Looking for Eric

Z co najmniej trzech powodów czekam na ten film.

Po pierwsze, Ken Loach, wielki przedstawiciel kina – myślę że nie popełniam nadużycia sięgając po pojęcie z polskiego podwórka – „moralnego niepokoju” i piewca solidarności przez małe „s”. Pamiętacie „Jestem Joe”, historię działacza społecznego, prowadzącego amatorską drużynę piłkarską; anonimowego alkoholika, który dał sobie radę dzięki pomocy przyjaciół, a teraz sam gotów jest – jak pisał kiedyś na łamach „Tygodnika Powszechnego” Tadeusz Sobolewski – „oddać życie za przyjaciół swoich” i usiłuje ratować chłopca wciąganego w przestępczy świat?

Po drugie, grający tu samego siebie Eric Cantona. Pamiętacie „Play It Again, Sam” Woody’ego Allena? Legendarny napastnik Manchesteru United również pojawia się w fantazjach głównego bohatera, listonosza z poplątanym życiorysem: pomaga mu stanąć na nogi i walczyć o utraconą miłość. Ale mówi także o sobie i o swojej futbolowej przeszłości: w filmie znajduje się montaż najbardziej efektownych akcji Francuza w koszulce MU, a on wyznaje, że najwyżej ceni nie którąkolwiek z bramek, tylko podanie do Dennisa Irwina, po którym irlandzki obrońca strzelił bramkę Tottenhamowi. Futbol służy tu za metaforę: mówimy o grze zespołowej, zaufaniu do kolegów, lojalności i przyjaźni, nie o gwiazdorstwie. Niezależnie od tego, czy mamy w tym punkcie do czynienia z elementem scenariusza, czy z poglądami byłego piłkarza Erica Cantony, fraza „You must trust your team mates. Always” znajduje przecież zastosowanie nie tylko w świecie piłki nożnej.

Po trzecie, chciałbym zobaczyć naprawdę dobry film o tym, czym może być w naszym życiu futbol. Uzależnienie, wiadomo. Pasja i hobby, jasne. Czasem źródło radości, czasem frustracji, a nawet – niestety – agresji. Ale niekiedy również jakiś podskórny nurt, dający ludziom słabym i pełnym wad siłę stawania się lepszymi. Ken Loach pokazuje kibiców, którzy od lat nie byli na Old Trafford (nie stać ich: na mecz MU mogą pójść jedynie pasierbowie bohatera, których zabiera do loży VIP-owskiej lokalny bandzior) i którzy coraz częściej przenoszą swoje uczucia na FC United of Manchester, założony po przejęciu MU przez Glazerów, ale dla których futbol może się jednak wiązać z niemiłosiernie nadużywanym zdaniem Camusa o lekcjach moralności.

Dziś piąta rocznica śmierci Jacka Kuronia. Mam wrażenie, że popaprańcy z Manchesteru bardzo by mu się spodobali.

PS Jest pierwsza recenzja. Jeden z moich ulubionych dyskutantów, nth, widział już film, a tu znajdziecie jego refleksje. Nie zgadzam się tylko z ideologiczną oceną Kena Loacha (owszem, lewicuje, ale z pewnością nie jest komunistą) i jeszcze bardziej czekam na film.

12 komentarzy do “Looking for Eric

  1. ~krytyczny_polityczny

    Szlachetni Kuroń i Loach to rozumiem i to się klei. Ale Cantona, który skopał kiedyś kibica Crystal Palace? Futbol jako metafora niepełna, bo taki wątek też powinien się pojawić. Chyba że Francuz odkupia swoją winę, brata się z kibicami-proletariuszami, żałuje itd.

    Odpowiedz
  2. ~dzino

    Lalala, przepraszam, za off topic ale jest już terminarz Premier League, 15 sierpnia się zacznie;-). Tottenham na własnym stadionie z Liverpoolem. Burnley w pierwszych pięciu meczach nowego sezonu Premier League zagra z Manchesterem United, Chelsea Londyn i Liverpoolem. Będzie się znowu działo;-)

    Odpowiedz
  3. malaszkiewicz@op.pl

    Panie Michale, ja równiez od dłuższego czasu wypatruje tego ciekawego filmu (kibic MU wiec zrozumiałe), ale nie wydaje mi sie zeby film trafił do polskiej dystrybucji. Niestety. Obecnie film wyswietlany w w wielkiej brytani ale i tu w niewszystkich kinach. Z ciekawych filmów, na horyzoncie polecam przyjrzec sie „moon” z rockwellem-jedyny aktor w filmie, obraz równiez niszowy. Osobiscie zacieram raczki przed jedna wielka eksplozja, filmem który definjuje słowo „odmużdżacz”-transformers:revange of the fallen.

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Może w końcu futbol trafi na swoj moment w kinie? Bo do tej pory po prostu miał pecha. „Wielka ucieczka” jeszcze jak cię mogę, ale te dziwactwa typu Football Factory (pomijając, że piłki nie było tam prawie wcale) były po prostu żałosne. Zidane kręcony z iluś tam kamer — BOOOOOORING. Loach dobrze wróży filmowi, bo ma wyczucie społeczne.

      Odpowiedz
      1. ~http://www.angielskifutbol.blogspot.com

        Ja także uważam, że ten film w Polsce będzie trudno obejrzeć i niewiele kin go wyświetli. Może kina studenckie coś takiego pokażą. Liczę na łódzką „Cytrynę”.

        Odpowiedz
  4. ~skoolshopsowner

    Uważam że nie można stworzyć dobrego filmu o futbolu. To tak jakby mówić o miłości. Można godzinami, ale nigdy słowa nie oddadzą czystych uczuć. Prawdziwe piękno futbolu tworzy jego nieprzewidywalność, ale oglądana na żywo. Coś wymyślonego, wyreżyserowanego nigdy nie znajdzie poparcia wśród kibiców. Oglądaliście może trylogię „Goal”?? No właśnie, o tym mówię…:)Zapraszam na mój nowy blog piłkarski!www.skoolshopsowner.blog.onet.pl

    Odpowiedz
  5. ~kurek79

    Jak zwykle w umiejętny sposób łączy Pan tematy po raz kolejny pokazując, że piłka to dobry punkt wyjścia do wielu ważnych tematów. A jeśli chodzi o film, to mam nadzieję, że doczekamy się wreszcie filmu o piłce z prawdziwego zdarzenia. Dotychczasowe próby były mniej lub bardziej nieudane. Choć podobał mi się „Zwycięski gol” (jak zwykle polski tytuł chwyta za serce:))) ) z Robertem Duvallem, Michaelem Keatonem i Allym McCoistem, fajne szkockie klimaty. A fakt, że będzie to o MU jeszcze bardziej mnie zachęca.

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Tylko co to znaczy „dobry film o piłce”? Wszystkie, które wprost mowiły o futbolu okazały się porażką. Looking for Eric wygląda na film o życiu, albo jak piłka to życie układa czy wyjaśnia. Czuję się w każdym razie zachęcony, bo film o piłce wprost mnie nie interesuję, w sezonie mam takich kilka co tydzień.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Mówimy o filmach, które pokazują to, co z nami robi/może robić piłka nożna. Nie chodzi o wprowadzenie kolejnych kamer na boisko – jeśli już to raczej do szatni czy na trybuny. Piłka w grze, ale w tle. Życiowe problemy, z którymi przychodzimy na stadion albo z którymi przychodzą oni – piłkarze. Może opowieść o życiu byłego piłkarza… Widziałem wszystkie filmy, o których wspominacie. Są najczęściej banalne, niewiarygodne, podejrzanie gloryfikują kibolstwo… Cukierkowy „Gol”, hollywoodzka „Wielka ucieczka”, „Shot for glory” z, owszem, fajnym szkockim klimatem, nieźle naszkicowaną lokalnością dookoła drużyny, niezłym aktorstwem, ale jakoś zatrzymane w pół drogi. Już nie wiem, czy nie najlepsze z tego wszystkiego są dwie polskie propozycje, „Boisko bezdomnych” i… „Do przerwy 0:1”. No i piłka nożna w „Jestem Joe”, która świata nie ocala, ale pozwala mu istnieć…

        Odpowiedz
        1. ~nth

          Bez obawy proszę o ilość cukru w cukrze, gdyż film jest dobrze skomponowany i nie stara się w żadnej mierze zastępować transmisji z Old Trafford. Zatem, zgodnie z życzeniem, najwięcej samego życia, potem spraw kibicowskich a dopiero na trzecim miejscu szczypta futbolu. Ale za to jaka. Zdolny reżyser. Szkoda tylko, że tak jak wielu zdolnych i on wciąż ulega złudzeniu socjalnemu, zamiast wykorzystać swe talenty do sygnalizowania tego co rzeczywiście polepsza byt klasy robotniczej, że się tak wpiszę w stylistykę świata Kena Loacha. Co prawda jak mówią, kto nie był za młodu socjalistą ten na starość będzie kanalią. Lecz ostatecznie, Ken Loach ma już przecież lat siedemdziesiąt trzy. Może pora dorosnąć. Może pora zastosować filmową radę Cantony, że gdy jasno widać, że nie da się dryblować lewą stroną to zaskocz i po prostu spróbuj prawą. Być może zresztą reżyser już tego próbuje, gdy jego główny bohater po głośnym NIE zapowiada swym synom, że bez pracy nie będzie już dla nich żadnego jedzenia. Ale ogólnie to widać, że Loach ze szczególną troskliwością pielęgnuje wszystkie ukochane legendy swojego socjalistycznego świata. Jest ludowy klub manchesterski, jak nazywa go jeden z odszczepionych kibiców. Brak logo sponsora na koszulach. Są zdjęcia Che Guevary na szafkach pracowników pocztowych. Jest gest zaciśniętej pięści, symbol wojującego komunizmu, po udanej akcji. Swoją drogą ciekawe jak zareagują na to dziennikarze prasy postępowej. Jest w końcu i Fidel jak marzenie. Ale przede wszystkim jest pielęgnowany mit, że manchesterskich kibiców nie stać by od kilku lat choć parę razy zagościć na Old Trafford. Trudno jednak w to uwierzyć, że pracując jako listonosze nie mają funduszy na kupienie biletu. No, ale jeśli nawet tak jest, to niedawno przy innej okazji i tutaj na tym blogu dyskutowano zalety wyższych cen na mecze Premiership, które odstraszają zadymiarzy. Zresztą skoro tak chcieli chodzić na absolutnie wszystkie mecze ukochanego klubu to zrobili właśnie to co należało – założyli sobie swój własny United. Ostatecznie w 1878 pracownicy kolejowi z zajezdni na Newton Heath też zaczynali od zera. Koniec żali. Każdy ma to, na co go stać. Każdy ma swój klub. Koniec sztucznych problemów, z którymi, jak powtarzał Wasz były redakcyjny, świętej już pamięci felietonista, system socjalny mógłby bohatersko walczyć bodaj i do końca świata.Główny bohater w międzyczasie robi wszystko by uporządkować swe życie rodzinne. W 1979 nie zawahał się wydać tygodniową pensję na buty, by moc zatańczyć z najpiękniejsza dziewczyną na sali. Dziś, pomimo wzrostu cen, potrzeba tylko dniówki aby kupić bilet i dostać się na OT. Postać listonosza Erica w sumie przekonywująca. A z kolei sam pomysł i prowadzenie roli Erica Cantony bardzo, bardzo ciekawe. Prawdziwa skała i opanowanie. I humor. Zresztą cała brać kibicowska i pocztowa bardzo sympatyczna. A sceny z nimi, szczególnie te dyskusje w barze, wnoszą prawdziwe ożywienie i humor. Sama rola Cantony przypomina mi w formie występ Jeana Reno w reklamie UPS. Takie poboczne skojarzenie. Być może to także za sprawą obecnego w filmie motywu niebieskich butów i utworu Blue Suede Shoes Elvisa, którego Reno jest fanem. W samej wymowie zaś ta rola Cantony to dla mnie jakby kontynuacja kung fu na Matthew Simmonsie, kibicu i przestępcy. Dalsza walka i dla niej uzasadnienie. Zatem oglądając film nie lekceważmy postaci bandziora. No i nie wychodźmy z kina zanim nie przejdą napisy.

          Odpowiedz
          1. ~Alex

            Witam,Film jest b. dobry.A Eric jest wisienką na torcie.Ale po co czekać 1,5 roku jak jest do kupienia z 5 funciaków na Amazonie.PozdrawiamManchester United no 1 fansince 1991

  6. ~szamil

    Pierwszy raz czytam Pana bloga i bardzo fajnie i interesująco Pan pisze. Z wpisu z Jacksonem to miałem polewe pare minut, ale co do loacha sie nie zgodze. Jak najbardziej jest on lewicowcem i swietnym rezyserem. Jego Tierra y Libertad” czy „Wind that shakes the barley” to fantastyczne filmy o lewicowej stronie swiata. Komunista w rozumieniu bolszewickim=polskim go nazwać nie można na pewno. Ale komunistom w sensie europejskim na pewno. pozdrawiam i z pewnoscia nie raz jeszcze odwiedze tego bloga

    Odpowiedz

Skomentuj ~kurek79 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *