów, czyhających na każde potknięcie (znamienne, że w tym właśnie kontekście Ferguson bronił Wengera i jego wizji futbolu, kwestionowanych przez dziennikarzy po nieudanym w sumie sezonie Arsenalu). Darujcie więc tę wczorajszą impresję – w gruncie rzeczy zresztą pozapiłkarską. Miałem silne wrażenie, pierwszy raz w ciągu tych wielu lat z Fergusonem, że patrzę na człowieka starego. Teraz, kiedy słucham, jak ruga dziennikarza, widzę, że wraca do formy :-)Co się zaś tyczy (Michał Zachodny postawił tę kwestię) „operacji następca”, to zdaje się, że Szkot ma pewną koncepcję – ale o tym w następnym wpisie, jak sądzę jeszcze w tym tygodniu.Fajnie, że Mak przywołuje mistrzostwa Europy i triumf Hiszpanii. O tym, że istnieje związek między tamtym sukcesem a obecnym jestem również przekonany. I podobnie chwalę Puyola, którego zbyt wcześnie wysłaliśmy na emeryturę.Kidza bardzo ciekawie analizuje postawę i dylematy Barcy. Mnie ciekawi poza wszystkim jedno: co dalej z Guardiolą? W pierwszym roku pracy wygrał w zasadzie wszystko, co było do wygrania – niejeden menedżer czeka na podobne triumfy całe życie.I jeszcze do siebie samego: o Giggsie. Piłkarz roku wybrany przez piłkarzy Premier League zawiódł pokładane w nim nadzieje. Miał grać za Ronaldo, szukać sobie wolnego miejsca w strefie między drugą linią a obroną Barcelony… Nie wyszło.

    Odpowiedz
    1. ~kidza

      Odnośnie ostatniego posta Michała Okońskiego.Nie wiem czy jest sens dywagować nad następcą SAF-a, wydaje mi się bowiem, że Szkot ma jeden cel: zdystansować odwiecznego przeciwnika, czyli Liverpool F.C. O ile jak na razie udało mu się zrównać (z tego co pamiętam) w tryumfach w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii o tyle w Europie raczej mu się nie uda. Chciałbym poświęcić nieco miejsca Manchesterowi United. Jestem pod wielkim wrażeniem niesamowitej, zabójczej formy Czerwonych Diabłów. Premiership jest mordercza ligą, nawet dla kibica, a co dopiero dla piłkarza, czy trenera. Jednak Fergie jakimś cudem trwa nadal na swojej pozycji i wierzę, że jeszcze długo nie przejdzie na emeryturę. Dla mnie Ferguson jest największym z żyjących trenerów, gdyż pomimo wielu zawirowań udało mu się tyle lat utrzymać na tak eksponowanym stołku. Niewątpliwie potęga ManU wynika z zasobności portfela właścicieli. Ferguson mógł sobie „pozwolić” na takie wtopy transferowe jak Anderson (uważam go za niespełniony talent), czy Hargreaves (gdyby nie te kontuzje byłby czołowym pomocnikiem świata). Czapki z głów przed Fergim za umiejętne połączenie doświadczenia (Giggs, van der Sar, Scholes) oraz młodości (Ronaldo, Rooney). Na Old Trafford wejdzie niedługo pokolenie młodych diabełków takich jak Macheda, czy Evans. Oni naprawdę mogą zawojować świat. Niesamowite jest to, że moi rówieśnicy (wywołani do tablicy przeze mnie Ronaldo i Rooney) to gracze niezwykle doświadczeni, którzy rozgrywają już 4-5 sezon w ManU. To jest doprawdy niesamowite. Co do indywidualnej nagrody dla Giggsa, to musisz Michale przyznać (wybacz za ten nieformalny zwrot), iż zawodnik to nieprzeciętny i pozostanie na długo w naszej pamięci. Oczywiście dostał on nagrodę za całokształt twórczości, ale tym większy szacunek dla gremium, że potrafiło zdecydować się na kontrowersyjny bądź co bądź krok. Wszystkim malkontentom chciałbym przypomnieć, że obrońca trofeum poległ dopiero w finale, z drużyną bezwzględnie najlepszą w obliczu całego sezonu.Jeśli zaś chodzi o moją ukochaną Barcelonę to chyba troszkę za wcześnie przyszedł ten sukces Guardioli, każdy następny sezon będzie bowiem porównywany do tego pierwszego i chyba jedynego. Nie mam wątpliwości, iż tylko powtórzenie tegorocznego wyczynu będzie mogło w jakikolwiek sposób dorównać tegorocznemu triumfowi. Przywołano tutaj mistrzostwo Europy dla Hiszpanów, jako czynnik, który doprowadził do takiej, a nie innej formy Barcelony. Wydaje mi się, że jest to jedno z tych twierdzeń, których prawdziwości nigdy nie będziemy mogli sprawdzić. Ja osobiście skłaniałbym się bardziej ku dwóm ostatnim sezonom, które Barca kończyła z pustymi rękoma. Przecież jeśli popatrzymy na trzon dzisiejszej Barcelony to widać gołym okiem, że z nowych nabytków tylko Dani Alves i Pique wdarli się przebojem do pierwszej jedenastki. Messi, Eto’o, Henry, Iniesta, Xavi, Puyol, Valdes, Abidal, Marquez- oni wszyscy „maczali” palce w zeszłorocznym przegranym finale, a poza obydwoma Francuzami również w tryumfie w LM 2006. Co zatem takiego sprawiło, iż Barca jest dzisiaj tu gdzie jest, bo przecież świetny skądinąd Brazylijczyk nie był w stanie podnieść drużyny przegrywającej z Realem na Bernabenu 4-1 do niedościgłego wzoru Barcy gromiącej Real 6-2. Odpowiedzi poszukiwałbym właśnie w Guardioli. Trener znający klub od podszewki, jako piłkarz legenda, jako trener konsekwentny, skromny facet dyrygujący grupą świetnych zawodników. Gdy hiszpańska prasa rozpływała się nad grą Barcelony, Pep studził emocje, mówił: „spokojnie, nic nie wygraliśmy jeszcze”. Jego opanowanie to cudowny, fantastyczny gest, szczególnie dla kogoś kto naprawdę wierzy, że Barca to mes que en club…więcej niż klub. Jakiż to kontrast dla zarozumiałego i nadętego Mourinho, który był przymierzany do roli szkoleniowca Barcy (nawiasem mówiąc bardzo cenię Portugalczyka). Wydaje mi się, że potęga Pepa to jego charyzma, skromność i znajomość Barcy, a także katalońskiej mentalności. Hiddink boleśnie obnażył braki Barcelony, przygotował genialną, destrukcyjną taktykę, nazywaną przez niektórych znawców antyfutbolem (nie powiedziałbym tego w kontekście rewanżu na SB), miał Barcę na widelcu. Doskonale pamiętam Guardiolę który w sumie pogodzony z porażką dreptał przy boksie dla trenerów i jego wyskok radości po golu Iniesty i długi bieg w kierunku zawodników. Przypomniał mi Jose Mourinho z 2004 roku po golu na Old Trafford wyrzucającym ManU za burtę LM. Głęboko wierzę, że Pep nie popełni grzechu pychy i nadal będzie kontynuował tytaniczną pracę. Jeśli ktoś ma poprowadzić Barcę do podobnych zwycięstw i nie przebalować wielkiego sukcesu jak to miało miejsce z Dream teamem Crujffa i Rijkaarda to może to być tylko Guardiola. Visca el Barca!

      Odpowiedz
      1. ~Michał Zachodny

        Cóż, ja wiem, że dla ludzi piłki, kibiców ogólnie mówiąc, trudno sobie wyobrazić Manchester czy całą ligę angielską, światowy futbol bez sir Alexa Fergusona. Mi również. Jednak też trzeba patrzeć na to, że rocznik 1941 wkrótce da mu się we znaki, jeśli już tak nie jest (jak sugeruje autor bloga). Te dyskusje zresztą pojawiają się co sezon bo ludzie nieżyczliwi (zwykle kibice Liverpoolu;) chcą by United doznali największego osłabienia – czyli emerytury legendy. Albo częściej któryś z dziennikarzy coś opatrznie usłyszy i nakręca medialną akcję. Moim zdaniem wczorajsza porażka może się przyczynić do takiej decyzji. Ja wiem, zresztą jak każdy, że Szkot uwielbia naginać granice, lubi robić coś co Anglicy nazywają 'pushing the limits’ i pewnie wygrana Ligi Mistrzów 'back to back’ była kolejny celem managera. Faktycznie, jego reakcje z końcówki spotkania były dla mnie niespodziewane bo… spokojne. Jakby był pogodzony z faktem, zmęczony tym sezonem. Nie fizycznie, choć to pewnie też w jakimś stopniu, ale bardziej psychicznie. To może mieć jakiś wpływ na jego decyzję o przejściu na emeryturę, może ją przyspieszyć. Z drugiej strony patrzeć trzeba na jego ambicję, która jest wciąż pewnie nie zaspokojona, a ten czynnik akurat może karierę trenerską Szkota wydłużyć. Bo chyba nikt nie sądzi, że ktokolwiek w Manchesterze czuje się na tyle mocny by Alexa Fergusona zwolnić, prawda?;)Co do Guardioli, to też jest to interesujące, jak trener po pierwszym roku pracy, zdobyciu wszystkiego co możliwe, ma dalej zaspokajać ambicję swoich szefów. Wiemy przecież, że rzeczą niemożliwą jest by taki wyczyn powtórzył raz, nie mówiąc o kolejnych latach – choćby nie wiem jaki miał mocny skład. Czy jeśli czegoś z Barceloną nie wygra, to zacznie się mówić o jego zwolnieniu? Przecież co jak co, ale Hiszpanie są znacznie mniej cierpliwi pod tym względem niż w Anglii… a pewnie chętnych na zatrudnienie Guardioli będzie kilku prezesów.

        Odpowiedz
        1. ~dzino

          Czy ktokolwiek sądzi, że Ferguson mógłby odjeść po porażce??? I dlaczego miałby w ogóle odchodzić? Bo przegrał ze znakomita drużyną z Barcelony?? To jest futbol. Od czterech edycji LM triumfator odpada w roku następnym w 1/8 finału. Manchester doszedł do finału. Ponadto trzy tytuły Premier League z rzędu, ponadto, półfinał, triumf i finał LM. w trzech kolejnych latach. Rzeczywiście jest kryzys, rzeczywiście Alex Twój czas się skończył. Po co te dywagacje, Ferguson nigdzie się nie wybiera!;-)

          Odpowiedz
    2. ~darek638

      Witam!Przygnebiający mecz. Mimo, że spodziewałem się porażki sądziłem, że będzie to inaczej wyglądać.Nie mogę się z tym pogodzić, że MU mistrz ligii, którą uwielbiam, przegrał z kretesem pojedynek fizyczny. Barcelona wybiegała to zwycięstwo. To oni grali pressingiem, to oni częściej się poruszali w tym elemencie MU był bez szans. Jeśli drużyna z Anglii przegrywa biegowo, praktycznie może liczyć tylko na cud a cuda to prawda w futbolu się zdarzają. To właśnie było przygnebiające. Pierwszy raz widziałem spotkanie na tym poziomie, kiedy przegrywajaca drużyna ani razu nie zagrała pressingiem w odbiorze! To wyglądało gorzej niż źle. Szczególnie jaskrawo to było widać przy kontrach MU, kiedy wydawałoby się, że po przechwycie powinni zdobyć przewagę liczebną a tu zamiast 3 na 2, no powiedzmy chociaż 3 na 3 żeby można to było nazwać kontrą jest 3 na 5 a jeszcze częściej 2 na 4 bo trzeciego w ogóle nie było, bo nie miał mocy. A Barcelona jeśli chodzi o fizykę wcale nie postawiła poprzeczki szczególnie wysoko. Schodzący w 92 minucie chwalony Iniesta miał na liczniku „przeciętne” jak na ten poziom a nawet zwykły mecz ligowy w Anglii 9,8 km. Czyli nasi chłopcy mieli jeszcze mniej…Zabrakło walki i niezbędnej chemii w zespole(nie od wczoraj). Mam wrażenie obserwując cały sezon, że tylko dzięki niezwykłemu autorytetowi sir Alexa nic w zespole nie wybuchło, że stanowili pozorny monolit. Rooney i Ronaldo to nie jest już najlepiej rozumiejący się duet na Świecie.Słowo o zwycięzcach. Grają w tym sezonie najpiekniejszy futbol jaki można sobie wyobrazić(?) jaki chciał grać zawsze Arsenal ale nie potrafił. Przy tym systemie gry gdzie obrońcy grają niezwykle wysoko jest czas przy kontrach, na poprawienie ewentualnych błędów w obronie. Obrońca może być trochę gorszy niż Vidic ale koniecznie musi szybko i znakomicie biegać. Ten system obrony zresztą wymyślił chyba właśnie Wenger .G.Piguet, nie mieszczący się w składzie MU przy tym systemie gry jest podporą Barcelony. Drugi element to pressing całą drużyną, to czym przez lata wygrywał MU.Mam wrażenie, że drużyna MU wypala się, trzeba nowych impulsów czyli zawodników, którzy natchną resztę. Symptomatyczne jest, że najbardziej walecznym zawodnikiem był odchodzący Tevez.Czekam na finał Pucharu Anglii a potem smuteczek aż do kolejnego sezonu.Pzdr.

      Odpowiedz
      1. ~leewus

        W meczu takim jak ten środowy wszystko sprowadza się do tego, kto komu narzuci swój styl gry. Przez pierwsze 10 minut wydawało, się, że minimalnie bliżej osiągnięcia tego celu są piłkarze MU, jednak gdy pierwsza sytuacja dla przeciwnika kończy się golem, to może to podciąć skrzydła. Dla mnie znamienna była sytuacja z kilku minut później, kiedy Anderson kompletnie skiksował w środku pola. Wiedziałem już, że MU mają za przeproszeniem pełno w gaciach i Barcelona ten mecz musi wygrać. Trochę szkoda, że Manchester nie podjął rękawicy, tak jak zrobiła to Barca w meczu z Chelsea na Stamford Bridge. Tam też Chelsea dyktowała warunki gry, a jednak widać było, że Katalończycy do końca będą próbować, mimo tego, że stwarzanie sytuacji strzeleckich szło im jak po grudzie. W finale widziałem piłkarzy Manchesteru z opuszczonymi głowami już w okolicach 70 minuty, a przecież kiedyś (vide finał z Bayernem) ta drużyna słynęła z tego, że walczy do ostatniej minuty. Pod koniec była już tylko frustracja, która notabene powinna zakończyć się czerwoną kartką dla Vidica bodaj w przedostatniej minucie, kiedy ewidentnie zaatakował w okropny sposób Messiego, a nie piłkę. Przynajmniej nie mam już żadnych złudzeń, że Serb jest boiskowym chamem w typie Scholesa.Wracając jednak do pierwszej myśli – obie drużyny wyszły na boisko grać swoje i okazało się, że lepiej swoje gra Barca. Zaskakujące jest dla mnie, że Ferguson nie potrafił w jakikolwiek sposób przestawić MU, żeby spróbowało innego sposobu gry, tylko do znudzenia próbowali grać tymi samymi schematami. Przypomniał mi się trochę mecz Korea – Polska, oczywiście z zachowaniem proporcji, nawet wynik był ten sam:)W każdym razie cieszę się strasznie, że wygrała Barcelona, bo po pierwsze od dziecka jej kibicuję, a po drugie mam serdecznie dosyć angielskiej hegemonii w piłce, mam nadzieję, że teraz trend się trochę odwróci. Marzą mi się półfinały LM z drużynami z czterech różnych krajów…

        Odpowiedz
    3. ~janko

      Co do poruszanej tak często kwestii Pepa i ogólnie motywacji po zwycięskim sezonie. Wydaje mi się, że nie ma co się przesadnie martwić o motywację trenera. On kocha ten zespół, więc jeden sezon to za mało żeby ugruntować pozycję drużyny wielkiej. Zjawiskowym można być przez sezon, później walczy się o bycie wielkim i niedoścignionym. Następny sezon Guardiola zacznie od zera i będzie chciał znów wszystko wygrać. To jest właśnie różnica między ludźmi związanymi z klubem i tymi, którzy są związani jedynie z sukcesem. Mourinho po zwycięstwie w LM z Porto szukał wyzwań w Anglii. Guardiola bardziej mi przypomina Fergusona. Jednorazowy sukces to będzie za mało, to mniej niż to co chce dać tej drużynie. Wszyscy liczymy na więcej.

      Odpowiedz
  13. ~fourfourtwo

    Papież to akurat pozostał supermanem do końca panie Michale. A co do Xaviego i Iniesty to dla mnie artyści. Może, żeby tak grać trzeba spacerować po skąpanym w słońcu Rambla de Catalunya , pływać w Morzu Śródziemnym, podziwiać Sagradę Familię i ,,reklamować” UNICEF, a nie AIG. Może jednak piłka nożna to coś więcej, tak jak FC Barcelona to więcej niż klub. Pozdrawiam serdeczne.

    Odpowiedz

Skomentuj ~fidain Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *